Scorpius
udał się do lochów, myśląc o dziwnym zachowaniu ojca. Powiedział, że on i
profesor Granger nie uprawiają seksu.
Ale Scorpius wiedział, że to nie znaczy, że jego ojciec nie jest nią
zainteresowany. Nigdy nie widział, żeby zachowywał się w ten sposób w obecności
innej kobiety. I to dało mu do myślenia.
— Podoba ci się?
— Przeszkadzałoby ci, gdyby tak
było?
Scorpius
nie był w stanie powiedzieć mu prawdy. Dlaczego? Myśląc o tym, miał
podejrzenia, jak mogłaby się potoczyć ta rozmowa.
— Przeszkadzałoby ci, gdyby tak
było?
— Tak.
Draco by westchnął. Jego twarz
lekko by opadła, chociaż starałby się ukryć to przed synem.
— No dobrze. Chyba jej nie lubię.
Jego
ojciec lubił profesor Granger. To
było aż nadto oczywiste. Wiedział jednak, że jeśli ojciec miał świadomość, że
to naprawdę przeszkadza Scorpiusowi, może nie zrobić nic by ją uwieść. Nie dlatego, że Scorpius miał do niej
jakiekolwiek prawa. Teraz wiedział, że to głupota. Była wystarczająco stara, by
zostać jego matką i uczyła go. Chociaż wiedza o tych faktach nie ukoiła motyli,
które trzepotały mu w brzuchu, gdy wchodził na jej zajęcia, wiedział, że to
było uparte zauroczenie, które w końcu minie. Wkrótce zacznie zauważać
dziewczyny w swoim wieku, tak jak powiedział ojciec. Więc dlaczego go to irytowało? Przez to, że była jego nauczycielką? A
może miał bardziej egoistyczne motywy?
Scorpius
nie był naiwny. Wiedział, że jego matka umarła, zanim spędziła z ojcem trochę
czasu. Nie był aż tak dziecinny, żeby przejmować się myślą, że inna kobieta
mogłaby zastąpić jego matkę. Ale trochę obawiał się, że jego ojciec nagle
będzie miał kogoś oprócz niego, kogo
mógłby kochać. Może wcale nie był zazdrosny o ojca.
Ale
to nie było do końca sprawiedliwe, prawda? Myśląc o tym, był pewien, że jego
ojciec czasem czuł się samotny. Scorpius nie chciał tego dla niego. Jeśli ktoś
zasługiwał na szczęście, to z pewnością jego ojciec. Ale mimo wszystko…
Czy
to musiała być ona? Profesor Granger
nie była byle jaką kobietą. Stanowiła
boską doskonałość. Jego ojciec z pewnością rozpaczliwie by się w niej zakochał
i zanim by się zorientował, nie byliby już tylko we dwóch. Zawsze tak było… on
i jego ojciec podbijali świat. Gdyby profesor Granger do nich dołączyła,
musiałby nazywać ją mamą?
Nie bądź śmieszny, Scorpiusie. To
by osiągnęło nowy szczyt dziwactwa.
W
swoich marzeniach niemal wpadł na rudowłosą postać odzianą w szkarłatne szaty.
Na szczęście miała cholernie dobry refleks i złapała go, zanim w nią uderzył.
—
P-przepraszam.
Nie
był pewien, dlaczego zawsze czuł się tak dziwnie w towarzystwie Rose Weasley.
Była zdecydowanie najbardziej
irytującą osobą, jaką kiedykolwiek spotkał. Ale w tych kobaltowych oczach było
coś, co uważał za coś kojącego. Oczywiście, jeśli pominąć jej nikczemną
osobowość.
—
Nic się nie stało.
Wyprostowała
się wyniośle. Nadal była ubrana w szaty do Quidditcha, a na twarzy miała plamę
brudu.
Scorpius
uśmiechnął się krzywo. Byłaby straszną krową, gdyby wiedziała, jak teraz
wygląda.
—
Coś cię bawi, Malfoy?
—
Nic a nic. Po prostu nie jestem pewien, czy kiedykolwiek widziałem tak
niepochlebne połączenie kolorów u osób, które znam — zaszydził. Mógł odziedziczyć po ojcu zarozumiały
malfoyowski ton, gdy wymagała tego sytuacja. A gdy w grę wchodziła Rose
Weasley, prawie zawsze to było konieczne. — Naprawdę, Weasley. Rozumiem, że
wyciągnęłaś genetyczny krótki kij z tymi swoimi rudymi włosami i piegami. Ale
przynajmniej mogłaś mieć tyle przyzwoitości, żeby poprosić Tiarę Przydziału,
żeby umieściła cię w Slytherinie, żebyś była zmuszona nosić kolor, który
sprawiłby, że trochę łatwiej by się
na ciebie patrzyło.
Nie
był pewien, dlaczego to powiedział. Jeśli miał być szczery, to raczej uważał,
że jest w porządku, patrząc na nią taką, jaka jest.
Skrzywiła
się.
—
Przynajmniej nie piszę listów do
moich nauczycieli. Naprawdę myślałeś, że moja ciotka Hermiona kiedykolwiek
zainteresuje się takim rozpieszczonym, małym gnojkiem jak ty?
Scorpius
się zarumienił.
—
Ach tak? Cóż, przynajmniej nie jestem… jestem… Jesteś irytująca!
Wściekła
się.
—
I ze wzajemnością, Malfoy!
W
pewnym momencie ich słownego pojedynku zbliżyli się do siebie. Wyglądali jak
zwierzęta w klatkach gotowe do zaatakowania. Scorpius stał wystarczająco blisko,
żeby móc policzyć piegi na jej nosie. Nie żeby uważał je za słodkie, Abo żeby
była ładna, gdy się wścieka, czy coś.
Rose
natomiast mogła zobaczyć, jak jego srebrne oczy zmieniają się w burzliwy
grafit. Nie żeby uważała je za
powalająco atrakcyjne. Co za człowiek ma srebrne
oczy?
Scorpius
odchrząknął i odsunął się trochę. Rose zrobiła to samo, gdy zdała sobie sprawę
z ich pozycji. Miała dość intensywny rumieniec, który, jak zauważył Scorpius,
strasznie kłócił się z jej włosami i szatami. To go rozbawiło.
—
Co znowu cię bawi?
Wyglądała
jak napompowana, mała truskawka. Byłoby to urocze, gdyby była chociaż trochę
znośną osobą.
Scorpius
wzruszył arogancko ramionami. Podczas gdy w towarzystwie większości ludzi
wydawał się ciągle parskać, to swoje ślizgońskie zdolności bycia wrednym
stosował tylko w obecności Rose Weasley. Wyciągała z niego węża… eee… znaczy… w
zupełnie nieseksualny sposób. No bo
wiesz… fuj. Prawda?
—
Po prostu dziwię się, że ktoś tak mały nosi aż tyle czerwieni. Wiem, że dobijam
cię tym, ale serio Weasley. To nie twój kolor.
Przewróciła
oczami.
—
A ty zachowujesz się jak mały książę. Nikt by nie zgadł, że wychowywał cię
samotny ojciec.
Uniósł
brew.
—
Mówisz tak tylko dlatego, że nie poznałaś mojego ojca. Właściwie to on może być… i wcale nie przesadzam… najbardziej próżną osobą na ziemi.
Roześmiała
się pod nosem, przewracając oczami i rozluźniając ramiona.
—
Słyszałam, że został ranny podczas meczu. Wszystko z nim w porządku?
Scorpius
zamrugał, nie dowierzając, że Rose Weasley właśnie zapytała o samopoczucie
któregoś z Malfoyów.
—
Tak, wszystko z nim dobrze. Ma tylko pęknięty bębenek w uchu.
Rose
uśmiechnęła się niemal nieśmiało.
—
Szczęście, że ciocia Hermiona tam była. Słyszałam, że praktycznie zaniosła go
do Skrzydła Szpitalnego.
Scorpius
się roześmiał.
—
Wiem. Być może trochę się z niego
nabijałem.
Zachichotała.
—
Nie ma w tym nic wstydliwego. Ciocia Hermiona to niezła twardzielka.
Scorpius
pokręcił głową, uśmiechając się.
—
Ty też nią jesteś.
Rose
znów się zarumieniła, jej oczy się rozszerzyły. Spojrzała na ziemię, próbując
powstrzymać uśmiech na twarzy.
—
Och?
Scorpius
odwzajemnił gest.
—
Tak, po prostu chodziło mi o to, że… no wiesz… Z tego co słyszałem, grałaś dziś
całkiem nieźle.
Rose
przewróciła oczami.
—
Co wiesz o Quidditchu?
Uśmiechnął
się złośliwie.
—
Wiem, że stroje Gryffindoru to łachmany i powinny zostać natychmiast spalone.
Przygryzła
wargę, uśmiechając się.
—
Jesteś niepoprawny.
Wyprostował
się.
—
Raczej czarujący. A moje wyczucie mody jest nienaganne.
I mam idealnie ułożone włosy.
Zachichotała.
—
Przede wszystkim masz urojenia.
Scorpius
zmrużył oczy.
—
Nie udawaj, że nie wiesz, iż mam rację, księżniczko.
Jej
brwi poszybowały w górę.
—
Księżniczko? Chyba mówisz o sobie.
Scorpius
prawie ugryzł się w pięść, próbując nie rzucić kolejnej riposty. To nic nie
dało. Nigdy nie będzie miał ostatniego słowa w rozmowie z Rose Weasley. Była po
prostu taka… cholernie… wkurzająca.
—
Nieważne, Weasley. Czy nie nadszedł czas, żebyś udała się do jaskini lwa? Twoi
królewscy poddani będą chcieli całować twoje stopy za wygranie dla nich meczu,
a oboje wiemy, że wolałabyś poświęcić swojego pierworodnego, niż przegapić
okazję, gdy ktoś się do ciebie przymila.
Przewróciła
oczami.
—
A ty nie powinieneś wracać do jamy węży? Fotele od tatusia muszą być strasznie
zimne bez twojego rozpieszczonego tyłka, który przypomina im, czyj ojciec za
nie zapłacił.
Uniósł
brew.
—
Myślałaś o moim tyłku, Weasley?
Prychnęła.
—
Dobranoc, Malfoy.
Po
czym odmaszerowała w kierunku wieży Gryffindoru.
—
Dobranoc, Weasley.
Ruszył
w stronę lochów Slytherinu, lekko sprężystym krokiem.
~*~*~*~*~*~*~*~
—
Uczysz mojego syna walki na pięści?
Hermiona
się zaśmiała.
—
Niezupełnie. Uczę ich trochę walki
obronnej na moich zajęciach, ponieważ program wychowania fizycznego w Hogwarcie
jest pomijany.
—
Nie, jeśli grasz w Quidditcha. To zawsze pomagało mi zachować formę.
Uśmiechnął
się krzywo, odchylając się na kocu, który Hermiona dla nich wyczarowała.
Specjalnie napiął trochę mięśnie brzucha.
Ta
przewróciła oczami.
—
Popisujesz się.
Uniósł
łobuzersko brew.
—
Odezwała się ta, co rzuciła zbyt silne Reducto.
Jakbym potrzebował przypomnienia, że mogłabyś mi skopać tyłek.
Zaśmiała
się.
—
Jak tam twój ból głowy?
—
Jaki ból? Jestem bardzo męski i
silny, nie mam bólów głowy, ani nie
mdleję z powodu pękniętej błony bębenkowej.
—
I nie masz niskich kobiet praktycznie niosących cię do Skrzydła Szpitalnego?
Skrzywił
się żartobliwie.
—
Tak, ale to w żaden sposób nie było
zniewieściałe. Czy moglibyśmy mieć chociaż jedną randkę, na której będziemy
udawać, że jestem spokojny i wytworny, i że zawracam ci w głowie, dosłownie i w
przenośni?
Uśmiechnął
się szeroko.
—
Możliwe, że mogę zorganizować, że zaatakują nas wściekłe pnącza, a ty mnie
uratujesz.
—
Wymień na niezadowolonego niuchacza i jesteśmy w domu.
Roześmiała
się głośno. Cieszyła się, że byli nad jeziorem, a nie w eleganckiej
restauracji, bo dziś wieczorem dużo się śmiała. Kto by pomyślał, że Draco
Malfoy potrafi być zabawny? I
czarujący. A do tego ładnie pachniał. I dobrze wyglądał. Och, Kirke, wyglądał naprawdę,
naprawdę dobrze.
Zarumieniła
się.
—
Część mnie wciąż nie może uwierzyć, że to robimy.
—
Wiem, co masz na myśli. — Lekko się przesunął, tak że jego ręka znalazła się za
jej plecami. — Ale nie wiem jak ty, ja całkiem dobrze się bawię.
Uśmiechnęła
się.
—
Ja też. I o to właśnie chodzi. Nie mogę uwierzyć, że jestem na randce z Draco Malfoyem i dobrze się bawię.
—
Więc… chcesz to robić raz po raz?
—
Co masz na myśli?
—
Cóż, myślę, że strasznie cię do mnie ciągnie i uważasz, że to najlepszy pomysł
na świecie, żebyś chodziła ze mną na randki tak często, jak to możliwe.
Zmrużyła
zalotnie oczy.
—
Oto ego Malfoya z dawnych lat.
—
I chciałabyś, żebym cię pocałował, bo
cały wieczór gapiłaś się na moje małe, spocone usta i nie byłaś w stanie myśleć
o niczym innym od wczorajszego wieczoru.
Zagryzła
wargę, uśmiechając się.
—
Nie mówisz przypadkiem o sobie?
Udawał
niewinność.
—
Nie mam zielonego pojęcia, o czym mówisz, pani profesor.
Nie nazywaj mnie tak — zaskomlał jej wewnętrzny głosik. — Bo rzucę się na ciebie i zrobię coś
niekobiecego.
Nie rób tego — zawołało jego sumienie. — Bo rzucę się na ciebie i zerwę ten śliczny sweterek.
Hermiona
przywołała swój kujonowaty głos, by ukryć dreszcz podniecenia, jaki poczuła w
tamtej chwili.
—
W każdym razie, nie wiem, o czym mówisz. Spotykam się z ojcami wszystkich moich uczniów, panie Malfoy.
Draco
jęknął.
—
Hermiono — westchnął. — Czy masz pojęcie, co się ze mną dzieje, kiedy nazywasz
mnie „panem Malfoyem”?
Oczy
Hermiony rozszerzyły się.
—
Może to samo, co ze mną, gdy nazywasz mnie „profesor Granger”?
Draco
uśmiechnął się złośliwie, pochylając się.
—
Nie dajesz mi zbyt wielkiej zachęty, by zwracać się do ciebie po imieniu, pani profesor — niemal wyszeptał,
unosząc jej brodę i obejmując jej usta w pocałunku, nie mogąc się tego doczekać
przez cały dzień.
Hermiona
mogła być zajebistą, byłą aurorką, która tego samego popołudnia uratowała
całującego ją mężczyznę przed druzgocącym urazem głowy, ale w chwili, gdy jego
usta dotknęły jej warg, zamieniła się w jęczącą, omdlewającą, dziewczęcą
dziewczynę.
Jej
ładne, gardłowe jęknięcie trafiło prosto do krocza Draco. Zanurzył rękę w jej
włosach, a drugą przyciągnął ją bliżej. Nie mógł uwierzyć, że kiedykolwiek miał
coś przeciwko jej uroczym ustom, które teraz uważał za najsmaczniejszą rzecz,
jaką kiedykolwiek spróbował. Kiedy jego usta przesunęły się na delikatną skórę
na jej szczęce, jęknęła tak grzesznie, że Draco warknął.
Ich
ciała zdawały się jednocześnie zgadzać, że pionowe całowanie nie jest wygodne.
Draco odchylił się na kocu, zabierając ją za sobą. Kiedy lekko się na nim
przetoczyła, wsunął rękę pod jej sweter. Tym raz nie było Pottera ani Walburgi
Black, którzy mogli ich powstrzymać przed cieszeniem się sobą tak bardzo, jak
chcieli. I słodka Kirke, obydwoje tego pragnęli.
Draco
lekko ugryzł ją w gardło, głaszcząc skórę pod stanikiem. Była tak gładka i
miękka, jak sobie wyobrażał. Chciał więcej. Hermiona zdawała się to wyczuwać i
szybko ściągnęła sweter przez głowę. Draco prawie się rozpłakał, gdy zobaczył
ją unoszącą się nad nim, tylko w czarnym staniku, z księżycem oświetlającym ją
od tyłu. Była cudowna.
—
Merlinie, jesteś przepiękna —
wyszeptał, ściągając ją w dół, by móc ucztować na nowo odsłoniętym ciele, które
mu ukazano.
Wyszczerzyła
się na komplement i po kryjomu zaczęła rozpinać guziki jego koszuli, gdy
pochłonęła jego usta w kolejnym pocałunku.
—
Hermiono — mruknął w jej usta między pocałunkami. — N-nie…
Ale
ona już zsunęła mu koszulę z ramion. Mocno zamknął oczy, nie mogąc spojrzeć jej
w oczy.
—
Och — jęknęła, zerkając na wyblakły tatuaż na jego lewym przedramieniu. —
Przepraszam. Nie zdawałam sobie sprawy…
Przesunęła
palcami po śladzie, wysyłając małe mrowienie w górę ramienia.
Uśmiechnął
się smutno.
—
Zrozumiem, jeśli chcesz przestać.
Spojrzała
na niego zdezorientowana.
—
Dlaczego miałabym?
Westchnął.
—
Bo to boleśnie przypomina, że nie byłem tylko szkolnym łobuzem. Tylko
prawdziwym śmierciożercą.
Nie
mógł na nią spojrzeć. Kiedy wyobrażał sobie, że zajdzie z nią tak daleko,
zawsze w fantazjach miał na sobie koszulę.
Hermiona
się uśmiechnęła i pocałowała znak. Oczy Draco rozszerzyły się na nieoczekiwany gest.
—
Nie jesteś nim.
W
tym momencie Draco poczuł połączenie pożądania i wdzięczności wobec kobiety
przed nim. Objął jej twarz dłońmi i przyciągnął do gorącego pocałunku. Musiał
jej powiedzieć, jak wiele dla niego znaczyło to, że była tu z nim, mimo
brzydkiego wspomnienia z przeszłości. Pocałował ją czule i uważnie. Kiedy
poczuł, że sięga za siebie, by odpiąć stanik, przypomniało mu się, że nie
musieli się tylko całować. Pomógł jej
zsunąć materiał z ciała i odsunął się od jej ust, by podziwiać widok. Kiedy
patrzył na jej nagie piersi, rozpaczliwie starał się nie myśleć o liście syna,
który zapoczątkował całą tę sytuację.
Założę się, że są wspaniałe.
Nie
było słowa, które by je opisało. Wspaniałe to za mało. Może dlatego, że Draco
od lat nie widział piersi, ale widok niemal wzruszył go do łez. Jęknął, gdy
pochylił się, by wziąć jedną do ust.
Gdy
lizał i ssał łakomie wrażliwy sutek, Hermiona kwiliła i ściskała go za plecy.
—
Bogowie, Draco.
To
tylko zainspirowało go do ataku na jej drugą pierś z podniesioną żarliwością.
Nucił, gdy ostatni raz mocno ssał jej sutek, zanim wyjął go z ust. Spojrzał w
jej mocno przymknięte oczy i dmuchnął na jej skórę.
—
Wybacz, jeśli jestem trochę sentymentalny. Minęło trochę czasu, a ty jesteś taka
piękna.
Odetchnęła
ciężko, wciąż próbując się uspokoić po jego działaniach i przesunęła wzrokiem
po nagim torsie.
—
Ty też.
Mógłby
być wystawiony w muzeum ze swoją bladą, marmurową skórą naciągniętą ciasno na
wyraźny sześciopak. Był po prostu dziełem sztuki.
Przesunęła
palcem po jego pasku, muskając wypukłość w spodniach. Jego oczy niemal wywróciły
się w tył głowy na ten krótki kontakt.
Uważaj, Draco. Pamiętaj, co
powiedział Blaise. Nie możesz zachowywać się jak naładowany pistolet tylko
dlatego, że po raz pierwszy od prawie dekady ładna dziewczyna dotknęła cię tam
na dole.
Wysunął
się ze swoich dżinsów i zwrócił uwagę na jej własne. Chociaż uwielbiał sposób,
w jaki te miękkie dżinsy zdawały się opinać jej krągłości, teraz uważał je za
najbardziej irytujący element garderoby na świecie.
Uśmiechnęła
się z politowaniem, gdy zaatakował zamek błyskawiczny jej spodni z determinacją
opętanego mężczyzny.
—
Chcesz mnie rozebrać?
Warknął.
—
Nawet nie wiesz, jak bardzo.
Ponownie
zaatakował jej usta, gdy uniosła biodra, by pomóc mu zsunąć spodnie ze swoich
nóg, zabierając ze sobą majtki. Przesunął dłońmi po jej udach, pozwalając
koniuszkom palców chciwie zapoznać się z delikatną skórą, której jego oczy
jeszcze nie widziały. Przeniosła biodra w jego stronę i prawie zakrztusił się
własnym oddechem. Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek był aż tak twardy.
—
Potrzebuję cię — jęknęła mu w usta.
Przesunął
środkowym palcem po jej wargach, odkrywając, że jest już mokra. Nie był pewien,
gdzie znalazł powściągliwość, by nie wziąć jej od razu, ale zmusił swoją
gwałtownie rosnącą potrzebę bycia w niej na tyle długo, by ugryźć płatek jej
ucha i szepnąć:
—
Jak bardzo?
Wsunął
palec do jej środka i zgiął go w punkcie G, sprawiając, że pod nim złapała
oddech.
Jęknęła,
gdy mnóstwo stref erogennych ożyło pod wpływem jego dotyku. Jego głos posłał
dreszcze wzdłuż jej kręgosłupa, ocierał się klatką piersiową o jej sutki, a
jego palec powoli poruszał się w niej, wprawiając ją w gorączkowe delirium.
Udowodnił, że jest Ślizgonem w łóżku… namawiając jej wewnętrzną wiedźmę na
ukazanie się, zamiast podejścia „nie bierz jeńców”, które zdawali się
preferować jej poprzedni kochankowie. Chciał się bawić i sprawić, by ona bawiła się z nim. Kim była, żeby mu
odmawiać? Zagryzła wargę i spojrzała mu prosto w oczy, mówiąc:
—
Draco Malfoyu, jeśli teraz mnie nie przelecisz, przeklnę twojego kutasa.
Wydał
z siebie jęk w stylu zranionego zwierzęcia, zanim wyjął z niej palce i trzasnął
biodrami, wchodząc w nią.
—
Kurwa.
Odetchnął
ciężko, gdy jego kutas, który przyzwyczaił się do niedoskonałego tarcia, jakie
zapewniała mu ręka z różdżką, dostosował się do ciasnego, jedwabistego jej
ciepła. Nie był przyzwyczajony do aż tak wielkiej przyjemności.
Mój Boże, zaraz dojdę. Skup się na
czymś innym, Draco. Szybko!
Rozdarty
był między tym, czy nie chciał stracić ani sekundy, a myśleniem o dziadkach,
którzy to robią, żeby nie wytrysnąć zbyt wcześnie. W końcu hormony, gdy
Hermiona wsunęła biodra pod niego. Wycofał się i znów w nią wszedł.
—
Boże, Draco. Tak!
Dyszał
w jej szyję.
—
Merlinie, Hermiono! — Kręcił
biodrami, wbijając się w nią głęboko. — Jesteś tak cholernie ciasna.
Dwoje
spragnionych seksu dorosłych miotało się, głośno jęcząc w nocnym powietrzu.
Dzięki Merlinowi rozbili obóz daleko od zamku, inaczej każde dziecko w
Hogwarcie by ich usłyszało. Nawet nie próbowali być cicho.
Draco
wsunął dłoń między nich i pogłaskał jej łechtaczkę. Musiała jak najszybciej
dojść, bo już nie mógł wytrzymać. Poczuł pot spływający po plecach, gdy w nią
wchodził. Jego ciało domagało się wytrysku, ale zdecydował, że będzie
dżentelmenem i najpierw doprowadzi ją do orgazmu. Przyspieszył ruchy kciuka po
jej łechtaczce, mając nadzieję, że to wystarczy, by doszła. Gdy poczuł, jak
wyje się wokół niego, w jego ciele wezbrało uczucie dumy.
—
Kurwa, Draco, dochodzę!
Wreszcie mógł wyluzować. Doszedł z nią, krzycząc na
wytrysk i przysięgając w tym momencie, że wykorzysta każdą okazję, by być w
niej, aby jego ciało nigdy nie więcej nie zapomniało, jak smakuje seks.
Upadł
na koc obok niej. Oboje dyszeli, próbując złapać oddech. Gdy się odwrócili, ich
twarze powoli rozciągnęły się w identycznych uśmiechach, a ciała zatrzęsły się
od lekkiego śmiechu. Draco zarzucił ramię na jej biodro i przyciągnął ją do
siebie na długi, powolny pocałunek.
Kiedy
się odsunęli, Hermiona odezwała się pierwsza:
—
Nie wierzę, że to zrobiliśmy.
Włosy
Draco sterczały pod dziwnymi kątami, oczy zaszkliły się a usta wykrzywiły w
krzywym uśmiechu. Wyglądał na kompletnie
wyruchanego.
—
No cóż, chyba powinniśmy to powtórzyć, aż sobie to uświadomisz.
Zachichotała.
—
Nie mam żadnych uwag, panie Malfoy.
Warknął
i przyciągnął ją do siebie, co wywołało kolejny chichot z uległej kobiety.
—
Uważaj, wiedźmo. Obudziłaś bazyliszka.
Hermiona
przewróciła oczami.
—
To twoje dziwne męskie imię dla
twojego penisa?
Draco
rzekł beznamiętnie:
—
Tylko jeśli może wejść do twojej komnaty tajemnic.
Hermiona
parsknęła śmiechem na ten żałosny żart.
—
Wow. Naprawdę nie mogę uwierzyć, że właśnie uprawiałam z tobą seks.
Draco
się zaśmiał.
—
Jeśli przestanę rzucać banalnymi tekstami na podryw, jakie są szanse, że znów
dziś wieczorem dobiorę się do twoich majtek?
Hermiona
uśmiechnęła się z wyższością i pochyliła się, by znów go pocałować.
—
Powiedziałabym, że raczej korzystne, panie Malfoy.
______________
Witajcie :) w niedzielne popołudnie zapraszam na dwa rozdziały tłumaczenia. Ten był z tych, które uwielbiamy najbardziej, ale kolejny również ma w sobie coś fajnego. Zatem zapraszam do lektury!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)