środa, 3 maja 2023

[T] Lilie słonowodne: Rozdział 9

Hermiona

 

Draco chrapał cicho obok niej, ich nogi splątały się pod kołdrą. Wyglądał młodo. Był młody, pomyślała; oboje byli, ale to nie miało znaczenia. Miała obowiązki wobec ich Pana. Nie chciała go ponownie zawieść. Cicho zsunęła się z łóżka, narzuciła szlafrok i wymknęła z pokoju.

Nie była pewna, czy uda jej się go znaleźć, ale głos w jej głowie prowadził ją przez korytarze i schody, aż dotarła do dużych, czarnych, podwójnych drzwi. Czuła promieniującą przez nie magię, mroczną i, co zaskakujące, nie tak przytłaczającą, jak powinna.

— Wejść — zabrzmiał zimny, wysoki głos, zanim jeszcze zapukała.

Pchnęła drzwi i znalazła się w bogato umeblowanym pokoju z płonącym kominkiem otoczonym ciemnozieloną sofą i zestawem czarnych foteli. Przez łukowe przejście zauważyła olbrzymie łóżko z ciemnymi zasłonami.

— Czego chcesz, dziewczyno? — powiedział Czarny Pan z jednego z czarnych foteli.

Desperacko próbowała uspokoić drżące ręce, ignorując tę część siebie, która czuła się niedobrze, zdradzając Draco. Musisz, to jest właściwe — zachęcał nieznajomy głos.

— Zawiodłam cię wcześniej, nie mówiąc o Harrym. Więcej nie popełnię tego błędu. Chodzi o Draco, on martwi się, że… — on myśli, że nas zabijesz! Nie mogła wypowiedzieć słów; jej język był ciężki i skręcony w ustach. Spróbowała ponownie. — Martwi się nadchodzącą bitwą i tym, co… co się stanie później… nam. On zamierza… — Kurwa! Głupia, cholerna więź godowa. — Chce, żebyśmy mieli plan awaryjny. Powiedziałam, że nie i że nas nie opuścisz, ale pomyślałam, że powinieneś wiedzieć, iż nie jest tak… — lojalny, jak myślisz. — Silny, jak mógłby być.

Czarny Pan zdawał się przyglądać jej przez minutę, po czym wstał powoli z fotela, zbliżając się do niej z gracją wielkiego węża. Chwycił jej podbródek między palcem wskazującym a kciukiem, mówiąc:

— Dobrze się spisałaś, dziewczyno. Wynagrodzę cię za to. Draco będzie jutro na linii frontu i dam mu szansę na bycie silnym. Jeśli mu się nie powiedzie, nie zasługuje na szansę ani na ciebie.

Przesunął kciukiem po jej policzku i wpatrywał się w nią tak intensywnie, że zapomniała, jak się oddycha.

— J-jutro? — zająknęła się.

— Tak.

Gdy ją puścił, Hermionie zrobiło się zimno.

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

Draco

 

Hermiona zniknęła. Nie było jej także w łazience. W szaleństwie wybiegł z pokoju w samej bieliźnie, wołając ją po imieniu w rezydencji. Jego głos odbijał się głuchym echem od ścian i zarówno Draco, jak i Wilk starali się uspokoić. Na dworze wciąż było ciemno, a korytarze wyglądały upiornie, oświetlone tylko gdzieniegdzie przez świece.

Potem poczuł jej zapach; był słaby, ale wystarczająco ostry, by mógł za nim podążyć. Musiał wyglądać jak obłąkany, chodząc po korytarzach w samej bieliźnie, bezustannie węsząc w powietrzu. Zobaczył ją; wchodziła po schodach z delikatnym uśmiechem na twarzy, jakby myślała o czymś miłym. Możliwe, że poszła sobie, bo nie była szczęśliwa w jego łóżku. Wilk zaskomlał cicho.

— Draco! — Wyglądała na zaskoczoną, delikatny uśmiech zniknął z jej twarzy. — Co ty, na Merlina, robisz?

— Zniknęłaś. — Jego głos był ochrypły i wzdrygnął się na myśl o tym, jak żałośnie zabrzmiał.

— Zeszłam tylko do kuchni po szklankę wody, nie chciałam niepokoić Milly. — Wskazała na trzymaną w dłoni szklankę, której wcześniej nie zauważył.

— Proszę, nie rób tego więcej, zostawiaj wiadomość czy coś… Ja… martwiliśmy się.

Przyciągnął ją do siebie i wdychał delikatny zapach. Słona woda i lilie pachniały spokojem, domem i wszystkim, co dobre. Wilk uspokoił się i Draco poczuł, jak jego własny oddech się wyrównuje.

— Chodź, wracajmy do łóżka, jeszcze nie ma jutra — wymamrotała na tyle cicho, że nie usłyszał dokładnie.

Świt przyniósł nie tylko słońce, ale i wieści o bitwie. To był ten dzień. Mieli wyruszyć do Hogwartu na bitwę, która zakończy wszelkie spory.

Draco nie mógł przestać się trząść. Nadal nie przekonał Hermiony, że potrzebują planu ucieczki, a ona już go nie posłucha.

— Musisz być dzisiaj odważny, Draco — powiedziała cicho, pomagając mu zapinać szaty. — On wynagrodzi nas za nasz udział w tym wszystkim, ale musisz być odważny i bezwzględny.

Coś ciemnego zamigotało w jej oczach i trochę go to ośmieliło.

Tylko skinął głową. Zrobiło mu się niedobrze i nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Bardzo się zmieniła przez ostatnie półtora miesiąca. Co się stało z tą dziewczyną z lochu? Tą, która wyglądała na tak zniesmaczoną swoją karą? Gdzie była Hermiona, która miała pewność, że Draco nie jest zabójcą?

— Pamiętaj, teraz jesteś Alfą. Musisz trzymać stado w ryzach. Niech Czarny Pan zobaczy twoją moc. Pokaż mu to, co widziałam w twoich oczach, kiedy oderwałeś głowę Greybacka od jego kar…

Przerwał jej mocnym pocałunkiem. Nie chciał więcej słyszeć tego jej okrutnego jadu. Za bardzo przypominało mu to jego ciotkę. Hermiona odpowiedziała ochoczo, obejmując go ramionami, gdy z łatwością ją podniósł, przyciskając do ściany. Jego przedramię zaczęło płonąć. Już czas.

— Hermiono, ja… koch…

— Nie. Nie mów tak. Nigdy więcej tak do mnie nie mów… nie w ten sposób. Nie żegnasz się ze mną. Masz zamiar do mnie wrócić. Pamiętasz? Potrzebuję cię.

Draco skinął głową, opuszczając ją, by mogła stanąć na nogi.

— Taki mam zamiar. Wiesz o tym, prawda? Oboje tego chcemy.

— Wiem.

Potem Draco odwrócił się i wyszedł z ich pokoju.

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

Hermiona

 

Nie poszła za Draco na dół, nie było sensu. Nie zostałaby wpuszczona na spotkanie przed bitwą i nie musiała. Jej rozmowa z Czarnym Panem wystarczająco ją we wszystkim uświadomiła. Draco miał otrzymać szansę, by wywyższyć ich oboje. Odniesie sukces, była tego pewna. Pomimo swoich zmartwień i obmyślania planu ucieczki, był jej lojalny. To z kolei oznaczało, że był lojalny wobec Czarnego Pana. Hermiona nie pozwoliła sobie na zbyt długie rozważanie nad swoją lojalnością. Była pewna, że znacznie się zmieniła, odkąd zajęła swoje miejsce we Dworze Malfoyów.

Hermiona wzięła kąpiel i założyła swoje ulubione szaty, te ciemnofioletowe, w które ubrała ją Narcyza podczas jej pierwszej nocy z Draco. Westchnęła, przesuwając palcami po złotej nici. Tak bardzo się bała tamtej nocy, ale teraz nie wiedziała, dlaczego. To była doniosła okazja, noc, podczas której w końcu znalazła swoje miejsce na tym świecie.

Dwór był niesamowicie cichy, kiedy Hermiona schodziła po wielkich schodach. Nawet portrety, które zazwyczaj mamrotały, gdy przechodziła, milczały. Większość ram świeciła pustkami, jakby mieszkańcy uciekli w inny kąt Dworu. Zastała Narcyzę w rodzinnej jadalni, skubiącą kromkę tosta i wyglądającą z roztargnieniem przez duże okna.

— Dzień dobry, Narcyzo, już się teleportowali?

— Tak.

Hermiona usiadła, a Milly podała jej herbatę i jajecznicę na grzance. Obie kobiety siedziały w ciszy, podczas gdy Hermiona jadła. W końcu poczuła, że powinna coś powiedzieć; jej teściowa najwyraźniej nie miała takiego samego poziomu wiary, co Hermiona.

— Wszystko będzie dobrze. Stado będzie chronić Draco z całych sił, a Draco nigdy nie pozwoli, by jego ojcu stała się jakakolwiek krzywda.

Narcyza cicho pociągnęła nosem, ale nie odpowiedziała. Po kolejnych dwóch filiżankach herbaty Hermiona poddała się i wyszła na werandę. Często lubiła tu przesiadywać i czytać. Było spokojnie, a wypielęgnowane tereny działały kojąco. Usiadła i zaczęła lekturę.

Ten irytujący głos z tyłu głowy nie pozwalał jej się skoncentrować. Powtarzał jej, że powinna się bać; że coś naprawdę strasznego dzieje się z ludźmi, których kocha. Hermiona wiedziała, że coś jest nie tak, ale za każdym razem, gdy była bliska zrozumienia, wyraźnie nie jej głos oddalał myśli i przypominał jej, że zwątpienie jest formą nielojalności.

Zrezygnowała z czytania i ponownie wyruszyła na poszukiwanie Narcyzy. Znalazła ją w szklarniach i spędziły kilka godzin na zbieraniu składników, które były przydatne do eliksirów leczniczych. Będą potrzebne bez względu na wynik.

Po obiedzie, podczas którego obie czarownice nie zjadły zbyt wiele, zaczęły warzyć eliksiry lecznicze, napoje uspokajające, eliksir Słodkiego Snu, środki zwiotczające mięśnie, eliksiry uzupełniające krew i przeciwbólowe. Wszystkie i wszystko, co uznały za przydatne. Hermiona odkryła, że to odwraca jej uwagę od niepokojącej wojny w jej głowie. Częste sprzeczki między jej własnym sumieniem a tym drugim głosem przyprawiały ją o ból głowy. Krojenie, mielenie i mieszanie eliksirów zatrzymywało to wszystko na chwilę, nawet jeśli nie mogła wykonać niezbędnych zaklęć. Pracowały cicho, a jedynym dźwiękiem było delikatne nucenie Narcyzy, która machała różdżką nad różnymi kociołkami.

Kiedy naturalne światło zaczęło gasnąć, wróciły do środka. Hermiona chodziła w kółko, nie mając rozproszenia w postaci warzenia. Policzyła, ile jest kroków od kominka do pianina, od pianina do stołu jadalnego, od stołu do sofy i od sofy do drzwi. Mimo to czuła, że powinna się bać. Czasami czuła, że powinna z czymś walczyć, próbując opuścić Dwór. Odrzuciła tę myśl. Hermiona była pewna, że po prostu chciała pomóc Draco. Nie mogła tego zrobić bez różdżki, więc po co się nad tym zastanawiać?

Dlaczego nie masz różdżki, Hermiono? Powinnaś ją mieć, ale nie masz, bo jesteś więźniem.

Nie, jesteś gościem. Dlaczego szanowna żona Draco Malfoya miałaby potrzebować różdżki? Z kim musiałabyś walczyć?

Powinnaś próbować uciec.

To twój dom.

Harry cię potrzebuje.

Draco cię potrzebuje. Czarny Pan cię potrzebuje.

Horkruksy, Hermiono. Pamiętaj o horkruksach…

Głosy walczyły dalej i w końcu rzuciła się na sofę obok Narcyzy, która coś haftowała.

— To trwa zbyt długo — warknęła Hermiona. — Powinni działać szybko; Harry z pewnością jest już martwy. Nie może się równać z Czarnym Panem.

Narcyza delikatnie poklepała ją po nodze.

— Jest dobrze, Hermiono, niedługo wrócą. Odpocznij trochę, będziemy potrzebne, gdy przybędą.

Hermiona wiedziała, że nie będzie mogła zasnąć, ale i tak położyła się na sofie. Na całe pięć minut. Potem wróciła do chodzenia po pokoju.

— Grasz? — zapytała Hermiona, przesuwając palcem po klawiszach pianina wykonanych z kości słoniowej.

— Tak, chcesz, żebym cię nauczyła?

Narcyza przeszła trzydzieści pięć kroków od sofy do pianina i zasiadła na stołku. Poklepała miejsce obok siebie i Hermiona usiadła. Patrzyła z podziwem, jak palce Narcyzy przesuwają się po klawiszach, wydobywając z instrumentu eleganckie dźwięki. Utwór był lekki i ładny; muzyka wirowała i wznosiła się delikatnie, zanim opadała na kolana Hermiony i zaczynała się od nowa. Była jak wiosna i coś niemal smutnego. Jak miłość, która może trwać wiecznie.

Hermiona nie wiedziała, jak długo siedziały. Narcyza grała utwór po utworze. Gdzieś na terenie zaskrzeczał paw i Hermionie wydawało się, że słyszy wycie wilka, może skomlenie.

— Chyba pójdę sprawdzić eliksiry, nie potrwa to długo. Spróbuj trochę odpocząć. — Głos Narcyzy był delikatny i miły, gdy wyślizgnęła się z pokoju.

Hermiona wstała i założyła pokrywę na pianino. Potem obserwowała ciemną noc przez duże okna. Przez chwilę pozwoliła sobie na zastanowienie się, co przyniesie przyszłość, co by zrobiła, gdyby Draco nie wrócił. Miała nadzieję, że to bezsensowne przemyślenia. Wróci do niej. Potrzebowała go. Nie wiedziała, kim jest bez niego.

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

Draco

 

To było okropne. Gorsze niż naloty, gorsze niż szatańska pożoga, która zniszczyła tę mugolską ulicę. Hogwart był spowity dymem i popiołem; jasne błyski światła przedarły się przez mgłę jak fajerwerki. Draco nic nie widział, nie miał pojęcia, czy strzela do przyjaciela, czy do wroga, ale dalej rzucał zaklęcia, a czerwone ogłuszacze wystrzeliwały z jego różdżki co sekundę.

Wszystko zaczęło się, gdy tylko przedarli się przez obronę zamku, bo ktoś był tak hojny w Bombardach, że teraz cały budynek był na krawędzi zawalenia, a olbrzymy oczywiście nie pomagały. Draco nie chciał wiedzieć, w jaki sposób Lord Voldemort zdobył ich lojalność.

Na początku trzymał się Severusa, polegając na swoim ojcu chrzestnym, który znał najlepszą trasę przez zamek, najlepszy plan działania. Pozostał obok niego, kiedy Lord Voldemort wezwał go z pola bitwy i patrzył ukryty w cieniu, jak jego ojciec chrzestny bierze ostatnie tchnienie.

Teraz musiał się skupić na znalezieniu Pansy, Blaise’a, Teo i Dafne, by pomóc im się stąd wydostać. Wysłał stado, by patrolowali błonia i atakowali każdego, kto próbowałby przebić się przez zaklęcia chroniące zamek przed aportacjami. Draco miał nadzieję, że uchroni ich to przed kłopotami; stado dzikich wilków było ostatnią rzeczą, jakiej ktokolwiek potrzebował dodawać do tego bałaganu.

— Ej, Malfoy!

Kurwa. Draco obrócił się, by stanąć twarzą w twarz ze swoimi niedoszłymi napastnikami, ale nie mógł ich zobaczyć przez mgłę dymu. Pociągnął nosem, próbując wyczuć zapach, który rozpoznawał, ale wszystko, co czuł, to krew i przytłaczająca woń strachu.

— Kto tam? — zawołał.

To był strzał w ciemno, ale może będą na tyle odważni, by zadeklarować, kim są, zanim go zabiją. A może byli przyjaciółmi.

Złowroga, zielona klątwa przebiła się przez chmurę dymu prosto w niego. Dobra, zdecydowanie nieprzyjaciel. Draco zanurkował w samą porę i wystrzelił ogłuszacz w kierunku, skąd nadeszła klątwa.

— Daj spokój, Malfoy, potrafisz rzucić coś lepszego niż ogłuszacz, prawda?

Znał ten głos.

— Longbottom? Co ty, kurwa, robisz? Wypierdalaj stąd natychmiast!

Neville Longbottom wyłonił się z mgły z różdżką wycelowaną prosto w pierś Draco i… czy to był zakrwawiony Miecz Godryka Gryffindora w jego drugiej ręce?!

— To samo powiedziałeś Lunie, zanim ją zabrałeś? Dałeś jej szansę na ucieczkę? A co z Hermioną? Gdzie one teraz są?

Neville zbliżał się do niego powoli; wściekłość w jego głosie była ewidentna i Draco zdecydował, że to nie czas, by powiedzieć mu, że Luna została zabita w jakimś przerażającym rytuale, który uczynił Hermionę… inną.

— Hermiona ma się dobrze. Jest bezpieczna, Longbottom. Nigdy bym jej nie skrzywdził, a Luna…

Draco nie zdążył powiedzieć Neville’owi, że to, co się stało z Luną, nie było jego winą. Przerwał mu znajomy, wysoki głos.

— Harry Potter nie żyje. Poddajcie się, a dostaniecie miejsca wśród moich zwolenników. Zostaniecie nagrodzeni. — Głos Lorda Voldemorta odbił się echem po terenie Hogwartu.

Nie. Nie, nie, nie, głupi, jebany Potter.

Hermiona.

Draco nie zatrzymał się, by pomyśleć, zanim odwrócił się i pobiegł przez zamek, w górę po schodach z połamanymi balustradami, w dół korytarzy, którymi chodził latami. Biegł po swojej szkole jak opętany. Hermiona. Musiał ją zabrać w bezpieczne miejsce, musiał do niej wrócić. Potknął się o ciało. Upadł na ciało. Znajome czarne włosy zarejestrowały się w jego umyśle. Pansy, ale teraz to nie miało żadnego znaczenia. Ona nie miała teraz znaczenia, a on nie był w stanie uratować ani jej, ani innych Ślizgonów.

Draco biegł dalej, przez sekretne przejścia i zniszczone gobeliny. Jego klatka piersiowa falowała, a nogi płonęły. Tam, dojrzał go. Gargulec, który strzegł gabinetu dyrektora, był na wpół przewrócony, Draco przeskoczył nad nim i wspiął się po schodach do kominka. Do Hermiony.

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

Hermiona

 

Draco potknął się w salonie, gdy wyszedł przez Sieć Fiuu, wyglądając na wstrząśniętego. Jego włosy były pokryte popiołem i krwią. Jego szaty były podarte, a krew płynęła mu po twarzy.

— On nie żyje. — Jego głos był ledwo słyszalny.

— Kto nie żyje, Draco? — Hermiona chwyciła go za ramiona i powstrzymała chęć potrząśnięcia nim.

— Potter.

Voldemort wygrał. Czarny Pan pokonał Chłopaka. Głos w jej głowie był radosny, gdy powiedział: Pomogłaś. Będzie taki dumny. Zostaniecie nagrodzeni, ty i Draco. Gdzieś w głębi umysłu Hermiona Granger chciała płakać za Harrym Potterem, ale żadne łzy nie nadeszły.

— Musimy cię stąd zabrać. Musimy uciekać, proszę, Hermiono. Opowiem ci wszystko później, możesz nawet zobaczyć to w cholernej Myślodsiewni, ale musimy uciekać! — Draco położył dłonie na jej twarzy i spojrzał głęboko w jej brązowe oczy swoimi szarymi. Był całkowicie sobą, gdy ją całował. Miękko, ale natarczywie, jakby próbował jej powiedzieć coś ważnego, ale nie mógł znaleźć słów. — Proszę, posłuchaj mnie. Czarny Pan wygrał i nie jest tu dla ciebie bezpiecznie. W głębi duszy o tym wiesz, jestem o tym przekonany. Musimy…

Sieć Fiuu za jego plecami rozbłysła na zielono i Draco popchnął ją za siebie, odwracając się twarzą do przybysza.

Sectumsempra.

Nastąpił kolejny błysk, tym razem czerwony, i rozlała się krew.

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

Podniosła wzrok na napastnika jej Partnera. Harry stał przed nią z bezwładną różdżką w dłoni.

— Co ty zrobiłeś? — wyszeptała.

— Hermiono, przybyliśmy cię uratować, wygraliśmy, to koniec. Musimy już iść. Pozostali przeszli przez różne kominki, niedługo tu będą.

Zrobił krok do przodu, jakby chciał wziąć ją za rękę i odciągnąć od Draco.

— Trzymaj się ode mnie z daleka. Nie dotykaj go, kurwa! Nie dotykaj go, Harry Potterze!

Chwyciła różdżkę Draco i skierowała ją w stronę Harry’ego, jej ręka lekko drżała. Harry cofnął się, podnosząc ręce w geście poddania, gdy patrzył, jak jego najlepsza przyjaciółka najwyraźniej opłakuje swojego wroga z dzieciństwa.

Hermiona nie modliła się. Wiedziała, że niektóre czarownice i czarodzieje modlili się do Kirke, a niektórzy mugole do różnych bogów, ale nie znała żadnych modlitw. Żałowała, że nie znała ani jednej, gdy trzymała Draco blisko siebie, głaszcząc go po włosach.

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

Draco 

 

Sectumsempra.

Ciemnowłosy czarodziej machnął różdżką. Draco poczuł, jak klątwa bierze górę. Uderzył go ostry ból. Sapnął, zataczając się do tyłu. Złapał się za klatkę piersiową, próbując zatamować krwotok.

Był trzymany. Zapach lilii i słonej wody działał kojąco, więc przełknął pachnące powietrze.

Krzyczała na kogoś, wrzeszczała, przyciskając go do siebie. „Nie dotykaj go, Harry Potterze!” Potter? Oczywiście, znów znalazł sposób na przeżycie zabójczej klątwy.

— Draco? Już dobrze. Jestem tutaj, wszystko będzie dobrze. Znajdziemy Snape’a, on zna przeciwzaklęcie. Po prostu oddychaj, jestem tutaj.

Wiedział lepiej. Severus nie żył. Pomoc nie nadejdzie, musiała uciekać.

— Musisz uciekać, kochanie. Jest dobrze. Severus mi pomoże. Wkrótce tu będzie. Musisz uciekać. Znajdę cię. Obiecuję. Bez względu na to, co się stanie, znajdę cię.

Słony zapach w powietrzu nasilił się i zobaczył, że płacze i kręci głową. Uniósł dłoń do jej twarzy i otarł łzę.

— Hermiono, czy mogę to teraz powiedzieć?

— Nie, nigdy.

Jej głos był miękki i kojący. Spłynęła kolejna łza i w tym momencie zdał sobie sprawę, że Hermiona Granger nigdy nie pachniała morzem. Zawsze pachniała łzami.

_____________

Witajcie :) wreszcie pojawiam się z tym rozdziałem. Nie wiem jaka była Wasza reakcja, ale mnie końcówka totalnie rozbiła, a zwłaszcza ostatnie zdanie. Ta scena jest piękna i mega smutna zarazem. A jak wrażenia po rozdziale? Dajcie znać.

Epilog tej historii pojawi się na dniach. Właśnie siadam do jego tłumaczenia, także myślę, że opublikuję go w piątek. A później powrót do „Dziesięć na dziesięć” i „Apartamentu 9 i 3/4”. Także pracowity maj przede mną.

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłej końcówki tygodnia! Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy