niedziela, 23 marca 2025

[T] Ocean między nami: Rozdział 2

 

— Dobra drużyno, zbierzcie się. Przez ostatnie kilka sezonów Malfoy zadbał o to, żebyśmy nie mieli nic do stracenia. Chcę, żebyście wyszli i zagrali dobry, czysty mecz z Durmstrangiem i umożliwili nam zdobycie Pucharu Quidditcha! — krzyknęła pani Hooch.

Drużyna ryknęła dopingująco.

Draco odciągnął Teo na bok, gdy szli w stronę boiska.

— Nawet nie myśl o zemście za ostatni rok — powiedział poważnie, patrząc na Teo.

Ten przewrócił oczami, ale nie skomentował. Wsiedli na miotły i wznieśli się w powietrze, dołączając do drużyny.

Rozległ się przenikliwy gwizd i wypuszczono piłki. Blaise szybko przejął kafla, pędząc w stronę słupków bramkowych i niemal natychmiast rzucił go w dolny, lewy kosz. Draco wiwatował, machając pięścią. Tłum szalał, a Dumbledore klaskał uprzejmie.

— Dziesięć do zera dla Hogwartu. Nowy program treningowy pani Hooch, który wystartował kilka lat temu, wydaje się służyć drużynie. Ona z pewnością wydaje się zadowolona z ich postępów. — Głos Deana Thomasa rozbrzmiał nad stadionem.

Draco przeleciał nad boiskiem, uważnie obserwując grę i jednocześnie wypatrując nieuchwytnego złotego znicza. Blaise zdobył kolejnego gola, a jeden z graczy Durmstrangu przechwycił kafla i wrzucił go przez bramki tuż nad głową ich obrońcy. Draco jęknął, a potem zaklął, gdy zauważył, jak Teo wyrwał kij jednemu z pałkarzy i posłał dobrze wymierzony tłuczek, celując w głowę jednego z ich ścigających.

— Teo, NIE! — ryknął Draco, lecąc ku niemu i szorstko popychając go w ramię. — Cholera jasna, stary, mówiłem ci, żebyś tego nie robił!

— W zeszłym roku prawie złamał kark Blaise’owi, zasłużył na to!

Rozległ się gwizdek, a potem pani Hooch wzbiła się ku nim z ustami zaciśniętymi w grymasie.

— Nott, wypadasz z gry. Zastąpi cię McLaggen. Ten chłopak z Durmstrangu musiał zostać medycznie przetransportowany do skrzydła szpitalnego. Miejmy nadzieję, że dyrektor nie posadzi cię na ławce rezerwowych do końca sezonu — warknęła niskim i cichym głosem, przekazując rozczarowanie bardziej dobitnie, niż gdyby krzyknęła.

— Trochę chytry ruch ze strony Notta, i tak Hooch wyrzuciła go z boiska, a McLaggen zajmie jego miejsce, gdy mecz zostanie wznowiony — zrelacjonował wydarzenia Dean Thomas.

Draco widział Notta wybiegającego z boiska i rzucającego miotłę o ziemię. Hermiona Granger stała w pobliżu szatni, z nosem w książce, podczas gdy Ginny Weasley i Colin Creevey robili zdjęcia meczu.

Draco podleciał bliżej, niewinnie unosząc się nad nimi, wypatrując znicza. Wiatr poniósł ich wymianę zdań w jego stronę, więc zacisnął szczękę i słuchał.

— Wiesz, mecz jest ciekawszy, gdy się go ogląda — powiedział z irytacją Teo Hermionie.

— Och, przyszłam tu tylko dla rozlewu krwi. Teraz zupełnie straciło to na znaczeniu — zażartowała, nie odrywając wzroku od książki.

— Zasłużył na to, nawet jeśli Hooch wywaliła mnie z boiska.

— Może powinni wystawić Ginny zamiast McLaggena, wtedy drużyna miałaby szansę odkuć się za ostatni mecz — rozmyślała, a jej usta uniosły się w uśmieszku, gdy patrzyła, jak Ginny poucza zawodników, zapominając o aparacie na szyi.

— Wyglądasz na prawdziwą fankę Quidditcha. — Teo zaśmiał się.

— Och, przychodzę na każdy mecz, nie zauważyłeś? — powiedziała sarkastycznie.

— Nie, zwykle jestem trochę zajęty na boisku.

— Cóż, ktoś musi kierować tłuczkami — zażartowała, a Teo uśmiechnął się do niej.

— Dokładnie.

W tym momencie Draco dostrzegł znicza i poleciał w jego kierunku, zapominając o rozmowie pod nim, gdy jego dłoń zamknęła się wokół trzepoczących skrzydeł. Drużyna ruszyła ku niemu i schwytał go wir rąk wyciągających się, by poklepać go po plecach lub potargać rozmierzwione wiatrem blond włosy. Uśmiechnął się, kiedy sprowadzili go na ziemię, a aparaty Creeveya i Weasley dziko rozbłysły.

Oderwał się na chwilę, drużyna rozproszyła się, gdy pani Hooch podeszła do nich, uśmiechając się szeroko. Teo dołączył do nich, klepiąc Blaise’a po plecach w ramach gratulacji. Poszedł za nim i przyparł Hermionę do drewnianej ramy drzwi szatni.

— Czego chciałaś od Teo? — zapytał niskim głosem.

Wciągnęła przestraszony oddech, ściskając książkę przy piersi między nimi.

— Nie to żeby to była twoja sprawa, ale nic.

— Nie wiem, w co ty grasz, Granger, i szczerz mówiąc, mało mnie to obchodzi. Jesteś po prostu brudną szlamą, z jakiegoś mugolskiego miasta, o którym nikt z nas nigdy się nie dowie ani nie zapamięta. Nie masz żadnego Domu, tytułów, znajomości. Nie możesz nas ruszyć, ale za wszelką cenę próbujesz — warknął, a jego twarz była o kilka cali od niej, a potem odepchnął się od ściany i pozwolił, by wciągnął go tłum uczniów wracających do zamku.

Niektórzy z nich podnieśli go na ramiona, razem z Zabinim, i śmiali się, nazywając go królem. Nikt nie spojrzał na nią, nikt jej nie zauważył, ani jej pleców wciąż przyciśniętych do framugi drzwi z drżącymi palcami.

Ojciec chrzestny Draco, Snape, wziął go pod pachę, gdy jego przyjaciele postawili go na ziemi.

— Zmieniłeś dyscyplinę na zapasy, co? Myślałem, że to Quidditch — zażartował.

Draco uśmiechnął się do niego.

— Trening czyni mistrza — odpowiedział.

— Osiągaj swój sukces postępami, nie zwycięstwami, Draco.

— Kto to powiedział, Platon czy Arystoteles?

— Tiger Woods. — zadrwił Snape.

— Hej, wiesz, że nie ogarniam mugolskich sportów — jęknął Draco.

— Mówisz tak — Snape potargał jego włosy — a wiesz, o jakim mugolskim sportowcu mówiłem.

W odpowiedzi Draco wyszczerzył się w uśmiechu.

Pansy podeszła do nich, a Draco skinął głową Snape’owi, zanim pozwolił Pansy połączyć ich ramiona. Pochylił głowę ku niej, a jego szept zaginął w hałasie tłumu.

— Co wiesz o Hermionie? — zapytał.

— Nic. — Pansy wzruszyła ramionami. — Myślę, że ona i Łasica współprzewodniczą temu głupiemu Komitetowi Organizacyjnemu.

— Temu, który organizuje szkolne imprezy?

— Tak, to ten — Pansy zgodziła się.

— A co z Lupinem? Milczy? — dopytywał Draco.

— Tak. — Pansy westchnęła cicho. — Jakbym nigdy nie istniała — powiedziała, jej głos był zabarwiony smutkiem.

Draco zmarszczył brwi.

— Nie istniałaś — powiedział, a surowa pogarda wypłynęła z jego ust.

Spojrzała na niego z wściekłością, ale zauważył, że otarła szybką łzę. Pocałował ją w czubek głowy, jedyne pocieszenie, jakie mógł jej zaoferować.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Następny dzień minął szybko, znajdował się w Pokoju Wspólnym, naciągając swoje drogie szaty. Jego rodzina miała możliwość mieszania w każdym kotle, ale po wojnie zajęli się czarodziejską i mugolską modą. Zawsze był idealnie ubrany; idealnie skrojone garnitury i uczesane włosy.

— Panowie, mam nadzieję, że przynieśliście swoje woreczki na monety. Słyszałem, że mogą być potrzebne dziś wieczorem.

Uśmiechnął się złośliwie, puszczając oko do Dominicka.

— Doskonale — powiedział Blaise, pocierając dłonie. — Zaszczycimy ich swoją obecnością? — zapytał, obejmując ramieniem Teo.

— Byłoby niegrzeczne ze strony Draco pozbawiać jego fanów możliwości patrzenia na niego — zgodził się Teo, rzucając złośliwy uśmiech.

Schodzili po marmurowych schodach prowadzących do Wielkiej Sali. Draco musiał przyznać, że Granger i Łasica przeszły samych siebie. Sala wyglądała wspaniale, każdy szczegół był idealnie dopracowany. Owacje należały się także Komitetowi, który stanął na wysokości zadania. To niemal go powstrzymało. Wtedy zauważył Pansy tęsknie wpatrującą się w Lupina i jego determinacja zaostrzyła się. Zrobiłby wszystko, by chronić reputację swojej rodziny, a jakaś szlamowata kujonka nie mogła stanowić wyjątku. Jego uśmiech zdziczał.

Zobaczył ją i Dumbledore’a rozmawiających przy drzwiach; dyrektor uśmiechał się, najwyraźniej zadowolony z jej osiągnięcia. Wtórowała mu i kiwała głową, mówiąc ożywionym głosem. Draco dał znak komuś w tłumie i światła zgasły. Nad ich głowami niepostrzeżenie wystrzeliła seria czerwonych iskier, a potem ze sceny dobiegł niski dźwięk bębna. Fatalne Jędze zaczęły śpiewać cichą, prowokacyjną piosenkę, przykuwając uwagę wszystkich. Świece zapłonęły ponownie, światło było łagodniejsze, cieplejsze, bardziej intymne. Następnie cztery zakapturzone postacie wdzięcznie przesunęły się przez tłum, zrzucając szaty na środku parkietu. Dwóch mężczyzn było skąpo ubranych; nagie klatki piersiowe i ramiona, brzuchy lśniące słabym blaskiem oleju. Kobiety ubrane były w obcisłe gorsety z klejnotami migoczącymi w świetle. Zaczęli tańczyć, ich ruchy były giętkie i uwodzicielskie. Publiczność złapała oddech ze zdziwienia, starsi członkowie tłumu wachlowali i się i szeptali o skandalu. Młodsi członkowie, uczniowie bardziej przyzwyczajeni do mugolskiego wpływu ruchów tanecznych i ubrań, krzyczeli i wiwatowali, podjudzając ich. Dumbledore wyglądał na wściekłego i kroczył przez salę, a tłum rozstępował się przed nim jak fale oceanu. Granger szła za nim, wyraźnie przerażona i zdenerwowana.

Dumbledore próbował powstrzymać tancerki, ale jedna z kobiet popchnęła go na krzesło i usiadła mu na kolanach, kołysząc biodrami i wpychając mu pierś w twarz. Wtedy zjawił się Harry Potter, próbując pomóc Granger zapanować nad sytuacją. Jeden z mężczyzn złapał go i zaczął się o niego ocierać, a twarz Pottera płonęła ze wstydu, kiedy jąkał się i rumienił. Teo krzyknął z zachwytu, rzucając monety na podłogę.

Granger weszła na scenę, wyciszając muzykę różdżką. Świece rozbłysły z powrotem do pierwotnej wysokości, światło rozlało się po pomieszczeniu. Tancerki zatrzymały się, patrząc na nią. Dumbledore odchrząknął, wysuwając się spod kobiety i odzyskując kontrolę nad sytuacją, zaciskając szczękę; mięśnie drgały spazmatycznie.

Draco był nieznacznie zaskoczony, gdy znalazł się w gabinecie dyrektora obok Granger.

— Oboje mnie dziś rozczarowaliście — zrugał ich Dumbledore.

Granger wyglądała, jakby w każdej chwili miała wybuchnąć płaczem. Draco przewrócił oczami i bawił się spinką do mankietu.

— Uważam, że pańskie zadowolenie z siebie jest irytujące, panie Malfoy — powiedział beznamiętnie. — Nie sądzę, żeby wiele rzeczy, które dzieją się na tych korytarzach, umykało mojej uwadze. Wiem, że miał pan udział w tym małym wybryku. Niniejszym ze skutkiem natychmiastowym zostaje pan zawieszony w byciu członkiem drużyny Quidditcha, a panna Granger nie otrzyma listu polecającego.

— Proszę pana! — wtrąciła.

— Spodziewałem się, że jako przewodnicząca Komitetu Organizacyjnego będzie pani miała wydarzenie pod kontrolą. Po psikusie pana Malfoya nie mogę już ręczyć za pani zdolności organizacyjne. Chyba, że jest coś jeszcze, co muszę wiedzieć na temat tej sytuacji?

Draco zamilkł, odwracając głowę ku Granger. Zacisnęła szczękę i zdecydowanie do zignorowała. To był moment, w którym wygadałaby prawdę o nich zabawie w kotka i myszkę, a romans między Pansy i Lupinem wyszedłby na jaw. Zacisnął pięści, czekając na wtrącenie się. Ona powoli pokręciła głową.

— Nic, proszę pana. — Draco uniósł brwi z zaskoczenia. — Rozumiem, że jest pole do poprawy i poważnie traktuję pańską krytykę. Jeśli pozwoli mi pan jeszcze raz się wykazać, podczas zbliżającej się Gali Darczyńców, obiecuję, że nie będzie pan zawiedziony.

Dumbledore westchnął przez nos, zaciskając usta.

— Taka katastrofa nie może się powtórzyć — powiedział w końcu. — Nie będzie powtórki wydarzeń z dzisiejszego wieczoru — nalegał stanowczo, jego wzrok przeskakiwał między Draco a Granger.

— Nie, proszę pana.

Stanowczo pokręciła głową.

— W takim razie pan Malfoy może charytatywnie spędzać swój wolny czas w Komitecie Organizacyjnym, aby naprawić krzywdy, które wyrządził. Wy dwoje, razem, zszargaliście reputację tej instytucji. Możecie spróbować ją naprawić za pomocą Gali. Wtedy zastanowię się nad listem, panno Granger.

— Proszę pana! Malfoy jest arogancki i niegodny zaufania, nie mogę… — zaczęła.

Podczas gdy Draco mówił w tym samym czasie:

— Nie jestem wynajętą pomocą do planowania przyjęć! Mój ojciec…

Kontynuowali przepychanki słowne, sprzeciwiając się propozycji dyrektora, że muszą współpracować. Nie mogąc dłużej tego znieść, bez słowa Dumbledore zgarnął ich z krzeseł i bezceremonialnie wyrzucił ze swojego gabinetu, zatrzaskując drzwi przed ich nosami.

— Mam nadzieję, że jesteś zadowolony! — warknęła Hermiona, odwracając się do niego, jej włosy uderzały go w twarz.

Włożył ręce do kieszeni, mając wyraźnie prześmiewczy wyraz twarzy.

— Myślę, że określenie „rozbawiony” byłoby bardziej adekwatne. Dla jasności, nie pozwolę, żeby ktoś taki jak ty mi rozkazywał.

— Och, bo jesteś Malfoyem, tak?

Jej brwi uniosły się tak wysoko, że niemal dotykały linii włosów.

— Dokładnie — prychnął.

Podeszła bliżej, wbijając palec w jego klatkę piersiową, gdy spojrzała na niego, a on mimowolnie cofnął się o krok.

— No dalej, Malfoy, wyrzuć z siebie wszystko, co chcesz. Nie boję się ciebie. Robię cholernie dobrą robotę w Komitecie Organizacyjnym i chyba by mnie powaliło, gdybym pozwoliła ci zrujnować moją szansę na rekomendację i na Oksford. Więc — uśmiechnęła się do niego słodko — miłej zabawy.

Teraz nadeszła jego kolej, by podejść do niej, przyciskając ją do ściany i górując nad nią.

— Chcesz wojny, Hermono Granger? Będziesz ją miała.

Po czym odwrócił się na pięcie i zbiegł po schodach, nie oglądając się za siebie, z uśmiechem na twarzy i możliwością pojawienia się nowej rywalizacji między nimi.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Młody Draco Malfoy wpatrywał się w Szachy Czarodziejów przed sobą. Jego ojciec skierował gońca przed jego pionkiem. Draco uśmiechnął się, bezlitośnie bijąc gońca.

Uśmiech Lucjusza poszerzył się, stając się złośliwym. Skierował swoją wieżę, aby zbiła króla Draco.

— Szach-mat — powiedział cicho, a figury zagrzechotały, gdy się rozpadły.

— Ojcze! — jęknął zszokowany Draco.

— Powiedz mi, Draco, czy chciałbyś wiedzieć, jak wygrywać każdą partię za każdym razem?

Wyraz twarzy Draco zmienił się w zadowolony.

— Oczywiście.

— Nie musisz być geniuszem, żeby zdominować szachownicę, salę konferencyjną czy życie. Musisz po prostu dać przeciwnikowi okazję do popełnienia błędu. — Wskazał na zniszczone figury szachowe. — A potem je wykorzystujesz. Tak samo jest w życiu; ten, kto dominuje, decyduje, co się wydarzy. Ten, kto odkłada broń, ginie.

Draco Malfoy z teraźniejszości popijał herbatę, obserwując Hermionę Granger, która weszła do Wielkiej Sali z Łasicą, rozmawiając ożywionym tonem, a zakochany Harry Potter dreptał za nimi. Draco nie był pewien, do której czarownicy Potter wzdycha, chociaż skłaniał się ku Granger, po tym, jak Potter chłonął każde jej słowo.

Draco poprawił szaty, a następnie zaczął bawić się spinkami do mankietów. Wpatrywał się w swoje odbicie w błyszczącym kielichu na stole przed sobą. Często słyszał, że duma jest jednym z siedmiu grzechów głównych. Jednak jego zdaniem była jedną z bardziej użytecznych cech. Wskazywała na status, a każdy reaguje na status. Człowiek mógł walczyć przez całe życie, aby stać się potężnym, ale tylko ci urodzeni z władzą wiedzieli, co naprawdę oznacza ta pozycja. Posiadanie władzy było celem gry, ale gdy już ją miałeś, zdawałeś sobie sprawę, jak niebezpiecznym czyniła cię ta pozycja. Posiadając władzę, miałeś też coś do stracenia.

Pansy nałożyła odrobinę błyszczyku na usta, ocierając kącik wypielęgnowanym palcem. Spojrzała na niego, a na jej twarzy pojawił się uśmieszek.

— Aby utrzymać swoją pozycję na świecie — zaczęła papugować ojca, zręcznie naśladując płynny ton jego głosu — musisz agresywnie przesuwać swoje pionki do przodu.

— Malfoy nie pozwoli by ktokolwiek nim rządził — podjął Draco wyuczoną przemowę. Słyszeli ją przez całe życie. — Nie pozwolę, by rządził mną dyrektor — powiedział płynnie — a na pewno nie Hermiona Granger — dodał, kierując wzrok na przeciwniczkę.

— Z pewnością nie — zgodziła się Pansy, wstając razem z nim i łącząc ich ramiona.

Głowy spojrzały za nimi, gdy wychodzili z pomieszczenia.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Draco poprowadził rozgrzewkę, rozciągając ścięgna podkolanowe i żartując z Teo.

— Malfoy! — zawołała pani Hooch energicznym tonem. — Co ty tutaj robisz? — zażądała odpowiedzi.

— Jeśli pani nie widzi, to pewnie robię coś źle — zażartował, a Teo prychnął.

— Czy przegapiłam moment, gdy Nott uderzył cię tłuczkiem w głowę? — zapytała cierpko. — Twój wyczyn z poprzedniego wieczora doprowadził do zawieszenia, zapomniałeś?

Draco prychnął i skrzyżował ramiona.

— Co Dumbledore może zrobić, wyrzucić mnie? Moja rodzina jest właścicielem szkoły. My zapewniamy mu pensję. Płacimy za cały sprzęt dla drużyny. Sfinansowaliśmy nowe książki do biblioteki. To już połowa drogi do zmienienia nazwy na Szkołę Magii i Czarodziejstwa Malfoyów.

— Ty może tak, ale ja — skrzywiła się — nie zaryzykuję. W tym semestrze nie będziesz członkiem drużyny, Malfoy.

— Nie mówi pani poważnie! Mój ojciec…

— Decyzja wyszła bezpośrednio od twojego ojca — przerwała mu — nie mogę nic zrobić. Przykro mi, panie Malfoy.

Głos ojca rozbrzmiał w jego głowie: Jeśli chcesz kontrolować świat wokół siebie, Draco musisz zrozumieć jedną rzecz: jeśli na to pozwolisz, kontrola może zostać ci odebrana tak szybko, jak ją uzyskasz. Obserwował, jak Teo uśmiecha się do niego ze współczuciem, a Dominick przejął prowadzenie rozciągania. Sposób, w jaki reagujesz na sytuację, definiuje, czy należysz do zwycięskiej, czy przegranej strony.

Zszedł z boiska, a Pansy szybko ruszyła w dół trybun, by spotkać się z nim na ziemi i spiesząc, by dotrzymać mu kroku.

— Co się stało? — zapytała, gdy go dogoniła, jej głos był zaniepokojony, a brwi ściągnięte.

— Ojciec uznał za stosowne usunąć mnie z drużyny — wycedził przez zaciśnięte zęby.

— Cóż… to był bezczelny żart, nawet jak na ciebie — przyznała.

— Nigdy go nie obchodziło moje zachowanie w szkole, dopóki postępuję zgodnie z jego scenariuszem na moje życie.

— Nikt cię nie zmusił do zepsucia imprezy — odparowała.

Spojrzał na nią wściekle.

— Zrobiłem to dla ciebie, wiesz. — Pansy odwróciła wzrok od spojrzenia na Draco, a jej policzki lekko się zarumieniły z poczucia winy, a on kontynuował: — To wina Granger.

Pansy westchnęła.

— Po prostu porozmawiaj z ojcem, a jestem pewna, że odwoła rozkaz. Jesteś jego cennym protegowanym, jego dziedzicem — nadymała się.

— Och, zrobię to — obiecał Draco. — Najpierw muszę sprawić, żeby Hermiona Granger żałowała, że postawiła stopę w Hogwarcie.

— Nie prowokuj jej, Draco. To czysty przypadek, że do tej pory milczała. Nie mogę pozwolić, by ten romans ujrzał światło dzienne. Lupin też nie; zniszczy go to tak samo, jak mnie.

— Nie wycofuję się z walki, Pansy. Nie mogę pozwolić, by myślała, że wygrała.

Pansy westchnęła ostrożnie, rzucając mu zaniepokojone spojrzenie.

— Ojciec byłby taki dumny — zanuciła.

Nie potrafił stwierdzić, czy to obelga, czy komplement.

Pocałował ją w policzek, gdy zatrzymali się przy drzwiach do Wielkiej Sali.

— Zamierzam ją zniszczyć — oznajmił.

— Sprawić, by myślała, że ma tylko jedno wyjście? — zgadła.

— Dokładnie — powiedział, uśmiechając się złośliwie, zanim otworzył drzwi i wkroczył do pomieszczenia.

Granger zatrzymała się, by spojrzeć na niego gniewnie. Potter zamarł na swoim miejscu z przodu sali, wyraźnie w trakcie przemówienia. Draco zaczepił nogę krzesła stopą i obrócił ją, opadając na krzesło i opierając ręce na oparciu.

— Nie zwracajcie na mnie uwagi — powiedział skromnie, gestem dając Potterowi znak, by kontynuował.

— Nigdy tego nie robię — mruknęła Granger, kiwając głową zachęcająco do Pottera.

Harry odchrząknął.

— No dobra. Jak mówiłem, na ostatnim spotkaniu rozmawialiśmy o elegancji i prostocie. Uważam, że motyw „Czerń i biel” kojarzy się z czymś większym; światło i cień, prawda i nieuczciwość. Dobro i zło.

Odsunął się, by pokazać naprawdę okropny plakat, który z jakiegoś powodu zawierał mnóstwo czerwieni.

Draco prychnął.

— Czerń i biel to wasz motyw?

— Co byś zasugerował? — warknęła Granger.

— Po prostu myślałem, że twoim celem było zaimponowanie Dumbledore’owi i darczyńcom, a nie zanudzenie ich na śmierć. To twój list, a ja tu po prostu jestem.

— Jeśli nie masz nic produktywnego do powiedzenia…

Przerwał jej, zanim zdążyła dokończyć.

— Mam wiele do powiedzenia, jeśli pozwolisz mi zabrać głos.

Przewróciła oczami.

— Śmiało.

— Nie podoba mi się twój ton — powiedział zrzędliwie.

— Myślę, że po prostu lubisz słuchać mówiącego siebie i że nigdy nie miałeś niczego sensownego do zaproponowania.

— Sądzę, że nie podoba ci się myśl, że ktoś mógłby mieć lepszy pomysł od twojego.

— Oświeć nas — zażądała.

— Wielka Sala byłaby idealnym miejscem na przyjęcie w stylu wiktoriańskim. Stroje powinny być odpowiednio eleganckie i dekadenckie. Dekoracje pasujące do epoki. Podwójne świece z przyjęcia powitalnego, pełna orkiestra — wszystkie dodatki z tamtych czasów.

Lawender Brown westchnęła z żalem.

— Ona to rozumie — przechwalał się, wskazując na Lawender, co sprawiło, że dziewczyna zarumieniła się i zachichotała razem ze swoją przyjaciółką.

— To wszystko brzmi pięknie i dobrze, ale nie przyszliśmy tu, aby omawiać tematy. Już mamy jeden — powiedziała Hermiona, wskazując na plakat. — Omawiamy plakat.

— Tak, jest okropny — odpowiedział Draco rzeczowo. — Wyobraź sobie dramat i intrygę: kostiumy, elegancję.

Portret, który stworzył swoimi słowami, wisiał w powietrzu, piękny i wyrafinowany.

— Nie możemy ot tak przeprojektować całego przyjęcia! — nalegała Hermiona. — Już zamówiliśmy próbki dekoracji. Mamy menu! Plakat musi być wydrukowany za trzy dni.

Draco machnął ręką lekceważąco.

— Nieznaczne szczegóły — prychnął — jak sądzę, to mój błąd, bo myślałem, że chcesz zorganizować najbardziej pamiętną Galę w historii Hogwartu. Przypuszczam, że zamiast tego mogłabyś poprosić Flitwicka o list polecający.

— Plakat… — nalegała.

Z dramatycznym westchnieniem wstał i przeszedł na przód sali, odpychając Pottera z drogi. Odwrócił przykładowy plakat i naszkicował postać cienkimi, eleganckimi liniami i prostymi pociągnięciami pióra. Chwilę później odsunął się od niego, odsłaniając wyraźne przedstawienie bezimiennej kobiety w wiktoriańskiej sukni.

Hermiona zmarszczyła brwi, ale milczała.

— To przedstawia temat i określa zasady ubioru. Proste — powiedział. — Wszyscy za?

Wszystkie ręce uniosły się w powietrze, oprócz Granger i Pottera.

— Policzymy głosy? — zapytał Draco uprzejmie, choć trochę z zadowoleniem.

— Och, odwal się — mruknęła, krzyżując ramiona.

Uśmiechnął się triumfalnie.

Usiadł z powrotem, słuchając bez przekonania, gdy ich przekonywała.

— Rodzina Malfoyów należy do elitarnych rodzin w świecie czarodziejów. Jestem pewna, że mają coś w swoich zasobach w skarbcu, co moglibyśmy wykorzystać… — Draco podsłuchał szept Łasicy do Granger.

Przyglądał się uważnie ich rozmowie, zachowując jednocześnie obojętny wyraz twarzy.

— Ty go zapytaj, to twój pomysł! — nalegała Granger.

— Jesteś przewodniczącą Komitetu.

— Jesteśmy współprzewodniczącymi! — jęknęła Granger.

— To ty próbujesz zademonstrować swoje umiejętności przywódcze — odgryzła się Łasica.

— Dumbledore nawet tego nie dostrzeże — mruknęła Hermiona.

— Przywództwo też ma miejsce za kulisami — powiedziała Ginny, skutecznie uciszając argument Hermiony.

— Nienawidzę cię! — syknęła Hermiona bez przekonania do Ginny, po czym szybko zwróciła się do Malfoya.

Spojrzał na nią wyczekująco, a na jego twarzy powoli pojawił się uśmiech.

— Jak mogę pomóc, Granger?

— Potrzebujemy nowego plakatu — wymamrotała.

— Nie słyszę tu pytania — zauważył.

— Możemyużyćwaszejkolekcjizeskarbca? — zapytała, jej słowa rozmyły się, gdy niechętnie wypowiedziała pytanie.

Włożył palec za ucho i odwrócił głowę w jej stronę.

— Przepraszam, nie do końca zrozumiałem. To pewnie ten mugolski akcent.

Zmarszczyła brwi, jej ton jej głosu był wyższy z irytacji.

— Zapytałam, czy możemy użyć waszej kolekcji ze skarbca?

— Och! Chcesz użyć naszej kolekcji? — powtórzył, nie dlatego, że jej nie usłyszał, ale po to, by pogłębić jej frustrację i cieszyć się każdą chwilą.

— Tak, sukni.

— Ach, przepraszam, ale to nie wchodzi w grę.

— Dlaczego nie? — zapytała.

— Po prostu nie mogę.

— Nie możesz czy nie chcesz? — zażądała.

— Ach, to jest pytanie. Tak czy inaczej, moja odpowiedź pozostaje niezmienna. Jestem pewny, że taka kompetentna liderka jak ty, będzie w stanie znaleźć rozwiązanie.

— Nienawidzę cię — jęknęła.

W przeciwieństwie do tego, co powiedziała do Ginny kilka minut wcześniej, tym razem była tego o wiele bardziej pewna.

— To uczucie jest odwzajemnione, Henrietto. — Uchylił się, zanim zdążyła go uderzyć, i sprawdził zegarek kieszonkowy. — Cóż, wystarczy już tej pracy charytatywnej na dziś. Wychodzę — powiedział, kłaniając się nisko w drwiący sposób i szybko opuszczając pomieszczenie, gwiżdżąc wesołą melodię.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Później tego wieczoru Draco i Pansy skorzystali z kominka w gabinecie Snape’a, aby wrócić do domu na cotygodniową, rodzinną kolację. Draco przechadzał się po Dworze, lekko całując matkę w policzek, gdy znalazł ją w bibliotece. Uśmiechnęła się do niego promiennie.

— Draco, kochanie, jak cudownie cię widzieć. Twój ojciec prosi, żebyś dołączył do niego na boisku — poinformowała go.

Draco skinął głową, ukrywając zmarszczone brwi.

Pansy usiadła obok matki i zaczęła szybko rozmawiać o zbliżającym się komunikacie prasowym na temat najnowszego przedsięwzięcia rodziny Domu Malfoyów — nowej marki luksusowego krawiectwa, która nawiązywała do mugolskiego terminu Domu Mody i czarodziejskiej idei Domu Rodzinnego. Dom Malfoyów miał być luksusową marką, która zaspokajałaby potrzeby elitarnych członków społeczności i czerpała z ich korzeni. Rodziny spoza Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki nie dostąpiły zaszczytu noszenia ubrań z Domu Rodzinnego, a nosząc kolekcję Dom Malfoyów czułyby się tak, jakby w jakiś sposób należały do elity.

Draco zostawił dyskutujące kobiety, kierując się na boisko.

— Draco, tu jesteś. Może do mnie dołączysz? Nie chciałbym, żebyś zmiękł podczas przerwy od występów w drużynie.

— To ty na to nalegałeś, ojcze — przypomniał mu Draco.

— Zmusiłeś mnie do tego, Draco — odpowiedział protekcjonalnie jego ojciec.

Draco skinął głową, gryząc się w język. Żadnemu z nich nie wyszłoby na dobre kłócenie się o to.

Starli się, ojciec ledwo go pokonał, ale panował nad nim, jakby to była absurdalna przewaga.

— Pozwoliłem ci wygrać — powiedział Draco bez tchu.

— Blefowanie to nic złego — rzekł Lucjusz, mocno klepiąc go po plecach i potrząsając za ramię, które mocno chwycił — ale upewnij się, że następnym razem to prawda.

Draco poczekał, aż się odwróci, żeby przewrócić oczami.

— Muszę wrócić do drużyny, ojcze — powiedział.

Lucjusz zatrzymał się i spojrzał na niego. Draco urósł przez lato, ale jego ojciec nadal był wyższy od niego i wykorzystał każdy cal, żeby przyjrzeć się synowi.

— Przygotowujemy się do przyjęcia inwestorów i komunikatu prasowego dotyczącego Domu Malfoyów, którego masz być twarzą.

— Rozumiem to, ojcze, ale jesteśmy o krok od wygrania Pucharu Quiddotcha po raz trzeci z rzędu, czego nigdy nie udało się dokonać w Hogwarcie.

— To mogłoby być zwycięstwo, z którego można być dumnym, gdybyś był kapitanem drużyny. Zamiast tego pozwoliłeś, by ten zniewieściały chłopak Teodor Nott przejął tytuł.

— To tymczasowa zmiana przywództwa, podczas mojego zawieszenia, co, jak ci przypominam, było twoją sprawką! Wyjaśnisz te bzdury z Dumbledore’em, czy ja mam to zrobić?

Lucjusz wpatrywał się w niego bez słowa.

— Proszę, ojcze. To mój ostatni rok — mruknął Draco.

— Wszystko, co życie stawia na twojej drodze, powinno być praktykowane dla naprawdę ważnych momentów. Takich, które ukształtują twoją przyszłość. Pierwszym z tych momentów jest przyjęcie inwestorskie i komunikat prasowy. Będziesz idealną twarzą firmy. Będziesz idealny. Będziesz tym, kogo od ciebie oczekujemy. Wizerunek firmy zależy od tego. Przyszłość Domu Malfoyów i naszej rodziny zależy od ciebie.

Spojrzał poważnie na Draco. Ten skinął głową.

— Och i Draco?

— Tak, ojcze?

— Następnym razem spodziewam się, że wygrasz.

Draco zacisnął zęby, przytaknął i podążył kilka kroków za ojcem, gdy wracali w stronę Dworu.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Draco siedział obok rodziców na przyjęciu dla inwestorów, uśmiechając się i ściskając dłonie, zachowując się jak idealna marionetka, w którą go zamienili. Jego ojciec uśmiechnął się, zwracając uwagę tłumu i wznosząc za nich toast.

— Szanowni goście i drodzy przyjaciele, dziękujemy za waszą obecność. Dom Malfoyów od dawna wiedzie prym wśród Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki. Dziś rozpoczynamy nowe przedsięwzięcie. Takie, które nadal będzie nas umacniać w analogiach historii. Dziś Dom Malfoyów zacznie definiować luksusowy krajobraz mody dla czarodziejów i mugoli przyszłych pokoleń. Nie tylko poprzez kultowe ubrania, które produkujemy, ale także poprzez wiodące na rynku projekty zrównoważonego rozwoju, z których jesteśmy naprawdę dumni. Z wielką radością oddaję głos mojemu synowi, Draco, który opowie wam, dlaczego tu się zebraliśmy. Draco — powiedział, udzielając głosu swojemu synowi.

Draco wkroczył na miejsce, ściskając dłoń Lucjusza, gdy błyskały flesze, a publiczność klaskała. Odwrócił się w stronę tłumu, rzucając im olśniewający uśmiech. Pansy spojrzała mu w oczy i skinęła głową na znak zrozumienia. To był jej pomysł, ale ich ojciec nigdy by jej nie zaufał, by była twarzą tego pomysłu. Więc przypadło to jemu, mimo że oboje tego chcieli.

— Panie i panowie, dziękujemy za dołączenie do naszej rodziny w tej doniosłej chwili. To ważny moment dla naszej rodziny. Dom Malfoyów rozszerza nasze imperium. Ubieramy rodzinę królewską, królów, zagranicznych prezydentów, ministrów magii i mugoli. Ubieramy was, elitarnych członków społeczeństwa i odnoszących sukcesy biznesmenów. W czasach, gdy stary świat się zmienia, oferujemy wam elegancję minionej epoki. Oferujemy wam zachowanie naszej kultury i zapoczątkowanie nowej ery. Wkraczacie w przyszłość rodu Malfyów.

Widział, jak Pansy mamrocze pod nosem te słowa, gdy publiczność kiwa głowami, wsłuchując się w każde jego słowo.

Uśmiechnął się do nich, unosząc kieliszek.

— Wznieśmy toast za Dom Malfoyów. Nowoczesność. Szlachetność. Dynamiczność. Od nas dla was.

Wiwatowali. Uśmiechali się. Uwielbiali go. Skinął głową ojcu, dołączając do niego do zdjęcia. Lewa ręka ojca mocno, niemal boleśnie, ścisnęła go za ramię. Potrzasnął prawą. Ich sygnety błyszczały na pierwszej stronie Proroka Codziennego następnego dnia.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

On i Pansy wrócili do szkoły później tego ranka. Usiadł na krześle w klasie, kołysząc się na tylnych nogach, opierając stopy o blat. Elegancko ubrana czarownica przeszła środkowym przejściem, stukając obcasami o marmurową podłogę. Dominick i Blaise zaczęli szeptać pod nosem o jej tyłku. Draco uśmiechnął się złośliwie.

— Dzień dobry, nazywam się Philippa Winfield, możecie mówić do mnie Pippa.

— Będę cię nazywać, jak zechcesz, kochanie — gwizdnął Dominick.

Zignorowała go i Blaise’a, który przybił mu piątkę.

— Kiedy przygotowywałam się do aplikowania na Oksford, pomocne okazało się omówienie możliwych pytań na rozmowie kwalifikacyjnej. Dokładnie to zrobimy na tych zajęciach. Proszę, rozdaj to wszystkim — powiedziała, podając stos papierów Granger, która skinęła głową i szybko wykonała zadanie.

Rzuciła jego kartkę na biurko, zamiast włożyć ją w wyciągniętą rękę, jak zrobiła to w przypadku Teo. Przewrócił oczami.

— Panie Zabini, zobaczymy, czy pańskie usta działają równie dobrze podczas czytania pytań, jak gdy szepta pan do pana Greengrassa — zażądała inteligentnie Pippa.

Blaise odchrząknął i usiadł.

— Jeśli potrafi pan podać powody swoich działań, czy to znaczy, że są one racjonalne? — przeczytał na głos.

— Przypuszczam, że uczucia też mogą motywować działania — powiedziała cicho Łasica. — Ile emocjonalnych decyzji podejmujemy każdego dnia?

— Dziwne by było rozróżnienie emocji od racjonalności — wtrącił Teo — jakby głowa i serce wzajemnie się wykluczały.

— Jeśli postępuję zgodnie z zasadami, które uważam za racjonalne, ale cierpię z tego powodu, czy moje działania są racjonalne? — dodała Pansy.

— Tutaj wyraźnie widać, jak różne mogą być ludzkie zasady — odpowiedziała Granger. — Nigdy nie uznałabym działania, które sprawiło cierpienie mnie lub komuś innemu za racjonalne.

Draco przewrócił oczami.

— Są zasady, które mają uniwersalne zastosowanie. To aksjomaty. Jeśli masz dwie oferty pracy, z których jedna jest lepiej płatna, ale uważasz, że byłabyś szczęśliwsza w gorzej płatnej, racjonalną decyzją byłoby przyjęcie tej lepiej płatnej.

— Jeśli, co nie powinno dziwić, motywują cię pieniądze… — mruknęła Granger.

Przerwał jej.

— Po pierwsze, nie znasz mnie ani moich motywacji. — Spojrzał na nią wrogo, zanim kontynuował: — Ludzie nie będą tobą zainteresowani, jeśli nie masz pieniędzy.

— Jeśli wmawiają ci to od urodzenia, oczywiście powiesz, że nic innego się nie liczy! — Prychnęła. — To naprawdę żałosne.

Pippa próbowała załagodzić sytuację.

— Namiętna dyskusja jest dobra, ale proszę, żadnych ataków personalnych.

Oboje ją zignorowali, ich oczy się spotkały.

— Ciekawy widok z twojej wieży moralnej wyższości — zadrwił Draco.

— Nie przechodzę przez życie, myśląc, że jestem lepsza i mogę traktować ludzi jak śmieci.

Próbujesz kontrolować innych bez pieniędzy. Jak ci idzie?

Uniósł brew, patrząc na nią sarkastycznie.

Zamiast dopasować się do jego tonu, jej własny złagodniał.

— Żal mi ciebie — powiedziała po prostu, a te słowa były jak policzek w twarz.

Kim ona była, żeby litować się nad nim?

— Uczniowie, proszę.  — Pippa odezwała się ponownie, w daremnej próbie odzyskania kontroli nad zajęciami i dyskusją.

— Chcesz spędzić całe życie, reprezentując bogactwo, do którego się nie przyczyniłeś, ani w żaden sposób nie zarobiłeś? Przy tak dużej ilości pieniędzy i tylu najemnych służących posiadanie własnych pomysłów nie jest wskazane, prawda? Twój spadek, twoje niewielkie figle — prychnęła. — To tylko pokazuje, jak bardzo jesteś pusty. Dlatego nikt nigdy nie będzie tobą zainteresowany, a zwłaszcza twoimi pieniędzmi.

Mówiła zdecydowanie, jej ton nie pozostawiał miejsca na dyskusję.

Te słowa raniły go bardziej niż słowa ojca, gdy przemawiała do jego najgłębszych niepewności i wątpliwości. Zacisnął zęby, a jego serce waliło. Przyjaciele wyglądali na zszokowanych, choć na ich twarzach również można było dostrzec rozbawienie. Pansy spojrzała na niego ostrożnie. Bez słowa wstał z krzesła, chwycił torbę i wyszedł z klasy, a jego szaty powiewały za nim, gdy drzwi głośno się zatrzasnęły.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Nalał Ognistej Whisky do szklanek, równie wygodnie w domu rodziny Nottów, jak i u siebie. Impreza szalała wokół niego, morze tych samych twarzy, wśród których dorastał. Ta sama stara impreza, z tymi samymi starymi ludźmi. Zazwyczaj rozkoszował się nią. Dziś wieczorem wydawała się oklepana.

Przełknął alkohol, nie czując go, pieczenie było czymś drugorzędnym. Nalał sobie jeszcze dwa i zaniósł jednego do drugiego pokoju, siadając na skórzanej sofie naprzeciwko Teo. Podał mu szklankę i stuknęli się, zanim je opróżnili. Tych dwóch też nie poczuł.

— Jak opisałbyś mnie trzema słowami? — zapytał Teo, biorąc pióro i pergamin.

— W tej chwili? — zapytał Draco, przyglądając się przyjacielowi. Ten skinął głową. — Elegancki bóg seksu.

Teo uśmiechnął się.

— Dokładnie, ale trochę zbyt wyniośle. Odkryłem, że fałszywa skromność zwykle sprawia, że mam większe szanse u dżentelmenów.

Draco znów na niego spojrzał.

— Wszystko w porządku?

Teo westchnął.

— Mój obecny chłopak jest trudny, więc szukam alternatywy. Jestem pewien, że moje problemy niewiele się różnią od twoich… chyba że oczywiście chciałbyś udawać, że ta mała sprzeczka z Granger na zajęciach przygotowawczych do Oksfordu to nic wielkiego.

— Nie wiem, o czym mówisz — rzekł Draco obojętnym tonem. — Te zajęcia to strata czasu dla tych z nas, którzy mają władzę, i każdy o tym wie. Byliśmy przyjęci w dniu naszych narodzin.

— Więc oszukujemy samych siebie? — Westchnął Teo.

— Co? — zapytał zirytowany Draco.

— Trafiła w czuły punkt? — zastanawiał się Teo. Draco przewrócił oczami, a Teo uniósł ręce w geście poddania. — Dobra, zostawię cię w spokoju. Jeśli to coś znaczy, myślałem, że jest zupełnie nie w twoim typie.

Uśmiechnął się z wyższością.

— Nie jest taka, jak wszystkie, które wcześniej spotkałem, Teo — powiedział Draco niemal bezwiednie. — Zdecydowanie jest poza naszym kręgiem, naszym światem. Tak jakby ocean był między nami.

Teo poklepał go po plecach.

— Dobrze, że umiesz pływać, kolego.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Następnego ranka Draco poszedł na boisko wcześnie rano, zamierzając wypocić alkohol i pozbyć się kaca. Granger podeszła do niego w połowie treningu, promienie słońca oświecały jej włosy od tyłu. Zmrużył oczy, podnosząc dłoń.

— Przyszłaś, żeby opowiedzieć Dumbledore’owi o tym, jak spędzam wolny czas? — wyrzucił z siebie. — A może masz jeszcze jakąś mądrość, którą chciałabyś się ze mną podzielić ze swojego rzekomego wyższego stanowiska?

Skrzywiła się.

— Chciałam ci powiedzieć, że masz rację — powiedziała niepewnie.

— Zazwyczaj tak jest — odparł protekcjonalnie.

Przewróciła oczami.

— Nie znam cię ani twojego życia. Moje wczorajsze zachowanie było nie na miejscu. Przepraszam… Poza tym motyw wiktoriański był lepszym wyborem, choć przyznanie tego sprawia mi ból.

— Oczywiście, że tak — prychnął. — Jak idzie z plakatami?

Kolejny grymas.

— Jestem pewna, że jakoś pójdzie — wymamrotała.

Odwróciła się, żeby odejść, a on zawołał za nią.

— Hej, Granger!

Zerknęła na niego z oczekiwaniem.

— Przekaż Dumbledore’owi moje pozdrowienia — zażartował.

Pokazała mu środkowy palec, odwróciła się bez słowa i wróciła do zamku. A Draco zauważył, że uśmiecha się za każdym razem, gdy przez cały dzień myślał o ich porannym spotkaniu.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

— Draco, co powiesz na partyjkę golfa? Muszę przyznać, że mugole wiedzieli, co robią, kiedy wymyślili ten sport.

— Jasne, ojcze — powiedział Draco, zamykając skórzany szkicownik, a szkic brwi Granger, nad którym pracował, zniknął za okładką.

Pansy dołączyła do rozmowy, odpoczywając na fotelu Draco.

— Ja też mogę? — zapytała z nadzieją.

— Przepraszam, kochanie, to trudne. Może innym razem.

Ich ojciec pocałował ją w czoło i odszedł. Draco uśmiechnął się do niej ze współczuciem i poszedł za nim.

Jego ojciec wiózł ich przez zadbane trawniki mugolskiego klubu golfowego, niemal rozjeżdżając innych golfistów. Klęli za nim, a on się uśmiechał. Podjechał do pierwszego dołka.

— Ach, tam są — powiedział, kiwając głową w stronę zbliżającej się pary.

— Kto? — zapytał Draco, mrużąc oczy przed słońcem; postacie były nierozpoznawalne.

— Nasi partnerzy do gry.

Draco westchnął, gdy się pojawili.

— Dlaczego Astoria tu jest?

— Harold Greengrass rozważa zainwestowanie znacznej sumy w Dom Malfoyów. Jest ostatnim inwestorem, którego potrzebujemy. Gdybyś mógł udawać, że jesteś w połowie tak zainteresowany Astorią, jak ona tobą, moglibyśmy dziś ubić dwa hipogryfy jednym kamieniem. Dyrektor generalny i dziedzic Malfoyów potrzebuje odpowiedniej partnerki u swojego boku. Siostra twojego najlepszego przyjaciela byłaby idealna.

— Astorio — przywitał się Lucjusz, podchodząc do niej z szeroko otwartymi ramionami. Wziął ją za rękę i pocałował w kostki. — Widok godny podziwu, jak zawsze.

Uśmiechnęła się do niego.

— Pan Malfoy jak zwykle czarujący.

Skinął jej głową i uścisnął dłoń jej ojca.

— Greengrass, cudownie cię widzieć.

— Ciebie również. Witaj, Draco — powiedział Greengrass serdecznie, kiwając głową.

— Panie Greengrass — odpowiedział Draco uprzejmie. — Tori. — Skierował się do Astorii, unosząc jej dłoń, by pocałować kostki, wywołując u niej rumieniec.

— Draco — powiedziała, patrząc na niego spod rzęs.

Nie powinien był się z nią przespać na przyjęciu. Teraz będzie miała pomysły i oczekiwania. Wyobraził sobie Hermionę Granger, porównując ją do Astorii.

Z mojego doświadczenia, pomyślał, wynika, że mecz może zakończyć się tylko na dwa sposoby: zwycięstwem lub porażką. Król wstaje lub upada. Masz władzę lub nie. Granger ujawniła mu potencjalną trzecią opcję: remis — być może właśnie w momencie, gdy dwaj przeciwnicy rozpoznają swoją władzę i przyznają się do niej, można odkryć prawdziwą wielkość. Z pewnością była to interesująca myśl do dalszego rozpatrzenia, skoro nie miał zalecać się do Astorii ani jej ojca.

Kiedy skończyli rozgrywki i wrócili do Dworu, wysłał Granger szybką sowę, na jego twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech.

 

Załatwiłem nam dostęp do archiwalnej kolekcji w skarbcu. Możemy zrobić portrety, których potrzebujesz do plakatu. – D.

 

Jej odpowiedź nadeszła szybko.

 

Tak na serio, czy to kolejne twoje zagranie? Powinnam się spodziewać zaczepienia przez więcej striptizerek w Gringocie? – H.

 

Zaśmiał się, poprawiając szaty.

 

Chyba będziesz musiała poczekać i zobaczyć. – D.M.

 

Wysłał swój list i czekał tylko kilka minut na jej odpowiedź.

 

Jak się tam dostaniemy? – H.G.

 

Snape oczywiście pozwoli nam skorzystać ze swojego kominka. – D.L.M.

 

Jej odpowiedź nadeszła wkrótce potem. Pogłaskał sowę i uśmiechnął się, czytając.

 

Ile tak naprawdę masz inicjałów? – H.J.G.

 

Tyle samo, co ty. – D.L.M.

 

Kiedy idziemy? – H.J.G.

 

Uśmiechnął się i zaoferował swojej sowie kilka smakołyków, po czym szybko ruszył przed siebie. Zbliżył się do dormitorium dziewcząt, idąc korytarzem, aż dotarł do drzwi oznaczonych Granger/Weasley. Zastukał dwoma knykciami. Po chwili otworzyła, zatrzymując się, gdy go zobaczyła.

— Co powiesz na teraz? — zapytał, oferując jej ramię.

— Potrzebuję minuty — jęknęła i natychmiast zamknęła mu drzwi przed nosem.

Zajęło jej to pięć minut, co zanotował, ale nie wypominał. Szybko otworzyła drzwi, jej włosy nieco wygładziły się w niskim koku, chociaż kilka kosmyków okalało jej twarz. Była ubrana bardziej formalnie niż zwykle i docenił ten wysiłek.

— Idziemy? — spytał, ponownie podając jej ramię.

— Chodźmy — odpowiedziała, biorąc go pod rękę i nieśmiało się uśmiechając.

Skorzystali z sieci Snape’a i dotarli nie do Gringotta, ale do Dziurawego Kotła. Szybko przeszli po lepkiej podłodze, mijając tajemnicze kałuże i klientów pochylonych na krzesłach, mimo że był środek dnia, i wyszli na brukowaną ścieżkę Ulicy Pokątnej. Po drodze wskazała swoją ulubioną księgarnię Podstawowe Księgi. On wspomniał o swoim ulubionym sklepie z artykułami artystycznymi. Spojrzała na niego ciekawie, zaskoczona.

— Spodziewałam się, że wskażesz Markowy sprzęt do Quidditcha — przyznała.

— Jestem człowiekiem o wielu talentach — powiedział skromnie.

— To prawda, że twoja rodzina ubiera Ministra? — zapytała.

— Tak. Jest bardzo zadufany w sobie. Będzie oczekiwał, że mu się ukłonisz, gdy go zobaczysz — rzekł poważnym tonem.

Otworzyła usta, a on się zaśmiał.

— Żartuję, nie wiesz we wszystko, co ci mówią.

— Więc kiedy powiedziano mi, że jesz kawior na śniadanie, kąpiesz się w szampanie i niszczysz łóżka wodne podczas seksu, to było…? — urwała, pozwalając, by pytanie zawisło między nimi.

Spojrzał na nią, a na jego twarzy powoli pojawił się uśmiech na widok jej śmiałości.

— Naprawdę nienawidzę kawioru. Kiedyś zgubiłem butelkę szampana w basenie, pływając. A co do trzeciego punktu: to nie było łóżko wodne.

— Nagle straciłeś cały urok. Jesteś strasznie nudny.

— Och, jestem nudny? Nie słyszałem o tobie żadnej plotki!

— Odpowiada mi to — powiedziała z wyszukaną elegancją.

— Opowiedz mi coś o sobie. Coś, czego nie wie żaden z naszych znajomych ze szkoły.

— Zawsze, gdy pada deszcz, boli mnie kolano. Dawny wypadek na łyżwach.

Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się, gdy spojrzał na nią, unosząc brwi. Po czym parsknął śmiechem. Zbliżyli się do Gringotta, a gobliny nisko mu się pokłoniły.

— Panie Malfoy, przygotowaliśmy salon wystawowy w pańskim skarbcu.

Skinął im głową, prowadząc Hermionę do wózka górniczego, którym mieli udać się do skarbca.

— Powiesz mi, co oznacza J w H.J.G.? — zapytał, gdy śmigali wzdłuż szyn.

— Nigdy w życiu — mruknęła bez tchu, ściskając boki wózka.

Szybko dotarli na miejsce, a ona wyszła z wózka na trzęsących się nogach. Doprowadził ją do skarbca, trzymając za rękę. Weszli do salonu, gdzie wystawiono kilka  sukni i dodatków, a także męskie ubrania: spodnie, kamizelki, marynarki i fraki.

Podeszła do jednej z nich, sukni w kolorze przydymionego różu.

— Tę rozpoznaję; niedawno była pokazywana w Muzeum Victorii i Alberta. Lawender Brown nie przestawała o niej mówić. Bez urazy — dodała pospiesznie, jakby na myśl o czymś innym.

Wyciągnęła rękę, jakby chciała jej dotknąć, a potem ją cofnęła.

— Możesz dotknąć. To repliki. Oryginały rzadko są pokazywane. Moja rodzina gromadzi je jak smoki. Czy będą wystarczające do plakatu? — zapytał.

— Są idealne! Mogę zrobić zdjęcie?

— Oczywiście — przyznał — chociaż o wiele lepiej wychodzą na zdjęciach w ruchu. Chciałabyś przymierzyć?

— Och, nie mogłabym! — odpowiedziała szybko.

— Dlaczego nie?

— Ja… jestem pewna, że to dość skomplikowane z tymi wszystkimi guzikami i…

— Ale podoba ci się?

— Tak, oczywiście.

— To przymierz. Kiedy będziesz miała kolejną szansę?

Zaczerwieniła się i skinęła głową.

— Tylko jeśli ty założysz garnitur.

Wskazała na manekina znajdującego się obok nich.

— Jeśli nalegasz.

Uśmiechnęła się szeroko i rozstali się. Gobliny wprowadziły ich do wyczarowanych namiotów do przebrania się i pomogły z dodatkami.

Szybko skończył i wyszedł, czekając na nią. Poły namiotu powili się otworzyły, odsłaniając ją w małych odstępach. Gapił się oszołomiony. Nie spodziewał się, że będzie taka… piękna. Zawsze wydawała się taka zwyczajna w swoim mundurku. Teraz, dzięki kształtowi i krojowi sukienki, mógł ją zobaczyć taką, jaka była. Smukłą talię, którą podkreślał gorset. Krój biustu uwydatniał jej dekolt i delikatne obojczyki. Odsłoniła ramiona i piegi wokół nosa. Przełknął ślinę, skanując ją wzrokiem.

Zaprowadził ją do lustra sięgającego do podłogi, ozdobionego i złoconego. Zamarła, gdy zobaczyła ich odbicia.

— Griphook, mogłabyś zrobić kilka zdjęć? — zapytał Draco, podając czarodziejski aparat goblinowi.

Po czym nisko skłonił się przed Hermioną, całując jej knykcie nad koralikowymi rękawiczkami, które zakrywały jej dłonie i przedramiona aż do łokci. Uśmiechnęła się szeroko, a on wstał, obracając ją, gdy spódnica sukienki dramatycznie się rozszerzyła.

Obrócił ją tak, że spotkała się z nim, plecami do niego. Spojrzał na nią, ich oddechy się zmieszały, kiedy przechyliła głowę w jego stronę, ich oczy się spotkały. Pochylił się bliżej.

Głos jego ojca odbił się echem w komnacie.

— Oto on, bawi się w przebieranki, gdy powinien być na lunchu ze mną i Greengrassami — poskarżył się Narcyzie.

Hermiona zamarła, jej wzrok zatrzymał się na jego rodzicach. Matka uśmiechnęła się do niej skromnie.

— Pięknie wyglądasz — powiedziała uprzejmie Narcyza.

— Draco, rozumiem, że jesteś w fazie buntu, atakujesz mnie za to zagranie z Quidditchem, ale nie wypada wciągać w to tej biednej dziewczyny — zrugał Lucjusz, zanim odwrócił się ku Hermionie, patrząc na nią krytycznym wzrokiem. — Przepraszam za to wtargnięcie, ale obawiam się, że Draco pozwolił sobie na zbyt dużą swobodę w swoim harmonogramie. — Jego oczy z niesmakiem przesunęły się po niej, a usta wygięły w szyderczym uśmiechu. — Jeśli mam być szczery, ta sukienka jest trochę za ciasna w talii i biuście.

— Może moglibyśmy wykorzystać zdjęcia, które zrobili, jako retrospekcję przed premierą nowej kolekcji Dom Malfoyów? — wtrąciła jego matka, jej głos był kojący, lata towarzyskich uprzejmości dyktowały jej interwencję.

— Ona nie jest wizerunkiem, który Dom Malfoyów chce promować. Tę suknię nosiła królowa, nie pozwolę, żeby ją splamiła jakaś brudna szlama, którą Draco wykorzystuje, by się na mnie zemścić.

Hermiona gwałtownie się zarumieniła.

— Pójdę się przebrać. Nie chciałabym, żeby wasze ubrania przesiąkły moim brudem — powiedziała z goryczą. — Dziękuję za niezapomniane przeżycie. — Ukłoniła się szyderczo. — Przekaż moje pozdrowienia Ministrowi, Malfoy — zażartowała i ze zdecydowaniem wróciła do namiotu.

____________________

Witajcie :) w niedzielne popołudnie zapraszam na kolejny, dość długi rozdział tłumaczenia, w którym wiele się działo. Jestem ciekawa, jak Wasze wrażenia. Dajcie znać. :)

Kolejne rozdziały pojawią się w przyszłym tygodniu, więc oczekujcie, bo jeszcze wiele się wydarzy.

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia. Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy