Hermiona Granger mieszkała na drugim piętrze uroczej, starej kamienicy o nazwie Flora Place.
Jej
mieszkanie — numer siedem — składało się z jednej sypialni, małej kuchni i
uroczego balkoniku, na którym Hermiona od czasu do czasu próbowała uprawiać
pomidory.
Hermiona
uwielbiała historyczną architekturę, zwłaszcza po latach spędzonych w
Hogwarcie. W starych budynkach było mnóstwo rzeczy, które można było pokochać.
Na przykład w Flora Place bluszcz gęsto i bujnie porastał czerwone, ceglane
ściany. Kominki były małe i kamienne, a ich okopcone wnętrza przywodziły na
myśl osmolone czajniki gwiżdżące nad ogniem. Nawet okna — z grubego i lekko pomarszczonego szkło, z każdą
szybą obłożoną staromodnym metalem — stanowiły detale, jakich próżno szukać w
nowych blokach, zwłaszcza w nowoczesnym, tętniącym życiem Londynie.
Tak,
Hermiona absolutnie uwielbiała swoje mieszkanie. I aż do dziś w ogóle się na
nie skarżyła.
—
Cholera jasna — mruknęła, leżąc płasko na plecach i wpatrując się w zakurzone
zakamarki zepsutego pieca. — Postaraj się współpracować, ty przeklęta maszyno.
Wszystkie
urządzenia w Flora Place były niemal tak stare, jak sama kamienica. W rezultacie
często nawalały i trudno było je naprawić. Hermiona nie przypuszczała, że to
mogłoby stanowić problem. Przecież będąc najlepszą na swoim roku z numerologii,
zaklęć i eliksirów, bez problemu powinna poradzić sobie z naprawą pieca czy
grzejnika, który akurat się zepsuł pod jej opieką.
Ale
wpatrując się w żelazne dno zepsutego pieca, starając się nie zwracać uwagi na
to, jak od czasu do czasu pluł jej w twarz kurzem i wiórkami metalu. Być może
nie doceniła, jak uparty potrafi być.
Merlinie,
to było straszne przeżycie.
Płytki
na podłodze były twarde jak skała pod jej plecami. Na dodatek w mieszkaniu było
przeraźliwie zimno. Hermiona miała na
sobie dwa swetry i wciąż czuła chłód.
Dłonie
jej trochę zdrętwiały, ale po chwili kombinowania udało jej się zlokalizować
luźną, metalową dźwignię. Może to ona się zepsuła? Hermiona ostrożnie trzymała
różdżkę między zębami, żeby uwolnić dłonie, a następnie lekko przekręciła
dźwignię, próbując ją dokręcić.
Nic.
Pociągnęła
ponownie i tym razem dźwignia pękła w jej dłoni, zrzucając na twarz niewielki
obłoczek kurzu. Piec zagrzechotał, co brzmiało podejrzanie.
Hermiona
rozluźniła rękę i zamknęła oczy, licząc od dziesięciu wstecz, żeby się uzbroić
w cierpliwość.
Może
nie potrzebowała ogrzewania. Czy nie przeprowadzono ostatnio jakiś mugolskich
badań na temat korzyści płynących z zimnych kąpieli? Może nawet życie w
lodowatym mieszkaniu wpływało korzystnie na długowieczność…
Nagle
rozległo się pukanie do drzwi.
Hermiona
podskoczyła z zaskoczenia, uderzając głową o spód pieca.
—
Auć — syknęła, pocierając czoło. — Już idę! Chwileczkę.
Niezgrabnie
wyślizgnęła się spod pieca, starając się nie ubrudzić kurzem. Nikogo się nie
spodziewała — kto to mógł być? Pewnie starszy pan Neffer, który znów przyszedł
ponarzekać na któregoś z sąsiadów.
Hermiona
otworzyła drzwi. To nie był pan Neffer.
Zamiast
niego, przed drzwiami Hermiony stał bardzo wysoki i bardzo przystojny blondyn.
—
Dzień dobry — powiedział, uśmiechając się do niej lekko. — Och, przepraszam…
przerwałem ci coś?
Wydawało
się, że nie wiedział, jak opisać to, co robiła Hermiona. Wskazał na jej umazane
smarem dłonie. Hermiona próbowała otrzeć trochę kurzu z twarzy, natychmiast
pragnąc, żeby była ubrana w coś innego niż piżama i dwa swetry założone jeden
na drugi.
—
Właśnie coś naprawiałam — wyjaśniła, a policzki jej płonęły. — Przepraszam.
Normalnie tak nie wyglądam.
—
Nie ma problemu — rzekł natychmiast. — Myślę, że wyglądasz ładnie.
Przez
chwilę niezręcznie na siebie patrzyli.
—
Wpadłem tylko, by się przedstawić — powiedział, odchrząkując. — Właśnie
wprowadziłem się do mieszkania obok. Jestem Draco.
—
Och! Miło cię poznać. Draco — fajne imię.
—
Tak, dzięki — rzucił z uśmiechem; szerokim, swobodnym, emanującym pewnością
siebie. — Widziałem w sowiarni, że to mieszkanie należy do H. Granger. To od…
Heleny? Hery?
—
Hermiony — powiedziała ze śmiechem. — Byłeś bardzo blisko.
—
Hermiona — powtórzył Draco, powoli wymawiając jej imię. Jego głos był niski i
atrakcyjny. — Ładnie.
Hermiona
zarumieniła się. Nie była przyzwyczajona do tego, że ludzie nie znają jej imienia
po rozgłosie wojny. Ale to było trzy lata temu, więc nic dziwnego.
—
Mieszkasz pod ósemką? — zapytała, zerkając w głąb korytarza. — Nie wiedziałam,
że pani Potts się wyprowadziła.
—
Tak, chyba wyjeżdża za granicę — powiedział Draco. — Powiedziała, że jej córka,
która mieszka w Nowym Jorku się rozwodzi.
—
O nie — mruknęła Hermiona z autentycznym smutkiem. Nie lubiła słuchać o
nieudanych związkach. — To wielka szkoda.
—
To prawda — zgodził się Draco. — Ale to słodkie ze strony pani Potts, że
przeprowadza się do nowego kraju, by pomóc córce stanąć na nogi.
Hermiona
skinęła głową. Draco wytrzymał jej spojrzenie jeszcze przez chwilę, po czym
zamrugał i zerknął na swoje dłonie. Hermiona zdała sobie sprawę, że trzymał mały
koszyk z bukiecikami kwiatów.
—
Eee — jęknął, a policzki lekko się zaróżowiły. Uniósł koszyk. — Czy… chciałabyś
jeden z nich? Pomyślałem, że przekupię sąsiadów, żeby mnie polubili. Wszyscy
lubią kwiaty, prawda?
Hermiona
roześmiała się zachwycona.
—
Jakie urocze — powiedziała, zaglądając do środka. Kwiaty były piękne i było ich
wiele, każdy w osobnym bukiecie. — Zrobisz tu furorę. Och, stokrotki. Mogę je
wziąć?
—
Tak, oczywiście. Proszę.
Stokrotki
były starannie zawinięte w brązowy papier i przewiązane białą wstążką. Hermiona
rozpoznała logo; kwiaty pochodziły z ekskluzywnej kwiaciarni niedaleko Covert
Garden. Zastanawiała się, czy Draco pracuje w tej dzielnicy. Był ubrany jak do
pracy, w elegancką, białą koszulę i ciemny krawat. Ale krawat miał poluzowany,
jakby chciał go rozwiązać po długim dniu.
—
Planujesz urządzać głośne imprezy, czy coś w tym stylu? — zapytała Hermiona,
zmuszając się do oderwania wzroku od jego krawata. Był dziwnie atrakcyjny —
jakby wiedziała, że Draco chciałby być bardziej rozebrany niż w rzeczywistości.
— Jeśli tak, obawiam się, że potrzebujesz czegoś więcej niż stokrotek, żeby
zdobyć sympatię pana Neffera.
Draco
się roześmiał.
—
Żadnych głośnych imprez — powiedział. — Po prostu… próbuję nawiązać przyjaźnie.
Hermiona
się uśmiechnęła.
—
Jestem pewna, że nie będziesz miał z tym problemu — rzekła. — Kwiaty to
naprawdę miły gest.
—
Dziękuję.
Ponownie
spojrzał jej w oczy, po czym — jakby sobie o czymś przypominając — uśmiechnął
się i odchrząknął.
—
No cóż, chyba powinienem… iść dalej. Mam jeszcze sześciu mieszkańców do
przekupienia. Naprawdę miło było cię poznać, Hermiono.
—
Ciebie też.
Pomachała
mu lekko, zanim zamknęła drzwi. Spojrzała na stokrotki, trzymając je blisko
piersi.
Były
bardzo ładne. Co za miły mężczyzna z tego Draco. I był niesamowicie przystojny,
prawda? Hermionie podobało się w nim wszystko, od wzrostu po głos. Mówił
spokojnie — niskim i atrakcyjnym tonem. Hermiona nauczyła się doceniać
zrównoważonych i opanowanych mężczyzn.
Bawiła
się białą wstążką. Draco powiedział, że próbuje nawiązać przyjaźnie — Hermiona
sama zamierzała znaleźć więcej przyjaciół. Czy urządzi parapetówkę? Może
powinna wziąć ze sobą butelkę wina…
Hermiona
starannie włożyła stokrotki do wazonu. Potem, wzdychając z rezygnacją, wróciła
do naprawy pieca.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Draco
Malfoy stał w milczeniu na korytarzu przed jej mieszkaniem.
Wpatrywał
się nieobecnym wzrokiem w plamę na zniszczonej wycieraczce, lekko przechylając
głowę na bok i uważnie nasłuchując, co się dzieje za drzwiami. Usłyszał brzdęk
narzędzi i cichy odgłos zaklęcia naprawiającego.
Jej
piec musiał być zepsuty. W mieszkaniu było chłodno — miała na sobie dwa swetry.
Była
ładniejsza, niż pamiętał. Ładniejsza, niż mogły to uchwycić zdjęcia w Proroku Codziennym. Te brązowe oczy…
Draco
poczuł ukłucie żalu, jak to często bywało, że rodzice postanowili wysłać go do
Durmstrangu zamiast do Hogwartu. Gdyby tylko on i Hermiona chodzili do tej
samej szkoły, miałby lata, by ją
oczarować.
No
cóż. Pozostawała tylko teraźniejszość.
Wszedł
z powrotem do swojego pustego, nowego mieszkania i wrzucił do kosza na śmieci
kwiaty, których Hermiona nie wzięła.
Stokrotki
były jej ulubionymi — powinien był się domyślić. Co za uroczy gust.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Następnego
dnia był czwartek.
Hermiona
nigdy nie przepadała za czwartkami, bo właśnie wtedy miała składać cotygodniowe
raporty w Ministerstwie.
Raporty
nie były aż tak ważne — właściwie w ogóle dla większości współpracowników
Hermiony — ale ona miała wobec siebie bardzo surowe wymagania. Zwłaszcza teraz,
gdy jej życie osobiste legło w gruzach (nie
myśl o Ronie, upomniała samą siebie), jej raporty osiągnęły poziom
szczegółowości i skrupulatności, który wręcz wydawał się absurdalny.
Dołączyła
załączniki. Miały przypisy i kolorowe zakładki.
Hermiona
siedziała do późna, pracując nad notatkami, aż była zadowolona.
Tuż
przed dwudziestą pierwszą, mozolnie stąpając, kroczyła korytarzem, Flora Place.
Pasek ciężkiej torby listonoszki wbijał się jej w ramię, a włosy toczyły walkę
ze słabą gumką, którą próbowała utrzymać je w koku. Czując burczenie w żołądku,
zdała sobie sprawę, że zapomniała zjeść kolację.
No
cóż, miała frytki w spiżarni. Miejmy nadzieję, że nie były przeterminowane.
Przechodząc
obok numeru osiem, Hermiona nie mogła się powstrzymać od spojrzenia w lukę pod
drzwiami Draco. Paliło się światło — był w domu. Co mógł robić, zastanawiała
się. Może popija wino, jedząc kolację. Z pewnością nie należał do osób, które
zapominają o jedzeniu i muszą szukać — miejmy nadzieję — nieprzeterminowanych frytek.
Hermionie
przyszło do głowy, że Draco najprawdopodobniej ma dziewczynę.
Oderwała
wzrok od smugi światła i przyspieszyła kroku.
Dwa
razy upuściła klucze, próbując wejść do swojego mieszkania. Na zewnątrz było
zimno. Nie udało jej się jeszcze naprawić pieca, a wizja lodowatego mieszkania
była mało zachęcająca. Przynajmniej kuchenka działała; może mogłaby zaparzyć
gorącej herbaty.
W
końcu udało jej się trafić do zamka i otworzyć drzwi.
Ku
jej wielkiemu zaskoczeniu, w jej mieszkaniu było przytulnie i ciepło.
Postawiła
torbę obok drzwi i podeszła do pieca, który jeszcze dziś rano był kawałkiem
niereagującego na nic metalu. Teraz buczał, wydobywając ciepłe powietrze z
miłym pomrukiem.
—
Brawo, ty — powiedziała radośnie do pieca. — Wiedziałam, że w końcu się
ogarniesz, ty zrzędliwy staruszku.
Hermiona
obawiała się prysznica, zwłaszcza, że zazwyczaj musiała wyjść spod gorącej wody
i wejść do lodowatego mieszkania, ale teraz prysznic brzmiał jak raj.
Nuciła
cicho pod nosem wśród parującej wody, zmywając z siebie ślady długiego dnia.
Myśli
powędrowały ku Draco. Myślała — a może miała nadzieję — że słyszy też szum jego
prysznica przez ścianę. Ale to była bzdura i Hermiona stanowczo porzuciła tę
myśl.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
W
piątek po pracy Hermiona otrzymała przesyłkę od Harry’ego. Był to (bardzo
spóźniony) prezent urodzinowy.
Doręczenie
prezentu wymagało dwóch sów, które oburzone czekały na balkonie na drugim
piętrze ponad godzinę, zanim udało jej się pójść do domu i odebrać paczkę.
Sowiarnia była przeznaczona tylko do małych pakunków.
—
Przepraszam, przepraszam — powiedziała, otwierając szklane drzwi i wychodząc na
zewnątrz.
Sowy
powitały ją groźnymi spojrzeniami. Kupiła ich przebaczenie garścią smakołyków
dla każdej z nich, a następnie przyjęła dużą, zapakowaną paczkę, którą miały
dostarczyć.
Wszystkiego najlepszego z okazji
urodzin, Miona.
Nic
poza tym.
Hermiona
starała się stłumić falę bólu, którą zawsze czuła w obliczu chłodnego
traktowania przez jednego ze swoich przyjaciół.
Nie
winiła go. Jak mogłaby? Harry musiał wybrać stronę, a Ron był jego najlepszym
przyjacielem na świecie.
Miło
z jego strony, że wysłał prezent, nawet jeśli smakował galeonami wydanymi na
ukojenie poczucia winy. Był to duży zbiór encyklopedii w skórzanych oprawach,
ze złotymi, wytłoczonymi tytułami na każdej z nich.
Hermiona
zostawiła je nieotwarte na blacie, wstążka wciąż zwisała ze stosu. Nie miała
ochoty teraz ich przeglądać.
Po
gorącym prysznicu poczuła się trochę lepiej, choć nie mniej samotna. Z
ręcznikiem na głowie, przeglądała biblioteczkę w poszukiwaniu powieści, która
dotrzymałaby jej towarzystwa.
Coś
romantycznego. Coś na chwilę ucieczki od rzeczywistości.
Siedziała
po turecku na kanapie, w połowie pierwszego rozdziału, gdy usłyszała dziwny
dźwięk.
Drzwi
balkonowe sąsiada właśnie się otworzyły.
Pani
Potts ani razu nie otworzyła drzwi balkonowych z powodu lęku wysokości. Pan Neffer
— sąsiad Hermiony z drugiej strony — również nie korzystał ze swojego balkonu.
Narzekał, że „świeże powietrze szkodzi jego bolącym stawom”.
W
rezultacie do tej pory Hermiona cieszyła się pełną prywatnością, siedząc na zewnątrz,
patrząc na zakrzywiony ogród na patio i korony drzew w oddali, z filiżanką
herbaty ogrzewającą dłonie.
Ale
teraz, gdy przycisnęła policzek do szyby, usiłując zobaczyć balkon mieszkania numer
osiem, stwierdziła, że nie przeszkadza jej, że przestrzeń na zewnątrz może być
dzielona z pewnym jasnowłosym czarodziejem.
Usiadła
z powrotem na kanapie, nerwowo bębniąc palcami o poduszki.
Potem,
zdecydowana, wstała i narzuciła na siebie sweter, po czym wyszła na swój
balkon.
—
Hej — powiedziała z uśmiechem, zamykając za sobą drzwi. — Zapragnąłeś
pooddychać trochę świeżym powietrzem?
Draco
wyglądał na zadowolonego z jej widoku.
—
Cześć — przywitał się, podchodząc bliżej do sięgającej pasa przegrody między
ich balkonami. — Tak, po prostu robię sobie przerwę od rozpakowywania się.
Oparł
łokcie o metal, ku radości Hermiony. Spodziewała się, że wymienią kilka
uprzejmości i mężczyzna wejdzie do środka.
—
Masz dużo pudeł? — zapytała.
—
Tak — rzucił, krzywiąc się. — Część wciąż jest w drodze.
—
Gdzie mieszkałeś? — dopytywała z nieokiełznaną ciekawością.
—
W Bułgarii.
—
Och — rzuciła Hermiona, zaskoczona.
—
Rodzice wysłali mnie do Durmstrangu — wyjaśnił Draco. — Mamy rodzinę w
Bułgarii. W każdym razie, skończyłem szkołę kilka lat temu, ale zostałem tam na
jakiś czas z powodu pracy.
—
To musiało być bardzo interesujące — rzekła Hermiona. — Zawsze zastanawiałam
się, jak to jest chodzić do jednej z innych magicznych szkół. Ukończyłam
Hogwart… dwa lata temu.
—
Ach — rzucił z krzywym uśmiechem. — Jesteś młodsza ode mnie.
Sposób,
w jaki to powiedział, sprawił, że Hermiona poczuła motyle w brzuchu. Coś w
rodzaju męskiego flirtu, mimo że słowa brzmiały niewinnie.
—
Chyba tak — zdołała wyjąkać.
Spojrzał
na nią przez chwilę, a Hermiona się zarumieniła i spojrzała na swoje dłonie.
—
Hej — uchwycił jej uwagę. — Mam kilka piw kremowych. Może masz ochotę? Skoro
już tu siedzimy?
—
Pewnie — zgodziła się z uśmiechem.
Draco
wyglądał na zadowolonego. Na chwilę zniknął z pola widzenia, po czym wrócił z
dwiema butelkami, trzymając obie w jednej ręce. Długie palce swobodnie
obejmowały smukłe szyjki i brzęczały o siebie, gdy szedł. Hermiona nie mogła powstrzymać
się od myśli o tym, jakie wielkie musiały być jego dłonie, skoro tak łatwo
niósł dwie butelki.
—
Zdrówko — powiedział, podając jej jedną.
Wzięła
ją, a on stuknął swoją butelką o jej, uderzając nimi o siebie w górnej części
szkła, a nie w dolnej. Hermiona stłumiła kolejną falę motylków w brzuchu.
Pociągnęła
długi łyk, delektując się słodkimi bąbelkami.
—
Więc… jak idzie przeprowadzka? — zapytała.
Draco
westchnął i potarł kark.
—
Męcząco.
—
Rozumiem — powiedziała. — Wprowadziłam się w zeszłym roku. Wciąż pamiętam,
jakie to było trudne. Musiałam wnosić pudła na górę jedno po drugim. Jak zwykle
winda była zepsuta. Zaczynam podejrzewać, że to tak naprawdę schowek na miotły,
a zarządca budynku nas wszystkich okłamuje.
Draco
nie roześmiał się z wypowiedzianego żartu.
—
Wnosiłaś rzeczy po schodach? — zapytał, patrząc na nią poważnie. — Nie powinnaś
była tego robić.
Jego
oczy były ciemne, ocienione przez kąt zachodu słońca. Przez chwilę Hermionie
zdawało się, że dostrzega za nimi migotanie jakiegoś nieokreślonego uczucia.
Szybkie i mroczne, jak rekin śmigający przez ciemną wodę.
Mrugnęła.
—
Eee, no wiesz — rzuciła nerwowo. — Nie było tak źle.
—
Wybacz — mruknął szybko, odwracając wzrok w stronę drzew. — Schody w tym
budynku po prostu wydają się trochę niebezpieczne. To wszystko.
—
Tak — zgodziła się. — Zdecydowanie trochę się chwieją. Ale myślę, że to
niewielki problem. Budynek sam w sobie ma swój urok.
—
Pasuje do ciebie — powiedział Draco, patrząc na nią kątem oka. — Jest…
przytulny. Uroczy.
Hermiona
zarumieniła się i spuściła wzrok.
—
No cóż, lepiej pójdę poszukać coś do jedzenia — wymamrotała, a jej policzki
poczerwieniały. — Robi się późno.
—
Jasne. Ale co masz na myśli, mówiąc „poszukać”?
—
Po prostu zapomniałam zrobić zakupy. Ale mam puszkę fasoli, którą mogę podgrzać
i trochę frytek.
Po
prostu skinął głową.
Hermiona
pomachała mu lekko i weszła do środka. Na zewnątrz było chłodno, a rozgrzane
mieszkanie było miłą odmianą.
Po
chwili Hermiona usłyszała, jak drzwi balkonowe Draco się otwierają i zamykają.
Przeglądała
spiżarnię za jedzeniem, gdy ktoś zapukał do drzwi. Hermiona otworzyła i
zobaczyła pryszczatą dostawcę, żującą dumę i trzymającą torbę. Hermiona ją
rozpoznała — kelnerka z Hunan Palace, ulubionej, chińskiej restauracji Hermiony.
—
Proszę bardzo — powiedziała dziewczyna, podając torbę Hermionie.
Kelnerka
odwróciła się, by odejść, wciąż żując gumę, kiedy Hermiona otrząsnęła się z
zaskoczenia.
—
Hej — zawołała. — Przepraszam, ale to chyba pomyłka. Niczego nie zamawiałam.
Dostawczyni
zmarszczyła brwi i spojrzała na notes.
—
Hmm — powiedziała obojętnie, żując gumę. — Nie jesteś Sharon McPhee? Mamy
zamówienie na te dane pod ten adres.
—
Nie — powiedziała Hermiona, próbując oddać dziewczynie zamówienie.
Ale
dziewczyna pokręciła głową.
—
Zwrotów nie przyjmujemy. Takie są zasady. Proszę, weź to, skontaktujemy się z
zamawiającym.
—
Nie opłaciłam go.
—
Opłacone. Do zobaczenia.
I
po tym dziewczyna odeszła, schodząc po schodach.
Hermiona
zamrugała i spojrzała na torbę.
Kiedy
wniosła ją do mieszkania i otworzyła, znalazła wieprzowinę z ryżem i smażonym
bakłażanem. Jej ulubione!
Wzięła kawałek mięsa jednorazowymi pałeczkami i włożyła go do ust. Przepyszne. Może w końcu los się do niej uśmiechnął.
________________
Witajcie :) w niedzielne popołudnie zapraszam na nowe, krótkie tłumaczenie z tajemnicą w tle. Jeśli lubicie klimaty serialu "You", to powinno Wam się spodobać. Ja osobiście jestem zachwycona tą historią. Dajcie znać jak wrażenia.
Od razu zapraszam na drugi rozdział. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)