Gdy
Nilly się pojawiła, była wyraźnie zaniepokojona opuchniętą i zalaną łzami
twarzą Hermiony, ale i tak przyniosła tomy, o które poprosiła czarownica.
Każda
księga, w której wspomniano o tradycjach małżeńskich Malfoyów z biblioteki
Dworu, była obecnie rozłożona na podłodze jej sypiali i tworzyła warstwę o
grubości prawie stopy. Biografie znanych członków rodziny, pamiętniki młodych
żon Malfoyów — wszystkie potwierdzały słowa Malfoya. Kiedy małżeństwa zawierano
z powodów innych niż miłość, trwałość była cnotą; nierozerwalne więzy
małżeńskie stanowiły kamień węgielny połączenia sojuszy i władzy Malfoyów na
przestrzeni stuleci.
Choć,
co ciekawe, nie były wymagalne aż do dwunastego wieku. Beznadziejny romantyk
Tenerus Malfoy postanowił, że każdy mężczyzna godny nazwiska Malfoy powinien
być tak całkowicie oddany swojej żonie, że będzie dzielił z nią swoją magię
oraz swe życie. Więź rdzenia była wówczas nadal powszechna i nikt nie
kwestionował rytuału, który zmuszał wszystkich przyszłych potomków do
kontynuowania tradycji, niezależnie od zmieniających się norm.
Hermiona
znalazła również wyjaśnienie potrzeby wspólnej przyjemności, aby skonsumować
więź. To, co powiedział jej Malfoy, gdy wyjaśniał to jako sprawę dotyczącą czystej krwi, było w istocie prawdą, ale rdzeń
więzi stanowił brakujący element. Ponieważ małżeństw Malfoyów nie można było
zakończyć, Tenerus chciał się upewnić, że każda z żon zazna spełnienia w swoim
życiu. Wiązanie magii jest uznane za niekompletne, dopóki nie nastąpi
skonsumowanie dające obu małżonkom zachętę do pracy nad korzystnym dla obu
stron związkiem. Chociaż zajęłoby to miesiące, jeśli odmówiliby lub nie
skonsumowaliby małżeństwa prawidłowo, niekompletna więź zaczęłaby osłabiać ich
magiczne rdzenie. Pozostawiona bez opieki, ostatecznie zabiłaby ich oboje.
Hermiona
zamknęła książkę, którą czytała, a kula śnieżna na jej półce eksplodowała.
Szybko naprawiła bibelot różdżką, a następnie podniosła go i rzuciła nim w
ścianę najmocniej jak potrafiła.
Malfoy
prawdopodobnie wyjaśniłby ostatnią część, gdyby dała mu szansę, ale z gniewem,
który obecnie pulsował w jej żyłach, prawdopodobnie byłoby bezpieczniej dla
nich obojga, gdyby tego nie robił. Nie chciała wiedzieć, co by się z nią stało,
gdyby rzuciła urok na jego jaja.
Jeśli
Ministerstwo nie było skłonne dać im wspólnej celi w Azkabanie, ich sytuacja
właśnie zmieniła się z ruchania lub więzienia na ruchanie lub śmierć.
Nigdy nie wytrzymaliby dwudziestoletniego wyroku z niekompletną więzią. A
Hermionie zostało tylko pięć dni na podjęcie decyzji.
Dodała
kolejną warstwę zaklęć wyciszających na swój pokój i krzyczała najgłośniej jak
się dało.
Oczywiście,
że zamierzała go przelecieć. Może była uparta, ale nigdy nie chciała wylądować
w Azkabanie z tego powodu i na pewno nie pozwoli, żeby to ją zabiło.
Fakt,
że podjęłaby tę samą decyzję, którą dla niej wybrał, sprawił, że miała ochotę
spalić ten cholerny dom. Mówił tak, że zabrzmiało to szlachetnie, jakby ratował
ją przed jej własnym mściwym ja. Ale mimo wszystko z wygody nie przyznał, że on
za to beknie tak samo jak ona. To, czy naprawdę obchodziło go, że ona może
trafić do Azkabanu, było zupełnie nieistotne. Zgoda na to małżeństwo również
jego uratowała przed więzieniem.
Od
samego początku trzymał wszystkie karty w garści, a ją w nieświadomości. Rdzeń
więzi, wolna Nilly. Czy powiedziałby jej o potrzebie orgazmu, gdyby nie
podsłuchała rozmowy? Czy po prostu założyłby, że dla boga seksu Slytherinu to
nie będzie problem i postanowił zaryzykować?
—
Arogancki, egoistyczny dupek! — krzyknęła, uderzając pięściami w jedną ze
swoich poduszek.
Podniosła
głowę, gdy nasunęła jej się kolejna myśl. Właściwie uwierzyła mu na słowo w
sprawie Nilly. Nie miała pewności, że to prawda. Uwierzyła mu, bo chciała.
—
Nilly.
Skrzatka
pojawiła się po chwili, wyglądając na zaniepokojoną. Hermiona odgarnęła włosy z
twarzy i poprawiła poduszki na łóżku.
—
Eee, cześć — powiedziała niezręcznie.
—
Witaj, panienko — odpowiedziała Nilly, nerwowo splatając palce na poszewce.
Dziś
miała na sobie wzór z różowych kwiatów, ale Hermiona dostrzegła, że
zrezygnowała z koronki.
—
Podoba mi się twój… strój — wymamrotała Hermiona.
Nilly
spojrzała w dół, szybko wygłaszając go dłońmi.
—
Och, dziękuję, panienko.
—
Mam coś, co mogłoby do niego pasować — powiedziała Hermiona, przechodząc przez
pokój i wyciągając pudełko ze swojego biurka. — Chcesz zajrzeć?
Nie
wiedziała, czy biżuteria kwalifikuje się jako ubranie.
Nilly
ostrożnie podążała za nią, a jej oczy zrobiły się szerokie, gdy Hermiona
podniosła pokrywę pudełka. Nie wydawała się jednak przestraszona, a Hermiona
przeszukała kolekcję, chcąc znaleźć jaskrawą broszkę, należącą do jej babci.
—
Może to? — zaproponowała, gdy ją znalazła.
Była
zrobiona z plecionych złotych pasm owiniętych wokół skupiska dużych, różowych
pereł, co przypominało ptasie jaja w gnieździe. Hermiona wskazała na broszkę,
ale sama nie podała jej Nilly. Skrzatka wyciągnęła rękę i delikatnie przesunęła
palcem po szpilce.
—
Och, panienko — szepnęła. — Nilly nie może tego przyjąć.
—
Okej — powiedziała szybko Hermiona, nie chcąc jej zdenerwować. — Nic się nie
dzieje.
—
Ale! — pisnęła skrzatka, gdy Hermiona chciała zamknąć wieko. — Nilly byłaby
zaszczycona, mogąc ją założyć – tylko dzisiaj.
Hermiona
uśmiechnęła się do niej promiennie.
—
Brzmi idealnie.
Przyglądała
się, jak skrzatka podnosi biżuterię i ostrożnie przypina ją do swojej piersi.
Hermiona wiedziała, że nie może zapytać Nilly wprost o wolność — nigdy nie
zaryzykowałaby kolejnego załamania, takiego jak to, które wywołała pierwszego
dnia — ale jedna kwestia ją ciekawiła.
—
Nilly — zaczęła łagodnie. — Czy czerwone wino, które podałaś do wołowiny
Wellington, było dziełem skrzatów?
Nilly
spojrzała przepraszająco.
—
Ach, nie, panienko. Pan nie pija wina skrzatów, ale Nilly powiedziano, że ma
przynieść najlepsze jakościowo wino czarodziejów. To pochodziło z winnic
Zabinich w Toskanii, gdzie używa się rodzimych winogron Sangiovese, ale Nilly
ma nadzieję, że panience smakowało, chociaż wino skrzatów byłoby najlepsze…
—
Tak — przerwała jej Hermiona. — Było bardzo dobre. Dziękuję, że mi o tym
powiedziałaś.
Czyli
Malfoy naprawdę przez cały czas z nią pogrywał.
Skrzatka
wyglądała na zachwyconą.
—
Nilly może przynieść panience takie nawet teraz!
—
Nie, nie, to nie jest…
Twarz
Nilly posmutniała.
—
A co mi tam — mruknęła Hermiona. Mogłaby się napić. — Właściwie byłoby
cudownie, dziękuję.
Nilly
zniknęła z pola widzenia, powracając chwilę później z nie jedną, a dwiema
butelkami wina, które nie było przygotowane przez skrzaty. Hermiona starała się
nie brać tej sugestii do siebie.
I
byłoby to trochę kosztowne, gdyby to zrobiła, ponieważ kilka godzin później
stukała różdżką o szyjkę drugiej butelki i patrzyła, jak korek wyskakuje na
druga stronę pokoju.
Hermiona
wciąż analizowała jeden aspekt podstawowej więzi, a jej gniew narastał z każdym
przeczytanym wersem. Choć nie byli połączeni duszami — wymagało to woli obu
stron — miały nastąpić pewne fizyczne i emocjonalne przejawy ich więzi.
Hermiona przycisnęła dłoń do brzucha, przypominając sobie ból w jajnikach. Jej
ciało spodziewało się teraz, że będzie nosić w brzuchu kolejnego dziedzica
Malfoya. A ciało Malfoya chciało jej to ofiarować.
Wzięła
długi łyk z butelki, czytając starą rozprawę Malfoya o tym, jak więź ta
objawiała się u niego emocjonalnie; zaciekła opiekuńczość w stosunku do
bezpieczeństwa żony i rodzaj zaborczej wściekłości na myśl o innym mężczyźnie,
który mógłby jej dotknąć.
—
Szowinistyczne świnie — warknęła całkowicie wściekła na myśl o tym, że Malfoy
czuje, że ma jakiekolwiek prawa do jej ciała, nawet jeśli nie może go
kontrolować.
A
potem wpadła na naprawdę okropny pomysł.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
W
przypadku większości złych pomysłów, dodanie do tego alkoholu rzadko pomaga. W
tym przypadku wściekłość Hermiony mogła być wystarczająco silna, by dodać jej
odwagi, której potrzebowała, aby zrealizować swój plan, jednak wino z pewnością
wypełniło luki.
Mocno
trzymała się poręczy schodów, schodząc na dół, chwiejąc się tylko nieznacznie w
szpilkach, które wybrała na wieczorny występ. Z przyjemnością zobaczyła Malfoya
w salonie; nie musiała go szukać.
Jego
głowa podskoczyła natychmiast, gdy wyczuł jej obecność, i gdyby nie kusiło jej
nadal, żeby go kurwa zabić, roześmiałaby się z jego wyrazu twarzy.
Jego
twarz całkowicie zwiotczała z szoku, a ona patrzyła ze złośliwą satysfakcją,
jak jego oczy przesuwały się po jej ciele. Sukienka, którą miała na sobie, była
pozostałością po naprawdę mrocznych czasach tuż po wojnie. Kiedy jedyną rzeczą
przynoszącą jej ulgę, była anonimowość słabo oświetlonego klubu i muzyka tak
głośna, że nie mogła słyszeć wspomnień. Kiedy jedyną rzeczą, która sprawiała,
że czuła się mniej odrętwiała, był dotyk nieznajomego na skórze. Była głęboko
czerwona i tak obcisła, że wyglądała, jakby została namalowana. Głęboki,
kwadratowy dekolt odsłaniał piersi, a rozcięcie na udzie sięgało niemal do
kości biodrowej.
Schowała
różdżkę do czarnej kopertówki, którą miała ze sobą, i ruszyła do drzwi
wejściowych.
—
Dokąd idziesz? — zapytał Malfoy, nagle podnosząc się na nogi.
Hermiona
obejrzała się przez ramię i obdarzyła go mdłym, słodkim uśmiechem.
—
Gdziekolwiek, kurwa, chcę.
Zrobił
krok w jej stronę, ale ona już się obracała w miejscu.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Teleportacja
będąc pijaną, była ostatnim okropnym pomysłem Hermiony i musiała zacisnąć oczy
i oddychać głęboko przez kilka długich chwil po wylądowaniu w punkcie
teleportacji. Ból rozchodził się po jej kończynach jak mrowienie, gdy jej magia
walczyła, aby utrzymać jej ciało w całości. Pobieżnie sprawdziła je pod kątem
drobnych rozczepień i nie znajdując niczego, poszła dalej.
Bar,
który miała na myśli, znajdował się zaledwie dwie przecznice dalej, więc
potrząsnęła lokami, gdy weszła przez drzwi. Jak na noc w dzień powszedni, było
tam stosunkowo tłoczno, więc pozwoliła oczom przyzwyczaić się do słabego
światła, zanim udała się na tył i wślizgnęła się do łazienki.
To
była pojedyncza kabina, położyła kopertówkę na krawędzi umywalki, zanim
pochyliła się do przodu, by spojrzeć w lustro. Była mile zaskoczona tym, jak
wyszedł jej makijaż, biorąc pod uwagę stan upojenia, i obdarzyła swoje odbicie
ponętnym uśmieszkiem, zanim wyciągnęła różdżkę.
Nie
była do końca pewna, czy zaklęcie zadziała tak, jakby tego chciała; przed
dzisiejszym wieczorem używała go tylko do odciągania dymu lub pary znad kotła
podczas warzenia. Jednak jej próba wcześniej tego wieczoru poszła gładko.
Podniosła
brodę i przyłożyła czubek różdżki do boku szyi, mniej więcej w połowie drogi
między ramieniem a szczęką.
Wypowiedziała
ciche zaklęcie i próbowała pozostać nieruchomo, gdy łaskoczące uczucie
rozprzestrzeniło się na małym fragmencie jej skóry.
Ssanie
z czubka jej różdżki było słabe i zajęło jej ponad minutę, aby wydobyć
wystarczająco dużo krwi na powierzchnię, tak by powstał siniak. Jednak po dwóch
minutach została z imponująco wyglądającą malinką.
Prosty
czar mógłby ją łatwo usunąć, tak jak ten ćwiczony, który wykonała w swojej
sypialni, ale pozwoliła, aby ten pozostał na noc.
Wyszła
z łazienki i zamówiła drinka, powoli sącząc go przy barze przez następne kilka
godzin. Uprzejmie odrzuciła zaloty kilku mężczyzn, którzy do niej podchodzili,
ale ironią losu było, że pokazywała obrączkę ślubną, by ich zniechęcić. Po tym,
co uznała za wystarczająco dużo czasu, by Malfoy odpowiednio się wkurzył,
wezwała mugolską taksówkę.
Pomimo
późnej pory, wszystkie światła były nadal zapalone, gdy weszła do domu. Nie
zobaczyła go od razu, więc poszła do kuchni, nalała sobie szklankę wody, po
czym wskoczyła na blat i zrzuciła obcasy.
Dźwięk
butów stukających o kafelki musiał go uprzedzić o jej powrocie, ponieważ
pojawił się minutę później.
—
Gdzie byłaś? — zapytał od progu.
Wzięła
łyk wody i skrzyżowała nogi, zanim odpowiedziała.
—
Tu i tam — powiedziała, odgarniając włosy z ramienia.
W
sekundę był po drugiej stronie kuchni.
—
Co to, kurwa, jest? — zażądał, trzymając gorące palce na jej gardle.
—
Co masz na myśli? — zapytała niewinnie, pozwalając mu przechylić swoją głowę w
jego uścisku.
Jego
oczy pociemniały z wściekłości, a ona patrzyła, jak bierze głęboki oddech,
najwyraźniej próbując się powstrzymać.
—
Kto ci to zrobił?
Hermiona
roześmiała się.
—
Nikt.
Dłonie
Malfoya zamknęły się na jej ramionach i mocno ścisnęły.
—
W co ty grasz, Granger? Jesteś moją żoną!
Westchnęła
z udawanym współczuciem, przesuwając dłonie po jego piersi.
—
Och, jak okropne musi być dla ciebie być mężem kogoś, komu nie możesz zaufać.
—
Granger…
—
Być związanym z kimś, kto działałby za twoimi plecami i miał tajemnice —
ciągnęła. — To musi być okropne.
Mięsień
w szczęce Malfoya drgnął, gdy mówiła, i rozłożyła nogi, ciągnąc go między swoje
kolana za krawat. Nie widziała go w krawacie od czasu ich improwizowanego
przyjęcia weselnego i zastanawiała się niejasno, czy widział się z rodzicami.
—
Tak postanowiłaś się na mnie zemścić? — wrzasnął, zakrywając ślad na jej szyi
dłonią, jakby nie mógł znieść tego widoku. — Zabawiając się z jakimś mugolem?
Owinęła
nogi wokół jego talii, przyciskając go mocno do siebie.
—
Kto powiedział, że to mugol?
Jego
różdżka znalazła się w jego dłoni, zanim zdążyła mrugnąć, a kiedy poczuła, że
jej czubek wbija się w jej brzuch, uśmiechnęła się szeroko. Jego knykcie były
białe od rękojeści, ale żadna magia na nią nie działała.
Ich
różdżki nie były w stanie rzucić zaklęcia antykoncepcyjnego.
—
Co się stało? — zagruchała, przeczesując palcami jego włosy.
Jego
różdżka uderzyła o blat.
—
To nie jest gra, Granger! Jesteś moją żoną i to moje dzieci będziesz nosić w
sobie!
Smutno
pokręciła głową.
—
Tylko ty mógłbyś uwierzyć, że to prawda.
—
Co ty, kurwa, próbujesz udowodnić?
Pochyliła
się do przodu, aż jej usta niemal muskały jego, gdy mówiła.
—
Myślałeś, że mnie poślubisz, wpompujesz we mnie parę dzieci i będziemy żyli
długo i szczęśliwie – wszystko na twoich warunkach. Nigdy nie wziąłeś pod
uwagę, że zaufanie działa dwukierunkowo i możesz spędzić resztę życia, nigdy
tak naprawdę nie wiedząc, gdzie jestem, ani co robię… ani z kim to robię.
Chwycił
blat, a ona kontynuowała:
—
Myślałeś, że jestem twoją kartą przetargową przed więzieniem. — Cmoknęła lekko,
owijając ogon krawata wokół jego szyi i zaciskając go mocno. — Kotku, jestem
twoją kulą u nogi.
Oddychał
ciężko przy jej ustach, niemal dysząc ze złości, a gdy Hermiona patrzyła jak
jego oczy przeskakują między jej oczami, szukając jej, poczuła, że jej brawura
słabnie. Wyraziła swoje zdanie i powiedziała to, chciała, a teraz, gdy złość
minęła, pozostał jej tylko ból.
Odepchnęła
go i ześlizgnęła się z blatu, chwytając po drodze pełną szklankę.
Wychodząc
z pomieszczenia, wylała wodę na tablicę i patrzyła, jak ich postępy skapują na
podłogę.
Wtedy
jej oczy rozszerzyły się z nagłego szoku. Wyciągnęła rękę, pusta szklanka
roztrzaskała się o kafelki, ale było już za późno. Przez jej nieostrożność
małe, kredowe serce jej matki również zniknęło.
_______________
Witajcie :) nadszedł weekend i pora na kolejny rozdział tłumaczenia. Cóż, troszkę się wszystko pokomplikowało, ale obiecuję, że to chwilowe. Czasem po prostu wystarczy szczera rozmowa, by oczyścić atmosferę, ale o tym w kolejnym rozdziale.
W weekend planuję dalsze tłumaczenie, także czekajcie cierpliwie.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu! Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)