czwartek, 18 maja 2023

[T] Dziesięć na dziesięć: Dzień drugi

 

Hermiona obudziła się następnego dnia z okropnym skurczem w szyi. We wczesnych godzinach porannych zasnęła na podłodze w swojej sypialni, otoczona tekstami referencyjnymi i kopią ustawodawstwa dotyczącego prawa małżeńskiego. Chociaż strona była pokryta notatkami, a kilka fragmentów podkreślono, poczyniła niewielkie postępy w znalezieniu luki, która uwolniłaby ich od układu. Ostatni raz Magiczny Brytyjski Rząd wydał dekret tego rodzaju po tym, jak Czarna Śmierć pozostawiła po sobie niebezpiecznie małą populację. Ale zapisy z tamtych lat były dość rozbieżne i nie zdołała znaleźć ani jednego przypadku, w którym jakakolwiek para odmówiłaby dopasowania, jakie wyznaczyło im Ministerstwo. Administracja Kingsleya wykonała kawał dobrej roboty, aby wszystko było niepodważalne — niech go diabli.

Hermiona w dużej mierze popierała surowe restrykcje podjęte przez Ministerstwo, aby stłumić wszelkie pozostałe niepokoje po upadku Voldemorta, w tym skazanie kogoś takiego jak Malfoy na Azkaban, niezależnie od faktu, że został naznaczony Znakiem pod przymusem i popełniał poważne przestępstwa tylko wtedy, gdy go do tego zmuszano. Ale, szczerze mówiąc, nigdy nie spodziewała się czegoś tak daleko idącego, jak to. Stanowczo sprzeciwiała się tak agresywnej kontroli nad wyborami i życiem magicznej populacji, nawet jeśli groziło to dalszym upadkiem.

Od lat krążyły pogłoski o jakimś ustawodawstwie, które rozwiązałoby problem wskaźnika urodzeń, ale Hermiona zakładała, że będzie to coś w rodzaju zachęty finansowej dla par, by miały więcej dzieci. Może bony mieszkaniowe dla nowożeńców. Albo dotowane przez rząd eliksiry płodności w każdej aptece.

Ale nie, od razu przeskoczyli do przymusowych małżeństw i rozrodu dla wszystkich samotnych. Chociaż Hermionie nie spodobało się porównanie, którego dokonał Malfoy poprzedniej nocy o zniewoleniu skrzatów domowych, nie mogła zaprzeczyć, że istniały podobieństwa: byli związani wbrew swojej woli do popełnienia czynów pożądanych przez ich oprawców pod groźbą kary. W ostrym świetle dnia trudno było w ogóle dostrzec różnicę.

Czując się całkowicie zniechęcona, Hermiona udała się do kuchni. Tym razem nie pozwoliła, by zamknięte drzwi do pokoju Malfoya wzbudziły jej nadzieje i rzeczywiście, siedział na tym samym krześle, co wczoraj, z rozmontowanym blenderem jej matki na stole przed nim. Zauważyła, że zrezygnował dzisiaj z szat i po prostu miał na sobie białą koszulę zapinaną na guziki i proste, czarne spodnie.

— Nie masz nic lepszego do roboty? — zapytała Hermiona zamiast powitania.

— Co na przykład? — warknął, wyraźnie nadal rozdrażniony po wczorajszej kłótni.

Hermiona zabrała się do przygotowania płatków z mlekiem. Jakkolwiek nietypowa była rozmowa z Malfoyem w jej kuchni — i on mieszkający w jej domu — to dziwnie przypominało ogromną część jej życia, podczas której widywała go każdego dnia. Od kilku lat wypadła z obiegu, ale wcześniej zawsze był obecny przy jej posiłkach, na większości zajęć i aż nazbyt często w jej kącie biblioteki. Jednak w tamtym czasie wymienili nie więcej niż kilkadziesiąt słów, z pogardą, której żadne z nich nie mogło ukryć w swoich głosach, i powód nie był owiany tajemnicą.

— Myślałam, że będziesz szukał — powiedziała cicho. — Z pewnością masz dostęp do lepszych zbiorów niż ja.

Odwrócił się, by na nią spojrzeć, a zmieszanie na chwilę przeważyło nad gniewem.

— Szukać czego?

Jej łyżka zatrzymała się przed otwartymi ustami.

— Och, nie wiem, dekretów małżeńskich, obowiązujących przepisów, pierwszeństwa w procesie odwoławczym? Czy coś z tego nie wydaje ci się istotne?

Twarz Malfoya wykrzywiła się na jej ton, ale zauważyła zrozumienie.

— Musi być jakieś wyjście z tej sytuacji, prawda? — brnęła dalej. — Znaczy, mamy dwa tygodnie, zanim…

Jego oczy spotkały się z jej.

— Cóż, mamy dwa tygodnie — dokończyła, odchrząkując. — Z pewnością powinniśmy być w stanie znaleźć jakiś sposób do wykorzystania. Wygląda to na coś, w czym Malfoyowie się wyróżniali.

Przewrócił oczami, a jego ciało nieco zesztywniało, gdy odwrócił się z powrotem do stołu.

— Każę Nilly przynieść odpowiednie księgi z biblioteki Dworu.

Język Hermiony kliknął, gdy otworzyła usta, by zaprotestować, a Malfoy spojrzał na nią. Jego brew uniosła się powoli w ten sam wyzywający sposób, jakby czekał, by zobaczyć, czy zgodzi się na wykorzystanie skrzata, żeby służył jej własnym celom.

Mogłaby?

Hermiona debatowała. Technicznie rzecz biorąc, Malfoy sam mógł wrócić do Dworu; nie mieli zakazu wychodzenia z domu. Ale Ministerstwo zostanie poinformowane, zwłaszcza tak szybko po ceremonii, a jeśli Kingsley dowie się, czego szukał Malfoy, od razu będzie wiedział, co zamierza Hermiona. Ostatnią rzeczą, jakiej chciała, było danie mu cynku i czasu na zamknięcie każdej potencjalnej drogi ucieczki, którą by znaleźli.

— Bardzo dobrze — powiedziała Hermiona. — Jestem pewna, że Nilly będzie tak samo zadowolona jak każdy, kiedy wyrwie się spod mojej własności.

Malfoy prychnął, jakby to była absolutnie najsłabsza racjonalizacja, jaką mogła wymyślić, a ponieważ naprawdę tak było, Hermiona wzięła miskę z płatkami i wyszła z kuchni.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Dźwięk pojawiającej się i chodzącej Nilly był wyraźnie słyszalny w całym cichym domu. Dwa trzaski zabrzmiały w krótkim odstępie czasu, gdy Malfoy wezwał ją, by przekazać instrukcje dotyczące książek i odesłał, a potem kolejne dwa kilka godzin później, kiedy wróciła z tomami i zniknęła. Hermiona poczekała, aż usłyszy ostatni, zanim wróciła do kuchni.

W międzyczasie Malfoy ponownie złożył i odłożył blender, a stół był zajęty stosami antycznych ksiąg. Nie podniósł wzroku, kiedy weszła, więc Hermiona cicho obejrzała kolekcję, niczego nie dotykając.

Wydawały się być pogrupowane w trzy kategorie, o których wspomniała: teoria kryjąca się za prawami małżeńskimi, magia małżeńska i łącząca dusze oraz historyczne opisy wcześniejszych podobnych dekretów.

— Mogę? — zapytała Hermiona, sięgając po jedną.

Malfoy jej nie zauważył, a ona prawie powtórzyła, zanim przypomniała sobie, co zasugerował wcześniej: te książki teraz należały też do niej.

Ostry dreszcz podniecenia przebiegł jej po plecach, gdy wyobraziła sobie ogrom zbiorów, które muszą mieścić się w bibliotece Dworu. Z pewnością nie mogła zawierać miliarda powodów do wdzięczności za to małżeństwo, ale może kilka milionów…

Zamrugała, otrząsając się z zamyślenia. Nie żeby jakakolwiek ilość książek mogła sprawić, że byłaby wdzięczna za małżeństwo, pomyślała rzeczowo. To był raczej promyk nadziei. Bardzo lichy, biorąc pod uwagę, że nie będzie miała czasu się w nie zagłębić, zanim zostanie prawowitą panią Malfoy z woli Merlina.

Wzięła pierwszy tom i usiadła przy stole. Malfoy po raz pierwszy podniósł wzrok.

— Co? — warknęła, gdy na nią patrzył.

— Musisz tu siedzieć? — zapytał.

— Będę siedziała, gdzie mi się podoba, bardzo dziękuję.

— Byłem tu pierwszy — burknął.

— To jest mój dom. Mieszkam tu przez całe życie.

— W moim pokoju nie ma biurka.

— Och, najmocniej przepraszam. Nie miałam czasu, aby odpowiednio przygotować twoją komnatę, Wasza Wysokość.

Strony jego książki zaszeleściły, gdy ją zatrzasnął.

— Podoba ci się bycie wyjątkowo nielubianą?

— Jesteś jedyną osobą, która mnie nie lubi — odparła.

Malfoy parsknął śmiechem.

— To absolutna bzdura i dobrze o tym wiesz. Jesteś, kurwa, nie do zniesienia. Na początku nawet Weasley nie chciał być twoim przyjacielem.

— To nieprawda! — krzyknęła, chociaż wiedziała, że tak było. — To było bardzo dawno temu. Ty… ty wydobywasz ze mnie najgorsze.

— Och, kochanie — powiedział z chytrym uśmieszkiem. — I wzajemnie.

— Nie mów tak do mnie! Boże, jesteś najgorszy! Nie wyobrażam sobie robienia tego z kimś, z kim nie byłabym zgodna.

Na te słowa na twarzy Malfoya pojawił się dziwny grymas — wpół zszokowany, wpół zdezorientowany.

— Ty nie… — zaczął, przerywając, by potrząsnąć głową, jakby nie mógł uwierzyć w to, co mówi. — Chyba nie myślisz, że do siebie pasujemy, prawda?

— Oczywiście miałam na myśli magiczną kompatybilność — warknęła.

Zamrugał, kontynuując jeszcze wolniej.

— Tak… ale nie wierzysz w to, prawda?

Hermiona poczuła ciepło na policzkach.

— To takie niewiarygodne, że możesz pasować do kogoś takiego jak ja? — syknęła.

— Tak — mruknął po prostu Malfoy.

— Chryste, naprawdę nienawidzę każdego centymetra twojego ciała.

Malfoy przewrócił oczami.

— Och, daj spokój, Granger, jesteś mądrzejsza niż to. Magiczny dekret o numerze chuj wie jakim nie ma absolutnie nic wspólnego z ponownym zaludnianiem świata, a wszystko z zakończeniem Świętej Dwudziestki Ósemki.

Hermiona tylko wpatrywała się w niego.

— Słucham?

— Nie mówię, że nie moglibyśmy być magicznie kompatybilni — kontynuował, jakby celowo była dobitnie głupia. — Po prostu to, czy jesteśmy, czy nie, ma z tym prawem tyle wspólnego, co kolor naszych włosów.

— Ja nie…

— Pozwól, że ujmę to w ten sposób — przerwał jej. — Jeśli samotny członek rodziny ze Świętej Dwudziestki Ósemki nie zostanie sparowany do małżeństwa z mugolakiem, osobiście rzucę na siebie Avadę i oszczędzę ci kłopotu.

Hermiona mogła tylko pokręcić głową z niedowierzaniem. List, który otrzymała z Ministerstwa, identyfikujący jej partnera…

…po szeroko zakrojonych testach, odnaleziono…

Ale szeroko zakrojone testy na temat czego? Nie dostarczyła swojej różdżki ani żadnej próbki. Założyła, że mają coś w aktach, może z Hogwartu? Ale co?

Malfoy wyglądał na w równym stopniu zadowolonego z siebie co zirytowanego.

— To koniec czarodziejów czystej krwi, a ty jesteś tego przykładem.

— Ja? — wychrypiała.

— Oczywiście — powiedział, odchylając się na krześle. — Śmierciożerca za dzieciaka i mugolaczka Pottera… to bzdury, które podniecają Ritę Skeeter.

Hermionie zrobiło się zimno. Głęboki, pusty, odrętwiały ból. I jeszcze…

— Powiedziałeś: mugolaczka.

Zmieszanie przemknęło przez twarz Malfoya, ale szybko zostało stłumione przez maskę obojętności.

— Cóż, jesteś nią, prawda?

Kontynuował, zanim zdążyła odpowiedzieć, dramatycznie opuszczając głowę na jedną rękę:

— Na Salazara, nie mówi mi, że potajemnie jesteś czystokrwista? Matka będzie nie do zniesienia. Z pewnością będzie nalegać na porządny ślub.

Usta Hermiony zacisnęły się z irytacji.

— Wiesz, że jestem mugolaczką. Po prostu nigdy nie słyszałam, żebyś wypowiedział to słowo.

Uśmiechnął się.

— Nie pozwól, żeby to uderzyło ci do głowy, Hermiono. Nawet Skeeter nie może wydrukować szlamy w Proroku.

Delektował się, wypowiadając tę obelgę, ale po raz pierwszy, odkąd to usłyszała, poczuła się przytłoczona. To był czyn, a nie odruch. Jeśli zamierzał ją zszokować, musiał się rozczarować. Hermionę bardziej zainteresowało to, co właśnie powiedział. To miało zbyt wiele sensu, żeby nie mogło być prawdziwe, ale jak mogli jej to zrobić? Jak Kingsley mógł? Wymuszenie pechowego dopasowania to jedno, ale świadome umieszczenie jej w tej pozycji dla rozgłosu…

— Boli, prawda? — zapytał Malfoy, ponownie siadając prosto. — Zrobiłaś dla nich wszystko, a oni postrzegają cię tylko jako narzędzie do ukarania rodziny Malfoyów.

Hermionie chciało się płakać. Albo krzyczeć. Albo kogoś uderzyć. Najlepiej Kingsleya, ale Malfoy też się nada. W końcu nie byliby w stanie zrobić z niej przykładu bez kogoś tak znienawidzonego, z kim mogliby ją sparować.

Jakby chcąc udowodnić jej rację, Malfoy zdecydował się zadać ostateczny cios.

— Musisz być bardzo dumna z roli, jaką odegrałaś w doprowadzeniu do tego nowego porządku świata.

Właśnie tego potrzebowała, żeby wyrwać się ze spirali. Jeśli to, co powiedział o prawie małżeńskim, jest prawdą, to było okropne, ale to nic w porównaniu z magicznym światem pod rządami Voldemorta.

Zamknęła książkę i wstała.

— To szokujące, ale wolę mieć ciebie za męża niż leżeć gdzieś w nieoznaczonym grobie. — Spojrzała na niego z góry, mrużąc oczy. — Ale ledwo.

Mięsień w szczęce Malfoya drgnął, ale ledwie to zauważyła. Przeszła obok jego krzesła i wyszła z pomieszczenia na osłabionych nogach. Mijając schody, chwyciła się dolnej części poręczy, ale myśl o wejściu po nich sprawiła, że poczuła skręt żołądka. Potrzebowała więcej miejsca niż mogły zapewnić cztery ściany jej sypialni.

Naciskając na klamkę tylnych drzwi, zbiegła po schodkach werandy na trawnik. Zanim się zorientowała, znalazła się przy płocie wyznaczającym tył podwórka. Książkę, którą wciąż trzymała, zbalansowała na jednym z płaskich słupków i oparła dłonie na drewnianych deskach. Farba kruszyła się; zgrzytała pod jej palcami, grożąc drzazgami. Wkrótce będzie musiała przemalować. To po prostu kolejna pozycja na długiej liście dorosłych obowiązków, których nie spodziewała się wziąć na swoje barki w tak młodym wieku.

Z jej gardła wydobył się szorstki śmiech na myśl, że przemalowanie płotu było w jakiś sposób równoznaczne ze ślubem i założeniem rodziny. Ale kiedy sięgnęła po książkę i ponownie odwróciła się twarzą do domu, to przyziemne zadanie zdawało się gorsze. Wyraźnie jej to przypominało, że była tu sama, opiekując się domem swojego dzieciństwa. Prawie nie zastanawiała się nad perspektywą zostania matką, ale myśl, że mogłaby to zrobić bez pomocy, bez własnych rodziców, którzy by ją naprowadzali, była jak głaz w jej płucach. Pragnienie, by do nich zadzwonić, poprosić o radę, było niemal przytłaczające, ale nie mogła się poddać. Znajdzie wyjście z tej sytuacji, a oni nigdy się nie dowiedzą o tym, w co się wplątała. A gdyby nie mogła… no cóż, z pewnością, gdyby się okazało, że ma dzieci, oni by wrócili, Jej podbródek zadrżał w lekkim kiwnięciu głową. Pewnie, że by wrócili.

Jej stopy powoli przesuwały się po trawie i opadła na jedną z huśtawek, które wciąż wisiały na starodawnym placu zabaw na środku podwórka. Siedzenie było kruche ze starości, ale czarna guma nasiąkła porannym słońcem i przyjemnie ją rozgrzała przez dżinsy.

Podniosła głowę i spróbowała wziąć głęboki oddech. To nie potrwa długo, uświadomiła sobie, patrząc w niebo. Poranne słońce, tak jasne. Gęste, szare chmury już wypełniały przestrzeń nad nią, zasłaniając światło. Zbierało się na deszcz.

Hermiona westchnęła, opuszczając wzrok na antyczny tom leżący na jej kolanach; jej palce leniwie przesuwały się po krawędziach. Magia Małżeństwa została oprawiona wyblakłym materiałem ze złotym wykończeniem, a Hermiona po raz pierwszy w życiu poczuła nieodpartą chęć zniszczenia książki. Wyglądało to tak, jakby cały świat z niej kpił.

Pomyślała o napiętej szczęce Malfoya, tej maleńkiej wskazówce, że może go zraniła. Ale jakakolwiek potencjalna satysfakcja z tej wiedzy była daleko w cieniu nieuniknionego faktu, że ich losy były ze sobą powiązane. Im bardziej się nienawidzili, tym bardziej będą się nienawidzić. Jako współmałżonkowie. Na zawsze.

Pierwsza kropla deszczu spadła na okładkę książki i Hermiona potrząsnęła głową. Nie mogła tak myśleć. Znajdzie wyjście. Nie dałaby się zmusić do takiego życia.

Dwie kolejne ciężkie krople spadły na jej rękę, a ramiona napięły się w obliczu nadchodzącej ulewy. Dopiero po kilku długich chwilach zdała sobie sprawę, że to były łzy.

___________

Witajcie :) wreszcie po długiej przerwie pojawiam się z nowym rozdziałem tego tłumaczenia. Tęskniliście? Ja osobiście bardzo lubię kreacje Hermiony i Draco w tym opowiadaniu. Pełno w nich emocji i nawet te osobiste przytyki mają swój urok. Dajcie znać, co sądzicie.

Kolejny rozdział prawdopodobnie dodam w weekend. Jeszcze nie jestem pewna kiedy dokładnie. Czekajcie cierpliwie.

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego! Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy