—
FITCH! OBUDŹ SIĘ, TY DURNIU! JAK TY W OGÓLE…? — westchnął spiker. — NIE MOGĘ.
JA PO PROSTU… OCH NA LITOŚĆ BOSKĄ,
FITCH! TY CHOLERNY PÓŁTROLLU, OBUDŹ SIĘ!
—
Pamiętasz, jak na pierwszym roku byłeś z nim w parze na eliksirach, Simon? —
zapytał Albus. — Wciąż nie wiem, jak mu się udało usunąć z powierzchni ziemi
wasz kociołek.
Simon
skinął głową.
—
Za każdym razem, gdy pada, mam czkawkę. A to cholerna Szkocja.
Scorpius
od pewnego czasu był bardzo cichy, z oczami stale wlepionymi w Omnikulary
skierowanymi w trybunę nauczycieli i darczyńców. Nagle zbladł.
—
TATO!
Albus
uniósł brwi.
—
Znowu złapał ją za cycki? Merlinie, szybko poszło.
Scorpius
gorączkowo przesunął się po ławce, kierując się do tylnego wyjścia.
—
Nie, idioto! Jest ranny!
~*~*~*~*~*~*~*~
Draco
obudził się z pulsującym bólem głowy. Gdy otworzył oczy, powitało go
uszczypliwe spojrzenie pani Pomfrey. Lekko się wzdrygnął, zdezorientowany. Gdzie on kurwa… co się stało?
Pani
Pomfrey zmrużyła oczy i pokręciła głową.
—
Idź na mecz, Poppy, mówili. To całkowicie bezpieczne, mówili!
Wszyscy mają urojenia! Nigdy nie zrozumiem, dlaczego osoby z tej szkoły tak się
ekscytują tą okropną, dziecinną grą!
Usta
Draco były suche. Eksperymentalnie połączył wargi kilka razy w żałosnej próbie
wytworzenia jakiegoś rodzaju nawilżenia.
—
Co mi się stało? — udało mu się wykrztusić.
—
Nie próbuj się zbytnio ruszać, panie Malfoy. Powinieneś być zdrowy jak ryba za
kilka godzin, ale nalegam, żebyś, póki jesteś pod moją opieką, nie przemęczał
się. Zostałeś zaatakowany przez jedną z tych przeklętych, metalowych kul, gdy
oglądałeś ten śmieszny mecz, którym
ty i wszyscy inni czarodzieje jesteście tak zafascynowani. Nie żebym
oczekiwała, że wyciągniesz z tego jakiekolwiek wnioski. Ile kości ci
nastawiłam, gdy się tu uczyłeś, przez ten durny sport. Wszyscy jesteście wariatami.
Draco
przewrócił oczami.
—
Przeuroczo jest budzić się w pani towarzystwie.
Mówiąc
o uroczych rzeczach, Hermiona nagle pojawiła się w drzwiach, trzymając dwie
filiżanki herbaty.
Uśmiechnęła
się nieśmiało.
—
Och, jak dobrze! Obudziłeś się. Zaczynałam się martwić.
Draco
uśmiechnął się z wyższością… albo przynajmniej próbował. Poczuł się dość pewny
siebie, słysząc, że Hermiona się o niego martwi. Ale był też słaby i trochę
oszołomiony, bo właśnie obudził się z mini-śpiączki.
—
Zaczęłaś mnie opłakiwać?
Hermiona
przewróciła oczami.
—
Tak. Zdecydowanie nic ci nie jest. Przyniosłam ci herbatę.
Pani
Pomfrey przemówiła:
—
Panna Granger mogła uratować ci życie, kiedy wystrzeliła tę paskudną rzecz w
powietrze, gdy ta zmierzała w twoją stronę. Kiedy cię tu przyprowadziła,
zemdlałeś z powodu pękniętego bębenka.
—
Czy dlatego czuję się tak, jakby stado kornwalijskich chochlików złożyło jaja w
mojej głowie?
—
Ból powinien minąć za kilka godzin. Tymczasem ty — wskazała na Hermionę — nie pozwól mu się forsować. Musi
odpocząć, dopóki nie wyzdrowieje.
Pani
Pomfrey zostawiła ich samych, mrucząc pod nosem coś o skłonnych do wypadku dużych dzieciach.
Hermiona
zagryzła wargę.
—
Okropnie się czuję. Trochę mnie poniosło z tym Reducto.
Draco
pokręcił głową, uśmiechając się.
—
Bzdura. Byłaś moją księżniczką na białym koniu, Granger.
Hermiona
zachichotała.
—
Pani Pomfrey prawie odeszła od zmysłów, kiedy cię tu przyprowadziłam. Chyba
zbiera studia przypadków, żeby móc złożyć petycję o permanentny zakaz gry w
Quidditcha w Wielkiej Brytanii.
Draco
się zaśmiał.
—
Już czuję się bezpieczniej.
—
Tato! Co ci się stało?
Draco
uniósł głowę i zobaczył, że jego syn przedziera się przez szpony pani Pomfrey
mimo jej protestów, że nie da się
odpocząć z dzieckiem na karku.
Hermiona
uśmiechnęła się.
—
Zostawię was samych.
Draco
chwycił ją za rękę.
—
Powinnaś zostać.
Zarumieniła
się.
—
Wrócę później, żeby sprawdzić, co u ciebie.
Minęła
Scorpiusa, wychodząc ze Skrzydła Szpitalnego, uśmiechając się nieśmiało.
Chłopiec ledwo to zauważył, tak był skupiony na swoim chorym ojcu.
—
Co się stało, tato?
—
Nic, czym trzeba się martwić. Tłuczek posłany przez tego chłopaka Fitcha prawie
ściął mi głowę, ale profesor Granger rzuciła naprawdę paskudne Reducto.
—
Ona… ona cię uratowała?
Draco
uśmiechnął się szeroko.
—
Posiadanie w pobliżu byłego aurora z pewnością ma swoje zalety, prawda?
Scorpius
skinął głową.
—
Czy ona… ona cię tu przyprowadziła, prawda?
—
Miałem wielkie szczęście, że była w pobliżu. — Draco lekko się poruszył. — Ona…
ona jest bardzo miła, nie uważasz?
Uwadze
chłopca nie umknęło, że ojciec na niego nie patrzył i delikatnie się rumienił.
—
Cóż, najwyraźniej tak myślę.
Draco
się roześmiał, dość wymuszonym, dziwnym rodzajem śmiechu w porównaniu do
zwykłego chichotu.
—
Tak, oczywiście. Jak mógłbym zapomnieć?
Scorpius
przełknął ślinę.
—
Więc byłeś… byłeś z nią. Kiedy to się stało?
Draco
skinął głową.
—
Siedziałem obok niej na trybunach nauczycieli i darczyńców.
Przez
chwilę obaj Malfoyowie wydawali się być bardzo zainteresowani swoimi stopami.
Żaden z nich nie odezwał się przez kilka sekund.
Scorpius
przerwał ciszę.
—
Ty… ty ją lubisz?
Draco
spojrzał w srebrne oczy syna. Na moment się napiął, widząc w tych oczach, które
syn odziedziczył po nim, coś w rodzaju niezręcznej obawy. Chciał powiedzieć mu
prawdę. Nigdy siebie nie okłamywali. Ale Scorpius był nastolatkiem, a
nastolatki to zmienne istoty, które bardzo źle znoszą zmiany. Draco w myślach
przeliczył powody, dla których jego syn będzie potrzebował trochę czasu, by
oswoić się z tą sytuacją.
1.
Jego związek z Hermioną (jeśli można go tak nazwać) to coś nowego.
2.
Odkąd Scorpius się urodził, Draco nie randkował, więc to może wymagać pewnej
adaptacji.
3.
Można było przypuszczać, że Scorpius prawdopodobnie jeszcze nie otrząsnął się z
niewinnego, szkolnego zauroczenia.
Draco
powiedział:
—
Ona jest… interesująca. Chodzi mi o to, że ty ją lubisz, prawda?
Scorpius
przewrócił oczami.
—
Wiesz, że tak.
—
Jasne. Oczywiście. Jak mógłbym zapomnieć? Dlaczego nie miałbyś jej lubić? To
sympatyczna kobieta, profesor Granger.
Skrzywił
się na własne stwierdzenie. Skąd, do
cholery, wzięły mu się takie dziadkowe gadki?
Scorpius
miał identyczny grymas.
—
Czy ty właśnie powiedziałeś…?
—
Tak, wiem Scorpius.
—
To naprawdę…
—
Niefajne, tak. Załapałem.
Scorpius
uniósł brew.
—
Tato, czy ty bzykasz profesor Granger?
Brwi
Draco zniknęły we włosach.
—
Co? Nie, nie bzykam. — Nie to żebym nie chciał. — Skąd ci to
przyszło do głowy?
Chłopiec
pokręcił głową.
—
Nie jesteś sobą przy niej. I siedziałeś obok niej dzisiaj, rozmawiałeś i się
śmiałeś. Widziałem was przez moje Omnikulary.
Świetnie. Dobrze, że jesteś
dyskretny, staruszku.
—
Scorp… — Draco potarł twarz. — Ona jest miła. I nie jest taka zła, ale to już
wiesz.
—
Ale ci się podoba?
Draco
westchnął.
—
Przeszkadzałoby ci, gdyby tak było?
Scorpius
otworzył usta, żeby przemówić, ale się zawahał. Chciał powiedzieć Tak, cholernie by mnie to wkurzało!, ale
z jakiegoś powodu nie mógł tego wykrztusić. Zamknął usta i wzruszył ramionami.
—
To nie zależy ode mnie.
—
Chciałem tylko powiedzieć, że rozumiem, jeśli myśl o tym, że będę zalecał się
do twojej nauczycielki, jest dla ciebie niekomfortowa. Nie randkowałem odkąd
byłem z twoją mamą. I… wiesz, że zawsze będę ją kochał, prawda?
Scorpius
skinął głową.
—
Więc.. wy dwoje… nie uprawiacie seksu?
Jeszcze nie.
—
Nie. Nie uprawiamy.
Draco
czuł, że powinien dokładniej wyjaśnić sytuację, ale wszystko między nim i
Hermioną było jeszcze bardzo świeże. Gdyby sprawy miały nabrać poważniejszego
charakteru, oczywiście powiedziałby o tym synowi. Ale do tego czasu… to byłoby
dla niego po prostu mylące. Był powód, dla którego Draco zawsze oddzielał tę
część swojego życia od relacji ze Scorpiusem.
Scorpius
wydawał się rozluźniony. Uśmiechnął się lekko do ojca.
—
Nie mogę uwierzyć, że zemdlałeś na meczu Quidditcha. Zmiękłeś na starość?
Draco
prychnął.
—
Mógłbym bez problemu wytrzeć podłogę tobą i twoimi kumplami. Nigdy w to nie
wątp.
—
Profesor Granger praktycznie musiała cię tu zaciągnąć. Może od tej pory
powinieneś nosić w kieszeni sole trzeźwiące. Słabe nerwy i w ogóle.
Draco
zmarszczył brwi.
—
Jestem w świetnej formie. Dotnij
moich mięśni brzucha.
Scorpius
przewrócił oczami i mruknął pod nosem.
—
Tylko nie to…
—
Dotknij moich mięśni brzucha. Są jak…
—
Diamentowa tarka. Tak, mówiłeś. Około milion razy.
Draco
wskazał palcem na syna.
—
Masz szczęście, że odziedziczyłeś
moje geny.
Chłopiec
przewrócił oczami.
—
Tak, tak. Udanego odpoczywania w towarzystwie szydzącej z ciebie pani Pomfrey.
—
Powodzenia w wydostaniu się stąd bez wypominania twojego wejścia na chama.
—
Cóż, może gdyby mój tata mógł po prostu siedzieć cicho i oglądać amatorski mecz
Quidditcha bez łamania sobie biodra,
nie musiałbym…
—
Łamania biodra? Ile według ciebie mam lat?
Scorpius
wzruszył ramionami.
—
Nie wiem. Pięćdziesiąt parę?
Draco
przewrócił oczami. Nastolatki nie mają żadnej percepcji głębi, jeśli chodzi o
zgadywanie wieku. Przyjmując nosowy, fałszywie amerykański akcent,
odpowiedział:
—
Och, kurczaki, synku, to takie dobroduszne z twojej strony. Powiedz mi,
czy Hermiona Granger nie jest fajną dziewczyną?
Scorpius
warknął.
—
Dobranoc, staruszku.
—
Dla ciebie najdroższy ojcze — Draco
zawołał za nim, gdy chłopak odwrócił się, by odejść.
Draco
próbował stłumić poczucie winy, które czuł, okłamując swojego syna. Czy to naprawdę było kłamstwo?
Tak.
Oczywiście, że było. Pomijając ślizgońską semantykę, syn zadał mu bezpośrednie
pytanie i otrzymał w zamian minimalną, technicznie prawdziwą odpowiedź. Była to
taktyka, którą wiele razy stosował w swoim życiu, ale nigdy ze Scorpiusem.
Draco zawsze był otwartą księgą w kontaktach z synem. Trzymał się prostej
zasady: zadaj dowolne pytanie, otrzymaj szczerą odpowiedź. Ostatnią rzeczą,
jakiej chciał, było to, aby relacja z synem była oparta na swego rodzaju
sekretach i kłamstwach, tak jak relacja Draco z Lucjuszem w jego nastoletnich
latach.
Ale
w interesie Scorpiusa było, żeby nie
powiedział mu o Hermionie. Co jeśli im się nie uda? Scorpiusowi zostały jeszcze
cztery lata nauki na jej zajęciach (o ile zda SUMy z obrony przed czarną magią,
ale cóż, jego dzieciak jest
geniuszem). Byłoby to dla niego cholernie niezręczne. Albo jeszcze gorzej. Co
jeśli wszystko ułoży się na tyle dobrze, że Scorpius się do niej przywiąże, a potem zerwą? Byłoby to mylące i kompletnie niesprawiedliwe.
Lepiej
było zachować to w tajemnicy, dopóki on i Hermiona nie będą pewni swoich uczuć.
Tak będzie lepiej dla wszystkich.
—
Puk, puk. Jak się czujesz?
Draco
odwrócił się i zobaczył Hermionę stojącą w drzwiach, trzymającą wiklinowy kosz.
—
Przyniosłam trochę jedzenia z kuchni. Pomyślałam, że pewnie jesteś głodny.
W
sumie Draco mógłby zjeść konia z kopytami. Ale nie tak sobie wyobrażał ich
wspólny wieczór.
—
Chciałem cię zabrać na porządną kolację.
Hermiona
się uśmiechnęła.
—
Jest tu jedzenie dla dwóch osób. Pomyślałam, że jak pani Pomfrey cię puści,
możemy pójść na spacer czy coś. Jest ładna pogoda.
Draco
się rozpromienił.
—
Sprytna wiedźmo. Nie boisz się, że ktoś nas zobaczy?
Pokręciła
głową.
—
Już prawie jest godzina policyjna. Uczniowie nie będą mogli przebywać na
terenach wokół szkoły.
Draco
uniósł brwi.
—
Czy kiedykolwiek cię to powstrzymywało?
Hermiona
przewróciła oczami.
—
Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale odkąd Harry, Ron i ja opuściliśmy szkołę,
uczniowie naprawdę zaczęli się tu uczyć.
Draco
się roześmiał.
—
Czyli nie ma żadnego węża o śmiercionośnym spojrzeniu, mieszkającego w
toaletach i zamieniającego w kamień nic nie podejrzewających uczniów? I żadnej
tajnej armii dzieci trenujących w Pokoju Życzeń?
—
Zapomniałeś wspomnieć o dementorach dla naszej „ochrony”.
Draco
się uśmiechnął.
—
W tej sytuacji nie mogę odmówić. Zwłaszcza, gdy moja nieustraszona obrończyni
jest u mojego boku i trzyma wszystkie potwory na dystans.
Hermiona
spojrzała na niego konspiracyjnie.
—
Potwory, łotry, jakkolwiek to nazwać. Skopię im tyłki, jeśli spróbują cię
skrzywdzić.
Draco
parsknął śmiechem.
—
Moja bohaterka.
__________________
Witajcie :) mam nadzieję, że rozdziały Was rozśmieszyły, tak jak mnie. Obecnie mam trochę więcej czasu, bo zachorowałam i się nudzę w domu, więc trochę udało się nadrobić tłumaczenie. Mam ambitny plan, żeby do końca miesiąca przetłumaczyć całość. W sumie zostało tylko dwanaście rozdziałów, ale zobaczymy, czy to się uda. Kolejny rozdział będzie hot, hot, if you know what I mean ;) Być może uda się w weekend opublikować kolejne rozdziały. Trzymajcie kciuki.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego końca tygodnia! Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)