poniedziałek, 20 marca 2023

[T] Lilie słonowodne: Rozdział 4

Draco

 

Noc wokół nich była ciemna i ciężka, gdy Draco i jego ojciec zbliżali się do małego domku. Yaxley i Snape mieli zaatakować od frontu, a oni od tyłu. Morska bryza dziko łopotała ich płaszczami, jakby chciała ich odeprzeć i ochronić mieszkańców chaty. Draco wziął kilka uspokajających oddechów, obserwując, jak w środku gasną ostatnie światła.

— Jesteś gotowy, Draco? — zapytał jego ojciec. Miał pewny i spokojny głos pomimo wszystkiego, co wiązało się z tą misją i z uwagi na zdolność jego syna, aby nie spieprzył sprawy.

Draco skinął głową, nie ufając sobie, że się nie zająknie.

Cicho stąpając, skradali się ku tylnym drzwiom. Otworzenie ich zajęło im kilka minut; zostało rzucone na nie wiele zaklęć i mechanizmów obronnych. Oczywiście Draco wiedział, że to nie będzie proste. Bill Weasley był słynny jako dobry łamacz klątw. Albo był z tego znany, ale w przeszłości.

Gdy weszli do środka, Draco zapalił swoją różdżkę i wraz z ojcem przeszedł przez parter, upewniając się, że salon, kuchnia i łazienka są czyste. Potem dali znak Snape’owi i Yaxleyowi. Snape poklepał Draco uspokajająco po ramieniu, kiedy go mijał. Severus szedł przodem po schodach, a za nim Lucjusz. Draco trzymał się blisko ojca, nagle czując się jak dziecko i zdając sobie sprawę, jak bardzo nie był przygotowany do tego zadania. Nie potrafił zabić Dumbledore’a, nie byłby w stanie zabić żadnej osoby w tym domku. Nawet tego nie chciał.

Jakby wyczuwając jego panikę, Lucjusz odwrócił się do syna i szepnął: „Pamiętaj, dla kogo to robisz”. Rzucając ostatnie spojrzenie, wszedł po schodach do najdalszych drzwi. Taki był plan. Każdy z nich zajmował się jednym pokojem na pierwszym piętrze domu. Oczywiście mieli przewagę, ponieważ mieszkańcy spali.

Draco słyszał bicie swojego serca w piersi, gdy zbliżał się do drzwi. Snape skinął głową i wejścia zostały otwarte jednocześnie. Draco próbował uspokoić oddech, wchodząc do ciemnej sypialni. Dwie postacie spały w osobnych łóżkach. Uniósł różdżkę.

Huk odbił się echem po domku, a w innych pokojach słychać było krzyki. Obudziło to śpiące osoby. Oczywiście, pomyślał. Potter i Weasley wyskoczyli z łóżek z różdżkami w górze i wycelowali w niego. Podjął decyzję.

— Malfoy — splunął Weasley.

Oglądając się za siebie, Draco powiedział:

— Idźcie. Uciekajcie, teraz.

Zaczął opuszczać różdżkę. Dwaj czarodzieje przed nim wymienili spojrzenia.

Krzyki na zewnątrz pokoju stawały się coraz głośniejsze, kończył im się czas. Jeśli teraz nie znikną, nie będzie miał wyboru. Hermiona nigdy by mu nie wybaczyła, gdyby przyprowadził Pottera do dworu i zabił Weasleya. Była tak jego pewna wcześniej. Hermiona wierzyła, że nie jest zabójcą. On także chciał w to wierzyć.

— Potter, idź! Wypierdalaj.

Potter zdawał się myśleć o tym przez sekundę, zanim skinął głową.

— Gdzie jest Hermiona?

— Jest bezpieczna. Obiecuję, że jest bezpieczna. Jest o wiele bezpieczniejsza niż wy teraz. Nadal jest we dworze.

Po kolejnej wymianie spojrzeń Potter i Weasley przepchnęli się obok niego w kierunku drzwi.

— Czekajcie! Musicie mnie ogłuszyć lub zrobić coś, co sprawi, że uwierzą w…

Ostatnią rzeczą, jaką zobaczył, była pięść Weasleya.

— Draco, wstawaj. — Snape kopnął go w nogę. Usiadł powoli, dym i kurz sączyły się przez otwarte drzwi i słyszał, jak ojciec i Yaxley kłócą się na dole. — Pozwoliłeś im odejść. — To nie było pytanie. Snape dokładnie wiedział, co zrobił.

— Hermiona… — zaczął Draco.

— Nie musisz mi się tłumaczyć. Rozumiem całkowicie. Jednak Czarny Pan tego nie zrobi.

Draco przejechał dłońmi po twarzy i westchnął.

— Reszta nie żyje?

Snape potrząsnął głową.

Na dole Draco znalazł trzy ciała. Jedną, którą rozpoznał, była Fleur Delacour; pamiętał jej pewny siebie uśmiech, kiedy jej nazwisko wylosowano na Turniej Trójmagiczny. Obok niej leżał Ollivander; starzec wyglądał na jeszcze mniejszego po śmierci niż za życia. Stracił atmosferę tajemniczości, która otaczała go w jego sklepie i błysk w oku, gdy wręczał jedenastoletniemu Draco różdżkę. Po drugiej stronie Fleur leżał czarodziej, który, jak przypuszczał Draco, był jej mężem, Billem, łamaczem klątw. Blizny na jego raczej przystojnej twarzy wyraźnie odcinały się od bladej skóry. Jego niebieskie oczy wciąż były otwarte. Draco chciał je zamknąć, ale Yaxley obserwował go zbyt uważnie.

— Cześć, Draco — usłyszał śpiewny głos w rogu pomieszczenia.

Nie zauważył Luny Lovegood. Była związana i siedziała na podłodze, w rogu. Skinął głową ku niej, rzucając przelotny uśmiech.

— Zamknij się, dziewczyno — warknął Yaxley, zbliżając się do niej z uniesioną różdżką.

— Wystarczy. Skończyliśmy tutaj — powiedział stanowczo Lucjusz, nie patrząc na Lunę. — Draco, zabierz dziewczynę do dworu.

Jednym machnięciem różdżki zasłony stanęły w płomieniach.

Draco chwycił Lunę za ramię i aportował ich do bram Dworu. Potknęła się lekko, gdy się pojawili, a Draco wyciągnął rękę, by ją podtrzymać.

— Dziękuję — powiedziała uprzejmie.

Wpatrywał się w blondynkę. Właśnie ją porwał. Jej przyjaciele zostali zabici. A ona po prostu mu podziękowała, jakby był znajomym, a nie wrogiem.

Luna wyglądała lepiej niż ostatnim razem, kiedy ją widział w lochach Malfoyów. Jej włosy były splecione w warkocz opadający na ramię. Ubrania były czyste; miała na sobie piżamę ozdobioną kwiatami. Pasował jej ten wzór.

— Powinniśmy wejść? — zapytała Luna, wskazując głową Dwór.

— Eee… tak, przepraszam — wymamrotał, biorąc ją pod ramię i ruszając do domu.

— Nie sądzę, żeby to była twoja wina, Draco. Jesteś w bardzo nieprzyjemnej sytuacji, ale wydaje mi się, że jesteś mniej samotny, niż myślisz. — Wyglądało na to, że analizuje go przez chwilę, zanim skinęła głową. — Tak, nargli jest mniej niż wcześniej.

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

Hermiona

 

Malfoya nie było już od kilku godzin. Wyszedł z jej pokoju przed lunchem i nie wrócił. Zbliżała się północ, a niebo na zewnątrz było atramentowo czarne. Wmawiała sobie, że jej to nie obchodzi; zatroskanie Narcyzy po prostu się na niej odbijało.

Obie kobiety siedziały w małym saloniku przy głównym wejściu, wpatrując się w noc. Minęło trochę czasu, odkąd rozmawiały, a Hermionie wieki temu skończyły się uprzejme tematy konwersacji. Jej wzrok przykuł jakiś ruch w oddali. Odwróciła się w stronę Narcyzy, by zapytać, czy to widziała, ale druga wiedźma była już na nogach. Stanęły przy oknie, Hermiona przycisnęła twarz do szyby, żeby lepiej widzieć. Proszę, proszę, nie pozwól mu skrzywdzić. Nie pozwól mu być zabójcą.

Ścieżką szły dwie postacie w niemal niespiesznym tempie. Za nimi pojawiły się jeszcze trzy. Druga grupa najwyraźniej składała się z Lucjusza, Snape’a i Yaxleya. Co oznaczało, że z przodu szedł Malfoy i… kurwa. To była Luna. Żyła, co było dobre. Ale znów została uwięziona. To było zdecydowanie mniej dobre.

Kiedy postacie zbliżyły się do domu, Narcyza zajęła swoje miejsce.

— Usiądź, Hermiono.

Hermiona nie usiadła. Nie mogła. Zamiast tego chodziła po pokoju, obserwując postacie zbliżające się do drzwi. Ruszyła ku wejściu do salonu, planując spotkać się z nimi na korytarzu, ale Narcyza złapała ją za nadgarstek; jej ostre paznokcie wbiły się w Hermionę, gdy powiedziała:

— Usiądź. Teraz. — Hermiona usiadła. — Przestań bawić się rękami. Usiądź prosto. Nie wolno ci się tym przejmować.

Dziesięć minut później pokój ogarnęła fala strachu. To było tak namacalne, że Hermiona czuła, jakby mogła tego posmakować.

— Nie reaguj. To tylko przybycie Czarnego Pana. — Głos Narcyzy był miarowy, gdy podawała Hermionie książkę. — Czytaj. Nie myśl o niczym poza słowami na kartce.

Hermiona próbowała czytać, ale jej myśli wciąż wędrowały do Malfoya i Luny. Chciała wiedzieć, co się stało. Powinna bardziej uważać na to, czego sobie życzy.

Bellatrix weszła do salonu i kiwnęła palcem na Hermionę.

— Ty, chodź.

Kiedy Narcyza wstała, by im towarzyszyć, Bellatrix powiedziała siostrze, że może tu zostać lub iść spać, ponieważ nie była potrzebna. Narcyza usiadła z powrotem, chociaż patrzyła siostrze w oczy bez śladu strachu.

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

— Ach, oto ona, ukochana Draco. Witaj, szlamo. Jak się dzisiaj miewasz? — Lord Voldemort brzmiał na prawie szczęśliwego na jej widok, a jego głos sprawił, że przeszły ją ciarki po plecach.

Gdy odpowiadała, próbowała złapać wzrok Malfoya:

— Czuję się dobrze, dziękuję… mój Panie.

Kątem oka zauważyła, że Lucjusz kiwa głową z aprobatą.

— A teraz, szlamo, mamy mały problem, który chcielibyśmy, żebyś rozstrzygnęła. — Voldemort podszedł do niej i poczuła, jak Bellatrix też się zbliża. — Obecny tutaj Draco otrzymał misję. Miał sprowadzić Pottera, odzyskać moich zaginionych zakładników i zabić wszystkich w domu. Jak widzisz, przyprowadził tylko dziewczynę Lovegood. Zawiódł.

Hermiona wiedziała, że skończy się to boleśnie, najprawdopodobniej dla niej samej. Była jego karą, ale nie mogła przestać być z niego dumna. Zawodząc Voldemorta, udowodnił jej swoją wartość.

— Więc, jak powinien zostać ukarany?

Uwaga osób obecnych w pomieszczeniu skupiła się na niej.

— Nie wiem, mój Panie, z pewnością to ty jesteś tym, który powinien decydować? — Zerknęła na obu Malfoyów, którzy pobladli ze strachu. Potem dodała: — Nie jestem godna podejmować takiej decyzji.

Lucjusz ponownie skinął głową z aprobatą.

— Bardzo dobrze, dziewczyno.

Zaklęcie piekące trafiło ją w tył nóg i upadła na kolana. Ostre cięcie w plecy zmusiło ją do krzyku i przyciśnięcia rąk do podłogi. Na chwilę spojrzała na Malfoya. Dyszał z wściekłości, zaciskając pięści tak mocno, że z pewnością robił sobie krzywdę. Lucjusz położył dłoń na ramieniu syna i napotkał jej spojrzenie. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, ale w oczach zauważyła przeprosiny.

Ktoś chwycił ją za włosy i podniósł z powrotem na kolana. Bolało, ale to nie była najgorsza rzecz, jakiej doświadczyła. Voldemort podszedł do niej i ujął jej podbródek palcami.

— Zastanawiam się… — mruknął głównie do siebie.

Nagini owinęła się wokół ramion swojego pana i musnęła językiem policzek Hermiony, wydając z siebie długi syk.

— Zostawcie nas.

Warczący Draco został wyciągnięty z pomieszczenia. Nie spojrzała na niego. Kiedy Malfoyowie zniknęli, zdała sobie sprawę, że Luna wciąż tam jest. Uśmiechnęła się ciepło do Hermiony i zrobiła krok do przodu, aby pomóc jej się podnieść. Potem stanęły ramię w ramię naprzeciw Lorda Voldemorta. Nie rozmawiały, ale obecność przyjaciółki dodawała Hermionie sił.

— Przez lata straciłem kilka cennych przedmiotów. Teraz muszę znaleźć sposób, by je zastąpić. Myślę, że znasz los tych przedmiotów, szlamo, i wiesz, czym one były.

Czuła, jak sonduje jej umysł. Znała co najwyżej podstawy oklumencji. Próbowała uczyć się sama w namiocie, kiedy Harry i Ron spali. Voldemort rozbił jej proste tarcze i mogłaby przysiąc, że jej czaszka stanęła w płomieniach. Ktoś krzyknął.

Obrazy przemknęły przez jej umysł; Harry pokazujący jej pamiętnik w Skrzydle Szpitalnym Hogwartu, kiedy dochodziła do siebie po starciu z bazyliszkiem. Zwęglona dłoń Dumbledore’a, brak pierścienia na martwym ciele starca. Ron triumfalnie rzuca zepsuty medalion Slytherina na swoje łóżko. Harry rzuca się i wije przez sen, mamrocząc coś w języku wężów.

Coś gorącego i ciepłego rozbryzgnęło się na jej twarzy i klatce piersiowej. Westchnęła, czując smak krwi. Jej oczy otworzyły się. Znowu była na kolanach. Luna leżała przed nią z pogodnym wyrazem twarzy. Smutek ogarnął Hermionę. Nie mogła się ruszyć, myśleć, ani nawet usłyszeć, co mówił Voldemort. Wraz z jasnym błyskiem światła świat pociemniał.

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

Draco

 

Wilk nie chciał się uspokoić i on także nie mógł. Chodzili tam i z powrotem przed podwójnymi drzwiami salonu. Jego rodzice stali po drugiej stronie korytarza, trzymając się za ręce, dając mu przestrzeń. Musiał być przytrzymywany przez ich oboje, kiedy krzyknęła. Teraz było cicho. Jasny błysk światła przedarł się przez szpary w drzwiach. Po tym nastąpiło kilka kolejnych i chociaż jego rodzice tego nie słyszeli, rozległy się ciche śpiewy. Co on jej, kurwa, robi! Wilk rzucił się do drzwi. Uderzył w tarczę tak mocno, że odrzuciło go na przeciwległą ścianę.

— Draco, musisz być spokojny — powiedział jego ojciec.

— On śpiewa. Coś jej robi, czuję to. Jakby część mnie była usuwana i zastępowana raz po raz.

Spojrzał na rodziców, mając nadzieję, że posiadają odpowiedź. Oczywiście nie mieli jej, a jego matka chwyciła jego rękę i ścisnęła.

Musieli stać w salonie przez godzinę. Z pokoju wydostawały się różne światła i dźwięki, żaden z nich nie pocieszał Draco. Przynajmniej nie była martwa. Wiedzielibyśmy, gdyby nie żyła, powtarzał w kółko Wilk. Po raz pierwszy zwierzę w jego głowie nie było natrętne i irytujące. Właściwie, zachowywał się jak istota, która rozumiała.

Kiedy drzwi w końcu się otworzyły, Czarny Pan wyszedł i pomaszerował prosto do Draco. Przyłożył różdżkę do jego gardła i syknął:

— Rozczaruj mnie ponownie, chłopcze, a zabiję twoją matkę i oddam ją wilkom.

Potem zniknął.

Salon był zdewastowany. Okna porozbijane, a odłamki szkła leżały na podłodze. Czarna magia promieniowała ze ścian i zdawała się kapać z sufitu. Czuł, jak przykleja się do jego skóry, gdy biegł ku Hermionie. Leżała nieruchomo na środku pokoju, krew pokrywała jej twarz. U jej stóp leżała Lovegood. Gardło Luny zostało podcięte i najwyraźniej nie żyła.

— Hermiona? Kurwa. Proszę, nie bądź martwa.

— Nie jest, synu. Oddycha. Milly. — Mała skrzatka pojawiła się na rozkaz jego matki. — Zabierz Hermionę do łóżka. Będzie potrzebowała eliksirów przeciwbólowych, być może środka zwiotczającego mięśnie i eliksiru na uspokojenie. Upewnij się, że masz też eliksir Słodkiego Snu. Nie wiemy, co się z nią stało.

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

Hermiona

 

Unosiła się, kołysząc na wietrze, jak liście na drzewie. Tylko, że nie było wiatru. Nic nie czuła ani nie widziała, jednak była całkiem pewna, że żyje. Pomyśl, Hermiono, co się stało? Gdzie jesteś? Kiedy próbowała myśleć, w jej umyśle szepnął głos, który nie należał do niej. Wiesz, co się stało. Zostałaś ukarana, ale teraz jesteś silniejsza. Czarny Pan uczynił cię silną. Jesteś mu winna życie i lojalność.

Nie, pomyślała, nie czuję się silna. Nic mu nie zawdzięczam. Obcy głos nie ustępował. Dał ci nowe życie. Teraz masz męża, nazwisko Malfoy, bogactwo i pozycję. Będziecie szanowani w tym nowym porządku świata. Twoi przyjaciele zostawili cię, ponieważ uważali, że jesteś bezwartościowa. Teraz jesteś w domu.

Zostawili ją, ale nie dlatego, że uważali ją za bezwartościową. Widzieli szansę na ucieczkę i skorzystali z niej. Musieli się upewnić, że Harry jest bezpieczny. Był ważniejszy dla sprawy niż ona. Nie opuścili jej… prawda?

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

Draco

 

Odzyskanie przytomności zajęło Hermionie cztery dni. Po czterech kolejnych, kiedy nie była w stanie opuścić łóżka, często zapadała w sen i wybudzała się tylko po to, by zrywać się z krzykiem i ściskać za klatkę piersiową, jakby próbowała wyrwać sobie serce. Draco znów trwał przy niej. Wysłał przeprosiny za opuszczenie spotkania Wewnętrznego Kręgu z jego rodzicami. Najwyraźniej Czarny Pan nie był zaskoczony. On też nie wydawał się tym przejmować.

Dziewiątego dnia Draco wrócił z łazienki i zobaczył Hermionę siedzącą na łóżku. Rozglądała się po pokoju, jakby właśnie obudziła się po dobrze przespanej nocy.

— Hermiona? Co ci się stało? Znaczy… czy wszystko w porządku?

Jej nagły powrót do zdrowia zaniepokoił go. Draco wciąż wyczuwał spływająca z niej czarną magię.

— Nic mi nie jest, Malfoy. Obiecuję.

— Co tam się stało? Widzieliśmy przebłyski magii i słyszałem, jak intonował…

— Nie wiem. Straciłam przytomność po… — Hermiona złapała się za pierś i zaszlochała. — Luna, on zabił… Merlinie, on zabił Lunę!

— Wiem, wiem, przykro mi — wymamrotał Draco, przyciskając Hermionę do piersi, pozwalając jej przytulić się do niego i szlochać, aż zabrakło jej tchu.

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

Hermiona

 

Po nalocie na Muszelkę i późniejszych wydarzeniach Malfoy przestał unikać Hermiony. Był stałą postacią w jej klauzulowym życiu we Dworze. Podczas śniadania podawał jej herbatę, nie pozwalając robić tego skrzatom. Gdy był obecny na lunchu i kolacji, odsuwał jej krzesło i wstawał, kiedy wchodziła lub wychodziła z pokoju. Hermiona przypisała swoje szybkie dojście do zdrowia jego ciągłej uwadze. Książki na temat więzi wilkołaków wyjaśniały korzyści płynące z bycia blisko siebie w parach, zarówno emocjonalne i intymne.

Każdego dnia Malfoy pytał ją, jak się czuje, czy odczuwa jakiś ból po tym, co zrobił jej Czarny Pan. Każdego dnia mówiła mu prawdę; nic jej nie było, czuła się dobrze. Bo Hermiona czuła się dobrze. Lepiej niż kiedykolwiek. Cokolwiek wydarzyło się w tym salonie, dodało jej nowych sił i nie bardzo wiedziała, co o tym myśleć. Najwyraźniej była to jakaś forma czarnej magii. Malfoy powiedział jej, że wyczuwał ją na niej nawet kilka dni później, ale jaki to był rodzaj czarnej magii?

Hermiona wróciła do swojej codziennej rutyny, czytając w salonie z Narcyzą, zajmując się ogrodem i generalnie nie robiąc nic więcej. Kiedy zapytała, czy może zobaczyć bibliotekę, Lucjusz zbladł i potrząsnął głową.

— Wiele ksiąg jest przeklętych. Ktoś z twoim statusem krwi nie byłby w stanie wejść tam bez odczuwania przeklętej energii, która sprawi, że poczujesz się źle. Jeśli potrzebujesz jakichś książek, poproś kogoś z nas, żeby ci je przyniósł.

Więc wręczyła mu listę. Następnego ranka książki leżały na jej nocnym stoliku.

— Co czytasz? — zapytał Malfoy, wchodząc pewnego ranka do salonu.

Poprzedniego wieczora nie był na kolacji ani na śniadaniu i zdała sobie sprawę, że za nim tęskniła.

— Próbuję się dowiedzieć czegoś więcej na temat tej całej hmm… mgły uległości, która mnie ogarnęła, kiedy my… no wiesz. — Policzki Malfoya lekko pobladły, a ona poczuła ciepło. Rozmawiali o tamtej nocy, ale krótko, i większość rozmowy stanowiły przeprosiny Malfoya. Właściwie zrobiło mu się niedobrze, gdy powiedziała mu o mgle, która ogarnęła jej umysł podczas ich stosunku. Chciał coś powiedzieć, ale Hermiona mu przerwała. — Nie waż się znowu przepraszać, Malfoy. — Jej głos był surowy i Draco skinął głową, siadając obok niej.

— Znalazłaś coś?

— W zasadzie, to tak, posłuchaj. — Zaczęła czytać na głos: — Wilkołak musi odnaleźć swoją Partnerkę przed następną pełnią księżyca. Jeśli więź nie zostanie scementowana, Wilkołak prawdopodobnie stanie się hiperagresywny i nie będzie w stanie całkowicie powrócić do swojej ludzkiej postaci.

Malfoy przerwał jej:

— Myślisz, że to właśnie przydarzyło się Greybackowi? Jego ręce są w stanie pośrednim. Więcej pazurów niż paznokci. Zawsze myślałem, że to wybór, ale może…

— Może tak, a może nie. Tu jest więcej. Ten proces jest jeszcze ważniejszy, jeśli dany Wilkołak jest lub może stać się Alfą. W takich przypadkach Czarodziej lub Czarownica będący w parze wejdzie w stan podobny do transu, co pozwoli Wilkołakowi na kojarzenie i przypieczętowanie ich więzi z niewielkim lub zerowym oporem. Podczas tego procesu Partnerka może również uzyskać pewne korzyści z likantropii, takie jak zaawansowane leczenie. Dzieje się tak tylko wtedy, gdy Partnerka jest ranna w momencie, gdy Wilkołak ją oznacza. Oznaczając Partnerkę, Wilkołak tworzy więź, która jest prawie nierozerwalna w jakikolwiek inny sposób niż śmierć. Ta więź powstrzymuje Partnerkę i Wilkołaka przed zdradą drugiego, podobnie jak w przypadku czarodziejskich więzi Wierności.

Malfoy milczał przez minutę, a kiedy się odezwał, jego oczy rozbłysły złotem.

— Alfa?

— Tak. Dlatego uważam, że forma Greybacka jest zamierzona. Gdyby miał Partnerkę, nie powstrzymaliby go — powiedziała poważnie.

— Nie, mam na myśli siebie. Powiedziałaś, że trans występuje tylko wtedy, gdy wilk jest w stanie stać się Alfą? Ale ja nim nie jestem. Jestem na dnie stada, w tej chwili ledwo się tam liczę.

Hermiona nie chciała dać Wilkowi żadnego powodu do walki z Greybackiem. Była zbyt przerażona, że może przegrać i, kto wie, jak to się skończy. Ale nie mogła dochować tajemnicy ani przed Malfoyem, ani przed Wilkiem, nie coś takiego.

— Tak, właściwie możesz być. Częściowo odrzuciłeś więź stada, kiedy uciekłeś podczas pełni księżyca. Stałeś przeciwko niemu dwa razy, aby mnie bronić, zanim zapieczętowaliśmy więź. Magia prawdopodobnie uznała to za pewnego rodzaju wyzwanie.

Hermiona odwróciła wzrok, gdy jego oczy zabłysły jeszcze jaśniej. Najwyraźniej Wilk był podekscytowany możliwością pokonania Greybacka, a może była to kolejna szansa na zdobycie nowej mocy.

Oczy Malfoya znów zmieniły kolor na szary i potrząsnął głową, jakby otrząsał się z wilczych myśli.

— Więc to moja wina. Ja ci to zrobiłem. Kurwa, nie mogę… przepraszam, Hermiono.

Wstał, by wyjść i nagle Hermiona zdała sobie sprawę, że ma dość.

— Przestań — prawie krzyknęła. — Po prostu przestań, Malfoy. Nie zrobiłeś tego celowo i, będąc szczerą, mam dość twojego ciągłego użalania się nad sobą. To ja jestem tu więźniem. To ja byłam tą, która kazała wykonać na sobie jakiś przerażający, mroczny rytuał, ale nie kręcę się w kółko, unikając wszystkich. Każdego ranka jem śniadanie z twoją rodziną. Spędzam dzień, robiąc wszystkie, szczerze mówiąc, ogłupiające rzeczy, które robi twoja matka, i staram się nie myśleć o moich przyjaciołach. Moich, prawdopodobnie, zmarłych przyjaciołach.

Wzięła oddech. Malfoy patrzył na nią tak, jakby znów go uderzyła.

— Robię te wszystkie rzeczy, ponieważ jakakolwiek więź jest między nami, chcę, żeby zapewniała ci bezpieczeństwo. Nie wszystko działa w jedną stronę, Malfoy. W zamian ignorujesz mnie przez tydzień, płaczesz przy moim łóżku, a potem próbujesz uciec, kiedy znajduję cholerne wyjaśnienie, właśnie wtedy, gdy osiągnęliśmy swego rodzaju równowagę.

Hermiona zignorowała ten cichy głos, przypominający jej, że nie ma prawa mówić do niego w ten sposób, że jest jego Partnerką i powinna go zadowolić.

Ręka Malfoya zadrżała i zrobił krok w jej stronę.

— Myślisz, że nie rozumiem, że to dla ciebie trudne? Myślisz, że lubię unikać cię we własnym domu, podczas gdy jedyne, czego pragnę, to… kurwa, Hermiono! Nie rozumiesz tego i w porządku, ale nie obwiniaj mnie o dystans, który panuje tutaj, bo nawet nie potrafisz mówić do mnie po imieniu.

— Potrafię. Używałam twojego imienia. — Zatrzymała się i pomyślała o tym. Hermiona dwukrotnie nazwała go Draco. Za każdym razem odczuwał ból lub strach i prawdopodobnie tego nie pamiętał. Nazywał ją Hermioną wiele razy przez te tygodnie, a ona nie myślała o tym nawet przez chwilę. — Draco, przepraszam. — Wzruszył ramionami i odwrócił się, by wyjść. Wtedy myśl przyszła jej do głowy: — Czekaj! Co to była za rzecz, której pragniesz?

— Nie sądzę, że naprawdę chcesz wiedzieć.

Jego wzrok przesunął się po jej ciele i niewielki błysk złota ostrzegł ją, że to niebezpieczne terytorium. Nie obchodziło jej to. Coś sprawiło, że przy nim była bardziej pewna siebie i nie zamierzała poświęcać czasu na kwestionowanie tego.

— Powiedz mi, proszę — szepnęła.

Draco pokonał przestrzeń między nimi w dwóch krokach. Kiedy mówił, jego głos był niski i ochrypły, niezupełnie Wilka, ale być może innego Draco niż ten, do którego była przyzwyczajona.

— Jedyną rzeczą, której pragnę, Hermiono, jest zatopienie się w tobie. Wielokrotnie, abyś nie mogła myśleć o niczym innym, jak tylko o mnie i o tym, jak dobrze się przy mnie czujesz. Chcę, żebyś zapomniała, jak masz na imię. Chcę, żebyś dyszała i desperacko mnie pragnęła. — Jego dłonie chwyciły ją w talii i pochylił się, tak że jego oddech ogrzewał jej szyję, gdy mówił. Odsunął się gwałtownie i od razu zatęskniła za jego ciepłem. — Ale nawet nie wiem, czy mówię to ja, czy Wilk, i zdecydowanie to nie jest to, czego ty chcesz, więc to nie ma znaczenia. Dlatego zachowuję dystans.

Zanim Draco zdołał się ruszyć, Hermiona sięgnęła do przodu i złapała go za koszulę. Nie wiedziała, co ją naszło, ale jedyne, czego pragnęła, to go poczuć. Kiedy ich usta się połączyły, Draco jęknął, a ona pogłębiła pocałunek. To nie było delikatne; ich usta spotkały się z namiętnością, o której Hermiona nie miała pojęcia. Gdy się odsunął, zabrakło jej tchu. Jęknęła i ponownie spróbowała przyciągnąć go bliżej, ale potrząsnął głową.

— Nie teraz. Nie możemy, muszę iść.

— Ale właśnie powiedziałeś… — zaczęła protestować.

— Nie to, żebym chciał iść, uwierz mi, że nie chcę. Jest kolejny nalot. Nie znam szczegółów, bo tym razem zachowano je w tajemnicy przede mną. Za bardzo spieprzyłem sprawę z Muszelką. Myślę, że tym razem będę musiał to zrobić. Nie pozwolę nikomu uciec, a on nie chce więźniów. — Draco odsunął się od niej o krok. — Nie chcę robić tego z tobą, a potem zabijać twoich przyjaciół.

Głos w głowie Hermiony, który nie należał do niej, powiedział jej, że nie potrzebuje przyjaciół, tylko jego. Była jego Partnerką. Co jeszcze, kogo jeszcze mogłaby potrzebować? Był jej obrońcą. Tym razem posłuchała go i powiedziała:

— Draco, zrób to, co musisz. Nie potrzebuję ich, tylko ciebie. Po prostu wróć do mnie.

____________

Witajcie :) tak, jak obiecałam, pojawiam się z nowym rozdziałem. Wiele się działo i jestem ciekawa, czy domyślacie się, czym stała się Hermiona? Kera bardzo szybko to rozszyfrowała i w sumie to tłumaczy wszystko, co będzie się jeszcze działo. To jak, już wiecie? Dajcie znać.

Od razu zapraszam na Rozdział 5. Miłej lektury!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy