Dzień drugi
Granger
nie było w pokoju, gdy Draco się obudził. Ucieszyło go to. Nie spał dobrze i
potrzebował trochę przestrzeni, by się ogarnąć.
Całą
noc spędził z okropną i nadmierną świadomością leżącego ciała obok siebie.
Zazwyczaj
Draco posiadał niesamowity talent do przesypiania wszystkiego, bez względu na
okoliczności. W trybie przetrwania nauczył się, że bez względu na
niebezpieczeństwo, sen jest niezbędny. Nawet gdy Voldemort mieszkał w jego
domu, a niebezpieczeństwo czaiło się za każdym rogiem, Draco udawało się
przespać przynajmniej kilka godzin każdej nocy.
Wczoraj
jednak miał szczęście, że udało mu się zdrzemnąć na około dwadzieścia minut. W
pokoju było za gorąco, niezależnie od tego, ile zaklęć chłodzących rzucił;
skóra go szczypała, a krew pulsowała w żyłach, jakby miał zaraz ruszyć do
walki.
Każde
poruszenie materaca obok niego przyprawiało go o zadyszkę, a serce z jakiegoś
powodu waliło mu jak młotem.
To
była tortura i nie rozumiał dlaczego. Pewnie to jakaś niesmaczna taktyka
Granger. Próba wytrącenia go z równowagi psychicznej postawiła go w defensywie.
Nie zamierzał jej na to pozwolić.
Dlatego
wziął zimny prysznic i spróbował oczyścić umysł z myśli o ostatnich godzinach.
Miał nadzieję, że ten weekend pomoże mu zrozumieć, co stanowi problem w jego
eliksirze wzrostu. Co dwadzieścia osiem minut wystrzeliwał bąbelki gazu, które
dziwnie pachniały mocnym cementem. Nic, czego próbował, nie działało. Ale niech
go diabli wezmą, jeśli pozwoli, by ta wiedźma go rozproszyła.
Pomimo
wszelkich starań, wciąż zastanawiał się, dokąd tak wcześnie rano udała się
Granger. Obudził się o szóstej, co oznaczało, że musiała wyjść w ciągu tej
krótkiej chwili, kiedy faktycznie spał.
Wytrącając
ją z głowy, zszedł do holu i skierował się do jadalni.
Przechodził
obok portierni, gdy ją zobaczył, ubraną w coś, co wyglądało jak strój do
biegania, rozmawiającą z tym swoim kolegą — Davisem, o ile Draco dobrze pamiętał.
Nie widział twarzy mężczyzny, tylko Granger i była…
Bez
emocji. Miała zamknięte oczy. Niewprawionemu oku wydałaby się znudzona, ale
Draco zauważył, jak mocno zaciskała dłonie na bicepsie i jak pulsuje każdy
mięsień jej szczęki. To zazwyczaj oznaczało, że była wkurwiona.
Ale
nie rozumiał, dlaczego jej twarz była taka pusta.
Podszedł
bliżej i usłyszał końcówkę wypowiedzi Davisa:
—
Tym razem postaraj się trzymać nogi razem, Granger. Nie chcę znów na ciebie
donosić.
Davis
szturchnął ją w ramię, jakby sobie żartowali, ale wyraz twarz Granger się nie
zmienił. Właściwie jej ramiona zdawały się zesztywnieć, a oczy stały się
pozbawione… wszystkiego.
Nie
było w nich żadnych emocji. Ani śladu ognia, do którego Draco był
przyzwyczajony.
Zanim
Davis zdążył cokolwiek dodać, Draco wszedł mu w pole widzenia. Lubieżny
uśmiech, który gościł na twarzy mężczyzny, natychmiast zastąpił wykrzywiony
grymas i pogarda.
—
Davison — wycedził Draco.
—
Davis — warknął drugi mężczyzna.
—
Czyż nie to powiedziałem? — zapytał niewinnie Draco, zerkając na Granger.
Rzuciła
mu spojrzenie o sekundę za późno i w jej ciemnej otchłani zabłysło trochę
znajomego światła. Wytrzymała jego spojrzenie przez pół sekundy, a potem
mrugnęła, patrząc z powrotem na Davisa.
—
Przepraszam — rzucił kpiąco Draco.
Davis
tylko spiorunował go wzrokiem, po czym uniósł ręce w górę i odszedł.
—
Co za okropny mały człowieczek — powiedział Draco, patrząc za nim.
Pozwolił,
by jego wzrok powędrował z powrotem na Granger. Zaczynała przypominać siebie,
choć wciąż miała lekko ziemistą cerę.
—
Hmm — jęknęła wymijająco.
—
Dlaczego pozwalasz mu tak do siebie mówić?
Przewróciła
oczami, a potem spiorunowała go wzrokiem dla lepszego efektu.
—
Na nic mu nie pozwalam, on robi, co chce.
—
Żartujesz? Kiedyś krzyczałaś na mnie przez siedemnaście minut, bo powiedziałem
ci, że twoja metoda na eliksiry nasenne ma zbyt wiele zwrotów w kierunku
przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Insynuował, że jesteś dziwką, a ty po
prostu stałaś i mu na to pozwalałaś!
—
Może powinieneś porozmawiać z nim o jego zachowaniu, a nie ze mną —
zasugerowała. — I nie wtrącaj się w moje sprawy. To, że nie masz przyjaciół,
nie znaczy, że masz się mieszać w moje relacje z ludźmi.
Po
czym odwróciła się na pięcie i weszła do jadalni. Draco ruszył za nią.
—
Nie masz problemu z narzekaniem na mnie, dlaczego nie z nim?
Hermiona
go zignorowała. Draco poczuł, jak coś narasta w nim pod skórą. Nie brzmiała
sensownie. Potrzebował, żeby znów miała trzeźwy umysł.
—
Nie rozumiem — naciskał, idąc za nią do baru z owocami. — Życzę ci miłego dnia,
a ty każesz mi się odpieprzyć. On mówi tak do ciebie, a ty zachowujesz się tak,
jakbyś nigdy nie stawała w swojej obronie.
Jej
ramiona zesztywniały, a gdy postawiła na tacy szklankę soku pomarańczowego,
część go rozlała przez użytą siłę.
Nadal
nie odpowiedziała. Chwycił talerz pełen croissantów i pospieszył za nią,
wślizgując się na miejsce naprzeciwko.
Granger
gwałtownie wypuściła powietrze i wbiła widelec w truskawkę.
—
To trochę żałosne, naprawdę.
To
przykuło jej uwagę. Dłoń trzymająca widelec zamarła kilka centymetrów od
twarzy, a kiedy jej oczy spotkały się z jego, były lodowate i mocne.
—
Żałosne jest to, że jesteś tak odizolowany, samotny i tak desperacko pragniesz
towarzystwa, że uważasz kłótnie ze mną za przyzwoity substytut prawdziwej,
ludzkiej więzi.
Włożyła
truskawkę do ust i żuła ją, patrząc na niego ze złością. Zauważył, że jego
wzrok w niewytłumaczalny sposób wędruje ku jej ustom, próbując wymyślić
wystarczająco wredną odpowiedź.
—
Ojej, czy trafiłam w sedno? — zapytała słodkim i przepełnionym toksycznością
tonem.
—
Muszę ci od czasu do czasu pozwolić wygrać, bo inaczej robi się nudno.
Prychnęła,
po czym zerknęła na zegarek i zamarła. Rzucając imponującą serię przekleństw,
wstała.
—
Dokąd idziesz?
Wbiła
w niego chłodne spojrzenie.
—
Nie wiedziałam, że muszę cię na bieżąco informować o moim miejscu pobytu,
Malfoy. Chcesz rzucić zaklęcie śledzące dla pewności? A może wystarczy ci
cogodzinny raport?
Bezczelnie
wykrzywiła usta, jej wcześniejsze zachowanie było niczym więcej jak odległym
wspomnieniem. Nie czekała na odpowiedź, tylko machnęła lekceważąco ręką w jego
stronę i odeszła.
Zmrużył
oczy, patrząc na jej oddalające się plecy, w myślach doliczył sobie punkt za
wygraną w tej rundzie i ugryzł croissanta.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hermiona
wzięła najszybszy prysznic w życiu i pobiegła z powrotem na salę wykładową.
Wpadła do środka i podziękowała wszystkim konstelacjom, jakie przyszły jej do
głowy, że się jeszcze nie zaczęło.
Niestety
sala była pełna ludzi i nie dostrzegła ani jednego wolnego miejsca.
—
Do cholery — dobiegł ją głos Yvonne. — Wiem, że Trunklehorn jest dobry, ale
serio, to wymyka się spod kontroli. Czemu nie powiększą sali? Do takich rzeczy
służy magia.
Hermiona
uniosła brwi na znak aprobaty.
—
Patrz, tam jest Malfoy — powiedziała Yvonne. — Może usiądziesz z nim?
—
Wolałabym, żeby ktoś wbił mi igły jeżozwierza w oczy i je podpalił.
—
Nie dramatyzuj. Jest tu za mało miejsca, żebyśmy wszyscy stali. No dalej,
Hermiono.
Szturchnęła
ją w ramię, na co wzruszyła ramionami.
—
Nawet nie ma miejsca obok niego.
—
Więc usiądź mu na kolanach.
Hermiona
powoli odwróciła głowę, czując, jak na jej twarzy powoli pojawia się wyraz
obrzydzenia.
—
Nie, na pewno tego nie zrobię. Ty możesz, skoro tak bardzo ci na tym zależy.
—
Hermiono, nie bądź taka rozdrażniona. Wiem, że nie przyjaźnisz się z nim, ale
dzielicie pokój, na Kirke. Możesz posiedzieć mu na kolanach przez kilka minut. Stąd
ledwo cokolwiek widać, więc nie rezygnuj z okazji.
Hermiona
zganiła się w myślach za powiedzenie Yvonne o wczorajszej wpadce z pokojem. Była
pewna, że jej udział w pokonaniu czarnoksiężnika za młodu powinien
zagwarantować jej dożywotnie szczęście. A nie niekończący się ciąg irytujących
zdarzeń z Malfoyem w roli głównej.
Yvonne
ponownie szturchnęła ją w ramię, tym razem mocniej i przez to potknęła się,
robiąc kilka kroków.
—
Yvonne, po raz ostatni powtarzam, że nie chcę siadać mu na kolanach… Hej!
Yvonne
szturchnęła ją ponownie, tym razem biodrem, na tyle mocno, że trąciła bok
Draco. Spojrzał na nią z uniesioną brwią. Zanim Hermiona zdążyła się podnieść,
Yvonne popchnęła ją ponownie, a ciało Hermiony opadło na jego kolana. Po czym
zapytała:
—
Czy Hermiona mogłaby z tobą usiąść? Nie ma tu wystarczająco dużo miejsca.
Yvonne
nie pozwoliła Malfoyowi odpowiedzieć. Uśmiechnęła się szeroko i oparła o jego
podłokietnik.
—
Świetnie, dziękuję.
Zanim
Hermiona zdążyła się poruszyć, Trunklehorn wszedł na scenę i zarządził ciszę.
Na
chwilę zamarła, a jej serce przeszyło czyste niedowierzanie wobec bezczelności
Yvonne. Nie miała nawet czasu, by w pełni zrozumieć, co się właśnie stało.
Sądząc po sztywności ciała pod nią, Malfoy też nie mógł.
Kiedy
w końcu umysł Hermiony dogonił ciało, spróbowała wstać, ale wtedy ktoś za nią
syknął:
—
Usiądź z powrotem, nic nie widzimy, na Merlina!
Hermiona
instynktownie ugięła kolana, a potem przypomniała sobie, na czym miała usiąść,
i zamarła. Nagle czyjaś ręka pociągnęła ją za tył koszuli i znalazła się na
kolanach Malfoya.
—
Po prostu… usiądź, do cholery, Granger. Nie możesz tak się unosić przez cały
czas.
Słyszała
napięcie w jego głosie i niemal wyobrażała sobie, jak drga mu mięsień w
szczęce.
Trunklehorn
rozpoczął swoją prezentację i zobaczyła na scenie trójwymiarową, magiczną
projekcję hipogryfa, ale nie słyszała ani słowa. Całą uwagę skupiła na tym, jak
absurdalne, niedorzeczne i nieprofesjonalne to było.
I
jak niewyobrażalnie mocne były uda
Malfoya.
Uniosła
się, napinając brzuch i starając się jak najbardziej go odciążyć.
Poruszyła
się, próbując jeszcze bardziej zmniejszyć ciężar, ale poczuła, jak jego klatka
piersiowa drgnęła, gdy syknął. Potem dłoń owinęła się wokół niej, palce
rozpostarły się na jej brzuchu. Wyrwał na nią lekki nacisk i przesunął ją tak,
że jej plecy przylegały do jego klatki piersiowej.
Nie
mogła powstrzymać cichego pisku na to z jaką łatwością nią manewrował.
—
Przestań się ruszać — mruknął, a jego oddech owiewał wrażliwą małżowinę ucha. —
To cholernie rozprasza. Po prostu siedź spokojnie. Zrelaksuj się, Granger.
Hermiona
nie mogła powstrzymać zirytowanego prychnięcia.
Zrelaksować się? Nawet nie ma na to
najmniejszych, kurwa, szans.
Jego
palce wciąż spoczywały na jej brzuchu, czuła bijące od niego ciepło, wnikające
w jej skórę. Miała wrażenie, jakby ktoś zdmuchał żarzące się węgle u podstawy
kręgosłupa, falujące się ciepło rozchodziło się po częściach jej skóry dotykających
Malfoya.
To
było nieznane uczucie i nienawidziła go. Ale wbrew sobie, lekko złagodniała,
rozluźniając mięśnie brzucha i pozwalając, by ramiona zapadły się w jego klatkę
piersiową.
Był
mocny, ciepły i niewzruszony. To jak dobrze się z nim czuła, powinno być
zakazane. Nienawidziła go, a on nienawidził jej. Nie powinna czuć się tak…
dobrze.
Przełknęła
ślinę, czując w gardle jakieś nieokreślone uczucie. Jej skóra była gorąca i
pulsowała energią. Malfoy poruszył się, opierając drugą dłoń na jej udzie i obejmując
ją. Technicznie rzecz biorąc, sprawiło to, że pozycja stała się wygodniejsza,
ale Hermiona nie mogła oderwać wzroku od eleganckich palców na swojej nodze.
Nie
zarejestrowała ani jednego słowa z wykładu. Nawet nie próbowała wyciągnąć
pióra. To był jeden z nielicznych wykładów, który ją interesował; odliczała dni
do zobaczenia na nowo Trunklehorna przygotowującego eliksir z włosów hipogryfa.
Ten mężczyzna był jednym z nielicznych Mistrzów Eliksirów wykorzystujących
mniej tradycyjne składniki w swojej pracy, a Hermiona nie mogła się doczekać,
żeby zadać mu pytania dotyczące jego metody i o to, jak radził sobie z ciągłym
oporem reszty społeczności, jak udawało mu się znaleźć swoje miejsce wśród
sceptyków. Ale teraz? Teraz ledwo potrafiła się skupić na czymkolwiek innym niż
na próbach utrzymania równego oddechu i niskiego tętna.
Całą
swoją uwagę skupiła na iskrach energii, które wwiercały się w nią od dotyku
Malfoya. Myślała tylko o tym, jak szeroka i jędrna jest jego klatka piersiowa.
O tym, jak jego umięśnione uda napinały się pod jej nogami, gdy lekko się
poruszał. Ten mężczyzna zajmował zbyt wiele miejsca w jej głowie, zamierzała go
zabić, gdy tylko przestanie ją więzić swoim głupim ciałem.
Za
każdym razem, gdy próbowała skupić się na wykładzie, Malfoy wciągał powietrze,
a jego klatka piersiowa ocierała się o jej plecy. Potem jej uwaga się
rozpraszała i zatracała się w tym, jak ich oddechy zdawały się synchronizować,
i w tym, że on wciąż nie odsunął ręki.
O
tym, że to był najdłuższy czas, jaki spędzili w swoim towarzystwie, nie
okazując sobie wrogości.
O
tym, jak było prawie… miło. Co stanowiło najbardziej niepokojącą myśl, jaką
kiedykolwiek miała.
Kiedy
światła znów się zapaliły i na sali rozległy się brawa, Hermiona zerwała się na
równe nogi, omal nie przewracając się przez krzesło przed nią. Dłoń owinięta
wokół jej talii zacisnęła się, palce wbiły się w jej ciało, gdy ją trzymał.
Nagle
wszystko stało się zbyt przytłaczające. Dłonie, bliskość, nieznane uczucie
bulgoczące w żołądku, fakt, że tęskniła za jego obecnością, gdy wstawała.
Przestrzeń. Potrzebowała
przestrzeni.
—
Granger — zaczął Malfoy, ale ona już przepychała się między ludźmi, wbijając
ręce i łokcie, gdzie tylko mogła.
Rozpaczliwie
potrzebowała powietrza, przestrzeni, czegokolwiek.
Zawołał
ją ponownie, a ona przyspieszyła, nawet nie patrząc, dokąd idzie. Szedł za nią,
a ona prawie biegła, stopy niosły ją pustym korytarzem. Zobaczyła przed sobą
pokój z uchylonymi drzwiami i wślizgnęła się tam.
—
Granger, zaczekaj…
—
Daj mi spokój! Tylko…
Przesunęła
dłońmi po twarzy, próbując otrzeć rumieniec z policzków i ciała.
—
Granger — powtórzył cicho i chrapliwie, gdy jego głos prześlizgnął się po jej
skórze.
—
Co ty ze mną robisz? — niemal krzyknęła, mijając krzesła i kierując się na tył.
Włosy
powiewały jej na wietrze, gdy się obracała.
—
Co się z tobą dzieje?
Wpatrywał
się w nią z wyrazem obojętności i pogardy na twarzy, ale potrafiła odczytać, co
kryje się pod spodem. Jego klatka piersiowa falowała, a dłonie zaciskały się
wzdłuż ciała, otwierając się i zamykając. A jego oczy… były szeroko otarte i
przeszyte czernią.
—
W co ty sobie pogrywasz?
Po
prostu na nią patrzył.
Porzuciła
próby zachowania dystansu i ruszyła w jego stronę.
—
Bo o to właśnie chodzi, prawda? Próbujesz mnie wyprowadzić z równowagi? — Przycisnęła
palec do jego piersi. — Przerwij. To.
Ten
ruch wyprowadził go z równowagi i wkroczył w jej przestrzeń.
—
Ja? Ja ci coś robię? — Wykrzywił usta. — To ja przez ciebie nie mogę
się, kurwa, skupić ani skoncentrować. To miał być niesamowicie interesujący
wykład i jestem świadomy tego, że tak naprawdę nie interesują cię wykłady z tej
konferencji, ale niektórzy z nas są tutaj, bo chcą nauczyć się czegoś nowego. —
Jego pierś uniosła się. Wyciągnął rękę ku niej. — A ty postanowiłaś usiąść mi na kolanach jak jakaś
wdzięcząca się fanka eliksirów. I to ja ciebie
wyprowadzam z równowagi?
Hermiona
poczuła, jak gniew wypełnia jej pole widzenia, skupiając się tylko na jego
dzikich oczach i wykrzywionych ustach.
—
Wdzięcząca się? Och, spierdalaj. To nie był mój pomysł, tylko Yvonne. I to ty
mnie do siebie przyciągnąłeś, a potem położyłeś swoją cholerną rękę na moim
udzie. Kazałeś mi, kurwa, usiąść. Kazałeś mi się „zrelaksować” — warknęła.
Zrobiła
kolejny krok naprzód. Dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. Gniew rysował
każdą zmarszczkę na jego czole, nozdrza miał rozszerzone, a oczy zmrużone. Ale
powędrowały do jej ust, gdy je zacisnęła.
Na
chwilę wstrzymał oddech.
—
Mieszkasz w moim pokoju, nie mogę się przy tobie skupić i myśli o tobie zajmują
przestrzeń w obu moich płatach skroniowych, chociaż wolałbym poświęcić ją czemuś
wartościowemu.
Jej
dłoń drgnęła.
—
Nie możesz się skupić? — Głos Hermiony był przepełniony histerią, ale już dawno
straciła nad sobą kontrolę. — Czekałam na ten wykład od tygodni. Chciałam
wykorzystać notatki z niego do dwóch różnych projektów, ale nie mam żadnych. Bo ty… — syknęła mu prosto w
twarz — mnie zaraziłeś!
Stali
centymetry od siebie, oboje ciężko oddychali. Rzeczywistość zdawała się
rozciągać i kurczyć, owijając się wokół nich.
—
A tak na marginesie — dodała. — To mój, kurwa, pokój. Nie twój.
—
Merlinie, nienawidzę cię — warknął Malfoy.
—
I ze wzajemnością — burknęła.
A
potem ją pocałował.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
To
był karzący pocałunek, pełen zębów, nacisku i palców wbijających się w skórę,
tworząc siniaki.
Draco
mógł ją pocałować jako pierwszy, ale to ona przycisnęła go do ściany. To ona
wplotła palce w jego włosy, drapiąc paznokciami skórę głowy. Nadal nie był
pewien, dlaczego to zrobił; jakby stracił wszelki rozsądek i racjonalne
myślenie zniknęło. Widział tylko zaczerwienienie jej ust i blask w oczach, i
wciąż czuł na sobie jej ciało. Jego całe ciało płonęło, jej zapach otulał go,
wnikając w pory.
To
było irytujące, odurzające i całkowicie dezorientujące.
Pogłębiła
pocałunek, jej język wślizgnął się między spojenie jego warg. Ruch wydawał się
wyćwiczony i pewny, jakby to był kolejny element ich gry, a ona celowała w
najwyższe noty. Kiedy wsunęła język do jego ust, Draco prawie zapomniał
zachować przewagę. Jęknął, zanim zdążył się powstrzymać.
Poczuł
jej uśmiech na swoich ustach. Niemal widział w myślach tablicę wyników i ślad,
który właśnie wydrapała pod swoim imieniem.
Postanowił
zmienić taktykę. Obrócił ich tak, że oparła się plecami o ścianę i wsunął udo
między jej nogi.
Miała
urywany oddech, gdy przycisnął ją do siebie, a pocałunki stały się zadyszane,
wręcz niedbałe. Przygryzł jej dolną wargę i musiał powstrzymać chichot, gdy
jęknęła.
Zaczął
całować wzdłuż jej szczęki i gładkiej linii szyi. Kiedy dotarł do zagłębienia
obojczyka, zassał jej skórę, a dyszące jęki ślizgały się po jego skórze niczym
jedwab. Uścisk na jego włosach zacieśnił się i wygięła się w jego uścisku.
Musiał
sprawić, żeby się rozluźniła, by dyszała mokra i pragnąca. Musiał wygrać.
Zanurzył
jedną dłoń w jej włosach, naśladując jej nacisk na swoją skórę głowy, podczas
gdy druga ręką musnął jej talię, wbijając palce w ciało; masując je i
ugniatając.
Poczuł
szarpnięcie we włosach i pozwolił przyciągnąć się z powrotem do jej ust.
Jedna
z jej dłoni wysunęła się z jego włosów i narysowała delikatną linię wzdłuż boku
jego twarzy, tak sprzeczną z brutalnym pocałunkiem. Objęła jego szczękę dłonią,
pogłębiając pocałunek. Zadrżał lekko, widząc, jak ta niespodziewana czułość
wywołała w nim tak wielką burzę emocji. Potem jej palce zacisnęły się,
ściskając jego szczękę, gdy przygryzła wargę, uśmiechając się do niego, gdy
syknął. Objęła językiem ugryzienie.
—
Co, nie zniesiesz trochę bólu, Malfoy? — wymamrotała w jego usta.
Odpowiedział
skubnięciem jej wargi. Zadrżała. Ciekawe,
pomyślał.
Jego
dłoń zsunęła się do rąbka jej koszuli i koniuszki palców musnęły jej ciało,
ślizgając się po nagiej skórze. Przesunął palcami po jej brzuchu, zdumiony tym,
jak inny był w dotyku bez ubrania. Wgłębienia i miękkość zmieniały się pod
każdym dotykiem jego palców.
Jej
klatka piersiowa unosiła się, a on pocałował ją otwartymi ustami w sutek. Nawet
przez warstwy ubrań to wystarczyło, by zaparło jej dech w piersiach, a
paznokcie wbiły się w jego skórę głowy.
Powoli
przejechał paznokciami po jej skórze, aż dotarł do miękkiej koronki stanika.
Nie spuszczając ust z jej lewej piersi, objął ją prawą dłonią, po materiale, po
czym zaczął szczypać jej sutek.
Mógł
chcieć mieć przewagę, pragnąć ją zdobyć, ale impuls stojący za tą decyzją
powoli słabł, gdy czuł jej miękkość pod dłonią, kiedy językiem drażnił wrażliwe
miejsca jej ciała.
Powrócił
do szyi, nie spiesząc się, całując linię jej szyi, liżąc krawędź szczęki.
Złożył pocałunek tuż pod uchem, jednocześnie ściskając jej pierś i wygięła
plecy, a cudowne jęki wyrwały się w jej ust.
Jedna
z jej dłoni przesunęła się po jego szyi i ramionach, a on poczuł gęsią skórkę
podążającą za plecami. Zacisnęła się na jego koszuli i przyciągnęła go bliżej.
Przeniósł
dłoń na jej brzuch, palce muskały go, a żołądek lekko się zacisnął. Ich
pocałunki zwolniły, stały się bardziej precyzyjne i głębsze. Ospałe. Smakowała
jak grzech i nadzieja, a on nigdy nie chciał smakować nikogo innego. Jego ręka
sięgnęła guzików jej spodni i utrzymał z nią kontakt wzrokowy, rozpinając je.
Patrzył, jak jej oczy się wywracają, gdy wsuwał palce w jej majtki,
rozdzielając włoski, by móc powoli objąć jej łechtaczkę.
To,
co zaczęło się jako nowy sposób na zdobycie przewagi, powoli przerodziło się w
sposób na wydobycie tych kuszących dźwięków wydobywających się z ust Granger.
Już
była przemoczona i powinien czuć się zwycięzcą, a nawet być uradowanym, na
myśl, że to jego działania to spowodowały. Wiedział, że wygrywał. Ale czerpanie
z tego mściwej przyjemności wydawało mu się wręcz niewłaściwe. I nie był
pewien, kiedy to zaczęło mieć dla niego znaczenie. Patrzył z zapartym tchem i
rozkoszą na jej reakcję, gdy wsunął w nią palec.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hermiona
nie mogła się skupić ani oddychać, ledwo była w stanie jasno myśleć. Nie robiła
takich rzeczy. A już na pewno nie z cholernym Draco Malfoyem. Nie interesowały
ją jednorazowe numerki. Uprawiała seks, będąc z tą osobą w związku. Ale napięcie
między nimi zdawało się narastać, zmieniać, przekształcać z każdym druzgocącym
pocałunkiem. Jakby rozniecali płomienie między sobą, zamiast je gasić.
Ale
dodał kolejny palec, wypełniając ją w tak rozkoszny sposób, rozciągając i
popychając ku przepaści. Przesunęła dłońmi po jego plecach, wbijając w nie
paznokcie.
Nie
doprowadzi jej do orgazmu. Nikt nie był w stanie tego zrobić w ten sposób, a
już na pewno nie on. Nawet jeśli był zabójczo dobry w całowaniu.
Gdy
zaczął powoli wsuwać się w nią i wysuwać, a tył jego dłoni trafiał w jej
łechtaczkę w odpowiednim miejscu, doszła do wniosku, że nigdy nie nienawidziła
go bardziej. Nie miał prawa sprawiać jej takiej przyjemności właśnie teraz, w
chwili, gdy próbowała go znienawidzić. Jego dłoń przesunęła się z jej włosów na
pierś, a zręczne palce wchodziły i wychodziły z niej w torturującym rytmie.
Napięcie
zaczęło narastać u podstawy kręgosłupa i porzuciła wszelkie pozory ukrywania
podniecenia. Wygięła biodra, ocierając się o jego dłoń.
—
Potrzebujesz czegoś, Granger? — zapytał, unosząc głowę tak, że jego czoło
przylegało do jej. Położył dłoń na ścianie obok jej głowy, obejmując ją i utrzymując
jednostajne tempo w jej wnętrzu. — Zawsze jesteś taka głośna, gdy czegoś
chcesz. O co chodzi, hmm? Czego potrzebujesz?
Nie
chciała mu mówić. Tylko wymazać ten zadowolony uśmiech z jego twarzy i na złość
mu nie dojść. Ale to było tak cholernie
przyjemne, że pociągnęła go za kosmyki włosów i powiedziała:
—
Mocniej. Chcę mocniej, ty nieznośny dupku.
Zaśmiał
się cicho, a potem pociągnął zębami płatek jej ucha. Druga ręka znieruchomiała,
a ona o mało nie załkała z tego powodu. Cmoknął z niezadowoleniem.
—
Co to za wulgaryzmy, Granger. Grzeczne dziewczynki dostają to, czego chcą,
jeśli grzecznie poproszą.
—
Pieprz… — wysapała — się.
Nadal
się nie poruszając, uniósł brew. Hermiona wiła się, domagając się biodrami
chociaż najmniejszego tarcia. Dłoń obok jej głowy nagle owinęła się wokół jej
szczęki, a palce wbiły w puls.
—
Wiem, że tego chcesz. Poproś grzecznie, a ci to dam — wycedził.
Spiorunowała
go wzrokiem i próbowała. Naprawdę próbowała mu się oprzeć. Ale wciąż czuła w
sobie ten narastający orgazm i wiedziała, że to przegrana sprawa.
—
Potrzebuję więcej, Malfoy. — Uniósł brew, wsuwając palce głębiej, ale nie
wykonał kolejnego ruchu. Przewróciła oczami i dodała: — Proszę.
Wszystko
wydarzyło się natychmiastowo: cofnął palce i wsunął je z powrotem, utrzymując
bezlitosne tempo i upewniając się, że nasada dłoni trafi w jej łechtaczkę
dokładnie tam, gdzie potrzebowała.
—
To nie było takie trudne, prawda? — mruknął.
Pocałowała
go, przygryzając wargę. A potem przycisnął dłoń do jej ciała, jednocześnie
dodając trzeci palec.
Hermiona
rozpłynęła się i jęknęła z rozkoszy w jego szyję, zatapiając dłonie w jego
włosach, gdy wtulała się w niego jeszcze mocniej, próbując opanować fale
rozkoszy przepływające przez jej ciało. Pomimo jego drwin, Malfoy nic nie
powiedział, obserwując jej reakcję. Po prostu trzymał ją stabilnie, utrzymując
ją w pozycji pionowej.
Kiedy
był pewien, że jest w stanie utrzymać się na nogach, wyjął rękę z jej majtek i
lekko się wyprostował. Hermiona wciąż ciężko oddychała, całe jej ciało było
ciepłe i lekko mrowiło, gdy patrzyła, jak Draco unosi palce do ust i, wciąż na
nią patrząc, oblizuje je do czysta. Jej cipka zacisnęła się na ten widok.
Chciał
się odsunąć, ale Hermiona złapała go za przód koszuli i przyciągnęła do siebie.
Malfoy uniósł brew, ponownie opierając dłoń na ścianie.
—
Tak szybko gotowa na drugą rundę?
—
O, nie — powiedziała z figlarnym błyskiem w oczach. — Nie możesz przejąć całej
władzy.
Uderzyła
dłonią w jego spodnie. Raz. Dwa. Trzeci. Jego biodra wygięły się, a ona
zobaczyła, że lekko zacisnął szczękę. Wykorzystała jego nieuwagę i tym razem to
ona przycisnęła go do ściany. Rozpięła rozporek i sięgnęła, by objąć go dłonią.
Jej uśmieszek był kuszący i zachłanny, gdy syknął pod wpływem jej nacisku.
Był
gorący i ciężki pod jej dłonią, gdy zaczęła powoli pompować, obserwując każdą,
nawet najmniejszą zmianę w wyrazie twarzy Draco. A kiedy poczuła, że robi się
jeszcze grubszy w jej dłoni, ściągnęła spodnie jeszcze niżej i opadła na
kolana.
Choć
w każdej innej sytuacji ta pozycja wydawała się podporządkowaniem i sprawiała,
że czuła się bezsilna, sposób, w jaki na nią patrzył, jakby znała odpowiedzi na
każde jego pytanie, był całą władzą, jakiej potrzebowała. Jakby miała
potencjał, by go zniszczyć, gdyby tylko zechciała. Jakby mogła powalić go na
kolana. Uśmiechnęła się powoli, po czym zlizała kroplę z czubka i połknęła tak
szybko, jak tylko mogła.
Dźwięki,
jakie wydawał Malfoy, gdy poruszała się w górę i w dół, dodając dłoń u
podstawy, przeszywały ją niczym małe płomienie rozkoszy rozkwitające w jej
wnętrzu. Jego dłonie wplotły się w jej włosy, ale nie napierał na nią. Chwilami
zaciskał ucisk, paznokcie wbijały się w jej skórę głowy, a biodra lekko
unosiły. Ale to ona panowała nad sytuacją. Gdy spojrzała na niego spod rzęs, z
pełnymi ustami i lekko załzawionymi oczami, zobaczyła, że patrzy na nią z góry
jak na boginię. Ale potem mrugnął i to zniknęło. Jedynie czyste pożądanie
odbijało się w jego tęczówkach.
Gdy
doszedł z gardłowym jękiem, przełknęła wszystko i zrobiła wielkie widowisko z
oblizywaniem warg, podnosząc się na nogi, tylko lekko się chwiejąc.
Przyciągnął
ją do siebie, by ją pocałować, równie mocno, jak wcześniej, ale bariera między
nimi rozpadła się.
Hermiona
lekko się od niego odsunęła, ich twarze wciąż dzieliły centymetry i czuła jego
oddech muskający jej nos.
Drzwi
zatrzasnęły się gdzieś dalej na korytarzu, a dźwięk wytrącił ją z równowagi.
Odsunęła się od niego jeszcze bardziej, wbijając palce w jego klatkę piersiową,
gdy go od siebie odpychała. Zachwiał się lekko, miał rozproszony wzrok, gdy
szybko na nią mrugał.
Przetarła
twarz dłonią. Malfoy zrobił krok w jej stronę, wyciągając rękę, palcami
muskając wewnętrzną stronę jej nadgarstka. Oderwała się od niego, odwróciła i
wyszła z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Jej serce biło jak szalone.
Co się właśnie, kurwa, stało? Myśli Hermiony nienadążały jedna za drugą,
przeciekając jej przez palce, gdy próbowała to wszystko pojąć.
Drink. Muszę się, kurwa, napić.
_______________
Witajcie :) na koniec świąt zapraszam na kolejny rozdział tej krótkiej historii. Trochę sie tu podziało, wiem, że to szalone opowiadanie, ale mimo wszystko fajne, prawda? Nie myślcie, że mam jakiś fetysz, czy coś. Po prostu ostatnio lepiej odnajduję się w takich bardziej zbereźnych opowiadaniach. Dajcie znać jak wrażenia.
Na kolejny rozdział zapraszam w niedzielę. Czeka nas poważna rozmowa między naszą dwójką i trochę pikanterii. :)
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)