środa, 5 marca 2025

[T] Dziesięć na dziesięć: Dzień dziesiąty

 

Zszokowany Draco patrzył, jak Granger szybko wychodzi z kuchni, a jej bosa stopa rozgniata resztki szkła. Więź natarczywie szarpnęła go za żebra, gdy jego oczy spostrzegły małą plamę krwi, którą zostawiła za sobą — dowód, że jego żona jest ranna.

Podniósł rękę do piersi i z roztargnieniem potarł fantomowy ból, starając się, by jego stopy pozostały mocno osadzone na podłodze. Oczywiście wiedział, że sama poradzi sobie z raną, nawet będąc wstawioną, a pójście za nią nie wróży nic dobrego.

Z westchnieniem przeszedł po kafelkach i opadł na krzesło przy kuchennym stole, chowając ręce we włosach. Próbował się opanować i zachować spokój bez względu na wszystko, gdy czekał na jej powrót, ale widok malinki na jej szyi natychmiast zakwestionował wszystko, o czym zapewniała go matka.

 

— Jak więź rdzenia wpływa na… wierność?

Usta Narcyzy rozchyliły się, gdy wzięła mały oddech, zanim spojrzała na jego ojca stojącego za biurkiem. Lucjusz skinął głową.

— Poważny romantyczny związek z inną osobą nie wchodzi w grę — wyjaśniła Narcyza. — Emocjonalnie nie będzie do tego zdolna.

Draco przełknął żółć podchodzącą do gardła.

— A co z przelotnymi znajomościami?

Narcyza zmarszczyła brwi.

— Draco… czy coś się…

— Proszę, mamo — przerwał, zaciskając oczy. — Po prostu mi powiedz.

— Cóż — zaczęła, ponownie zerkając na Lucjusza. — Kiedy więź się dopełni, będzie niezwykle mało prawdopodobne, że… zbłądzi. Z pewnością nie będzie mogła czerpać z tego żadnej przyjemności.

— A dopóki pozostanie niekompletna?

Narcyza wyglądała jakby kusiło ją, żeby znów wściubiać nos w nie swoje sprawy, ale powstrzymała się.

— Nie powiem, że to niemożliwe, Draco, ale nawet w tej sytuacji wyobrażam sobie, że dotyk kogoś innego byłby dla niej czymś bardzo nieprzyjemnym.

Draco wypuścił drżący oddech. Było lepiej, niż się spodziewał.

 

Ale zapomniał. W chwili, gdy zobaczył dowody na jej ciele, oślepiająca wściekłość opadła na niego jak kurtyna. Dopiero gdy ujrzał gasnący ogień w jej oczach, który odsłonił pustą, bolesną rozpacz pod spodem, powróciła jasność umysłu.

To była gra. Wszystko. Ale jej starannie wyreżyserowany występ udowodnił więcej niż jeden punkt.

Malinka nie była dowodem na seks, ale na to, że pozwoliła komuś położyć na niej usta, mimo że prawdopodobnie uznała to za odrażające. To udowadniało, że jego zdrada ją do tego popchnęła.

Spojrzał na mętną kałużę pod tablicą. Nie był zaskoczony, że wymazała ich postępy, ale jej reakcja była zupełnie nieoczekiwana. Nie poświęcał wiele uwagi małemu serduszku, które zawsze znajdowało się w kąciku, ale teraz to niejasne uczucie, które wydawało mu znajome, łaskotało skraj jego świadomości.

Powoli podniósł się i wspiął po schodach, rzucając spojrzenie na ciemność pod drzwiami do pokoju Granger. Nie podszedł do nich, ani do swojego pokoju, tylko do tego, który należał do jej rodziców.

Usiadł na skraju łóżka i otworzył szufladę szafki nocnej. W środku znajdowały się te same rzeczy osobiste, które widział wcześniej: para okularów do czytania, powieść historyczna, kilka par spinek do mankietów, diamentowa szpilka do krawata.

I stos kartek okolicznościowych.

Rzucił tylko okiem na pierwszą z nich (Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy), czując, że przeczytanie ręcznie napisanej wiadomości to krok za daleko.

Ale jego wzrok znów spoczął na podpisie, a twarz skrzywiła się, gdy zarejestrował imię matki Granger i boleśnie znajomy zestaw zakrzywionych linii.

Wyciągając resztę stosu, powoli przejrzał każdą z nich. Dwadzieścia lat małżeństwa, dwadzieścia kartek rocznicowych i dwadzieścia podpisów Jean z dwudziestoma małymi serduszkami.

Draco odłożył kartki do szuflady, zanim ją zamknął i po cichu wrócił na korytarz. Potarł dłonią klatkę piersiową, próbując rozpaczliwie nie słyszeć szlochów dochodzących z pokoju Granger, który był słabo wyciszony.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Hermiona obudziła się dziesiątego dnia, słysząc jak Nilly pojawia się w jej pokoju. Przetarła oczy dłońmi, krzywiąc się na dowód, że zasnęła płacząc.

— Nilly bardzo przeprasza, że cię budzi, panienko — powiedziała cicho skrzatka stojąca obok łóżka. — Ale pan nalega, żebym to przyniosła.

Hermiona zacisnęła jedno oko, próbując usiąść, i nie wstydziła się przyznać, jak bardzo się cieszy na widok eliksiru na kaca w dłoni Nilly.

— Dziękuję — wykrztusiła, pijąc go, gdy tylko Nilly włożyła go do jej wyciągniętej ręki.

— Panienka powinna wypić też to — powiedziała, podając Hermionie szklankę wody.

Hermiona wypiła ją z wdzięcznością, opadając na poduszki, gdy szklanka była pusta.

Nilly zebrała szklankę i pustą fiolkę, i zdawała się szykować do teleportacji, ale Hermiona nagle rozpaczliwie zapragnęła, żeby tego nie robiła. Teraz, gdy już się obudziła, czuła się zupełnie nieprzygotowana na samotne stawienie czoła temu dniu i pustej tablicy na dole.

— Poczekaj — powiedziała bez zastanowienia i natychmiast skrzywiła się, że nieumyślnie wydała rozkaz. — Zastanawiałam się, czy jeśli nie jesteś zajęta, może chciałabyś chwilę ze mną zostać?

Skrzatka wyglądała na zaskoczoną, ale obdarzyła Hermionę promiennym uśmiechem.

— Oczywiście, panienko.

Odstawiła puste naczynia i na chwilę przystanęła, rozglądając się po pokoju.

— Możesz usiąść tutaj, jeśli chcesz — zaproponowała Hermiona, wskazując drugą stronę łóżka.

Nilly skinęła głową i wpełzła na kołdrę, siadając obok głowy Hermiony na zapasowej poduszce. Włosy Hermiony były wszędzie po niespokojnym śnie, a Nilly musiała je trochę przesunąć, żeby na nich nie usiąść.

— Przepraszam — mruknęła Hermiona. — Są w strasznym nieładzie.

— Och, nie — powiedziała Nilly  z szacunkiem, kładąc pasmo loków na kolanach. — Panienka ma piękne włosy.

Hermiona zacisnęła usta, by powstrzymać nagły wybuch emocji, gdy skrzatka zaczęła delikatnie przeczesywać palcami splątane pasma.

— Dziękuję — wyszeptała.

Nilly skinęła głową nieobecnie, przesuwając się wzdłuż całej długości w kierunku skóry głowy Hermiony.

— Minęło wiele lat, odkąd pan pozwalał Nilly dbać o swoje włosy — mruknęła po chwili, zwinnymi palcami pracując z tyłu głowy Hermiony.

— Robiłaś to kiedyś? — zapytała Hermiona.

— Och, tak — odpowiedziała cicho Nilly. — Zanim poszedł do szkoły, kiedy nosił je długie jak pa… jak jego ojciec.

Hermiona dostrzegła zacięcie w głosie Nilly na wzmiankę o Lucjuszu i z bólem zastanowiła się nad tym, jak traktował inne skrzaty, którymi władał.

— Nosił długie włosy?

Hermionie trudno było to sobie wyobrazić.

— Mhm — zanuciła skrzatka. — To były najpiękniejsze włosy, jakie kiedykolwiek widziałam u małego chłopca, a Nilly zawsze kręciła je w loki, gdy bawił się we francuskiego szlachcica, albo w warkocze, gdy chciał być wojownikiem Wikingów.

Usta Hermiony wygięły się w niechętnym uśmiechu na tę wizję.

— A potem pan poszedł do szkoły i stał się o wiele za dorosły i ważny, żeby potrzebować pomocy Nilly.

Zachichotała czule, a Hermiona pomyślała o jego zaczesanej do tyłu fryzurze, którą nosił we wczesnych latach szkoły. Najwyraźniej Nilly uważała, że mogłaby zrobić to lepiej.

— Powinnaś poprosić, żeby pokazał ci elektryczną suszarkę do włosów — zasugerowała Hermiona. — Może pozwoliłby ci, żebyś na nowo go wystylizowała.

Skrzatka wydała z siebie cichy odgłos zaintrygowania.

— Nilly tak zrobi. Dziękuję, panienko.

— Nie ma za co — powiedziała Hermiona cicho, jej powieki opadły, gdy dłonie Nilly przeczesywały jej linię włosów.

— Nilly również chętnie pomoże panience, gdyby coś panienka chciała zrobić z włosami — zaproponowała skrzatka, trochę nieśmiało. — Oczywiście panienka ma już loki, ale Nilly może też robić inne rzeczy.

— To bardzo miłe — powiedziała Hermiona, jej głos był chrapliwy. Czuła wilgoć zbierającą się w kąciku oka. — Przypomina mi to m-moją mamę.

Tylna strona palców Nilly delikatnie musnęła jej policzek.

— Panienka wkrótce poczuje się lepiej — wyszeptała.

Hermiona poważnie w to wątpiła, ale mimo wszystko skinęła głową w poduszkę, pozwalając, by czułe pieszczoty skrzatki ukołysały ją do snu.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Hermiona obudziła się następnym razem, słysząc dzwoniący telefon. Nie wiedziała, ile czasu minęło, ale Nilly zniknęła. Przeczołgała się przez pokój i podniosła telefon.

— Halo?

— Cześć, Hermiono.

— Cześć, Gemmo — powiedziała z uśmiechem, siadając przy biurku i odsuwając zasłony, żeby móc pomachać do małej dziewczynki w oknie po drugiej stronie. — Jak się masz?

— W porządku. — Gemma pomachała, mocno ściskając telefon w drugiej ręce, a Hermiona patrzyła jak do niego mówi. — Jak się masz?

— Bywało lepiej. — Westchnęła.

Gemma oparła łokieć o parapet.

— Pokłóciłaś się z Draco?

Hermiona skrzywiła się, szczerze mając nadzieję, że Gemma nie słyszała ich kłótni na zewnątrz.

— Tak, skąd wiesz?

— Wydawał się smutny — odpowiedziała po prostu Gemma. — I powiedział, że jesteś na niego zła.

— Och. — Hermiona nie była pewna, czy to było do końca stosowne, ale wiedziała, jak uparta potrafi być dziewczynka. Nie wyglądało na to, żeby Malfoy jej szukał, by o tym porozmawiać. — Cóż, tak, czasami tak się zdarza.

Hermiona patrzyła, jak Gemma bawi się koronkową firanką w starym pokoju swojej siostry.

— Myślisz, że weźmiecie rozwód?

Serce Hermiony ścisnęło się w piersi. Ojciec Gemmy wyprowadził się w zeszłym roku.

— Nie, nie zrobimy tego — powiedziała cicho, czując, jak w jej żołądku kotłuje się poczucie winy, ponieważ to ona sama rozpaczliwie szukała sposobu, żeby do tego doprowadzić. — Poradzimy sobie.

Nie mieli wyboru.

Gemma wydawała się pokrzepiona, ale Hermiona wiedziała, że prawdopodobnie zadzwoni do siostry. Shannon się wścieknie, gdy dowie się od Gemmy, że Hermiona wyszła za mąż. Ponieważ starsza siostra była na studiach w Nowym Jorku, Hermiona założyła, że znajdzie sposób, by się z tego wymigać, zanim będzie musiała o tym wspominać, ale nie wzięła pod uwagę małego szpiega z sąsiedztwa. Musiała wymyślić jakieś wytłumaczenie.

Hermiona patrzyła, jak Gemma zerka przez ramię na kogoś w drzwiach.

— Muszę iść. Pa.

— Pa.

Hermiona odłożyła telefon, ale zanim zdążyła zasunąć zasłonę, po drugiej stronie pojawiła się Świstoświnka. Hermiona szybko otworzyła okno i zabrała zwój z nogi małej sówki.

Tym razem był to list od Harry’ego, szczegółowo opisujący kolejne dopasowania, które wytropili. Wszystkie nadal pasowały do politycznego schematu. Hermiona westchnęła ze zrezygnowaniem i wygoniła Świstoświnkę z pokoju, nie odpisując. W pewnym momencie będzie musiała powiedzieć swoim przyjaciołom o beznadziejności swojej sytuacji, ale nie mogła tego zrobić w tej chwili.

Wracała do łóżka, gdy rozległo się ciche pukanie do drzwi.

— Granger?

Stała tam, gapiąc się na białe drewno.

— Wiem, że mnie słyszysz — dodał Malfoy.

— Co ty nie powiesz — wycedziła.

— Twoje zaklęcia wyciszające przestały działać. Ja też cię słyszę.

Hermiona zazgrzytała zębami.

— Ale nie musisz nic mówić — powiedział, brzmiąc na wyczerpanego. — Po prostu, proszę, posłuchaj.

Przerwał, może czekając na falę magii po wyciszeniu drzwi, ale ona po prostu skrzyżowała ramiona i opadła na materac.

— Przepraszam — zaczął. — Nie żałuję, że jesteśmy małżeństwem, bo to był właściwy wybór, ale żałuję, że pozwoliłem ci odbyć ceremonię, nie informując przedtem o konsekwencjach.

Hermiona obserwowała, jak jego cień lekko przesuwa się w przestrzeni pod drzwiami.

— To nie jest wymówka — kontynuował — ale naprawdę do bani było myśleć, że ktoś wolałby spędzić dwadzieścia lat z dementorami zamiast ze mną. Wiem, że moje ego wydaje się niezniszczalne, ale odebranie ci tego wyboru było samolubne z więcej niż jednego powodu. Tak, mnie też uchroniło to przed więzieniem, ale ciebie również.

Hermiona podniosła krawędź kołdry i owinęła ją wokół ramion.

— Chyba wyjaśniłem, dlaczego to był słuszny wybór.

— Nie bądź samokrytyczny — strofowała go Hermiona, nie mogąc się powstrzymać. — Mam lepsze rzeczy do roboty niż słuchanie twojego marudzenia.

— Powiedziałem, żebyś po prostu słuchała!

— Dobra.

Usłyszała, jak wzdycha dramatycznie, a potem uderza w drzwi, szczerze miała nadzieję, że czołem.

— Przysięgam, że nie wiedziałem o tym wspólnym odczuwaniu przyjemności — kontynuował. — Założyłem, że obopólne korzyści oznaczają coś znacznie bardziej ogólnego. W końcu chciałem ci powiedzieć o więzi rdzenia… Po prostu wydawało mi się, że lepiej zrobić to później. Może wtedy, gdy nie będzie się to wydawało tak okropnym losem. Nigdy nie sądziłem, że będę musiał zdobyć twoje zaufanie w ciągu dwóch tygodni, a teraz… kurwa…

Kolejny łomot.

— I teraz wróciliśmy do zera.

Hermiona przełknęła ślinę, żując wargę, by powstrzymać się od mówienia.

— Miałaś rację, co do tego, co powiedziałaś wczoraj wieczorem — kontynuował, brzmiąc boleśnie. — Nie zasługuję na twoje zaufanie i możesz zamienić moje życie w piekło, jeśli chcesz – co jest najbardziej prawdopodobne.

Jego cień znów się przesunął i coś otarło się o drewno drzwi.

— Przykro mi, że ci to zrobili. Przepraszam, że to ja.

Jego głos był teraz cichszy, a Hermiona wstała z łóżka, ciągnąc za sobą kołdrę.

— Wiem, że myślisz, iż mogłabyś przetrwać w Azkabanie, ale został zbudowany dla czarnoksiężników. Trafić tam jako ktoś niewinny, ktoś, kto wierzy w lepszy świat i żyje nadzieją… — Przełknął głośno ślinę. — Twoja dobroć byłaby jak latarnia morska.

Hermionę przeszedł dreszcz.

— Powiedziałem sobie, że to było warte zachodu. Miałem moc, żeby temu zapobiec. Miałem szansę coś zrobić, chociaż raz…

Urwał, a ona wychyliła się, by usłyszeć jego następne słowa.

— Nie zajęło mi nawet tygodnia, by to zrozumieć. Dementorzy nie zasługują na twoją magię, ale ja też nie.

Hermiona oparła się o drzwi.

— Nie proszę cię o szczęśliwe zakończenie, ale proszę, byś pozwoliła mi utrzymać cię przy życiu. W ciągu następnych czterech dni zrobię wszystko, by tak się stało… o ile mi pozwolisz.

Hermiona czekała, ale wyglądało na to, że skończył. Po chwili usłyszała skrzypiącą podłogę, a potem jego ciche kroki na schodach.

Położyła kołdrę na łóżku i umyła twarz, po czym poszła za nim na dół.

Kiedy weszła do kuchni, siedział przy stole z głową w dłoniach. Natychmiast podniósł wzrok, ale ona się nie zatrzymała, ani nie odezwała. Po prostu podeszła do tablicy i podniosła kredę, z determinacją skrobiąc po czystej powierzchni.

 

1

 

Odłożyła kredę na tackę i odwróciła się, żeby wyjść, ale Malfoy wstał ze swojego miejsca, przesuwając się przed nią. Miała mnóstwo możliwości na ominięcie go, nie blokował jej drogi ucieczki, ale i tak się zatrzymała. A kiedy zrobił krok do przodu i przyciągnął ją do siebie, pozwoliła mu.

— Przepraszam — wymamrotał w jej czubek głowy, mocno obejmując ramionami jej ramiona.

— Wybaczam ci.

Prychnął w jej włosy.

— Nie, wcale nie.

— Tak, wybaczam. — Westchnęła. — Nie mam czasu na chowanie urazy, co jest naprawdę przykre, bo mogłabym to ciągnąć w nieskończoność.

Poczuła, jak jego klatka piersiowa opada, gdy wypuścił powietrze.

— Poza tym — kontynuowała — wybaczenie to dar, który ofiarujesz samemu sobie.

Pod jej policzkiem rozległ się chichot.

— Gdzie taki jest?

— Na strychu — odpowiedziała. — Mama uważała, że ciągłe przebywanie na zewnątrz jest zbyt przygnębiające.

— Cóż, to chyba mój faworyt jak dotąd.

Odchyliła się, by na niego spojrzeć, a on się uśmiechnął. Wyrwała się z jego uścisku i wróciła do tablicy, odpowiednio ją aktualizując.

 

3

 

Zaczęła odkładać kredę na tacę, ale Malfoy zrobił krok do przodu i delikatnie wziął ją z jej ręki. Zawahał się przez chwilę, obracając zakurzony kawałek między opuszkami palców, a potem skinął głową, jakby podjął decyzję.

Wyciągnął rękę i narysował na nowo małe, kredowe serduszko jej mamy.

Hermiona zamrugała gwałtownie, by przezwyciężyć nagłe pieczenie w oczach. Nie mógł wiedzieć, co to dla niej znaczyło, ale wyraźnie miał świadomość, że coś znaczyło. I to wystarczyło.

Uśmiechnęła się do niego drżąco, a on odłożył kredę, wyglądając na nieco zaniepokojonego.

— Mam propozycję — powiedział. — Nie wolno mi warzyć veritaserum. — Wskazał na Mroczny Znak widoczny pod rękawem koszulki. — Ale powiem ci wszystko, co chcesz wiedzieć.

— Byłbyś skłonny przyjąć veritaserum? — zapytała Hermiona, czując się lekko zdezorientowana.

Łatwo mu było powiedzieć, gdy nie było żadnego pod ręką.

— Jestem ci winien trochę szczerości, nie uważasz?

Tak i chętnie mu w tym pomoże.

— Mam nadzieję, że to nie jest kolejna obietnica bez pokrycia — powiedziała zadowolona z siebie. — Albo znów źle zaczniemy.

Jego oczy się rozszerzyły.

— Masz trochę?

Skinęła głową.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Siedzieli naprzeciwko siebie przy kuchennym stole, a między nimi stała kryształowa fiolka z przezroczystym płynem.

Malfoy nie wyglądał na zachwyconego tą perspektywą, ale też się nie wycofał, więc Hermiona była pod wrażeniem.

Wyglądał na zszokowanego, gdy wyciągnęła rękę i wzięła pierwszy łyk.

— Zaufanie działa w obie strony — powiedziała w odpowiedzi na jego spojrzenie. Następnie wskazała na ślad na szyi. — To jest fałszywe. Nikt inny mnie nie dotknął. Użyłam zaklęcia, by sobie to zrobić.

Malfoya zatkało. Otworzył usta, zamknął je i otworzył ponownie. W końcu przesunął dłonią po twarzy.

— Ty pieprzona Ślizgonko — wymamrotał.

— Zasłużyłeś — oświadczyła pewnie, czując się całkowicie zadowolona z siebie, że udało jej się udowodnić swoje racje, nie robiąc nic, co mogłoby zachwiać jego zaufaniem.

— Wiem, ale kurwa, Granger. Miałem ochotę kogoś zabić, gdy to zobaczyłem. — Ponownie spojrzał na ranę i skrzywił się. — Czy mogę… czy mogę to wyleczyć? Widząc to, mam ochotę mordować.

Hermiona przewróciła oczami, ale odwróciła głowę, by dać mu dostęp.

— Brutalne — wymamrotała, czując, jak jego różdżka naciska na miejsce.

— Nie zaprzeczę.

Odłożył różdżkę na stół, gdy skończył, a następnie sięgnął po fiolkę. Wziął głęboki oddech, zanim przełknął łyk.

Hermiona wskazała na jego Mroczny Znak.

— Czy to bolało?

Zmarszczył brwi.

— To chcesz wiedzieć?

Wzruszyła ramionami. Zawsze była ciekawa.

— Tak — powiedział, patrząc na nią. — Najgorszy ból w moim życiu.

— Gorszy niż Crucio?

Jego wzrok znów powędrował ku niej, a ona zastanawiała się, czy wciąż słyszy echo jej krzyków.

— Jak Crucio — odpowiedział po chwili. — Ale skoncentrowany na moim ramieniu.

Skinęła głową.

— Czy to był dla ciebie najgorszy moment wojny?

— Merlinie, Granger, nie krępuj się — zrzędził, po czym dodał: — Nie, nie był.

— Więc co nim było?

Wyglądał, jakby bardzo żałował tego wszystkiego.

— Kiedy myślałem, że Bellatrix cię zabije.

Hermiona zamrugała ze zdziwienia, ale nie skończył.

— Kiedy zdałem sobie sprawę, że nie kiwnę palcem, by to powstrzymać. Że nawet nie chciałem.

— Mrocznie — powiedziała.

Parsknął śmiechem.

— Tak, cóż, nie spodziewałem się, że będę musiał tak długo żyć z poczuciem winy. Byłem gotów pomóc Potterowi, ponieważ uważałem, że jest najlepszym kandydatem do pokonania Czarnego Pana. Ty mnie nie obchodziłaś.

— Ja też pozwoliłabym komuś cię zabić — zadrwiła.

Uśmiechnął się.

— Dzięki, Granger.

— Mój był podczas ostatniej bitwy — powiedziała cicho. — Harry myślał, że musi pozwolić Voldemortowi się zabić, aby zniszczyć ostatniego horkruksa, ale nie byłam pewna, czy to zadziała. — Wzięła głęboki oddech. — Właściwie byłam przekonana, że nigdy nie wyjdzie z tego lasu, a Voldemort pozostanie niezniszczalny, ale i tak go puściłam. Po prostu nie miałam lepszych pomysłów.

Malfoy skinął głową.

— Wojna jest… bardzo niezdrowa.

Hermiona postukała palcem w brodę.

— To wyglądałoby lepiej na koszulce niż na znaku.

Kącik jego ust się uniósł, ale wiedziała, że obawiał się jej kolejnego pytania.

— Dlaczego używałeś oklumencji na naszym ślubie?

Zacisnął usta, nie wiedziała, czy z zaskoczenia, że to zauważyła, czy z niechęci do odpowiedzi, ale ostatecznie odpowiedział:

— Nigdy nie spodziewałem się, że poślubię kogoś z miłości, ale też nigdy nie spodziewałem się, że poślubię kogoś, kto mnie nienawidzi. Mam nadzieję, że mi wybaczysz, że nie chciałem być tam w pełni obecny.

Szczęka Hermiony opadła w szoku.

— To ty mnie nienawidziłeś!

Brwi Malfoya zmarszczyły się.

— Że co proszę?

— Myślałam, że robisz to, bo nie możesz znieść konieczności poślubienia szlamy.

Prychnął.

— Wiesz, że mam to w dupie.

— Wiem?

Wyciągnął rękę i wziął kolejny łyk veritaserum dla podkreślenia.

— Nie obchodzi mnie twój status krwi, Granger. Jestem w stanie cię nienawidzić za to, jaką jesteś osobą. — Gdy przewróciła oczami, uśmiechnął się złośliwie. — Jestem bardzo otwarty pod tym względem.

— Gratulacje z okazji dołączenia do cywilizowanego świata — powiedziała beznamiętnie. — Pewnie zrozumiesz, dlaczego nie zorganizuję ci imprezy z tego powodu.

— Lepiej późno niż wcale.

— W sumie racja.

Odchylił się na krześle i skrzyżował ramiona na piersi, wyglądając na zbyt zadowolonego. Hermiona postanowiła naciskać.

— Jeśli nie planowałeś ślubu z miłości, dlaczego nasz układ był tak irytujący?

Malfoy wydawał się uważać to za tani chwyt, ponieważ jego twarz zachmurzyła się ze złości.

— Rozumiem, że trudno ci to sobie wyobrazić, ale dla każdej z elitarnych czarownic, którym mogliby mnie sprzedać moi rodzice, miałem wiele do zaoferowania, mimo że byłem najmłodszym śmierciożercą w historii. — Ponownie pochylił się do przodu, odliczając na palcach. — Pieniądze, status, znajomości, błyskotliwy dowcip i naprawdę spektakularnego kutasa, ale oczywiście musiało paść na potencjalnie jedyną czarownicę w całym kraju, która dosłownie miała to wszystko w dupie.

Hermiona przez chwilę mamrotała bezgłośnie.

— Cóż, w sumie tak, ale… co to znaczy… spektakularnego?

— Granger — warknął Malfoy, opierając czoło na dłoni. — Skup się, proszę.

— Racja, przepraszam — powiedziała, czując, że jej policzki płoną. — To musiało być bardzo trudne. Ja… cieszę się, że twoje ego nie ucierpiało.

Pokręcił głową ze śmiechem.

— To ten cholerny dom. Za każdym razem gdy sikam, muszę gapić się na znak cześć, piękny. Czego się spodziewałaś?

— Że lada dzień twoja szyja pęknie pod ciężarem tej gigantycznej głowy.

— To rozwiązałoby wiele problemów — stwierdził.

— Denerwujesz się przed skonsumowaniem? — wyrzuciła z siebie, w końcu dając wyraz obawom, które miała od dawna.

Malfoy przewrócił oczami.

— Jestem przerażony.

Jej usta się skrzywiły. To był ewidentny sarkazm, nie kłamstwo, ale to nie znaczyło, że nie było w tym nuty prawdy…

— Rozumiem, że jesteś pod sporą presją — powiedziała. — Aby się wykazać.

— Wykazać się? — powtórzył, wyglądając na rozbawionego. — Jeśli spodziewasz się cyrkowych sztuczek, to przykro mi, ale będziesz mocno rozczarowana.

— Chodzi mi o to, że będzie musiał… no wiesz, że będzie musiał… — urwała, gestykulując niejasno.

— Mi stanąć? — zapytał Malfoy z niedowierzaniem.

Jego twarz zdawała się wskazywać na to, że ledwo mógł uwierzyć, że o tym wspomina.

— Cóż, to zwykle pomaga — warknęła.

Wyglądał na głęboko urażonego.

— Mam dwadzieścia jeden lat, Granger. Zapewniam cię, że to nie będzie problemem.

— Nie miałam na myśli, że mógłbyś mieć problemy fizjologiczne! — argumentowała, czując rumieniec na twarzy. — Ale psychicznie, jeśli to nie jest… znaczy, jeśli ja nie jestem… jeśli ty mnie…

Nie chcesz.

Kiedy znów spojrzała na Malfoya, jego twarz wciąż była naznaczona konsternacją. Więc sama doszła do własnych wniosków.

— Och, no tak — mruknęła, potrząsając głową. — Jestem pewna, że będziesz w stanie po prostu pomyśleć o czymś… czymś innym.

Z jakiegoś powodu nie mogła się zmusić, by powiedzieć o kimś innym. Miała nadzieję, że zrobi tak, jak ona planowała — po prostu pomyśli o przypadkowym zbiorze obrazów z przeszłości. Choć przyznawała, że nigdy nie rozmawiała o psychicznych aspektach masturbacji z chłopakiem przed…

— Granger.

Opuściła dłoń z twarzy, nie pamiętając, kiedy ją zakryła.

Malfoy pochylił się nad stołem i wziął ją za rękę, delikatnie ściskając.

— Proszę, pozwól mi być całkowicie szczerym w tej sprawie.

Wstrzymała oddech.

— Kiedy nadejdzie czas, będę miał wszystko, czego potrzebuję, tuż przed sobą.

Przełknęła ślinę, czując jego gorące spojrzenie; jej płuca najwyraźniej odmawiały wypełnienia się tlenem.

— O-Okej — wyszeptała resztką powietrza, które jej zostało.

Skinął głową, zanim zadał kolejne pytanie.

— Z iloma osobami spałaś?

Hermiona zastanawiała się, czy veritaserum powinno już na nią przestać działać.

— Z trzema — odpowiedziała szczerze.

— A ilu z nich sprawiło, że doszłaś?

Oblizała usta.

— Jeden.

Ku jej zaskoczeniu, Malfoy uśmiechnął się.

— Działa wbrew okolicznościom, prawda? Jakież to ekscytujące.

Hermiona pokręciła głową.

— Wydajesz się być bardzo pewny siebie.

— Jestem.

— Cóż, przypuszczam, że jedno z nas powinno być.

— Będziesz musiała mi zaufać.

— Ufam.

Malfoy odchylił się do tyłu zaskoczony, ze wzrokiem spuszczonym na eliksir między nimi, jakby nie mógł uwierzyć, że to prawda.

— Muszę ci wyznać jeszcze jedną rzecz — powiedziała Hermiona, sięgając po fiolkę i biorąc kolejny mały łyk. — Tak naprawdę nazywam się Albus Dumbledore.

Malfoy zamrugał zdezorientowany, marszcząc brwi.

Hermiona podała mu fiolkę z resztką płynu.

Przełknął, a po chwili powiedział:

— Nazywam się Harry Potter.

Hermiona uśmiechnęła się.

Malfoy kilka razy spojrzał między nią a pustą fiolką, a potem ścisnął grzbiet nosa.

— To była woda.

— To była woda — potwierdziła Hermiona.

— Ty pieprzona Ślizgonko!

— Masz na mnie zły wpływ — powiedziała z uśmiechem.

— Kurwa, chciałbym móc przypisać sobie zasługę za to — mruknął, rzucając fiolkę na stół. — To było diaboliczne. — Pokręcił głową, patrząc na nią. — Ale… mogłem kłamać.

— Nie zrobiłeś tego — powiedziała po prostu. — Wiedziałbyś, że to podróbka, gdybyś kłamał. Ale teraz wiem, że chcesz być ze mną szczery, nawet jeśli nie musisz. To jest warte więcej niż cokolwiek, do czego prawdziwy eliksir mógłby cię zmusić.

Nadal kręcił głową, ale się uśmiechnął.

— A co z tym?

Obserwowała, jak jego oczy znajdują miejsce na szyi, gdzie znajdowała się udawana malinka.

Uznając, że zasługuje na odrobinę dobrej woli, aby zrekompensować jej zdradę, podniosła różdżkę i przyłożyła jej czubek do cienkiej skóry nadgarstka.

Exsugo — zaintonowała, a Malfoy pochylił się do przodu.

Oboje obserwowali, jak zaczyna pojawiać się różowy rumieniec zamiast siniaka.

Malfoy wyciągnął rękę i położył dłoń na jej dłoni, a Hermiona odłożyła różdżkę.

— Co do reszty — powiedziała — musisz mi zaufać.

Jego nadgarstek lekko ścisnął wnętrze jej dłoni.

— Ufam.

_________________________

Witajcie :) po krótkiej przerwie spowodowanej nawałem pracy i całkowitym pochłonięciu przez serial, wracam z nowym rozdziałem tłumaczenia. Ta szczera rozmowa między Hermioną a Draco zadziała oczyszczająco i można powiedzieć, że to swego rodzaju punkt zwrotny historii. Teraz dopiero będzie się działo. Jak Wasze wrażenia? Dajcie znać.

Aktualnie walczę z przeziębieniem i mam chwilę wolnego, więc prawdopodobnie w weekend pojawi się kolejny rozdział. Od razu ostrzegam, że nowe rozdziały nie będą betowane, więc z góry przepraszam za błędy. Gdyby ktoś z Was miał czas i chęci pomóc z ich wyłapaniem, to byłabym wdzięczna. Jak na razie będę działać solo, zobaczymy jak wyjdzie. :)

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia. Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy