Siódmy
dzień przebiegał podobnie jak poprzedni. Hermiona weszła do kuchni, by zobaczyć
tablicę, na której Malfoy zaktualizował ich postępy do „2”, ale zamiast cały
dzień przeglądać książki w swoim pokoju, przeniosła się na kuchenny stół.
Dołączał
do niej od czasu do czasu w ciągu dnia, czytając trochę i robiąc notatki, ale
wiedziała, że nie znalazł nic obiecującego. W pewnym momencie sięgnął po jej
lewą dłoń, która spoczywała na stole i położył na niej swoją prawą. Odwróciła
dłoń, żeby się do niego przystosować, i siedzieli tak przez kilka minut,
podczas gdy on przesuwał kciukiem po jej kostkach, czytając. Doceniła jego
inicjatywę i zauważyła z przyjemnością, że jej to odpowiadało i żadne z nich
nie musiało rezygnować z dotyku.
Kiedy
wstał, lekko ścisnął jej palce, zanim je puścił, a następnie położył dłoń na
jej ramieniu, przechodząc obok.
Siedziała
wpatrzona w stronę książki, kiedy wyszedł z pokoju, analizując w głowie ten
subtelny dotyk. To było coś innego, ale na pewno nie bardziej intymnego niż
dotknięcie przez niego jej nogi. Lekko przesunęła się na krześle. Mimo wszystko
dobrze, że był skłonny poszerzyć granice, nawet jeśli wydawało się to bardziej
przyjazne niż cokolwiek.
Jej
rozmyślania przerwał głośny łomot dochodzący z piętra. Spojrzała na sufit i
zmarszczyła brwi ze zdziwienia, gdy hałas trwał nadal — zdecydowanie rytmiczny.
Założyła, że w jakiś sposób wiąże się to z tym, że Malfoy buszował po domu, ale
nie mogła sobie wyobrazić, co takiego mógł robić, że wywołał taki hałas.
Właśnie gdy miała wstać, żeby zobaczyć, co się dzieje, odgłos ustał. Poczekała
jeszcze kilka minut, ale nastała cisza.
Wzruszając
ramionami, skupiła się z powrotem na swojej książce. To była historia studium
przypadku doświadczeń pewnej pary z prawa małżeńskiego wprowadzonego w
osiemnastowiecznej Szwajcarii, ale Hermiona miała przeczucie, że tłumaczenie
brzmiało…
Spojrzała
w górę, gdy hałas znów rozbrzmiał.
Co
on, do cholery, robił?
Zerknęła
na zegar nad kuchenką; dudnienie trwało mniej więcej tyle samo, co za pierwszym
razem — około dwóch minut. Potem znowu zrobiło się cicho.
Po
trzecim cyklu Hermiona postanowiła się upewnić, że jej dom nie ulegnie żadnemu
trwałemu uszkodzeniu, ale gdy była już w połowie drogi przez kuchnię, usłyszała
kroki Malfoya na schodach.
Miała
już gotowe pytanie na języku, ale gdy wszedł do kuchni, nie była w stanie
wymówić słowa.
Malfoy
nie miał na sobie koszuli, spocił się i dyszał. Cóż, oczywiście, że tak.
Patrzyła,
całkowicie oszołomiona, jak wyciągnął szklankę z jednej z szafek i napełnił ją
wodą, odkręcając kran w zlewie. Odchylił głowę do tyłu i wypił łyk wody, zanim
znów nalał jej z kranu. Powtórzył to jeszcze dwa razy, zanim zaspokoił
pragnienie na tyle, żeby mógł na nią spojrzeć, a kiedy to zrobił, uśmiechnął
się złośliwie.
—
Wiem, że to niesprawiedliwe — powiedział z udawaną irytacją, przesuwając dłoń w
dół tułowia. — To i te blizny? Gdyby Potter wiedział, jak mnie urządziły,
pewnie wybrałby inną klątwę.
Hermiona
gapiła się na niego z otwartymi ustami. Cóż, w sumie to nawet bardziej. Chociaż
rzeczywiście był w niesamowitej formie, a sieć cienkich, białych blizn
rozchodzących się od ramienia do biodra w jakiś sposób zdawała się podkreślać
szerokość jego klatki piersiowej i zarys mięśni brzucha, nie mogła uwierzyć, że
tak lekceważąco nawiązywał do swojej sylwetki. I do niej.
—
Prawie umarłeś. — Tylko to zdanie udało jej się sklecić.
Uniósł
brwi z rozbawieniem.
—
Cóż, piękno rodzi się w bólach. Jestem pewien, że gdzieś tu masz taki napis.
Jej
usta się zacisnęły. W rzeczywistości miał rację; takie hasło było wytłoczone na
ceramicznym naczyniu w jej łazience, w którym przechowywała swój domowy zestaw
do depilacji bikini. Jednak po pierwszej próbie użycia go, Hermiona
zdecydowała, że wolałaby, żeby znów rzucono na nią Crucio.
Malfoy
oparł biodro o blat, a jej oczy bezradnie przesunęły się po cienkim pasie blond
włosków prowadzących do paska jego zielonych spodni dresowych. „SLYTHERIN”
wytłoczono srebrnymi literami wzdłuż jednej nogawki.
—
Co robiłeś? — zapytała w końcu.
Zatrzymał
się, trzymając szklankę w połowie drogi do ust.
—
Serio?
Przetarł
dłonią czoło, włosy miał ciemne od potu.
Wzruszyła
ramionami.
—
Ćwiczyłem.
—
Jak?
Zmarszczył
brwi, a ona kontynuowała:
—
Usłyszałam hałas.
—
Ach, to musiały być burpress.
Niezrozumienie
musiało być widoczne na jej twarzy, ponieważ wyjaśnił:
—
To pompki, ale ze skakaniem.
Hermiona
skinęła głową, choć nie miała pojęcia, jak można skakać, robiąc pompki. Szybko
stłumiła chęć poproszenia go o zademonstrowanie.
—
Co jeszcze robiłeś?
Usta
Malfoya wygięły się w grzesznym uśmieszku, a Hermiona natychmiast pożałowała
pytania.
—
Nieważne — wymamrotała szybko, gdy oparł dłonie na blacie, napinając mięśnie
ramion.
Założyła,
że jeśli robił wymyślne, skaczące pompki, to prawdopodobnie robił też zwykłe, a
wyobrażanie sobie tego było wystarczające, by kontynuować rozmowę.
—
Nie wkurzasz się, siedząc cały czas w domu? — zapytał. — Od lat nie wytrzymałem
tak długo bez latania.
Hermiona
spojrzała w dół, próbując sobie przypomnieć, kiedy ostatnio celowo oddawała się
aktywności fizycznej.
—
Spalam energię na inne sposoby.
—
Och?
Uniósł
brew, uśmiechając się szerzej.
Skrzywiła
się.
—
Nie to miałam na myśli.
Problem
polegał na tym, że choć nie miała zamiaru insynuować niczego seksualnego, to
była prawda. Miała jedną standardową metodę na samotne rozładowanie stresu i
nie obejmowała ona pompek.
Jak
na ironię, Malfoy zdawał się tym razem zlitować nad jej płonącymi ze wstydu
policzkami i po prostu znów uniósł szklankę do ust. Ten ruch sprawił, że jej
wzrok przyciągnęły czarne linie Mrocznego Znaku wijące się na jego powierzchni.
Nie wyblakł, jak zakładała; wyglądał niezwykle świeżo.
—
Czy kiedykolwiek myślałeś o zakryciu tego? — zapytała.
Spojrzał
na swoje ramię i pokręcił głową, przełykając ślinę.
—
Nie działają na to uroki.
—
Och, nie, miałam na myśli coś w rodzaju kolejnego tatuażu — wyjaśniła. —
Niekoniecznie zakrywając go, ale zmieniając w pewien sposób. Spersonalizuj go.
Zmarszczył
brwi, a Hermiona odetchnęła.
Zanim
zdążyła to przemyśleć, wsunęła kciuk pod rąbek koszuli i podniosła środek do
gardła, ukazując długą, fioletową bliznę między piersiami i zdobiące ją
wytatuowane pnącza.
Szklanka
głośno uderzyła o blat, gdy Malfoy ją odstawił, robiąc kilka kroków do przodu,
wpatrując się w jej pierś.
—
Blizna jest uprzejmością Dohołowa. Z walki w Departamencie Tajemnic —
wytłumaczyła. — Kwiaty to powoje – kwiat miesiąca moich urodzin. Są piękne, ale
gdy rosną dziko, niektórzy uważają je za chwasty. Są uparte… Trudno je
wykończyć.
W
tym momencie podniósł wzrok i z zadowoleniem zauważyła, że wyglądał na lekko
oszołomionego. Czy to z powodu faktu, że w zasadzie właśnie pokazała mu swoje
cycki bezpiecznie ukryte w koronkowym staniku, czy z powodu tego, że był na
nich tatuaż, nie wiedziała, jednak miło było dać mu przynajmniej odrobinę jego
własnego lekarstwa.
Opuściła
koszulkę, a on znowu spojrzał na swoje ramię.
—
Pomyślę o tym.
Uśmiechnęła
się lekko do niego.
Atmosfera
w pomieszczeniu stała się niesamowicie napięta w tak krótkim czasie, że
Hermiona zastanawiała się, czy osiągnęli już poziom „3”, nawet nie dotykając
się.
—
Idę skończyć — wyrzucił z siebie Malfoy. — Mam na myśli mój trening. Będę na
zewnątrz.
Gestem
wskazał tylne drzwi, a Hermiona skinęła głową.
—
Och, tak, jasne, jasne.
Ponownie
napełnił szklankę wodą i zabrał ją ze sobą, gdy wychodził.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Kiedy
Hermiona zamknęła drzwi do swojej sypialni, opierała się o nie przez kilka długich
chwil. Serce waliło dość wyraźnie w piersi i chociaż część tego prawdopodobnie
była spowodowana wchodzeniem po schodach — Godryku,
kiedy tak się zapuściła — wiedziała, że to nie było jedyne wytłumaczenie.
Zwłaszcza,
że uderzenia przyspieszyły, gdy podeszła do okna z widokiem na tył domu. Nie
chodziło o to, że próbowała podglądać, co robi Malfoy. Po prostu poszła do
swojego pokoju. Zupełnie normalne zachowanie. Dwie sypialnie wychodziły na
ogród i to nie ona projektowała ten dom. To był po prostu szczęśliwy zbieg
okoliczności.
W rzeczy samej szczęśliwy.
Podciągał
się na górnym drążku huśtawki. Oczywiście, że tak.
Był
za wysoki, żeby całkowicie zwisać pod konstrukcją, więc zgiął kolana pod kątem
dziewięćdziesięciu stopni i ocierały się o trawę, za każdym razem gdy się
opuszczał. To był niezwykły pokaz.
Nie
żeby Hermiona patrzyła. Ona… nadzorowała. W końcu huśtawka była przeznaczona
dla dzieci; na pewno przekraczał zalecany limit wagi. Gdyby miała się zawalić,
cóż, nie chciałaby, żeby leżał tam ranny lub spalony na śmierć przez letnie
słońce.
Nie
była pewna, od kiedy zaczęła się nim przejmować, ale to nie miało większego
znaczenia. Zwłaszcza, gdy wspomniane letnie słońce powodowało, że spływały po
nim strużki potu…
Okej,
może trochę obserwowała. Albo bardzo. Na tyle, że nie zauważyła drugiej osoby
wchodzącej na podwórze, dopóki ta się nie odezwała i zwróciła uwagę Malfoya.
Oczy
Hermiony rozszerzyły się w szoku, gdy zeskoczył z drążka i odwrócił się, by
stanąć twarzą w twarz z nowo przybyłą osobą — małą mugolką mieszkającą obok.
Hermiona
stała jak wryta w oknie, podczas gdy oni rozmawiali. O czym, u licha, mogli
rozmawiać? Ale kiedy Malfoy zrobił krok w stronę dziewczynki, Hermiona ruszyła
do akcji. Wybiegła z pokoju i zbiegła po schodach. Nie dlatego, że myślała, iż
mógłby zaatakować dziecko, nawet mugolskie — Merlinie, co za okropna myśl — ale
nie miała pojęcia, co mógłby zrobić.
Tylne
drzwi otworzyły się z hukiem i Hermiona wypadła przez nie, niemal spadając ze
schodów na ganku, próbując pojąć, co widzi.
Dziewczynka
huśtała się na jednej z huśtawek, a Malfoy ją popychał.
—
Hej, Hermiono — powiedziała radośnie.
—
Cześć, Gemmo — przywitała się Hermiona, zamykając tylne drzwi, zanim zeszła na
trawnik. — Jak się masz?
—
W porządku — odpowiedziała, a jej kasztanowe warkoczyki kołysały się w rytm jej
ruchów.
—
Wiesz, że nie wolno ci rozmawiać z nieznajomymi — upomniała ją lekko.
—
Powiedział, że ma na imię Draco.
Hermiona
po raz pierwszy spojrzała na Malfoya. Wydawał się lekko zdezorientowany, tym co
tu miało miejsce.
—
Tak — potwierdziła Hermiona.
—
To imię brzmi jak wymyślone.
—
Bo tak jest. — Hermiona zgodziła się z uśmieszkiem.
—
Powiedział, że jest twoim mężem.
Hermiona
poczuła, jak uśmieszek natychmiast znika z jej twarzy. Przez te wszystkie razy,
kiedy Malfoy nazwał ją swoją żoną, nie wyobrażała sobie go jako swojego męża.
Ale oczywiście to samo letnie słońce odbijało się od jego obrączki ślubnej, gdy
przyciskał ją do pleców Gemmy.
—
Bo jest — przyznała.
—
Nie wiedziałam, że masz męża.
—
To świeża sprawa.
—
Nie wiedziałam, że masz chłopaka.
—
Nie miałam. On jest… od niedawna.
—
Och. — Gemma kołysała nogami, machając w milczeniu przez kilka ruchów. Po czym
zapytała: — Mogę zobaczyć twoją suknię ślubną?
Hermiona
uśmiechnęła się do niej smutno.
—
Nie mogłam jej założyć.
Na
te słowa Malfoy podniósł wzrok, ale Hermiona skupiła się na małej dziewczynce.
Wydawała się głęboko rozczarowana i tylko jęknęła „Och”.
Hermiona
podeszła bliżej i usiadła na końcu małej, plastikowej zjeżdżalni, gdzie nie
narażała się na słońce.
—
Jak ci poszła lekcja pływania w zeszłym tygodniu?
— Dobrze — odpowiedziała pewnym
głosem Gemma. — Teraz potrafię pływać stylem grzbietowym bez wody w nosie. I
mogę wstrzymać oddech na dwie minuty.
Hermiona
raczej w to wątpiła, ale była pewna, że Gemma próbuje. Była Gryfonką bez
względu na to, że była mugolką. Minie kilka lat, zanim otrzyma list z Hogwartu,
ale Hermiona była pełna nadziei.
—
To bardzo imponujące — powiedziała.
—
Jestem najlepsza w klasie — oznajmiła Gemma.
Hermiona
wtedy wymieniła spojrzenia z Malfoyem.
—
To bardzo dobrze.
Przewrócił
oczami.
—
Czasem bycie drugim jest zupełnie w porządku — mruknął.
Gemma
spojrzała przez ramię, obracając się na huśtawce, jakby zapomniała o jego
obecności.
—
Czy kiedykolwiek byłeś drugi?
Skinął
głową.
—
Kto był pierwszy?
Hermiona
parsknęła śmiechem, gdy Malfoy uśmiechnął się sztucznie.
—
Moja cudowna żona, oczywiście.
Gemma
spojrzała na nich przez chwilę.
—
Nie przeszkadza ci, że twoja żona jest najlepsza?
Hermiona
zasłoniła usta jedną ręką. Merlinie, zapomniała, jak bardzo uwielbiała tę małą
dziewczynkę.
—
Jestem lepszy w niektórych rzeczach — powiedział, prychając.
—
Jak co?
Hermiona
uniosła brew, gdy zacisnął usta. Nie mógł powiedzieć o lataniu na miotle, z czym Hermiona zgodziłaby się każdego dnia i
nocy, ani o warzeniu eliksirów, z
czym mogłaby się kłócić, ale jednocześnie przyznawała, że to był bliższy temat
jej sercu niż jakikolwiek inny. Potencjalnie ostatnią rzeczą, jakiej się po nim
spodziewała był…
—
Taniec.
Gemma
wyglądała na zaintrygowaną.
—
Jesteś dobry w tańcu?
Wzruszył
ramionami.
—
Oczywiście, ale co ważniejsze, Hermiona jest w tym okropna.
Gemma
odwróciła głowę, by sprawdzić, jak Hermiona zareaguje na jego słowa.
—
Okropna to za dużo powiedziane — mruknęła Hermiona.
—
Więc sprawdźmy — zaćwierkała Gemma, boleśnie przypominając Hermionie ją samą w
tym wieku.
Teraz
Malfoy się uśmiechnął.
—
Nie mogę po prostu… tańczyć — argumentowała Hermiona.
—
Zatańcz z nim — zasugerowała Gemma, jakby to było oczywiste.
Hermiona
przełknęła ślinę.
—
Nie ma muzyki — powiedziała słabo.
—
Zaśpiewam.
Malfoy
parsknął śmiechem, a Hermiona nie mogła powstrzymać uśmiechu. Gemma śpiewała,
żeby mogli tańczyć. Dzieci były takimi śmiesznymi istotami.
Malfoy
wyszedł zza huśtawek i wyciągnął ręce kpiąco. Hermiona przewróciła oczami, ale
podniosła się i podeszła do niego.
—
Fuj, jesteś bardzo spocony — poskarżyła się, zarzucając mu rękę na ramię.
—
Czas się z tym oswoić — odpowiedział,
owijając ramię wokół jej górnej części pleców i przyciągając ją bliżej.
—
Za nisko — mruknęła, kładąc drugą rękę na jego oczekującej dłoni.
Nie
odpowiedział, ale spojrzał na Gemmę i lekko skinął głową. Muzyka.
Gemma
zaczęła nucić serię nut ze swojego miejsca na huśtawce. Nie były to słowa,
raczej coś na kształt dźwięku instrumentów. Hermionie brzmiało to jak Dziadek do orzechów.
Malfoy
czekał, wyczuwając rytm.
—
Więc walc?
—
Najwyraźniej — odpowiedziała Hermiona.
—
Bardzo dobrze.
Zrobił
krok do przodu, przyciskając rękę do jej pleców, żeby ją obrócić i stanęła mu
na stopach. Rzucił Gemmie spojrzenie, jakby chciał powiedzieć A nie mówiłem?, więc Hermiona zacisnęła
zęby. Umiała tańczyć walca, ale po prostu minęło sporo czasu.
Prowadził
dalej, lekko stąpając i obracając ich w szybkim kółku, gdy poruszali się po
podwórku. Hermiona była beznadziejna. Ciągle się potykała, gdy próbowała
przewidzieć jego ruchy, a nawet raz obróciła się w złą stronę, prawie
wykręcając mu łokieć.
Gemma
zatrzymała ścieżkę dźwiękową.
—
Nie tańczyliście na waszym ślubie?
—
Nie — odpowiedziała Hermiona, odgarniając włosy z twarzy.
—
Och.
Gemma
wydawała się wątpić w prawdziwość całej sprawy, a Hermiona nie mogła jej za to
winić.
—
Problem polega na tym — wyjaśnił zadowolony Malfoy — że Hermionie trudno jest
oddać kontrolę. Nie chce pozwolić mi prowadzić, przy czym nie zna kroków
wystarczająco dobrze, by za nimi podążać.
—
Nie robię tego celowo — warknęła, wiercąc się w jego uścisku.
—
To powinno wyglądać tak — kontynuował, jakby ignorując jej słowa.
Skinął
głową w stronę Gemmy, która zaczęła śpiewać piosenkę od początku.
Zanim
Hermiona zdążyła zaprotestować, Malfoy pochylił się i obniżył uścisk na jej
talii, przyciągając ją mocno do siebie i unosząc, aż jej palce u nóg oderwały
się od ziemi.
—
Malfoy… — ostrzegła, ale przerwała, gdy zaczął zamiatać trawę serią lekkich
obrotów.
Jej
nogi zwisały bezużytecznie, ale dzięki temu był w stanie wykonać kroki
bezbłędnie.
Nie
podobało jej się to, że ciągnięto ją jak szmacianą lalkę, ponieważ uderzała
brodą o jego spocone ramię, ale Gemma promieniała radością i Hermiona musiała
przyznać, że to było lepsze niż bycie nadepniętym.
Gdy
sekwencja kroków dobiegła końca, postawił ją z powrotem na nogi i obrócił pod
pachą, łapiąc ją i opuszczając w teatralny sposób. Uniósł brew, pochylając się
nad nią, wyglądając na całkowicie zadowolonego z siebie.
—
Śmierdzisz — powiedziała.
Puścił
ją i upadła na trawę.
Gemma
wydała z siebie salwę chichotu, klaszcząc dziko.
—
Zdecydowanie jesteś najlepszy w tańcu — oznajmiła.
Malfoy
przesadnie się skłonił, przenosząc ramię nisko nad talią, gdy się pochylał.
Gemma
wstała z huśtawki.
—
Ja też dobrze tańczę.
—
Doprawdy? — zapytał Malfoy.
Skinęła
głową, podskakując do przodu i stając bezpośrednio przed nim.
Hermiona
zachichotała ze swojego miejsca na trawie. Zdecydowanie Gryfonka.
Malfoy
rzucił jej spojrzenie, jakby prosił o wskazówki, ale Hermiona tylko wzruszyła
ramionami.
Spojrzał
z powrotem na dziewczynkę i odchrząknął.
—
Gemmo, czy zechciałabyś ze mną zatańczyć?
—
Okej! — powiedziała od razu.
Podał
jej dłoń, a ona delikatnie włożyła w nią swoją rączkę. Przykucnął przed nią, a Hermiona
parsknęła śmiechem, gdy powiedział scenicznym szeptem:
—
Muszę cię ostrzec. Najwyraźniej śmierdzę.
Gemma
zachichotała.
—
Nie ma sprawy.
—
Jeśli jesteś pewna… — Wsunął drugą rękę za jej nogi, gdy wstał, sadzając ją w
zgięciu łokcia. — W porządku?
Uśmiechnęła
się szeroko, mocno ściskając go za szyję wolną ręką.
—
Tak.
Stał
tam, a uśmiech dziewczynki na chwilę zgasł, zanim sobie przypomniała, że to ona
zapewniała muzykę.
Jęknęła
i zaczęła śpiewać.
Malfoy
ruszył natychmiast, szybko stawiając kroki, gdy ich obracał, a Gemma
natychmiast przestała skupiać się na śpiewaniu i zaczęła chichotać.
—
Nie śmiej się! — Malfoy udawał, że ją strofuje. — Walc to bardzo poważna
sprawa.
Gemma
zaśmiała się jeszcze głośniej, a Malfoy prychnął zirytowany.
—
Masz szczęście, że jestem najlepszy w tańcu — powiedział, gdy postawił ją na
ziemi, by się zakręciła.
Obrócił
ją raz, dwa, trzy razy, aż prawie się potknęła, a potem złapał ją obiema rękami
i podrzucił znacznie wyżej, niż to było konieczne w tradycyjnym walcu. Gemma
wrzasnęła z podniecenia.
Coś
bardzo dziwnego działo się w Hermionie, gdy na nich patrzyła. Śmiała się razem
z nimi, a w piersi czuła trzepoczącą lekkość. Ale odczuwała też ostry,
szczypiący ból narastający nisko w brzuchu — prawie jak skurcz. Właśnie
przycisnęła dłoń do żołądka, gdy poczuła kolejne ukłucie, i zastanawiała się,
czy zaraz nie zacznie się jej miesiączka. Ale to nie mogło być prawdą, bo
dopiero co się skończyła. Ból jednak był podobny, zdecydowanie zlokalizowany w
tym samym miejscu.
Ponownie
spojrzała w górę, gdy Gemma podjęła kolejną próbę śpiewania walca, a Hermiona
niemal krzyknęła z siły ukłucia, jakie wywołał. Była w szoku, gdy zdała sobie
sprawę, że uczucie pochodziło z jajników. Jej ciało reagowało na widok Malfoya
wchodzącego w interakcję z dzieckiem.
—
Cholera jasna — wyszeptała, ściskając trawę, próbując się uziemić, gdy ogarnęła
ją panika.
Pomimo
faktu, że celem prawa małżeńskiego było zwiększenie populacji, miała nadzieję,
że znajdzie wyjście, by nie musiała rozważać pomysłu posiadania dziecka z
Malfoyem. Nawet jeśli nie zdołałaby tego rozgryźć przed skonsumowaniem, mieli
rok, aby zaszła w ciążę. Była gotowa przyznać, że dwa tygodnie nie wystarczą,
ale rok… na pewno znajdzie jakieś
wyjście.
A
jeśli nie… Jej klatka piersiowa ścisnęła się ze wzruszenia, gdy patrzyła, jak
wirują w jej stronę przez podwórko. Nigdy nie przypuszczała, że Malfoy tak
dobrze dogadywał się z dziećmi, ale Gemma wyglądała na zachwyconą. Owszem
wychowanie dziecka wymagało czegoś więcej niż tańca i droczenia się, ale biorąc
pod uwagę ograniczony kontakt z rodzicami Malfoya, spodziewała się, że będzie o
wiele bardziej sztywny. Bardziej wyniosły. Surowy i dyscyplinujący.
Uśmiechnęła
się, gdy zatrzymał się przed nią, wciąż trzymając Gemmę. Na pewno nie tego się
spodziewała.
—
Teraz mnie opuść! — krzyknęła Gemma.
—
Ach, no tak — powiedział, chwytając ją w pasie i odchylając do tyłu, aż
całkowicie wisiała do góry nogami.
Pisnęła,
gdy jej warkoczyki musnęły trawę.
—
Nie upuść mnie!
Malfoy
prychnął z oburzeniem.
—
Nigdy, moja pani.
Podniósł
ją do pionu i ostrożnie postawił na nogach.
Gemma
osunęła się na trawę obok Hermiony, z twarzą czerwoną od emocji. Położyła dłoń
Hermiony na swoich kolanach i przesunęła palcem po cienkiej, złotej obrączce na
czwartym palcu.
—
Masz szczęście, że twój mąż jest tak dobrym tancerzem.
Hermiona
przełknęła ślinę, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, z sąsiedniego domu rozległ
się głos wołający imię Gemmy.
—
Muszę iść! Pa!
Podskoczyła
na nogi i pobiegła przez podwórko, zamykając za sobą otwartą furtkę.
Hermiona
wpatrywała się w obrączkę, nie mając pojęcia, co robić dalej.
Po
chwili odezwał się Malfoy.
—
Powinienem pójść się umyć.
Skinęła
głową, ale na niego nie spojrzała.
—
W porządku.
Siedziała
na trawie jeszcze długo po tym, jak poszedł.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hermiona
usłyszała dźwięk wyłączanego prysznica, gdy mijała drzwi do pokoju Malfoya. Nie
spieszyła się z rozbieraniem i czesaniem włosów, na wypadek gdyby zużył całą
gorącą wodę, ale gdy włączyła natrysk w swojej łazience, woda była
wystarczająco ciepła.
Przetarła
ciało gąbką w swego rodzaju oszołomieniu, próbując pogodzić się z faktem, że
zmywa pot Malfoya ze swojej skóry. Owszem, jej ubrania pochłonęły większość,
ale nieco ją niepokoił fakt, że nie zniechęciła jej ta myśl.
Gdy
wyszła spod prysznica i się wytarła, uznała, że to właśnie był cały sens planu
awaryjnego.
Ubierała
świeżą koszulkę i dżinsy, gdy usłyszała śmiech Malfoya — na tyle głośny, że
niósł się aż z dołu. Nigdy wcześniej nie słyszała, żeby tak się śmiał, i
zastanawiała się, czy może Gemma po coś nie przyszła.
Cicho
wchodząc na korytarz, omijając skrzypiące miejsce, nasłuchiwała, schodząc po
schodach. Zdecydowanie z kimś rozmawiał, a gdy była wystarczająco blisko, by to
usłyszeć, piskliwy głos w odpowiedzi natychmiast zdradził swoją tożsamość.
—
Nilly daje temu… P, panie.
—
Powyżej oczekiwań? — dopytywał Malfoy. — Podaj.
Hermiona
stanęła koło drzwi do kuchni, akurat w momencie, gdy Nilly podawała mu chipsa z
torby, którą trzymała. Malfoy wziął go i zamyślił się.
—
Hm, całkiem niezły — zgodził się. — Faktycznie P. A co z tym?
Podał
Nilly chipsa ze swojej torby i z uśmiechem oczekiwał, aż spróbuje.
—
Och, nie — powiedziała natychmiast, krzywiąc się. — Ten jest okropny, panie!
—
O? — powtórzył, wkładając sobie jednego do ust. — Z pewnością, jest do
przyjęcia.
—
Nie, nie — jęknęła skrzatka, wyrywając mu torbę z ręki. — Okropny!
Zaśmiał
się.
—
Jesteś zbyt surowa. Nie wszyscy z nas mają tak wybredne podniebienie.
—
Nilly wczoraj próbowała jednego z fioletowej torby. Był najlepszy.
Malfoy
przeszukał otwartą szafkę nad ladą.
—
Ta?
Przytrzymał
torbę, by mogła obejrzeć.
—
Pan zapomina kolorów, których nauczyła go Nilly? — zapytała z dezaprobatą.
Hermiona
powstrzymywała śmiech, gdy mała skrzatka skrzyżowała ramiona na swojej poszewce
poduszki. Dzisiejsza była pudrowo-niebieska, znowu dopasowana do koronki przy
uszach.
—
To jest fioletowe — argumentował Malfoy. — Czerwono-fioletowe.
To
było bardziej czerwono-czerwone,
pomyślała Hermiona i Nilly wyraźnie się z tym zgodziła.
Malfoy
cmoknął na jej wciąż surowy wyraz twarzy.
—
Dobra, to poszukaj sama.
Pochylił
się i podniósł stworzenie, żeby mogło zobaczyć przedmioty na wysokiej półce.
Na
ten gest na twarzy Hermiony zastygł uśmiech. Nilly siedziała na jego ramieniu,
najwyraźniej szczęśliwa, że może przejrzeć paczki chipsów, ale poza tym tak
bardzo przypominało to sposób, w jaki trzymał Gemmę i Hermiona nagle poczuła
mdłości.
Pozwoliła,
by część jej uwierzyła, że nie mógłby być tak miły dla mugolskiego dziecka,
gdyby nadal wyznawał swoje dawne przekonania. Nie byłby skłonny w ogóle
wchodzić z nią w interakcję, a tym bardziej jej dotykać, gdyby tak było.
Ale
w bardzo podobny sposób traktował Nilly, którą w przeszłości uznawał za niższą
od siebie. Uważał ją za coś, co należało posiadać i czym należało rządzić. Ale
mimo to potrafił traktować ją przyjaźnie, jeśli nie z uczuciem? Dysonans
poznawczy sprawił, że Hermiona miała ochotę krzyczeć.
Kiedy
weszła w pole widzenia, jej myśli musiały się wyraźnie odbić na jej twarzy,
ponieważ rysy Malfoya nagle spoważniały. Ostrożnie postawił Nilly na ladzie i
wziął paczkę chipsów z jej ręki. Skrzatka odwróciła się, by podążyć za jego
wzrokiem, a jej oczy rozszerzyły się ze strachu na widok Hermiony.
—
Na razie to wszystko, Nilly — powiedział łagodnie Malfoy. — Możesz odejść, jeśli
chcesz.
Nilly
spojrzała na niego długo, po czym skinęła głową, zanim się deportowała.
—
Co jest z tobą nie tak? — warknęła Hermiona, gdy tylko zostali sami.
Malfoy
rzucił jej wściekłe spojrzenie, gdy zaczął odkładać różne przekąski do szafki.
—
Teraz? Przychodzi mi do głowy tylko jedno.
—
Jak możesz ją tak traktować? — kontynuowała Hermiona. — Jakbyś postrzegał ją
jako osobę?
—
Myślałem, że dałem ci jasno do zrozumienia, że mam gdzieś twoje opinie na temat
Nilly.
—
Nie obchodzi mnie, gdzie je masz — oświadczyła, zbliżając się do niego. —
Mówiłam ci, że nie chcę jej tu widzieć i oto dlaczego! Twierdzisz, że ci na
niej zależy, ale jest twoją służącą. To mnie wkurza…
—
Musisz natychmiast przestać mówić — powiedział Malfoy niebezpiecznym tonem.
—
Nie, musisz zacząć słuchać — odpaliła. — To perwersyjne! Nie ma powodu…
—
Granger, ostrzegam cię…
—
Czemu jej po prostu nie uwolnisz?!
—
Bo już jest wolna! — krzyknął.
Hermiona
zamarła w połowie drogi przez kuchnię, woda z jej włosów ociekała na kafelki.
—
Ona jest… wolna?
—
Tak — syknął Malfoy. — Zawsze była moim osobistym skrzatem, a jej własność
przeszła wyłącznie na mnie, gdy osiągnąłem pełnoletniość. Uwolniłem ją tego
samego dnia.
Hermiona
zamrugała.
—
Ale… sposób w jaki zareagowała… gdy zaoferowałam jej ubrania.
Malfoy
patrzył tak, jakby chciał ją zabić.
—
Wciąż nie mogę uwierzyć, że to zrobiłaś. Prawie cię, kurwa, przekląłem.
—
Ale…
—
To czego nie rozumiesz, Granger, to fakt, że kiedy skrzat zostaje uwolniony,
jego więź z rodzinną magią zostaje zerwana. Przodkowie Nilly służyli we dworze
przez stulecia. Magia Malfoyów jest jej częścią tak samo jak mnie.
Myśli
Hermiony zatrzymały się, gdy usłyszała, jak Malfoy mówi o dzieleniu się magią
ze skrzatem w ten sposób.
Kontynuował
w tym samym ostrym tonie, ale na jego policzkach pojawił się rumieniec gniewu.
—
Przez miesiące pracowałem nad znalezieniem sposobu, by uwolnić ją z więzów
niewoli, nie zrywając jej więzi z magią przodków. Trułem się raz po raz,
opracowując eliksir do rytuału. I chociaż mi się to udało, musiałem jej
podarować ubrania.
Hermiona
oddychała płytko, ale gniew Malfoya zdawał się narastać z każdym wypowiedzianym
słowem.
—
Jakkolwiek popieprzone by to się nie zdawało, skrzaty domowe żyją, by służyć
swoim Panom — wyjaśnił. — To ich główny cel w życiu; jedyna rzecz, z której
czerpią satysfakcję. Więc dla skrzatów, które kochają swoich Panów, ubrania są
najgorszą możliwą karą, najsurowszą naganą. To wcielenie wszystkich ich
najgorszych lęków: zawiedli na służbie i już są niechciani.
Hermiona
znów poczuła mdłości, ale tym razem z poczucia winy, a nie obrzydzenia, które
przeszywało jej żołądek.
—
Nilly chciała być wolna — kontynuował Malfoy. — Pomogła mi zaprojektować
zaklęcie, które miało zachować naszą więź. — Zatrzymał się, a Hermiona
dostrzegła, jak jego gardło podskakuje, gdy przełknął ślinę. — Ale i tak
musiała wziąć ubrania od osoby, której ufała najbardziej na świecie. I to był
cholernie traumatyczny moment w jej życiu.
Łzy,
których Hermiona nawet nie zauważyła, nagle spłynęły po jej policzkach, a
Malfoy pokręcił głową z obrzydzeniem.
—
A potem ty wcisnęłaś jej skarpetkę niecałe trzydzieści sekund po tym, jak
pojawiła się w pokoju.
Hermiona
poczuła się nieszczęśliwa, a tchórzliwa potrzeba odwrócenia uwagi była zbyt
silna, by ją stłumić.
—
Powiedziałeś, że ona będzie odpowiadać na moje wezwania — wymamrotała cicho.
Malfoy
parsknął śmiechem pozbawionym radości.
—
Żartowałem sobie z ciebie i uwierz mi, nie wybaczę sobie tego, co stało się
później. Miałem zamiar wyjaśnić, że
Nilly będzie odpowiadać na twoje wezwania, ponieważ jesteś moją żoną.
Pomyślałem, że cię to wystarczająco wkurzy, nawet jeśli będziesz wiedziała, że
została uwolniona.
—
Ale dlaczego miałaby? — zapytała Hermiona, wiercąc się pod wpływem
przenikliwego spojrzenia Malfoya.
—
Ponieważ czekała na Panią od dnia moich narodzin. Była prawdopodobnie bardziej
podekscytowana pomysłem mojego ślubu niż moja matka. Powinna była być tam, żeby
pomóc ci się przygotować, pomóc ci się ubrać, ale nie dość, że to nie było jej
dane, to jeszcze Pani próbowała ją odprawić już na pierwszym spotkaniu. —
Wyglądał na tak wściekłego, że ledwo mógł wykrztusić z siebie kolejne słowa. —
Długo pracowaliśmy nad deprogramowaniem jej prania mózgu i ten mały wybryk
prawdopodobnie cofnął nas o rok, więc dzięki za to.
—
Ja… ja nie…
—
Ty co? — warknął. — Nie wiedziałaś?
Hermiona
pokręciła głową.
—
Merlinie! — Złapał się dramatycznie za pierś. — Może jeśli się pospieszymy
zdążymy do wieczornego Proroka. —
Machnął ręką, jakby planował nagłówek. — Wiadomość z ostatniej chwili: Hermiona
Granger przyznaje się, że czegoś, kurwa, nie wie.
Zatrzasnął
drzwi szafki i odwrócił się, żeby wyjść z kuchni, ale z jakiegoś powodu
Hermiona nie mogła mu na to pozwolić.
—
Masz rację — powiedziała szybko, robiąc krok do przodu i chwytając go za rękę.
— Przepraszam za to, co zrobiłam. Wyciągnęłam pochopne wnioski i założyłam, i
ja… nigdy nie zrobiłabym niczego, żeby celowo ją skrzywdzić.
Malfoy
wziął głęboki oddech i wypuścił go, zanim przemówił, wciąż na nią nie patrząc.
—
Wiem.
—
Miałeś rację — powtórzyła, ponieważ wydawało się, że prawdopodobnie chciałby
jeszcze raz to usłyszeć. — Wiedziałam o magii przodków, ale jej nie rozumiałam.
— Chwyciła bok jego koszuli druga ręką. — Nie mogłam pojąć, dlaczego skrzat
chciałby ją zatrzymać. Co ona dla nich znaczyła.
Malfoy
sztywno skinął głową, a Hermiona podeszła bliżej, obejmując go w pasie i
opierając się o jego klatkę piersiową.
—
Dziękuję za uwolnienie jej — wymamrotała w jego koszulę.
Malfoy
wypuścił krótki oddech i poczuła, jak znowu potrząsnął głową.
—
Spierdalaj, Granger, nie zrobiłem tego dla ciebie.
W
tych słowach nie było żadnego żaru, a Hermiona nie rozluźniła uścisku.
—
Wiem o tym, po prostu chodzi mi o to, że cieszę się, iż jest wolna i że tego
chciała.
Nastała
długa pauza zanim Malfoy powiedział:
—
Ja też.
Po
czym objął ją ramionami i zdała sobie sprawę, że go obejmuje. A teraz on zrobił
to samo.
Jęknął,
gdy jego ramiona przycisnęły się do mokrych loków na jej ramionach.
—
Fuj, naprawdę jesteś bardzo mokra, wiesz.
Uśmiechnęła
się.
—
Teraz wiesz, jak to jest.
Usłyszała
niewyraźne pomrukiwanie przy uchu, ale nie puścił jej.
—
Mogłeś powiedzieć wcześniej, że jest wolna. — Hermiona poczuła się zobowiązana
wspomnieć.
Draco
zaśmiał się.
—
I stracić okazję zobaczenia, jak walczysz ze sobą, poświęcając swoją moralność
dla dobrego posiłku? Nigdy w życiu.
—
Przypuszczam, że na to zasłużyłam.
—
O tak i to bardzo.
—
Ale ona nadal wykonuje twoje polecenia. Nie wydawała się wolna.
—
Ja nie wydaje rozkazów — argumentował Malfoy. — Ja składam prośby. Ona je
spełnia, jeśli chce. Właściwie, jedyną osobą, która wydawała jej bezpośrednie
polecenie w tym domu, jesteś ty.
Hermiona
odsunęła się, żeby na niego spojrzeć.
—
Nic z tych rzeczy.
Malfoy
patrzył na nią z zadowoleniem.
—
Dwa dni temu na obiedzie powiedziałaś jej, żeby „nie przynosiła żadnych
deserów”, a ona co zrobiła?
—
I tak je przyniosła — wyszeptała Hermiona.
—
Bezpośrednio cię nie posłuchała — zgodził się Malfoy. — Ale zauważ, że nie
spodziewała się żadnej kary, ani nie była zmuszona sama się ukarać.
Poczyniliśmy duże postępy.
—
To niezwykłe — powiedziała szczerze.
—
Tak, cóż, jestem imponujący pod wieloma względami.
—
I taki skromny — mruknęła Hermiona beznamiętnie.
—
Pokora jest dla nieimponujących ludzi.
Hermiona
roześmiała się wbrew sobie.
—
To dobre. Może umieścimy to na znaku.
—
Dobrze by się prezentowało przy drzwiach wejściowych.
—
Jeden już tam stoi.
Malfoy
skrzywił się.
—
Wiem, ale serio, Granger? Odnajdź radość
w podróży? To takie trywialne.
—
Myślę, że daje nadzieję.
—
Nie, po prostu lubisz się przekomarzać.
—
Chyba to nas łączy.
Malfoy
westchnął ciężko.
—
Cóż, chyba mogę to tolerować.
Hermiona
uśmiechnęła się do niego. Czuła się zaskakująco komfortowo, stojąc tam, z jego
ramionami wokół siebie, i spojrzała na tablicę. Z pewnością zasłużyli na „3”,
ale z drugiej strony nie było powodu, dla którego mogliby robić progres tylko o
jedną liczbę dziennie, prawda?
—
Chciałbyś obejrzeć film? — zapytała go.
Draco
rzucił spekulacyjne spojrzenie.
—
To zależy. Jaki film?
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
—
Może ten?
Hermiona
pochyliła się do przodu na sofie, żeby zobaczyć mocno brodatą twarzy Toma
Hanksa na okładce Castaway: Poza światem.
—
Ach, cóż, główny bohater bierze udział w katastrofie samolotu — wyjaśniła. —
Samolot to…
—
Wiem, czym jest samolot — warknął Malfoy, klęcząc na podłodze, otoczony
filmami. — Coś jak latający autobus, prawda?
—
Jasne. W każdym razie samolot rozbija się w oceanie, a on zostaje na bezludnej
wyspie.
Malfoy
zdawał się wyczuwać wahanie w jej głosie.
—
Nie podoba ci się ten film?
—
Nie, jest dobry, po prostu… jest bardzo długi. Spędził na wyspie jakieś cztery
lata i zawsze po obejrzeniu go tak się czuję.
—
Hm — mruknął Malfoy, rozważając inne opcje. — A ten?
Podniósł
Titanica.
—
Chryste, ten jest jeszcze dłuższy.
—
Dobra — powiedział Malfoy, ponownie przesuwając dłońmi po opakowaniach. — Ten?
Podniósł
101 dalmatyńczyków i Hermiona nie
mogła powstrzymać się od śmiechu na to zestawienie.
—
Co? — warknął, wyraźnie zirytowany zadaniem.
—
Nic — powiedziała lekko. — Po prostu ten jest dla dzieci.
—
Och. Dlaczego? O czym jest?
—
Cóż, para musi uratować gromadkę dalmatyńczyków, bo złowieszcza projektantka
mody chce zabić szczeniaki i zrobić z nich płaszcze.
—
Co do kurwy?
Malfoy
wyglądał na przerażonego.
Hermiona
się skrzywiła.
—
Eee, tak. Nigdy wcześniej o tym nie myślałam, ale to naprawdę okropny pomysł.
Przez
kilka długich chwil wpatrywał się w radosne kreskówkowe psy zdobiące okładkę,
zanim ostrożnie odłożył ją na półkę.
—
Kurwa, pożywka dla koszmarów — mruknął.
—
W sumie to nie, gorszy jest James i
wielka brzoskwinia — powiedziała stanowczo Hermiona. — Nie będziemy tego
oglądać.
Malfoy
rzucił nieufne spojrzenie na okładkę przedstawiającą gigantyczną brzoskwinię.
—
No to który? — jęknął.
—
Jestem przekonana, że cokolwiek wybierzesz, będzie dobre — powiedziała.
I
tak skończyli, oglądając Miss Agent.
Po
tym, jak Hermiona poinstruowała Malfoya, jak włożyć płytę, usiadł obok niej na
sofie. Podobnie jak poprzedniego wieczora, Hermiona wzięła go za rękę i
przytuliła się do niego, gdy oglądali. Było to prawie miłe, pomijając…
—
Kim jest ten mężczyzna?
—
Myślę, że podejrzanym.
—
Och… Skąd wiedziała, dokąd iść?
—
Wydaje mi się, że już wcześniej mieli jakiś plan.
—
Rozumiem… Dokąd idą…
—
Malfoy — przerwała mu w końcu Hermiona. — To jest jak sztuka, musisz poczekać
na rozwój fabuły.
—
Hm. — Nie wydawał się przekonany, ale przestał zadawać pytania.
Hermiona
przesunęła się, wykorzystując jego rozproszenie uwagi, gdy akcja zaczęła się
rozwijać, by poczuć się nieco bardziej komfortowo.
Puściła jego dłoń i sięgnęła do tyłu, by zamiast tego objąć jego ramię.
Następnie podciągnęła nogi i skierowała stopy w jego stronę, ostrożnie kładąc
je na sofie między jego rozłożonymi nogami. Była całkowicie skulona u jego
boku, jej głowa znajdowała się tuż pod jego ramieniem i nie pamiętała, by kiedykolwiek
czuła się tak przytulnie.
—
To śmieszne — oświadczył nagle Malfoy. — Wezwali kogoś, żeby wyprostował jej
włosy i nagle zdali sobie sprawę, że jest śliczna? Absolutna bzdura.
Hermiona
zaśmiała się z jego oburzenia.
—
Podobała ci się jej poprzednia fryzura, prawda?
—
Cóż, niekoniecznie. Trochę były napuszone. — Spojrzał na nią, unosząc dłoń
wokół jej ramienia, by potargać jej loki. — Oczywiście, niektórym ludziom się
to podoba u dziewczyn.
Hermiona
klepnęła go.
—
Nie bądź głupcem. Nie miałam czasu, by je porządnie wysuszyć.
—
Tak, to pewnie dlatego.
Jego
dłoń wróciła do jej ramienia, lekko je ściskając, a potem po raz pierwszy
zdawał się zauważyć ich pozycję.
—
Wygodnie, co?
Nieznacznie
się poruszyła.
—
Tak. Odpowiada ci to?
Wydawał
się zastanawiać przez chwilę.
—
Tak, ale myślę, że mogłoby być lepiej.
Wydała
cichy pisk, gdy jego druga ręka wsunęła się pod jej kolana, podciągając ją na
swoje. Pozostała skulona przy jego piersi, gdy obie jego ręce ją obejmowały.
—
O tak.
Kiwnęła
głową.
—
Tak w sumie też jest dobrze.
—
Zasługuje na czwórkę?
—
Cóż…
Jego
prawa ręka zsunęła się w dół jej uda, zatrzymując się na krzywiźnie tyłka.
—
A teraz?
Hermiona
przełknęła ślinę.
—
T-tak, prawdopodobnie.
—
Cudnie.
Przez
chwilę oglądali w ciszy, podczas gdy dłoń Malfoya kreśliła powolne wzory na jej
nodze. Koniuszki palców podążały za szwem jej dżinsów, a od czasu do czasu
zatrzymywał się, by lekko ścisnąć pośladek. Hermiona starała się utrzymać
normalny rytm oddechu, czując ciepło rozkwitające w dolnej części ciała.
Na
szczęście napięcie nieco się rozproszyło, gdy Cheryl Frasier opisała swoją
idealną randkę jako dwudziesty piąty kwietnia, ponieważ „nie jest za gorąco i
nie za zimno; wszystko, czego potrzebujesz, to lekka kurtka”.
Malfoy
prychnął śmiechem.
—
Merlinie, co za Puchonka.
______________________
Witajcie :) W końcu nadszedł dzień kiedy publikuję ten rozdział. Wiele się w nim działo, więc mam nadzieję, że Was zaciekawił. Dajcie znać czy w ogóle czekaliście i jak wrażenia po lekturze.
Kolejny rozdział pojawi się w weekend, prawdopodobnie w sobotę. Mam nadzieję, że znajdę czas na tłumaczenie dalszych rozdziałów, chociaż moja praca tego kompletnie nie ułatwia.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia! Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)