niedziela, 29 grudnia 2024

[T] Czas cudów: Rozdział 4

 

— Wow — Kamari jęknęła z zachwytu na widok domu Malfoya, gdy wylądowali przed budynkiem po teleportacji. — Naprawdę tu mieszkasz?!

— Od dnia, w którym się urodziłem — odpowiedział Malfoy; próbował ukryć uśmiech, ale nie udało mu się to zbytnio.

— Ile jeszcze osób tu mieszka? — zastanawiała się dziewczynka.

— Moja matka mieszka tu od czasu do czasu, ale poza mną i skrzatami domowymi, nikt.

— Kim są skrzaty domowe?

— To jego niewolnicy — odpowiedziała Hermiona, rzucając mężczyźnie sugestywne spojrzenie, gdy pokręcił głową, uznając jej opinię na temat skrzatów domowych za śmieszną. — Powiedz mi, że się mylę — rzuciła mu wyzwanie.

— Masz niewolników? — zapytała Kamari z całkowitą dezaprobatą, krzyżując ramiona. — To przestępstwo!

Nie mam niewolników — odparł stanowczo Malfoy.

— Płacisz im?

— Nie… — odpowiedział powoli córce.

— W takim razie są niewolnikami!

Hermiona posłała Malfoyowi zadowolone spojrzenie, gdy jego usta się zacisnęły.

— To rodzaj magii, którego nie rozumiesz — wyjaśnił Kamari.

— To rodzaj magii, który powinien być zakazany — odpowiedziała dziewczynka z prychnięciem.

— Jesteś pewna, że to dziecko nie jest twoje? — Malfoy mruknął do Hermiony, rozśmieszając ją.

Malfoy oprowadził Hermionę i Kamari po pierwszym piętrze domu, zanim zaprowadził je do biura. To właśnie tam mieli robić kartki świąteczne. Pośrodku pomieszczenia stało lśniące, ciemnobrązowe, duże biurko. Regały na książki ustawiono po obu stronach pokoju i oświetlały je promienie słoneczne, wpadające przez duże okno.

Malfoy sięgnął po dwa dodatkowe krzesła i ustawił je przy biurku, tak aby wszyscy mogli usiąść. Hermiona opróżniła torbę, którą przyniosła, segregując materiały, których będą potrzebować.

— Najpierw zdecydujmy, do kogo trafią kartki — powiedziała im Hermiona. — Moja będzie dla Luny Nott, potrzebuje trochę otuchy.

Kamari długo i intensywnie rozmyślała, zanim zdecydowała się podarować kartkę mugolskiej przyjaciółce.

— Ona lubi bałwanki, a ja chcę narysować jednego, więc będzie idealnie!

— Czy chcemy zrobić obramowania na naszych kartkach? — zapytała Hermiona, pokazując, co miała na myśli poprzez wycięcie środka białej kartki i naklejenie go na złożony, czerwony kawałek papieru.

— Och, podoba mi się! — krzyknęła Kamari. — Zrobisz taki sam dla mnie? — Wyciągnęła ciemnoniebieską kartkę i podała ją Hermionie.

— Ja mogę to zrobić — zaproponował Malfoy, widząc, że Hermiona rysuje kształty na swojej białej obwódce.

— Okej! Dziękuję!

Malfoy ostrożnie zrobił to, co Hermiona i pomógł Kamari przykleić jej obwódkę.

— Ładna! — powiedziała Kamari radośnie.

— O tak! — pochwaliła ją Hermiona. — Teraz narysuj bałwanka.

Wszyscy zajęli się projektowaniem przodu swoich kartek. Hermiona próbowała narysować Rudolfa, postać, której świat czarodziejów nie uznawał, wiedząc, że Lunie spodoba się ta historia. Czarnym markerem zapisała słowa: Rudolfie z błyszczącym nosem, czy poprowadzisz dziś moje sanie?

— Hej, narysowałaś Rudolfa! — krzyknęła Kamari, gdy rzuciła okiem na pracę Hermiony.

— Tak, myślę, że Lunie spodoba się ta historia.

Następnie ona i Kamari opowiedziały Malfoyowi historię renifera. Roześmiał się na myśl o czerwononosym zwierzęciu.

— Wow! Jesteś artystą!?

Po tym pytaniu Kamari skierowanym do Malfoya, Hermiona spojrzała na kartkę Malfoya i otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Wyglądało na to, że mężczyzna miał niesamowity talent. Narysował staw w zimowej scenerii  z rodziną jeżdżącą na łyżwach po zamarzniętej tafli.

— Całkiem nieźle — pochwaliła go Hermiona.

Malfoy wzruszył ramionami.

— Rysuję okazjonalnie.

— Jesteś w tym naprawdę dobry! — podkreśliła Kamari.

Uśmiechnął się.

— Dziękuję, twój bałwanek jest uroczy.

— Co, to? — Machnęła ręką, odrzucając rysunek. — To nic przy twoim!

— Jeśli poćwiczysz rysowanie, rozwiniesz swój talent — poradziła jej Hermiona.

— Tak, ale nie mam powołania, by być artystką — powiedziała dziewczynka dosadnie, skupiając się na kolorowaniu marchewkowego nosa.

— To jakie jest twoje powołanie?

Kamari przewróciła oczami.

— Mam sześć lat, to cud, że potrafię sama zawiązać buty!

Hermiona i Malfoy się zaśmiali, co tylko rozbawiło dziecko.

— Może będę komikiem — zażartowała.

Po skończeniu pierwszej kartki, Kamari musiała zrobić jeszcze trzy. Hermiona zauważyła po dłuższym czasie, że dziewczynka ucichła i zdała sobie sprawę, że Kamari opierała głowę na biurku.

— Chyba zasnęła — powiedziała cicho Hermiona Malfoyowi.

Mężczyzna wyprostował się, żeby lepiej widzieć, i skinął głową na potwierdzenie.

— Nie mogła spać — poinformowała Hermiona z żalem. — Nie spała przez połowę nocy.

— Może ją przenieść do łóżka? — zaproponował Malfoy. — Obudzi się z bólem karku, jeśli zostanie w tej pozycji.

Hermiona lekko wzruszyła ramionami.

— Jeśli to nie kłopot.

Malfoy delikatnie wziął dziewczynkę w ramiona, uważając, aby jej nie obudzić. Spojrzał na śpiącą twarz córki i na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.

— Otworzysz drzwi? — zapytał.

Razem ułożyli Kamari na ogromnym łóżku w pokoju, który znajdował się niedaleko. Żadne z nich nie chciało zostawiać jej samej.

— Powinniśmy tu zostać? — zastanawiał się Malfoy.

Hermiona zacisnęła usta w zamyśleniu.

— Myślę, że musimy ustalić jakiś plan, najlepiej poza zasięgiem jej słuchu — szepnęła.

Kiwnął niechętnie głową.

— Chyba masz rację.

Wrócili do biura i posprzątali wszystkie rzeczy z blatu biurka. Gdy rozłożyli kartki świąteczne do wyschnięcia, Malfoy zapytał Hermionę, czy ma ochotę na coś do picia.

— Cóż — mruknęła — gorąca herbata brzmi nieźle.

Malfoy wezwał skrzata domowego o imieniu Trusty.

— Czy mógłbyś przynieść nam tacę z herbatą?

Skrzat skłonił się nisko.

— Oczywiście, panie.

— Został uwolniony — wyjaśnił Malfoy zanim Hermiona zdążyła wygłosić wykład o niewolniczej pracy.

— Ale nadal im nie płacisz — burknęła. — I nie pozwoliłeś odejść reszcie skrzatów, które… posiadasz.

— Wolałbym, żebyśmy nie rozmawiali na ten temat — powiedział Malfoy bez ogródek. — Miałem bardzo miły dzień i nie chciałbym, aby zepsuł go tak trywialny temat.

Hermiona skrzyżowała ramiona.

— Praca niewolnicza nie jest sprawą trywialną!

Malfoy uniósł brwi.

— Byłem przekonany, iż chciałaś rozmawiać o Kamari, prawda?

— No tak — mruknęła.

— Więc zróbmy to, proszę.

— Chciałabym wiedzieć, jakie masz plany wobec swojej córki — zaczęła Hermiona, w podświadomości decydując, że lepiej odpuścić wcześniejszy temat — przynajmniej na razie.

— To kochane dziecko — przyznał, siadając na jednym z krzeseł biurowych. Obracał się w półkolu, kręcąc z boku na bok, rozmyślając. — Oczywiście mam dla niej pokój i uposażenie. A moja matka oszaleje, kiedy dowie się, że ma wnuczkę – oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu.

— Czuję, że jest jakieś „ale” — powiedziała podejrzliwie Hermiona.

— Oczywiście, dziewczynka potrzebuje matki.

— To nie do końca prawda. Wiele dziewcząt wychowują samotni ojcowie.

Chciałbym, żeby moja córka miała damski wzór do naśladowania.

— Mówiłeś, że twoja matka odwiedza cię od czasu do czasu — zauważyła Hermiona.

Malfoy potarł brodę.

— Matka spędziła większość swojego życia zaspokajając potrzeby innych przez wiele lat. Teraz spędza czas na uszczęśliwianiu samej siebie. Wolałbym jej nie niepokoić. Z pewnością jestem w stanie poradzić sobie z tym wszystkim bez jej pomocy.

Hermiona uniosła brew, nieco zaskoczona jego autonomią. Nigdy nie sądziła, że mógłby sobie poradzić sam.

Wtedy pojawił się Trusty z herbatą, do której podano kilka elegancko wyglądających kanapek.

— Dziękuję — powiedziała Hermiona, nalewając gorącą wodę do ciemnozielonej filiżanki.

Przyglądała się, jak skrzat przygotowuje herbatę Malfoyowi i podaje mu ją.

— Bardzo dziękujemy, Trusty. Możesz odejść.

Skrzat skłonił się, zanim zniknął z trzaskiem.

— Więc co zamierzasz zrobić, żeby Kamari miała matkę? — zastanawiała się Hermiona, ignorując to, co właśnie miało miejsce (nie potrafił nawet zaparzyć sobie herbaty?!) — Zaczniesz szukać żony?

Zmarszczyła nos na ten pomysł. Nie to, żeby to była jej sprawa, ale nie wierzyła w małżeństwa z jakiegokolwiek innego powodu niż miłość. Oczywiście, to było coś niewykonalnego dla Malfoya. Z tego, co zrozumiała, każdy z Malfoyów, z wyjątkiem Draco, żył w zaaranżowanym małżeństwie.

— Właściwie nie. Nie planuję się żenić. Dlatego też martwi mnie ten damski wzorzec dla Kamari.

— Ale jak zamierzasz go zdobyć, jeśli nie poprzez ślub?

— Tradycja czarodziejów stanowi, iż dziecko powinno mieć ojca chrzestnego i matkę chrzestną.

Hermiona skinęła głową, rozumiejąc jego plan.

— To jakieś wyjście. Czy już zdecydowałeś kogo?

— Tak. Ciebie.

Hermiona zakrztusiła się herbatą. Że też ten przeklęty mężczyzna musiał to powiedzieć, gdy popijała napar.

— Że co?

— Tak, ciebie. Chcę, żebyś została matką chrzestną Kamari.

Hermiona mrugnęła. Była oszołomiona. Czuła, jakby ją ogłupił. Po chwili zdała sobie sprawę, że czekał, aż odpowie na jego propozycję.

Odchrząknęła.

— Eee…

Co miała powiedzieć? Przez lata nią pomiatał i aż do dzisiejszego poranka nie miała pojęcia, że może być kimś więcej niż niedojrzałym głupcem. Ale w ciągu zaledwie kilku godzin udowodnił, że ma inne oblicze. Był cierpliwy i troskliwy, i znaczenie bardziej niezależny, niż kiedykolwiek publicznie to okazywał w swoim życiu.

Hermiona nie mogła go winić za to, że chciał, aby Kamari miała matkę, zwłaszcza, że podczas swojego życia miała tylko ją, ale dlaczego ze wszystkich ludzi, których znał, wybrał właśnie ? Nawet się nie przyjaźnili!

— W porządku — powiedziała powoli, wciągając powietrze. — Jeśli mogę zapytać – dlaczego wybrałeś mnie?

— Z kilku powodów — powiedział tonem sugerującym, że odpowiedź na jej pytanie była oczywista. — Jesteś bardzo inteligentna, a ja chciałbym, aby moja córka była niezwykle kompetentna. Bronisz tego, w co wierzysz. Jesteś silną, pozytywną kobietą, z czego mam nadzieję, Kamari mogłaby odrobinę zaczerpnąć. A moim najistotniejszym argumentem jest to, że widzę więź między wami. Nie jestem pewien, czy słuszne byłoby rozdzielenie was. Obawiam się, że biorąc pod uwagę to, co przeszła, taki obrót spraw mógłby doprowadzić do traumy. Dobrze by było dla Kamari, gdyby wiedziała, że możesz być dla niej kimś w rodzaju matki zastępczej.

Hermiona zacisnęła usta. Jego słowa sprawiły, że łzy napłynęły jej do oczu i otarła kąciki.

— Wszystko w porządku? — zapytał Malfoy, słysząc, jak pociąga nosem.

Pochylił się do przodu, wezwał chusteczkę z motywem świątecznym i podał jej ją.

Roześmiała się, zawstydzona swoim zachowaniem.

— Tak — zapewniła go, wycierając nos. — Jestem po prostu w szoku, Malfoy. Twoja troskliwość całkowicie mnie zadziwia.

— Czy to znaczy, że przyjmujesz moją propozycję?

Hermiona przyłożyła chusteczkę do łzawiących oczu, myśląc. To nie tak, że bycie matką chrzestną to dla niej nowość – była matką chrzestną dzieci Harry’ego, ale one miały matkę, która się nimi opiekowała, więc Hermiona była dla nich bardziej jak ciocia. Jednak z Kamari Hermiona musiałaby być niesamowicie aktywna w tej roli. Nie miała z tym problemu, w sumie nawet podobał jej się ten pomysł. Hermiona od jakiegoś czasu myślała o posiadaniu własnych dzieci, ale podobnie jak Malfoy, uważała, że dzieci powinny mieć matkę i ojca, ale nigdy nie spotkała idealnego mężczyzny, którego mogłaby poślubić.

Gdyby Hermiona naprawdę została matką chrzestną Kamari, oznaczałoby to, że ona i Malfoy wychowywaliby dziewczynkę razem. Czy mogliby stanowić zespół? Być może. Jednak było za wcześnie, żeby to stwierdzić. Dziś dogadywali się całkiem nieźle, ale Kamari byłaby zobowiązaniem na całe życie.

— Nie uważasz, że jest za wcześnie, by podejmować taką decyzję?

Malfoy przechylił głowę.

— Zaledwie noc zajęło mi zrozumienie, że moja córka potrzebuje domu.

Hermiona głęboko wciągnęła powietrze. Miał rację.

— Po prostu nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z tego, co znaczyłoby, że byłabym jej matką chrzestną. Ty i ja wychowywalibyśmy ją wspólnie czy raczej odnoszę takie wrażenie z twojej wypowiedzi.

— Jesteśmy dorośli. Na pewno możemy znaleźć złoty środek.

— Cóż, uważam, że zanim podejmiemy ostateczne decyzje, powinniśmy sprawdzić, czy jesteśmy w stanie dogadywać się dłużej niż jeden dzień. Co ty na to? Nie chciałabym, żeby Kamari się przywiązała, a potem nasze drogi się rozejdą.

— Rozumiem — przyznał Malfoy, kiwając głową. — Możemy dać sobie trochę czasu. Coś w rodzaju okresu próbnego? Coś koło kilku miesięcy?

— Nie aż tak długo.

— Więc ile czasu potrzebujesz?

Hermiona złożyła dłonie i zastanowiła się przez chwilę.

— Może do Nowego Roku?

— To tylko dziesięć dni — mruknął Malfoy, unosząc brwi. — Spodziewałem się, że będziesz potrzebowała trochę więcej czasu.

— Kamari nie ma go za dużo. Jeśli to nie zadziała, co zrobisz? Będziesz ją wychowywał jako samotny ojciec? — zapytała.

Zamilkł na chwilę i wzruszył ramionami.

— Nie mam wątpliwości, że to się uda.

Teraz nadeszła jej kolej na uniesienie brwi.

— Naprawdę myślisz, że moglibyśmy się dogadywać do końca życia?

Malfoy pochylił się do przodu z uśmiechem.

— Udało nam się to przez pół dnia, co to dla nas pół wieku?

Hermiona prychnęła.

Niewiarygodnie długo!

— Wiesz, o co mi chodzi. Różnimy się, ale chyba każdy tak ma, prawda? A tak w ogóle, słyszałem, że wierzysz w cuda bożonarodzeniowe.

Hermiona przewróciła oczami.

— Teo ma za długi język!

— Ja też w nie wierzę i obstawiam, że stworzylibyśmy doskonały zespół.

— Naprawdę?

Hermiona nie mogła uwierzyć w to, co właśnie usłyszała! Ledwo się znali!

Oczy Malfoya pociemniały i odchylił się na krześle.

— Tak — powiedział powoli, pogrążony w myślach. — Wiesz, wszystko się dzieje z jakiegoś powodu.

Hermiona przyglądała mu się przez chwilę, zastanawiając się, co się dzieje w jego głowie. Wydawał się trochę… cóż, nie była pewna, jaki dokładnie. Może… smutny? Przygnębiony? Myślała, żeby go o to zapytać, ale nie chciała wyjść na wścibską. Z pewnością powiedziałby jej, gdy chciał, by wiedziała.

— Więc zdecydujesz w Nowy Rok?

Hermiona skinęła głową.

— Tak, ale nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie; jeśli odrzucę ofertę, czy nadal zamierzasz opiekować się Kamari?

Hermiona patrzyła, jak jego szczęka zaciska się. Usta złączyły się i wziął łyk herbaty (prawdopodobnie, by odwlec odpowiedź), zanim powiedział:

— Nie odmówisz.

— Skąd ta pewność?

Ponownie się napił, zanim na jego twarzy pojawił się niewielki uśmiech.

— Bo już kochasz to urocze, małe dziecko.

Nie mogła się z tym kłócić, ale to nie oznaczało, że narazi siebie i Kamari na kłopoty, jeśli ich układ nie wypali.

— Mam idealny pomysł na sprawdzenie naszego partnerstwa — oznajmił.

— Co to za pomysł?

— Ty i Kamari możecie tu zostać podczas świąt.

__________________

Witajcie :) we wciąż świątecznym nastroju zapraszam na nowy rozdział tłumaczenia. Wiem, że to nie jest historia wysokich lotów, ale mimo wszystko aż się robi ciepło na sercu, gdy czyta się coś tak ciepłego i słodkiego za razem. Co sądzicie o połączeniu sił przez Hermionę i Draco? Dadzą radę?

Ostatnie dwa rozdziały pojawią się w najbliższym tygodniu. Mam nadzieję, że wytrwam w moim noworocznym postanowieniu i uda mi się zakończyć dwa rozpoczęte tłumaczenia oraz rozpocząć nowe. Jedno z nich jest w zupełnie innym klimacie niż wszystkie historie, które do tej pory tłumaczyłam. Mroczne, pełne tajemnic i erotyki, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba. Ta historia będzie tylko publikowana na ao3 zgodnie z prośbą autorki oryginału. W sumie już nie mogę się doczekać Waszych reakcji. :) Ale to jeszcze przed nami.

Tyle ode mnie. Miłego tygodnia i udanego Sylwestra! Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy