sobota, 6 maja 2023

[T] Lilie słonowodne: Epilog

 Cztery dni bez Draco

 

— Wiesz, gdzie jesteś?

— W Świętym Mungo.

— Ile masz lat?

— Osiemnaście.

— Jak się nazywają twoi rodzice?

— Jean i Richard Granger.

— Jak się nazywasz?

— Hermiona Jean Malfoy.

— Kim jest Ronald Weasley?

— Moim najlepszym przyjacielem.

— Kim jest Harry Potter?

Blada dziewczyna na łóżku przerwała, a przez jej twarz przemknął wyraz zmieszania.

— Mordercą.

Uzdrowicielka westchnęła i odwróciła się od łóżka. W wejściu do prywatnej sali szpitalnej zwróciła się do ciemnowłosego czarodzieja i powiedziała:

— Nie ma poprawy, panie Potter. Proszę się nie martwić, jeszcze jest wcześnie. Ona po prostu potrzebuje czasu. Panna Granger wiele przeszła, emocjonalny wstrząs spowodował spustoszenie w normalnym funkcjonowaniu jej mózgu.

Harry przeczesał dłonią włosy i podziękował jej, zamykając drzwi do sali Hermiony.

 

Dziesięć dni bez Draco

 

— Wiesz, gdzie jesteś?

— W Świętym Mungo.

— Ile masz lat?

— Osiemnaście.

— Jak się nazywają twoi rodzice?

— Jean i Richard Granger.

— Jak się nazywasz?

— Hermiona Jean Malfoy.

— Kim jest Draco Malfoy?

— Moim mężem — przerwała, a potem dodała: — Moim Partnerem.

Uzdrowicielka położyła delikatnie dłoń na nodze Hermiony.

— Wiesz, co się stało, panno Granger?

Hermiona spojrzała na uzdrowicielkę. Coś nieprzyjemnego poruszyło się w jej umyśle. Za kogo ta kobieta się uważała? Granger? Gdyby tylko wiedziała, do czego jesteś zdolna, traktowałaby cię z większym szacunkiem.

— Malfoy. Nazywam się Malfoy. — Usiadła na łóżku. — Mój mąż został zabity na moich oczach. Umarł w moich ramionach i dobrze o tym wiesz. Wynoś się! — Na jej ton zadrżały szyby w oknach, a lekki wietrzyk poruszył zasłonami.

Ron przywitał znękaną uzdrowicielkę przed salą Hermiony.

— I jak?

— Myślę, że być może będzie potrzebny lekki magiczny wytłumiacz, dopóki trochę nie dojdzie do siebie.

Potem kobieta odwróciła się i praktycznie pobiegła korytarzem, desperacko próbując uciec przed ciężarem czarnej magii wypełniającej salę Hermiony.

 

Czternaście dni bez Draco

 

— Wiesz, gdzie jesteś?

— W Świętym Mungo.

— Ile masz lat?

— Osiemnaście.

— Jak się nazywają twoi rodzice?

— Jean i Richard Granger.

— Jak się nazywasz?

— Hermiona Jean Malfoy.

Sędziwa uzdrowicielka siedząca obok łóżka Hermiony westchnęła i odłożyła pióro. Zerknęła na Harry’ego i delikatnie potrząsnęła głową. Hermiona po prostu wpatrywała się w pustą ścianę przed nią.

— No dalej — mruknął Harry.

Wiedział, że to bezużyteczne. Robili to od tygodni, ale nikt nie mógł do niej dotrzeć. Hermiona odpowiadała na wszystkie pytania uzdrowicieli tym samym mechanicznym głosem. Okazywała jedynie coś na kształt emocji tylko wtedy, gdy wspominano o Draco Malfoyu.

— Gdzie chodziłaś do szkoły?

— Hogwart.

— Z kim się przyjaźniłaś?

Zatrzymała się. Zawsze zatrzymywała się na tym pytaniu, jakby bardzo intensywnie myślała, próbując przypomnieć sobie ludzi, którzy teraz prawie dla niej nie istnieli.

— Z Harrym i Ronem.

— Kim jest Draco Malfoy?

Pociągnęła nosem; Harry’emu wydawało się, że widział łzę spływającą po jej policzku, zanim ją otarła.

— Moim mężem.

— Co się z nim stało?

— Został zamordowany przez Harry’ego Pottera.

Co za śmieć, jak śmie stać w kącie sali, jakbyśmy go nie widzieli? Nie martw się, dziewczyno, niedługo wszystko będzie dobrze.

Harry miał dość. Skinął głową uzdrowicielce i wszedł do poczekalni, gdzie siedział Ron, przeglądając Proroka Codziennego.

— Co z nią? — zapytał rudzielec, załamując nerwowo ręce.

— Bez zmian. Nadal upiera się, że jest żoną tego idioty, a ja mordercą.

Harry usiadł na rozklekotanym krześle w poczekalni i przeczesał dłonią swoje już rozczochrane włosy.

— Dość tego.

Ron wstał gwałtownie i wmaszerował do sali Hermiony.

— Kim jestem, Hermiono? Powiedz mi, kim dla ciebie jestem?

Uzdrowicielka wyglądała na zaskoczoną, a Hermiona tylko zamrugała.

— Jesteś Ronaldem Weasleyem i moim najlepszym przyjacielem.

Ron stłumił dreszcz, słysząc łagodny głos jego najlepszej przyjaciółki. Tak naprawdę była kimś więcej, zdawała się jednak nie pamiętać, a on nie zamierzał jej o tym przypominać, dopóki nie wróci do siebie z tego czegoś, czymkolwiek to było.

— Zostawiłeś mnie.

Jej głos był teraz łagodniejszy, bardziej przypominał prawdziwą ją, a smutek w nim łamał mu serce.

— Nie. Każdego dnia próbowałem po ciebie wrócić, Hermiono. Sprawili, że Dwór był nienanoszalny; dosłownie nie mogliśmy się z tobą skontaktować. Próbowałem, naprawdę próbowałem, Miona.

— Ron.

Wyciągnęła do niego rękę, a on, powłócząc nogami, podszedł i usiadł na skraju jej łóżka.

— Gdzie jest Draco? — wyszeptała.

Serce Rona zamarło.

— On nie żyje…

— Wiem, Ronald, byłam tam! — Iskry migotały na końcówkach jej włosów, kiedy krzyczała; to była największa emocja, jaką okazała od tygodni.

— Więc co masz na myśli, pytając, gdzie on jest? — warknął Ron, wyrywając rękę z jej uścisku.

— Jego ciało. Gdzie jest?

Zakon spalił go razem z jego ojcem i innymi Śmierciożercami, którzy zginęli w bitwie. Popiół został rozrzucony przez wiatr i rozproszony. Draco Malfoy odszedł. Po prostu musi się nauczyć sobie z tym radzić. Ron odwrócił się gwałtownie i opuścił salę.

Nie mógł tego zrobić, nie mógł zmusić się do powiedzenia swojej najlepszej przyjaciółce, że mężczyzna, którego ona myśli, że kocha, nie ma miejsca spoczynku. Z pewnością nie mógł jej pocieszać, gdy opłakiwała kogoś, kogo powinna nienawidzić.

 

Dwadzieścia trzy dni bez Draco

 

Hermiona była gotowa i kiedy uzdrowicielka weszła do jej sali, odezwała się pierwsza:

— Chcę zobaczyć Lucjusza i Narcyzę.

Uzdrowicielka zatrzymała się i spojrzała na młodą kobietę przed sobą. Ich interakcje do tej pory były powtarzalne i bardzo ograniczone ze strony Hermiony. Teraz czarownica stała wyprostowana przy oknie i miała żądania. Pytanie o rzekomych teściów niekoniecznie było postępem, którego oczekiwali, ale, mimo wszystko, było postępem.

— Chodzi o to, panienko…

Hermiona posłała uzdrowicielce spojrzenie pełne odrazy.

— Pani Malfoy, Hermiono… Lucjusz, no cóż. — Uzdrowicielka wzięła oddech; coś w tej dziewczynie ją przerażało. To było naprawdę zabawne. Była o połowę młodsza i nawet nie ukończyła edukacji w Hogwarcie; tak szczerze, młoda czarownica nie mogła jej nic zrobić. W końcu otrzymywała dawkę ciężkiego magicznego wytłumiacza. — Zobaczę, co da się zrobić. Może pani Malfoy, czyli Narcyza, będzie mogła przyjść z wizytą, oczywiście z przyzwoitką.

Hermiona podeszła bliżej.

— Dlaczego moja teściowa miałaby potrzebować przyzwoitki, żeby się ze mną zobaczyć? — Jej głos był lodowato zimny, a spojrzenie płonęło nieprzyjemnie.

— Dla twojego bezpieczeństwa; wiele przeszłaś i…

Uzdrowicielka została odrzucona do tyłu, zderzając się z łóżkiem na tyle mocno, że straciła przytomność. Żałosne. Jakby jakiś eliksir mógł powstrzymać twoją moc. Naprawdę, żadne z nich nie ma najmniejszego pojęcia…

 

Dwadzieścia cztery dni bez Draco

 

Uzdrowicielka została wyniesiona z sali Hermiony niedługo po jej wypadku i zastąpiona w obowiązkach przez mężczyznę wyglądającego na zaniedbanego trzydziestolatka. Wygląda jak świnia — prychnął głos w głowie Hermiony. Musiała przyznać, że miał rację. W jego rysach było coś świńskiego. Wyglądało jednak na to, że jej prośba została spełniona i wszedł do sali w towarzystwie Narcyzy Malfoy.

Narcyza wyglądała na kruchą, mniej poukładaną niż Hermiona widziała ją wcześniej, i zaczęła się zastanawiać, jak ona sama musi wyglądać. Czy podzielała ten udręczony wyraz twarzy i smutne oczy?

— Hermiono, moja słodka dziewczyno.

Przyciągnęła Hermionę do siebie w ciasnym uścisku i stały nieruchomo, przytulając się przez jakiś czas. Kiedy się rozdzieliły, Hermiona zapytała:

— Gdzie jest Lucjusz? Co się stało? Nikt mi nic nie mówi.

Narcyza nie wymówiła słowa, tylko potrząsnęła głową i starła kilka zabłąkanych łez z twarzy.

— Tęsknię za nim, tęsknię za Draco. Nie pozwalają mi o nim rozmawiać, ale tęsknię za nim tak bardzo, że czuję, jakby moje serce zostało wyrwane z piersi.

— Wiem, też za nim tęsknię, kochanie, będzie dobrze. Obiecuję.

— Co się tam dzieje, Cyziu?

— Złapali wszystkich, postawili nas przed sądem, to kompletna fikcja. Dołohov i Carrowowie zostali skazani na dożywocie w Azkabanie. Powinnam być w areszcie domowym, musiałam być tutaj eskortowana przez aurorów, a Bella… Bellatrix została obdarzona pocałunkiem dementora.

Ostatnie zdanie sprawiło, że Narcyza zalała się łzami.

— Bardzo mi przykro. Nie dogadywałyśmy się, w sumie mnie nienawidziła, ale nie zasłużyła na to. Była lojalną sługą Czarnego Pana. Szkoda jednak, że teraz już się do niczego nie przyda.

Narcyza natychmiast przestała płakać.

— Co masz na myśli, Hermiono? Czarny Pan nie żyje, komu się przyda?

— Nie, on żyje. Mam ci wiele do opowiedzenia, ale nie tutaj. Najpierw muszę się stąd wydostać.

 

Trzydzieści jeden dni bez Draco

 

— Wiesz, gdzie jesteś?

— W Świętym Mungo.

— Ile masz lat?

— Osiemnaście.

— Jak się nazywają twoi rodzice?

— Jean i Richard Granger.

— Jak się nazywasz?

— Hermiona Jean Granger.

— Kim jest Draco Malfoy?

— Śmierciożercą. Znęcał się nade mną.

— Kim jest Narcyza Malfoy?

— Matką Draco, była dla mnie dobra. Chroniła mnie we Dworze.

— Kim jest Harry Potter?

— Moim najlepszym przyjacielem. Gdzie on jest? Chciałabym go zobaczyć, jeśli mogę.

Uzdrowiciel uśmiechnął się, w końcu postęp.

— Chce się z panem zobaczyć, panie Potter. Wygląda na to, że wróciła do siebie. Przynajmniej w części.

Kiedy Harry i Ron weszli do małej, szpitalnej sali, Hermiona siedziała na łóżku ze skrzyżowanymi nogami i czytała. Było prawie tak, jakby nic się nie zmieniło i przez chwilę Harry pozwolił sobie na nadzieję. Być może uzdrowiciele mieli rację i tylko potrzebowała czasu.

— Hermiono?

Ron podszedł do niej i położył dłoń na jej ramieniu. Spojrzała na niego spode łba i uniosła dłoń, wracając do swojej książki. Skończyła czytać stronę, po czym ostrożnie odłożyła książkę na nocny stolik.

— Cześć.

Jej głos był cichy, stracił metaliczny ton robota i obaj czarodzieje poczuli wtedy, że wróciła. Hermiona do nich wróciła. Trio rzuciło się sobie w ramiona, wszyscy pospiesznie przepraszali za różne występki, dopóki nie padli z wyczerpania.

Gdy się rozdzielili, Hermiona odwróciła się do Harry’ego i powiedziała bardzo wyraźnie:

— Dziękuję. Za Draco. Uratowałeś mnie i bardzo żałuję, że wcześniej nie zdałam sobie z tego sprawy.

Harry natychmiast jej wybaczył. Oczywiście, że ci wybacza. Jest słaby.

— Chciałabym jak najszybciej się stąd wydostać, myślicie, że możecie zamienić z nimi słowo i zobaczyć, co da się zrobić? Nie od razu, oczywiście. Wiem, że prawdopodobnie chcą mnie monitorować przez jakiś czas, upewnić się, że nie będę miała nawrotu czy coś… — pozwoliła sobie na urwanie. Nie warto było naciskać zbyt mocno.

— Jestem pewien, że możemy coś zrobić, Miona — powiedział radośnie Ron, obejmując ją ramieniem i całując w czubek głowy. — Możesz zostać w Norze, mama zamartwia się od tygodni i wiem, że desperacko chce się kimś opiekować.

Hermiona odsunęła się nieco, tłumiąc dreszcz spowodowany swobodną intymnością chłopaka.

— Nie trzeba się mną opiekować. To nie pomoże.

— Tak, racja, miałem na myśli tylko to… cóż, twoja rodzina… po prostu chcemy, żebyś  była z nami w domu, gdzie będziesz kochana.

Posłał jej krzywy uśmiech. Gdzieś głęboko w zakamarkach jej umysłu Hermiona Granger krzyknęła. To był Ron, jej Ron. Słodki, miły i opiekuńczy, ale całkowicie nieświadomy pochłaniającej ją ciemności.

— Jeżeli w Norze będzie za tłoczno, zawsze możesz zamieszkać ze mną na Grimmauld Place. Zdecydowanie będę potrzebował pomocy w remoncie. — Harry roześmiał się. — Możecie zamieszkać oboje, będzie jak za dawnych czasów. Nasza trójka razem.

Harry, oj Harry. Tak to wyglądało według ciebie? Lata z nim w twojej głowie. Jak kiedykolwiek z tym walczyłeś?

— To naprawdę urocze z waszej strony, ale… właściwie pomyślałam, że mogłabym zostać z Narcyzą. Przyszła z wizytą i cóż, chroniła mnie przed wszystkim. Chroniła mnie przed Nim, naprawdę przed wszystkim. Ona też doznała straty i możemy sobie nawzajem pomóc. — Harry sztywno skinął głową, a Ron cofnął rękę. — Oczywiście, że chciałabym jadać kolacje w Norze i majsterkować w Londynie, ale ona mnie rozumie. Byłyśmy w tym razem, wiecie?

Dwóch czarodziei wymieniło długie spojrzenia, a Hermiona udawała, że jest zajęta swoimi paznokciami. Trio milczało przez chwilę, aż Harry powiedział:

— Dobrze, ale zostaniesz oddana pod naszą opiekę, nie jej. Tylko dopóki nie wyzdrowiejesz. Tylko po to, żebyśmy mogli cię chronić.

Hermiona skinęła głową i uśmiechnęła się do swoich przyjaciół. Brawo, dziewczyno.

 

Czterdzieści pięć dni bez Draco

 

Narcyza i jej nowy gość siedziały w salonie Dworu Malfoyów, obserwując przez otwarte okna pawie przechadzające się przy żywopłocie. Ciepłe powietrze napłynęło, niosąc słodki zapach lata. Dla Hermiony pachniało to szansą. Jak nowe początki.

— Dobrze, to wszystko, Hermiono. Jeśli będziesz czegoś potrzebować lub zostawiłaś coś w Norze, po prostu zafiukaj, dobrze?

Ronald Weasley niezdarnie przesunął dłonią w górę i w dół jej ramienia.

— Dziękuję, Ron. Doceniam to, ale nie musieliście mi pomagać w przenoszeniu moich rzeczy, poradziłabym sobie.

Harry uśmiechnął się ciepło.

— Chcieliśmy się upewnić, że się zadomowisz i będziesz szczęśliwa.

— Jestem, właściwie bardzo.

Hermiona przytuliła obu i nie wzdrygnęła się, gdy Ron złożył lekki pocałunek na jej policzku. Harry odsunął się, by podziękować Narcyzie za przyjęcie Hermiony do siebie. Z tego, co dosłyszała, była to sztywna rozmowa, ale przynajmniej Harry był uprzejmy, podczas gdy Narcyza wręcz lekceważąca. Kto mógłby ją winić. Ten bękart zabił jej syna.

Ron wziął Hermionę za rękę i lekko uniósł jej podbródek, tak, aby na niego patrzyła.

— Miona, chciałem ci tylko powiedzieć, że tu jestem. Jeśli mnie potrzebujesz, jeśli jest coś, czego chcesz, pytaj śmiało. Moglibyśmy… chciałbym kiedyś o czymś porozmawiać. Kiedy będziesz gotowa… to znaczy, jeśli będziesz chciała.

Hermiona była pewna, że kiedyś to jego chaotyczne zachowanie mogło być dla niej ujmujące, ale teraz po prostu przyprawiało ją o mdłości.

— Wkrótce, Ron, obiecuję, że wkrótce porozmawiamy.

Kiedy czarodzieje wyszli, Narcyza i Hermiona skierowały się do jadalni. Narcyza zajęła swoje zwykłe miejsce, a Hermiona usiadła na czele. Przez chwilę spojrzała na puste krzesło Draco i poczuła ucisk w klatce piersiowej, lecz stłumiła to uczucie. Nie było czasu na jej smutek. Miały coś do przedyskutowania i Hermiona nie zamierzała marnować ani sekundy.

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

Lord Voldemort dryfował po omszałej ziemi, podążając za jej wezwaniem. Umysł dziewczyny był jaśniejszy niż kiedykolwiek Pottera. Było tam dość wygodnie. Łatwo było wpleść jego świadomość w jej i wyszeptać jej plany do ucha; przyjęła to wszystko. Chłonęła każde słowo. Taka grzeczna, mała marionetka. Dokonał dobrego wyboru. Nadszedł czas…

___________

Witajcie :) wreszcie nadszedł dzień, kiedy kończy się ta historia. Razem z Kerą mamy nadzieję na ciąg dalszy, bo to aż się o niego prosi, prawda? Przecieki mówią, że autorka ma go w planach, więc trzymajmy kciuki.

Jak Wasze ogólne wrażenia? Wiem, że nie każdy jest fanem tego motywu. Przyznam, że ja też nie byłam, ale ta historia zmieniła moje przekonania i po prostu polubiłam angsty. Także możecie w przyszłości spodziewać się więcej tłumaczeń w tym stylu.

Dziękuję, że byliście ze mną, za każdy komentarz czy ocenę. To wiele dla mnie znaczy, że mimo upływu lat wciąż tu jesteście i kibicujecie. Kerze dziękuję za perfekcyjną betę i nasze wspólne przeżywanie tej historii (Wilk naszym ulubieńcem ❤)!

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłej niedzieli. Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy