piątek, 3 stycznia 2025

[T] Czas cudów: Rozdział 5

 

Hermionie na chwilę odjęło mowę. Propozycja Malfoya, że mogą zostać u niego na święta, ją oszołomiła.

— Słuchaj, to tylko kilka dni — powiedział łagodnie, gdy nie odezwała się od razu. — Jestem przekonany, że uda nam się wytrzymać tydzień razem we dworze, całe życie w oddzielnych skrzydłach nie powinno stanowić problemu.

— Nie jestem pewna, czy wytrzymamy tydzień, nie zabijając się nawzajem — przyznała Hermiona.

Zaśmiała się do siebie na myśl o szalonym pomyśle, jakoby mieli być pod jednym dachem tak długo.

Malfoy wzruszył ramionami.

— Dziś daliśmy radę.

— Tak, a co jeśli pojawi się temat niewolnictwa skrzatów? Co wtedy? — zapytała stanowczo. — Ponieważ Kamari prawdopodobnie nie zaakceptuje takiego stanu rzeczy, a to temat, którego nie można ot tak odłożyć na bok na dziesięciolecia.

Malfoy westchnął i położył stopę na kolanie.

— Cóż, w sumie mogę ci to wyjaśnić… — zaczął niepewnie. — Ale nie możesz nikomu powiedzieć…

Hermiona przechyliła głowę, rzucając mu dziwne spojrzenie. Co mógł ukrywać, że nie chciał, aby świat się o tym dowiedział?

— Jeśli złamałeś jakieś prawo…

Nie złamałem! — wyrwało mu się obronnie. Zamknął oczy, biorąc głęboki wdech. — Wszyscy tak szybko zakładają, że zrobiłem coś złego!

— Przepraszam — wyszeptała Hermiona, sprawiając, że otworzył oczy.

Wypuścił powietrze.

— To po prostu nierozsądne myśleć, że ktoś o tym nazwisku coś knuje. To nudne. Ludzie szukają jakiegokolwiek powodu, by mnie zamknąć w Azkabanie! — Pokręcił głową i nagle wstał. — Powinienem to wszystko odwołać!

Hermiona dołączyła do niego, podnosząc się ze swojego miejsca.

Co?! Nie możesz! Ona cię potrzebuje!

Przycisnął dłoń do czoła.

— Dlatego nie chciałem przedłużać rodu! Wszyscy będą tak samo traktować moją córkę! Nie mogę pozwolić, żeby dorastała wśród ludzi, którzy myślą, że knuje coś złego! Tak potraktowali mnie; do cholery, moja własna matka musi podróżować po świecie pod innym nazwiskiem i wyglądem, żeby tylko zaznać spokoju.

Hermiona zacisnęła szczękę i poczuła skurcz żołądka.

— Merlinie — wyszeptała. — Nie miałam pojęcia.

— Dlaczego ktoś miałby się tym przejmować?! — ryknął. — To tylko plugawa, stara rodzina Malfoyów! Wszyscy siejemy zło!

Ciężko oddychał i stał tyłem do niej.

Hermiona zmarszczyła brwi i cicho podeszła do niego, kładąc dłoń na jego ramieniu. Podskoczył na niespodziewany dotyk i odwrócił się, by stanąć z nią twarzą w twarz z szeroko otwartymi oczami.

— Bardzo mi przykro — szepnęła, nie mogąc znaleźć głosu. — Nigdy nie zdawałam sobie sprawy, jak osądzający są ludzie w stosunku do twojej rodziny.

Malfoy mruknął, przenosząc wzrok na swoje stopy:

— Nikt nie chce tego zauważyć!

— Cóż, mnie to obchodzi — oświadczyła stanowczo, odzyskując głos. — I obiecuję, że już nigdy nie będę cię oceniać.

Podniósł głowę, żeby ich oczy mogły się spotkać, ale Hermiona ledwo dostrzegła to, że na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.

— Bardzo bym to docenił — powiedział z wdzięcznością.

Skinęła głową, nagle czując się nieswojo z powodu ciszy, która zawisła w pokoju. Podrapała się po ramieniu.

— Skrzaty nie są moją własnością — poinformował ją Malfoy i zaśmiał się na widok jej zszokowanego wyrazu twarzy. — Zdziwiona, co?

— Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie! — Parsknęła śmiechem. — Więc co tu robią?

— Po śmierci mojego ojca odziedziczyła je matka. Najwyraźniej nie chciała zostać w okolicy, więc zatrzymała jednego na potrzeby podróży, a resztę oddała mnie. Uwolniłem je wszystkie i otworzyłem tajny azyl dla każdego skrzata domowego, który mógłby go potrzebować. Mogą tu mieszkać, a nawet mają swoją część domu. — Malfoy machnął ręką w odpowiednim kierunku. — Jedyną osobą, która o tym wiedziała, była moja matka, a teraz także ty.

— Nie zdenerwowały się, że zostały uwolnione?

Chociaż Hermiona była przeciwna niewolnictwu skrzatów, wiedziała, że te stworzenia miały poczucie obowiązku wobec swoich panów — miały wyprane mózgi, by uwierzyć, że uwolnienie ich przez pana jest całkowicie niehonorowe.

— Naturalnie, paru było niezadowolonych, ale większość kipiała szczęściem, że wypuszczono ich z lochu…

Hermiona jęknęła.

Lochu?!

Malfoy spojrzał na nią.

— A myślisz gdzie indziej mój ojciec umieściłby skrzaty, które nie spełniały jego standardów?

— Och, co za okropieństwo!

Malfoy stracił ostrość wzroku.

— Nie powiem ci nawet, ile zginęło w tych celach…

Hermiona przełknęła ślinę, powstrzymując łzy.

— Jak ktoś może być tak okrutny?!

Malfoy pokręcił głową, odpędzając przerażające wspomnienia.

— Uwięzieni byli mi najbardziej wdzięczni za uwolnienie i to z ich powodu stworzyłem tu sekretne schronienie. Nie mogą tam żyć pogrążone wstydem i pokorą, ale tutaj… — przerwał z małym pocieszającym uśmiechem. — Tutaj mogą żyć spokojnie, wolni od osądu.

— To niesamowicie hojne z twojej strony.

Hermiona była pod wrażeniem jego życzliwości.

Malfoy wzruszył ramionami.

— Czasami czuję, że to nie wystarczy, biorąc pod uwagę sposób, w jaki mój ojciec je traktował, ale nie mogę zrobić zbyt wiele z tym, jak postępował.

Hermiona posłała mu współczujący uśmiech.

— Malfoy, najwyraźniej nie jesteś taki jak twój ojciec, więc nie ma powodu, by żyć w poczuciu winy, zwłaszcza że wprowadzasz zmiany.

— Rozumiem, co mówisz, Granger, ale — przerwał, wzdychając — nie można ot tak poradzić sobie z tym, co się czuje.

Hermiona skinęła głową i zamilkła, niepewna, co mogłaby powiedzieć, żeby poprawić mu nastrój.

— Cóż, dla twojej wiadomości, uważam, że świetnie sobie radzisz – nie żeby moja opinia miała jakiekolwiek znaczenie.

Malfoy parsknął śmiechem.

— Byłabyś zaskoczona, jak bardzo twoja opinia ma dla mnie znaczenie, Granger.

Roześmiała się.

— Prawdopodobnie byłabym!

— Pamiętasz W.E.S.Z.?

— Oczywiście, że tak! — jęknęła Hermiona. — Wszyscy go nienawidzili!

— To była okropna nazwa — powiedział Malfoy, śmiejąc się.

— Ech, ale powstało w szczytnym celu.

— Tak — zgodził się powoli. — To ty sprawiłaś, że zacząłem kwestionować nasz sposób traktowania stworzeń, zwłaszcza skrzatów.

Hermiona szeroko otworzyła oczy.

— Naprawdę?

Wzruszył ramionami.

— Zmieniłaś mnie, Granger, tylko po prostu nie chciałem tego przyznać. Nie mogłem tego zrobić, bo byłbym wyśmiany. Nigdy nie byłem wystarczająco odważny, by stanąć w obronie czegoś, w co naprawdę wierzyłem. Odzwierciedlałem tylko wszystkich wokół mnie i, no cóż, wybrałem niewłaściwe osoby, gdyby tak się nad tym zastanowić…

— Teraz jesteś odważny i to jest najważniejsze — powiedziała mu. — Możemy tylko stawać się lepsi i ty to zrobiłeś.

— Mogę ci coś pokazać? — zapytał nagle Malfoy.

— Myślę, że tak — zgodziła się niepewnie, zastanawiając się, czym chciałby się z nią podzielić.

Malfoy wyprowadził Hermionę z gabinetu i szybko sprawdzili, czy Kamari wciąż śpi, zanim weszli po schodach. Zatrzymał się przy drzwiach po długim spacerze w połowie korytarza. Otworzył je, odsłaniając ogromny pokój udekorowany w pięknych czerwono-złotych barwach. Złote ściany ozdabiał czerwonawy bieżnik, podłogę wyłożono ciemnoczerwonym dywanem, a na materacu łóżka z baldachimem (słupki wyglądały, jakby były wykonane z prawdziwego złota) leżała pościel w złoto-czerwoną kratę. Meble pomalowano na różne odcienie czerwieni i złota, a przy oknach zwisały złote zasłony z czerwoną koronką i podwiązkami.

— Co myślisz? — zapytał Malfoy, gdy dokładnie obejrzała gigantyczny pokój.

— Jest przepiękny! Jak apartament w pięciogwiazdkowym hotelu!

— Jeśli zdecydujesz się zostać na święta, to będzie pokój, z którego będziesz mogła skorzystać.

— Och, nie, nie masz nic mniej… eleganckiego?

— Wolisz celę w lochach?

Hermiona zaśmiała się z jego żartu.

— Chodzi mi tylko o to, że jest taki… cóż, nigdy nie spałam w tak ładnym pokoju. To trochę za dużo.

Malfoy wzruszył ramionami.

— To tylko na tydzień, potraktuj to jak darmowe wakacje. Możesz mieć obsługę pokoju – jeśli chcesz — dodał po tym, jak lekko zmrużyła oczy, wiedząc dokładnie, co miał na myśli, proponując obsługę pokoju.

Hermiona żuła wnętrze policzka, myśląc.

— Nie mogę zostawić Krzywołapa… jest bardzo stary…

— To twój kot, prawda? — zapytał Malfoy. — Weź go ze sobą, nie mam nic przeciwko.

— Naprawdę jesteś wyrozumiały, wiesz? — pochwaliła go z uśmiechem.

— Chcę się upewnić, że Kamari bez problemu się zaaklimatyzuje i wierzę, że bardzo nam w tym pomożesz.

— W porządku — zdecydowała w końcu Hermiona, czując, że Malfoy świetnie jej udowadnia, że może być dobrym ojcem. — Zostanę do Nowego Roku.

Malfoy nie mógł powstrzymać uśmiechu, który zrobił się tak szeroki, że Hermiona myślała, że jego twarz pęknie.

— To wspaniale. Obiecuję, że będę zachowywał się stosownie!

Roześmiała się.

— Ja też.

— Powinniśmy stworzyć plan działania jako rodzina — zasugerował z zamyślonym spojrzeniem.

— Jako rodzina? — zapytała zdezorientowana.

— Jeśli to wypali, będziemy rodziną, Granger. Może nie tradycyjną, ale nadal rodziną.

Hermiona poczuła, że kręci jej się w głowie na jego słowa. To nie brzmiało jak Malfoy. Biorąc pod uwagę jego historię z nią, teraz wydawał się zupełnie innym człowiekiem. To było dla niej po prostu dziwne. Jeszcze wczoraj był dosłownie najbardziej odpychającą osobą, jaką znała.

Ale z drugiej strony, zaledwie kilka minut temu powiedział, że ją podziwiał, gdy byli młodzi, ale po prostu nie miał odwagi, by to powiedzieć.

— Rozważasz swoją decyzję? — Malfoy przerwał jej rozmyślania. Jego brwi były zmarszczone ze zmartwienia. — Wiem, że wszystko dzieje się szybciej, niż byś chciała, ale… cóż, będę potrzebował pomocy, Granger, a Merlin wie, że jesteś w tym najlepsza…

— Malfoy — zaczęła surowo. — Jeśli mamy uważać się za rodzinę, nie możemy ciągle zwracać się do siebie po nazwisku, jasne?

Jego twarz nieco się rozluźniła i westchnął z ulgą.

— Jasna sprawa, Hermiono!

Wymienili uśmiechy, zanim wrócili na pierwsze piętro, gdzie mogli lepiej obserwować swoją podopieczną.

Kamari nie było w łóżku, gdy weszli do pokoju, w którym ją zostawili. Zamiast tego Hermionę i Draco przywitały dźwięki dochodzące z przylegającej łazienki. Oboje pospieszyli do zamkniętych drzwi, bojąc się, że mała zrobi sobie krzywdę.

— Kamari? — zawołała Hermiona, pukając w drzwi.

Draco wyjął różdżkę i otworzył je.

— Wchodzimy! — ogłosił.

Znaleźli dziewczynkę stojącą przy umywalce z opuchniętymi, czerwonymi oczami. Gdy zauważyła Hermionę, podbiegła do niej, szlochając.

— Chcę do mamusi!

— Wiem, skarbie, wiem. — Hermiona przycisnęła policzek do głowy Kamari, przytulając ją mocno.

Draco stał obok, niepewny, co mógłby zrobić, żeby pocieszyć córkę. Ostrożnie położył dłoń na jej plecach, delikatnie je głaszcząc. Hermiona uśmiechnęła się do niego zachęcająco.

— Jesteś głodna? — mruknęła do dziecka, gdy płacz ucichł.

Kamari skinęła powoli głową, pociągając nosem.

— Chcę makaron z serem.

— Myślę, że damy radę.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

— Więc spędzimy tu święta?! — krzyknęła Kamari później przy kolacji. Właśnie powiedzieli jej, że spędzą święta we Dworze Malfoyów i dziewczynka była podekscytowana tą myślą. Tak podekscytowana, że zapomniała o talerzu z jedzeniem. — Gdzie będziemy spać? Mogę zabrać ze sobą swoje rzeczy? Krzywołap do nas dołączy?

Draco roześmiał się. Usiadł na krześle naprzeciwko niej przy małym stoliku w kuchni. Najwyraźniej Malfoyowie zwykle jadali w jadalni, ale ona była niesamowicie ogromna, a Hermiona czuła się bardziej komfortowo przy owalnym stole, gdzie mogło usiąść tylko pięć osób.

— Możesz wybrać dowolny pokój, Kamari.

— Chcę spać w pokoju Hermiony — oświadczyła dziewczynka, zanim wzięła kęs makaronu z serem.

— Moje łóżko jest wystarczająco duże.

Mimo to Hermiona lekko posmutniała. Niedługo Kamari nie będzie mogła dzielić z nią pokoju. Hermiona nie będzie wiecznie mieszkać we Dworze.

— Jutro przyniosę Krzywołapa — poinformowała dziecko, które skinęło głową, jednocześnie wyrażając zgodę.

— Wiecie co — zaczął Draco, gwałtownie wstając z miejsca. — Mam szalony pomysł. — Jego szare oczy rozbłysły. — Muszę na chwilę wyjść, ale kiedy wrócę, przyniosę coś, co na pewno wam się bardzo spodoba!

— Co takiego?! — dopytywała Kamari, trzęsąc się z radości. — Co nam kupisz?!

— To tajemnica! — wyszeptał żartobliwie. — Nie możesz wiedzieć, bo to zepsuje niespodziankę!

— Kiedy możemy się spodziewać twojego powrotu? — zastanawiała się Hermiona.

— Mam nadzieję, że szybko, ale łatwo się rozpraszam, kiedy idę do sklepu. Uwielbiam Boże Narodzenie!

— Wiesz, co powinnyśmy zrobić? — zapytała Hermiona Kamari, kiedy Draco wyszedł, a dziewczynka skończyła kolację.

Kamari pokręciła głową, a potem wzruszyła ramionami.

— Draco lubi Quidditch – pamiętasz Quidditch?

— Tak! Uwielbiam Quidditch! Mam o nim książkę!

— Kiedy chodziliśmy do szkoły, grał jako szukający. Chyba powinniśmy zrobić dla niego złotą ozdobę w kształcie znicza.

Kamari westchnęła z zachwytu:

— Tak! — Zeskoczyła z krzesła. — Myślę, że to świetny pomysł, Hermiono, ale musisz mi pomóc, bo ja nie wiem, jak to zrobić.

Hermiona nie miała z tym problemu. Widziała, jak Harry robił po jednym dla każdego ze swoich dzieci i wydawało się to stosunkowo proste: przyklejenie kilku ręcznie robionych skrzydeł do świątecznej bombki. Więc przez następną godzinę robiły ozdobę w kształcie znicza dla Draco (nadanie odpowiedniego kształtu skrzydłom było o wiele bardziej skomplikowane, niż Hermionie początkowo się wydawało), a kiedy skończyły, Draco nadal nie było. Hermiona zasugerowała Kamari, żeby zrobiła też prezent dla Harry’ego, na co dziewczynka przystała.

O ósmej Kamari znudziła się majsterkowaniem, więc Hermiona zdecydowała, że mogą razem poczytać książkę.

— Już przyszedł? — zapytała Kamari, chwilę później ziewając; czytanie ją usypiało.

— Jeszcze nie, skarbie.

Kamari zeskoczyła z kolan Hermiony z szeroko otwartymi oczami.

— Nic mu się nie stało, prawda?! On też umarł?!

— Och, nie, Kamari! — Hermiona wyciągnęła rękę, by ją chwycić, ale dziewczynka wybiegła z salonu, w którym odpoczywały. — Kamari, skarbie! Dokąd idziesz?!

Pobiegła za dziewczynką, goniąc ją korytarzem.

— On nie może też pójść do nieba! Nie, nie może!

Zatrzymała się w holu, przez który weszły do Dworu tego ranka. Kamari ciężko oddychała, próbując otworzyć drzwi, ale ponieważ klamka była zabezpieczona, a jej ręce nie były wystarczająco silne, aby nacisnąć zasuwkę, nie mogła tego zrobić.

Wtedy właśnie drzwi się otworzyły, a Kamari rzuciła się na Draco, mocno oplatając ramionami jedną z jego nóg.

— Myślałam, że umarłeś! — zawodziła.

Draco, którego obrót sytuacji zaskoczył, był zdezorientowany, ale kiedy w końcu zrozumiał, o co chodziło, odłożył torby i wziął Kamari na ręce.

— Nic mi nie jest — zapewnił ją i wniósł ją do środka, podczas gdy Hermiona zajęła się porozrzucanymi zakupami. — Nie planuję umierać w najbliższym czasie.

Dziewczynka odetchnęła z ulgą.

— Długo cię nie było! — zrugała go.

— Wiem, ale mam wiele wspaniałych rzeczy. Chodź, pokażę ci! — Postawił ją na ziemi i wziął połowę toreb od Hermiony. — Chodźmy do kuchni.

— Na brodę Merlina — jęknęła Hermiona, gdy torby zostały dokładnie opróżnione. — Tu jest tyle słodyczy!

— Ach, ale to nie jest do jedzenia! — powiedział Draco, wyrywając lizaka Kamari. — W każdym razie jeszcze nie — dodał, gdy jego córka się skrzywiła.

— Jeśli nie zamierzamy tego zjeść, to co z tym zrobimy? — zapytała niecierpliwie Kamari.

— Będziemy tym dekorować!

Kamari podskoczyła.

— Ciasteczka?

Draco pochylił się i ścisnął jej nos.

— Nie, ty mała cukrowa wróżko! — Zachichotała. — Zrobimy coś jeszcze lepszego! Udekorujemy domki z piernika.

— Nigdy tego nie robiłam! — wykrzyknęła Kamari.

— Nigdy? — Draco był zaskoczony.

Pokręciła głową.

— Nie, ale to brzmi jak świetna zabawa!

— Robię jeden co roku — powiedział jej. — Ale najpierw musimy upiec pierniki, więc nie będziemy mogli ozdabiać dziś wieczorem, ale — podkreślił, gdy Kamari wydawała się być tym bardzo rozczarowana — to oznacza, że masz całą noc, aby się zastanowić, jak będziesz dekorować!

Następnie pokazał Kamari kilka trików na różne słodycze, których nauczył się przez lata.

Po tym jak Kamari położyła się spać, Draco i Hermiona zabrali się za pierniki. Draco był ekspertem, jeśli chodzi o ich pieczenie. Hermiona była tym bardzo pozytywnie zaskoczona.

— Jako dziecko mogłem piec tylko w święta. Poza tym, było to uważane za zajęcie skrzata domowego. Uważam to za świetną zabawę, ale dekorowanie jedzeniem jest najprzyjemniejszą częścią.

— Są piękne! — wyszeptała Hermiona, gdy kawałki zostały pozostawione do ostygnięcia.

Draco umieścił twarde cukierki we wszystkich otworach zrobionych na okna, a ciepło piekarnika rozpuściło je, sprawiając, że wyglądały jak kolorowe szkło.

— Schludna drobnostka, której nauczyła mnie moja babcia, gdy miałem sześć lat — poinformował z dumą.

Hermiona poszła spać tej nocy lekko podekscytowana. Podobnie jak Kamari, nigdy nie dekorowała piernikowego domku, a Kamari będzie zachwycona, co rozgrzało serce Hermiony. Ta mała dziewczynka potrzebowała w tym czasie mnóstwa radości.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Kamari nie chciała nawet jeść śniadania następnego ranka, po tym jak zobaczyła domki, które złożyli Draco i Hermiona. Nie mogła się doczekać, żeby zacząć dekorować!

— Ach, najpierw musimy coś zjeść — powiedział Draco, chociaż również nie ukrywał podekscytowania.

Podczas śniadania trójka rozmawiała o tym, co zrobią ze swoimi domkami. Kamari chciała zrobić drzewo z cukrowego rożka i zielonego lukru. Hermiona planowała użyć lukrecjowych patyczków (jednego z jej ulubionych słodyczy) jako girlandy na belki swojego domu. Draco natomiast miał w planach zrobić płot z lasek cukrowych.

W końcu mogli zacząć swoje artystyczne dzieła i niedługo potem cukierki i słodycze zostały rozłożone (według kolorów, zgodnie z prośbą Hermiony). Kamari w mgnieniu oka pokryła się lukrem i nawet miała zielony, cukrowy pył przyklejony do jednego nadgarstka. Żadne z nich nie przejmowało się jednak bałaganem, zbyt pochłonięte swoim projektem.

Tak było, dopóki do kuchni nie weszła pani Malfoy.

— Mogę zapytać, kim są twoi goście, Draco?

Cała trójka krzyknęła chórem, nie spodziewając się jej obecności. Stała w drzwiach, jakby niechętna by podejść bliżej, ubrana w fioletowo-czarną, futrzaną czapkę i pasujący do niej płaszcz.

— Matko! — Draco jęknął, uderzając się dłonią w pierś. — Merlinie! Nie spodziewałem się ciebie przez kolejne dwa dni!

Wstał z krzesła, by elegancko pocałować ją w policzek.

Czarne oczy kobiety intensywnie wpatrywały się w Kamari, która przyglądała się jej z zainteresowaniem.

— Draco — wycedziła powoli, wciąż patrząc na dziecko. — Na słowo, jeśli możesz.

Następnie sztywno obróciła się na pięcie i wyszła, obcasy odbijały się o podłogę, gdy odchodziła. Hermiona zdała sobie sprawę, że nie słyszała tego wcześniej, gdy pani Malfoy weszła do kuchni.

Draco wciągnął powietrze. Wymienił spojrzenia z Hermioną, zanim poszedł za matką.

— Myślę, że ma kłopoty — powiedziała Kamari Hermionie, kontynuując delikatne układanie zielonej mięty na dachu jej domku.

— Ja też…

— Zastanawiam się, co zrobił źle?

— Nie jestem pewna, skarbie…

Hermiona pomyślała, że dziwne było to, jak kobieta cały czas patrzyła na Kamari. Zastanawiała się, co jest złego w obecności dziecka w domu? Czy bała się, że coś zniszczy? Hermiona nie była pewna, ale miała nadzieję, że pani Malfoy polubi Kamari. W końcu Draco powiedział Hermionie, że jego matka byłaby zachwycona posiadaniem wnuczki.

Ale może byłaby przeciwna nieślubnemu dziecku, co nigdy nie przyszło do głowy ani Draco, ani Hermionie.

Zagryzła dolną wargę, nagle bardzo zaniepokojona przyszłością Kamari.

_____________

Witajcie :) w Nowym Roku zapraszam na dwa ostatnie rozdziały tego świątecznego opowiadania. Nie będę się tu bardzo rozwodzić, ponieważ ostatni rozdział również zostanie dziś opublikowany, także reszta słowa ode mnie pojawi się tam. Miłej lektury :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy