piątek, 26 grudnia 2025

[T] Bezwzględna gra: Rozdział 2

Dzień drugi

 

Granger nie było w pokoju, gdy Draco się obudził. Ucieszyło go to. Nie spał dobrze i potrzebował trochę przestrzeni, by się ogarnąć.

Całą noc spędził z okropną i nadmierną świadomością leżącego ciała obok siebie.

Zazwyczaj Draco posiadał niesamowity talent do przesypiania wszystkiego, bez względu na okoliczności. W trybie przetrwania nauczył się, że bez względu na niebezpieczeństwo, sen jest niezbędny. Nawet gdy Voldemort mieszkał w jego domu, a niebezpieczeństwo czaiło się za każdym rogiem, Draco udawało się przespać przynajmniej kilka godzin każdej nocy.

Wczoraj jednak miał szczęście, że udało mu się zdrzemnąć na około dwadzieścia minut. W pokoju było za gorąco, niezależnie od tego, ile zaklęć chłodzących rzucił; skóra go szczypała, a krew pulsowała w żyłach, jakby miał zaraz ruszyć do walki.

Każde poruszenie materaca obok niego przyprawiało go o zadyszkę, a serce z jakiegoś powodu waliło mu jak młotem.

To była tortura i nie rozumiał dlaczego. Pewnie to jakaś niesmaczna taktyka Granger. Próba wytrącenia go z równowagi psychicznej postawiła go w defensywie. Nie zamierzał jej na to pozwolić.

Dlatego wziął zimny prysznic i spróbował oczyścić umysł z myśli o ostatnich godzinach. Miał nadzieję, że ten weekend pomoże mu zrozumieć, co stanowi problem w jego eliksirze wzrostu. Co dwadzieścia osiem minut wystrzeliwał bąbelki gazu, które dziwnie pachniały mocnym cementem. Nic, czego próbował, nie działało. Ale niech go diabli wezmą, jeśli pozwoli, by ta wiedźma go rozproszyła.

Pomimo wszelkich starań, wciąż zastanawiał się, dokąd tak wcześnie rano udała się Granger. Obudził się o szóstej, co oznaczało, że musiała wyjść w ciągu tej krótkiej chwili, kiedy faktycznie spał.

Wytrącając ją z głowy, zszedł do holu i skierował się do jadalni.

Przechodził obok portierni, gdy ją zobaczył, ubraną w coś, co wyglądało jak strój do biegania, rozmawiającą z tym swoim kolegą — Davisem, o ile Draco dobrze pamiętał. Nie widział twarzy mężczyzny, tylko Granger i była…

Bez emocji. Miała zamknięte oczy. Niewprawionemu oku wydałaby się znudzona, ale Draco zauważył, jak mocno zaciskała dłonie na bicepsie i jak pulsuje każdy mięsień jej szczęki. To zazwyczaj oznaczało, że była wkurwiona.

Ale nie rozumiał, dlaczego jej twarz była taka pusta.

Podszedł bliżej i usłyszał końcówkę wypowiedzi Davisa:

— Tym razem postaraj się trzymać nogi razem, Granger. Nie chcę znów na ciebie donosić.

Davis szturchnął ją w ramię, jakby sobie żartowali, ale wyraz twarz Granger się nie zmienił. Właściwie jej ramiona zdawały się zesztywnieć, a oczy stały się pozbawione… wszystkiego.

Nie było w nich żadnych emocji. Ani śladu ognia, do którego Draco był przyzwyczajony.

Zanim Davis zdążył cokolwiek dodać, Draco wszedł mu w pole widzenia. Lubieżny uśmiech, który gościł na twarzy mężczyzny, natychmiast zastąpił wykrzywiony grymas i pogarda.

— Davison — wycedził Draco.

— Davis — warknął drugi mężczyzna.

— Czyż nie to powiedziałem? — zapytał niewinnie Draco, zerkając na Granger.

Rzuciła mu spojrzenie o sekundę za późno i w jej ciemnej otchłani zabłysło trochę znajomego światła. Wytrzymała jego spojrzenie przez pół sekundy, a potem mrugnęła, patrząc z powrotem na Davisa.

— Przepraszam — rzucił kpiąco Draco.

Davis tylko spiorunował go wzrokiem, po czym uniósł ręce w górę i odszedł.

— Co za okropny mały człowieczek — powiedział Draco, patrząc za nim.

Pozwolił, by jego wzrok powędrował z powrotem na Granger. Zaczynała przypominać siebie, choć wciąż miała lekko ziemistą cerę.

— Hmm — jęknęła wymijająco.

— Dlaczego pozwalasz mu tak do siebie mówić?

Przewróciła oczami, a potem spiorunowała go wzrokiem dla lepszego efektu.

— Na nic mu nie pozwalam, on robi, co chce.

— Żartujesz? Kiedyś krzyczałaś na mnie przez siedemnaście minut, bo powiedziałem ci, że twoja metoda na eliksiry nasenne ma zbyt wiele zwrotów w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Insynuował, że jesteś dziwką, a ty po prostu stałaś i mu na to pozwalałaś!

— Może powinieneś porozmawiać z nim o jego zachowaniu, a nie ze mną — zasugerowała. — I nie wtrącaj się w moje sprawy. To, że nie masz przyjaciół, nie znaczy, że masz się mieszać w moje relacje z ludźmi.

Po czym odwróciła się na pięcie i weszła do jadalni. Draco ruszył za nią.

— Nie masz problemu z narzekaniem na mnie, dlaczego nie z nim?

Hermiona go zignorowała. Draco poczuł, jak coś narasta w nim pod skórą. Nie brzmiała sensownie. Potrzebował, żeby znów miała trzeźwy umysł.

— Nie rozumiem — naciskał, idąc za nią do baru z owocami. — Życzę ci miłego dnia, a ty każesz mi się odpieprzyć. On mówi tak do ciebie, a ty zachowujesz się tak, jakbyś nigdy nie stawała w swojej obronie.

Jej ramiona zesztywniały, a gdy postawiła na tacy szklankę soku pomarańczowego, część go rozlała przez użytą siłę.

Nadal nie odpowiedziała. Chwycił talerz pełen croissantów i pospieszył za nią, wślizgując się na miejsce naprzeciwko.

Granger gwałtownie wypuściła powietrze i wbiła widelec w truskawkę.

— To trochę żałosne, naprawdę.

To przykuło jej uwagę. Dłoń trzymająca widelec zamarła kilka centymetrów od twarzy, a kiedy jej oczy spotkały się z jego, były lodowate i mocne.

— Żałosne jest to, że jesteś tak odizolowany, samotny i tak desperacko pragniesz towarzystwa, że uważasz kłótnie ze mną za przyzwoity substytut prawdziwej, ludzkiej więzi.

Włożyła truskawkę do ust i żuła ją, patrząc na niego ze złością. Zauważył, że jego wzrok w niewytłumaczalny sposób wędruje ku jej ustom, próbując wymyślić wystarczająco wredną odpowiedź.

— Ojej, czy trafiłam w sedno? — zapytała słodkim i przepełnionym toksycznością tonem.

— Muszę ci od czasu do czasu pozwolić wygrać, bo inaczej robi się nudno.

Prychnęła, po czym zerknęła na zegarek i zamarła. Rzucając imponującą serię przekleństw, wstała.

— Dokąd idziesz?

Wbiła w niego chłodne spojrzenie.

— Nie wiedziałam, że muszę cię na bieżąco informować o moim miejscu pobytu, Malfoy. Chcesz rzucić zaklęcie śledzące dla pewności? A może wystarczy ci cogodzinny raport?

Bezczelnie wykrzywiła usta, jej wcześniejsze zachowanie było niczym więcej jak odległym wspomnieniem. Nie czekała na odpowiedź, tylko machnęła lekceważąco ręką w jego stronę i odeszła.

Zmrużył oczy, patrząc na jej oddalające się plecy, w myślach doliczył sobie punkt za wygraną w tej rundzie i ugryzł croissanta.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Hermiona wzięła najszybszy prysznic w życiu i pobiegła z powrotem na salę wykładową. Wpadła do środka i podziękowała wszystkim konstelacjom, jakie przyszły jej do głowy, że się jeszcze nie zaczęło.

Niestety sala była pełna ludzi i nie dostrzegła ani jednego wolnego miejsca.

— Do cholery — dobiegł ją głos Yvonne. — Wiem, że Trunklehorn jest dobry, ale serio, to wymyka się spod kontroli. Czemu nie powiększą sali? Do takich rzeczy służy magia.

Hermiona uniosła brwi na znak aprobaty.

— Patrz, tam jest Malfoy — powiedziała Yvonne. — Może usiądziesz z nim?

— Wolałabym, żeby ktoś wbił mi igły jeżozwierza w oczy i je podpalił.

— Nie dramatyzuj. Jest tu za mało miejsca, żebyśmy wszyscy stali. No dalej, Hermiono.

Szturchnęła ją w ramię, na co wzruszyła ramionami.

— Nawet nie ma miejsca obok niego.

— Więc usiądź mu na kolanach.

Hermiona powoli odwróciła głowę, czując, jak na jej twarzy powoli pojawia się wyraz obrzydzenia.

— Nie, na pewno tego nie zrobię. Ty możesz, skoro tak bardzo ci na tym zależy.

— Hermiono, nie bądź taka rozdrażniona. Wiem, że nie przyjaźnisz się z nim, ale dzielicie pokój, na Kirke. Możesz posiedzieć mu na kolanach przez kilka minut. Stąd ledwo cokolwiek widać, więc nie rezygnuj z okazji.

Hermiona zganiła się w myślach za powiedzenie Yvonne o wczorajszej wpadce z pokojem. Była pewna, że jej udział w pokonaniu czarnoksiężnika za młodu powinien zagwarantować jej dożywotnie szczęście. A nie niekończący się ciąg irytujących zdarzeń z Malfoyem w roli głównej.

Yvonne ponownie szturchnęła ją w ramię, tym razem mocniej i przez to potknęła się, robiąc kilka kroków.

— Yvonne, po raz ostatni powtarzam, że nie chcę siadać mu na kolanach… Hej!

Yvonne szturchnęła ją ponownie, tym razem biodrem, na tyle mocno, że trąciła bok Draco. Spojrzał na nią z uniesioną brwią. Zanim Hermiona zdążyła się podnieść, Yvonne popchnęła ją ponownie, a ciało Hermiony opadło na jego kolana. Po czym zapytała:

— Czy Hermiona mogłaby z tobą usiąść? Nie ma tu wystarczająco dużo miejsca.

Yvonne nie pozwoliła Malfoyowi odpowiedzieć. Uśmiechnęła się szeroko i oparła o jego podłokietnik.

— Świetnie, dziękuję.

Zanim Hermiona zdążyła się poruszyć, Trunklehorn wszedł na scenę i zarządził ciszę.

Na chwilę zamarła, a jej serce przeszyło czyste niedowierzanie wobec bezczelności Yvonne. Nie miała nawet czasu, by w pełni zrozumieć, co się właśnie stało. Sądząc po sztywności ciała pod nią, Malfoy też nie mógł.

Kiedy w końcu umysł Hermiony dogonił ciało, spróbowała wstać, ale wtedy ktoś za nią syknął:

— Usiądź z powrotem, nic nie widzimy, na Merlina!

Hermiona instynktownie ugięła kolana, a potem przypomniała sobie, na czym miała usiąść, i zamarła. Nagle czyjaś ręka pociągnęła ją za tył koszuli i znalazła się na kolanach Malfoya.

— Po prostu… usiądź, do cholery, Granger. Nie możesz tak się unosić przez cały czas.

Słyszała napięcie w jego głosie i niemal wyobrażała sobie, jak drga mu mięsień w szczęce.

Trunklehorn rozpoczął swoją prezentację i zobaczyła na scenie trójwymiarową, magiczną projekcję hipogryfa, ale nie słyszała ani słowa. Całą uwagę skupiła na tym, jak absurdalne, niedorzeczne i nieprofesjonalne to było.

I jak niewyobrażalnie mocne były uda Malfoya.

Uniosła się, napinając brzuch i starając się jak najbardziej go odciążyć.

Poruszyła się, próbując jeszcze bardziej zmniejszyć ciężar, ale poczuła, jak jego klatka piersiowa drgnęła, gdy syknął. Potem dłoń owinęła się wokół niej, palce rozpostarły się na jej brzuchu. Wyrwał na nią lekki nacisk i przesunął ją tak, że jej plecy przylegały do jego klatki piersiowej.

Nie mogła powstrzymać cichego pisku na to z jaką łatwością nią manewrował.

— Przestań się ruszać — mruknął, a jego oddech owiewał wrażliwą małżowinę ucha. — To cholernie rozprasza. Po prostu siedź spokojnie. Zrelaksuj się, Granger.

Hermiona nie mogła powstrzymać zirytowanego prychnięcia.

Zrelaksować się? Nawet nie ma na to najmniejszych, kurwa, szans.

Jego palce wciąż spoczywały na jej brzuchu, czuła bijące od niego ciepło, wnikające w jej skórę. Miała wrażenie, jakby ktoś zdmuchał żarzące się węgle u podstawy kręgosłupa, falujące się ciepło rozchodziło się po częściach jej skóry dotykających Malfoya.

To było nieznane uczucie i nienawidziła go. Ale wbrew sobie, lekko złagodniała, rozluźniając mięśnie brzucha i pozwalając, by ramiona zapadły się w jego klatkę piersiową.

Był mocny, ciepły i niewzruszony. To jak dobrze się z nim czuła, powinno być zakazane. Nienawidziła go, a on nienawidził jej. Nie powinna czuć się tak… dobrze.

Przełknęła ślinę, czując w gardle jakieś nieokreślone uczucie. Jej skóra była gorąca i pulsowała energią. Malfoy poruszył się, opierając drugą dłoń na jej udzie i obejmując ją. Technicznie rzecz biorąc, sprawiło to, że pozycja stała się wygodniejsza, ale Hermiona nie mogła oderwać wzroku od eleganckich palców na swojej nodze.

Nie zarejestrowała ani jednego słowa z wykładu. Nawet nie próbowała wyciągnąć pióra. To był jeden z nielicznych wykładów, który ją interesował; odliczała dni do zobaczenia na nowo Trunklehorna przygotowującego eliksir z włosów hipogryfa. Ten mężczyzna był jednym z nielicznych Mistrzów Eliksirów wykorzystujących mniej tradycyjne składniki w swojej pracy, a Hermiona nie mogła się doczekać, żeby zadać mu pytania dotyczące jego metody i o to, jak radził sobie z ciągłym oporem reszty społeczności, jak udawało mu się znaleźć swoje miejsce wśród sceptyków. Ale teraz? Teraz ledwo potrafiła się skupić na czymkolwiek innym niż na próbach utrzymania równego oddechu i niskiego tętna.

Całą swoją uwagę skupiła na iskrach energii, które wwiercały się w nią od dotyku Malfoya. Myślała tylko o tym, jak szeroka i jędrna jest jego klatka piersiowa. O tym, jak jego umięśnione uda napinały się pod jej nogami, gdy lekko się poruszał. Ten mężczyzna zajmował zbyt wiele miejsca w jej głowie, zamierzała go zabić, gdy tylko przestanie ją więzić swoim głupim ciałem.

Za każdym razem, gdy próbowała skupić się na wykładzie, Malfoy wciągał powietrze, a jego klatka piersiowa ocierała się o jej plecy. Potem jej uwaga się rozpraszała i zatracała się w tym, jak ich oddechy zdawały się synchronizować, i w tym, że on wciąż nie odsunął ręki.

O tym, że to był najdłuższy czas, jaki spędzili w swoim towarzystwie, nie okazując sobie wrogości.

O tym, jak było prawie… miło. Co stanowiło najbardziej niepokojącą myśl, jaką kiedykolwiek miała.

Kiedy światła znów się zapaliły i na sali rozległy się brawa, Hermiona zerwała się na równe nogi, omal nie przewracając się przez krzesło przed nią. Dłoń owinięta wokół jej talii zacisnęła się, palce wbiły się w jej ciało, gdy ją trzymał.

Nagle wszystko stało się zbyt przytłaczające. Dłonie, bliskość, nieznane uczucie bulgoczące w żołądku, fakt, że tęskniła za jego obecnością, gdy wstawała.

Przestrzeń. Potrzebowała przestrzeni.

— Granger — zaczął Malfoy, ale ona już przepychała się między ludźmi, wbijając ręce i łokcie, gdzie tylko mogła.

Rozpaczliwie potrzebowała powietrza, przestrzeni, czegokolwiek.

Zawołał ją ponownie, a ona przyspieszyła, nawet nie patrząc, dokąd idzie. Szedł za nią, a ona prawie biegła, stopy niosły ją pustym korytarzem. Zobaczyła przed sobą pokój z uchylonymi drzwiami i wślizgnęła się tam.

— Granger, zaczekaj…

— Daj mi spokój! Tylko…

Przesunęła dłońmi po twarzy, próbując otrzeć rumieniec z policzków i ciała.

— Granger — powtórzył cicho i chrapliwie, gdy jego głos prześlizgnął się po jej skórze.

— Co ty ze mną robisz? — niemal krzyknęła, mijając krzesła i kierując się na tył.

Włosy powiewały jej na wietrze, gdy się obracała.

— Co się z tobą dzieje?

Wpatrywał się w nią z wyrazem obojętności i pogardy na twarzy, ale potrafiła odczytać, co kryje się pod spodem. Jego klatka piersiowa falowała, a dłonie zaciskały się wzdłuż ciała, otwierając się i zamykając. A jego oczy… były szeroko otarte i przeszyte czernią.

— W co ty sobie pogrywasz?

Po prostu na nią patrzył.

Porzuciła próby zachowania dystansu i ruszyła w jego stronę.

— Bo o to właśnie chodzi, prawda? Próbujesz mnie wyprowadzić z równowagi? — Przycisnęła palec do jego piersi. — Przerwij. To.

Ten ruch wyprowadził go z równowagi i wkroczył w jej przestrzeń.

— Ja? Ja ci coś robię? —  Wykrzywił usta. — To ja przez ciebie nie mogę się, kurwa, skupić ani skoncentrować. To miał być niesamowicie interesujący wykład i jestem świadomy tego, że tak naprawdę nie interesują cię wykłady z tej konferencji, ale niektórzy z nas są tutaj, bo chcą nauczyć się czegoś nowego. — Jego pierś uniosła się. Wyciągnął rękę ku niej. — A ty postanowiłaś usiąść mi na kolanach jak jakaś wdzięcząca się fanka eliksirów. I to ja ciebie wyprowadzam z równowagi?

Hermiona poczuła, jak gniew wypełnia jej pole widzenia, skupiając się tylko na jego dzikich oczach i wykrzywionych ustach.

— Wdzięcząca się? Och, spierdalaj. To nie był mój pomysł, tylko Yvonne. I to ty mnie do siebie przyciągnąłeś, a potem położyłeś swoją cholerną rękę na moim udzie. Kazałeś mi, kurwa, usiąść. Kazałeś mi się „zrelaksować” — warknęła.

Zrobiła kolejny krok naprzód. Dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. Gniew rysował każdą zmarszczkę na jego czole, nozdrza miał rozszerzone, a oczy zmrużone. Ale powędrowały do jej ust, gdy je zacisnęła.

Na chwilę wstrzymał oddech.

— Mieszkasz w moim pokoju, nie mogę się przy tobie skupić i myśli o tobie zajmują przestrzeń w obu moich płatach skroniowych, chociaż wolałbym poświęcić ją czemuś wartościowemu.

Jej dłoń drgnęła.

— Nie możesz się skupić? — Głos Hermiony był przepełniony histerią, ale już dawno straciła nad sobą kontrolę. — Czekałam na ten wykład od tygodni. Chciałam wykorzystać notatki z niego do dwóch różnych projektów, ale nie mam żadnych. Bo ty… — syknęła mu prosto w twarz — mnie zaraziłeś!

Stali centymetry od siebie, oboje ciężko oddychali. Rzeczywistość zdawała się rozciągać i kurczyć, owijając się wokół nich.

— A tak na marginesie — dodała. — To mój, kurwa, pokój. Nie twój.

— Merlinie, nienawidzę cię — warknął Malfoy.

— I ze wzajemnością — burknęła.

A potem ją pocałował.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

To był karzący pocałunek, pełen zębów, nacisku i palców wbijających się w skórę, tworząc siniaki.

Draco mógł ją pocałować jako pierwszy, ale to ona przycisnęła go do ściany. To ona wplotła palce w jego włosy, drapiąc paznokciami skórę głowy. Nadal nie był pewien, dlaczego to zrobił; jakby stracił wszelki rozsądek i racjonalne myślenie zniknęło. Widział tylko zaczerwienienie jej ust i blask w oczach, i wciąż czuł na sobie jej ciało. Jego całe ciało płonęło, jej zapach otulał go, wnikając w pory.

To było irytujące, odurzające i całkowicie dezorientujące.

Pogłębiła pocałunek, jej język wślizgnął się między spojenie jego warg. Ruch wydawał się wyćwiczony i pewny, jakby to był kolejny element ich gry, a ona celowała w najwyższe noty. Kiedy wsunęła język do jego ust, Draco prawie zapomniał zachować przewagę. Jęknął, zanim zdążył się powstrzymać.

Poczuł jej uśmiech na swoich ustach. Niemal widział w myślach tablicę wyników i ślad, który właśnie wydrapała pod swoim imieniem.

Postanowił zmienić taktykę. Obrócił ich tak, że oparła się plecami o ścianę i wsunął udo między jej nogi.

Miała urywany oddech, gdy przycisnął ją do siebie, a pocałunki stały się zadyszane, wręcz niedbałe. Przygryzł jej dolną wargę i musiał powstrzymać chichot, gdy jęknęła.

Zaczął całować wzdłuż jej szczęki i gładkiej linii szyi. Kiedy dotarł do zagłębienia obojczyka, zassał jej skórę, a dyszące jęki ślizgały się po jego skórze niczym jedwab. Uścisk na jego włosach zacieśnił się i wygięła się w jego uścisku.

Musiał sprawić, żeby się rozluźniła, by dyszała mokra i pragnąca. Musiał wygrać.

Zanurzył jedną dłoń w jej włosach, naśladując jej nacisk na swoją skórę głowy, podczas gdy druga ręką musnął jej talię, wbijając palce w ciało; masując je i ugniatając.

Poczuł szarpnięcie we włosach i pozwolił przyciągnąć się z powrotem do jej ust.

Jedna z jej dłoni wysunęła się z jego włosów i narysowała delikatną linię wzdłuż boku jego twarzy, tak sprzeczną z brutalnym pocałunkiem. Objęła jego szczękę dłonią, pogłębiając pocałunek. Zadrżał lekko, widząc, jak ta niespodziewana czułość wywołała w nim tak wielką burzę emocji. Potem jej palce zacisnęły się, ściskając jego szczękę, gdy przygryzła wargę, uśmiechając się do niego, gdy syknął. Objęła językiem ugryzienie.

— Co, nie zniesiesz trochę bólu, Malfoy? — wymamrotała w jego usta.

Odpowiedział skubnięciem jej wargi. Zadrżała. Ciekawe, pomyślał.

Jego dłoń zsunęła się do rąbka jej koszuli i koniuszki palców musnęły jej ciało, ślizgając się po nagiej skórze. Przesunął palcami po jej brzuchu, zdumiony tym, jak inny był w dotyku bez ubrania. Wgłębienia i miękkość zmieniały się pod każdym dotykiem jego palców.

Jej klatka piersiowa unosiła się, a on pocałował ją otwartymi ustami w sutek. Nawet przez warstwy ubrań to wystarczyło, by zaparło jej dech w piersiach, a paznokcie wbiły się w jego skórę głowy.

Powoli przejechał paznokciami po jej skórze, aż dotarł do miękkiej koronki stanika. Nie spuszczając ust z jej lewej piersi, objął ją prawą dłonią, po materiale, po czym zaczął szczypać jej sutek.

Mógł chcieć mieć przewagę, pragnąć ją zdobyć, ale impuls stojący za tą decyzją powoli słabł, gdy czuł jej miękkość pod dłonią, kiedy językiem drażnił wrażliwe miejsca jej ciała.

Powrócił do szyi, nie spiesząc się, całując linię jej szyi, liżąc krawędź szczęki. Złożył pocałunek tuż pod uchem, jednocześnie ściskając jej pierś i wygięła plecy, a cudowne jęki wyrwały się w jej ust.

Jedna z jej dłoni przesunęła się po jego szyi i ramionach, a on poczuł gęsią skórkę podążającą za plecami. Zacisnęła się na jego koszuli i przyciągnęła go bliżej.

Przeniósł dłoń na jej brzuch, palce muskały go, a żołądek lekko się zacisnął. Ich pocałunki zwolniły, stały się bardziej precyzyjne i głębsze. Ospałe. Smakowała jak grzech i nadzieja, a on nigdy nie chciał smakować nikogo innego. Jego ręka sięgnęła guzików jej spodni i utrzymał z nią kontakt wzrokowy, rozpinając je. Patrzył, jak jej oczy się wywracają, gdy wsuwał palce w jej majtki, rozdzielając włoski, by móc powoli objąć jej łechtaczkę.

To, co zaczęło się jako nowy sposób na zdobycie przewagi, powoli przerodziło się w sposób na wydobycie tych kuszących dźwięków wydobywających się z ust Granger.

Już była przemoczona i powinien czuć się zwycięzcą, a nawet być uradowanym, na myśl, że to jego działania to spowodowały. Wiedział, że wygrywał. Ale czerpanie z tego mściwej przyjemności wydawało mu się wręcz niewłaściwe. I nie był pewien, kiedy to zaczęło mieć dla niego znaczenie. Patrzył z zapartym tchem i rozkoszą na jej reakcję, gdy wsunął w nią palec.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Hermiona nie mogła się skupić ani oddychać, ledwo była w stanie jasno myśleć. Nie robiła takich rzeczy. A już na pewno nie z cholernym Draco Malfoyem. Nie interesowały ją jednorazowe numerki. Uprawiała seks, będąc z tą osobą w związku. Ale napięcie między nimi zdawało się narastać, zmieniać, przekształcać z każdym druzgocącym pocałunkiem. Jakby rozniecali płomienie między sobą, zamiast je gasić.

Ale dodał kolejny palec, wypełniając ją w tak rozkoszny sposób, rozciągając i popychając ku przepaści. Przesunęła dłońmi po jego plecach, wbijając w nie paznokcie.

Nie doprowadzi jej do orgazmu. Nikt nie był w stanie tego zrobić w ten sposób, a już na pewno nie on. Nawet jeśli był zabójczo dobry w całowaniu.

Gdy zaczął powoli wsuwać się w nią i wysuwać, a tył jego dłoni trafiał w jej łechtaczkę w odpowiednim miejscu, doszła do wniosku, że nigdy nie nienawidziła go bardziej. Nie miał prawa sprawiać jej takiej przyjemności właśnie teraz, w chwili, gdy próbowała go znienawidzić. Jego dłoń przesunęła się z jej włosów na pierś, a zręczne palce wchodziły i wychodziły z niej w torturującym rytmie.

Napięcie zaczęło narastać u podstawy kręgosłupa i porzuciła wszelkie pozory ukrywania podniecenia. Wygięła biodra, ocierając się o jego dłoń.

— Potrzebujesz czegoś, Granger? — zapytał, unosząc głowę tak, że jego czoło przylegało do jej. Położył dłoń na ścianie obok jej głowy, obejmując ją i utrzymując jednostajne tempo w jej wnętrzu. — Zawsze jesteś taka głośna, gdy czegoś chcesz. O co chodzi, hmm? Czego potrzebujesz?

Nie chciała mu mówić. Tylko wymazać ten zadowolony uśmiech z jego twarzy i na złość mu nie dojść. Ale to było tak cholernie przyjemne, że pociągnęła go za kosmyki włosów i powiedziała:

— Mocniej. Chcę mocniej, ty nieznośny dupku.

Zaśmiał się cicho, a potem pociągnął zębami płatek jej ucha. Druga ręka znieruchomiała, a ona o mało nie załkała z tego powodu. Cmoknął z niezadowoleniem.

— Co to za wulgaryzmy, Granger. Grzeczne dziewczynki dostają to, czego chcą, jeśli grzecznie poproszą.

— Pieprz… — wysapała — się.

Nadal się nie poruszając, uniósł brew. Hermiona wiła się, domagając się biodrami chociaż najmniejszego tarcia. Dłoń obok jej głowy nagle owinęła się wokół jej szczęki, a palce wbiły w puls.

— Wiem, że tego chcesz. Poproś grzecznie, a ci to dam — wycedził.

Spiorunowała go wzrokiem i próbowała. Naprawdę próbowała mu się oprzeć. Ale wciąż czuła w sobie ten narastający orgazm i wiedziała, że to przegrana sprawa.

— Potrzebuję więcej, Malfoy. — Uniósł brew, wsuwając palce głębiej, ale nie wykonał kolejnego ruchu. Przewróciła oczami i dodała: — Proszę.

Wszystko wydarzyło się natychmiastowo: cofnął palce i wsunął je z powrotem, utrzymując bezlitosne tempo i upewniając się, że nasada dłoni trafi w jej łechtaczkę dokładnie tam, gdzie potrzebowała.

— To nie było takie trudne, prawda? — mruknął.

Pocałowała go, przygryzając wargę. A potem przycisnął dłoń do jej ciała, jednocześnie dodając trzeci palec.

Hermiona rozpłynęła się i jęknęła z rozkoszy w jego szyję, zatapiając dłonie w jego włosach, gdy wtulała się w niego jeszcze mocniej, próbując opanować fale rozkoszy przepływające przez jej ciało. Pomimo jego drwin, Malfoy nic nie powiedział, obserwując jej reakcję. Po prostu trzymał ją stabilnie, utrzymując ją w pozycji pionowej.

Kiedy był pewien, że jest w stanie utrzymać się na nogach, wyjął rękę z jej majtek i lekko się wyprostował. Hermiona wciąż ciężko oddychała, całe jej ciało było ciepłe i lekko mrowiło, gdy patrzyła, jak Draco unosi palce do ust i, wciąż na nią patrząc, oblizuje je do czysta. Jej cipka zacisnęła się na ten widok.

Chciał się odsunąć, ale Hermiona złapała go za przód koszuli i przyciągnęła do siebie. Malfoy uniósł brew, ponownie opierając dłoń na ścianie.

— Tak szybko gotowa na drugą rundę?

— O, nie — powiedziała z figlarnym błyskiem w oczach. — Nie możesz przejąć całej władzy.

Uderzyła dłonią w jego spodnie. Raz. Dwa. Trzeci. Jego biodra wygięły się, a ona zobaczyła, że lekko zacisnął szczękę. Wykorzystała jego nieuwagę i tym razem to ona przycisnęła go do ściany. Rozpięła rozporek i sięgnęła, by objąć go dłonią. Jej uśmieszek był kuszący i zachłanny, gdy syknął pod wpływem jej nacisku.

Był gorący i ciężki pod jej dłonią, gdy zaczęła powoli pompować, obserwując każdą, nawet najmniejszą zmianę w wyrazie twarzy Draco. A kiedy poczuła, że robi się jeszcze grubszy w jej dłoni, ściągnęła spodnie jeszcze niżej i opadła na kolana.

Choć w każdej innej sytuacji ta pozycja wydawała się podporządkowaniem i sprawiała, że czuła się bezsilna, sposób, w jaki na nią patrzył, jakby znała odpowiedzi na każde jego pytanie, był całą władzą, jakiej potrzebowała. Jakby miała potencjał, by go zniszczyć, gdyby tylko zechciała. Jakby mogła powalić go na kolana. Uśmiechnęła się powoli, po czym zlizała kroplę z czubka i połknęła tak szybko, jak tylko mogła.

Dźwięki, jakie wydawał Malfoy, gdy poruszała się w górę i w dół, dodając dłoń u podstawy, przeszywały ją niczym małe płomienie rozkoszy rozkwitające w jej wnętrzu. Jego dłonie wplotły się w jej włosy, ale nie napierał na nią. Chwilami zaciskał ucisk, paznokcie wbijały się w jej skórę głowy, a biodra lekko unosiły. Ale to ona panowała nad sytuacją. Gdy spojrzała na niego spod rzęs, z pełnymi ustami i lekko załzawionymi oczami, zobaczyła, że patrzy na nią z góry jak na boginię. Ale potem mrugnął i to zniknęło. Jedynie czyste pożądanie odbijało się w jego tęczówkach.

Gdy doszedł z gardłowym jękiem, przełknęła wszystko i zrobiła wielkie widowisko z oblizywaniem warg, podnosząc się na nogi, tylko lekko się chwiejąc.

Przyciągnął ją do siebie, by ją pocałować, równie mocno, jak wcześniej, ale bariera między nimi rozpadła się.

Hermiona lekko się od niego odsunęła, ich twarze wciąż dzieliły centymetry i czuła jego oddech muskający jej nos.

Drzwi zatrzasnęły się gdzieś dalej na korytarzu, a dźwięk wytrącił ją z równowagi. Odsunęła się od niego jeszcze bardziej, wbijając palce w jego klatkę piersiową, gdy go od siebie odpychała. Zachwiał się lekko, miał rozproszony wzrok, gdy szybko na nią mrugał.

Przetarła twarz dłonią. Malfoy zrobił krok w jej stronę, wyciągając rękę, palcami muskając wewnętrzną stronę jej nadgarstka. Oderwała się od niego, odwróciła i wyszła z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Jej serce biło jak szalone.

Co się właśnie, kurwa, stało? Myśli Hermiony nienadążały jedna za drugą, przeciekając jej przez palce, gdy próbowała to wszystko pojąć.

Drink. Muszę się, kurwa, napić.

_______________

Witajcie :) na koniec świąt zapraszam na kolejny rozdział tej krótkiej historii. Trochę sie tu podziało, wiem, że to szalone opowiadanie, ale mimo wszystko fajne, prawda? Nie myślcie, że mam jakiś fetysz, czy coś. Po prostu ostatnio lepiej odnajduję się w takich bardziej zbereźnych opowiadaniach. Dajcie znać jak wrażenia.

Na kolejny rozdział zapraszam w niedzielę. Czeka nas poważna rozmowa między naszą dwójką i trochę pikanterii. :)

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy