W ciągu następnych dni w domu
zapanowała nowa rutyna. Rano Hermiona uczyła Draco, jak przygotowywać śniadania
w mugolski sposób, a Harry w końcu zaczął przychodzić później, aby składać
raporty, a nie wczesnym porankiem. Popołudnia, podczas których Rose drzemała,
były ulubioną porą dnia Draco, bo wtedy, zarówno on jak i Hermiona, kończyli
razem pod prysznicem, bawiąc się w czyściocha, jak to nazywał. Ulubioną
czynnością Hermiony było obracanie się na łóżku w środku nocy tylko po to, by
dotykać się nosami z Draco; całowali się sennie, budząc nawzajem ze snu, a
potem kochali i wracali do spania. W ciągu dnia urządzali sobie zabawę w
chowanego w zakamarkach mieszkania, by Rose nie mogła ich zobaczyć, żeby mogli
namiętnie się całować. Rose natomiast lubiła mieć w domu nie jedną, ale dwie
osoby, które bawiły się z nią, karmiły ją, kołysały do snu i wstawały z nią
rano. Wszyscy byli błogo szczęśliwi.
Byli też błogo nieświadomi szaleńca z
długimi blond włosami, który czaił się na ulicach, szukając jakiegokolwiek ich śladu.
Oczywiście nikt by go nie rozpoznał; jego włosy, twarz i ręce były brudne od
spania w niezamieszkałej chacie, od tygodni nie brał prysznica ani nie jadł
porządnego posiłku. Gdyby nie Borgin, zmierzyłby się już ze swoim synem i
mógłby wrócić do domu. Ciągle go to denerwowało, dlatego zdecydował się pójść
do sklepu, aby ponownie zrobić zakupy. Jego temperament wziął górę i podpalił
to miejsce. Skąd miał wiedzieć, że Borgin był w środku?
Tygodnie temu wszedł do tego samego
lokalu, w którym Draco zniknął w zielonych płomieniach. Zapytał Borgina, który
początkowo twierdził, że nic nie wie. Po odrobinie perswazji i zaklęciu
pamięciowym Lucjusz dowiedział się, że jego własny syn udał się do Ministerstwa
Magii, najprawdopodobniej szukając pomocy.
Rozzłościło go to, że jego syn nie
zaakceptował kary i nie przyjął jego propozycji pozbycia się tej szlamy raz na
zawsze. Pewnie rzuciła na niego zaklęcie
miłosne, pomyślał ponuro. Sięgnął do kieszeni płaszcza i spojrzał na
pogięty artykuł z Proroka Codziennego
ze zdjęciem jego syna i tej dziewczyny na okładce, tańczących blisko siebie na
bankiecie. To sprawiło, że poczerwieniał i zgniótł papier z powrotem w dłoni,
zanim wepchnął go na swoje miejsce.
Upadł tak nisko, że zapytał zwykłych
mugoli, czy znają kobietę i dziecko, pokazując im zdjęcie, które wyciął z
gazety, uprzednio czarując je, by się nie ruszało. Po przesłuchaniu ich, rzucił
na nich zaklęcie pamięciowe, więc gdyby Potter i jego wścibscy aurorzy się
pojawili, nikt by niczego nie podejrzewał. Odkąd odzyskał różdżkę, bardzo
wyćwiczył się w zaklęciach pamięciowych i upewnił się, że ćwiczy tak często,
jak tylko może. Mijały tygodnie i wreszcie znalazł kogoś, kto rozpoznał kobietę
ze zdjęcia. Starsza kobieta powiedziała, że zazwyczaj wieczorami widzi ją i jej
córkę, idące do parku, zwykle wychodząc z różnych kierunków. Zapytany, dlaczego
jej szuka, zacisnął zęby i powiedział, że jest jej ojcem i chce ją zaskoczyć.
Po zaczarowaniu mugolki, by zapomniała o rozmowie, splunął, jakby stwierdzenie,
że jest spokrewniony ze szlamą, mogło go otruć.
Chodził tam i z powrotem po ulicy,
szukając jakiegokolwiek ich śladu. Dom
prawdopodobnie był chroniony Zaklęciem Fideliusa, pomyślał. Nieważne, nie
mogą wiecznie się ukrywać… Nawet gdyby wyjrzeli na zewnątrz i zauważyli go,
uznaliby, że jest starym bezdomnym, błąkającym się po ulicach.
W górę i w dół, w górę i w dół —
chodził po ulicy, aż to poczuł. Czuł magię promieniującą w budynkach. Odliczył
je… 219, 220, 222, 223, 224… chwila… brakowało
jednego numeru? Wrócił się i policzył jeszcze raz. Poczuł magię w
przestrzeni między budynkami o numerach 220 i 222. Po prostu to czuł. Wiedział,
że je znalazł. Musiał tylko czekać, bardzo cierpliwie, aż jedna z nich wyjdzie
na zewnątrz. Nałożył płaszcz na głowę, rozejrzał się ostrożnie, po czym
aportował się do chaty, planując swój następny ruch.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Blaise wpatrywał się ponuro w
telewizor, nie zwracając na niego uwagi. Jeden
list. Dostałem tylko jeden pieprzony list, pomyślał. Myślał, że jest jego
przyjacielem, ale najwyraźniej nie tak bliskim przyjacielem, żeby mógł od czasu
do czasu wysłać mu sowę. Blaise oczywiście wiedział, że Draco ma się dobrze.
Potter powiedziałby mu, gdyby coś się stało, i prawdopodobnie dlatego był tak
wkurzony; nie miał usprawiedliwienia.
Usłyszał pukanie do drzwi, więc
wyłączył telewizor i poszedł otworzyć.
— Potter. A to ci niespodzianka —
powiedział, otwierając całkowicie drzwi, by go wpuścić.
— Zabini — przywitał się Harry,
kiwając głową. — Przyszedłem porozmawiać z tobą o Malfoyu.
— Wszystko z nim dobrze? — spytał
pospiesznie Blaise.
— Tak, wszystko w porządku. Wciąż się
ukrywa. Ale właśnie o to chodzi. Obawiam się, że zrobi coś głupiego…
— Jak wyjście i szukanie swojego ojca?
— dokończył Blaise.
Harry skinął głową.
— Tak.
— Rozumiem, ale co to ma wspólnego ze
mną? — zapytał Blaise.
— Chciałbym, żebyś z nim porozmawiał i
upewnił się, że nic nie wywinie — powiedział po prostu Harry.
— Jak? Dałeś jasno do zrozumienia, że
nie mogę wiedzieć, gdzie on jest, więc jak mam z nim rozmawiać? — mruknął z goryczą
Blaise.
— Rozmawiałem z Kingsleyem i
zamierzamy trochę nagiąć zasady — powiedział Harry.
Blaise uniósł brew ze zdziwienia.
— Naprawdę?
— Tak. Wciąż nie możesz znać jego
dokładnej lokalizacji, więc umówimy was na spotkanie w równie bezpiecznym
miejscu.
— Gdzie?
— W moim gabinecie. Są tam rzucone
zaklęcia, więc nikt nie może tam nikogo wykryć ani się tam teleportować.
— Kiedy? — zapytał Blaise.
Harry spojrzał na zegarek.
— Może za godzinę? Pasuje ci?
Blaise skinął głową.
— Będę.
Godzinę później Blaise wszedł do
gabinetu Harry’ego. Ten spojrzał na niego i powiedział:
— Jeszcze go nie ma, ale powinien
pojawić się lada chwila.
Blaise przytaknął.
— Jak się tu dostanie? Mówiłeś, że
nikt nie może się teleportować do twojego biura, prawda?
By odpowiedzieć na to pytanie, kominek
za Blaise’em ożył i wyszedł z niego Draco.
Draco i Blaise popatrzyli na siebie,
ale zanim którykolwiek z nich zdążył cokolwiek powiedzieć, Harry wstał z
krzesła.
— Zostawię was na chwilę samych. I tak
mam kilka spraw do załatwienia.
Kiedy wyszedł, Draco spojrzał na
Blaise’a i uśmiechnął się do niego.
— Hej, Blaise, dobrze cię widz…
— Zamknij się, Malfoy — warknął
Blaise, zaczynając chodzić po pomieszczeniu.
Draco zamrugał ze zdziwienia.
— Co? Ja tylko…
— Powiedz mi tylko, kolego, czy w tym miejscu, gdzie się
ukrywasz, są sowy?
— Tak, jedna, ale…
— Więc dlaczego, do cholery, nie
wysłałeś mi sowy? — krzyknął Blaise.
— Wysłałem ci sowę dzień po…
— Tak, na drugi dzień. A potem nic! —
warknął Blaise.
— Słuchaj, przepraszam, nie myślałem…
— Wiesz, jak bardzo się martwiłem?
Najpierw Potter pojawia się w moich drzwiach i mówi, że twój staruszek oszalał
i cię ściga. Potem rzuca osłony u mnie, żeby szalony wariat nie zajął się mną.
Ulżyło mi, kiedy dostałem twój list z informacją, że wszystko w porządku. Ale
nic poza tym. Minęły tygodnie, Draco, jebane tygodnie! Wiedziałem, że nic ci nie jest, bo Potter powiedziałby
mi, gdyby coś się stało, ale i tak miło byłoby dostać list od ciebie od czasu
do czasu.
— Blaise, ja… naprawdę przepraszam.
Jestem okropnym przyjacielem — zaczął Draco.
— Mów dalej — powiedział Blaise,
krzyżując ręce na piersi.
— Jestem nierozważny, samolubny i…
— Nie szanujesz uczuć innych? —
podrzucił Blaise.
— Tak. To też — wymamrotał Draco,
posyłając kumplowi zakłopotany uśmiech.
Blaise uśmiechnął się do niego.
— Cóż, nie bądź dla siebie zbyt surowy
— powiedział, po czym podszedł i przyciągnął Draco do siebie, ściskając go i
uderzając kilka razy w plecy.
— Więc, co musiałeś zrobić? — spytał
Draco, siadając na jednym z krzeseł w gabinecie. — Dręczyłeś Pottera, dopóki
nie zgodził się na spotkanie ze mną?
Blaise usiadł obok niego.
— Nie, w sumie to on przyszedł do
mnie. Ma wrażenie, że mógłbyś wyjść ze swojej kryjówki i samodzielnie ścigać
ojca.
Draco nic nie powiedział.
— Więc to prawda.
— Nie. To znaczy tak, chcę ścigać tego
drania, ale nie mogę jej zostawić i…
— Czekaj sekundę. Jej?
— Eee… tak. Ktoś inny też się ukrywa i
obiecałem Potterowi, że pomogę ją chronić na wypadek, gdyby nas znalazł albo
odkrył sposób na ominięcie Zaklęcia Fideliusa w naszej lokalizacji.
Blaise tylko wpatrywał się w swojego
przyjaciela.
— Sypiasz z nią, prawda? Dlatego nie
piszesz. Byłeś zbyt zajęty „byciem zajętym”.
— Blaise, to nie tak — mruknął Draco z
westchnieniem.
— Co? Nie sypiasz z nią?
— Nie, sypiam — odparł Draco bez
cienia wstydu. Blaise rzucił mu porozumiewawcze spojrzenie, a Draco dodał: — To
nie to, co myślisz.
— A co z Granger? Myślałem, że masz na
nią ochotę?
Draco otworzył usta, by coś
powiedzieć, a oczy Blaise’a rozszerzyły się.
— O, cholera. To ona! Zatrzymałeś się u Granger?
— Cicho! Jeśli Potter się dowie, że
wiesz, może mnie przenieść gdzieś indziej — powiedział Draco, spoglądając na
drzwi, aby się upewnić, że Harry nie przyszedł.
— Nie rozumiem. Dlaczego ona także się
ukrywa? — zapytał Blaise.
— Mój ojciec chce jej śmierci. Myśli,
że jeśli ona odejdzie, będę mógł poślubić kogoś o czystej krwi. Groził nawet,
że mnie do tego zmusi — rzekł kwaśno Draco.
Blaise gwizdnął.
— Rany, on jest szalony, co nie?
Draco skinął głową.
— Co zatem zamierzasz zrobić? —
dopytywał Blaise.
— Nic. Po prostu zostać u Hermiony,
chyba… dopóki on nie zostanie schwytany lub zabity — powiedział Draco,
wzruszając ramionami.
— Przysięgasz? Nie będziesz go ścigał?
Draco przewrócił oczami.
— Brzmisz jak Potter.
— Hej, nie obrażaj mnie — powiedział
Blaise ostrzej.
Draco zaśmiał się, po czym spojrzał na
swojego przyjaciela, który patrzył na niego poważnie.
— Tak, obiecuję, że tam zostanę.
— Wiesz, kto jeszcze jest na ciebie
wkurzony? — zapytał Blaise.
Draco zastanowił się przez chwilę i
przeklął pod nosem.
— Pansy…
— Tak. Jest wkurzona, że nie wysłałeś
jej sowy tak jak mnie. Dałem jej znać, że się ukrywasz, więc trochę się
uspokoiła, ale wciąż jest wściekła i wspomniała coś o noszeniu szczurzych wąsów
w jej torbie przez ponad tydzień.
— Wyślę jej sowę, gdy tylko wrócę do
domu — powiedział Draco.
— Domu? Wracasz do swojego mieszkania
czy z powrotem do Granger? — zapytał rozbawiony Blaise.
— Do Hermiony. Nie sądzę, że po tym
wszystkim mógłbym wrócić do życia z dala od niej. Prawdopodobnie zostanę tam z
nią, dopóki nie zdołam namówić jej na większe mieszkanie.
— Poważnie o niej myślisz, co? —
zagadnął Blaise.
Draco skinął głową.
— Ona… ona jest najlepszym, co mnie
spotkało. Oczywiście oprócz ciebie — powiedział z uśmiechem do swojego
najlepszego przyjaciela.
Blaise i Draco rozmawiali jeszcze
przez chwilę, dopóki nie wrócił Harry. Draco obiecał wysyłać sowy Blaise’owi co
kilka dni, a Blaise obiecał przekazywać wiadomości Pansy, jeśli Draco nie
będzie mógł zrobić tego sam.
Draco wrócił do mieszkania Hermiony,
gdzie ta czekała na niego w salonie razem z Rose, która podbiegła do niego i
zawołała:
— Daco wrócił! Hula! Gója! Gója!
Podniósł dziewczynkę i z łatwością
ułożył ją na biodrze. Podszedł do Hermiony i pocałował ją.
— Czego chciał Harry? — zapytała, gdy
oboje usiedli na kanapie, podczas gdy Rose wróciła do zabawek.
— Sprowadził posiłki, żeby się
upewnić, że nie planuję wyruszyć na poszukiwania ojca — wyjaśnił Draco.
— Posiłki? — dopytywała
zdezorientowana Hermiona.
— Blaise. Spotkał się ze mną w
gabinecie Pottera, by porozmawiać. Ale wcześniej prawie zagryzł mnie za to, że
nie wysyłam mu często sów — dodał, chichocząc.
Zanim Hermiona zdążyła o coś zapytać,
Rose zaczęła płakać i podbiegła do niej, pokazując swojego pluszowego
króliczka.
— Mama! Kic-kic! Kic-kic ma ziazia! —
powiedziała ze łzami w oczach mała dziewczynka.
Hermiona wzięła wypchanego zwierzaka,
aby go obejrzeć i znalazła rozdarcie w szwie łączącym ramię z ciałem.
— Och, wygląda na to, że Kic-kic
został rozdarty. Już dobrze, kochanie — powiedziała, ocierając łzy Rose. — Mama
to naprawi, dobrze?
Rose pociągnęła nosem.
— Dobla, mama naplawi.
Hermiona wstała, by wydostać swoją
różdżkę, a potem powoli i ostrożnie zaczęła naprawiać zabawkę.
— O co chodzi z tym królikiem? Znaczy,
wiem, że to jej ulubiona rzecz na świecie, poza mną — powiedział Draco z
uśmieszkiem i Hermiona w odpowiedzi przewróciła oczami. — Ale wydaje się o
wiele starszy od niej. Należał do ciebie? — zapytał z ciekawością.
— Nie. Pani Weasley dała go Rose,
kiedy miała kilka miesięcy. Należał do Rona… — powiedziała, urywając.
— Och… dobra — mruknął Draco, żałując,
że poruszył ten temat.
Przez kilka chwil milczeli, z
wyjątkiem przypadkowej czkawki Rose, która czekała, aż jej królik zostanie
naprawiony. Kiedy matka podała go jej, przytuliła go mocno i wróciła do zabawy,
jakby nie było żadnej przerwy.
Draco obserwował Hermionę i zauważył,
że wyglądała na trochę smutną.
— Przepraszam… — mruknął.
Spojrzała na niego i zmarszczyła brwi.
— Za co przepraszasz?
— Za pytanie o królika. Nie zdawałem
sobie sprawy, że był jego — powiedział z zakłopotaniem.
Położyła rękę na jego nodze w
pocieszeniu.
— W porządku.
Przesunął rękę, by znalazła się na
jej.
— Chciałabyś, żeby nadal tu był? —
zapytał nagle.
— To trochę niesprawiedliwe pytanie —
wymamrotała cicho, spoglądając na Rose.
— Ale chciałabyś? — nalegał.
— Część mnie tak. Ta część, która wie,
że on jest ojcem Rose. Jest bardzo do niego podobna i mają wiele wspólnych
cech. Wiem, że byłby dla niej wspaniałym ojcem. Ale — ponownie zwróciła się do
Draco i spojrzała mu w oczy — gdyby tu był, oznaczałoby to, że ty i ja nie
bylibyśmy razem. A w tej chwili nie wyobrażam sobie, jak wyglądałoby moje życie
bez ciebie.
Pocałował ją delikatnie, a potem
uśmiechnął się w jej usta.
— Prawdopodobnie byłoby to mniej
stresujące, gdyby szaleniec cię nie ścigał.
Odwzajemniła uśmiech i szybko go
pocałowała.
— Przynajmniej mam tu ciebie, żebyś
mnie chronił — drażniła się.
— Wiem, że potrafisz o siebie zadbać.
Uderzyłaś mnie na trzecim roku, pamiętasz? — powiedział, żartobliwie szarpiąc
ją za włosy.
— Zasłużyłeś na to — skwitowała, co
spowodowało kolejne szarpnięcie.
Później, tego samego dnia, Draco i
Hermiona przygotowywali kolację, podczas gdy Rose bawiła się ze szczeniakiem na
podłodze w kuchni. Byli zajęci robieniem lasagne, kiedy Felix zaczął jęczeć
przy tylnych drzwiach.
— Dobra, kolego, daj mi chwilę —
powiedział Draco, który musiał szybko umyć ręce, a potem je wysuszyć.
Podszedł do małego pieska i rzucił na
niego zaklęcie wyciszające, a potem pozwolił mu wybiec na ogrodzone podwórko.
— Dwolek? Idziemy na dwolek? — spytała
Rose.
— Nie teraz, kochanie — powiedziała
Hermiona, wkładając lasagne do piekarnika. — Na dworze już się ściemnia i nie
chcę, żebyś się ubrudziła przed kolacją.
— Nie, mama! Dwolek! Dwolek! — zawyła
Rose, rzucając się na podłogę, kopiąc i krzycząc.
— Rose, kochanie, atak nie zmieni
mojego zdania. Może zamiast tego chciałabyś coś pokolorować? — zaproponowała
Hermiona cierpliwym głosem.
— Nieeeeee! — zawyła Rose, kontynuując
swój napad złości.
— Pozwól mi spróbować — mruknął cicho
Draco, klękając obok dziewczynki. — Rosie, kochanie, chcesz ze mną obejrzeć
bajki? — zapytał.
— NIEEEEEEEEE!
Draco spojrzał na Hermionę.
— Co teraz zrobimy?
— Moja mama zawsze mówiła, że kiedy
Rose ma napady złości, trzeba ją zostawić. Zaangażowanie sprawi, że będzie jeszcze
bardziej zdenerwowana i się rozkręci. Gdy skończy, będzie gotowa do zrobienia
czegoś innego — powiedziała Hermiona, wskazując, by Draco poszedł za nią, po
czym zwróciła się do córki: — Jak skończysz, Draco i ja będziemy w salonie,
dobrze?
— NIEEEEEEEEEEEEEEEE! — dalej
krzyczała.
Rose kopała i krzyczała jeszcze przez
chwilę. Spojrzała na drzwi i pociągnęła nosem, a następnie podeszła i próbowała
je otworzyć, ale nie była w stanie przekręcić zamka. Bardzo chciała wyjść na
zewnątrz i pobawić się ze szczeniakiem. Kochała szczeniaka. Chciała, żeby drzwi
się otworzyły…
Kilka minut później Hermiona odłożyła
książkę, którą czytała, i powiedziała do Draco:
— Wygląda na to, że się uspokoiła.
Pójdę sprawdzić, czy jest gotowa do nas dołączyć.
Draco skinął głową, kontynuując
czytanie własnej książki.
— DRACO! — krzyknęła Hemiona z kuchni.
— Chodź tu szybko, Rose zniknęła!
Draco podbiegł i zobaczył, że tylne
drzwi są otwarte. Hermiona, stojąca na zewnątrz, wołała Rose.
— Co się stało? Wiem na pewno, że
zamknąłem drzwi! — powiedział Draco, również rozglądając się po podwórku.
— Nie wiem! Zablokowałeś je? —
zapytała.
— Ja… nie pamiętam — wymamrotał Draco,
próbując sobie przypomnieć. — Ale ona nie potrafi otwierać drzwi. Wiedziałem,
jak próbowała niedawno i nie mogła. Mogły się otworzyć same?
— Nigdy to się nie przydarzało, ale…
Zastanawiam się czy miała wybuch magii albo coś i to pomogło jej otworzyć? —
Hermiona głośno myślała, zaglądając za krzaki. — Zbliża się do wieku, kiedy to
może się zdarzyć… Och, gdzie ona jest?
— Hermiono… gdzie jest Felix? —
zapytał nagle Draco, zdając sobie sprawę, że nie widział również małego psa.
— Też powinien tu być… o nie! Draco,
zobacz! — zawołała, wskazując na dużą dziurę pod wysokim, drewnianym płotem.
Podbiegli tam i obejrzeli ją.
— Cholera! — zaklął Draco. — Musiał ją
kopać od dłuższego czasu. Jest ogromna! Nie myślisz, że Rose… — powiedział,
próbując poskładać fakty.
— Nie widzę jej tam. Może wróciła do
środka? A może w ogóle nie wyszła na zewnątrz — zasugerował.
Hermiona przygryzła wargę i spojrzała
na dom.
— Może…
— MAMA! — krzyknęła Rose z drugiej
strony ogrodzenia.
— ROSE! — wrzasnęli Hermiona i Draco w
tym samym czasie.
Draco spojrzał nad płotem, żeby się
rozejrzeć i zobaczył ją, walczącą w ramionach jakiegoś staruszka. Zbladł, kiedy
zdał sobie sprawę z tego, kto to był.
— Nie… ZOSTAW JĄ! — wrzasnął, próbując
wspiąć się na płot.
Ale było już za późno. Lucjusz zadrwił
z syna, po czym zniknął z pola widzenia z głośnym trzaskiem, zabierając dziecko
ze sobą.
____________
Witajcie :) wreszcie pojawiam się z nowym rozdziałem. Długie weekendy w domu nie sprzyjają tłumaczeniom czy pisaniu, dlatego wszystko musiałam przesunąć w czasie i trochę zmienić swoje plany na końcówkę tej historii. Co sądzicie o tym rozdziale? Lucjusz jest szalony, prawda? Chory człowiek... Ciekawa jestem czy wpadniecie na to, jak wszystko się rozwiąże. Dajcie znać w komentarzach.
Kolejny rozdział zostanie opublikowany w czwartek lub w piątek. Wszystko zależy od ilości wolnego czasu. Chciałabym wyrobić się do końca tygodnia z tą historią. Myślę, że to wykonalne.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego! Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)