piątek, 20 grudnia 2024

[T] Czas cudów: Rozdział 2

 

— Och, Hermiono! — krzyknęła Kamari, podskakując obok kobiety.

Wskazywała wysoko nad sobą, sprawiając, że Hermiona spojrzała w górę, by zobaczyć, co przykuło uwagę dziewczynki.

Hermiona wzięła oddech na widok czubka choinki w kształcie anioła, który znajdował się dwie półki nad jej głową. Anioł był ubrany w złotą szatę, trzymał czerwoną świecę, która miała prawdziwy płomień. Magiczny ogień zmieniał kolor z czerwonego na zielony.

— Jest piękny! — powiedziała Hermiona niemal bez tchu.

— Kupimy go? — zapytała podekscytowana Kamari.

— Zdecydowanie go kupimy, o tak! — oznajmiła Hermiona, wyciągając różdżkę, by umieścić figurkę w zasięgu ręki.

Zanim jednak zdążyła rzucić zaklęcie, ktoś podszedł do nich i zabrał tego anioła, którego chciały. I nieszczęśliwie dla Hermiony i Kamari był to ostatni anioł z tej serii.

— Ej, my chciałyśmy go kupić — powiedziała uprzejmie Hermiona, ale gdy tylko mężczyzna się odwrócił, by stanąć z nią twarzą w twarz, wiedziała, że to przegrana sprawa.

— Biorąc pod uwagę, że robisz to tak późno w tym roku, można by pomyśleć, że ktoś z twoim poziomem intelektualnym wiedziałby, że świąteczne zakupy należy robić wcześniej, by uniknąć świątecznego pędu.

Hermiona zacisnęła usta, powstrzymując się od rzucenia brzydkiej obelgi w stronę Draco Malfoya w obecności Kamari. Nie zmienił się ani trochę od czasu, gdy był nastolatkiem, a Hermiona miała nieszczęście spotykać go na swojej drodze. Zazwyczaj po prostu ignorowała tego kretyna, ale nie dzisiaj.

— Na pewno stać cię na bardziej ekstrawaganckie dzieło — odparowała.

Nieszczęsny mężczyzna uśmiechnął się złośliwie i wsunął pięknego anioła pod ramię.

— Liczy się gest, prawda, Granger?

Następnie odwrócił się na pięcie, zostawiając Hermionę tam, by rozpamiętywała fakt, że po raz kolejny dostał dokładnie to, czego chciał.

Hermiona prychnęła, zirytowana. Ten anioł wyglądałby absolutnie idealnie na choince, którą ona i Kamari ubierały.

— Wszystko w porządku, Hermiono — zapewniła czarownicę Kamari, delikatnie szarpiąc za jej płaszcz. — Zamiast tego możemy kupić gwiazdę.

Hermiona uśmiechnęła się do słodkiej, zamyślonej sześciolatki.

— Okej — Hermiona zmusiła się do zgody, ukrywając osobistą nienawiść jaką czuła do samolubnego, samozwańczego Draco Malfoya.

Wybrały świecącą, błyszczącą, czerwoną gwiazdę i po kilku kolejnych zakupach były gotowe wrócić do mieszkania Hermiony i zabrać się za dekorowanie.

— Nigdy wcześniej tego nie robiłam — stwierdziła Kamari, wyciskając odrobinę lukru na piernikowe ciasteczko w kształcie dziewczynki. Delikatnie położyła na nim żelka, żeby się przykleił.

— Naprawdę?

Hermiona była w szoku. Brzmiało to tak, jakby Jayden miała dość świątecznej atmosfery, kiedy żyła.

— Mamusia nie potrafiła piec ciasteczek, nie przypalając ich — wyjaśniła Kamari ze śmiechem.

Po czym natychmiast zmarszczyła brwi i ucichła, układając cukierki na ciasteczku.

Hermiona odchrząknęła, próbując wymyślić coś, co rozweseliłoby dziewczynkę.

— Moja mama też nie piekła zbyt dobrze. Właściwie, rzadko pozwalała mi na słodycze, gdy byłam mała.

— Dlaczego?

— Mama i tata byli dentystami. Słodycze są szkodliwe dla zębów, więc ich nie akceptowali.

— Och. — Kamari zmarszczyła nos. — To nie fajnie!

— Byli dobrymi rodzicami i nadal są, ale większość słodyczy dostawałam od babci.

— To ona nauczyła cię gotować?

— Tak. W święta piekłyśmy przeróżne ciasteczka, co doprowadzało moich rodziców do szału!

— Musisz bardzo za nią tęsknić.

— Tak — powiedziała cicho Hermiona.

Wzięła czyste ciastko z tacy i posmarowała je lukrem, decydując, że przyjmie kształt starszej pani i będzie przedstawiało jej babcię.

— Tego umaluję jak mamusię — oświadczyła Kamari, gdy Hermiona powiedziała jej o swoim pomyśle.

Hermiona zachichotała, rozbawiona, że dziewczynka chciała skopiować jej pomysł.

— Naprawdę?

— Tak, ale nie mamy czarnego lukru, zawsze ubierała czarną koszulę, więc po prostu użyję brązowego.

— Brzmi jak plan — pochwaliła ją Hermiona.

Gdy ciasteczka były gotowe, Hermiona ułożyła je na tacy, by wyschły. Gdy lukier stężeje, zamierzały przeciągnąć przez nie sznurek i powiesić na choince jako ozdoby.

Oczywiście odłożyły kilka do zjedzenia.

Kiedy choinka była już prawie udekorowana, Kamari pomogła Hermionie rozwiesić girlandę wokół pokoju i framugi drzwi. Zrobiły ją z papieru, narysowały na niej małe okolicznościowe postacie i napisały świąteczne pozdrowienia.

Hermiona była w trakcie wieszania rzędu skarpet na ścianie (w jej mieszkaniu nie było prawdziwego kominka), gdy usłyszała pukanie do drzwi. Idąc otworzyć, podrapała Krzywołapa za uszami, gdy mijała sofę, na której wylegiwał się kot.

— Mamy wyniki — oznajmił Teo, podając jej złożoną kartkę pergaminu.

Hermiona wymknęła się na zewnątrz, zamykając za sobą drzwi, nie chcąc, by Kamari podsłuchiwała.

— Więc? — zapytała z zapałem, rozkładając pergamin.

Ma ojca w naszej społeczności — powiedział z głęboką ulgą.

— Wiemy kim on jest? — Hermiona przeskanowała stronę wzrokiem, czytając pergamin, jej ramiona opadły, gdy jej oczy spoczęły na imieniu i nazwisku ojca Kamari.

 

Draco Malfoy: żywy; Miejsce zamieszkania: Whitshire, Anglia

 

— To żart? — zapytała Hermiona, całkowicie oszołomiona.

— Nie… — zapewnił ją Teo, sprawiając wrażenie obojętnego na te wieści.

— Och, Merlinie! — jęknęła Hermiona. Parsknęła śmiechem, uważając sytuację, że „idealny czarodziej czystej krwi Draco Malfoy” spłodził dziecko z nieprawego łoża za zabawną. — Zdajesz sobie sprawę, jaka to nowina?! Reporterzy oszaleją!

— Dlatego musimy trzymać to w tajemnicy — powiedział stanowczo Teo.

Twarz Hermiony była śmiertelnie poważna.

— Och, masz rację…

Chociaż bardzo chciałaby, żeby czarujące, idealne życie Malfoya zostało całkowicie sponiewierane, jednak nie byłoby to dobre dla Kamari.

— Chwila — mruknęła powoli Hermiona, przerażona nagłą myślą. — On nie będzie chciał Kamari.

— Nie wiesz tego.

Hermiona przewróciła oczami.

— To maminsynek, Teo, zerowa odpowiedzialność! Jest tego doskonałym przykładem. Najprawdopodobniej odrzucił tę biedną dziewczynkę lata temu!

— Na razie nie zakładałbym najgorszego — odrzekł Teo racjonalnie. — Nawet jeśli tak jest, to powinien wiedzieć, że Kamari straciła matkę i wtedy zobaczymy czy stanie na wysokości zadania i zachowa się jak mężczyzna.

— A jeśli nie?

Wtedy zdecydujemy, co zrobić.

Hermiona prychnęła, krzyżując ramiona.

— Malfoy pomyśli, że sama myśl o córce zrujnuje mu życie!

Teo pokręcił głową. Kąciki jego ust lekko rozciągnęły się w uśmiechu.

— A co z tym świątecznym cudem, o którym mi opowiadałaś? Może to właśnie to, czego potrzebuje.

— Wątpię — mruknęła Hermiona.

Nie miała innego wyjścia, jak dać mężczyźnie szansę. W końcu był ojcem Kamari. Miał prawo wiedzieć o sytuacji dziewczynki.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Staromodny, piskliwy dźwięk dzwonka do bramy Dworu Malfoyów rozbrzmiał w cichy, zimowy wieczór. Mrok spowijał niebo, ale lampki choinkowe, którymi ozdobiono ogromny budynek, stanowiły piękne, luksusowe źródło światła. Gdyby to był ktokolwiek inny, Hermiona byłaby podekscytowana atmosferą, ale rozmowa z Malfoyem nigdy nie była przyjemnym wydarzeniem i tym razem spodziewała się tego samego.

— Dobry wieczór, panno Granger — powitała ją skrzatka domowa. Hermiona nigdy wcześniej nie spotkała tego stworzenia, ale pojawiała się w sporadycznych artykułach Proroka Codziennego, więc założyła, że skrzatka znała ją z gazet. — Co cię tu sprowadza, panienko?

— Czy Draco jest dostępny? Mam dla niego ważne wieści.

— Chirpy sprawdzi, czy zechce z tobą porozmawiać.

— Powiedz mu, że ma to związek z Jayden Crescent — może ją sobie przypomni.

— Dobrze. Chirpy wróci i powie, co i jak.

— Dziękuję — powiedziała uprzejmie Hermiona.

— To żaden problem. Proszę poczekać tutaj, jeśli panienka chce.

Skrzatka zniknęła z trzaskiem.

Hermiona podziwiała wspaniały świetlny pokaz i mruknęła do siebie, że prawdopodobnie wszystko zostało przygotowane ciężką pracą tuzina skrzatów domowych.

— Mówi, że możesz wejść, ale Chirpy woli nie powtarzać wszystkiego, co powiedział — oznajmiła skrzatka, gdy wróciła.

— W porządku, Chirpy. Wierz mi, to uczucie jest odwzajemnione.

Chirpy nie odpowiedziała na to i poprowadziła Hermionę ścieżką do Dworu i stamtąd do holu. Hermiona widziała tylko zdjęcia wnętrza posiadłości i żadne z nich nie równało się z rzeczywistością. Widok udekorowanego holu zapierał dech w piersiach. Świeżo woskowana drewniana podłoga była przykryta ciemnozielonym i czerwonym dywanem. Lśniącą, srebrną girlandę z płatków śniegu rozwieszono wzdłuż ścian i wejścia oraz po obu stronach holu, a w centralnej części stała niezwykle wysoka, sięgająca do sufitu choinka z białymi, wolno migającymi światełkami i czerwonymi kokardami.

— Pięknie tu — wyszeptała Hermiona niemal bez tchu. Ostatni raz takie piękno widziała na ostatnim roku w Hogwarcie.

— Zawsze tu tak jest o tej porze roku — powiedziała radośnie Chirpy i kontynuowała eskortowanie czarownicy tam, gdzie miała się spotkać z Malfoyem.

W końcu, pokonując niezliczoną ilość schodów, wchodząc na drugie piętro, Chirpy zatrzymała się przy otwartych drzwiach prowadzących do dużego pokoju z ośmioma identycznymi krzesłami ustawionymi w półkolu wokół bardzo długiego stolika kawowego.

— Panie, panna Granger przyszła — Chirpy ogłosiła przybycie Hermiony.

Skrzatka skłoniła się i wyciągnęła rękę, sprawiając, że Hermiona domyśliła się, iż to znak, aby wejść do pomieszczenia.

— Dziękuję — wyszeptała do stworzenia, które uśmiechnęło się z wdzięcznością za jej uprzejmość.

Malfoy siedział na jednym z ogromnych, czarnych, skórzanych krzeseł. Popijał z kieliszka, obserwując każdy jej ruch, gdy wchodziła.

— Usiądź — zaproponował, wskazując na jedno z wielu krzeseł.

— To nie powinno zająć dużo czasu — uprzedziła go, siadając sztywno.

— Zwyczajem jest oferowanie gościom drinków.

— Nie jestem gościem — stwierdziła stanowczo.

Przechylił głowę i wzruszył wyniośle ramionami.

— Co cię tu sprowadza, Granger?

— Mam nadzieję, że pamiętasz Jayden Crescent?

— Mogłem z nią rozmawiać kilka razy w życiu, tak — powiedział, kiwając głową.

— Z pewnością zrobiłeś o wiele więcej.

Malfoy uniósł brew.

— Co właściwie masz na myśli?

Hermiona odchrząknęła i wyjęła pergamin, który dał jej Teo.

— Jayden zmarła wczoraj, Malfoy. Zostawiła coś — raczej kogoś.

Wyciągnęła rękę, by Malfoy wziął pergamin. Patrzył jej prosto w oczy przez kilka sekund, zanim jego ciekawość zwyciężyła, pochylił się w jej stronę i zabrał kartkę.

Nic nie powiedział po przeczytaniu wyniku testu, a jego oczy straciły ostrość.

— Niemożliwe — mruknął, gdy w końcu oprzytomniał.

— Czy uprawiałeś seks z Jayden Crescent? — zapytała Hermiona bez ogródek.

— Co cię to w ogóle obchodzi?

Hermiona pochyliła się do przodu na krześle.

— Wynik jest prawidłowy, Malfoy. Mała dziewczynka właśnie straciła matkę, a teraz musisz zdecydować, czy chcesz postąpić słusznie czy też nie. Jeśli nie, to moim zadaniem — moją sprawą, jak to ująłeś — jest znalezienie dla niej rodziny, która się nią zaopiekuje.

Malfoy zacisnął szczękę. Spojrzał w drugą stronę w roztargnieniu wypijając resztę tego, co miał w szklance.

— Ile mam czasu? — Nawet na nią nie patrzył, gdy zadał to pytanie.

Hermiona zamrugała oczami, zdezorientowana.

— Czasu? Co masz na myśli?

— Aby zdecydować, czy chcę być ojcem, czy nie.

— Chcesz się zastanowić, czy zatrzymasz dziecko, które sprowadziłeś na ten świat?

Była absolutnie zdezorientowana jego zuchwałością!

— Granger, nie żebym był ci winien jakiekolwiek wyjaśnienia, ale pozwól, że to sprostuję; nie sprowadziłem tej dziewczynki na świat, to była wyłącznie zasługa Jayden.

— Nie zrobiła tego sama — argumentowała Hermiona. — Nie mogła począć dziecka bez odrobiny pomocy!

— To zabawne — zauważył Malfoy z sarkazmem. — Nie przypominam sobie, żebyś tam była — a może się ukryłaś i nas podglądałaś? Lubisz to robić, Granger? Lubisz patrzeć na ludzi w intymnych sytuacjach? Podnieca cię to?

Hermiona poczuła, że jej policzki zaczynają się rumienić.

— Nie, oczywiście, że nie! — zdenerwowała się. — Po prostu chodziło mi o to…

— Daj spokój, nie obchodzi mnie, co chciałaś powiedzieć — przerwał jej Malfoy, unosząc rękę, by zmienić temat. — Przeformułuję pytanie, ponieważ było dla ciebie zbyt trudne do zrozumienia za pierwszym razem: ile mam czasu na podjęcie decyzji, czy chcę przyjąć rolę ojca tego dziecka?

Hermiona pokręciła głową, nie mogąc udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Ani ona, ani Teo nie spodziewali się, że Malfoy będzie potrzebował trochę czasu, żeby się nad tym zastanowić. Hermiona była pewna, że powie stanowcze nie, podczas gdy Teo liczył na coś zupełnie innego.

— Cóż, ona obecnie mieszka u mnie. Spędzi ze mną święta.

— To ta mała, z którą byłaś w sklepie? Wczoraj?

Hermiona skinęła głową.

— To ona…

Hermiona przełknęła ślinę, nagle czując się źle z powodu sytuacji Kamari. Posiadanie Draco Malfoya za ojca byłoby straszne, ale porzucenie jej tylko dlatego, że zrujnowałaby jego reputację? To była niesamowicie okropna myśl!

Granger?

Hermiona zacisnęła usta.

Co? — warknęła ponuro na myśl o tym, że Malfoy nawet nie da szansy swojej córce.

Malfoy zmrużył oczy, zauważając jej ton.

— Zapytałem cię, jak ma na imię.

— Och… — Cóż, to ją zszokowało. Nie sądziła, że w ogóle go to obchodzi. — Ma na imię Kamari i ma sześć lat.

— Rozumiem — rzekł powoli. Potem wstał. — Cóż, dziękuję, za ostrzeżenie mnie o tym dylemacie, jestem przekonany, że nie tak chciałaś spędzić ten wieczór.

— Kamari nie jest dylematem, Malfoy — Hermiona poprawiła go surowo. — To słodka, delikatna i opiekuńcza dziewczynka, i szczerze mówiąc, nie wiem dokładnie, co odziedziczyła po tobie, bo ty nie posiadasz żadnej z tych cech!

Malfoy zmarszczył brwi, najwyraźniej obrażony tym, co powiedziała, ale Hermiona miała to gdzieś. Dobrze było w końcu mu to wygarnąć.

— Możesz myśleć, że wiesz o mnie wszystko, Granger, ale niczym nie różnisz się od innych; wszyscy są tak cholernie szybcy w ocenianiu mnie, a żadne z was nie ma zielonego pojęcia jaki jestem.

— I myślisz, że nie przyczyniasz się do tych opinii na swój temat? Obnosisz się ze swoimi pieniędzmi przy każdej możliwej okazji i po prostu nie potrafisz unikać rzucania obelg, gdy tylko nadarzy się okazja! Może ludzie nie wysnuwaliby takich założeń, gdybyś nie był takim dupkiem!

Malfoy przewrócił oczami w stronę sufitu i zaśmiał się.

— Brzmi, jakbyś wciąż tkwiła w przeszłości.

— Przeszłości? — pisnęła. — Próbujesz mi powiedzieć, że zmieniłeś się ze wstrętnego drania, którym byłeś w szkole?! Bo na pewno widziałam, żebyś się zachowywał inaczej! Nadal jesteś takim samym kretynem czystej krwi, którym byłeś w szkole!

Malfoy zmrużył oczy i skrzyżował ramiona na piersi.

— A może po prostu nie chcesz tego widzieć? Jest duże prawdopodobieństwo, że wyrosłaś na zarozumiałą sukę.

Hermiona podniosła się z krzesła, gotowa na zakończenie tego spotkania.

— Wyjdę sama, dziękuję — jeśli nie chcesz Kamari, Malfoy, to w porządku. Jest mnóstwo par, które chcą adoptować dziecko. Cholera, wzięłabym ją do siebie, ale zasługuje na o wiele więcej, niż mogłabym jej dać, a szczerze mówiąc, zasługuje na wiele więcej, niż ty mógłbyś jej kiedykolwiek zaoferować, więc rezygnacja z odpowiedzialności jest prawdopodobnie najlepszym rozwiązaniem!

I po tych słowach wyszła z pokoju, wracając do holu.

_________________

Witajcie :) dzień później niż zakładałam pojawiam się z nowym rozdziałem. Wybaczcie, ale świąteczne przygotowania mnie totalnie wciągnęły. Drugi rozdział jest nieco krótszy, ale również treściwy. Mieliśmy pierwsze stacie, jak wypadło, podobało się chociaż trochę? Dajcie znać.

Kolejny rozdział być może pojawi się w poniedziałek lub w Wigilię, wszystko zależy od bety i tego, kiedy go przetłumaczę. Jeśli pojawi się małą obsuwa, to proszę nie miejcie żalu, przynajmniej nie w święta :)

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy