wtorek, 15 listopada 2022

[T] Mine: Rozdział 18: Wybuch magii

 

W ciągu następnych dni w domu zapanowała nowa rutyna. Rano Hermiona uczyła Draco, jak przygotowywać śniadania w mugolski sposób, a Harry w końcu zaczął przychodzić później, aby składać raporty, a nie wczesnym porankiem. Popołudnia, podczas których Rose drzemała, były ulubioną porą dnia Draco, bo wtedy, zarówno on jak i Hermiona, kończyli razem pod prysznicem, bawiąc się w czyściocha, jak to nazywał. Ulubioną czynnością Hermiony było obracanie się na łóżku w środku nocy tylko po to, by dotykać się nosami z Draco; całowali się sennie, budząc nawzajem ze snu, a potem kochali i wracali do spania. W ciągu dnia urządzali sobie zabawę w chowanego w zakamarkach mieszkania, by Rose nie mogła ich zobaczyć, żeby mogli namiętnie się całować. Rose natomiast lubiła mieć w domu nie jedną, ale dwie osoby, które bawiły się z nią, karmiły ją, kołysały do snu i wstawały z nią rano. Wszyscy byli błogo szczęśliwi.

Byli też błogo nieświadomi szaleńca z długimi blond włosami, który czaił się na ulicach, szukając jakiegokolwiek ich śladu. Oczywiście nikt by go nie rozpoznał; jego włosy, twarz i ręce były brudne od spania w niezamieszkałej chacie, od tygodni nie brał prysznica ani nie jadł porządnego posiłku. Gdyby nie Borgin, zmierzyłby się już ze swoim synem i mógłby wrócić do domu. Ciągle go to denerwowało, dlatego zdecydował się pójść do sklepu, aby ponownie zrobić zakupy. Jego temperament wziął górę i podpalił to miejsce. Skąd miał wiedzieć, że Borgin był w środku?

Tygodnie temu wszedł do tego samego lokalu, w którym Draco zniknął w zielonych płomieniach. Zapytał Borgina, który początkowo twierdził, że nic nie wie. Po odrobinie perswazji i zaklęciu pamięciowym Lucjusz dowiedział się, że jego własny syn udał się do Ministerstwa Magii, najprawdopodobniej szukając pomocy.

Rozzłościło go to, że jego syn nie zaakceptował kary i nie przyjął jego propozycji pozbycia się tej szlamy raz na zawsze. Pewnie rzuciła na niego zaklęcie miłosne, pomyślał ponuro. Sięgnął do kieszeni płaszcza i spojrzał na pogięty artykuł z Proroka Codziennego ze zdjęciem jego syna i tej dziewczyny na okładce, tańczących blisko siebie na bankiecie. To sprawiło, że poczerwieniał i zgniótł papier z powrotem w dłoni, zanim wepchnął go na swoje miejsce.

Upadł tak nisko, że zapytał zwykłych mugoli, czy znają kobietę i dziecko, pokazując im zdjęcie, które wyciął z gazety, uprzednio czarując je, by się nie ruszało. Po przesłuchaniu ich, rzucił na nich zaklęcie pamięciowe, więc gdyby Potter i jego wścibscy aurorzy się pojawili, nikt by niczego nie podejrzewał. Odkąd odzyskał różdżkę, bardzo wyćwiczył się w zaklęciach pamięciowych i upewnił się, że ćwiczy tak często, jak tylko może. Mijały tygodnie i wreszcie znalazł kogoś, kto rozpoznał kobietę ze zdjęcia. Starsza kobieta powiedziała, że zazwyczaj wieczorami widzi ją i jej córkę, idące do parku, zwykle wychodząc z różnych kierunków. Zapytany, dlaczego jej szuka, zacisnął zęby i powiedział, że jest jej ojcem i chce ją zaskoczyć. Po zaczarowaniu mugolki, by zapomniała o rozmowie, splunął, jakby stwierdzenie, że jest spokrewniony ze szlamą, mogło go otruć.

Chodził tam i z powrotem po ulicy, szukając jakiegokolwiek ich śladu. Dom prawdopodobnie był chroniony Zaklęciem Fideliusa, pomyślał. Nieważne, nie mogą wiecznie się ukrywać… Nawet gdyby wyjrzeli na zewnątrz i zauważyli go, uznaliby, że jest starym bezdomnym, błąkającym się po ulicach.

W górę i w dół, w górę i w dół — chodził po ulicy, aż to poczuł. Czuł magię promieniującą w budynkach. Odliczył je… 219, 220, 222, 223, 224… chwila… brakowało jednego numeru? Wrócił się i policzył jeszcze raz. Poczuł magię w przestrzeni między budynkami o numerach 220 i 222. Po prostu to czuł. Wiedział, że je znalazł. Musiał tylko czekać, bardzo cierpliwie, aż jedna z nich wyjdzie na zewnątrz. Nałożył płaszcz na głowę, rozejrzał się ostrożnie, po czym aportował się do chaty, planując swój następny ruch.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Blaise wpatrywał się ponuro w telewizor, nie zwracając na niego uwagi. Jeden list. Dostałem tylko jeden pieprzony list, pomyślał. Myślał, że jest jego przyjacielem, ale najwyraźniej nie tak bliskim przyjacielem, żeby mógł od czasu do czasu wysłać mu sowę. Blaise oczywiście wiedział, że Draco ma się dobrze. Potter powiedziałby mu, gdyby coś się stało, i prawdopodobnie dlatego był tak wkurzony; nie miał usprawiedliwienia.

Usłyszał pukanie do drzwi, więc wyłączył telewizor i poszedł otworzyć.

— Potter. A to ci niespodzianka — powiedział, otwierając całkowicie drzwi, by go wpuścić.

— Zabini — przywitał się Harry, kiwając głową. — Przyszedłem porozmawiać z tobą o Malfoyu.

— Wszystko z nim dobrze? — spytał pospiesznie Blaise.

— Tak, wszystko w porządku. Wciąż się ukrywa. Ale właśnie o to chodzi. Obawiam się, że zrobi coś głupiego…

— Jak wyjście i szukanie swojego ojca? — dokończył Blaise.

Harry skinął głową.

— Tak.

— Rozumiem, ale co to ma wspólnego ze mną? — zapytał Blaise.

— Chciałbym, żebyś z nim porozmawiał i upewnił się, że nic nie wywinie — powiedział po prostu Harry.

— Jak? Dałeś jasno do zrozumienia, że nie mogę wiedzieć, gdzie on jest, więc jak mam z nim rozmawiać? — mruknął z goryczą Blaise.

— Rozmawiałem z Kingsleyem i zamierzamy trochę nagiąć zasady — powiedział Harry.

Blaise uniósł brew ze zdziwienia.

— Naprawdę?

— Tak. Wciąż nie możesz znać jego dokładnej lokalizacji, więc umówimy was na spotkanie w równie bezpiecznym miejscu.

— Gdzie?

— W moim gabinecie. Są tam rzucone zaklęcia, więc nikt nie może tam nikogo wykryć ani się tam teleportować.

— Kiedy? — zapytał Blaise.

Harry spojrzał na zegarek.

— Może za godzinę? Pasuje ci?

Blaise skinął głową.

— Będę.

Godzinę później Blaise wszedł do gabinetu Harry’ego. Ten spojrzał na niego i powiedział:

— Jeszcze go nie ma, ale powinien pojawić się lada chwila.

Blaise przytaknął.

— Jak się tu dostanie? Mówiłeś, że nikt nie może się teleportować do twojego biura, prawda?

By odpowiedzieć na to pytanie, kominek za Blaise’em ożył i wyszedł z niego Draco.

Draco i Blaise popatrzyli na siebie, ale zanim którykolwiek z nich zdążył cokolwiek powiedzieć, Harry wstał z krzesła.

— Zostawię was na chwilę samych. I tak mam kilka spraw do załatwienia.

Kiedy wyszedł, Draco spojrzał na Blaise’a i uśmiechnął się do niego.

— Hej, Blaise, dobrze cię widz…

— Zamknij się, Malfoy — warknął Blaise, zaczynając chodzić po pomieszczeniu.

Draco zamrugał ze zdziwienia.

— Co? Ja tylko…

— Powiedz mi tylko, kolego, czy w tym miejscu, gdzie się ukrywasz, są sowy?

— Tak, jedna, ale…

— Więc dlaczego, do cholery, nie wysłałeś mi sowy? — krzyknął Blaise.

— Wysłałem ci sowę dzień po…

— Tak, na drugi dzień. A potem nic! — warknął Blaise.

— Słuchaj, przepraszam, nie myślałem…

— Wiesz, jak bardzo się martwiłem? Najpierw Potter pojawia się w moich drzwiach i mówi, że twój staruszek oszalał i cię ściga. Potem rzuca osłony u mnie, żeby szalony wariat nie zajął się mną. Ulżyło mi, kiedy dostałem twój list z informacją, że wszystko w porządku. Ale nic poza tym. Minęły tygodnie, Draco, jebane tygodnie! Wiedziałem, że nic ci nie jest, bo Potter powiedziałby mi, gdyby coś się stało, ale i tak miło byłoby dostać list od ciebie od czasu do czasu.

— Blaise, ja… naprawdę przepraszam. Jestem okropnym przyjacielem — zaczął Draco.

— Mów dalej — powiedział Blaise, krzyżując ręce na piersi.

— Jestem nierozważny, samolubny i…

— Nie szanujesz uczuć innych? — podrzucił Blaise.

— Tak. To też — wymamrotał Draco, posyłając kumplowi zakłopotany uśmiech.

Blaise uśmiechnął się do niego.

— Cóż, nie bądź dla siebie zbyt surowy — powiedział, po czym podszedł i przyciągnął Draco do siebie, ściskając go i uderzając kilka razy w plecy.

— Więc, co musiałeś zrobić? — spytał Draco, siadając na jednym z krzeseł w gabinecie. — Dręczyłeś Pottera, dopóki nie zgodził się na spotkanie ze mną?

Blaise usiadł obok niego.

— Nie, w sumie to on przyszedł do mnie. Ma wrażenie, że mógłbyś wyjść ze swojej kryjówki i samodzielnie ścigać ojca.

Draco nic nie powiedział.

— Więc to prawda.

— Nie. To znaczy tak, chcę ścigać tego drania, ale nie mogę jej zostawić i…

— Czekaj sekundę. Jej?

— Eee… tak. Ktoś inny też się ukrywa i obiecałem Potterowi, że pomogę ją chronić na wypadek, gdyby nas znalazł albo odkrył sposób na ominięcie Zaklęcia Fideliusa w naszej lokalizacji.

Blaise tylko wpatrywał się w swojego przyjaciela.

— Sypiasz z nią, prawda? Dlatego nie piszesz. Byłeś zbyt zajęty „byciem zajętym”.

— Blaise, to nie tak — mruknął Draco z westchnieniem.

— Co? Nie sypiasz z nią?

— Nie, sypiam — odparł Draco bez cienia wstydu. Blaise rzucił mu porozumiewawcze spojrzenie, a Draco dodał: — To nie to, co myślisz.

— A co z Granger? Myślałem, że masz na nią ochotę?

Draco otworzył usta, by coś powiedzieć, a oczy Blaise’a rozszerzyły się.

— O, cholera. To ona! Zatrzymałeś się u Granger?

— Cicho! Jeśli Potter się dowie, że wiesz, może mnie przenieść gdzieś indziej — powiedział Draco, spoglądając na drzwi, aby się upewnić, że Harry nie przyszedł.

— Nie rozumiem. Dlaczego ona także się ukrywa? — zapytał Blaise.

— Mój ojciec chce jej śmierci. Myśli, że jeśli ona odejdzie, będę mógł poślubić kogoś o czystej krwi. Groził nawet, że mnie do tego zmusi — rzekł kwaśno Draco.

Blaise gwizdnął.

— Rany, on jest szalony, co nie?

Draco skinął głową.

— Co zatem zamierzasz zrobić? — dopytywał Blaise.

— Nic. Po prostu zostać u Hermiony, chyba… dopóki on nie zostanie schwytany lub zabity — powiedział Draco, wzruszając ramionami.

— Przysięgasz? Nie będziesz go ścigał?

Draco przewrócił oczami.

— Brzmisz jak Potter.

— Hej, nie obrażaj mnie — powiedział Blaise ostrzej.

Draco zaśmiał się, po czym spojrzał na swojego przyjaciela, który patrzył na niego poważnie.

— Tak, obiecuję, że tam zostanę.

— Wiesz, kto jeszcze jest na ciebie wkurzony? — zapytał Blaise.

Draco zastanowił się przez chwilę i przeklął pod nosem.

— Pansy…

— Tak. Jest wkurzona, że nie wysłałeś jej sowy tak jak mnie. Dałem jej znać, że się ukrywasz, więc trochę się uspokoiła, ale wciąż jest wściekła i wspomniała coś o noszeniu szczurzych wąsów w jej torbie przez ponad tydzień.

— Wyślę jej sowę, gdy tylko wrócę do domu — powiedział Draco.

— Domu? Wracasz do swojego mieszkania czy z powrotem do Granger? — zapytał rozbawiony Blaise.

— Do Hermiony. Nie sądzę, że po tym wszystkim mógłbym wrócić do życia z dala od niej. Prawdopodobnie zostanę tam z nią, dopóki nie zdołam namówić jej na większe mieszkanie.

— Poważnie o niej myślisz, co? — zagadnął Blaise.

Draco skinął głową.

— Ona… ona jest najlepszym, co mnie spotkało. Oczywiście oprócz ciebie — powiedział z uśmiechem do swojego najlepszego przyjaciela.

Blaise i Draco rozmawiali jeszcze przez chwilę, dopóki nie wrócił Harry. Draco obiecał wysyłać sowy Blaise’owi co kilka dni, a Blaise obiecał przekazywać wiadomości Pansy, jeśli Draco nie będzie mógł zrobić tego sam.

Draco wrócił do mieszkania Hermiony, gdzie ta czekała na niego w salonie razem z Rose, która podbiegła do niego i zawołała:

— Daco wrócił! Hula! Gója! Gója!

Podniósł dziewczynkę i z łatwością ułożył ją na biodrze. Podszedł do Hermiony i pocałował ją.

— Czego chciał Harry? — zapytała, gdy oboje usiedli na kanapie, podczas gdy Rose wróciła do zabawek.

— Sprowadził posiłki, żeby się upewnić, że nie planuję wyruszyć na poszukiwania ojca — wyjaśnił Draco.

— Posiłki? — dopytywała zdezorientowana Hermiona.

— Blaise. Spotkał się ze mną w gabinecie Pottera, by porozmawiać. Ale wcześniej prawie zagryzł mnie za to, że nie wysyłam mu często sów — dodał, chichocząc.

Zanim Hermiona zdążyła o coś zapytać, Rose zaczęła płakać i podbiegła do niej, pokazując swojego pluszowego króliczka.

— Mama! Kic-kic! Kic-kic ma ziazia! — powiedziała ze łzami w oczach mała dziewczynka.

Hermiona wzięła wypchanego zwierzaka, aby go obejrzeć i znalazła rozdarcie w szwie łączącym ramię z ciałem.

— Och, wygląda na to, że Kic-kic został rozdarty. Już dobrze, kochanie — powiedziała, ocierając łzy Rose. — Mama to naprawi, dobrze?

Rose pociągnęła nosem.

— Dobla, mama naplawi.

Hermiona wstała, by wydostać swoją różdżkę, a potem powoli i ostrożnie zaczęła naprawiać zabawkę.

— O co chodzi z tym królikiem? Znaczy, wiem, że to jej ulubiona rzecz na świecie, poza mną — powiedział Draco z uśmieszkiem i Hermiona w odpowiedzi przewróciła oczami. — Ale wydaje się o wiele starszy od niej. Należał do ciebie? — zapytał z ciekawością.

— Nie. Pani Weasley dała go Rose, kiedy miała kilka miesięcy. Należał do Rona… — powiedziała, urywając.

— Och… dobra — mruknął Draco, żałując, że poruszył ten temat.

Przez kilka chwil milczeli, z wyjątkiem przypadkowej czkawki Rose, która czekała, aż jej królik zostanie naprawiony. Kiedy matka podała go jej, przytuliła go mocno i wróciła do zabawy, jakby nie było żadnej przerwy.

Draco obserwował Hermionę i zauważył, że wyglądała na trochę smutną.

— Przepraszam… — mruknął.

Spojrzała na niego i zmarszczyła brwi.

— Za co przepraszasz?

— Za pytanie o królika. Nie zdawałem sobie sprawy, że był jego — powiedział z zakłopotaniem.

Położyła rękę na jego nodze w pocieszeniu.

— W porządku.

Przesunął rękę, by znalazła się na jej.

— Chciałabyś, żeby nadal tu był? — zapytał nagle.

— To trochę niesprawiedliwe pytanie — wymamrotała cicho, spoglądając na Rose.

— Ale chciałabyś? —  nalegał.

— Część mnie tak. Ta część, która wie, że on jest ojcem Rose. Jest bardzo do niego podobna i mają wiele wspólnych cech. Wiem, że byłby dla niej wspaniałym ojcem. Ale — ponownie zwróciła się do Draco i spojrzała mu w oczy — gdyby tu był, oznaczałoby to, że ty i ja nie bylibyśmy razem. A w tej chwili nie wyobrażam sobie, jak wyglądałoby moje życie bez ciebie.

Pocałował ją delikatnie, a potem uśmiechnął się w jej usta.

— Prawdopodobnie byłoby to mniej stresujące, gdyby szaleniec cię nie ścigał.

Odwzajemniła uśmiech i szybko go pocałowała.

— Przynajmniej mam tu ciebie, żebyś mnie chronił — drażniła się.

— Wiem, że potrafisz o siebie zadbać. Uderzyłaś mnie na trzecim roku, pamiętasz? — powiedział, żartobliwie szarpiąc ją za włosy.

— Zasłużyłeś na to — skwitowała, co spowodowało kolejne szarpnięcie.

Później, tego samego dnia, Draco i Hermiona przygotowywali kolację, podczas gdy Rose bawiła się ze szczeniakiem na podłodze w kuchni. Byli zajęci robieniem lasagne, kiedy Felix zaczął jęczeć przy tylnych drzwiach.

— Dobra, kolego, daj mi chwilę — powiedział Draco, który musiał szybko umyć ręce, a potem je wysuszyć.

Podszedł do małego pieska i rzucił na niego zaklęcie wyciszające, a potem pozwolił mu wybiec na ogrodzone podwórko.

— Dwolek? Idziemy na dwolek? — spytała Rose.

— Nie teraz, kochanie — powiedziała Hermiona, wkładając lasagne do piekarnika. — Na dworze już się ściemnia i nie chcę, żebyś się ubrudziła przed kolacją.

— Nie, mama! Dwolek! Dwolek! — zawyła Rose, rzucając się na podłogę, kopiąc i krzycząc.

— Rose, kochanie, atak nie zmieni mojego zdania. Może zamiast tego chciałabyś coś pokolorować? — zaproponowała Hermiona cierpliwym głosem.

— Nieeeeee! — zawyła Rose, kontynuując swój napad złości.

— Pozwól mi spróbować — mruknął cicho Draco, klękając obok dziewczynki. — Rosie, kochanie, chcesz ze mną obejrzeć bajki? — zapytał.

— NIEEEEEEEEE! 

Draco spojrzał na Hermionę.

— Co teraz zrobimy?

— Moja mama zawsze mówiła, że kiedy Rose ma napady złości, trzeba ją zostawić. Zaangażowanie sprawi, że będzie jeszcze bardziej zdenerwowana i się rozkręci. Gdy skończy, będzie gotowa do zrobienia czegoś innego — powiedziała Hermiona, wskazując, by Draco poszedł za nią, po czym zwróciła się do córki: — Jak skończysz, Draco i ja będziemy w salonie, dobrze?

— NIEEEEEEEEEEEEEEEE! — dalej krzyczała.

Rose kopała i krzyczała jeszcze przez chwilę. Spojrzała na drzwi i pociągnęła nosem, a następnie podeszła i próbowała je otworzyć, ale nie była w stanie przekręcić zamka. Bardzo chciała wyjść na zewnątrz i pobawić się ze szczeniakiem. Kochała szczeniaka. Chciała, żeby drzwi się otworzyły…

Kilka minut później Hermiona odłożyła książkę, którą czytała, i powiedziała do Draco:

— Wygląda na to, że się uspokoiła. Pójdę sprawdzić, czy jest gotowa do nas dołączyć.

Draco skinął głową, kontynuując czytanie własnej książki.

— DRACO! — krzyknęła Hemiona z kuchni. — Chodź tu szybko, Rose zniknęła!

Draco podbiegł i zobaczył, że tylne drzwi są otwarte. Hermiona, stojąca na zewnątrz, wołała Rose.

— Co się stało? Wiem na pewno, że zamknąłem drzwi! — powiedział Draco, również rozglądając się po podwórku.

— Nie wiem! Zablokowałeś je? — zapytała.

— Ja… nie pamiętam — wymamrotał Draco, próbując sobie przypomnieć. — Ale ona nie potrafi otwierać drzwi. Wiedziałem, jak próbowała niedawno i nie mogła. Mogły się otworzyć same?

— Nigdy to się nie przydarzało, ale… Zastanawiam się czy miała wybuch magii albo coś i to pomogło jej otworzyć? — Hermiona głośno myślała, zaglądając za krzaki. — Zbliża się do wieku, kiedy to może się zdarzyć… Och, gdzie ona jest?

— Hermiono… gdzie jest Felix? — zapytał nagle Draco, zdając sobie sprawę, że nie widział również małego psa.

— Też powinien tu być… o nie! Draco, zobacz! — zawołała, wskazując na dużą dziurę pod wysokim, drewnianym płotem.

Podbiegli tam i obejrzeli ją.

— Cholera! — zaklął Draco. — Musiał ją kopać od dłuższego czasu. Jest ogromna! Nie myślisz, że Rose… — powiedział, próbując poskładać fakty.

— Nie widzę jej tam. Może wróciła do środka? A może w ogóle nie wyszła na zewnątrz — zasugerował.

Hermiona przygryzła wargę i spojrzała na dom.

— Może…

— MAMA! — krzyknęła Rose z drugiej strony ogrodzenia.

— ROSE! — wrzasnęli Hermiona i Draco w tym samym czasie.

Draco spojrzał nad płotem, żeby się rozejrzeć i zobaczył ją, walczącą w ramionach jakiegoś staruszka. Zbladł, kiedy zdał sobie sprawę z tego, kto to był.

— Nie… ZOSTAW JĄ! — wrzasnął, próbując wspiąć się na płot.

Ale było już za późno. Lucjusz zadrwił z syna, po czym zniknął z pola widzenia z głośnym trzaskiem, zabierając dziecko ze sobą.

____________

Witajcie :) wreszcie pojawiam się z nowym rozdziałem. Długie weekendy w domu nie sprzyjają tłumaczeniom czy pisaniu, dlatego wszystko musiałam przesunąć w czasie i trochę zmienić swoje plany na końcówkę tej historii. Co sądzicie o tym rozdziale? Lucjusz jest szalony, prawda? Chory człowiek... Ciekawa jestem czy wpadniecie na to, jak wszystko się rozwiąże. Dajcie znać w komentarzach.

Kolejny rozdział zostanie opublikowany w czwartek lub w piątek. Wszystko zależy od ilości wolnego czasu. Chciałabym wyrobić się do końca tygodnia z tą historią. Myślę, że to wykonalne.

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego! Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy