sobota, 15 września 2018

Rozdział 31: Załamanie i bezsilność


— Jak poszło? — pyta Draco, podając mi filiżankę herbaty.
Jest trzecia nad ranem, Harry, Ron i Tracy poszli spać, gdy tylko weszliśmy do domu.
— Sześciu z siedmiu zabitych — odpowiadam, popijając.
— Yaxley?
— Nie żyje. — Draco kiwa głową. — Wszystko potoczyło się gładko, ale nie wiem jak długo, szczęście będzie nam sprzyjało. Byli zdziwieni, że tam się pojawiliśmy, jednak…
— Prawdopodobnie wkrótce Czarny Pan zorientuje się, że otrzymujecie informacje o atakach, może nawet dzisiejszej nocy. Będzie szukał kreta — mówi Draco, a ja wzruszam ramionami.
— Dopóki nie znajdzie Snape’a.
W ciszy kończymy herbatę, a potem udajemy się do pokoju, aby chociaż przez kilka godzin się przespać.

~*~*~*~*~*~

Luna wpada do biblioteki, gdzie siedzę razem z Draco.
— Zebranie — mówi po prostu, zanim opuszcza pomieszczenie.
Uśmiecham się, widząc Draco kręcącego głową w stronę pustych drzwi. Przewraca oczami i oboje wstajemy.
Stajemy przy wejściu do pokoju zebrań w tym samym momencie co Ron i Tracy. Niezręczność tej sytuacji niemal zatrzymuje mnie w pół kroku. Zajmujemy swoje miejsca, a sekundę później dostrzegam pana Lovegood siedzącego na parapecie.
— Vol- Sami-Wiecie-Kto jest wkurzony — mówi Harry, przyciągając naszą uwagę.
— Hary?
— Wszystko w porządku, mam to pod kontrolą — uspokaja. — Sami-Wiecie-Kto całkowicie oszalał. Myśli, że wśród nich jest kret. Zabił Śmierciożercę, który uciekł, ponieważ sądził, że to przyczyna jego ucieczki. Nawet nie ma „satysfakcji” z torturowania swoich, aby wydobyć informacje. Depczemy mu po plecach.
— To dobrze, prawda? — pyta Tracy.
— Tak i nie — odpowiada Ron, patrząc na Harry’ego. — Bardziej prawdopodobne jest, że popełni błędy, ale dołoży wszelkich starań, aby zrozumieć, dlaczego giną jego ludzie.
Harry przytakuje smutno.
— Zaplanował kilka ataków, aby nas przyciągnąć. Sterta ciał… — głos Harry’ego zanika.
— Nic na to nie poradzimy — oświadcza Draco, a oczy Pottera wbijają się w niego, konflikt wisi w powietrzu.
— Nie możemy pozwolić im umrzeć — mówi Harry z pasją. — Zostawić, aby umarli za nas.
— Jeśli tam pójdziesz, nie będziesz jedynym, który umrze — naciska Draco. — Umrzemy razem z tobą, łącznie z tymi, których próbujesz ocalić swoją głupotą.
Kładę rękę na ramieniu blondyna.
— Draco — mówię cicho.
— Nie pozwolę ci umrzeć przez głupią misję — szepcze, po czym wstaje i przechodzi do kąta, aby się uspokoić.
— Nienawidzę tego mówić, ale Malfoy ma rację, stary — mówi Ron.
Na twarzy Harry’ego maluje się zdrada, gdy patrzy na przyjaciela.
— Nie możecie mi zakazać tam iść — odpowiada, a jego słowa brzmią pusto.
— Umrzesz, jeśli to zrobisz — oświadcza Luna stanowczo, nie okazując wycofania, gdy jego oczy przenoszą się na nią. — I jeśli chcesz, mogę ci utrudnić udanie się tam. Twoja śmierć spowoduje, że kraj rozpadnie się w ciągu kilku tygodni. Nie możesz tam iść. Wiem, jak bardzo jest to dla ciebie trudne, ale właśnie takie powinno być. Widziałam te ataki, zanim je zaplanowałeś. To właśnie był powód, dlaczego o nich nie mówiłam.
— A co z Zakonem? — pyta Tracy. — Mam na myśli to, że nie możemy walczyć, ale może ktoś inny?
Luna uśmiecha się do niej.
— Tak, możecie poinformować Zakon — przyznaje Luna. — Ale musieliby wziąć jedenaście osób, albo całkowicie odpuścić. Jeśli nie mogłoby iść ich tak wielu, to lepiej niech będą gotowi na kolejne walki. Gdybyśmy stracili za dużo osób… ostateczny triumf byłby o wiele trudniejszy.
Harry kiwa głową, a grupa wzdycha. Draco momentalnie pojawia się obok mnie. Chłopcy wymieniają spojrzenia, przytakują i zapominają o konflikcie. Ręka Draco łapie moją dłoń.
— Teraz, gdy wszystko zostało wyjaśnione — zaczyna Luna — musimy zaplanować kolejny atak.
— Kiedy? — strzela Ron.
— Najprawdopodobniej za dwanaście dni, ale waham się między dziesięć a siedemnaście.
— Między dwudziestym piątym sierpnia a pierwszym września? — pytam, na co blondynka przytakuje.
— W tym ataku będzie brało udział piętnastu do dwudziestu dwóch śmierciożerców — wyjaśnia Luna.
— W co celują? — pyta Ron.
Smutek pojawia się na twarzy dziewczyny, ale nie odwraca wzroku od rudzielca.
— W rodzinę — mówi. — Nie możemy ich ostrzec, ponieważ na dobre stracimy Dołohova. Jeśli nie pozbędziemy się go teraz, będzie uczestniczył w ostatniej bitwie i nas zabije. Jeżeli pojawi się w finalnej walce, nasze szanse na sukces spadną do 19%. Pojawicie się tam i będziecie walczyć z zagrożeniem, tak jak dotychczas. Nie możemy sobie pozwolić na odstępstwa.
— Co to za rodzina? — szepcze Ron.
— Weasleyowie — oświadcza Luna, wciąż nie odwracając wzroku.
Ron osuwa się na krześle.
— Ja… ja… muszę ich ostrzec… ja. — Przepełnione przerażeniem, niebieskie oczy Rona spoglądają w górę i na nas. — Muszę — szepcze.
Luna jest jedyną osobą, która nawiązuje z nim kontakt wzrokowy. Wyraźnie widzimy ból wibrujący w kryształowo niebieskich oczach. Boli samo patrzenie na niego.

~*~*~*~*~*~

Widziałam takie oczy. Zabraliśmy ze sobą George’a, aportując się do Forest of Dean. Wciąż trzymał rozłożone ręce, jakby chciał chwycić swojego bliźniaka. Postanowiłam wyleczyć małe skaleczenia po tym, jak zmusiłam go do siedzenia na krześle. Harry zniknął w swoim pokoju, rzucając zaklęcie wyciszające. Nie pojawi się do następnego dnia.
Ron opierał się o ścianę namiotu, krzyżując ręce na piersi. Mówił coś do George’a, ale ten nie kontaktował, więc Ron westchnął i odszedł.
Popatrzyłam na George’a, gdy skończyłam leczenie. W jego niebieskich oczach dostrzegłam ból. Nie widział mnie, tylko swojego zmarłego brata. Fred nie był pierwszym z Weasleyów, który odszedł. Ginny zmarła sześć miesięcy temu, a Artur pięć. Jednak ta strata najbardziej go dotknęła.
Siłą otworzyłam mu usta i podałam trochę eliksiru słodkiego snu. Przy najbliższej okazji mieliśmyy zaopatrzyć się w składniki do eliksirów, ponieważ nasze zapasy się kurczyły.
Pomogłam George’owi położyć się do łóżka. Jego oczy nadal były przepełnione bólem. Wpatrywałam się w niego przez dłuższą chwilę, a potem wyszłam na patrol.
Rano George zniknął. Przeszukałam namiot, rzucając zaklęcia diagnostyczne, by znaleźć oznaki magii w okolicy. Wpatrywałam się w pusty las, kiedy obok mnie stanął Ron. Położył rękę na mych plecach.
— Odszedł — wyszeptałam.
— Wiem — odpowiedział, a ja odwróciłam się w jego stronę, szukając odpowiedzi. — Nie mógł pogodzić się z tym, co stało się z Fredem. Stracił swoją nadzieję, więc wziął ze sobą tyle, ile zdołał unieść i poszedł przed siebie.
— Ale…
Ron przyciągnął mnie do swojej piersi.
— Nic na to nie poradzimy —  powiedział po prostu.
Trzymał mnie przez chwilę, po czym wszedł do namiotu.

~*~*~*~*~*~

— Chodzi o to, że albo teraz zagrożą twojej rodzinie, albo przegramy wojnę i później ich stracisz — mówi Luna stanowczym głosem, wciąż nie tracąc kontaktu wzrokowego.
— Nie możesz mnie o to prosić — odpowiada Ron drżąco. Gdzieś tam głęboko w nim jest siła, jednak ból, który go ogarnia, przejmuje stery.
— To niesprawiedliwe — dodaje Luna — ale tak właśnie wszystko musi się potoczyć.
— Czy oni umrą? — szepcze.
— Jest kilka rzeczy, które możemy zrobić, aby zmniejszyć straty.
— Jakie? — Oczy Rona patrzą na nią, błagając o sposób uratowania jego rodziny.
— Pozwólcie mi wyjaśnić — Luna zwraca się do nas wszystkich — nikt z Weasleyów nie może zostać poinformowany o ataku. Żadne z nich nie może opuścić terenu przed bitwą. Powinni zachować swą rutynę. Jeżeli o czymkolwiek się dowiedzą, na zawsze stracimy Dołohova. To nasza jedyna szansa. Jedyna.
Stanowczość głosu blondynki, sprawia, że przechodzi nas dreszcz. Siedzimy zagubieni we własnych myślach, zanim znowu się odzywa.
— Ron, potrzebujesz sposobu, aby udowodnić swojej rodzinie, że ty to ty i wyjaśnić im sytuację w niecałe pięć minut. Teleportujecie się tam trzy minuty przed atakiem. Ani minuty wcześniej, żeby pani Weasley zorientowała się, że ktoś z jej dzieci zniknął. To oznacza, że musimy oczekiwać dnia, o którym mowa, czekając aż powiem, że to już.
— W tej bitwie wezmą udział dwaj z naszej listy: Antonin Dołohov i Fenrir Grayback. Będzie im towarzyszyć duża grupa śmierciożerców. Weaaleyowie będą mieli wsparcie, co bardzo im pomoże. Szanse zgonów są stosunkowo niskie.
— Dołohov jest mój — warczy Tracy.
Harry kiwa głową, a Ron wciąż wygląda na zagubionego we własnych myślach.
— To pozostaje Grayback — dodaję.
— I właśnie dlatego tutaj jestem — mówi pan Lovegood, stając na nogach i podchodząc do przodu. — Pan Grayback jest wilkołakiem. Mamy szczęście, ponieważ pełnia będzie za trzy dni. Prawdopodobny atak będzie miał miejsce w środku cyklu. Trzydziestego pierwszego dnia miesiąca księżyc będzie w nowiu, więc jego wilcza natura nie będzie się objawiała.
— Wilcza natura? — pytam.
— Jak rozumiem, mieliście profesora, który był wilkołakiem? — dodaje pan Lovegood.
— Tak i przyjaciela — informuje Harry, a mężczyzna kiwa głową.
— Być może zauważyliście, że wraz z pełnią był bardziej poruszony, zaborczy. Wynika to z tego, że wilk ujawnia się dzięki bliskości księżyca, podobnie jak plaża przyciągająca fale.
Pan Lovegood milknie, patrząc w dal, za ściany wokół nas. Po chwili kręci głową i rozgląda się po nas, którzy wciąż nie rozumiemy jego słów.
— Aby lepiej zrozumieć wpływ wilka, musicie zrozumieć wilczą naturę. Co wiecie o wilkach? — pyta grupę.
— Wilki pochodzą od psowatych — cytuję. — Żyją i polują w stadach od sześciu do dziesięciu osobników. Nie jedzą powściągliwie. Jeden osobnik może zjeść dwieście funtów mięsa.
— Wicze stado jest ustalane według stałej hierarchii, z dominującym samcem na czele i jego partnerką tuż za nim. Zwykle ten samiec i ta samica są jedynymi w stadzie odpowiedzialnymi za wychowanie potomstwa — reszta stada pomaga dbać o szczenięta.
— Komunikują się przez wycie i z reguły są terytorialne. Wilki i ludzie mają swoją długą historię — kończę.
— Bardzo dobrze. —Pan Lovegood się uśmiecha.
— Dziesięć punktów dla Gryffindoru, panno Granger — Draco szepcze mi do ucha, sprawiając, że się rumienię.
— Historia pełna nieustannych walk jest prawdziwym powodem tego, że wilki trudno się przystosowują i nie są skłonne do pokłonienia się drugiemu, ale także komukolwiek kto chociaż przez chwilę posiada ciało. Pominiemy to, ponieważ pan Grayback nie ucierpiał z powodu człowieka, tylko ugryzł go wilk, a raczej demon wilka — mówi pan Lovegood, zaczynając krążyć, nim kontynuuje: — Wiemy, że wilki są istotami społecznymi, terytorialnymi i łowcami. Gdyby pan Grayback całkowicie oddał się zmysłom wilka, szukałby stada i partnera, preferując surowe mięso, polowałby na jedzenie, a nie dla zabawy. Ale nie robi tego. Zbiera swoje stado, jednak przepełnia go żądza krwi. Szuka stada, które spowoduje większe zagrożenie, nie dla socjalnej integracji. Nie jest wilkołakiem, którego przepełniają wilcze instynkty, tylko mordercą o sile i zmysłach wilka.
Pan Lovegood przerywa i szczypie się w nos.
— Czy on zawsze taki był? — pyta Tracy cicho.
Grayback budzi obawy wśród magicznej społeczności z powodu żądzy krwi i zabijania dla sportu. Znawca stworzeń patrzy na nią.
— Być może — mówi. — Niektórzy podejrzewają, że tak było, zanim się przemieniał, ale podczas moich podróży natknąłem się na historię, która prawdopodobnie dotyczy niego. Był chłopiec, który wiosną odwiedził Rosję wraz ze swoją rodziną. Pewnej nocy do ich chaty włamał się wilkołak. Zabił całą rodzinę i ciężko ranił chłopca, który leżał godzinami, prosząc o pomoc. Kiedy został odnaleziony, uzdrowiono go i odesłano do Wielkiej Brytanii, skąd pochodziła jego rodzina. Wuj zajął się nim, ale miesiąc później chłopiec przemienił się.
— Odtąd każdego miesiąca zamykano go. Jego ciało pękało podczas każdej próby ucieczki. Pomimo tego żył. W siedemnaste urodziny uciekł. Jego rodzina prawdopodobnie go kochała i zamykała dla jego własnego dobra, ale to jest niejasne. Wiadome jest, że znalazł partnerkę. Była najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widział. Zaczarował ją, ale nigdy jej nie opowiedział swojej historii.
— Po tym jak zyskał partnerkę, zaczął tracić poczucie własnej wartości. Wilki nie są stworzeniami, które mogą żyć samotnie i bez stada, dlatego nieustannie obawiał się, że ktoś skrzywdzi jego partnerkę. Nadal nie powiedział jej, że jest wilkołakiem. Jego brat przyszedł z wizytą, powodując chaos. Pełnia miała być następnego dnia.
— W chwili, gdy wszedł do domu swej partnerki, zapach jego brata wypełnił zmysły wilkołaka i sprowadził go do momentu, gdy stracił rodzinę. Mężczyzna nazwał go wilkołakiem, gdy partnerka próbowała wstawić się za nim.
— Powiedziała, że to dobry człowiek, jednak tamten roześmiał się jej w twarzy, mówiąc, że człowieczeństwo jego brata to farsa i udowodni jej, jaki potwór drzemie gdzieś w środku niego. Wilkołak zaatakował brata, nie dając mu szans do obrony i pozostawiając w krwistej kałuży, tak jak rodzinę, którą kiedyś zabił. Wilkołak nie był usatysfakcjonowany tym widokiem, więc taki sam los spotkał jego partnerkę.
— Niektórzy twierdzą, że załamał się, gdy jego rodzina została zabita. Inni mówią, że żył z klątwą i rodziną, która zamykała go, wiążąc łańcuch na szyi. Są też teorie, że jego partnerka była spokrewniona z potworem, którego nienawidził. Zastanawiające jest także to, czy to wszystko zaczęło się od niego. Słyszałem także o miasteczku w Finlandii, gdzie grasował morderczy wilkołak żądny krwi.
Pan Lovegood kończy i siada na krześle z wysokim oparciem.
— Nie jestem pewien, dlaczego pan Grayback jest taki, panno Davis — mówi pan Lovegood. — Ale wiem, jak możecie go pokonać.
To przyciąga uwagę walczących osób. Ron zdaje się ogarnąć sytuację. Determinacja wypełnia jego oczy.
Rozglądam się po grupie. Tracy i Harry pochylają się do przodu, Luna siada na krześle, uśmiechając się lekko na podekscytowanie jej ojca, ale nadal wygląda smutno. Draco słucha uważnie, siedząc u mojego boku. Koła zębate kręcą się w jego umyśle, gdy dostaje sugestie.
Zaplanujemy, przećwiczymy, ale na końcu i tak musimy mieć nadzieję, że to wystarczy.

________

Witajcie :) w sobotnie popołudnie publikuję kolejny rozdział opowiadania. Zapewne po przeczytaniu jego treści z niecierpliwością oczekujecie na następny, jednak musicie uzbroić się w cierpliwość, ponieważ w najbliższym tygodniu pracuję na drugie zmiany, więc co za tym idzie będę miała bardzo utrudniony i momentami wręcz niemożliwy dostęp do komputera, więc z góry przepraszam, jeśli się nie wyrobię na przyszły tydzień.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!

2 komentarze:

  1. Masz rację. Już nie mogę się doczekać następnej publikacji C:

    Naprawdę fajny rozdział. Strasznie zaciekawiła mnie ta historia o Greybacku.
    Ostatnio dużo jest planowania i akcji, więc bardzo podobają mi się te nieliczne momenty Draco-Hermiona. W istocie urocze. Trochę się boję, co zrobi Ron. Mam nadzieję, że nic niemądrego.

    Zmęczenie każe mi iść spać, więc tutaj skończe. Przy następnym rozdziale postaram się zostawić obszerniejszą notkę. Bardzo doceniam twoją pracę. Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się szybko dodać kolejny rozdział, jednak nic nie obiecuję.
      Przyznam szczerze, że byłam bardzo zaskoczona tą historią. Momenty dramione mają swój urok i chyba właśnie dlatego tak lubię to opowiadanie. Ron już troszkę dojrzał, więc z pewnością będzie rozważnie podejmował decyzje.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy