piątek, 31 stycznia 2025

[T] Dziesięć na dziesięć: Dzień dziewiąty

 

Gdy Nilly się pojawiła, była wyraźnie zaniepokojona opuchniętą i zalaną łzami twarzą Hermiony, ale i tak przyniosła tomy, o które poprosiła czarownica.

Każda księga, w której wspomniano o tradycjach małżeńskich Malfoyów z biblioteki Dworu, była obecnie rozłożona na podłodze jej sypiali i tworzyła warstwę o grubości prawie stopy. Biografie znanych członków rodziny, pamiętniki młodych żon Malfoyów — wszystkie potwierdzały słowa Malfoya. Kiedy małżeństwa zawierano z powodów innych niż miłość, trwałość była cnotą; nierozerwalne więzy małżeńskie stanowiły kamień węgielny połączenia sojuszy i władzy Malfoyów na przestrzeni stuleci.

Choć, co ciekawe, nie były wymagalne aż do dwunastego wieku. Beznadziejny romantyk Tenerus Malfoy postanowił, że każdy mężczyzna godny nazwiska Malfoy powinien być tak całkowicie oddany swojej żonie, że będzie dzielił z nią swoją magię oraz swe życie. Więź rdzenia była wówczas nadal powszechna i nikt nie kwestionował rytuału, który zmuszał wszystkich przyszłych potomków do kontynuowania tradycji, niezależnie od zmieniających się norm.

Hermiona znalazła również wyjaśnienie potrzeby wspólnej przyjemności, aby skonsumować więź. To, co powiedział jej Malfoy, gdy wyjaśniał to jako sprawę dotyczącą czystej krwi, było w istocie prawdą, ale rdzeń więzi stanowił brakujący element. Ponieważ małżeństw Malfoyów nie można było zakończyć, Tenerus chciał się upewnić, że każda z żon zazna spełnienia w swoim życiu. Wiązanie magii jest uznane za niekompletne, dopóki nie nastąpi skonsumowanie dające obu małżonkom zachętę do pracy nad korzystnym dla obu stron związkiem. Chociaż zajęłoby to miesiące, jeśli odmówiliby lub nie skonsumowaliby małżeństwa prawidłowo, niekompletna więź zaczęłaby osłabiać ich magiczne rdzenie. Pozostawiona bez opieki, ostatecznie zabiłaby ich oboje.

Hermiona zamknęła książkę, którą czytała, a kula śnieżna na jej półce eksplodowała. Szybko naprawiła bibelot różdżką, a następnie podniosła go i rzuciła nim w ścianę najmocniej jak potrafiła.

Malfoy prawdopodobnie wyjaśniłby ostatnią część, gdyby dała mu szansę, ale z gniewem, który obecnie pulsował w jej żyłach, prawdopodobnie byłoby bezpieczniej dla nich obojga, gdyby tego nie robił. Nie chciała wiedzieć, co by się z nią stało, gdyby rzuciła urok na jego jaja.

Jeśli Ministerstwo nie było skłonne dać im wspólnej celi w Azkabanie, ich sytuacja właśnie zmieniła się z ruchania lub więzienia na ruchanie lub śmierć. Nigdy nie wytrzymaliby dwudziestoletniego wyroku z niekompletną więzią. A Hermionie zostało tylko pięć dni na podjęcie decyzji.

Dodała kolejną warstwę zaklęć wyciszających na swój pokój i krzyczała najgłośniej jak się dało.

Oczywiście, że zamierzała go przelecieć. Może była uparta, ale nigdy nie chciała wylądować w Azkabanie z tego powodu i na pewno nie pozwoli, żeby to ją zabiło.

Fakt, że podjęłaby tę samą decyzję, którą dla niej wybrał, sprawił, że miała ochotę spalić ten cholerny dom. Mówił tak, że zabrzmiało to szlachetnie, jakby ratował ją przed jej własnym mściwym ja. Ale mimo wszystko z wygody nie przyznał, że on za to beknie tak samo jak ona. To, czy naprawdę obchodziło go, że ona może trafić do Azkabanu, było zupełnie nieistotne. Zgoda na to małżeństwo również jego uratowała przed więzieniem.

Od samego początku trzymał wszystkie karty w garści, a ją w nieświadomości. Rdzeń więzi, wolna Nilly. Czy powiedziałby jej o potrzebie orgazmu, gdyby nie podsłuchała rozmowy? Czy po prostu założyłby, że dla boga seksu Slytherinu to nie będzie problem i postanowił zaryzykować?

— Arogancki, egoistyczny dupek! — krzyknęła, uderzając pięściami w jedną ze swoich poduszek.

Podniosła głowę, gdy nasunęła jej się kolejna myśl. Właściwie uwierzyła mu na słowo w sprawie Nilly. Nie miała pewności, że to prawda. Uwierzyła mu, bo chciała.

— Nilly.

Skrzatka pojawiła się po chwili, wyglądając na zaniepokojoną. Hermiona odgarnęła włosy z twarzy i poprawiła poduszki na łóżku.

— Eee, cześć — powiedziała niezręcznie.

— Witaj, panienko — odpowiedziała Nilly, nerwowo splatając palce na poszewce.

Dziś miała na sobie wzór z różowych kwiatów, ale Hermiona dostrzegła, że zrezygnowała z koronki.

— Podoba mi się twój… strój — wymamrotała Hermiona.

Nilly spojrzała w dół, szybko wygłaszając go dłońmi.

— Och, dziękuję, panienko.

— Mam coś, co mogłoby do niego pasować — powiedziała Hermiona, przechodząc przez pokój i wyciągając pudełko ze swojego biurka. — Chcesz zajrzeć?

Nie wiedziała, czy biżuteria kwalifikuje się jako ubranie.

Nilly ostrożnie podążała za nią, a jej oczy zrobiły się szerokie, gdy Hermiona podniosła pokrywę pudełka. Nie wydawała się jednak przestraszona, a Hermiona przeszukała kolekcję, chcąc znaleźć jaskrawą broszkę, należącą do jej babci.

— Może to? — zaproponowała, gdy ją znalazła.

Była zrobiona z plecionych złotych pasm owiniętych wokół skupiska dużych, różowych pereł, co przypominało ptasie jaja w gnieździe. Hermiona wskazała na broszkę, ale sama nie podała jej Nilly. Skrzatka wyciągnęła rękę i delikatnie przesunęła palcem po szpilce.

— Och, panienko — szepnęła. — Nilly nie może tego przyjąć.

— Okej — powiedziała szybko Hermiona, nie chcąc jej zdenerwować. — Nic się nie dzieje.

— Ale! — pisnęła skrzatka, gdy Hermiona chciała zamknąć wieko. — Nilly byłaby zaszczycona, mogąc ją założyć – tylko dzisiaj.

Hermiona uśmiechnęła się do niej promiennie.

— Brzmi idealnie.

Przyglądała się, jak skrzatka podnosi biżuterię i ostrożnie przypina ją do swojej piersi. Hermiona wiedziała, że nie może zapytać Nilly wprost o wolność — nigdy nie zaryzykowałaby kolejnego załamania, takiego jak to, które wywołała pierwszego dnia — ale jedna kwestia ją ciekawiła.

— Nilly — zaczęła łagodnie. — Czy czerwone wino, które podałaś do wołowiny Wellington, było dziełem skrzatów?

Nilly spojrzała przepraszająco.

— Ach, nie, panienko. Pan nie pija wina skrzatów, ale Nilly powiedziano, że ma przynieść najlepsze jakościowo wino czarodziejów. To pochodziło z winnic Zabinich w Toskanii, gdzie używa się rodzimych winogron Sangiovese, ale Nilly ma nadzieję, że panience smakowało, chociaż wino skrzatów byłoby najlepsze…

— Tak — przerwała jej Hermiona. — Było bardzo dobre. Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś.

Czyli Malfoy naprawdę przez cały czas z nią pogrywał.

Skrzatka wyglądała na zachwyconą.

— Nilly może przynieść panience takie nawet teraz!

— Nie, nie, to nie jest…

Twarz Nilly posmutniała.

— A co mi tam — mruknęła Hermiona. Mogłaby się napić. — Właściwie byłoby cudownie, dziękuję.

Nilly zniknęła z pola widzenia, powracając chwilę później z nie jedną, a dwiema butelkami wina, które nie było przygotowane przez skrzaty. Hermiona starała się nie brać tej sugestii do siebie.

I byłoby to trochę kosztowne, gdyby to zrobiła, ponieważ kilka godzin później stukała różdżką o szyjkę drugiej butelki i patrzyła, jak korek wyskakuje na druga stronę pokoju.

Hermiona wciąż analizowała jeden aspekt podstawowej więzi, a jej gniew narastał z każdym przeczytanym wersem. Choć nie byli połączeni duszami — wymagało to woli obu stron — miały nastąpić pewne fizyczne i emocjonalne przejawy ich więzi. Hermiona przycisnęła dłoń do brzucha, przypominając sobie ból w jajnikach. Jej ciało spodziewało się teraz, że będzie nosić w brzuchu kolejnego dziedzica Malfoya. A ciało Malfoya chciało jej to ofiarować.

Wzięła długi łyk z butelki, czytając starą rozprawę Malfoya o tym, jak więź ta objawiała się u niego emocjonalnie; zaciekła opiekuńczość w stosunku do bezpieczeństwa żony i rodzaj zaborczej wściekłości na myśl o innym mężczyźnie, który mógłby jej dotknąć.

— Szowinistyczne świnie — warknęła całkowicie wściekła na myśl o tym, że Malfoy czuje, że ma jakiekolwiek prawa do jej ciała, nawet jeśli nie może go kontrolować.

A potem wpadła na naprawdę okropny pomysł.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

W przypadku większości złych pomysłów, dodanie do tego alkoholu rzadko pomaga. W tym przypadku wściekłość Hermiony mogła być wystarczająco silna, by dodać jej odwagi, której potrzebowała, aby zrealizować swój plan, jednak wino z pewnością wypełniło luki.

Mocno trzymała się poręczy schodów, schodząc na dół, chwiejąc się tylko nieznacznie w szpilkach, które wybrała na wieczorny występ. Z przyjemnością zobaczyła Malfoya w salonie; nie musiała go szukać.

Jego głowa podskoczyła natychmiast, gdy wyczuł jej obecność, i gdyby nie kusiło jej nadal, żeby go kurwa zabić, roześmiałaby się z jego wyrazu twarzy.

Jego twarz całkowicie zwiotczała z szoku, a ona patrzyła ze złośliwą satysfakcją, jak jego oczy przesuwały się po jej ciele. Sukienka, którą miała na sobie, była pozostałością po naprawdę mrocznych czasach tuż po wojnie. Kiedy jedyną rzeczą przynoszącą jej ulgę, była anonimowość słabo oświetlonego klubu i muzyka tak głośna, że nie mogła słyszeć wspomnień. Kiedy jedyną rzeczą, która sprawiała, że czuła się mniej odrętwiała, był dotyk nieznajomego na skórze. Była głęboko czerwona i tak obcisła, że wyglądała, jakby została namalowana. Głęboki, kwadratowy dekolt odsłaniał piersi, a rozcięcie na udzie sięgało niemal do kości biodrowej.

Schowała różdżkę do czarnej kopertówki, którą miała ze sobą, i ruszyła do drzwi wejściowych.

— Dokąd idziesz? — zapytał Malfoy, nagle podnosząc się na nogi.

Hermiona obejrzała się przez ramię i obdarzyła go mdłym, słodkim uśmiechem.

— Gdziekolwiek, kurwa, chcę.

Zrobił krok w jej stronę, ale ona już się obracała w miejscu.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Teleportacja będąc pijaną, była ostatnim okropnym pomysłem Hermiony i musiała zacisnąć oczy i oddychać głęboko przez kilka długich chwil po wylądowaniu w punkcie teleportacji. Ból rozchodził się po jej kończynach jak mrowienie, gdy jej magia walczyła, aby utrzymać jej ciało w całości. Pobieżnie sprawdziła je pod kątem drobnych rozczepień i nie znajdując niczego, poszła dalej.

Bar, który miała na myśli, znajdował się zaledwie dwie przecznice dalej, więc potrząsnęła lokami, gdy weszła przez drzwi. Jak na noc w dzień powszedni, było tam stosunkowo tłoczno, więc pozwoliła oczom przyzwyczaić się do słabego światła, zanim udała się na tył i wślizgnęła się do łazienki.

To była pojedyncza kabina, położyła kopertówkę na krawędzi umywalki, zanim pochyliła się do przodu, by spojrzeć w lustro. Była mile zaskoczona tym, jak wyszedł jej makijaż, biorąc pod uwagę stan upojenia, i obdarzyła swoje odbicie ponętnym uśmieszkiem, zanim wyciągnęła różdżkę.

Nie była do końca pewna, czy zaklęcie zadziała tak, jakby tego chciała; przed dzisiejszym wieczorem używała go tylko do odciągania dymu lub pary znad kotła podczas warzenia. Jednak jej próba wcześniej tego wieczoru poszła gładko.

Podniosła brodę i przyłożyła czubek różdżki do boku szyi, mniej więcej w połowie drogi między ramieniem a szczęką.

Wypowiedziała ciche zaklęcie i próbowała pozostać nieruchomo, gdy łaskoczące uczucie rozprzestrzeniło się na małym fragmencie jej skóry.

Ssanie z czubka jej różdżki było słabe i zajęło jej ponad minutę, aby wydobyć wystarczająco dużo krwi na powierzchnię, tak by powstał siniak. Jednak po dwóch minutach została z imponująco wyglądającą malinką.

Prosty czar mógłby ją łatwo usunąć, tak jak ten ćwiczony, który wykonała w swojej sypialni, ale pozwoliła, aby ten pozostał na noc.

Wyszła z łazienki i zamówiła drinka, powoli sącząc go przy barze przez następne kilka godzin. Uprzejmie odrzuciła zaloty kilku mężczyzn, którzy do niej podchodzili, ale ironią losu było, że pokazywała obrączkę ślubną, by ich zniechęcić. Po tym, co uznała za wystarczająco dużo czasu, by Malfoy odpowiednio się wkurzył, wezwała mugolską taksówkę.

Pomimo późnej pory, wszystkie światła były nadal zapalone, gdy weszła do domu. Nie zobaczyła go od razu, więc poszła do kuchni, nalała sobie szklankę wody, po czym wskoczyła na blat i zrzuciła obcasy.

Dźwięk butów stukających o kafelki musiał go uprzedzić o jej powrocie, ponieważ pojawił się minutę później.

— Gdzie byłaś? — zapytał od progu.

Wzięła łyk wody i skrzyżowała nogi, zanim odpowiedziała.

— Tu i tam — powiedziała, odgarniając włosy z ramienia.

W sekundę był po drugiej stronie kuchni.

— Co to, kurwa, jest? — zażądał, trzymając gorące palce na jej gardle.

— Co masz na myśli? — zapytała niewinnie, pozwalając mu przechylić swoją głowę w jego uścisku.

Jego oczy pociemniały z wściekłości, a ona patrzyła, jak bierze głęboki oddech, najwyraźniej próbując się powstrzymać.

— Kto ci to zrobił?

Hermiona roześmiała się.

— Nikt.

Dłonie Malfoya zamknęły się na jej ramionach i mocno ścisnęły.

— W co ty grasz, Granger? Jesteś moją żoną!

Westchnęła z udawanym współczuciem, przesuwając dłonie po jego piersi.

— Och, jak okropne musi być dla ciebie być mężem kogoś, komu nie możesz zaufać.

— Granger…

— Być związanym z kimś, kto działałby za twoimi plecami i miał tajemnice — ciągnęła. — To musi być okropne.

Mięsień w szczęce Malfoya drgnął, gdy mówiła, i rozłożyła nogi, ciągnąc go między swoje kolana za krawat. Nie widziała go w krawacie od czasu ich improwizowanego przyjęcia weselnego i zastanawiała się niejasno, czy widział się z rodzicami.

— Tak postanowiłaś się na mnie zemścić? — wrzasnął, zakrywając ślad na jej szyi dłonią, jakby nie mógł znieść tego widoku. — Zabawiając się z jakimś mugolem?

Owinęła nogi wokół jego talii, przyciskając go mocno do siebie.

— Kto powiedział, że to mugol?

Jego różdżka znalazła się w jego dłoni, zanim zdążyła mrugnąć, a kiedy poczuła, że jej czubek wbija się w jej brzuch, uśmiechnęła się szeroko. Jego knykcie były białe od rękojeści, ale żadna magia na nią nie działała.

Ich różdżki nie były w stanie rzucić zaklęcia antykoncepcyjnego.

— Co się stało? — zagruchała, przeczesując palcami jego włosy.

Jego różdżka uderzyła o blat.

— To nie jest gra, Granger! Jesteś moją żoną i to moje dzieci będziesz nosić w sobie!

Smutno pokręciła głową.

— Tylko ty mógłbyś uwierzyć, że to prawda.

— Co ty, kurwa, próbujesz udowodnić?

Pochyliła się do przodu, aż jej usta niemal muskały jego, gdy mówiła.

— Myślałeś, że mnie poślubisz, wpompujesz we mnie parę dzieci i będziemy żyli długo i szczęśliwie – wszystko na twoich warunkach. Nigdy nie wziąłeś pod uwagę, że zaufanie działa dwukierunkowo i możesz spędzić resztę życia, nigdy tak naprawdę nie wiedząc, gdzie jestem, ani co robię… ani z kim to robię.

Chwycił blat, a ona kontynuowała:

— Myślałeś, że jestem twoją kartą przetargową przed więzieniem. — Cmoknęła lekko, owijając ogon krawata wokół jego szyi i zaciskając go mocno. — Kotku, jestem twoją kulą u nogi.

Oddychał ciężko przy jej ustach, niemal dysząc ze złości, a gdy Hermiona patrzyła jak jego oczy przeskakują między jej oczami, szukając jej, poczuła, że jej brawura słabnie. Wyraziła swoje zdanie i powiedziała to, chciała, a teraz, gdy złość minęła, pozostał jej tylko ból.

Odepchnęła go i ześlizgnęła się z blatu, chwytając po drodze pełną szklankę.

Wychodząc z pomieszczenia, wylała wodę na tablicę i patrzyła, jak ich postępy skapują na podłogę.

Wtedy jej oczy rozszerzyły się z nagłego szoku. Wyciągnęła rękę, pusta szklanka roztrzaskała się o kafelki, ale było już za późno. Przez jej nieostrożność małe, kredowe serce jej matki również zniknęło.

_______________

Witajcie :) nadszedł weekend i pora na kolejny rozdział tłumaczenia. Cóż, troszkę się wszystko pokomplikowało, ale obiecuję, że to chwilowe. Czasem po prostu wystarczy szczera rozmowa, by oczyścić atmosferę, ale o tym w kolejnym rozdziale.

W weekend planuję dalsze tłumaczenie, także czekajcie cierpliwie.

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu! Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy