wtorek, 25 października 2022

[T] Mine: Rozdział 12: Felix

 

Draco spędził następny tydzień w swoim laboratorium, pracując nad eliksirami i robiąc notatki. Większość mikstur była żmudna, ale lubił to; lubił mieć pewność, że wszystko zostało zrobione tak, jak powinno. Lubił tę kontrolę. To, czego nie lubił, to brak kontroli, zwłaszcza nad uczuciami do pewnej czarownicy mugolskiego pochodzenia. Więc pracował dalej, starając się być zajętym. Niezliczoną ilość razy prawie wstąpił do Ministerstwa, by się z nią przywitać, ale przemyślał to. Ich randka podczas lunchu zakończyła się całkiem nieźle i nie chciał tego zepsuć, przeszkadzając jej w pracy. Za każdym razem, gdy wchodził do mieszkania, szukał jej, i nie wiedział, czy przeszkadza mu fakt, że był rozczarowany, nie widząc jej.

Blaise wpadał i dotrzymywał mu towarzystwa prawie codziennie podczas lunchu. Jak w zegarku, Draco usłyszał dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi wejściowych. Spojrzał na zegar i zrozumiał, że już jest południe. Odłożył pióro i wyszedł z laboratorium, by porozmawiać ze swoim przyjacielem.

— Widzę, że straciłeś umiejętność pukania — powiedział lekko Draco.

— Wiesz, że wpadnę, więc po prostu nie widzę takiej potrzeby — wyjaśnił Blaise, opadając na kanapę Draco i kładąc stopy na nowo nabytym stoliku do kawy.

— Hej! Zdejmij z niego te brudne buty, to mahoń! — powiedział Draco, podchodząc i lekko popychając nogi Blaise’a, aż ten je zdjął.

Blaise zachichotał, gdy Draco zaczął polerować to miejsce swoją koszulą.

— Wychowałeś się w stodole czy jak?

Blaise wzruszył ramionami.

— Nie, wychowałem się w zamku.

Draco zignorował go i spojrzał na stół.

— Myślę, że jest w porządku. — Po czym zerknął na przyjaciela, mrużąc oczy. — Zdejmuj buty, Zabini.

Blaise przewrócił oczami, robiąc, co kazał, i lewitując buty tak, że znalazły się w pobliżu drzwi.

— Zadowolony?

Draco skinął głową, wchodząc do kuchni, by zrobić sobie kanapkę.

— Hej, skoro już tam jesteś, zrobisz też dla mnie? — poprosił Blaise z kanapy.

— Wyglądam na twoją żonę? Jak chcesz kanapkę, to przyjdź i sobie zrób — powiedział.

Jęcząc sarkastycznie, Blaise dołączył do Draco w kuchni, gdzie nałożył trochę mięsa i sera na chleb.

Przenieśli swój lunch na stół jadalny; Blaise wiedział, że Draco nie zje nigdzie indziej. Jedli w przyjacielskiej ciszy, dopóki Blaise nie powiedział:

— Słyszałem, że dzisiaj jest dzień, gdy twój staruszek zostanie uwolniony.

Draco tylko wzruszył ramionami.

— Jak myślisz, co zrobi ze swoją na nowo odkrytą wolnością? — zastanawiał się Blaise.

— Nie wiem i, szczerze, nie obchodzi mnie to. Dopóki zostawia mnie w spokoju, może robić, co mu się żywnie podoba — odparł chłodno Draco.

— Byłeś we dworze, odkąd się wyprowadziłeś?

Draco skinął głową.

— Kilka razy na prośbę matki. Ojciec za każdym razem przebywał w innej części posiadłości i nie musiałem go spotykać.

Minęło kilka chwil, zanim Blaise powiedział:

— Zastanawiam się, czy wyjedzie gdzieś na jakiś czas… Zastanawiam się…

— Możemy zmienić temat? — zaproponował ponuro Draco.

— Jasne. Jak się miewa Granger? — zapytał Blaise, wiedząc, że to prawdopodobnie kolejny temat, na który jego przyjaciel nie chciał rozmawiać. Zrozumiał, że trafił w sedno, gdy Draco na niego spojrzał.

— Nie wiem, nie rozmawiałem z nią od naszego spotkania na lunch w zeszłym tygodniu.

— Może wyślesz jej sowę i zapytasz, czy chciałaby się znowu spotkać? — zasugerował Blaise.

— Dlaczego cię to obchodzi? — rzucił zirytowany Draco.

— Bo wiem, że o niej myślisz. I wiem, że nie miałbyś nic przeciwko, gdybyś znowu ją zobaczył — wyjaśnił spokojnie.

Draco westchnął.

— Może czas wracać do pracy? — powiedział, zmieniając temat.

Blaise spojrzał na zegarek i wzruszył ramionami.

— Mam jeszcze kilka minut.

— A jak ci idzie w pracy?

— Całkiem nieźle. Robię to dla zabawy, a nie dla pieniędzy, i prawdopodobnie dlatego, że lubię — powiedział, mówiąc o swojej pracy edytora w Proroku Codziennym.

Draco skinął głową, kończąc kanapkę.

— Wiesz, co musisz zrobić… — zaczął Blaise.

— Jeśli powiesz: Granger, uderzę cię — ostrzegł Draco.

— Chciałem powiedzieć, że powinieneś mieć zwierzaka. Chociaż uważam, że to interesujące, że automatycznie pomyślałeś o Granger — dokończył Blaise, chichocząc i potrząsając głową.

— Zwierzaka? Po jaką cholerę miałbym mieć zwierzaka? — zapytał Draco.

— No cóż, nie masz już nawet sowy, skoro te, których używałeś, należą do twojego ojca. Powinieneś mieć swoją. A może kota — rozważał, zastanawiając się nad tym pomysłem. — Tak, widzę cię z kotem.

— Blaise…

— Białym. Możesz go nazwać Śnieżek — powiedział Blaise, dobrze się bawiąc.

Draco nie mógł powstrzymać chichotu.

— Zamknij się i wracaj do pracy.

— Dobrze, dobrze. Idę. Do zobaczenia jutro — mruknął, wstając i zakładając buty.

— Nie, jeśli rzucę zaklęcia, aby twój tyłek nie mógł się tu dostać — powiedział drwiąco Draco.

— To boli, Malfoy. Po tym wszystkim, co zrobiłem — oświadczył poważnie Blaise.

Posłał Draco uśmiech, zanim wyszedł.

Draco zachichotał, myśląc o swoim przyjacielu. Przelewitował naczynia do zlewu, po czym wrócił do pracy, tyle że teraz, dzięki Blaise’owi, zastanawiał się, jakiego zwierzaka powinien kupić.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

— Rosie, chcesz iść na zakupy z mamusią? — zapytała Hermiona.

Rose sapnęła i powiedziała:

— Tiak! Buciki?

— Tak, kochanie, śmiało załóż buty. Mamusia za chwilę będzie gotowa, dobrze?

— Dobla! — powiedział maluch, biegnąc po buty.

Hermiona sprawdziła swoją listę zakupów na Ulicy Pokątnej, a kiedy Rose wróciła z butami w dłoniach, pomogła córce je założyć przed wyjściem.

Gdy weszły na brukowany chodnik, Rose natychmiast zaczęła powtarzać:

— Mama, sówka? Mama? Sówkiii? Zobacymy sówkę?

— Tak, niedługo pójdziemy zobaczyć sowy, ale najpierw mama musi kupić kilka rzeczy, dobrze? Musisz być cierpliwa.

— Dobla — powiedziała Rose.

— Chcesz iść czy jechać w wózku? — zaproponowała córce.

Teraz, gdy były w magicznym świecie, trzymała zmniejszony wózek w swojej torebce, ale wiedziała, że w razie potrzeby może go wyjąć w mgnieniu oka.

— Chodzić! Rącka? — spytała Rose, chwytając palce matki.

Hermiona szła z Rose, która uwielbiała zaglądać we wszystkie witryny sklepowe. Przez to wyprawa na zakupy trwała dwa razy dłużej, ale z radością patrzyła na twarz córki, która ekscytowała się małymi rzeczami, jakie dostrzegała.

Hermiona zakupiła rzeczy z listy, która zawierała pergamin, pióra, atrament; kupiła także trochę ubrań dla Rose, która wydawała się rosnąć zbyt szybko jak na jej gust.

Zgodnie z obietnicą, przed opuszczeniem Ulicy Pokątnej, wstąpiły do sklepu zoologicznego. Weszły do środka, a Rose podbiegła do klatek, rozmawiając ze wszystkimi zwierzętami, jakby były jej najlepszymi przyjaciółmi.

— Co mogę podać, kochanie? — zapytała ekspedientka, która, jak Hermiona się dowiedziała, miała na imię Helen.

— Może trochę sowich przysmaków? — powiedziała Hermiona, uśmiechając się do starszej kobiety.

— Oczywiście, zaraz przyniosę — odparła Helen, wchodząc na tyły sklepu.

Zadzwonił dzwonek nad drzwiami i Hermiona odwróciła się, by zobaczyć, kto wszedł i upewnić się, że Rose nie wybiegła na zewnątrz. Była zaskoczona, widokiem Draco i wstrząsem w żołądku, który miał miejsce za każdym razem, gdy go spotykała.

— Malfoy — powiedziała. — Jestem zaskoczona, że cię tu widzę.

Uniósł brew i uśmiechnął się do niej.

— Cóż, ja też jestem zdziwiony, że tu jesteś.

Hermiona zachichotała nerwowo.

— Zwykle wpadamy tu po zakupach. Rose uwielbia patrzeć na zwierzęta, zwłaszcza na sowy. — Wskazała Rose, która właśnie opierała się o klatkę z sową, rozmawiając z płomykówką, próbującą zasnąć.

— Rose, kochanie, może zostawisz tę sowę w spokoju. Ona próbuje zasnąć. Cii — powiedziała.

— Cii — szepnęła córka, naśladując ją i wycofując się od klatki. Odwróciła się, by pójść do matki, ale wtedy zobaczyła Draco. Sapnęła i podbiegła do niego, owijając ramiona wokół jego nóg. — Mój! — powiedziała radośnie.

Hermiona otworzyła usta.

— Och, Rose. Nie powinnaś…

— W porządku — powiedział Draco, uśmiechając się do dziewczynki. — Właśnie to zrobiła, gdy spotkaliśmy się pierwszy raz. Myślę, że to nasza tradycja.

Kiedy Rose puściła jego nogi, kucnął, by mieć oczy na wysokości jej; jego kolano uderzyło o brudną podłogę sklepu, ale wydawało się, że go to nie obchodzi.

— Rose, myślę, że nadszedł czas, abyś nazywała mnie inaczej niż „mój”. Mam na imię Draco. Możesz powtórzyć? Dra-co? — zaproponował.

— Daco! — powiedziała Rose, obejmując ramionami jego szyję w uścisku.

— Cóż, bardzo blisko — zachichotał, klepiąc ją po plecach.

Rose puściła jego szyję i spojrzała na matkę.

— Mama, Daco! — oświadczyła, wskazując na niego.

Hermiona uśmiechnęła się.

— Tak, kochanie, wiem. — Zerknęła na Draco i zapytała: — Więc, jakiego zwierzaka masz?

Wstał, wyczyścił nogawkę spodni i spojrzał na nią.

— Cóż, niedawno kupiłem szczeniaka i miałem nadzieję, że w tym sklepie będzie można kupić artykuły dla psów — powiedział z nadzieją.

— Och — bąknęła Hermiona, zaskoczona, że Draco Malfoy miał szczeniaka.

Właścicielka sklepu wróciła, wręczając Hermionie pudełko sowich przysmaków. Kiedy Hermiona położyła czarodziejskie monety na ladzie, starsza kobieta pomogła Draco zebrać wszystko, czego potrzebował, a Rose mu towarzyszyła. Wrócił na front sklepu z ramionami wypełnionymi towarem.

— Nie żartowałeś, gdy mówiłeś, że masz szczeniaka… Masz go od dzisiaj? — zapytała Hermiona.

Draco położył zakupy na ladzie, po czym odwrócił się do niej.

— Tak, od popołudnia. Nie zdawałem sobie sprawy, że psy potrzebują tylu rzeczy — powiedział.

Ekspedientka wyliczyła należną kwotę i Draco zapłacił, po czym lewitowała wszystkie rzeczy i zmniejszyła je tak, by wleciały do torby sprzedażowej.

— Proszę bardzo, kochanie — powiedziała, podając mu torbę.

— Dziękuję, Helen. Z pewnością wpadnę, gdybym czegoś jeszcze potrzebował — rzekł, posyłając jej uśmiech.

— Kiedy tylko chcesz, kochanie, kiedy tylko chcesz — mruknęła, uśmiechając się do niego, zanim zwróciła uwagę na innego klienta, który właśnie wszedł.

Draco odwrócił się do Hermiony i powiedział:

— Cóż, powinienem wracać, żeby sprawdzić, jak się ma pies i zastanowić się, gdzie upcham te wszystkie rzeczy.

Hermiona kiwnęła głową.

— Tak, a jeśli jest sam, prawdopodobnie będzie psocił.

Spojrzał na nią z ciekawością.

— Co masz na myśli?

— Szczeniaki lubią odkrywać i przeżuwać różne rzeczy i, cóż, zwykle przydarzają im się wypadki w domu, jeśli nie są wyszkolone — wyjaśniła po prostu, zauważając, że Draco zbladł na tę informację.

— Och… chyba będę musiał zobaczyć, jakie niespodzianki na mnie czekają — powiedział.

Znowu ukląkł i zwrócił się do Rose:

— Do zobaczenia później, Bąbelku. Powiedz mamie, że po kolacji planuję zabrać psa do parku przy sklepie z kanapkami, jeśli chcecie się z nim spotkać. — Spojrzał na Hermionę i mrugnął do niej.

Jej żołądek znowu wywinął koziołka.

— Zobaczymy — mruknęła z wahaniem.

Draco skinął głową i powiedział:

— Na razie, panie.

Po czym obrócił się w miejscu i aportował się z pyknięciem.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Po kolacji tego wieczoru Hermiona zastanawiała się, czy powinna zabrać Rose i iść do parku, i skończyła, mówiąc do siebie podczas zmywania naczyń:

— Kocha park i w sumie nie chodzimy tam tak często, więc będzie to miła odmiana. Kocha też zwierzęta, zwłaszcza króliki, sowy, szczenięta… a Malfoy akurat ma szczeniaka… Ale nie chcę dawać mu złudnych nadziei, bo nie idę tam dla niego. Pewnie i tak pomyśli, że jest inaczej, więc po prostu muszę mu to wytłumaczyć… Dobrze, więc park, szczeniak, a potem huśtawki, jeśli będzie czas…. Pewnie tego pożałuję… — Osuszyła ręce ręcznikiem kuchennym i zawołała: — Rose, załóż buty. Idziemy do parku!

— Huuuuuuuula! Chodźmy!

Draco zajęło więcej czasu, niż się spodziewał, żeby pójść do parku z tym małym kłębkiem futra. Maluch cały czas wszystko obwąchiwał, zatrzymując się co kilka stóp, żeby sikać lub przeżuwać swoje znaleziska. Nie był pewien, czy Hermiona w ogóle przyjdzie, ale chciał być tam o przyzwoitej godzinie, tak na wszelki wypadek. Po dziesięciu minutach i przejściu tylko jednej dzielnicy, podniósł psa i ruszył do parku szybszym tempem. Kiedy tam dotarł, rozejrzał się dookoła i starał się nie być rozczarowany, gdy jej nie dostrzegł. Przypomniał sobie, że nie powiedziała, że są umówieni… po prostu miał nadzieję.

Puścił psa na trawę i chodził z nim, węszącym dookoła, a sam miał czas na myślenie. Już chciał zrezygnować z czekania na nią i wrócić do domu, kiedy usłyszał w oddali znajomy głos. Rozejrzał się i zauważył Rose, biegnącą tak szybko, jak tylko maluch potrafi biec, z wyciągniętymi rękami i uśmiechem na twarzy. Hermiona szła za nią i z łatwością była w stanie nadążyć, będąc w odległości zaledwie kilku stóp od córki. Dopiero gdy Rose podeszła bliżej, usłyszał, co mówi.

— Daco! Piesek! Daco! Piesek!

— Hej, Bąbelku — powiedział, kiedy podbiegła do niego i przytuliła się do jego nóg. — Widzę, że przekazałaś mamie wiadomość?

— Piesek? — zapytała, wskazując na psa, który właśnie próbował na nią wskoczyć.

Draco złapał szczeniaka i trzymał go w nadziei, że nie skrzywdzi Rose.

— Tak, to jest mój szczeniak. Jest bardzo podekscytowany tym, że cię widzi. Możesz go pogłaskać, jeśli chcesz.

Rose z wahaniem wyciągnęła rękę i poklepała psa po głowie. Została polizana po palcach, a potem zwierzak wyskoczył z ramion Draco i zaczął lizać ją po twarzy, sprawiając, że się śmiała i piszczała. Po upewnieniu się, że nie robi jej krzywdy, Draco wstał i podszedł do Hermiony.

— Przyszłaś — powiedział.

Hermiona skinęła głową.

— Tak. Rose naprawdę chciała poznać szczeniaka — odpowiedziała, jej policzki lekko się zaróżowiły.

— O tak. Szczeniak — drażnił się.

Hermiona przez chwilę obserwowała, jak jej córka bawi się radośnie z psem, zanim zawołała:

— Skąd go wziąłeś? Mówiłeś, że masz go od dzisiaj, prawda?

Draco skinął głową.

— Szedłem w kierunku Dziurawego Kotła i natknąłem się na pudełko z napisem „Szczeniaki za darmo”. Zajrzałem do środka i ten maluch był jedynym, który został. Mój przyjaciel, Blaise Zabini, może go pamiętasz? — Skinęła głową, więc kontynuował: — Niedawno powiedział, że powinienem mieć zwierzaka. Pomyślałem więc, że wezmę tego małego futrzaka.

Wzruszona Hermiona uśmiechnęła się do niego.

— To naprawdę urocze. — Uklękła i wyciągnęła rękę, aby pies mógł ją powąchać, zanim pogłaskała jego plecy, co spowodowało, że szczeniak położył się i odsłonił swój brzuszek. Hermiona roześmiała się, głaszcząc go. — Ma jakieś imię? — zapytała.

— Myślałem o Felixie. Miałem szczęście, że go znalazłem i chciałem nadać mu imię, które coś znaczy. Jest tak samo żółty, jak ten eliksir — powiedział.

Patrzył, jak Hermiona nadal masuje brzuch psa, i przez chwilę poczuł zazdrość.

— Puszczę go na chwilę ze smyczy i pozwolę trochę pobiegać — mruknął, klękając obok niej i odpinając smycz.

Gdy szczeniak zdał sobie sprawę ze swojej wolności, zaczął biegać, a Rose goniła go, śmiejąc się.

Draco szedł wraz z Hermioną, podążając za psem i dzieckiem.

— Więc… — zaczęła Hermiona, zastanawiając się, o czym rozmawiać — jak tam twoje mieszkanie, kiedy wróciłeś do domu po dzisiejszych zakupach?

Draco jęknął.

— Wierz mi, nie chcesz wiedzieć. Dziękuję Merlinowi za magię, inaczej nadal bym sprzątał.

Hermiona zachichotała pod nosem, próbując sobie wyobrazić Draco sprzątającego bałagan po psie.

Kontynuowali spacerowanie i prowadzenie lekkich rozmów, podczas gdy dziecko i pies nadal biegali. Dopiero gdy ich dłonie przypadkowo się otarły, Hermiona spięła się i wyglądała na zdenerwowaną. Draco wyczuł to i spojrzał na nią. Zaryzykował i wplótł dłoń w jej dłoń, pocierając kojąco kciukiem o jej kciuk, próbując ją uspokoić.

Hermiona westchnęła, patrząc na ich splecione dłonie, a potem na niego, napotykając jego zaciekawione spojrzenie.

— Ja… nie sądzę, żebym mogła to zrobić — powiedziała, odrywając od niego wzrok i puszczając jego rękę.

— Dlaczego? — zapytał, starając się nie okazać bólu.

Potrząsnęła głową, próbując pomyśleć.

— Ponieważ… ponieważ ty to ty, a ja to ja… Jesteśmy dwojgiem zupełnie innych ludzi. Mamy tak skomplikowaną przeszłość.

— Ale to już się stało. To przeszłość. Dlaczego nie przestać się nad tym rozwodzić i zacząć patrzeć w przyszłość? — zapytał, ponownie sięgając po jej rękę i ciesząc się, że jej nie odsunęła.

Ponownie na niego zerknęła, próbując zrozumieć własne uczucia.

— Dlaczego ja? Po tylu latach nienawidzenia mnie, jak możesz przejść od tamtego do… no cóż, do tego? — dopytywała, podnosząc splecione ręce na wysokość oczu.

Przyłożył jej dłoń do ust, delikatnie ją całując.

— Wierz mi, jestem tak samo zdezorientowany tą sytuacją jak ty — powiedział, a na jego ustach pojawił się cień uśmiechu.

Zmieszana, pokręciła głową, po raz kolejny go puszczając. Odeszła na kilka kroków, obserwując córkę. Skrzyżowała ręce na piersi i po kilku chwilach milczenia powiedziała:

— Wiesz, że nie chodzi tylko o mnie. Jestem mamą. Muszę myśleć o dziecku.

Podszedł i stanął obok niej.

— Wiem o tym.

— Bycie z kimś, kto ma dziecko, to coś innego niż bycie z kimś, kto nie ma. Nie chcę, żeby ktoś wszedł w nasze życie tylko po to, żeby nie zaakceptować wszystkiego, co wiąże się ze mną.

Zmarszczył brwi.

— Myślisz, że tego nie wiem? Wiem, że nie chodzi tylko o ciebie, ale też o nią — powiedział, wskazując na Rose.

Spojrzała na niego, a jej oczy napełniły się nienawiścią do siebie samej.

— Nie mogę. Po prostu nie mogę — powiedziała, przygryzając wargę. — Możemy zamiast tego zostać przyjaciółmi?

Popatrzył na nią spod zmarszczonych brwi, a gniew zaczął w nim buzować.

— Nie, nie sądzę, że możemy. — Na jej pytające spojrzenie przeczesał palcami włosy, starając się jak najlepiej to wyjaśnić. — Wiesz, co się ze mną dzieje za każdym razem, gdy cię widzę? Mój żołądek skacze, szarpie, czy coś w tym stylu. To mnie denerwuje i doprowadza do szału. Czy… też odczuwasz coś podobnego, gdy mnie widzisz? — zapytał.

— Nie — odpowiedziała, nie patrząc mu w oczy.

Spojrzał na nią uważnie.

— Kłamiesz. Boisz się przyznać, że możesz coś do mnie czuć.

— Nie boję się — powiedziała defensywnie, ponownie odwracając się do niego palcami.

Zbliżył się do niej i odwrócił jej twarz ku sobie. Położył palec pod jej brodą i uniósł jej głowę, aż nawiązała z nim kontakt wzrokowy.

— Kłamczucha — mruknął, po czym musnął wargami jej usta.

To był delikatny, przelotny pocałunek, który przyprawiał o motyle w brzuchu i prośbę o więcej… Odsunął się na chwilę, jego usta unosiły się nad jej. Kiedy nie odsunęła się, zaryzykował po raz kolejny i pocałował ją ponownie, teraz trochę dłużej, trochę mocniej. Znowu cofnął się, czekając, aż go odepchnie lub powie nie. Kiedy tego nie zrobiła, objął jej twarz, pocierając kciukami policzki, zanim przycisnął usta do jej ust tak, jak to zrobił wcześniej w jej gabinecie. Tym razem jednak zamiast stawiać opór, odpowiedziała i odwzajemniła pocałunek równie mocno. Przerwał go po kilku ulotnych chwilach i spojrzał na nią ponownie; w jej oczach nie było skupienia.

— Nie mów mi, że nic nie poczułaś — odważył się.

— Ja… ja nie… Nie mogę — mamrotała, próbując ułożyć słowa, ale wciąż była zbyt rozkojarzona po pocałunku, by to zrobić.

Puścił ją i tym razem odsunął się od niej, próbując powstrzymać swój gniew i ból.

— Może masz rację. Może to nie ma sensu. Przepraszam, że zawracałem ci głowę.

Odwrócił się w stronę psa i dziecka, którzy biegli w ich kierunku. Uklęknął, by złapać psa i przypiąć mu z powrotem smycz. Potem zwrócił się do Rose:

— Cześć, Bąbelku. Do zobaczenia.

— Daco, papa? — zapytała z ciekawością.

— Tak. Muszę już iść — powiedział.

Rose objęła go za szyję i uściskała. Przytulił ją od tyłu i szepnął:

— Opiekuj się mamą, dobrze?

— Dobla! — powiedziała, patrząc na matkę, po czym podeszła do niej i złapała za rękę.

Draco wstał, patrząc na Hermionę, ale nie mógł się zmusić do spojrzenia jej w oczy.

— Do zobaczenia.

— Draco…

— Nie, nie rób tego — przerwał, wpatrując się w nią. Utrzymywał równy ton, starając się go nie podnosić, żeby nie zdenerwować dziewczynki trzymającej się za rękę matki. Jednak cierpiał i chciał, żeby Hermiona też cierpiała. — Nie możesz teraz wymawiać mojego imienia. Tylko ludzie, na których mi zależy i którym zależy na mnie, mogą do mnie tak mówić. Zostańmy przy Malfoyu, dobrze?

Odetchnęła głęboko, spotykając jego spojrzenie.

— Dobra.

— Dobra — powtórzył.

Wiedział, że to dziecinne, ale w tej chwili musiał od niej uciec, zanim zrobi coś, czego będzie żałował. Wziął psa, rozejrzał się, upewniając, że nie ma w pobliżu mugoli, po czym aportował się do domu bez kolejnego spojrzenia.

_______________

Witajcie :) mamy wtorek, więc pora na obiecany rozdział. Trochę dłuższy niż zazwyczaj, prawda? Z tego co widziałam kolejne są podobnej długości do tego, także powinno Was to cieszyć. Jak ogólne wrażenia? Zadowoleni czy zawiedzeni? Ja generalnie tak po środku. W sensie cieszę się, że było dużo Rose, bo ją uwielbiam, ale przykro mi z powodu Draco. Być może za szybko wszystko chciał... 

Na kolejny rozdział zapraszam w piątek. Niestety koniec miesiąca w pracy daje w kość i czeka mnie zostawanie po godzinach. Ale myślę, że do piątku powinnam się wyrobić z tłumaczeniem.

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego! Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy