Hermiona obudziła się następnego dnia
z okropnym skurczem w szyi. We wczesnych godzinach porannych zasnęła na
podłodze w swojej sypialni, otoczona tekstami referencyjnymi i kopią
ustawodawstwa dotyczącego prawa małżeńskiego. Chociaż strona była pokryta notatkami,
a kilka fragmentów podkreślono, poczyniła niewielkie postępy w znalezieniu
luki, która uwolniłaby ich od układu. Ostatni raz Magiczny Brytyjski Rząd wydał
dekret tego rodzaju po tym, jak Czarna Śmierć pozostawiła po sobie
niebezpiecznie małą populację. Ale zapisy z tamtych lat były dość rozbieżne i
nie zdołała znaleźć ani jednego przypadku, w którym jakakolwiek para odmówiłaby
dopasowania, jakie wyznaczyło im Ministerstwo. Administracja Kingsleya wykonała
kawał dobrej roboty, aby wszystko było niepodważalne — niech go diabli.
Hermiona w dużej mierze popierała
surowe restrykcje podjęte przez Ministerstwo, aby stłumić wszelkie pozostałe
niepokoje po upadku Voldemorta, w tym skazanie kogoś takiego jak Malfoy na
Azkaban, niezależnie od faktu, że został naznaczony Znakiem pod przymusem i
popełniał poważne przestępstwa tylko wtedy, gdy go do tego zmuszano. Ale,
szczerze mówiąc, nigdy nie spodziewała się czegoś tak daleko idącego, jak to.
Stanowczo sprzeciwiała się tak agresywnej kontroli nad wyborami i życiem
magicznej populacji, nawet jeśli groziło to dalszym upadkiem.
Od lat krążyły pogłoski o jakimś
ustawodawstwie, które rozwiązałoby problem wskaźnika urodzeń, ale Hermiona
zakładała, że będzie to coś w rodzaju zachęty finansowej dla par, by miały
więcej dzieci. Może bony mieszkaniowe dla nowożeńców. Albo dotowane przez rząd
eliksiry płodności w każdej aptece.
Ale nie, od razu przeskoczyli do
przymusowych małżeństw i rozrodu dla wszystkich samotnych. Chociaż Hermionie
nie spodobało się porównanie, którego dokonał Malfoy poprzedniej nocy o
zniewoleniu skrzatów domowych, nie mogła zaprzeczyć, że istniały podobieństwa:
byli związani wbrew swojej woli do popełnienia czynów pożądanych przez ich
oprawców pod groźbą kary. W ostrym świetle dnia trudno było w ogóle dostrzec
różnicę.
Czując się całkowicie zniechęcona,
Hermiona udała się do kuchni. Tym razem nie pozwoliła, by zamknięte drzwi do
pokoju Malfoya wzbudziły jej nadzieje i rzeczywiście, siedział na tym samym
krześle, co wczoraj, z rozmontowanym blenderem jej matki na stole przed nim.
Zauważyła, że zrezygnował dzisiaj z szat i po prostu miał na sobie białą
koszulę zapinaną na guziki i proste, czarne spodnie.
— Nie masz nic lepszego do roboty? —
zapytała Hermiona zamiast powitania.
— Co na przykład? — warknął, wyraźnie
nadal rozdrażniony po wczorajszej kłótni.
Hermiona zabrała się do przygotowania
płatków z mlekiem. Jakkolwiek nietypowa była rozmowa z Malfoyem w jej kuchni —
i on mieszkający w jej domu — to dziwnie przypominało ogromną część jej życia,
podczas której widywała go każdego dnia. Od kilku lat wypadła z obiegu, ale
wcześniej zawsze był obecny przy jej posiłkach, na większości zajęć i aż nazbyt
często w jej kącie biblioteki. Jednak w tamtym czasie wymienili nie więcej niż
kilkadziesiąt słów, z pogardą, której żadne z nich nie mogło ukryć w swoich
głosach, i powód nie był owiany tajemnicą.
— Myślałam, że będziesz szukał —
powiedziała cicho. — Z pewnością masz dostęp do lepszych zbiorów niż ja.
Odwrócił się, by na nią spojrzeć, a
zmieszanie na chwilę przeważyło nad gniewem.
— Szukać czego?
Jej łyżka zatrzymała się przed
otwartymi ustami.
— Och, nie wiem, dekretów małżeńskich,
obowiązujących przepisów, pierwszeństwa w procesie odwoławczym? Czy coś z tego
nie wydaje ci się istotne?
Twarz Malfoya wykrzywiła się na jej
ton, ale zauważyła zrozumienie.
— Musi być jakieś wyjście z tej
sytuacji, prawda? — brnęła dalej. — Znaczy, mamy dwa tygodnie, zanim…
Jego oczy spotkały się z jej.
— Cóż, mamy dwa tygodnie — dokończyła,
odchrząkując. — Z pewnością powinniśmy być w stanie znaleźć jakiś sposób do
wykorzystania. Wygląda to na coś, w czym Malfoyowie się wyróżniali.
Przewrócił oczami, a jego ciało nieco
zesztywniało, gdy odwrócił się z powrotem do stołu.
— Każę Nilly przynieść odpowiednie
księgi z biblioteki Dworu.
Język Hermiony kliknął, gdy otworzyła
usta, by zaprotestować, a Malfoy spojrzał na nią. Jego brew uniosła się powoli
w ten sam wyzywający sposób, jakby czekał, by zobaczyć, czy zgodzi się na
wykorzystanie skrzata, żeby służył jej własnym celom.
Mogłaby?
Hermiona debatowała. Technicznie rzecz
biorąc, Malfoy sam mógł wrócić do Dworu; nie mieli zakazu wychodzenia z domu.
Ale Ministerstwo zostanie poinformowane, zwłaszcza tak szybko po ceremonii, a
jeśli Kingsley dowie się, czego szukał Malfoy, od razu będzie wiedział, co
zamierza Hermiona. Ostatnią rzeczą, jakiej chciała, było danie mu cynku i czasu
na zamknięcie każdej potencjalnej drogi ucieczki, którą by znaleźli.
— Bardzo dobrze — powiedziała
Hermiona. — Jestem pewna, że Nilly będzie tak samo zadowolona jak każdy, kiedy
wyrwie się spod mojej własności.
Malfoy prychnął, jakby to była
absolutnie najsłabsza racjonalizacja, jaką mogła wymyślić, a ponieważ naprawdę
tak było, Hermiona wzięła miskę z płatkami i wyszła z kuchni.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Dźwięk pojawiającej się i chodzącej
Nilly był wyraźnie słyszalny w całym cichym domu. Dwa trzaski zabrzmiały w
krótkim odstępie czasu, gdy Malfoy wezwał ją, by przekazać instrukcje dotyczące
książek i odesłał, a potem kolejne dwa kilka godzin później, kiedy wróciła z
tomami i zniknęła. Hermiona poczekała, aż usłyszy ostatni, zanim wróciła do
kuchni.
W międzyczasie Malfoy ponownie złożył
i odłożył blender, a stół był zajęty stosami antycznych ksiąg. Nie podniósł
wzroku, kiedy weszła, więc Hermiona cicho obejrzała kolekcję, niczego nie
dotykając.
Wydawały się być pogrupowane w trzy
kategorie, o których wspomniała: teoria kryjąca się za prawami małżeńskimi,
magia małżeńska i łącząca dusze oraz historyczne opisy wcześniejszych podobnych
dekretów.
— Mogę? — zapytała Hermiona, sięgając
po jedną.
Malfoy jej nie zauważył, a ona prawie
powtórzyła, zanim przypomniała sobie, co zasugerował wcześniej: te książki
teraz należały też do niej.
Ostry dreszcz podniecenia przebiegł
jej po plecach, gdy wyobraziła sobie ogrom zbiorów, które muszą mieścić się w
bibliotece Dworu. Z pewnością nie mogła zawierać miliarda powodów do
wdzięczności za to małżeństwo, ale może kilka milionów…
Zamrugała, otrząsając się z
zamyślenia. Nie żeby jakakolwiek ilość książek mogła sprawić, że byłaby
wdzięczna za małżeństwo, pomyślała rzeczowo. To był raczej promyk nadziei.
Bardzo lichy, biorąc pod uwagę, że nie będzie miała czasu się w nie zagłębić,
zanim zostanie prawowitą panią Malfoy z woli Merlina.
Wzięła pierwszy tom i usiadła przy
stole. Malfoy po raz pierwszy podniósł wzrok.
— Co? — warknęła, gdy na nią patrzył.
— Musisz tu siedzieć? — zapytał.
— Będę siedziała, gdzie mi się podoba,
bardzo dziękuję.
— Byłem tu pierwszy — burknął.
— To jest mój dom. Mieszkam tu przez
całe życie.
— W moim pokoju nie ma biurka.
— Och, najmocniej przepraszam. Nie
miałam czasu, aby odpowiednio przygotować twoją komnatę, Wasza Wysokość.
Strony jego książki zaszeleściły, gdy
ją zatrzasnął.
— Podoba ci się bycie wyjątkowo
nielubianą?
— Jesteś jedyną osobą, która mnie nie
lubi — odparła.
Malfoy parsknął śmiechem.
— To absolutna bzdura i dobrze o tym
wiesz. Jesteś, kurwa, nie do zniesienia. Na początku nawet Weasley nie chciał
być twoim przyjacielem.
— To nieprawda! — krzyknęła, chociaż wiedziała,
że tak było. — To było bardzo dawno temu. Ty… ty wydobywasz ze mnie najgorsze.
— Och, kochanie — powiedział z chytrym
uśmieszkiem. — I wzajemnie.
— Nie mów tak do mnie! Boże, jesteś najgorszy! Nie wyobrażam sobie
robienia tego z kimś, z kim nie byłabym zgodna.
Na te słowa na twarzy Malfoya pojawił
się dziwny grymas — wpół zszokowany, wpół zdezorientowany.
— Ty nie… — zaczął, przerywając, by
potrząsnąć głową, jakby nie mógł uwierzyć w to, co mówi. — Chyba nie myślisz,
że do siebie pasujemy, prawda?
— Oczywiście miałam na myśli magiczną
kompatybilność — warknęła.
Zamrugał, kontynuując jeszcze wolniej.
— Tak… ale nie wierzysz w to, prawda?
Hermiona poczuła ciepło na policzkach.
— To takie niewiarygodne, że możesz
pasować do kogoś takiego jak ja? — syknęła.
— Tak — mruknął po prostu Malfoy.
— Chryste, naprawdę nienawidzę każdego
centymetra twojego ciała.
Malfoy przewrócił oczami.
— Och, daj spokój, Granger, jesteś
mądrzejsza niż to. Magiczny dekret o numerze chuj wie jakim nie ma absolutnie
nic wspólnego z ponownym zaludnianiem świata, a wszystko z zakończeniem Świętej
Dwudziestki Ósemki.
Hermiona tylko wpatrywała się w niego.
— Słucham?
— Nie mówię, że nie moglibyśmy być
magicznie kompatybilni — kontynuował, jakby celowo była dobitnie głupia. — Po
prostu to, czy jesteśmy, czy nie, ma z tym prawem tyle wspólnego, co kolor
naszych włosów.
— Ja nie…
— Pozwól, że ujmę to w ten sposób —
przerwał jej. — Jeśli samotny członek rodziny ze Świętej Dwudziestki Ósemki nie
zostanie sparowany do małżeństwa z mugolakiem, osobiście rzucę na siebie Avadę i oszczędzę ci kłopotu.
Hermiona mogła tylko pokręcić głową z
niedowierzaniem. List, który otrzymała z Ministerstwa, identyfikujący jej
partnera…
…po
szeroko zakrojonych testach, odnaleziono…
Ale szeroko zakrojone testy na temat
czego? Nie dostarczyła swojej różdżki ani żadnej próbki. Założyła, że mają coś
w aktach, może z Hogwartu? Ale co?
Malfoy wyglądał na w równym stopniu
zadowolonego z siebie co zirytowanego.
— To koniec czarodziejów czystej krwi,
a ty jesteś tego przykładem.
— Ja? — wychrypiała.
— Oczywiście — powiedział, odchylając
się na krześle. — Śmierciożerca za dzieciaka i mugolaczka Pottera… to bzdury,
które podniecają Ritę Skeeter.
Hermionie zrobiło się zimno. Głęboki,
pusty, odrętwiały ból. I jeszcze…
— Powiedziałeś: mugolaczka.
Zmieszanie przemknęło przez twarz
Malfoya, ale szybko zostało stłumione przez maskę obojętności.
— Cóż, jesteś nią, prawda?
Kontynuował, zanim zdążyła
odpowiedzieć, dramatycznie opuszczając głowę na jedną rękę:
— Na Salazara, nie mówi mi, że
potajemnie jesteś czystokrwista? Matka będzie nie do zniesienia. Z pewnością
będzie nalegać na porządny ślub.
Usta Hermiony zacisnęły się z
irytacji.
— Wiesz, że jestem mugolaczką. Po
prostu nigdy nie słyszałam, żebyś wypowiedział to słowo.
Uśmiechnął się.
— Nie pozwól, żeby to uderzyło ci do
głowy, Hermiono. Nawet Skeeter nie może wydrukować szlamy w Proroku.
Delektował się, wypowiadając tę
obelgę, ale po raz pierwszy, odkąd to usłyszała, poczuła się przytłoczona. To
był czyn, a nie odruch. Jeśli zamierzał ją zszokować, musiał się rozczarować.
Hermionę bardziej zainteresowało to, co właśnie powiedział. To miało zbyt wiele
sensu, żeby nie mogło być prawdziwe, ale jak mogli jej to zrobić? Jak Kingsley
mógł? Wymuszenie pechowego dopasowania to jedno, ale świadome umieszczenie jej
w tej pozycji dla rozgłosu…
— Boli, prawda? — zapytał Malfoy,
ponownie siadając prosto. — Zrobiłaś dla nich wszystko, a oni postrzegają cię
tylko jako narzędzie do ukarania rodziny Malfoyów.
Hermionie chciało się płakać. Albo
krzyczeć. Albo kogoś uderzyć. Najlepiej Kingsleya, ale Malfoy też się nada. W
końcu nie byliby w stanie zrobić z niej przykładu bez kogoś tak
znienawidzonego, z kim mogliby ją sparować.
Jakby chcąc udowodnić jej rację, Malfoy
zdecydował się zadać ostateczny cios.
— Musisz być bardzo dumna z roli, jaką
odegrałaś w doprowadzeniu do tego nowego porządku świata.
Właśnie tego potrzebowała, żeby wyrwać
się ze spirali. Jeśli to, co powiedział o prawie małżeńskim, jest prawdą, to było
okropne, ale to nic w porównaniu z magicznym światem pod rządami Voldemorta.
Zamknęła książkę i wstała.
— To szokujące, ale wolę mieć ciebie
za męża niż leżeć gdzieś w nieoznaczonym grobie. — Spojrzała na niego z góry,
mrużąc oczy. — Ale ledwo.
Mięsień w szczęce Malfoya drgnął, ale
ledwie to zauważyła. Przeszła obok jego krzesła i wyszła z pomieszczenia na
osłabionych nogach. Mijając schody, chwyciła się dolnej części poręczy, ale
myśl o wejściu po nich sprawiła, że poczuła skręt żołądka. Potrzebowała więcej
miejsca niż mogły zapewnić cztery ściany jej sypialni.
Naciskając na klamkę tylnych drzwi,
zbiegła po schodkach werandy na trawnik. Zanim się zorientowała, znalazła się
przy płocie wyznaczającym tył podwórka. Książkę, którą wciąż trzymała,
zbalansowała na jednym z płaskich słupków i oparła dłonie na drewnianych
deskach. Farba kruszyła się; zgrzytała pod jej palcami, grożąc drzazgami.
Wkrótce będzie musiała przemalować. To po prostu kolejna pozycja na długiej
liście dorosłych obowiązków, których nie spodziewała się wziąć na swoje barki w
tak młodym wieku.
Z jej gardła wydobył się szorstki
śmiech na myśl, że przemalowanie płotu było w jakiś sposób równoznaczne ze
ślubem i założeniem rodziny. Ale kiedy sięgnęła po książkę i ponownie odwróciła
się twarzą do domu, to przyziemne zadanie zdawało się gorsze. Wyraźnie jej to
przypominało, że była tu sama, opiekując się domem swojego dzieciństwa. Prawie
nie zastanawiała się nad perspektywą zostania matką, ale myśl, że mogłaby to
zrobić bez pomocy, bez własnych rodziców, którzy by ją naprowadzali, była jak
głaz w jej płucach. Pragnienie, by do nich zadzwonić, poprosić o radę, było
niemal przytłaczające, ale nie mogła się poddać. Znajdzie wyjście z tej
sytuacji, a oni nigdy się nie dowiedzą o tym, w co się wplątała. A gdyby nie
mogła… no cóż, z pewnością, gdyby się okazało, że ma dzieci, oni by wrócili,
Jej podbródek zadrżał w lekkim kiwnięciu głową. Pewnie, że by wrócili.
Jej stopy powoli przesuwały się po
trawie i opadła na jedną z huśtawek, które wciąż wisiały na starodawnym placu
zabaw na środku podwórka. Siedzenie było kruche ze starości, ale czarna guma
nasiąkła porannym słońcem i przyjemnie ją rozgrzała przez dżinsy.
Podniosła głowę i spróbowała wziąć
głęboki oddech. To nie potrwa długo, uświadomiła sobie, patrząc w niebo.
Poranne słońce, tak jasne. Gęste, szare chmury już wypełniały przestrzeń nad
nią, zasłaniając światło. Zbierało się na deszcz.
Hermiona westchnęła, opuszczając wzrok
na antyczny tom leżący na jej kolanach; jej palce leniwie przesuwały się po krawędziach.
Magia Małżeństwa została oprawiona
wyblakłym materiałem ze złotym wykończeniem, a Hermiona po raz pierwszy w życiu
poczuła nieodpartą chęć zniszczenia książki. Wyglądało to tak, jakby cały świat
z niej kpił.
Pomyślała o napiętej szczęce Malfoya,
tej maleńkiej wskazówce, że może go zraniła. Ale jakakolwiek potencjalna
satysfakcja z tej wiedzy była daleko w cieniu nieuniknionego faktu, że ich losy
były ze sobą powiązane. Im bardziej się nienawidzili, tym bardziej będą się nienawidzić. Jako współmałżonkowie. Na
zawsze.
Pierwsza kropla deszczu spadła na
okładkę książki i Hermiona potrząsnęła głową. Nie mogła tak myśleć. Znajdzie
wyjście. Nie dałaby się zmusić do takiego życia.
Dwie kolejne ciężkie krople spadły na
jej rękę, a ramiona napięły się w obliczu nadchodzącej ulewy. Dopiero po kilku
długich chwilach zdała sobie sprawę, że to były łzy.
___________
Witajcie :) wreszcie po długiej przerwie pojawiam się z nowym rozdziałem tego tłumaczenia. Tęskniliście? Ja osobiście bardzo lubię kreacje Hermiony i Draco w tym opowiadaniu. Pełno w nich emocji i nawet te osobiste przytyki mają swój urok. Dajcie znać, co sądzicie.
Kolejny rozdział prawdopodobnie dodam w weekend. Jeszcze nie jestem pewna kiedy dokładnie. Czekajcie cierpliwie.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego! Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)