piątek, 3 stycznia 2025

[T] Czas cudów: Rozdział 6

 

Kiedy Draco wrócił do kuchni, towarzyszyła mu matka. Usiadł obok Hermiony, a pani Malfoy zajęła jego poprzednie miejsce pośrodku stołu. Teraz Kamari była wciśnięta pomiędzy dwie kobiety.

Hermiona bezgłośnie, tylko wzrokiem, wypytywała Draco, jak poszło. Była prawie pewna, że mężczyzna powiedział matce prawdę o Kamari, ponieważ starsza kobieta postanowiła usiąść obok swojej wnuczki.

Wzruszył ramionami w odpowiedzi, po czym pochylił się ku Hermionie i wymamrotał:

— Jest zachwycona. Mówi, że mała ma oczy mojego ojca, ale jest trochę niezadowolona, że wszystko wydarzyło się w nietradycyjny sposób.

Hermiona skinęła głową, rozumiejąc obawy pani Malfoy.

— Kamari, to moja matka, pani Malfoy — przedstawił ją Draco.

Matka rzuciła mu ponure spojrzenie, a Hermiona zastanawiała się, czy kobieta nie była bardziej zdenerwowana faktem, że nie mogła zostać przedstawiona jako babcia dziewczynki.

— Cześć, chciałabyś dekorować z nami? Możemy dokończyć mój.

Wyraz twarzy pani Malfoy natychmiast złagodniał, a oczy zaszły łzami.

— Bardzo bym chciała, dziękuję — wykrztusiła łzawym głosem.

Draco szturchnął Hermionę łokciem w żebra. Uśmiechał się szeroko z zadowoleniem, jakby mówił Hermionie, że miał rację; pani Malfoy dosłownie zamieniała się w papkę na dźwięk głosu wnuczki.

Ani Hermiona, ani Draco nie zwracali w tym momencie większej uwagi na swoje piernikowe domki, po prostu udawali, że są zainteresowani tą aktywnością. Uznali, że nawiązująca się więź pomiędzy Kamari a panią Malfoy była o wiele ciekawsza i zabawniejsza. Starsza kobieta była profesjonalistką w dekorowaniu, robiła to od wielu lat, więc mogła bardzo pomóc sześciolatce. A Kamari była chętna do nauki wszystkiego, co tylko mogła, wyrażając swój zachwyt nad fajnymi rzeczami, które pani Malfoy mogła zaprojektować z cukierków i lukru.

— Och, jest przepiękne!

Pani Malfoy patrzyła na ich pracę, gdy była skończona. Wybrały zielono-biały motyw na cześć domu Slytherinu.

— Pamiętam, że robiłem ten motyw po tym, jak zostałem przydzielony do Slytherinu — wspominał Draco.

— Myślisz, że pójdę do Hogwartu? — zapytała Kamari.

— Oczywiście, że pójdziesz, dlaczego miałabyś nie pójść? — zapytała pani Malfoy.

— Nie mam zdolności magicznych — odpowiedziała obojętnie dziewczynka.

— Jesteś jeszcze dość młoda — zapewniła ją Hermiona.

Kiedy domki zostały odłożone na półkę jako dekoracja, pani Malfoy zaproponowała, że pokaże Kamari swój ogród. Dziewczynka dowiedziała się, że są tam też konie, więc również chciała je zobaczyć. Hermiona i Draco obserwowali, jak znikają we wspaniałym ogrodzie, zostawiając ich samych.

— Kiedy powiesz Kamari? — zapytała go Hermiona, wpatrując się w dal.

— Co jej powiem?

Hermiona oderwała wzrok od pięknego krajobrazu.

— Że jesteś jej ojcem — odpowiedziała bez ogródek.

— Nie zamierzam.

Hermiona zacisnęła szczękę.

— Nie uważasz, że zasługuje na to, by wiedzieć?

Draco spojrzał jej w oczy i wyciągnął dłoń, by wziąć ją za rękę.

— Myślę, że dla wszystkich zaangażowanych będzie najlepiej, jeśli po prostu udam, że ją adoptuję i problem się rozwiąże.

Hermiona pokręciła głową, niezadowolona z jego pomysłu. Wyślizgnęła się z jego dłoni i skrzyżowała ramiona na piersi.

— Boisz się, że społeczeństwo zhańbi twoje nazwisko!

Zacisnął usta.

— Obiecałaś, że nie będziesz rzucać fałszywych osądów wobec mnie — przypomniał jej stanowczo.

Hermiona westchnęła.

— Pomóż mi zrozumieć, dlaczego nie chcesz uznać tego cudownego dziecka za swoje!

Łzy napłynęły jej do oczu, była sfrustrowana jego zachowaniem. Dlaczego?! Dlaczego to robił?!

— Nie sądzisz, że będzie o wiele szczęśliwsza adopcją niż gdyby się dowiedziała, że jestem jej ojcem – tym, którego do niedawna nie było w jej życiu?

— Nie sądzę, żeby ją to obchodziło! Myślę, że bardziej się przejmie, kiedy się dowie, że ją okłamałeś! Dowie się, Draco, oni zawsze się dowiadują!

— Zrozum, ona będzie chciała, żebym opowiadał jej historie o jej matce, a ja nie mam ich zbyt wiele do opowiedzenia. Tak naprawdę w ogóle się nie znaliśmy poza krótkim „cześć” i „do widzenia”.

— Czyli to było tylko bzykanko i dziękuję, do widzenia — podsumowała Hermiona z wyrzutem.

Draco roześmiał się.

— Właściwie było o wiele zabawniej…

— Zapłodnienie kobiety na pierwszej i jedynej randce nie jest zabawne.

Draco dotknął palcem jej ust.

— Chociaż uważam, że jesteś urocza w tej swojej złości…

Hermiona jęknęła, cofając się. Podniosła palec.

— Hola, hola, nie waż się mi schlebiać!

Przyłożyła palec do miejsca, w którym zatrzymał się jego dotyk. Usta ją mrowiły i coś podskakiwało w żołądku. Zesztywniała, zdając sobie sprawę z tego, co się dzieje. Zmrużyła oczy, patrząc na niego.

— Powiem to tylko raz, Draco Malfoyu, ty i ja mamy być tylko przyjaciółmi, słyszysz? Niczym więcej! Nie pozwolę, żeby życie tej małej dziewczynki zostało zrujnowane, ponieważ nie potrafimy kontrolować się jak odpowiedzialni dorośli.

Brwi Draco uniosły się, a na jego ustach zagościł niewielki uśmieszek.

— Poczułaś coś, kiedy cię dotknąłem, prawda?

Hermiona prychnęła.

— Nie! — zaprzeczyła.

Draco cmoknął językiem.

— No nie wiem, Hermiono, nie brzmisz przekonująco.

— Och, po prostu… ty… — jąkała się, niezdolna do myślenia. Podniosła ręce, wypuszczając powietrze, co sprawiło, że zaśmiał się z absurdu tej sytuacji. — Idź w cholerę! — warknęła i czmychnęła.

Na zewnątrz było niesamowicie zimno, ale jej twarz była tak gorąca ze wstydu.

Na górze, w swoim pokoju, nie mogła wyrzucić z głowy myśli o mrowiących ustach. Z pewnością spowodował to mróz, prawda? Ale dlatego żołądek omal nie podszedł jej do gardła?

Rzuciła się na łóżko z jękiem, przyciskając poduszkę do twarzy. Mogłaby po prostu umrzeć tu i teraz!

— Przyniosłem ci coś.

Można było usłyszeć Draco mówiącego z progu jej pokoju. Najwyraźniej zapomniała zamknąć drzwi.

Dramatycznie zdjęła poduszkę z twarzy i zobaczyła, że trzymał małą roślinkę.

— Jesteś głupkiem! — krzyknęła, rzucając w niego poduszką. Draco roześmiał się, gdy jemioła spadła na podłogę u jego stóp. — Tak bardzo cię nienawidzę! Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, jak dziecinny potrafisz być?!

— Daj spokój, to tylko żart — powiedział Draco, wchodząc do pokoju. Ton jego głosu brzmiał poważnie. — Musimy porozmawiać.

— Nie, nie musimy.

— Próbowałem ci coś powiedzieć, zanim zwiałaś.

Hermiona usiadła z jękiem. Nie mogła na niego spojrzeć, zbyt zawstydzona tym, co się stało.

— Będę trzymać ręce przy sobie, jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej.

Niechętnie podniosła wzrok, by odważnie na niego spojrzeć.

To tylko dlatego, że minęło trochę czasu, odkąd jakikolwiek mężczyzna cię dotknął — przekonywała samą siebie.

Tak czy inaczej, brzmiało to sensownie.

Odsuwając na bok myśl o pulsującym sercu, gestem dała znak Draco, żeby zaczął mówić.

— Pewnej nocy, kilka lat temu, ja i mój przyjaciel wypiliśmy za dużo drinków. Przeglądaliśmy mugolskie czasopismo, oczywiście żartując z niego, i dowiedzieliśmy się o czymś takim jak klinika leczenia niepłodności. Najwyraźniej mężczyźni mogli… dokonać darowizny, a mugolskie kobiety przeglądały katalogi tych darowizn i ostatecznie wybierały tę, która odpowiadała ich preferencjom. Cóż, naturalnie, jako młodzi mężczyźni, musieliśmy to zrobić! Nigdy nie myśleliśmy, że nasze odpowiedzi na pytania mugoli zostaną wybrane. Chodzi mi o to, która mugolska kobieta uznałaby miotłę za najlepszy środek transportu?

— Ale to nie mugolka wybrała twoją darowiznę — szybko powiedziała Hermiona, zdając sobie sprawę z jego słów. — Nic dziwnego, że byłeś taki zdenerwowany, kiedy oskarżyłam cię o przygodę na jedną noc!

Wzruszył ramionami.

— To było głupie, ale kto mógł przypuszczać? — zaśmiał się nerwowo.

— Merlinie, przepraszam — powiedziała szczerze, wstając z łóżka.

Podeszła do niego i wzięła go za rękę, przepraszająco ją ściskając.

Ich oczy się spotkały i zatrzymały na chwilę, która wydawała się wiecznością, zanim odchrząknął i się od niej odsunął.

— Odpowiedzialni dorośli — przypomniał jej chrapliwie.

Skinęła głową na znak potwierdzenia.

— Racja — zgodziła się Hermiona, chowając ręce za plecami.

Jej policzki pokryły się rumieńcem i szybko odwróciła wzrok, mając nadzieję, że jej twarz nie jest tak czerwona, jak czuła.

— No cóż — kaszlnął. — Ja już pójdę.

— Nie zapomnij o jemiole.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

— To wszystko dla mnie? — pisnęła Kamari w bożonarodzeniowy poranek, gdy zobaczyła wszystkie prezenty, które w ostatniej chwili zostały schowane pod choinką.

Trójka dorosłych spędziła ostatnie dwa dni na pakowaniu różnych rzeczy, które, jak mieli nadzieję, spodobają się dziewczynce.

Pani Malfoy była równie wyrozumiała jak jej syn i szybko zaprzyjaźniła się z Hermioną. Draco poinformował matkę o roli Hermiony w życiu Kamari, a kobieta nie wyraziła w żaden sposób swojego zdania.

Przynajmniej takie informacje miała Hermiona.

Draco i Hermiona komunikowali się tylko wtedy, gdy było to konieczne. Po tym prywatnym incydencie, każde z nich uważało, że najlepiej będzie nie zbliżać się do siebie, ponieważ obawiali się, że mogłoby wydarzyć się coś więcej. Ich jedynym celem było opiekowanie się Kamari.

— Tak, moja Kamari — powiedziała pani Malfoy wnuczce z błyszczącymi oczami. — To wszystko dla ciebie!

— Wow, muszę być najszczęśliwszą sierotą!

Dorośli wymienili spojrzenia i podczas gdy Kamari była zachwycona, pozostali nagle poczuli przygnębienie.

— Kamari — odezwał się Draco, odciągając jej uwagę od góry prezentów. — Mogłabyś tu podejść na chwilę?

Kamari pospieszyła do Draco, patrząc z wielkim zainteresowaniem na swoje prezenty.

— Co się stało? — zapytała, gdy zauważyła, że zrobił się nerwowy.

Draco wymienił spojrzenia z czarownicami, które milczały, czekając, co zrobi.

Draco posadził Kamari na kolanach.

— Czy chciałabyś tu mieszkać?

— Na zawsze?

Draco skinął głową.

— I będziesz moim tatusiem?

— Oczywiście.

Kamari odwróciła głowę, żeby spojrzeć na Hermionę.

— Hermiona będzie moją nową mamusią?

— Będzie twoją matką chrzestną.

— Jak wróżka chrzestna?

— Coś w tym rodzaju.

— Myślę, że Hermiona jest na to za młoda.

Dorośli zaśmiali się na te słowa Kamari.

— Kochanie, już jestem matką chrzestną dzieci Harry’ego.

Kamari zmarszczyła brwi w głębokim zamyśleniu.

— Więc ty i Draco nie zamierzacie się pobrać?

— Merlinie, nie — powiedział Draco z wdechem. On i Hermiona unikali swojego wzroku. — Skąd w ogóle taki pomysł?

— Lubicie się, a Hermiona byłaby dobrą żoną i nową mamą. Ona mnie kocha i ciebie też.

Pani Malfoy zachichotała cicho, ale nie na tyle cicho, żeby Hermiona i Draco nie mogli usłyszeć.

— Cóż, nie patrzcie na mnie i nie mówcie, że się myli! — prychnęła kobieta, gdy obrzucono ją podejrzliwymi spojrzeniami.

— Powinieneś się oświadczyć Hermionie. — Kamari poradziła Draco głośnym szeptem.

Draco wstał i postawił córkę na nogi. Odwrócił się od grupy, przeczesując włosy dłonią.

— Kamari — zaczęła czule Hermiona, odzyskując głos. Jednak gula, która utworzyła się w jej gardle, świadczyła o tym, że straci zdolność mówienia. — Draco i ja jesteśmy tylko przyjaciółmi, skarbie.

— Hermiono — zwrócił się do kobiety. Nadal stał tyłem do reszty. — Chciałbym chwilę z tobą porozmawiać, proszę. — Ton jego głosu był oficjalny, ale wiedziała, że również boryka się ze swoimi problemami.

— Może powinniśmy poczekać — zasugerowała Hermiona, wcale nie mając chęci, by spędzić choć chwilę sam na sam z mężczyzną. — Kamari ma mnóstwo prezentów do otwarcia.

Kamari skrzyżowała ramiona na piersi.

— Mogę poczekać — oznajmiła znacząco.

— Idź i zobacz, co ma do powiedzenia, panno Granger. Nie bądź Puchonką.

Draco lekko się odwrócił, by spojrzeć na matkę, która jako ostatnia się odezwała, po czym jego wzrok powędrował w stronę Hermiony, która wymieniła z nim spojrzenie. Gwałtownie kiwnął głową, dając jej znak, by poszła za nim, i wyszedł z pokoju.

— Nie zamierzasz z nim porozmawiać? — zapytała Kamari, gdy Hermiona nie wstała od razu ze swojego miejsca.

Zarówno dziewczynka, jak i kobieta patrzyły na nią z oczekiwaniem.

— Czy mój syn naprawdę jest taki okropny?

Hermiona spojrzała w kierunku, gdzie poszedł Draco.

Nie, jej umysł odpowiedział na pytanie pani Malfoy. Był naprawdę niesamowity. Potrafił ją rozśmieszyć, był wrażliwy i praktycznie cały obraz, jaki o nim miała, był całkowitą farsą! Jasne, potrafił działać jej na nerwy i podnosić ciśnienie, ale być może to było coś, co ją pociągało. Może nie przeszkadzały jej ich wzajemne docinki.

W milczeniu wstała z fotela, w którym siedziała, i pospieszyła do wyjścia z pokoju, mając nadzieję, że Draco nie zmienił zdania.

Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła go na korytarzu. Patrzył na stary obraz. Ostrożnie zrobiła kilka kroków w jego stronę, próbując zdecydować, czy wypowiedzieć jego imię, czy się wycofać, ale w momencie, gdy zdecydowała się przemówić, odwrócił się, wyczuwając jej obecność.

Podeszli do siebie, ich oczy komunikowały się ze sobą, a kolana Hermiony nagle stały się miękkie. Zanim się zorientowała, ich ramiona były oplecione wokół siebie, a usta złączone, jakby były jednym. Hermiona mogła poczuć zapach mięty pieprzowej, która do niego przylgnęła — ostatnią rzeczą, którą jadł, była laska cukrowa. Jej oczy zatrzepotały i pozwoliła, by dotyk tego mężczyzny ją pochłonął.

A potem było po wszystkim i pragnęła więcej, lecz ich usta się rozchyliły, a jej zmysły powróciły do normy. Powoli.

— Czy my właśnie… — powstrzymała się przed odmówieniem im szczęścia, które mogli mieć.

Kamari była ważna, ale co jeśli udałoby im się sprawić, by ten związek się udał?

— Hermiono. — Wziął ją za rękę, a ona prawie zemdlała, patrząc na niego. Żaden mężczyzna nigdy nie patrzył na nią tak, jakby była jedyną rzeczą, która ma znaczenie! — Zawsze cię podziwiałem i nie oświadczę się dzisiaj, bo wiem, że jesteś osobą, która chce długich zalotów, ale doceniłbym, gdybyś dała… — przerwał, unosząc jej dłoń do ust, na którą złożył pocałunek delikatny jak piórko — temu szansę.

Hermiona zamknęła oczy, powstrzymując jęk. Ten pocałunek wywołał dreszcze w całym jej ciele.

— Kamari — powiedziała z trudem, ignorując wariujący umysł, który sprzeciwiał się powrotowi do rzeczywistości.

— Kamari chce, żebyśmy byli razem. Nie pamiętasz? Zasugerowała, że powinniśmy się pobrać.

— Nie powinniśmy…

— Ale chcesz?

Draco przesunął teraz kciukiem po wierzchu jej palców. To dosłownie doprowadzało ją do szału. Prawie krzyknęła „tak”.

— Jeśli się nie uda, to może ją zranić.

— A jeśli się uda?

Hermiona uśmiechnęła się łagodnie na myśl o nich razem, wychowujących Kamari jak prawdziwi rodzice.

— To byłoby cudowne — przyznała.

— Jest Boże Narodzenie — wyszeptał zachęcająco. — Myślisz, że przebiliśmy bożonarodzeniowe cuda w tym roku?

Hermiona owinęła jego ramiona wokół swojej talii i zarzuciła swoje na jego szyję.

— Myślę, że jest miejsce na jeszcze jeden — powiedziała mu, w końcu ulegając. — Co to za życie bez ryzyka?

Zaśmiała się cicho i przycisnęła swoje usta do jego.

— Poczekaj, aż moja matka o tym usłyszy! — mruknął Draco i oboje parsknęli śmiechem.

Następnie razem wrócili do pokoju, gdzie mieli ogłosić swój oficjalny związek.

_____________

Tak oto kończy się ta słodka, świąteczna historia. Miło było wrócić razem z nią i móc się nią z Wami podzielić. Mam nadzieję, że niejeden raz spowodowała uśmiech na Waszych twarzach. Dziękuję, że nadal ze mną jesteście, mimo dużych przerw spowodowanych życiowymi zawirowaniami. Mam nadzieję, że ten rok będzie lepszy, ponieważ mam dość ambitne plany tłumaczeniowe. Jeśli wszystko pójdzie tak, jak chcę, to w niedalekiej przyszłości na ao3 pojawi się coś, czego nikt prawdopodobnie by się po mnie nie spodziewał, no ale lubię wyzwania i stawiam sobie poważne cele. Trzymajcie kciuki!

Mój urlop jutro się kończy i wracam do szarej rzeczywistości, ale nie rozstaję się z Wami na długo. Na początek planuję nadrobić trochę "Apartamentu 9 i 3/4". Do tej historii nie potrzebuję bety, więc tłumaczenie i publikacje powinny być dość regularne. Przynajmniej mam taką nadzieję. W międzyczasie kontynuacja "Dziesięć na dziesięć", na które zapewne od dawna czekacie. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie sprawnie.

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu! Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy