—
Dobra drużyno, zbierzcie się. Przez ostatnie kilka sezonów Malfoy zadbał o to,
żebyśmy nie mieli nic do stracenia. Chcę, żebyście wyszli i zagrali dobry,
czysty mecz z Durmstrangiem i umożliwili nam zdobycie Pucharu Quidditcha! —
krzyknęła pani Hooch.
Drużyna
ryknęła dopingująco.
Draco
odciągnął Teo na bok, gdy szli w stronę boiska.
—
Nawet nie myśl o zemście za ostatni rok — powiedział poważnie, patrząc na Teo.
Ten
przewrócił oczami, ale nie skomentował. Wsiedli na miotły i wznieśli się w
powietrze, dołączając do drużyny.
Rozległ
się przenikliwy gwizd i wypuszczono piłki. Blaise szybko przejął kafla, pędząc
w stronę słupków bramkowych i niemal natychmiast rzucił go w dolny, lewy kosz.
Draco wiwatował, machając pięścią. Tłum szalał, a Dumbledore klaskał uprzejmie.
—
Dziesięć do zera dla Hogwartu. Nowy program treningowy pani Hooch, który
wystartował kilka lat temu, wydaje się służyć drużynie. Ona z pewnością wydaje
się zadowolona z ich postępów. — Głos Deana Thomasa rozbrzmiał nad stadionem.
Draco
przeleciał nad boiskiem, uważnie obserwując grę i jednocześnie wypatrując
nieuchwytnego złotego znicza. Blaise zdobył kolejnego gola, a jeden z graczy
Durmstrangu przechwycił kafla i wrzucił go przez bramki tuż nad głową ich
obrońcy. Draco jęknął, a potem zaklął, gdy zauważył, jak Teo wyrwał kij jednemu
z pałkarzy i posłał dobrze wymierzony tłuczek, celując w głowę jednego z ich
ścigających.
—
Teo, NIE! — ryknął Draco, lecąc ku niemu i szorstko popychając go w ramię. —
Cholera jasna, stary, mówiłem ci, żebyś tego nie robił!
—
W zeszłym roku prawie złamał kark Blaise’owi, zasłużył na to!
Rozległ
się gwizdek, a potem pani Hooch wzbiła się ku nim z ustami zaciśniętymi w
grymasie.
—
Nott, wypadasz z gry. Zastąpi cię McLaggen. Ten chłopak z Durmstrangu musiał
zostać medycznie przetransportowany do skrzydła szpitalnego. Miejmy nadzieję,
że dyrektor nie posadzi cię na ławce rezerwowych do końca sezonu — warknęła
niskim i cichym głosem, przekazując rozczarowanie bardziej dobitnie, niż gdyby
krzyknęła.
—
Trochę chytry ruch ze strony Notta, i tak Hooch wyrzuciła go z boiska, a
McLaggen zajmie jego miejsce, gdy mecz zostanie wznowiony — zrelacjonował
wydarzenia Dean Thomas.
Draco
widział Notta wybiegającego z boiska i rzucającego miotłę o ziemię. Hermiona
Granger stała w pobliżu szatni, z nosem w książce, podczas gdy Ginny Weasley i
Colin Creevey robili zdjęcia meczu.
Draco
podleciał bliżej, niewinnie unosząc się nad nimi, wypatrując znicza. Wiatr
poniósł ich wymianę zdań w jego stronę, więc zacisnął szczękę i słuchał.
—
Wiesz, mecz jest ciekawszy, gdy się go ogląda — powiedział z irytacją Teo
Hermionie.
—
Och, przyszłam tu tylko dla rozlewu krwi. Teraz zupełnie straciło to na
znaczeniu — zażartowała, nie odrywając wzroku od książki.
—
Zasłużył na to, nawet jeśli Hooch wywaliła mnie z boiska.
—
Może powinni wystawić Ginny zamiast McLaggena, wtedy drużyna miałaby szansę
odkuć się za ostatni mecz — rozmyślała, a jej usta uniosły się w uśmieszku, gdy
patrzyła, jak Ginny poucza zawodników, zapominając o aparacie na szyi.
—
Wyglądasz na prawdziwą fankę Quidditcha. — Teo zaśmiał się.
—
Och, przychodzę na każdy mecz, nie zauważyłeś? — powiedziała sarkastycznie.
—
Nie, zwykle jestem trochę zajęty na boisku.
—
Cóż, ktoś musi kierować tłuczkami — zażartowała, a Teo uśmiechnął się do niej.
—
Dokładnie.
W
tym momencie Draco dostrzegł znicza i poleciał w jego kierunku, zapominając o
rozmowie pod nim, gdy jego dłoń zamknęła się wokół trzepoczących skrzydeł.
Drużyna ruszyła ku niemu i schwytał go wir rąk wyciągających się, by poklepać
go po plecach lub potargać rozmierzwione wiatrem blond włosy. Uśmiechnął się,
kiedy sprowadzili go na ziemię, a aparaty Creeveya i Weasley dziko rozbłysły.
Oderwał
się na chwilę, drużyna rozproszyła się, gdy pani Hooch podeszła do nich,
uśmiechając się szeroko. Teo dołączył do nich, klepiąc Blaise’a po plecach w
ramach gratulacji. Poszedł za nim i przyparł Hermionę do drewnianej ramy drzwi
szatni.
—
Czego chciałaś od Teo? — zapytał niskim głosem.
Wciągnęła
przestraszony oddech, ściskając książkę przy piersi między nimi.
—
Nie to żeby to była twoja sprawa, ale
nic.
—
Nie wiem, w co ty grasz, Granger, i szczerz mówiąc, mało mnie to obchodzi.
Jesteś po prostu brudną szlamą, z jakiegoś mugolskiego miasta, o którym nikt z
nas nigdy się nie dowie ani nie zapamięta. Nie masz żadnego Domu, tytułów,
znajomości. Nie możesz nas ruszyć, ale za wszelką cenę próbujesz — warknął, a
jego twarz była o kilka cali od niej, a potem odepchnął się od ściany i
pozwolił, by wciągnął go tłum uczniów wracających do zamku.
Niektórzy
z nich podnieśli go na ramiona, razem z Zabinim, i śmiali się, nazywając go
królem. Nikt nie spojrzał na nią, nikt jej nie zauważył, ani jej pleców wciąż
przyciśniętych do framugi drzwi z drżącymi palcami.
Ojciec
chrzestny Draco, Snape, wziął go pod pachę, gdy jego przyjaciele postawili go
na ziemi.
—
Zmieniłeś dyscyplinę na zapasy, co? Myślałem, że to Quidditch — zażartował.
Draco
uśmiechnął się do niego.
—
Trening czyni mistrza — odpowiedział.
—
Osiągaj swój sukces postępami, nie zwycięstwami, Draco.
—
Kto to powiedział, Platon czy Arystoteles?
—
Tiger Woods. — zadrwił Snape.
—
Hej, wiesz, że nie ogarniam mugolskich sportów — jęknął Draco.
—
Mówisz tak — Snape potargał jego włosy — a wiesz, o jakim mugolskim sportowcu
mówiłem.
W
odpowiedzi Draco wyszczerzył się w uśmiechu.
Pansy
podeszła do nich, a Draco skinął głową Snape’owi, zanim pozwolił Pansy połączyć
ich ramiona. Pochylił głowę ku niej, a jego szept zaginął w hałasie tłumu.
—
Co wiesz o Hermionie? — zapytał.
—
Nic. — Pansy wzruszyła ramionami. — Myślę, że ona i Łasica współprzewodniczą
temu głupiemu Komitetowi Organizacyjnemu.
—
Temu, który organizuje szkolne imprezy?
—
Tak, to ten — Pansy zgodziła się.
—
A co z Lupinem? Milczy? — dopytywał Draco.
—
Tak. — Pansy westchnęła cicho. — Jakbym nigdy nie istniała — powiedziała, jej
głos był zabarwiony smutkiem.
Draco
zmarszczył brwi.
—
Nie istniałaś — powiedział, a surowa pogarda wypłynęła z jego ust.
Spojrzała
na niego z wściekłością, ale zauważył, że otarła szybką łzę. Pocałował ją w
czubek głowy, jedyne pocieszenie, jakie mógł jej zaoferować.
~*~*~*~*~*~*~*~
Następny
dzień minął szybko, znajdował się w Pokoju Wspólnym, naciągając swoje drogie
szaty. Jego rodzina miała możliwość mieszania w każdym kotle, ale po wojnie
zajęli się czarodziejską i mugolską modą. Zawsze był idealnie ubrany; idealnie
skrojone garnitury i uczesane włosy.
—
Panowie, mam nadzieję, że przynieśliście swoje woreczki na monety. Słyszałem,
że mogą być potrzebne dziś wieczorem.
Uśmiechnął
się złośliwie, puszczając oko do Dominicka.
—
Doskonale — powiedział Blaise, pocierając dłonie. — Zaszczycimy ich swoją
obecnością? — zapytał, obejmując ramieniem Teo.
—
Byłoby niegrzeczne ze strony Draco pozbawiać jego fanów możliwości patrzenia na
niego — zgodził się Teo, rzucając złośliwy uśmiech.
Schodzili
po marmurowych schodach prowadzących do Wielkiej Sali. Draco musiał przyznać,
że Granger i Łasica przeszły samych siebie. Sala wyglądała wspaniale, każdy
szczegół był idealnie dopracowany. Owacje należały się także Komitetowi, który
stanął na wysokości zadania. To niemal
go powstrzymało. Wtedy zauważył Pansy tęsknie wpatrującą się w Lupina i jego
determinacja zaostrzyła się. Zrobiłby wszystko,
by chronić reputację swojej rodziny, a jakaś szlamowata kujonka nie mogła
stanowić wyjątku. Jego uśmiech zdziczał.
Zobaczył
ją i Dumbledore’a rozmawiających przy drzwiach; dyrektor uśmiechał się,
najwyraźniej zadowolony z jej osiągnięcia. Wtórowała mu i kiwała głową, mówiąc
ożywionym głosem. Draco dał znak komuś w tłumie i światła zgasły. Nad ich
głowami niepostrzeżenie wystrzeliła seria czerwonych iskier, a potem ze sceny
dobiegł niski dźwięk bębna. Fatalne Jędze zaczęły śpiewać cichą, prowokacyjną
piosenkę, przykuwając uwagę wszystkich. Świece zapłonęły ponownie, światło było
łagodniejsze, cieplejsze, bardziej intymne. Następnie cztery zakapturzone
postacie wdzięcznie przesunęły się przez tłum, zrzucając szaty na środku
parkietu. Dwóch mężczyzn było skąpo ubranych; nagie klatki piersiowe i ramiona,
brzuchy lśniące słabym blaskiem oleju. Kobiety ubrane były w obcisłe gorsety z
klejnotami migoczącymi w świetle. Zaczęli tańczyć, ich ruchy były giętkie i
uwodzicielskie. Publiczność złapała oddech ze zdziwienia, starsi członkowie tłumu
wachlowali i się i szeptali o skandalu. Młodsi członkowie, uczniowie bardziej
przyzwyczajeni do mugolskiego wpływu ruchów tanecznych i ubrań, krzyczeli i
wiwatowali, podjudzając ich. Dumbledore wyglądał na wściekłego i kroczył przez
salę, a tłum rozstępował się przed nim jak fale oceanu. Granger szła za nim,
wyraźnie przerażona i zdenerwowana.
Dumbledore
próbował powstrzymać tancerki, ale jedna z kobiet popchnęła go na krzesło i
usiadła mu na kolanach, kołysząc biodrami i wpychając mu pierś w twarz. Wtedy
zjawił się Harry Potter, próbując pomóc Granger zapanować nad sytuacją. Jeden z
mężczyzn złapał go i zaczął się o niego ocierać, a twarz Pottera płonęła ze
wstydu, kiedy jąkał się i rumienił. Teo krzyknął z zachwytu, rzucając monety na
podłogę.
Granger
weszła na scenę, wyciszając muzykę różdżką. Świece rozbłysły z powrotem do
pierwotnej wysokości, światło rozlało się po pomieszczeniu. Tancerki zatrzymały
się, patrząc na nią. Dumbledore odchrząknął, wysuwając się spod kobiety i
odzyskując kontrolę nad sytuacją, zaciskając szczękę; mięśnie drgały
spazmatycznie.
Draco
był nieznacznie zaskoczony, gdy znalazł się w gabinecie dyrektora obok Granger.
—
Oboje mnie dziś rozczarowaliście — zrugał ich Dumbledore.
Granger
wyglądała, jakby w każdej chwili miała wybuchnąć płaczem. Draco przewrócił
oczami i bawił się spinką do mankietu.
—
Uważam, że pańskie zadowolenie z siebie jest irytujące, panie Malfoy —
powiedział beznamiętnie. — Nie sądzę, żeby wiele rzeczy, które dzieją się na
tych korytarzach, umykało mojej uwadze. Wiem, że miał pan udział w tym małym
wybryku. Niniejszym ze skutkiem natychmiastowym zostaje pan zawieszony w byciu
członkiem drużyny Quidditcha, a panna Granger nie otrzyma listu polecającego.
—
Proszę pana! — wtrąciła.
—
Spodziewałem się, że jako przewodnicząca Komitetu Organizacyjnego będzie pani
miała wydarzenie pod kontrolą. Po psikusie pana Malfoya nie mogę już ręczyć za
pani zdolności organizacyjne. Chyba, że jest coś jeszcze, co muszę wiedzieć na
temat tej sytuacji?
Draco
zamilkł, odwracając głowę ku Granger. Zacisnęła szczękę i zdecydowanie do
zignorowała. To był moment, w którym wygadałaby prawdę o nich zabawie w kotka i
myszkę, a romans między Pansy i Lupinem wyszedłby na jaw. Zacisnął pięści,
czekając na wtrącenie się. Ona powoli pokręciła głową.
—
Nic, proszę pana. — Draco uniósł brwi z zaskoczenia. — Rozumiem, że jest pole
do poprawy i poważnie traktuję pańską krytykę. Jeśli pozwoli mi pan jeszcze raz
się wykazać, podczas zbliżającej się Gali Darczyńców, obiecuję, że nie będzie
pan zawiedziony.
Dumbledore
westchnął przez nos, zaciskając usta.
—
Taka katastrofa nie może się powtórzyć — powiedział w końcu. — Nie będzie
powtórki wydarzeń z dzisiejszego wieczoru — nalegał stanowczo, jego wzrok
przeskakiwał między Draco a Granger.
—
Nie, proszę pana.
Stanowczo
pokręciła głową.
—
W takim razie pan Malfoy może charytatywnie spędzać swój wolny czas w Komitecie
Organizacyjnym, aby naprawić krzywdy, które wyrządził. Wy dwoje, razem, zszargaliście
reputację tej instytucji. Możecie spróbować ją naprawić za pomocą Gali. Wtedy
zastanowię się nad listem, panno Granger.
—
Proszę pana! Malfoy jest arogancki i niegodny zaufania, nie mogę… — zaczęła.
Podczas
gdy Draco mówił w tym samym czasie:
—
Nie jestem wynajętą pomocą do planowania przyjęć! Mój ojciec…
Kontynuowali
przepychanki słowne, sprzeciwiając się propozycji dyrektora, że muszą
współpracować. Nie mogąc dłużej tego znieść, bez słowa Dumbledore zgarnął ich z
krzeseł i bezceremonialnie wyrzucił ze swojego gabinetu, zatrzaskując drzwi
przed ich nosami.
—
Mam nadzieję, że jesteś zadowolony! — warknęła Hermiona, odwracając się do
niego, jej włosy uderzały go w twarz.
Włożył
ręce do kieszeni, mając wyraźnie prześmiewczy wyraz twarzy.
—
Myślę, że określenie „rozbawiony” byłoby bardziej adekwatne. Dla jasności, nie
pozwolę, żeby ktoś taki jak ty mi
rozkazywał.
—
Och, bo jesteś Malfoyem, tak?
Jej
brwi uniosły się tak wysoko, że niemal dotykały linii włosów.
—
Dokładnie — prychnął.
Podeszła
bliżej, wbijając palec w jego klatkę piersiową, gdy spojrzała na niego, a on
mimowolnie cofnął się o krok.
—
No dalej, Malfoy, wyrzuć z siebie wszystko, co chcesz. Nie boję się ciebie.
Robię cholernie dobrą robotę w Komitecie Organizacyjnym i chyba by mnie powaliło, gdybym pozwoliła ci zrujnować
moją szansę na rekomendację i na Oksford. Więc — uśmiechnęła się do niego
słodko — miłej zabawy.
Teraz
nadeszła jego kolej, by podejść do niej, przyciskając ją do ściany i górując
nad nią.
—
Chcesz wojny, Hermono Granger? Będziesz ją miała.
Po
czym odwrócił się na pięcie i zbiegł po schodach, nie oglądając się za siebie,
z uśmiechem na twarzy i możliwością pojawienia się nowej rywalizacji między
nimi.
~*~*~*~*~*~*~*~
Młody
Draco Malfoy wpatrywał się w Szachy Czarodziejów przed sobą. Jego ojciec
skierował gońca przed jego pionkiem. Draco uśmiechnął się, bezlitośnie bijąc
gońca.
Uśmiech
Lucjusza poszerzył się, stając się złośliwym. Skierował swoją wieżę, aby zbiła
króla Draco.
—
Szach-mat — powiedział cicho, a figury zagrzechotały, gdy się rozpadły.
—
Ojcze! — jęknął zszokowany Draco.
—
Powiedz mi, Draco, czy chciałbyś wiedzieć, jak wygrywać każdą partię za każdym
razem?
Wyraz
twarzy Draco zmienił się w zadowolony.
—
Oczywiście.
—
Nie musisz być geniuszem, żeby zdominować szachownicę, salę konferencyjną czy
życie. Musisz po prostu dać przeciwnikowi okazję do popełnienia błędu. —
Wskazał na zniszczone figury szachowe. — A potem je wykorzystujesz. Tak samo
jest w życiu; ten, kto dominuje, decyduje, co się wydarzy. Ten, kto odkłada
broń, ginie.
Draco
Malfoy z teraźniejszości popijał herbatę, obserwując Hermionę Granger, która
weszła do Wielkiej Sali z Łasicą, rozmawiając ożywionym tonem, a zakochany
Harry Potter dreptał za nimi. Draco nie był pewien, do której czarownicy Potter
wzdycha, chociaż skłaniał się ku Granger, po tym, jak Potter chłonął każde jej
słowo.
Draco
poprawił szaty, a następnie zaczął bawić się spinkami do mankietów. Wpatrywał
się w swoje odbicie w błyszczącym kielichu na stole przed sobą. Często słyszał,
że duma jest jednym z siedmiu grzechów głównych. Jednak jego zdaniem była jedną
z bardziej użytecznych cech. Wskazywała na status, a każdy reaguje na status.
Człowiek mógł walczyć przez całe życie, aby stać się potężnym, ale tylko ci
urodzeni z władzą wiedzieli, co naprawdę
oznacza ta pozycja. Posiadanie władzy było celem gry, ale gdy już ją miałeś,
zdawałeś sobie sprawę, jak niebezpiecznym czyniła cię ta pozycja. Posiadając
władzę, miałeś też coś do stracenia.
Pansy
nałożyła odrobinę błyszczyku na usta, ocierając kącik wypielęgnowanym palcem.
Spojrzała na niego, a na jej twarzy pojawił się uśmieszek.
—
Aby utrzymać swoją pozycję na świecie — zaczęła papugować ojca, zręcznie
naśladując płynny ton jego głosu — musisz agresywnie przesuwać swoje pionki do
przodu.
—
Malfoy nie pozwoli by ktokolwiek nim rządził — podjął Draco wyuczoną przemowę.
Słyszeli ją przez całe życie. — Nie pozwolę, by rządził mną dyrektor —
powiedział płynnie — a na pewno nie Hermiona Granger — dodał, kierując wzrok na
przeciwniczkę.
—
Z pewnością nie — zgodziła się Pansy, wstając razem z nim i łącząc ich ramiona.
Głowy
spojrzały za nimi, gdy wychodzili z pomieszczenia.
~*~*~*~*~*~*~*~
Draco
poprowadził rozgrzewkę, rozciągając ścięgna podkolanowe i żartując z Teo.
—
Malfoy! — zawołała pani Hooch energicznym tonem. — Co ty tutaj robisz? —
zażądała odpowiedzi.
—
Jeśli pani nie widzi, to pewnie robię coś źle — zażartował, a Teo prychnął.
—
Czy przegapiłam moment, gdy Nott uderzył cię tłuczkiem w głowę? — zapytała
cierpko. — Twój wyczyn z poprzedniego wieczora doprowadził do zawieszenia,
zapomniałeś?
Draco
prychnął i skrzyżował ramiona.
—
Co Dumbledore może zrobić, wyrzucić mnie? Moja rodzina jest właścicielem szkoły. My zapewniamy mu
pensję. Płacimy za cały sprzęt dla drużyny. Sfinansowaliśmy nowe książki do
biblioteki. To już połowa drogi do zmienienia nazwy na Szkołę Magii i
Czarodziejstwa Malfoyów.
—
Ty może tak, ale ja — skrzywiła się — nie zaryzykuję. W tym semestrze nie
będziesz członkiem drużyny, Malfoy.
—
Nie mówi pani poważnie! Mój ojciec…
—
Decyzja wyszła bezpośrednio od twojego ojca — przerwała mu — nie mogę nic
zrobić. Przykro mi, panie Malfoy.
Głos
ojca rozbrzmiał w jego głowie: Jeśli
chcesz kontrolować świat wokół siebie, Draco musisz zrozumieć jedną rzecz:
jeśli na to pozwolisz, kontrola może zostać ci odebrana tak szybko, jak ją
uzyskasz. Obserwował, jak Teo uśmiecha się do niego ze współczuciem, a
Dominick przejął prowadzenie rozciągania. Sposób,
w jaki reagujesz na sytuację, definiuje, czy należysz do zwycięskiej, czy
przegranej strony.
Zszedł
z boiska, a Pansy szybko ruszyła w dół trybun, by spotkać się z nim na ziemi i
spiesząc, by dotrzymać mu kroku.
—
Co się stało? — zapytała, gdy go dogoniła, jej głos był zaniepokojony, a brwi
ściągnięte.
—
Ojciec uznał za stosowne usunąć mnie z drużyny — wycedził przez zaciśnięte
zęby.
—
Cóż… to był bezczelny żart, nawet jak na ciebie — przyznała.
—
Nigdy go nie obchodziło moje zachowanie w szkole, dopóki postępuję zgodnie z
jego scenariuszem na moje życie.
—
Nikt cię nie zmusił do zepsucia
imprezy — odparowała.
Spojrzał
na nią wściekle.
—
Zrobiłem to dla ciebie, wiesz. —
Pansy odwróciła wzrok od spojrzenia na Draco, a jej policzki lekko się
zarumieniły z poczucia winy, a on kontynuował: — To wina Granger.
Pansy
westchnęła.
—
Po prostu porozmawiaj z ojcem, a jestem pewna, że odwoła rozkaz. Jesteś jego
cennym protegowanym, jego dziedzicem — nadymała się.
—
Och, zrobię to — obiecał Draco. — Najpierw muszę sprawić, żeby Hermiona Granger
żałowała, że postawiła stopę w Hogwarcie.
—
Nie prowokuj jej, Draco. To czysty przypadek, że do tej pory milczała. Nie mogę
pozwolić, by ten romans ujrzał światło dzienne. Lupin też nie; zniszczy go to
tak samo, jak mnie.
—
Nie wycofuję się z walki, Pansy. Nie mogę pozwolić, by myślała, że wygrała.
Pansy
westchnęła ostrożnie, rzucając mu zaniepokojone spojrzenie.
—
Ojciec byłby taki dumny — zanuciła.
Nie
potrafił stwierdzić, czy to obelga, czy komplement.
Pocałował
ją w policzek, gdy zatrzymali się przy drzwiach do Wielkiej Sali.
—
Zamierzam ją zniszczyć — oznajmił.
—
Sprawić, by myślała, że ma tylko jedno wyjście? — zgadła.
—
Dokładnie — powiedział, uśmiechając się złośliwie, zanim otworzył drzwi i
wkroczył do pomieszczenia.
Granger
zatrzymała się, by spojrzeć na niego gniewnie. Potter zamarł na swoim miejscu z
przodu sali, wyraźnie w trakcie przemówienia. Draco zaczepił nogę krzesła stopą
i obrócił ją, opadając na krzesło i opierając ręce na oparciu.
—
Nie zwracajcie na mnie uwagi — powiedział skromnie, gestem dając Potterowi
znak, by kontynuował.
—
Nigdy tego nie robię — mruknęła Granger, kiwając głową zachęcająco do Pottera.
Harry
odchrząknął.
—
No dobra. Jak mówiłem, na ostatnim spotkaniu rozmawialiśmy o elegancji i
prostocie. Uważam, że motyw „Czerń i biel” kojarzy się z czymś większym;
światło i cień, prawda i nieuczciwość. Dobro i zło.
Odsunął
się, by pokazać naprawdę okropny plakat, który z jakiegoś powodu zawierał
mnóstwo czerwieni.
Draco
prychnął.
—
Czerń i biel to wasz motyw?
—
Co byś zasugerował? — warknęła Granger.
—
Po prostu myślałem, że twoim celem było zaimponowanie
Dumbledore’owi i darczyńcom, a nie zanudzenie ich na śmierć. To twój list, a ja
tu po prostu jestem.
—
Jeśli nie masz nic produktywnego do powiedzenia…
Przerwał
jej, zanim zdążyła dokończyć.
—
Mam wiele do powiedzenia, jeśli pozwolisz mi zabrać głos.
Przewróciła
oczami.
—
Śmiało.
—
Nie podoba mi się twój ton — powiedział zrzędliwie.
—
Myślę, że po prostu lubisz słuchać mówiącego siebie i że nigdy nie miałeś niczego sensownego do zaproponowania.
—
Sądzę, że nie podoba ci się myśl, że ktoś mógłby mieć lepszy pomysł od twojego.
—
Oświeć nas — zażądała.
—
Wielka Sala byłaby idealnym miejscem na przyjęcie w stylu wiktoriańskim. Stroje
powinny być odpowiednio eleganckie i dekadenckie. Dekoracje pasujące do epoki.
Podwójne świece z przyjęcia powitalnego, pełna orkiestra — wszystkie dodatki z
tamtych czasów.
Lawender Brown westchnęła z żalem.
—
Ona to rozumie — przechwalał się, wskazując na Lawender, co sprawiło, że dziewczyna
zarumieniła się i zachichotała razem ze swoją przyjaciółką.
—
To wszystko brzmi pięknie i dobrze, ale nie przyszliśmy tu, aby omawiać tematy.
Już mamy jeden — powiedziała Hermiona, wskazując na plakat. — Omawiamy plakat.
—
Tak, jest okropny — odpowiedział Draco rzeczowo. — Wyobraź sobie dramat i
intrygę: kostiumy, elegancję.
Portret,
który stworzył swoimi słowami, wisiał w powietrzu, piękny i wyrafinowany.
—
Nie możemy ot tak przeprojektować całego przyjęcia! — nalegała Hermiona. — Już
zamówiliśmy próbki dekoracji. Mamy menu! Plakat musi być wydrukowany za trzy
dni.
Draco
machnął ręką lekceważąco.
—
Nieznaczne szczegóły — prychnął — jak sądzę, to mój błąd, bo myślałem, że
chcesz zorganizować najbardziej pamiętną Galę w historii Hogwartu.
Przypuszczam, że zamiast tego mogłabyś poprosić Flitwicka o list polecający.
—
Plakat… — nalegała.
Z
dramatycznym westchnieniem wstał i przeszedł na przód sali, odpychając Pottera
z drogi. Odwrócił przykładowy plakat i naszkicował postać cienkimi, eleganckimi
liniami i prostymi pociągnięciami pióra. Chwilę później odsunął się od niego,
odsłaniając wyraźne przedstawienie bezimiennej kobiety w wiktoriańskiej sukni.
Hermiona
zmarszczyła brwi, ale milczała.
—
To przedstawia temat i określa zasady ubioru. Proste — powiedział. — Wszyscy
za?
Wszystkie
ręce uniosły się w powietrze, oprócz Granger i Pottera.
—
Policzymy głosy? — zapytał Draco uprzejmie, choć trochę z zadowoleniem.
—
Och, odwal się — mruknęła, krzyżując ramiona.
Uśmiechnął
się triumfalnie.
Usiadł
z powrotem, słuchając bez przekonania, gdy ich przekonywała.
—
Rodzina Malfoyów należy do elitarnych rodzin w świecie czarodziejów. Jestem
pewna, że mają coś w swoich zasobach w skarbcu, co moglibyśmy wykorzystać… —
Draco podsłuchał szept Łasicy do Granger.
Przyglądał
się uważnie ich rozmowie, zachowując jednocześnie obojętny wyraz twarzy.
—
Ty go zapytaj, to twój pomysł! — nalegała Granger.
—
Jesteś przewodniczącą Komitetu.
—
Jesteśmy współprzewodniczącymi! — jęknęła Granger.
—
To ty próbujesz zademonstrować swoje umiejętności przywódcze — odgryzła się
Łasica.
—
Dumbledore nawet tego nie dostrzeże — mruknęła Hermiona.
—
Przywództwo też ma miejsce za kulisami — powiedziała Ginny, skutecznie
uciszając argument Hermiony.
—
Nienawidzę cię! — syknęła Hermiona bez przekonania do Ginny, po czym szybko
zwróciła się do Malfoya.
Spojrzał
na nią wyczekująco, a na jego twarzy powoli pojawił się uśmiech.
—
Jak mogę pomóc, Granger?
—
Potrzebujemy nowego plakatu — wymamrotała.
—
Nie słyszę tu pytania — zauważył.
—
Możemyużyćwaszejkolekcjizeskarbca? — zapytała, jej słowa rozmyły się, gdy
niechętnie wypowiedziała pytanie.
Włożył
palec za ucho i odwrócił głowę w jej stronę.
—
Przepraszam, nie do końca zrozumiałem. To pewnie ten mugolski akcent.
Zmarszczyła
brwi, jej ton jej głosu był wyższy z irytacji.
—
Zapytałam, czy możemy użyć waszej kolekcji ze skarbca?
—
Och! Chcesz użyć naszej kolekcji? — powtórzył, nie dlatego, że jej nie
usłyszał, ale po to, by pogłębić jej frustrację i cieszyć się każdą chwilą.
—
Tak, sukni.
—
Ach, przepraszam, ale to nie wchodzi w grę.
—
Dlaczego nie? — zapytała.
—
Po prostu nie mogę.
—
Nie możesz czy nie chcesz? — zażądała.
—
Ach, to jest pytanie. Tak czy
inaczej, moja odpowiedź pozostaje niezmienna. Jestem pewny, że taka kompetentna
liderka jak ty, będzie w stanie znaleźć rozwiązanie.
—
Nienawidzę cię — jęknęła.
W
przeciwieństwie do tego, co powiedziała do Ginny kilka minut wcześniej, tym
razem była tego o wiele bardziej pewna.
—
To uczucie jest odwzajemnione, Henrietto. — Uchylił się, zanim zdążyła go
uderzyć, i sprawdził zegarek kieszonkowy. — Cóż, wystarczy już tej pracy
charytatywnej na dziś. Wychodzę — powiedział, kłaniając się nisko w drwiący
sposób i szybko opuszczając pomieszczenie, gwiżdżąc wesołą melodię.
~*~*~*~*~*~*~*~
Później
tego wieczoru Draco i Pansy skorzystali z kominka w gabinecie Snape’a, aby
wrócić do domu na cotygodniową, rodzinną kolację. Draco przechadzał się po
Dworze, lekko całując matkę w policzek, gdy znalazł ją w bibliotece.
Uśmiechnęła się do niego promiennie.
—
Draco, kochanie, jak cudownie cię widzieć. Twój ojciec prosi, żebyś dołączył do
niego na boisku — poinformowała go.
Draco
skinął głową, ukrywając zmarszczone brwi.
Pansy
usiadła obok matki i zaczęła szybko rozmawiać o zbliżającym się komunikacie
prasowym na temat najnowszego przedsięwzięcia rodziny Domu Malfoyów — nowej marki luksusowego krawiectwa, która nawiązywała
do mugolskiego terminu Domu Mody i czarodziejskiej idei Domu Rodzinnego. Dom Malfoyów miał być luksusową marką,
która zaspokajałaby potrzeby elitarnych członków społeczności i czerpała z ich
korzeni. Rodziny spoza Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki nie dostąpiły
zaszczytu noszenia ubrań z Domu Rodzinnego, a nosząc kolekcję Dom Malfoyów czułyby się tak, jakby w
jakiś sposób należały do elity.
Draco
zostawił dyskutujące kobiety, kierując się na boisko.
—
Draco, tu jesteś. Może do mnie dołączysz? Nie chciałbym, żebyś zmiękł podczas
przerwy od występów w drużynie.
—
To ty na to nalegałeś, ojcze — przypomniał mu Draco.
—
Zmusiłeś mnie do tego, Draco — odpowiedział protekcjonalnie jego ojciec.
Draco
skinął głową, gryząc się w język. Żadnemu z nich nie wyszłoby na dobre kłócenie
się o to.
Starli
się, ojciec ledwo go pokonał, ale panował nad nim, jakby to była absurdalna
przewaga.
—
Pozwoliłem ci wygrać — powiedział Draco bez tchu.
—
Blefowanie to nic złego — rzekł Lucjusz, mocno klepiąc go po plecach i potrząsając
za ramię, które mocno chwycił — ale upewnij się, że następnym razem to prawda.
Draco
poczekał, aż się odwróci, żeby przewrócić oczami.
—
Muszę wrócić do drużyny, ojcze — powiedział.
Lucjusz
zatrzymał się i spojrzał na niego. Draco urósł przez lato, ale jego ojciec
nadal był wyższy od niego i wykorzystał każdy cal, żeby przyjrzeć się synowi.
—
Przygotowujemy się do przyjęcia inwestorów i komunikatu prasowego dotyczącego Domu Malfoyów, którego masz być twarzą.
—
Rozumiem to, ojcze, ale jesteśmy o krok od wygrania Pucharu Quiddotcha po raz
trzeci z rzędu, czego nigdy nie udało się dokonać w Hogwarcie.
—
To mogłoby być zwycięstwo, z którego można być dumnym, gdybyś był kapitanem
drużyny. Zamiast tego pozwoliłeś, by ten zniewieściały chłopak Teodor Nott
przejął tytuł.
—
To tymczasowa zmiana przywództwa, podczas mojego zawieszenia, co, jak ci
przypominam, było twoją sprawką! Wyjaśnisz te bzdury z Dumbledore’em, czy ja
mam to zrobić?
Lucjusz
wpatrywał się w niego bez słowa.
—
Proszę, ojcze. To mój ostatni rok — mruknął Draco.
—
Wszystko, co życie stawia na twojej drodze, powinno być praktykowane dla
naprawdę ważnych momentów. Takich, które ukształtują twoją przyszłość.
Pierwszym z tych momentów jest przyjęcie inwestorskie i komunikat prasowy.
Będziesz idealną twarzą firmy. Będziesz idealny. Będziesz tym, kogo od ciebie
oczekujemy. Wizerunek firmy zależy od tego. Przyszłość Domu Malfoyów i naszej rodziny zależy od ciebie.
Spojrzał
poważnie na Draco. Ten skinął głową.
—
Och i Draco?
—
Tak, ojcze?
—
Następnym razem spodziewam się, że wygrasz.
Draco
zacisnął zęby, przytaknął i podążył kilka kroków za ojcem, gdy wracali w stronę
Dworu.
~*~*~*~*~*~*~*~
Draco
siedział obok rodziców na przyjęciu dla inwestorów, uśmiechając się i ściskając
dłonie, zachowując się jak idealna marionetka, w którą go zamienili. Jego
ojciec uśmiechnął się, zwracając uwagę tłumu i wznosząc za nich toast.
—
Szanowni goście i drodzy przyjaciele, dziękujemy za waszą obecność. Dom Malfoyów od dawna wiedzie prym wśród
Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki. Dziś rozpoczynamy nowe przedsięwzięcie.
Takie, które nadal będzie nas umacniać w analogiach historii. Dziś Dom Malfoyów zacznie definiować
luksusowy krajobraz mody dla czarodziejów i mugoli przyszłych pokoleń. Nie
tylko poprzez kultowe ubrania, które produkujemy, ale także poprzez wiodące na
rynku projekty zrównoważonego rozwoju, z których jesteśmy naprawdę dumni. Z
wielką radością oddaję głos mojemu synowi, Draco, który opowie wam, dlaczego tu
się zebraliśmy. Draco — powiedział, udzielając głosu swojemu synowi.
Draco
wkroczył na miejsce, ściskając dłoń Lucjusza, gdy błyskały flesze, a
publiczność klaskała. Odwrócił się w stronę tłumu, rzucając im olśniewający
uśmiech. Pansy spojrzała mu w oczy i skinęła głową na znak zrozumienia. To był
jej pomysł, ale ich ojciec nigdy by jej nie zaufał, by była twarzą tego
pomysłu. Więc przypadło to jemu, mimo że oboje tego chcieli.
—
Panie i panowie, dziękujemy za dołączenie do naszej rodziny w tej doniosłej
chwili. To ważny moment dla naszej rodziny. Dom
Malfoyów rozszerza nasze imperium. Ubieramy rodzinę królewską, królów,
zagranicznych prezydentów, ministrów magii i mugoli. Ubieramy was, elitarnych
członków społeczeństwa i odnoszących sukcesy biznesmenów. W czasach, gdy stary
świat się zmienia, oferujemy wam elegancję minionej epoki. Oferujemy wam
zachowanie naszej kultury i zapoczątkowanie nowej ery. Wkraczacie w przyszłość
rodu Malfyów.
Widział,
jak Pansy mamrocze pod nosem te słowa, gdy publiczność kiwa głowami, wsłuchując
się w każde jego słowo.
Uśmiechnął
się do nich, unosząc kieliszek.
—
Wznieśmy toast za Dom Malfoyów.
Nowoczesność. Szlachetność. Dynamiczność. Od nas dla was.
Wiwatowali.
Uśmiechali się. Uwielbiali go. Skinął głową ojcu, dołączając do niego do
zdjęcia. Lewa ręka ojca mocno, niemal boleśnie, ścisnęła go za ramię.
Potrzasnął prawą. Ich sygnety błyszczały na pierwszej stronie Proroka Codziennego następnego dnia.
~*~*~*~*~*~*~*~
On
i Pansy wrócili do szkoły później tego ranka. Usiadł na krześle w klasie,
kołysząc się na tylnych nogach, opierając stopy o blat. Elegancko ubrana
czarownica przeszła środkowym przejściem, stukając obcasami o marmurową
podłogę. Dominick i Blaise zaczęli szeptać pod nosem o jej tyłku. Draco
uśmiechnął się złośliwie.
—
Dzień dobry, nazywam się Philippa Winfield, możecie mówić do mnie Pippa.
—
Będę cię nazywać, jak zechcesz, kochanie — gwizdnął Dominick.
Zignorowała
go i Blaise’a, który przybił mu piątkę.
—
Kiedy przygotowywałam się do aplikowania na Oksford, pomocne okazało się
omówienie możliwych pytań na rozmowie kwalifikacyjnej. Dokładnie to zrobimy na
tych zajęciach. Proszę, rozdaj to wszystkim — powiedziała, podając stos
papierów Granger, która skinęła głową i szybko wykonała zadanie.
Rzuciła
jego kartkę na biurko, zamiast włożyć ją w wyciągniętą rękę, jak zrobiła to w
przypadku Teo. Przewrócił oczami.
—
Panie Zabini, zobaczymy, czy pańskie usta działają równie dobrze podczas
czytania pytań, jak gdy szepta pan do pana Greengrassa — zażądała inteligentnie
Pippa.
Blaise
odchrząknął i usiadł.
—
Jeśli potrafi pan podać powody swoich działań, czy to znaczy, że są one
racjonalne? — przeczytał na głos.
—
Przypuszczam, że uczucia też mogą motywować działania — powiedziała cicho
Łasica. — Ile emocjonalnych decyzji podejmujemy każdego dnia?
—
Dziwne by było rozróżnienie emocji od racjonalności — wtrącił Teo — jakby głowa
i serce wzajemnie się wykluczały.
—
Jeśli postępuję zgodnie z zasadami, które uważam za racjonalne, ale cierpię z
tego powodu, czy moje działania są racjonalne? — dodała Pansy.
—
Tutaj wyraźnie widać, jak różne mogą być ludzkie zasady — odpowiedziała
Granger. — Nigdy nie uznałabym działania, które sprawiło cierpienie mnie lub
komuś innemu za racjonalne.
Draco
przewrócił oczami.
—
Są zasady, które mają uniwersalne zastosowanie. To aksjomaty. Jeśli masz dwie
oferty pracy, z których jedna jest lepiej płatna, ale uważasz, że byłabyś
szczęśliwsza w gorzej płatnej, racjonalną decyzją byłoby przyjęcie tej lepiej
płatnej.
—
Jeśli, co nie powinno dziwić, motywują cię pieniądze… — mruknęła Granger.
Przerwał
jej.
—
Po pierwsze, nie znasz mnie ani moich motywacji. — Spojrzał na nią wrogo, zanim
kontynuował: — Ludzie nie będą tobą zainteresowani, jeśli nie masz pieniędzy.
—
Jeśli wmawiają ci to od urodzenia, oczywiście powiesz, że nic innego się nie
liczy! — Prychnęła. — To naprawdę żałosne.
Pippa
próbowała załagodzić sytuację.
—
Namiętna dyskusja jest dobra, ale proszę, żadnych ataków personalnych.
Oboje
ją zignorowali, ich oczy się spotkały.
—
Ciekawy widok z twojej wieży moralnej wyższości — zadrwił Draco.
—
Nie przechodzę przez życie, myśląc, że jestem lepsza i mogę traktować ludzi jak
śmieci.
—
Próbujesz kontrolować innych bez
pieniędzy. Jak ci idzie?
Uniósł
brew, patrząc na nią sarkastycznie.
Zamiast
dopasować się do jego tonu, jej własny złagodniał.
—
Żal mi ciebie — powiedziała po prostu, a te słowa były jak policzek w twarz.
Kim
ona była, żeby litować się nad nim?
—
Uczniowie, proszę. — Pippa odezwała się
ponownie, w daremnej próbie odzyskania kontroli nad zajęciami i dyskusją.
—
Chcesz spędzić całe życie, reprezentując bogactwo, do którego się nie
przyczyniłeś, ani w żaden sposób nie
zarobiłeś? Przy tak dużej ilości pieniędzy i tylu najemnych służących posiadanie
własnych pomysłów nie jest wskazane, prawda? Twój spadek, twoje niewielkie
figle — prychnęła. — To tylko pokazuje, jak bardzo jesteś pusty. Dlatego nikt nigdy nie będzie tobą zainteresowany, a zwłaszcza twoimi pieniędzmi.
Mówiła
zdecydowanie, jej ton nie pozostawiał miejsca na dyskusję.
Te
słowa raniły go bardziej niż słowa ojca, gdy przemawiała do jego najgłębszych
niepewności i wątpliwości. Zacisnął zęby, a jego serce waliło. Przyjaciele
wyglądali na zszokowanych, choć na ich twarzach również można było dostrzec
rozbawienie. Pansy spojrzała na niego ostrożnie. Bez słowa wstał z krzesła,
chwycił torbę i wyszedł z klasy, a jego szaty powiewały za nim, gdy drzwi
głośno się zatrzasnęły.
~*~*~*~*~*~*~*~
Nalał
Ognistej Whisky do szklanek, równie wygodnie w domu rodziny Nottów, jak i u
siebie. Impreza szalała wokół niego, morze tych samych twarzy, wśród których
dorastał. Ta sama stara impreza, z tymi samymi starymi ludźmi. Zazwyczaj
rozkoszował się nią. Dziś wieczorem wydawała się oklepana.
Przełknął
alkohol, nie czując go, pieczenie było czymś drugorzędnym. Nalał sobie jeszcze
dwa i zaniósł jednego do drugiego pokoju, siadając na skórzanej sofie
naprzeciwko Teo. Podał mu szklankę i stuknęli się, zanim je opróżnili. Tych
dwóch też nie poczuł.
—
Jak opisałbyś mnie trzema słowami? — zapytał Teo, biorąc pióro i pergamin.
—
W tej chwili? — zapytał Draco, przyglądając się przyjacielowi. Ten skinął
głową. — Elegancki bóg seksu.
Teo
uśmiechnął się.
—
Dokładnie, ale trochę zbyt wyniośle. Odkryłem, że fałszywa skromność zwykle
sprawia, że mam większe szanse u dżentelmenów.
Draco
znów na niego spojrzał.
—
Wszystko w porządku?
Teo
westchnął.
—
Mój obecny chłopak jest trudny, więc szukam alternatywy. Jestem pewien, że moje
problemy niewiele się różnią od twoich… chyba że oczywiście chciałbyś udawać,
że ta mała sprzeczka z Granger na zajęciach przygotowawczych do Oksfordu to nic wielkiego.
—
Nie wiem, o czym mówisz — rzekł Draco obojętnym tonem. — Te zajęcia to strata
czasu dla tych z nas, którzy mają władzę, i każdy o tym wie. Byliśmy przyjęci w
dniu naszych narodzin.
—
Więc oszukujemy samych siebie? — Westchnął Teo.
—
Co? — zapytał zirytowany Draco.
—
Trafiła w czuły punkt? — zastanawiał się Teo. Draco przewrócił oczami, a Teo
uniósł ręce w geście poddania. — Dobra, zostawię cię w spokoju. Jeśli to coś
znaczy, myślałem, że jest zupełnie nie w twoim typie.
Uśmiechnął
się z wyższością.
—
Nie jest taka, jak wszystkie, które wcześniej spotkałem, Teo — powiedział Draco
niemal bezwiednie. — Zdecydowanie jest poza naszym kręgiem, naszym światem. Tak
jakby ocean był między nami.
Teo
poklepał go po plecach.
—
Dobrze, że umiesz pływać, kolego.
~*~*~*~*~*~*~*~
Następnego
ranka Draco poszedł na boisko wcześnie rano, zamierzając wypocić alkohol i
pozbyć się kaca. Granger podeszła do niego w połowie treningu, promienie słońca
oświecały jej włosy od tyłu. Zmrużył oczy, podnosząc dłoń.
—
Przyszłaś, żeby opowiedzieć Dumbledore’owi o tym, jak spędzam wolny czas? —
wyrzucił z siebie. — A może masz jeszcze jakąś mądrość, którą chciałabyś się ze
mną podzielić ze swojego rzekomego wyższego stanowiska?
Skrzywiła
się.
—
Chciałam ci powiedzieć, że masz rację — powiedziała niepewnie.
—
Zazwyczaj tak jest — odparł protekcjonalnie.
Przewróciła
oczami.
—
Nie znam cię ani twojego życia. Moje wczorajsze zachowanie było nie na miejscu.
Przepraszam… Poza tym motyw wiktoriański był lepszym wyborem, choć przyznanie
tego sprawia mi ból.
—
Oczywiście, że tak — prychnął. — Jak idzie z plakatami?
Kolejny
grymas.
—
Jestem pewna, że jakoś pójdzie — wymamrotała.
Odwróciła
się, żeby odejść, a on zawołał za nią.
—
Hej, Granger!
Zerknęła
na niego z oczekiwaniem.
—
Przekaż Dumbledore’owi moje pozdrowienia — zażartował.
Pokazała
mu środkowy palec, odwróciła się bez słowa i wróciła do zamku. A Draco zauważył,
że uśmiecha się za każdym razem, gdy przez cały dzień myślał o ich porannym spotkaniu.
~*~*~*~*~*~*~*~
—
Draco, co powiesz na partyjkę golfa? Muszę przyznać, że mugole wiedzieli, co
robią, kiedy wymyślili ten sport.
—
Jasne, ojcze — powiedział Draco, zamykając skórzany szkicownik, a szkic brwi
Granger, nad którym pracował, zniknął za okładką.
Pansy
dołączyła do rozmowy, odpoczywając na fotelu Draco.
—
Ja też mogę? — zapytała z nadzieją.
—
Przepraszam, kochanie, to trudne. Może innym razem.
Ich
ojciec pocałował ją w czoło i odszedł. Draco uśmiechnął się do niej ze
współczuciem i poszedł za nim.
Jego
ojciec wiózł ich przez zadbane trawniki mugolskiego klubu golfowego, niemal
rozjeżdżając innych golfistów. Klęli za nim, a on się uśmiechał. Podjechał do
pierwszego dołka.
—
Ach, tam są — powiedział, kiwając głową w stronę zbliżającej się pary.
—
Kto? — zapytał Draco, mrużąc oczy przed słońcem; postacie były
nierozpoznawalne.
—
Nasi partnerzy do gry.
Draco
westchnął, gdy się pojawili.
—
Dlaczego Astoria tu jest?
—
Harold Greengrass rozważa zainwestowanie znacznej sumy w Dom Malfoyów. Jest
ostatnim inwestorem, którego potrzebujemy. Gdybyś mógł udawać, że jesteś w
połowie tak zainteresowany Astorią, jak ona tobą, moglibyśmy dziś ubić dwa
hipogryfy jednym kamieniem. Dyrektor generalny i dziedzic Malfoyów potrzebuje
odpowiedniej partnerki u swojego boku. Siostra twojego najlepszego przyjaciela
byłaby idealna.
—
Astorio — przywitał się Lucjusz, podchodząc do niej z szeroko otwartymi
ramionami. Wziął ją za rękę i pocałował w kostki. — Widok godny podziwu, jak
zawsze.
Uśmiechnęła
się do niego.
—
Pan Malfoy jak zwykle czarujący.
Skinął
jej głową i uścisnął dłoń jej ojca.
—
Greengrass, cudownie cię widzieć.
—
Ciebie również. Witaj, Draco — powiedział Greengrass serdecznie, kiwając głową.
—
Panie Greengrass — odpowiedział Draco uprzejmie. — Tori. — Skierował się do
Astorii, unosząc jej dłoń, by pocałować kostki, wywołując u niej rumieniec.
—
Draco — powiedziała, patrząc na niego spod rzęs.
Nie
powinien był się z nią przespać na przyjęciu. Teraz będzie miała pomysły i oczekiwania. Wyobraził sobie Hermionę Granger, porównując ją do
Astorii.
Z mojego doświadczenia, pomyślał, wynika,
że mecz może zakończyć się tylko na dwa sposoby: zwycięstwem lub porażką. Król
wstaje lub upada. Masz władzę lub nie. Granger ujawniła mu potencjalną trzecią
opcję: remis — być może właśnie w momencie, gdy dwaj przeciwnicy rozpoznają
swoją władzę i przyznają się do niej, można odkryć prawdziwą wielkość. Z
pewnością była to interesująca myśl do dalszego rozpatrzenia, skoro nie miał
zalecać się do Astorii ani jej ojca.
Kiedy
skończyli rozgrywki i wrócili do Dworu, wysłał Granger szybką sowę, na jego
twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech.
Załatwiłem nam dostęp do archiwalnej
kolekcji w skarbcu. Możemy zrobić portrety, których potrzebujesz do plakatu. – D.
Jej
odpowiedź nadeszła szybko.
Tak na serio, czy to kolejne twoje
zagranie? Powinnam się spodziewać zaczepienia przez więcej striptizerek w
Gringocie? – H.
Zaśmiał
się, poprawiając szaty.
Chyba będziesz musiała poczekać i
zobaczyć. – D.M.
Wysłał
swój list i czekał tylko kilka minut na jej odpowiedź.
Jak się tam dostaniemy? – H.G.
Snape oczywiście pozwoli nam
skorzystać ze swojego kominka. – D.L.M.
Jej
odpowiedź nadeszła wkrótce potem. Pogłaskał sowę i uśmiechnął się, czytając.
Ile tak naprawdę masz inicjałów? –
H.J.G.
Tyle samo, co ty. – D.L.M.
Kiedy idziemy? – H.J.G.
Uśmiechnął
się i zaoferował swojej sowie kilka smakołyków, po czym szybko ruszył przed
siebie. Zbliżył się do dormitorium dziewcząt, idąc korytarzem, aż dotarł do drzwi
oznaczonych Granger/Weasley. Zastukał
dwoma knykciami. Po chwili otworzyła, zatrzymując się, gdy go zobaczyła.
—
Co powiesz na teraz? — zapytał, oferując jej ramię.
—
Potrzebuję minuty — jęknęła i natychmiast zamknęła mu drzwi przed nosem.
Zajęło
jej to pięć minut, co zanotował, ale nie wypominał. Szybko otworzyła drzwi, jej
włosy nieco wygładziły się w niskim koku, chociaż kilka kosmyków okalało jej
twarz. Była ubrana bardziej formalnie niż zwykle i docenił ten wysiłek.
—
Idziemy? — spytał, ponownie podając jej ramię.
—
Chodźmy — odpowiedziała, biorąc go pod rękę i nieśmiało się uśmiechając.
Skorzystali
z sieci Snape’a i dotarli nie do Gringotta, ale do Dziurawego Kotła. Szybko
przeszli po lepkiej podłodze, mijając tajemnicze kałuże i klientów pochylonych
na krzesłach, mimo że był środek dnia, i wyszli na brukowaną ścieżkę Ulicy
Pokątnej. Po drodze wskazała swoją ulubioną księgarnię Podstawowe Księgi. On wspomniał o swoim ulubionym sklepie z
artykułami artystycznymi. Spojrzała na niego ciekawie, zaskoczona.
—
Spodziewałam się, że wskażesz Markowy
sprzęt do Quidditcha — przyznała.
—
Jestem człowiekiem o wielu talentach — powiedział skromnie.
—
To prawda, że twoja rodzina ubiera Ministra? — zapytała.
—
Tak. Jest bardzo zadufany w sobie. Będzie oczekiwał, że mu się ukłonisz, gdy go
zobaczysz — rzekł poważnym tonem.
Otworzyła
usta, a on się zaśmiał.
—
Żartuję, nie wiesz we wszystko, co ci mówią.
—
Więc kiedy powiedziano mi, że jesz kawior na śniadanie, kąpiesz się w szampanie
i niszczysz łóżka wodne podczas seksu, to było…? — urwała, pozwalając, by
pytanie zawisło między nimi.
Spojrzał
na nią, a na jego twarzy powoli pojawił się uśmiech na widok jej śmiałości.
—
Naprawdę nienawidzę kawioru. Kiedyś zgubiłem butelkę szampana w basenie,
pływając. A co do trzeciego punktu: to nie było łóżko wodne.
—
Nagle straciłeś cały urok. Jesteś strasznie nudny.
—
Och, jestem nudny? Nie słyszałem o
tobie żadnej plotki!
—
Odpowiada mi to — powiedziała z wyszukaną elegancją.
—
Opowiedz mi coś o sobie. Coś, czego nie wie żaden z naszych znajomych ze
szkoły.
—
Zawsze, gdy pada deszcz, boli mnie kolano. Dawny wypadek na łyżwach.
Wzruszyła
ramionami i uśmiechnęła się, gdy spojrzał na nią, unosząc brwi. Po czym
parsknął śmiechem. Zbliżyli się do Gringotta, a gobliny nisko mu się pokłoniły.
—
Panie Malfoy, przygotowaliśmy salon wystawowy w pańskim skarbcu.
Skinął
im głową, prowadząc Hermionę do wózka górniczego, którym mieli udać się do
skarbca.
—
Powiesz mi, co oznacza J w H.J.G.? — zapytał, gdy śmigali wzdłuż szyn.
—
Nigdy w życiu — mruknęła bez tchu, ściskając boki wózka.
Szybko
dotarli na miejsce, a ona wyszła z wózka na trzęsących się nogach. Doprowadził
ją do skarbca, trzymając za rękę. Weszli do salonu, gdzie wystawiono kilka sukni i dodatków, a także męskie ubrania:
spodnie, kamizelki, marynarki i fraki.
Podeszła
do jednej z nich, sukni w kolorze przydymionego różu.
—
Tę rozpoznaję; niedawno była pokazywana w Muzeum Victorii i Alberta. Lawender
Brown nie przestawała o niej mówić. Bez urazy — dodała pospiesznie, jakby na
myśl o czymś innym.
Wyciągnęła
rękę, jakby chciała jej dotknąć, a potem ją cofnęła.
—
Możesz dotknąć. To repliki. Oryginały rzadko są pokazywane. Moja rodzina
gromadzi je jak smoki. Czy będą wystarczające do plakatu? — zapytał.
—
Są idealne! Mogę zrobić zdjęcie?
—
Oczywiście — przyznał — chociaż o wiele lepiej wychodzą na zdjęciach w ruchu.
Chciałabyś przymierzyć?
—
Och, nie mogłabym! — odpowiedziała szybko.
—
Dlaczego nie?
—
Ja… jestem pewna, że to dość skomplikowane z tymi wszystkimi guzikami i…
—
Ale podoba ci się?
—
Tak, oczywiście.
—
To przymierz. Kiedy będziesz miała kolejną szansę?
Zaczerwieniła
się i skinęła głową.
—
Tylko jeśli ty założysz garnitur.
Wskazała
na manekina znajdującego się obok nich.
—
Jeśli nalegasz.
Uśmiechnęła
się szeroko i rozstali się. Gobliny wprowadziły ich do wyczarowanych namiotów
do przebrania się i pomogły z dodatkami.
Szybko
skończył i wyszedł, czekając na nią. Poły namiotu powili się otworzyły,
odsłaniając ją w małych odstępach. Gapił się oszołomiony. Nie spodziewał się,
że będzie taka… piękna. Zawsze
wydawała się taka zwyczajna w swoim mundurku. Teraz, dzięki kształtowi i
krojowi sukienki, mógł ją zobaczyć taką, jaka była. Smukłą talię, którą
podkreślał gorset. Krój biustu uwydatniał jej dekolt i delikatne obojczyki.
Odsłoniła ramiona i piegi wokół nosa. Przełknął ślinę, skanując ją wzrokiem.
Zaprowadził
ją do lustra sięgającego do podłogi, ozdobionego i złoconego. Zamarła, gdy
zobaczyła ich odbicia.
—
Griphook, mogłabyś zrobić kilka zdjęć? — zapytał Draco, podając czarodziejski
aparat goblinowi.
Po
czym nisko skłonił się przed Hermioną, całując jej knykcie nad koralikowymi
rękawiczkami, które zakrywały jej dłonie i przedramiona aż do łokci.
Uśmiechnęła się szeroko, a on wstał, obracając ją, gdy spódnica sukienki
dramatycznie się rozszerzyła.
Obrócił
ją tak, że spotkała się z nim, plecami do niego. Spojrzał na nią, ich oddechy się
zmieszały, kiedy przechyliła głowę w jego stronę, ich oczy się spotkały.
Pochylił się bliżej.
Głos
jego ojca odbił się echem w komnacie.
—
Oto on, bawi się w przebieranki, gdy powinien być na lunchu ze mną i
Greengrassami — poskarżył się Narcyzie.
Hermiona
zamarła, jej wzrok zatrzymał się na jego rodzicach. Matka uśmiechnęła się do
niej skromnie.
—
Pięknie wyglądasz — powiedziała uprzejmie Narcyza.
—
Draco, rozumiem, że jesteś w fazie buntu, atakujesz mnie za to zagranie z
Quidditchem, ale nie wypada wciągać w to tej biednej dziewczyny — zrugał
Lucjusz, zanim odwrócił się ku Hermionie, patrząc na nią krytycznym wzrokiem. —
Przepraszam za to wtargnięcie, ale obawiam się, że Draco pozwolił sobie na zbyt
dużą swobodę w swoim harmonogramie. — Jego oczy z niesmakiem przesunęły się po
niej, a usta wygięły w szyderczym uśmiechu. — Jeśli mam być szczery, ta
sukienka jest trochę za ciasna w talii i biuście.
—
Może moglibyśmy wykorzystać zdjęcia, które zrobili, jako retrospekcję przed
premierą nowej kolekcji Dom Malfoyów?
— wtrąciła jego matka, jej głos był kojący, lata towarzyskich uprzejmości
dyktowały jej interwencję.
—
Ona nie jest wizerunkiem, który Dom
Malfoyów chce promować. Tę suknię nosiła królowa, nie pozwolę, żeby ją
splamiła jakaś brudna szlama, którą Draco wykorzystuje, by się na mnie zemścić.
Hermiona
gwałtownie się zarumieniła.
—
Pójdę się przebrać. Nie chciałabym, żeby wasze ubrania przesiąkły moim brudem — powiedziała z goryczą. — Dziękuję za
niezapomniane przeżycie. — Ukłoniła się szyderczo. — Przekaż moje pozdrowienia
Ministrowi, Malfoy — zażartowała i ze zdecydowaniem wróciła do namiotu.
____________________
Witajcie :) w niedzielne popołudnie zapraszam na kolejny, dość długi rozdział tłumaczenia, w którym wiele się działo. Jestem ciekawa, jak Wasze wrażenia. Dajcie znać. :)
Kolejne rozdziały pojawią się w przyszłym tygodniu, więc oczekujcie, bo jeszcze wiele się wydarzy.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia. Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)