Draco spędził następny tydzień w swoim
laboratorium, pracując nad eliksirami i robiąc notatki. Większość mikstur była
żmudna, ale lubił to; lubił mieć pewność, że wszystko zostało zrobione tak, jak
powinno. Lubił tę kontrolę. To, czego nie lubił, to brak kontroli, zwłaszcza
nad uczuciami do pewnej czarownicy mugolskiego pochodzenia. Więc pracował
dalej, starając się być zajętym. Niezliczoną ilość razy prawie wstąpił do
Ministerstwa, by się z nią przywitać, ale przemyślał to. Ich randka podczas
lunchu zakończyła się całkiem nieźle i nie chciał tego zepsuć, przeszkadzając
jej w pracy. Za każdym razem, gdy wchodził do mieszkania, szukał jej, i nie
wiedział, czy przeszkadza mu fakt, że był rozczarowany, nie widząc jej.
Blaise wpadał i dotrzymywał mu
towarzystwa prawie codziennie podczas lunchu. Jak w zegarku, Draco usłyszał
dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi wejściowych. Spojrzał na zegar i
zrozumiał, że już jest południe. Odłożył pióro i wyszedł z laboratorium, by
porozmawiać ze swoim przyjacielem.
— Widzę, że straciłeś umiejętność
pukania — powiedział lekko Draco.
— Wiesz, że wpadnę, więc po prostu nie
widzę takiej potrzeby — wyjaśnił Blaise, opadając na kanapę Draco i kładąc
stopy na nowo nabytym stoliku do kawy.
— Hej! Zdejmij z niego te brudne buty,
to mahoń! — powiedział Draco, podchodząc i lekko popychając nogi Blaise’a, aż
ten je zdjął.
Blaise zachichotał, gdy Draco zaczął
polerować to miejsce swoją koszulą.
— Wychowałeś się w stodole czy jak?
Blaise wzruszył ramionami.
— Nie, wychowałem się w zamku.
Draco zignorował go i spojrzał na
stół.
— Myślę, że jest w porządku. — Po czym
zerknął na przyjaciela, mrużąc oczy. — Zdejmuj buty, Zabini.
Blaise przewrócił oczami, robiąc, co
kazał, i lewitując buty tak, że znalazły się w pobliżu drzwi.
— Zadowolony?
Draco skinął głową, wchodząc do
kuchni, by zrobić sobie kanapkę.
— Hej, skoro już tam jesteś, zrobisz
też dla mnie? — poprosił Blaise z kanapy.
— Wyglądam na twoją żonę? Jak chcesz
kanapkę, to przyjdź i sobie zrób — powiedział.
Jęcząc sarkastycznie, Blaise dołączył
do Draco w kuchni, gdzie nałożył trochę mięsa i sera na chleb.
Przenieśli swój lunch na stół jadalny;
Blaise wiedział, że Draco nie zje nigdzie indziej. Jedli w przyjacielskiej
ciszy, dopóki Blaise nie powiedział:
— Słyszałem, że dzisiaj jest dzień, gdy
twój staruszek zostanie uwolniony.
Draco tylko wzruszył ramionami.
— Jak myślisz, co zrobi ze swoją na
nowo odkrytą wolnością? — zastanawiał się Blaise.
— Nie wiem i, szczerze, nie obchodzi
mnie to. Dopóki zostawia mnie w spokoju, może robić, co mu się żywnie podoba —
odparł chłodno Draco.
— Byłeś we dworze, odkąd się
wyprowadziłeś?
Draco skinął głową.
— Kilka razy na prośbę matki. Ojciec
za każdym razem przebywał w innej części posiadłości i nie musiałem go
spotykać.
Minęło kilka chwil, zanim Blaise
powiedział:
— Zastanawiam się, czy wyjedzie gdzieś
na jakiś czas… Zastanawiam się…
— Możemy zmienić temat? — zaproponował
ponuro Draco.
— Jasne. Jak się miewa Granger? —
zapytał Blaise, wiedząc, że to prawdopodobnie kolejny temat, na który jego
przyjaciel nie chciał rozmawiać. Zrozumiał, że trafił w sedno, gdy Draco na
niego spojrzał.
— Nie wiem, nie rozmawiałem z nią od
naszego spotkania na lunch w zeszłym tygodniu.
— Może wyślesz jej sowę i zapytasz,
czy chciałaby się znowu spotkać? — zasugerował Blaise.
— Dlaczego cię to obchodzi? — rzucił
zirytowany Draco.
— Bo wiem, że o niej myślisz. I wiem,
że nie miałbyś nic przeciwko, gdybyś znowu ją zobaczył — wyjaśnił spokojnie.
Draco westchnął.
— Może czas wracać do pracy? — powiedział,
zmieniając temat.
Blaise spojrzał na zegarek i wzruszył
ramionami.
— Mam jeszcze kilka minut.
— A jak ci idzie w pracy?
— Całkiem nieźle. Robię to dla zabawy,
a nie dla pieniędzy, i prawdopodobnie dlatego, że lubię — powiedział, mówiąc o
swojej pracy edytora w Proroku Codziennym.
Draco skinął głową, kończąc kanapkę.
— Wiesz, co musisz zrobić… — zaczął
Blaise.
— Jeśli powiesz: Granger, uderzę cię — ostrzegł Draco.
— Chciałem powiedzieć, że powinieneś
mieć zwierzaka. Chociaż uważam, że to interesujące, że automatycznie pomyślałeś
o Granger — dokończył Blaise, chichocząc i potrząsając głową.
— Zwierzaka? Po jaką cholerę miałbym
mieć zwierzaka? — zapytał Draco.
— No cóż, nie masz już nawet sowy,
skoro te, których używałeś, należą do twojego ojca. Powinieneś mieć swoją. A
może kota — rozważał, zastanawiając się nad tym pomysłem. — Tak, widzę cię z
kotem.
— Blaise…
— Białym. Możesz go nazwać Śnieżek —
powiedział Blaise, dobrze się bawiąc.
Draco nie mógł powstrzymać chichotu.
— Zamknij się i wracaj do pracy.
— Dobrze, dobrze. Idę. Do zobaczenia
jutro — mruknął, wstając i zakładając buty.
— Nie, jeśli rzucę zaklęcia, aby twój
tyłek nie mógł się tu dostać — powiedział drwiąco Draco.
— To boli, Malfoy. Po tym wszystkim,
co zrobiłem — oświadczył poważnie Blaise.
Posłał Draco uśmiech, zanim wyszedł.
Draco zachichotał, myśląc o swoim
przyjacielu. Przelewitował naczynia do zlewu, po czym wrócił do pracy, tyle że
teraz, dzięki Blaise’owi, zastanawiał się, jakiego zwierzaka powinien kupić.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
— Rosie, chcesz iść na zakupy z
mamusią? — zapytała Hermiona.
Rose sapnęła i powiedziała:
— Tiak! Buciki?
— Tak, kochanie, śmiało załóż buty.
Mamusia za chwilę będzie gotowa, dobrze?
— Dobla! — powiedział maluch, biegnąc
po buty.
Hermiona sprawdziła swoją listę
zakupów na Ulicy Pokątnej, a kiedy Rose wróciła z butami w dłoniach, pomogła
córce je założyć przed wyjściem.
Gdy weszły na brukowany chodnik, Rose
natychmiast zaczęła powtarzać:
— Mama, sówka? Mama? Sówkiii? Zobacymy
sówkę?
— Tak, niedługo pójdziemy zobaczyć
sowy, ale najpierw mama musi kupić kilka rzeczy, dobrze? Musisz być cierpliwa.
— Dobla — powiedziała Rose.
— Chcesz iść czy jechać w wózku? —
zaproponowała córce.
Teraz, gdy były w magicznym świecie,
trzymała zmniejszony wózek w swojej torebce, ale wiedziała, że w razie potrzeby
może go wyjąć w mgnieniu oka.
— Chodzić! Rącka? — spytała Rose,
chwytając palce matki.
Hermiona szła z Rose, która uwielbiała
zaglądać we wszystkie witryny sklepowe. Przez to wyprawa na zakupy trwała dwa
razy dłużej, ale z radością patrzyła na twarz córki, która ekscytowała się
małymi rzeczami, jakie dostrzegała.
Hermiona zakupiła rzeczy z listy,
która zawierała pergamin, pióra, atrament; kupiła także trochę ubrań dla Rose,
która wydawała się rosnąć zbyt szybko jak na jej gust.
Zgodnie z obietnicą, przed opuszczeniem
Ulicy Pokątnej, wstąpiły do sklepu zoologicznego. Weszły do środka, a Rose
podbiegła do klatek, rozmawiając ze wszystkimi zwierzętami, jakby były jej
najlepszymi przyjaciółmi.
— Co mogę podać, kochanie? — zapytała
ekspedientka, która, jak Hermiona się dowiedziała, miała na imię Helen.
— Może trochę sowich przysmaków? —
powiedziała Hermiona, uśmiechając się do starszej kobiety.
— Oczywiście, zaraz przyniosę —
odparła Helen, wchodząc na tyły sklepu.
Zadzwonił dzwonek nad drzwiami i
Hermiona odwróciła się, by zobaczyć, kto wszedł i upewnić się, że Rose nie
wybiegła na zewnątrz. Była zaskoczona, widokiem Draco i wstrząsem w żołądku,
który miał miejsce za każdym razem, gdy go spotykała.
— Malfoy — powiedziała. — Jestem
zaskoczona, że cię tu widzę.
Uniósł brew i uśmiechnął się do niej.
— Cóż, ja też jestem zdziwiony, że tu
jesteś.
Hermiona zachichotała nerwowo.
— Zwykle wpadamy tu po zakupach. Rose
uwielbia patrzeć na zwierzęta, zwłaszcza na sowy. — Wskazała Rose, która
właśnie opierała się o klatkę z sową, rozmawiając z płomykówką, próbującą
zasnąć.
— Rose, kochanie, może zostawisz tę
sowę w spokoju. Ona próbuje zasnąć. Cii — powiedziała.
— Cii — szepnęła córka, naśladując ją
i wycofując się od klatki. Odwróciła się, by pójść do matki, ale wtedy zobaczyła
Draco. Sapnęła i podbiegła do niego, owijając ramiona wokół jego nóg. — Mój! —
powiedziała radośnie.
Hermiona otworzyła usta.
— Och, Rose. Nie powinnaś…
— W porządku — powiedział Draco,
uśmiechając się do dziewczynki. — Właśnie to zrobiła, gdy spotkaliśmy się
pierwszy raz. Myślę, że to nasza tradycja.
Kiedy Rose puściła jego nogi, kucnął,
by mieć oczy na wysokości jej; jego kolano uderzyło o brudną podłogę sklepu,
ale wydawało się, że go to nie obchodzi.
— Rose, myślę, że nadszedł czas, abyś
nazywała mnie inaczej niż „mój”. Mam na imię Draco. Możesz powtórzyć? Dra-co? —
zaproponował.
— Daco! — powiedziała Rose, obejmując
ramionami jego szyję w uścisku.
— Cóż, bardzo blisko — zachichotał,
klepiąc ją po plecach.
Rose puściła jego szyję i spojrzała na
matkę.
— Mama, Daco! — oświadczyła, wskazując
na niego.
Hermiona uśmiechnęła się.
— Tak, kochanie, wiem. — Zerknęła na
Draco i zapytała: — Więc, jakiego zwierzaka masz?
Wstał, wyczyścił nogawkę spodni i
spojrzał na nią.
— Cóż, niedawno kupiłem szczeniaka i
miałem nadzieję, że w tym sklepie będzie można kupić artykuły dla psów —
powiedział z nadzieją.
— Och — bąknęła Hermiona, zaskoczona,
że Draco Malfoy miał szczeniaka.
Właścicielka sklepu wróciła, wręczając
Hermionie pudełko sowich przysmaków. Kiedy Hermiona położyła czarodziejskie
monety na ladzie, starsza kobieta pomogła Draco zebrać wszystko, czego
potrzebował, a Rose mu towarzyszyła. Wrócił na front sklepu z ramionami
wypełnionymi towarem.
— Nie żartowałeś, gdy mówiłeś, że masz
szczeniaka… Masz go od dzisiaj? — zapytała Hermiona.
Draco położył zakupy na ladzie, po
czym odwrócił się do niej.
— Tak, od popołudnia. Nie zdawałem
sobie sprawy, że psy potrzebują tylu rzeczy — powiedział.
Ekspedientka wyliczyła należną kwotę i
Draco zapłacił, po czym lewitowała wszystkie rzeczy i zmniejszyła je tak, by
wleciały do torby sprzedażowej.
— Proszę bardzo, kochanie —
powiedziała, podając mu torbę.
— Dziękuję, Helen. Z pewnością wpadnę,
gdybym czegoś jeszcze potrzebował — rzekł, posyłając jej uśmiech.
— Kiedy tylko chcesz, kochanie, kiedy
tylko chcesz — mruknęła, uśmiechając się do niego, zanim zwróciła uwagę na
innego klienta, który właśnie wszedł.
Draco odwrócił się do Hermiony i
powiedział:
— Cóż, powinienem wracać, żeby
sprawdzić, jak się ma pies i zastanowić się, gdzie upcham te wszystkie rzeczy.
Hermiona kiwnęła głową.
— Tak, a jeśli jest sam,
prawdopodobnie będzie psocił.
Spojrzał na nią z ciekawością.
— Co masz na myśli?
— Szczeniaki lubią odkrywać i
przeżuwać różne rzeczy i, cóż, zwykle przydarzają im się wypadki w domu, jeśli
nie są wyszkolone — wyjaśniła po prostu, zauważając, że Draco zbladł na tę
informację.
— Och… chyba będę musiał zobaczyć,
jakie niespodzianki na mnie czekają — powiedział.
Znowu ukląkł i zwrócił się do Rose:
— Do zobaczenia później, Bąbelku.
Powiedz mamie, że po kolacji planuję zabrać psa do parku przy sklepie z
kanapkami, jeśli chcecie się z nim spotkać. — Spojrzał na Hermionę i mrugnął do
niej.
Jej żołądek znowu wywinął koziołka.
— Zobaczymy — mruknęła z wahaniem.
Draco skinął głową i powiedział:
— Na razie, panie.
Po czym obrócił się w miejscu i
aportował się z pyknięciem.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Po kolacji tego wieczoru Hermiona
zastanawiała się, czy powinna zabrać Rose i iść do parku, i skończyła, mówiąc
do siebie podczas zmywania naczyń:
— Kocha park i w sumie nie chodzimy
tam tak często, więc będzie to miła odmiana. Kocha też zwierzęta, zwłaszcza
króliki, sowy, szczenięta… a Malfoy akurat ma szczeniaka… Ale nie chcę dawać mu
złudnych nadziei, bo nie idę tam dla niego. Pewnie i tak pomyśli, że jest
inaczej, więc po prostu muszę mu to wytłumaczyć… Dobrze, więc park, szczeniak,
a potem huśtawki, jeśli będzie czas…. Pewnie tego pożałuję… — Osuszyła ręce
ręcznikiem kuchennym i zawołała: — Rose, załóż buty. Idziemy do parku!
— Huuuuuuuula! Chodźmy!
Draco zajęło więcej czasu, niż się
spodziewał, żeby pójść do parku z tym małym kłębkiem futra. Maluch cały czas
wszystko obwąchiwał, zatrzymując się co kilka stóp, żeby sikać lub przeżuwać
swoje znaleziska. Nie był pewien, czy Hermiona w ogóle przyjdzie, ale chciał
być tam o przyzwoitej godzinie, tak na wszelki wypadek. Po dziesięciu minutach
i przejściu tylko jednej dzielnicy, podniósł psa i ruszył do parku szybszym
tempem. Kiedy tam dotarł, rozejrzał się dookoła i starał się nie być
rozczarowany, gdy jej nie dostrzegł. Przypomniał sobie, że nie powiedziała, że
są umówieni… po prostu miał nadzieję.
Puścił psa na trawę i chodził z nim,
węszącym dookoła, a sam miał czas na myślenie. Już chciał zrezygnować z
czekania na nią i wrócić do domu, kiedy usłyszał w oddali znajomy głos.
Rozejrzał się i zauważył Rose, biegnącą tak szybko, jak tylko maluch potrafi
biec, z wyciągniętymi rękami i uśmiechem na twarzy. Hermiona szła za nią i z
łatwością była w stanie nadążyć, będąc w odległości zaledwie kilku stóp od
córki. Dopiero gdy Rose podeszła bliżej, usłyszał, co mówi.
— Daco! Piesek! Daco! Piesek!
— Hej, Bąbelku — powiedział, kiedy
podbiegła do niego i przytuliła się do jego nóg. — Widzę, że przekazałaś mamie
wiadomość?
— Piesek? — zapytała, wskazując na
psa, który właśnie próbował na nią wskoczyć.
Draco złapał szczeniaka i trzymał go w
nadziei, że nie skrzywdzi Rose.
— Tak, to jest mój szczeniak. Jest
bardzo podekscytowany tym, że cię widzi. Możesz go pogłaskać, jeśli chcesz.
Rose z wahaniem wyciągnęła rękę i
poklepała psa po głowie. Została polizana po palcach, a potem zwierzak
wyskoczył z ramion Draco i zaczął lizać ją po twarzy, sprawiając, że się śmiała
i piszczała. Po upewnieniu się, że nie robi jej krzywdy, Draco wstał i podszedł
do Hermiony.
— Przyszłaś — powiedział.
Hermiona skinęła głową.
— Tak. Rose naprawdę chciała poznać
szczeniaka — odpowiedziała, jej policzki lekko się zaróżowiły.
— O tak. Szczeniak — drażnił się.
Hermiona przez chwilę obserwowała, jak
jej córka bawi się radośnie z psem, zanim zawołała:
— Skąd go wziąłeś? Mówiłeś, że masz go
od dzisiaj, prawda?
Draco skinął głową.
— Szedłem w kierunku Dziurawego Kotła
i natknąłem się na pudełko z napisem „Szczeniaki za darmo”. Zajrzałem do środka
i ten maluch był jedynym, który został. Mój przyjaciel, Blaise Zabini, może go
pamiętasz? — Skinęła głową, więc kontynuował: — Niedawno powiedział, że
powinienem mieć zwierzaka. Pomyślałem więc, że wezmę tego małego futrzaka.
Wzruszona Hermiona uśmiechnęła się do
niego.
— To naprawdę urocze. — Uklękła i
wyciągnęła rękę, aby pies mógł ją powąchać, zanim pogłaskała jego plecy, co
spowodowało, że szczeniak położył się i odsłonił swój brzuszek. Hermiona
roześmiała się, głaszcząc go. — Ma jakieś imię? — zapytała.
— Myślałem o Felixie. Miałem
szczęście, że go znalazłem i chciałem nadać mu imię, które coś znaczy. Jest tak
samo żółty, jak ten eliksir — powiedział.
Patrzył, jak Hermiona nadal masuje
brzuch psa, i przez chwilę poczuł zazdrość.
— Puszczę go na chwilę ze smyczy i
pozwolę trochę pobiegać — mruknął, klękając obok niej i odpinając smycz.
Gdy szczeniak zdał sobie sprawę ze
swojej wolności, zaczął biegać, a Rose goniła go, śmiejąc się.
Draco szedł wraz z Hermioną, podążając
za psem i dzieckiem.
— Więc… — zaczęła Hermiona,
zastanawiając się, o czym rozmawiać — jak tam twoje mieszkanie, kiedy wróciłeś
do domu po dzisiejszych zakupach?
Draco jęknął.
— Wierz mi, nie chcesz wiedzieć.
Dziękuję Merlinowi za magię, inaczej nadal bym sprzątał.
Hermiona zachichotała pod nosem,
próbując sobie wyobrazić Draco sprzątającego bałagan po psie.
Kontynuowali spacerowanie i
prowadzenie lekkich rozmów, podczas gdy dziecko i pies nadal biegali. Dopiero
gdy ich dłonie przypadkowo się otarły, Hermiona spięła się i wyglądała na
zdenerwowaną. Draco wyczuł to i spojrzał na nią. Zaryzykował i wplótł dłoń w
jej dłoń, pocierając kojąco kciukiem o jej kciuk, próbując ją uspokoić.
Hermiona westchnęła, patrząc na ich
splecione dłonie, a potem na niego, napotykając jego zaciekawione spojrzenie.
— Ja… nie sądzę, żebym mogła to zrobić
— powiedziała, odrywając od niego wzrok i puszczając jego rękę.
— Dlaczego? — zapytał, starając się
nie okazać bólu.
Potrząsnęła głową, próbując pomyśleć.
— Ponieważ… ponieważ ty to ty, a ja to ja… Jesteśmy dwojgiem zupełnie innych ludzi. Mamy tak skomplikowaną
przeszłość.
— Ale to już się stało. To przeszłość.
Dlaczego nie przestać się nad tym rozwodzić i zacząć patrzeć w przyszłość? —
zapytał, ponownie sięgając po jej rękę i ciesząc się, że jej nie odsunęła.
Ponownie na niego zerknęła, próbując
zrozumieć własne uczucia.
— Dlaczego ja? Po tylu latach
nienawidzenia mnie, jak możesz przejść od tamtego do… no cóż, do tego? —
dopytywała, podnosząc splecione ręce na wysokość oczu.
Przyłożył jej dłoń do ust, delikatnie
ją całując.
— Wierz mi, jestem tak samo
zdezorientowany tą sytuacją jak ty — powiedział, a na jego ustach pojawił się
cień uśmiechu.
Zmieszana, pokręciła głową, po raz
kolejny go puszczając. Odeszła na kilka kroków, obserwując córkę. Skrzyżowała
ręce na piersi i po kilku chwilach milczenia powiedziała:
— Wiesz, że nie chodzi tylko o mnie.
Jestem mamą. Muszę myśleć o dziecku.
Podszedł i stanął obok niej.
— Wiem o tym.
— Bycie z kimś, kto ma dziecko, to coś
innego niż bycie z kimś, kto nie ma. Nie chcę, żeby ktoś wszedł w nasze życie
tylko po to, żeby nie zaakceptować wszystkiego, co wiąże się ze mną.
Zmarszczył brwi.
— Myślisz, że tego nie wiem? Wiem, że
nie chodzi tylko o ciebie, ale też o nią — powiedział, wskazując na Rose.
Spojrzała na niego, a jej oczy
napełniły się nienawiścią do siebie samej.
— Nie mogę. Po prostu nie mogę —
powiedziała, przygryzając wargę. — Możemy zamiast tego zostać przyjaciółmi?
Popatrzył na nią spod zmarszczonych
brwi, a gniew zaczął w nim buzować.
— Nie, nie sądzę, że możemy. — Na jej
pytające spojrzenie przeczesał palcami włosy, starając się jak najlepiej to
wyjaśnić. — Wiesz, co się ze mną dzieje za każdym razem, gdy cię widzę? Mój
żołądek skacze, szarpie, czy coś w tym stylu. To mnie denerwuje i doprowadza do
szału. Czy… też odczuwasz coś podobnego, gdy mnie widzisz? — zapytał.
— Nie — odpowiedziała, nie patrząc mu
w oczy.
Spojrzał na nią uważnie.
— Kłamiesz. Boisz się przyznać, że
możesz coś do mnie czuć.
— Nie boję się — powiedziała
defensywnie, ponownie odwracając się do niego palcami.
Zbliżył się do niej i odwrócił jej
twarz ku sobie. Położył palec pod jej brodą i uniósł jej głowę, aż nawiązała z
nim kontakt wzrokowy.
— Kłamczucha — mruknął, po czym musnął
wargami jej usta.
To był delikatny, przelotny pocałunek,
który przyprawiał o motyle w brzuchu i prośbę o więcej… Odsunął się na chwilę,
jego usta unosiły się nad jej. Kiedy nie odsunęła się, zaryzykował po raz
kolejny i pocałował ją ponownie, teraz trochę dłużej, trochę mocniej. Znowu
cofnął się, czekając, aż go odepchnie lub powie nie. Kiedy tego nie zrobiła,
objął jej twarz, pocierając kciukami policzki, zanim przycisnął usta do jej ust
tak, jak to zrobił wcześniej w jej gabinecie. Tym razem jednak zamiast stawiać
opór, odpowiedziała i odwzajemniła pocałunek równie mocno. Przerwał go po kilku
ulotnych chwilach i spojrzał na nią ponownie; w jej oczach nie było skupienia.
— Nie mów mi, że nic nie poczułaś —
odważył się.
— Ja… ja nie… Nie mogę — mamrotała,
próbując ułożyć słowa, ale wciąż była zbyt rozkojarzona po pocałunku, by to
zrobić.
Puścił ją i tym razem odsunął się od
niej, próbując powstrzymać swój gniew i ból.
— Może masz rację. Może to nie ma
sensu. Przepraszam, że zawracałem ci głowę.
Odwrócił się w stronę psa i dziecka,
którzy biegli w ich kierunku. Uklęknął, by złapać psa i przypiąć mu z powrotem
smycz. Potem zwrócił się do Rose:
— Cześć, Bąbelku. Do zobaczenia.
— Daco, papa? — zapytała z
ciekawością.
— Tak. Muszę już iść — powiedział.
Rose objęła go za szyję i uściskała.
Przytulił ją od tyłu i szepnął:
— Opiekuj się mamą, dobrze?
— Dobla! — powiedziała, patrząc na
matkę, po czym podeszła do niej i złapała za rękę.
Draco wstał, patrząc na Hermionę, ale
nie mógł się zmusić do spojrzenia jej w oczy.
— Do zobaczenia.
— Draco…
— Nie, nie rób tego — przerwał,
wpatrując się w nią. Utrzymywał równy ton, starając się go nie podnosić, żeby
nie zdenerwować dziewczynki trzymającej się za rękę matki. Jednak cierpiał i
chciał, żeby Hermiona też cierpiała. — Nie możesz teraz wymawiać mojego
imienia. Tylko ludzie, na których mi zależy i którym zależy na mnie, mogą do
mnie tak mówić. Zostańmy przy Malfoyu, dobrze?
Odetchnęła głęboko, spotykając jego
spojrzenie.
— Dobra.
— Dobra — powtórzył.
Wiedział, że to dziecinne, ale w tej
chwili musiał od niej uciec, zanim zrobi coś, czego będzie żałował. Wziął psa,
rozejrzał się, upewniając, że nie ma w pobliżu mugoli, po czym aportował się do
domu bez kolejnego spojrzenia.
_______________
Witajcie :) mamy wtorek, więc pora na obiecany rozdział. Trochę dłuższy niż zazwyczaj, prawda? Z tego co widziałam kolejne są podobnej długości do tego, także powinno Was to cieszyć. Jak ogólne wrażenia? Zadowoleni czy zawiedzeni? Ja generalnie tak po środku. W sensie cieszę się, że było dużo Rose, bo ją uwielbiam, ale przykro mi z powodu Draco. Być może za szybko wszystko chciał...
Na kolejny rozdział zapraszam w piątek. Niestety koniec miesiąca w pracy daje w kość i czeka mnie zostawanie po godzinach. Ale myślę, że do piątku powinnam się wyrobić z tłumaczeniem.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego! Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)