wtorek, 19 lipca 2022

[T] Still Life: Rozdział 3

 

Dziwnie było budzić się w pustym domu. Hermiona naprawdę mocno spała po zjedzeniu dwóch misek gulaszu, który zrobił Ron, a potem obficie płakała przez prawie godzinę. Opłakiwała utratę życia, którego myślała, że chce. Utratę tego, które właśnie straciła, i wszystkiego, co nigdy się nie wydarzy. Kiedy się położyła, była wyczerpana emocjonalnie i wykorzystała jego nieobecność, rozkładając się na łóżku jak wyrzucona rozgwiazda.

Rano nie spieszyła się, robiąc kawę, ubierając się i szukając czegoś, co mogłaby zrobić z włosami. Nie było tak, że normalnie spędzała wiele czasu, szykując się do pracy, ale chciała dzisiaj wyglądać reprezentacyjnie.

Nie chodziło o to, że stroiła się dla Draco Malfoya — z pewnością nie. Po prostu… jeśli miała mieć doradcę, uznała, że nie powinna wyglądać tak, jakby właśnie wyszła z łóżka i weszła do Ministerstwa, używając Sieci Fiuu.

Eliksir sprawił, że włosy stały się gładkie i lśniące, opadające dużymi lokami na plecy. Zebrała je trochę do tyłu i spięła czarnym klipsem, nic nadzwyczajnego. Potem, uznając, że zaszła już tak daleko i wciąż ma chwilę, zrobiła lekki makijaż — trochę tuszu do rzęs i matowa, różowa pomadka — od razu widać było różnicę. Jej obrączka spoczywała w małym naczyniu obok zlewu, gdzie leżała od tygodni. Nie założyła jej.

Wczoraj wieczorem poprosiła Rona o rozwód. Powinna czuć się przygnębiona: zmarnowane prawie dwadzieścia lat małżeństwa. Zamiast tego czuła się lżejsza; jakby ktoś zdjął ciężar z jej barków.

Gdyby nie jej zaabsorbowanie dzisiejszym spotkaniem, mogłaby pozwolić sobie na poczucie winy za to, że nie czuje się źle, ale po prostu nie miała na to czasu. Delikatny uśmiech pojawił się na jej twarzy, gdy weszła do ministerstwa.

Hermiona była pochłonięta filiżanką herbaty i informacją na temat niedawnej inwazji chochlików kornwalijskich na obszarze zamieszkanym głównie przez mugoli, kiedy rozległo się pukanie do jej drzwi. Może to byłby dobry przypadek na początek dla jej doradcy — wiązałoby się to z pewnymi zezwoleniami od mugolskiej premier.

— Proszę! — zawołała, nie podnosząc wzroku.

Draco wkroczył do gabinetu minister, czując się całkiem dobrze w tej nowej pracy.

— Pani Minister — przywitał się.

— Doradco — odparła, podnosząc głowę z lekkim uśmieszkiem. Jeśli on miał grać miłego, ona też mogła.

Jego serce zabiło mocniej, gdy spojrzał na jej twarz. Miała makijaż — tylko odrobinę, ale delikatnie podkreślał jej naturalne piękno. Wyglądało na to, że użyła także eliksiru wygładzającego włosy; część lśniących loków związała pośrodku głowy. Odchrząknął, siadając, czując się, jakby znów miał czternaście lat i zobaczył ją trzymającą rękę na ramieniu Kruma podczas Balu Bożonarodzeniowego. Biedny Draco Malfoy, zawsze pragnący tego, czego nie mógł mieć.

— Ty, hmm… wyglądasz naprawdę ładnie, Granger.

Wtedy szczerze się do niego uśmiechnęła. Nie był do tego przyzwyczajony.

— Dziękuję, Malfoy.

W rzeczywistości wyglądała tak serdecznie i elegancko, że martwił się, iż coś przeoczył.

— Jakaś specjalna okazja?

— Cóż, wiesz, pomyślałam, że prawdopodobnie powinnam trochę się przyłożyć, ponieważ mam dzisiaj pierwsze spotkanie z moim doradcą.

— Więc wystroiłaś się… dla mnie?

— Nie schlebiaj sobie. Równie dobrze mógłbyś być Neville’em Longbottomem, a ja zrobiłabym to samo.

Zaśmiał się.

— Rozumiem, Granger. Przejdziemy do rzeczy?

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Ich pierwsze spotkanie przebiegło zaskakująco dobrze. Draco był chętny na rozwiązanie problemu z chochlikami i przekazała mu go, dając do zrozumienia, że jego pierwsze spotkanie z mugolską premier odbędzie się w następnym tygodniu.

Był bardzo uprzejmy i ani razu jej nie obraził, co szczerze zaniepokoiło ją bardziej niż cokolwiek innego. Przygotowała się na spotkanie z aroganckim i rozdrażnionym Malfoyem, a jedyne, co robił, to przypominał jej, że szydzący chłopak, którym był w Hogwarcie, już dawno odszedł.

Od nowa musiała się dowiedzieć, kim był. To była dość intrygująca perspektywa.

Kiedy wróciła do domu, wciąż był pusty.

Rozglądała się po pomieszczeniach, jakby wyglądały inaczej, tylko dlatego, że zmieniła się sytuacja między Ronem a nią. Jeśli poświęci czas na użalanie się, może nigdy nic nie zrobić, więc wyjęła rzeczy i wyczyściła je zamiast tego. Po mugolsku, bez użycia magii. Potem, z bolącymi mięśniami i pachnąca lekko sosną, wyjęła laptopa i zaczęła szukać dostępnych mieszkań.

Dom powinien przypaść Ronowi. Łatwiej byłoby mu dojeżdżać do sklepu i to on zawsze korzystał z kuchni. Ona praktycznie wcale.

Wysłała kilka e-maili do pośredników w handlu nieruchomościami, zanim przygotowała sobie parującą kąpiel. Wino i Adele znów były dobrym towarzystwem, gdy bąbelki poniosły ją w inne miejsce.

Czasami Hermiona chodziła do biura w sobotę, ale dzisiaj zdecydowała, że ma w domu wiele do zrobienia. Wyjątkowo chętna pośredniczka od razu odesłała jej e-mail i umówiły się na spotkanie, by obejrzała jedno z mieszkań, które znalazła w internecie. Miało się to odbyć później tego dnia, a na razie postanowiła zacząć pakowanie.

Jak zredukować dwadzieścia lat do kilku małych pudełek? To było jak proszenie o rozstanie się z cząstkami siebie, gdy każde wspomnienie szybko wracało do umysłu. Spodnie ciążowe, które nosiła, gdy była w ciąży z Rose; okropny sweter Molly z napisem „Pani W”, który kobieta zrobiła na drutach niedługo po ślubie Hermiony z Ronem (chociaż poinformowała ich, że zachowuje swoje nazwisko); kawałek biletu ze sztuki na West End, gdzie zabrała Rose w pierwsze lato po rozpoczęciu nauki w Hogwarcie.

Ubrania i buty były łatwe, ale sentymentalne rzeczy? To było trudne.

Wkrótce nadszedł czas, by spotkać się z pośredniczką w handlu nieruchomościami. Hermiona posprzątała, ubrała się w szykowny dres i udała do Ministerstwa przez Sieć Fiuu. Mieszkanie znajdowało się na Covent Garden, więc z Whitehall mogła łatwo złapać taksówkę albo pojechać autobusem.

— Miło panią poznać, pani Granger.

Pośredniczka nazywała się Stevie i miała ciemne włosy upięte w elegancki, stylowy kok. Jej czarna sukienka i czerwona marynarka z pewnością dodawały pewności siebie.

— Panią również.

Hermiona była pod wrażeniem otwartości kobiety i szybko złapały wspólny język.

Mieszkanie było oszałamiające; polerowane, drewniane podłogi, chromowane i granitowe blaty w kuchni oraz piękne, duże okna, z których częściowo było widać Tamizę. Nieźle, jak na cenę wywoławczą. Ulokowane tuż przy Strand, przez co droga do pracy znacznie by się skróciła — mogła nawet chodzić pieszo, jeśli chciała. Zawsze w domu korzystała z Sieci Fiuu, ale fajnie byłoby rozprostować trochę nogi w mugolskim Londynie przed wejściem do Ministerstwa.

Wydawało się nierozsądnym, żeby zdecydować się na pierwsze pokazane mieszkanie, ale to było idealne rozmiarowo, oferowało małe biuro, które mogłoby służyć jako pokój gościnny, gdyby przyjechała Rose i chciała zostać. Znajdowało się obok West End, więc mogła nawet zabrać córkę na więcej sztuk podczas przerw w Hogwarcie.

Stevie była zajęta pokazywaniem jej kabiny prysznicowej i oddzielnej wanny, gdy Hermiona oświadczyła:

— Biorę.

— Naprawdę? — Stevie na chwilę straciła opanowanie i spokój.

— Naprawdę. Jest idealne. Idealne miejsce na nowy początek. — Z roztargnieniem potarła palec w miejscu, gdzie kiedyś znajdowała się obrączka, a Stevie skinęła głową ze zrozumieniem.

— Oczywiście, pani Granger. W takim razie rzućmy okiem na dokumenty, dobrze?

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

— Miło pana poznać, panie Malfoy.

— Panią również, pani premier.

Draco był dobry w podrywaniu — zawsze tak było. Łatwo mógł przypodobać się mugolskiej premier, a jej lekki uśmiech dawał do zrozumienia, że nie opiera się jego urokowi. Kobieta była bardzo stylowa i niezbyt merytoryczna. Nic dziwnego, że nienawidziła Hermiony. Przeczytał trochę o mugolskiej polityce, aby być przygotowanym, i szybko zdał sobie sprawę, że wiele z tego to tylko pozory.

Łatwo było uzyskać pozwolenia na wpuszczenie ich do społeczności mugoli w celu usunięcia chochlików. Miał nadzieję, że Granger będzie zadowolona z jego pracy. Fakt, że premier zaproponowała mu herbatę i pogawędkę, był tylko wisienką na torcie.

Kiedy wrócił do domu, był całkowicie wyczerpany. Minęło zbyt wiele czasu, odkąd przepracował cały dzień. Czuł się spełniony, w jego żyłach płynęło narastające poczucie dumy. Czuł, jakby naprawdę coś zmienił  — co z pewnością było nowym uczuciem dla Draco Malfoya. Stwierdził, że chyba to lubi.

— Co sprawiło, że tak się uśmiechasz? — zapytał głos, którego nie słyszał od dawna.

Odwrócił się i zdał sobie sprawę, że stoi przed portretem swojej zmarłej żony. Ledwie to zarejestrował, gdy idąc, wybrał tę trasę.

— Tori, kochanie. Zacząłem pracować.

Była olejem, pigmentem i pamięcią, tylko cieniem rzeczywistości, ale uśmiech na jej twarzy pozostał bardzo prawdziwy.

— Wiem, słyszałam. Współpracujesz z Minister. Jak wspaniale.

— Tak, cóż. Czuję, że choć raz w życiu jestem przydatny.

— Nie mów tak. Dla mnie zawsze taki byłeś. Byłeś powodem, dla którego zostałam w pobliżu tak długo — ty i Scorpius.

Skinął głową, bawiąc się obrączką. Czuł, jak łzy kłują go w kącikach oczu i przypomniał sobie, że właśnie dlatego nie chodził tym korytarzem tak często. Kiedy Astoria odeszła, codziennie odwiedzał jej portret, ale w miarę upływu czasu tylko bolało go przypominanie, że to tak naprawdę nie była ona — i tak naprawdę nigdy nie wróci.

Jej głos był cichy, kiedy zapytała:

— Draco, dlaczego wciąż nosisz obrączkę? Minęły ponad dwa lata. Nie oczekuję, że będziesz wiecznie samotny.

— Wiem, kochanie. Po prostu… to ostatnia cząstka ciebie, jaka mi pozostała.

— Nieprawda. Wiesz, że część mnie żyje w naszym synu i nikt nie może nam odebrać naszych wspaniałych wspomnień.

Jego głowa kołysała się w górę i w dół, gdy przeczesywał palcami włosy, ściągając gumkę, którą spinał je w kucyk. To naprawdę trwało zbyt długo.

— Masz rację, jak zawsze.

— Oczywiście, że tak. — Uśmiechnęła się. — Chcę, żebyś był szczęśliwy, Draco. Spróbujesz to zrobić dla mnie?

— Spróbuję.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

— Przyniosłem ci herbatę; jedna kostka cukru i odrobina mleka. — Draco postawił filiżankę na biurku Hermiony.

— Och, dziękuję. Nie musiałeś tego robić. Sally zazwyczaj przynosi mi moją…

— Chciałem, Granger. To nic wielkiego; i tak tutaj szedłem, a ona wyglądała na zajętą.

Dziwny uśmiech pojawił się na twarzy Hermiony. Minął ponad tydzień, odkąd Malfoy był jej doradcą i jeszcze się nie pozabijali, co uważała za postęp. Mimo to część niej zastanawiała się, czy po prostu był miły podczas pierwszej fazy tego nowego partnerstwa i ostatecznie wróci na swoje wrogie tory.

— Cóż, doceniam to.

Powoli sączyła herbatę, zastanawiając się nad faktem, że zajęło mu tydzień, aby zapamiętać, jaką lubi. Ron kilka razy próbował zrobić jej herbatę, zawsze była zbyt słodka.

— Więc, co dzisiaj w planie?

Draco rysował kółeczka na krześle w gabinecie Hermiony, czując gładkość zużytego drewna. Czuł się coraz bardziej komfortowo, będąc tutaj, ale wciąż było to dziwne. Nie załamała się znowu, tak jak tamtego dnia, więc założył, że ona i Weasley wszystko naprostowali. Żałosne.

— Otrzymałam pochlebny raport od mugolskiej premier o waszym spotkaniu. Więc dziękuję ci za to. Zdjąłeś ogromny ciężar z moich barków.

— Nie ma za co. Jest trochę trudna, ale da się ją oczarować.

Hermiona prychnęła.

— Łatwo ci powiedzieć.

— Co to ma znaczyć? 

— To znaczy, że jesteś Ślizgonem i naturalnie ci przychodzi oczarowanie kogoś. Poza tym jesteś przystojnym mężczyzną, więc jestem pewna, że to pomogło.

Draco otworzył szeroko oczy.

— Czekaj… uważasz, że jestem przystojny?

— To nie tak… nie o to mi chodzi. Wiesz, że jesteś atrakcyjny, ze względu na sposób w jaki się ubierasz i nosisz.

— Hermiona Granger uważa, że jestem atrakcyjny. Mam sprowadzić Ritę Skeeter? Udzielić prywatnego wywiadu? — Wyglądał na bardzo zadowolonego.

Masz prawie czterdzieści lat; nie pozwól, aby ta fretka cię denerwowała. Nie zadziałało, bo poczuła napływ ciepła na policzki.

— Och, zamknij się, Malfoy.

— Jak sobie życzysz, pani Minister.

— Jeśli musisz wiedzieć, to uważam, że teraz trochę za bardzo przypominasz swojego ojca, jak na mój gust, ale zawsze uważałam, że jesteś przystojny. Jeśli to wyjdzie poza ten pokój, wyślę aurorów, by cię zamordowali.

— Zrozumiałem.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Kiedy w końcu zwerbalizowała, że rozwód jest tym, czego chce, Ron nawet się nie kłócił. Dzięki temu wiedziała, że on też to przewidział. Oboje zbyt długo zaprzeczali. Ale w głębi duszy wiedzieli.

Hermiona wzięła głęboki oddech na progu Nory, po czym podniosła rękę, by zapukać. Bez wątpienia cały klan Weasleyów wiedział o ich rozstaniu. Nie trzeba przedłużać tego, co nieuniknione. Molly otworzyła drzwi po drugim pukaniu i przyciągnęła ją do uścisku.

— Hermiono, kochanie. Tak się cieszę, że się pojawiłaś.

Cóż, to nie było powitanie, jakiego oczekiwała. Była przygotowana na uniki przed pomidorami w chwili, gdy wejdzie.

— Ron ci powiedział? — zapytała z niedowierzaniem.

— Tak, tak. Wejdź do środka, zanim zamarzniesz na śmierć.

Ron siedział na wytartej kanapie, rozmawiając z Arturem i popijając z kufla. Wyglądał na zrelaksowanego, a nawet szczęśliwego.

— Miona! Co ty tutaj robisz?

— Myślę, że musimy porozmawiać.

Większość pokoi była pusta, gdy wszystkie dzieci dorosły i poszły na swoje. Odzyskiwali je w święta i w razie potrzeby, ale teraz wystarczyło wybrać jeden, by znaleźć odrobinę prywatności.

— Więc, co tam?

— Jak się miewasz? Dobrze wyglądasz.

— Ach, wiesz, mamie… wydaje się, że jedzenie wyleczy moje złamane serce. Więc dobrze się odżywiam. A tata informuje mnie o wszystkim, co się dzieje z resztą rodziny.

— Och, dobrze. — Skinęła głową, tylko po to, żeby coś zrobić. Dlaczego czuła się tak niezręcznie?

— Dlaczego przyszłaś, Hermiono?

— Zdecydowałam, że powinieneś zatrzymać dom.

Ron przez chwilę wyglądał na zszokowanego.

— Naprawdę?

Delikatnie dotknęła jego ramienia, po czym zastanowiła się i opuściła rękę.

— Tak. Kochasz ten dom i zawsze miałeś z niego większy użytek niż ja. Znalazłam mieszkanie w mugolskim Londynie, niedaleko Ministerstwa.

— Och.

— Jest pokój dla Rose i wszystko inne. Przy moim napiętym harmonogramie w Ministerstwie pomyślałam, że możesz ją mieć w tygodniu, a ja będą ją brała na weekendy.

Hermiona wiedziała, jak bardzo to może namieszać w mugolskim świecie i nie chciała, by tak było między nimi. Wolała ładne, płynne przejście.

— Cholera, Hermiono. Naprawdę już wszystko przemyślałaś, prawda? Nie sądzisz, że najpierw powinniśmy powiedzieć Rose?

— Tak, to właściwie miał być mój następny punkt — w ten weekend jest wyjście do Hogsmeade. Pomyślałam, że możemy się tam z nią spotkać i powiedzieć jej osobiście. Byłoby lepiej, gdybyśmy poszli razem.

Pokiwał głową. Miała nadzieję, że w planach na przyszłość widział to takim, jakim było: gałązką oliwną. Nigdy więcej kłótni, niezręczności — po prostu wszyscy przechodzą w kolejny etap życia.

— Tak, powinienem dać radę.

— Dobrze, dobrze. W ciągu tego tygodnia się wyprowadzę, jeśli chcesz wrócić do domu. — Ścisnęła jego ramię w pocieszającym geście.

— Jeśli ci to nie robi różnicy, myślę, że poczekam, aż całkowicie się wyprowadzisz.

— W porządku. Wyślę ci sowę.

Odwróciła się do wyjścia, ale kiedy jej ręka znalazła się na klamce, chwycił ją za nadgarstek i odciągnął do tyłu.

— Hermiono — wydyszał, chwytając jej usta w słodkim, niewinnym pocałunku.

Nie było ognia, namiętności, a już na pewno nie było języka. Nie była to dla niej ostatnia deska ratunku, żeby zmienić zdanie, ale raczej pożegnanie w jedyny sposób, jaki znał. Czuła łzy spływające po jej policzkach, gdy przerwał pocałunek, ocierając jej skórę i przeciągając kciukiem od policzka do podbródka.

— Nie było tak źle, prawda? — zapytał.

— Nie, Ron. Wiele z tego było całkiem dobre.

Zdjęła jego dłoń z twarzy i pocałowała ją, zanim puściła.

Czuła jego wzrok na swoich plecach, ale nie poszedł za nią. Dobrze. To było wystarczająco trudne. Przemknęła z powrotem przez front domu, zatrzymując się dopiero, gdy dotarła do kuchni. Molly rozstawiała talerze i zawołała:

— Na pewno nie chcesz zostać na kolacji, kochanie?

Hermiona ponownie szybko otarła policzki, zanim zwróciła się do swojej teściowej.

— Nie, dziękuję. Nie mogę zostać, po prostu musiałam porozmawiać z Ronem.

Molly podeszła do niej, podczas gdy talerze ustawiały się na stole. Chwyciła policzki Hermiony i spojrzała jej głęboko w oczy.

— Słuchaj, bez względu na wszystko, zawsze będziesz rodziną. Kocham cię jak córkę i zawsze będziesz mile widziana w tym domu.

Hermiona skinęła głową na znak zgody, czując, jak łzy napływają ponownie, gdy Molly pocałowała ją w czoło. Zerkając w tył, zauważyła, że Artur marszczy brwi nad swoim piwem, gdy wychodziła. Wydawało się, że znosi to gorzej niż jego żona. Gdy tylko przeszła przez drzwi, wciągnęła do płuc ogromny łyk rześkiego powietrza. Właściwie poszło lepiej niż się spodziewała. Po raz ostatni spojrzała na Norę, zanim aportowała się do domu.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Stojąc w swoim salonie, Hermiona spojrzała na wszystkie pudła, w które spakowała swoje życie. Nowy początek — tego potrzebowała, powiedziała sobie, więc starała się przynieść tylko to, co niezbędne. Ron mógł znaleźć zastosowanie dla wszystkich innych rzeczy. Poza tym, to nie tak, że nigdy by tu nie wróciła. Z tęsknym spojrzeniem na schody, na których Rose skręciła kostkę, na miejsce na podłodze w kuchni, które wciąż było spalone po jednym z eksperymentów Rona i na okno z nieco jaśniejszą szybą, ponieważ pękło, gdy wujek Harry próbował pokazać swojej siostrzenicy jak latać, chwyciła swój zaczarowany kufer i zaczęła wrzucać do niego wszystkie pudła.

Po zabraniu wszystkiego do nowego mieszkania miała spotkać się z Ronem i udać do Hogsmeade. Rose od razu przesłała odpowiedź, zauważając, że rodzice zazwyczaj nie pojawiali się na takich wycieczkach. Hermiona zastanawiała się, ile wie jej córka.

Spotkała się z nimi w Trzech Miotłach i Hermiona próbowała otrząsnąć się z deja vu spotkań podczas nauki w Hogwarcie. Zignorowała tę nostalgię i zmusiła się do skupienia na zadaniu. Cała trójka piła piwo kremowe, kiedy Ron w końcu odchrząknął.

— Twoja matka i ja mamy coś ważnego do powiedzenia i chcieliśmy zrobić to osobiście.

Rose podniosła wzrok z zamyśloną twarzą.

— W końcu to robicie, prawda?

— Co? — spytali niemal jednocześnie, zszokowani.

— Rozwodzicie się. Dlatego podczas szkolnej wycieczki zaprosiliście mnie na złowieszcze spotkanie rodzinne, prawda?

— Cholera, ma to po tobie, Hermiono.

Kobieta posłała mu lekki uśmiech.

— Właściwie tak. My… rozwodzimy się. Masz do nas jakieś pytania?

— Niekoniecznie. Od lat byliście nieszczęśliwi. Szczerze mówiąc, spodziewałam się tego dużo wcześniej.

Jej mądra dziewczynka.

— Cóż, chociaż mogłaś to przewidzieć, musisz wiedzieć, że oboje bardzo cię kochamy i to się nie zmieni.

Rose skinęła głową.

— Wiem, ja też was kocham. — Uśmiechnęła się delikatnie. — Z kim będę mieszkała podczas przerwy?

Wtedy odezwał się Ron, przeczesując dłonią swoje kudłate, rude loki.

— Dom należy do mnie, więc będziesz ze mną w ciągu tygodnia. Mama przyjmie cię na weekendy do swojego nowego mieszkania.

Na to Rose wydawała się trochę ożywić. Zarzuciła masę rudych loków na ramię — Hermionę zawsze zdumiewało, jak wyglądała mieszanka ich obojga — i zapytała:

— Och? Gdzie jest to nowe mieszkanie?

— Na Covent Garden. Od czasu do czasu możemy obejrzeć jakąś sztukę.

— Wytwornie. — Rose posłała jej spojrzenie sugerujące, że jest pod wrażeniem.

— Zanim pozwolimy ci wrócić do twoich przyjaciół, mam kolejne pytanie. — Hermiona bawiła się palcami, lekko zdenerwowana. — Jak się mają sprawy ze Scorpiusem?

Ron rzucił jej zmieszane spojrzenie, ale na szczęście zachował milczenie.

— Myślę, że lepiej. Nieźle go przeklęłam.

— Moja dziewczynka — powiedział Ron.

— Nie… — Hermiona posłała mu spojrzenie. — Nie można przeklinać ludzi. Słuchaj, nie powinien był robić tego, co zrobił, ale rozmawiałam z Draco i to się więcej nie powtórzy.

— Och, wiem, że nie… bo go przeklęłam.

Pomimo jej sprzeciwów, Hermiona zaczęła się śmiać z Ronem i Rose. Przez chwilę wydawało się, że powróciły dawne czasy, ale czuła coś nowego — jakby wszystko miało się ułożyć.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Było wcześnie i, technicznie rzecz biorąc, miał przyjść później, ale Draco nie mógł już spać. To czysty przypadek, że znalazł się na piątym piętrze. Wędrówka po Ministerstwie z filiżanką herbaty była świetnym sposobem na podsłuchiwanie rozmów, których ludzie nawet nie próbowali ukryć. Czasami były przydatne. Tak jak wtedy, gdy przeszedł obok Biura Magicznych Związków.

Coś kazało mu pozostać w ukryciu, gdy usłyszał przyciszone głosy, a potem patrzył, jak dwie postacie opuszczają pomieszczenie. Były tylko dwa powody, dla których ktoś odwiedzał to biuro — aby odebrać akt małżeństwa lub złożyć wniosek o rozwód. Postępowanie rozwodowe było prostsze w świecie czarodziejów: proste zaklęcie niszczyło dawną przysięgę i obie strony podpisywały zwój rozwiązujący związek. Oczywiście zdarzało się to tak rzadko, że nie musiało być skomplikowane, w przeciwieństwie do mugoli, którzy zawsze musieli utrudniać sprawy.

Więc to był dla niego ogromny szok, gdy zobaczył, że postacie, które przed chwilą były zaledwie sylwetkami, okazały się być Hermioną Granger i Ronem Weasleyem. Draco obserwował ze swojej małej wnęki, jak urzędnik Ministerstwa wręcza im zwój. Zauważył, że pochyla się niżej, gdy Hermiona powiedziała coś do rudzielca i niezręcznie poklepała go po ramieniu. Weasley zmarszczył brwi, skinął głową i odszedł w stronę wind.

Jednak Granger zwlekała. Patrzył, jak rozwija zwój, czyta słowa i zamyka oczy, wzdychając. Jej twarz przepełniały smutek i ulga. Następnie włożyła zwój do torby, otrzepała szatę z kurzu i zdecydowanym krokiem ruszyła ku windom.

Draco ledwo mógł w to uwierzyć. Kiedy nie wspominała ponownie o swoich problemach małżeńskich, założył, że to rozwiązali. Chyba jednak nie. Draco nie był pewien, co o tym sądzić, biorąc pod uwagę jego dość skomplikowane uczucia dotyczące samej pani Minister. Z pewnością nie pałał miłością do Weasleya, ale był to smutny stan rzeczy, niezależnie od tego, jak na to spojrzeć. Był pewien, że Granger w pewnym sensie musi czuć się tak, jakby zawiodła — Merlin wie, jak poważnie traktowała wszystko inne w życiu. Przysiągł sobie, że nie będzie dzisiaj gorszy niż zwykle.

Dopijając resztę herbaty, postanowił jeszcze raz wstąpić do kawiarni. Idąc do windy, ukradkiem ściągnął swoją obrączkę i schował do wewnętrznej kieszeni.

Po prostu nadszedł czas.

____________

Witajcie :) we wtorek serwuję Wam kolejny rozdział tej historii. Powolutku się wszystko rozkręca. Nawet Ron mnie zaskoczył swoją dojrzałością, co rzadko się zdarza. Nie będę powtarzać, że uwielbiam to opowiadanie, dobrze o tym wiecie. :) Dajcie znać jak wrażenia po tym rozdziale.

Kolejny rozdział pojawi się w czwartek lub w piątek, ale raczej bliżej piątku. Także oczekujcie, bo będzie się działo.

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego. Enjoy!

2 komentarze:

  1. Nareszcie mam czas na przeczytanie tego rozdziału! Naprawdę jestem w szoku jaki Ron jest bezproblemowy. To często się nie zdarza, zazwyczaj w opowiadaniach Dramione robi się z niego ,,tego złego", a miło jest jednak przeczytać coś innego. Wzruszyła mnie rozmowa Draco z Astorią i jestem przeszczęśliwa, że uświadomiła Draconowi, że znów może być szczęśliwym. Nie mogę się doczekać Daleszyce rozdziałów! ❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nareszcie mam czas na odpisanie na Twoje komentarze. Przepraszam, że dopiero teraz. Autorka sama przyznała, że lubi Rona, dlatego nie zrobiła z niego gbura. Tak, ta relacja Draco z Astorią jest wyjątkowa, a on zasługuje na szczęście.
      Pozdrawiam
      Arcanum

      Usuń

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy