niedziela, 12 października 2025

[T] Facet z sąsiedztwa: Rozdział 1

Hermiona Granger mieszkała na drugim piętrze uroczej, starej kamienicy o nazwie Flora Place.

Jej mieszkanie — numer siedem — składało się z jednej sypialni, małej kuchni i uroczego balkoniku, na którym Hermiona od czasu do czasu próbowała uprawiać pomidory.

Hermiona uwielbiała historyczną architekturę, zwłaszcza po latach spędzonych w Hogwarcie. W starych budynkach było mnóstwo rzeczy, które można było pokochać. Na przykład w Flora Place bluszcz gęsto i bujnie porastał czerwone, ceglane ściany. Kominki były małe i kamienne, a ich okopcone wnętrza przywodziły na myśl osmolone czajniki gwiżdżące nad ogniem. Nawet okna —  z grubego i lekko pomarszczonego szkło, z każdą szybą obłożoną staromodnym metalem — stanowiły detale, jakich próżno szukać w nowych blokach, zwłaszcza w nowoczesnym, tętniącym życiem Londynie.

Tak, Hermiona absolutnie uwielbiała swoje mieszkanie. I aż do dziś w ogóle się na nie skarżyła.

— Cholera jasna — mruknęła, leżąc płasko na plecach i wpatrując się w zakurzone zakamarki zepsutego pieca. — Postaraj się współpracować, ty przeklęta maszyno.

Wszystkie urządzenia w Flora Place były niemal tak stare, jak sama kamienica. W rezultacie często nawalały i trudno było je naprawić. Hermiona nie przypuszczała, że to mogłoby stanowić problem. Przecież będąc najlepszą na swoim roku z numerologii, zaklęć i eliksirów, bez problemu powinna poradzić sobie z naprawą pieca czy grzejnika, który akurat się zepsuł pod jej opieką.

Ale wpatrując się w żelazne dno zepsutego pieca, starając się nie zwracać uwagi na to, jak od czasu do czasu pluł jej w twarz kurzem i wiórkami metalu. Być może nie doceniła, jak uparty potrafi być.

Merlinie, to było straszne przeżycie.

Płytki na podłodze były twarde jak skała pod jej plecami. Na dodatek w mieszkaniu było przeraźliwie zimno. Hermiona miała na sobie dwa swetry i wciąż czuła chłód.

Dłonie jej trochę zdrętwiały, ale po chwili kombinowania udało jej się zlokalizować luźną, metalową dźwignię. Może to ona się zepsuła? Hermiona ostrożnie trzymała różdżkę między zębami, żeby uwolnić dłonie, a następnie lekko przekręciła dźwignię, próbując ją dokręcić.

Nic.

Pociągnęła ponownie i tym razem dźwignia pękła w jej dłoni, zrzucając na twarz niewielki obłoczek kurzu. Piec zagrzechotał, co brzmiało podejrzanie.

Hermiona rozluźniła rękę i zamknęła oczy, licząc od dziesięciu wstecz, żeby się uzbroić w cierpliwość.

Może nie potrzebowała ogrzewania. Czy nie przeprowadzono ostatnio jakiś mugolskich badań na temat korzyści płynących z zimnych kąpieli? Może nawet życie w lodowatym mieszkaniu wpływało korzystnie na długowieczność…

Nagle rozległo się pukanie do drzwi.

Hermiona podskoczyła z zaskoczenia, uderzając głową o spód pieca.

— Auć — syknęła, pocierając czoło. — Już idę! Chwileczkę.

Niezgrabnie wyślizgnęła się spod pieca, starając się nie ubrudzić kurzem. Nikogo się nie spodziewała — kto to mógł być? Pewnie starszy pan Neffer, który znów przyszedł ponarzekać na któregoś z sąsiadów.

Hermiona otworzyła drzwi. To nie był pan Neffer.

Zamiast niego, przed drzwiami Hermiony stał bardzo wysoki i bardzo przystojny blondyn.

— Dzień dobry — powiedział, uśmiechając się do niej lekko. — Och, przepraszam… przerwałem ci coś?

Wydawało się, że nie wiedział, jak opisać to, co robiła Hermiona. Wskazał na jej umazane smarem dłonie. Hermiona próbowała otrzeć trochę kurzu z twarzy, natychmiast pragnąc, żeby była ubrana w coś innego niż piżama i dwa swetry założone jeden na drugi.

— Właśnie coś naprawiałam — wyjaśniła, a policzki jej płonęły. — Przepraszam. Normalnie tak nie wyglądam.

— Nie ma problemu — rzekł natychmiast. — Myślę, że wyglądasz ładnie.

Przez chwilę niezręcznie na siebie patrzyli.

— Wpadłem tylko, by się przedstawić — powiedział, odchrząkując. — Właśnie wprowadziłem się do mieszkania obok. Jestem Draco.

— Och! Miło cię poznać. Draco — fajne imię.

— Tak, dzięki — rzucił z uśmiechem; szerokim, swobodnym, emanującym pewnością siebie. — Widziałem w sowiarni, że to mieszkanie należy do H. Granger. To od… Heleny? Hery?

— Hermiony — powiedziała ze śmiechem. — Byłeś bardzo blisko.

— Hermiona — powtórzył Draco, powoli wymawiając jej imię. Jego głos był niski i atrakcyjny. — Ładnie.

Hermiona zarumieniła się. Nie była przyzwyczajona do tego, że ludzie nie znają jej imienia po rozgłosie wojny. Ale to było trzy lata temu, więc nic dziwnego.

— Mieszkasz pod ósemką? — zapytała, zerkając w głąb korytarza. — Nie wiedziałam, że pani Potts się wyprowadziła.

— Tak, chyba wyjeżdża za granicę — powiedział Draco. — Powiedziała, że jej córka, która mieszka w Nowym Jorku się rozwodzi.

— O nie — mruknęła Hermiona z autentycznym smutkiem. Nie lubiła słuchać o nieudanych związkach. — To wielka szkoda.

— To prawda — zgodził się Draco. — Ale to słodkie ze strony pani Potts, że przeprowadza się do nowego kraju, by pomóc córce stanąć na nogi.

Hermiona skinęła głową. Draco wytrzymał jej spojrzenie jeszcze przez chwilę, po czym zamrugał i zerknął na swoje dłonie. Hermiona zdała sobie sprawę, że trzymał mały koszyk z bukiecikami kwiatów.

— Eee — jęknął, a policzki lekko się zaróżowiły. Uniósł koszyk. — Czy… chciałabyś jeden z nich? Pomyślałem, że przekupię sąsiadów, żeby mnie polubili. Wszyscy lubią kwiaty, prawda?

Hermiona roześmiała się zachwycona.

— Jakie urocze — powiedziała, zaglądając do środka. Kwiaty były piękne i było ich wiele, każdy w osobnym bukiecie. — Zrobisz tu furorę. Och, stokrotki. Mogę je wziąć?

— Tak, oczywiście. Proszę.

Stokrotki były starannie zawinięte w brązowy papier i przewiązane białą wstążką. Hermiona rozpoznała logo; kwiaty pochodziły z ekskluzywnej kwiaciarni niedaleko Covert Garden. Zastanawiała się, czy Draco pracuje w tej dzielnicy. Był ubrany jak do pracy, w elegancką, białą koszulę i ciemny krawat. Ale krawat miał poluzowany, jakby chciał go rozwiązać po długim dniu.

— Planujesz urządzać głośne imprezy, czy coś w tym stylu? — zapytała Hermiona, zmuszając się do oderwania wzroku od jego krawata. Był dziwnie atrakcyjny — jakby wiedziała, że Draco chciałby być bardziej rozebrany niż w rzeczywistości. — Jeśli tak, obawiam się, że potrzebujesz czegoś więcej niż stokrotek, żeby zdobyć sympatię pana Neffera.

Draco się roześmiał.

— Żadnych głośnych imprez — powiedział. — Po prostu… próbuję nawiązać przyjaźnie.

Hermiona się uśmiechnęła.

— Jestem pewna, że nie będziesz miał z tym problemu — rzekła. — Kwiaty to naprawdę miły gest.

— Dziękuję.

Ponownie spojrzał jej w oczy, po czym — jakby sobie o czymś przypominając — uśmiechnął się i odchrząknął.

— No cóż, chyba powinienem… iść dalej. Mam jeszcze sześciu mieszkańców do przekupienia. Naprawdę miło było cię poznać, Hermiono.

— Ciebie też.

Pomachała mu lekko, zanim zamknęła drzwi. Spojrzała na stokrotki, trzymając je blisko piersi.

Były bardzo ładne. Co za miły mężczyzna z tego Draco. I był niesamowicie przystojny, prawda? Hermionie podobało się w nim wszystko, od wzrostu po głos. Mówił spokojnie — niskim i atrakcyjnym tonem. Hermiona nauczyła się doceniać zrównoważonych i opanowanych mężczyzn.

Bawiła się białą wstążką. Draco powiedział, że próbuje nawiązać przyjaźnie — Hermiona sama zamierzała znaleźć więcej przyjaciół. Czy urządzi parapetówkę? Może powinna wziąć ze sobą butelkę wina…

Hermiona starannie włożyła stokrotki do wazonu. Potem, wzdychając z rezygnacją, wróciła do naprawy pieca.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Draco Malfoy stał w milczeniu na korytarzu przed jej mieszkaniem.

Wpatrywał się nieobecnym wzrokiem w plamę na zniszczonej wycieraczce, lekko przechylając głowę na bok i uważnie nasłuchując, co się dzieje za drzwiami. Usłyszał brzdęk narzędzi i cichy odgłos zaklęcia naprawiającego.

Jej piec musiał być zepsuty. W mieszkaniu było chłodno — miała na sobie dwa swetry.

Była ładniejsza, niż pamiętał. Ładniejsza, niż mogły to uchwycić zdjęcia w Proroku Codziennym. Te brązowe oczy…

Draco poczuł ukłucie żalu, jak to często bywało, że rodzice postanowili wysłać go do Durmstrangu zamiast do Hogwartu. Gdyby tylko on i Hermiona chodzili do tej samej szkoły, miałby lata, by ją oczarować.

No cóż. Pozostawała tylko teraźniejszość.

Wszedł z powrotem do swojego pustego, nowego mieszkania i wrzucił do kosza na śmieci kwiaty, których Hermiona nie wzięła.

Stokrotki były jej ulubionymi — powinien był się domyślić. Co za uroczy gust.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Następnego dnia był czwartek.

Hermiona nigdy nie przepadała za czwartkami, bo właśnie wtedy miała składać cotygodniowe raporty w Ministerstwie.

Raporty nie były aż tak ważne — właściwie w ogóle dla większości współpracowników Hermiony — ale ona miała wobec siebie bardzo surowe wymagania. Zwłaszcza teraz, gdy jej życie osobiste legło w gruzach (nie myśl o Ronie, upomniała samą siebie), jej raporty osiągnęły poziom szczegółowości i skrupulatności, który wręcz wydawał się absurdalny.

Dołączyła załączniki. Miały przypisy i kolorowe zakładki.

Hermiona siedziała do późna, pracując nad notatkami, aż była zadowolona.

Tuż przed dwudziestą pierwszą, mozolnie stąpając, kroczyła korytarzem, Flora Place. Pasek ciężkiej torby listonoszki wbijał się jej w ramię, a włosy toczyły walkę ze słabą gumką, którą próbowała utrzymać je w koku. Czując burczenie w żołądku, zdała sobie sprawę, że zapomniała zjeść kolację.

No cóż, miała frytki w spiżarni. Miejmy nadzieję, że nie były przeterminowane.

Przechodząc obok numeru osiem, Hermiona nie mogła się powstrzymać od spojrzenia w lukę pod drzwiami Draco. Paliło się światło — był w domu. Co mógł robić, zastanawiała się. Może popija wino, jedząc kolację. Z pewnością nie należał do osób, które zapominają o jedzeniu i muszą szukać — miejmy nadzieję — nieprzeterminowanych frytek.

Hermionie przyszło do głowy, że Draco najprawdopodobniej ma dziewczynę.

Oderwała wzrok od smugi światła i przyspieszyła kroku.

Dwa razy upuściła klucze, próbując wejść do swojego mieszkania. Na zewnątrz było zimno. Nie udało jej się jeszcze naprawić pieca, a wizja lodowatego mieszkania była mało zachęcająca. Przynajmniej kuchenka działała; może mogłaby zaparzyć gorącej herbaty.

W końcu udało jej się trafić do zamka i otworzyć drzwi.

Ku jej wielkiemu zaskoczeniu, w jej mieszkaniu było przytulnie i ciepło.

Postawiła torbę obok drzwi i podeszła do pieca, który jeszcze dziś rano był kawałkiem niereagującego na nic metalu. Teraz buczał, wydobywając ciepłe powietrze z miłym pomrukiem.

— Brawo, ty — powiedziała radośnie do pieca. — Wiedziałam, że w końcu się ogarniesz, ty zrzędliwy staruszku.

Hermiona obawiała się prysznica, zwłaszcza, że zazwyczaj musiała wyjść spod gorącej wody i wejść do lodowatego mieszkania, ale teraz prysznic brzmiał jak raj.

Nuciła cicho pod nosem wśród parującej wody, zmywając z siebie ślady długiego dnia.

Myśli powędrowały ku Draco. Myślała — a może miała nadzieję — że słyszy też szum jego prysznica przez ścianę. Ale to była bzdura i Hermiona stanowczo porzuciła tę myśl.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

W piątek po pracy Hermiona otrzymała przesyłkę od Harry’ego. Był to (bardzo spóźniony) prezent urodzinowy.

Doręczenie prezentu wymagało dwóch sów, które oburzone czekały na balkonie na drugim piętrze ponad godzinę, zanim udało jej się pójść do domu i odebrać paczkę. Sowiarnia była przeznaczona tylko do małych pakunków.

— Przepraszam, przepraszam — powiedziała, otwierając szklane drzwi i wychodząc na zewnątrz.

Sowy powitały ją groźnymi spojrzeniami. Kupiła ich przebaczenie garścią smakołyków dla każdej z nich, a następnie przyjęła dużą, zapakowaną paczkę, którą miały dostarczyć.

 

Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Miona.

 

Nic poza tym.

Hermiona starała się stłumić falę bólu, którą zawsze czuła w obliczu chłodnego traktowania przez jednego ze swoich przyjaciół.

Nie winiła go. Jak mogłaby? Harry musiał wybrać stronę, a Ron był jego najlepszym przyjacielem na świecie.

Miło z jego strony, że wysłał prezent, nawet jeśli smakował galeonami wydanymi na ukojenie poczucia winy. Był to duży zbiór encyklopedii w skórzanych oprawach, ze złotymi, wytłoczonymi tytułami na każdej z nich.

Hermiona zostawiła je nieotwarte na blacie, wstążka wciąż zwisała ze stosu. Nie miała ochoty teraz ich przeglądać.

Po gorącym prysznicu poczuła się trochę lepiej, choć nie mniej samotna. Z ręcznikiem na głowie, przeglądała biblioteczkę w poszukiwaniu powieści, która dotrzymałaby jej towarzystwa.

Coś romantycznego. Coś na chwilę ucieczki od rzeczywistości.

Siedziała po turecku na kanapie, w połowie pierwszego rozdziału, gdy usłyszała dziwny dźwięk.

Drzwi balkonowe sąsiada właśnie się otworzyły.

Pani Potts ani razu nie otworzyła drzwi balkonowych z powodu lęku wysokości. Pan Neffer — sąsiad Hermiony z drugiej strony — również nie korzystał ze swojego balkonu. Narzekał, że „świeże powietrze szkodzi jego bolącym stawom”.

W rezultacie do tej pory Hermiona cieszyła się pełną prywatnością, siedząc na zewnątrz, patrząc na zakrzywiony ogród na patio i korony drzew w oddali, z filiżanką herbaty ogrzewającą dłonie.

Ale teraz, gdy przycisnęła policzek do szyby, usiłując zobaczyć balkon mieszkania numer osiem, stwierdziła, że nie przeszkadza jej, że przestrzeń na zewnątrz może być dzielona z pewnym jasnowłosym czarodziejem.

Usiadła z powrotem na kanapie, nerwowo bębniąc palcami o poduszki.

Potem, zdecydowana, wstała i narzuciła na siebie sweter, po czym wyszła na swój balkon.

— Hej — powiedziała z uśmiechem, zamykając za sobą drzwi. — Zapragnąłeś pooddychać trochę świeżym powietrzem?

Draco wyglądał na zadowolonego z jej widoku.

— Cześć — przywitał się, podchodząc bliżej do sięgającej pasa przegrody między ich balkonami. — Tak, po prostu robię sobie przerwę od rozpakowywania się.

Oparł łokcie o metal, ku radości Hermiony. Spodziewała się, że wymienią kilka uprzejmości i mężczyzna wejdzie do środka.

— Masz dużo pudeł? — zapytała.

— Tak — rzucił, krzywiąc się. — Część wciąż jest w drodze.

— Gdzie mieszkałeś? — dopytywała z nieokiełznaną ciekawością.

— W Bułgarii.

— Och — rzuciła Hermiona, zaskoczona.

— Rodzice wysłali mnie do Durmstrangu — wyjaśnił Draco. — Mamy rodzinę w Bułgarii. W każdym razie, skończyłem szkołę kilka lat temu, ale zostałem tam na jakiś czas z powodu pracy.

— To musiało być bardzo interesujące — rzekła Hermiona. — Zawsze zastanawiałam się, jak to jest chodzić do jednej z innych magicznych szkół. Ukończyłam Hogwart… dwa lata temu.

— Ach — rzucił z krzywym uśmiechem. — Jesteś młodsza ode mnie.

Sposób, w jaki to powiedział, sprawił, że Hermiona poczuła motyle w brzuchu. Coś w rodzaju męskiego flirtu, mimo że słowa brzmiały niewinnie.

— Chyba tak — zdołała wyjąkać.

Spojrzał na nią przez chwilę, a Hermiona się zarumieniła i spojrzała na swoje dłonie.

— Hej — uchwycił jej uwagę. — Mam kilka piw kremowych. Może masz ochotę? Skoro już tu siedzimy?

— Pewnie — zgodziła się z uśmiechem.

Draco wyglądał na zadowolonego. Na chwilę zniknął z pola widzenia, po czym wrócił z dwiema butelkami, trzymając obie w jednej ręce. Długie palce swobodnie obejmowały smukłe szyjki i brzęczały o siebie, gdy szedł. Hermiona nie mogła powstrzymać się od myśli o tym, jakie wielkie musiały być jego dłonie, skoro tak łatwo niósł dwie butelki.

— Zdrówko — powiedział, podając jej jedną.

Wzięła ją, a on stuknął swoją butelką o jej, uderzając nimi o siebie w górnej części szkła, a nie w dolnej. Hermiona stłumiła kolejną falę motylków w brzuchu.

Pociągnęła długi łyk, delektując się słodkimi bąbelkami.

— Więc… jak idzie przeprowadzka? — zapytała.

Draco westchnął i potarł kark.

— Męcząco.

— Rozumiem — powiedziała. — Wprowadziłam się w zeszłym roku. Wciąż pamiętam, jakie to było trudne. Musiałam wnosić pudła na górę jedno po drugim. Jak zwykle winda była zepsuta. Zaczynam podejrzewać, że to tak naprawdę schowek na miotły, a zarządca budynku nas wszystkich okłamuje.

Draco nie roześmiał się z wypowiedzianego żartu.

— Wnosiłaś rzeczy po schodach? — zapytał, patrząc na nią poważnie. — Nie powinnaś była tego robić.

Jego oczy były ciemne, ocienione przez kąt zachodu słońca. Przez chwilę Hermionie zdawało się, że dostrzega za nimi migotanie jakiegoś nieokreślonego uczucia. Szybkie i mroczne, jak rekin śmigający przez ciemną wodę.

Mrugnęła.

— Eee, no wiesz — rzuciła nerwowo. — Nie było tak źle.

— Wybacz — mruknął szybko, odwracając wzrok w stronę drzew. — Schody w tym budynku po prostu wydają się trochę niebezpieczne. To wszystko.

— Tak — zgodziła się. — Zdecydowanie trochę się chwieją. Ale myślę, że to niewielki problem. Budynek sam w sobie ma swój urok.

— Pasuje do ciebie — powiedział Draco, patrząc na nią kątem oka. — Jest… przytulny. Uroczy.

Hermiona zarumieniła się i spuściła wzrok.

— No cóż, lepiej pójdę poszukać coś do jedzenia — wymamrotała, a jej policzki poczerwieniały. — Robi się późno.

— Jasne. Ale co masz na myśli, mówiąc „poszukać”?

— Po prostu zapomniałam zrobić zakupy. Ale mam puszkę fasoli, którą mogę podgrzać i trochę frytek.

Po prostu skinął głową.

Hermiona pomachała mu lekko i weszła do środka. Na zewnątrz było chłodno, a rozgrzane mieszkanie było miłą odmianą.

Po chwili Hermiona usłyszała, jak drzwi balkonowe Draco się otwierają i zamykają.

Przeglądała spiżarnię za jedzeniem, gdy ktoś zapukał do drzwi. Hermiona otworzyła i zobaczyła pryszczatą dostawcę, żującą dumę i trzymającą torbę. Hermiona ją rozpoznała — kelnerka z Hunan Palace, ulubionej, chińskiej restauracji Hermiony.

— Proszę bardzo — powiedziała dziewczyna, podając torbę Hermionie.

Kelnerka odwróciła się, by odejść, wciąż żując gumę, kiedy Hermiona otrząsnęła się z zaskoczenia.

— Hej — zawołała. — Przepraszam, ale to chyba pomyłka. Niczego nie zamawiałam.

Dostawczyni zmarszczyła brwi i spojrzała na notes.

— Hmm — powiedziała obojętnie, żując gumę. — Nie jesteś Sharon McPhee? Mamy zamówienie na te dane pod ten adres.

— Nie — powiedziała Hermiona, próbując oddać dziewczynie zamówienie.

Ale dziewczyna pokręciła głową.

— Zwrotów nie przyjmujemy. Takie są zasady. Proszę, weź to, skontaktujemy się z zamawiającym.

— Nie opłaciłam go.

— Opłacone. Do zobaczenia.

I po tym dziewczyna odeszła, schodząc po schodach.

Hermiona zamrugała i spojrzała na torbę.

Kiedy wniosła ją do mieszkania i otworzyła, znalazła wieprzowinę z ryżem i smażonym bakłażanem. Jej ulubione!

Wzięła kawałek mięsa jednorazowymi pałeczkami i włożyła go do ust. Przepyszne. Może w końcu los się do niej uśmiechnął.

________________

Witajcie :) w niedzielne popołudnie zapraszam na nowe, krótkie tłumaczenie z tajemnicą w tle. Jeśli lubicie klimaty serialu "You", to powinno Wam się spodobać. Ja osobiście jestem zachwycona tą historią. Dajcie znać jak wrażenia.

Od razu zapraszam na drugi rozdział. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy