Ciemność. Przed moimi oczami jest
tylko ciemność. Gdzie ja jestem i dlaczego wszystko mnie boli? Czuję, że leżę
na miękkim łóżku. Do moich nozdrzy dopływa zapach cytrynowego odświeżacza
powietrza. Znam ten zapach. To Skrzydło Szpitalne. Tylko co ja tu robię? Jak
się tu znalazłam? Zanim zemdlałam usłyszałam głos Malfoya, a potem nie było już
nic. Próbuję otworzyć oczy, ale powieki nie dają za wygraną. Wzdycham cicho,
mając nadzieję, że ktoś usłyszy moje wołanie. Nagle jak przez mgłę słyszę
kobiecy głos.
– Następstwa są bardzo niepokojące.
– Czy będą jakieś trwałe uszkodzenia?
– pyta męski głos.
– Cóż, nie – mówi kobieta i dodaje: –
Ale można się spodziewać, że odbije się to na jej zdrowiu. I nie chodzi mi o
aspekt fizyczny.
Jakie skutki? Merlinie, o czym mówi ta
kobieta? Znam te głosy. Dyrektor i pani Pomfrey. Naprawdę jest ze mną aż tak
źle?
– Dziękuję, pani Pomfrey.
– Czy wiesz, co się stało tej
dziewczynie? – pyta kobieta.
– Mam kilka pomysłów – odpowiada inny
głos.
Malfoy. Ten głos poznałabym wszędzie.
Masz jakiś pomysł? Zapewne nie podzielisz się swoimi spostrzeżeniami. Słyszę krótki
chichot dyrektora. Nawet jego to rozbawiło.
– Chciałby pan coś dodać, panie
Malfoy? – pyta uprzejmie pani Pomfrey.
Mogę się założyć, że Draco mruży
gniewnie oczy i próbuje wymyślić jakąś ciętą ripostę. Ewentualnie wytłumaczenie
tego, dlaczego to właśnie on jest przy mnie.
– Znalazłem ją – odpowiada chłodno
chłopak.
– Bardzo dobrze zrobiłeś – mówi
kobieta. – Była bardzo wyczerpana. Zaskoczyło mnie to, że nie zemdlała
wcześniej. Jest niedożywiona i jej magia jest tak słaba, że nawet nie zdołałaby
utrzymać się przy życiu. – Słyszę cichy jęk. – Nie wiem, gdzie była i co się z
nią działo, ale gdyby nie znalazła się pod moją opieką, prawdopodobnie nie
przetrwałaby tygodnia. Jej ciało nie jest przyzwyczajone do radzenia sobie z
taką ilością stresu.
– Jeszcze raz dziękuję, pani Pomfrey.
Proszę, informuj mnie o wszelkich zmianach – mówi dyrektor, po czym zwraca się
do Malfoya: – Panie Malfoy, chyba powinien pan pójść do swojego dormitorium.
Możesz już iść.
– Tak zrobię, dyrektorze – odpowiada
chłopak.
Słyszę oddalające się kroki i szelest
ubrań, a potem ciszę. Próbuję otworzyć oczy, ale nic z tego. Jestem słaba. Tak
bardzo słaba. W oddali słyszę czyjś głos, ale po chwili znowu tracę
przytomność.
~*~*~*~*~*~
Stoję
na schodach w moim rodzinnym domu. Widzę martwe ciała rodziców. Pilnują ich
śmierciożercy. Słyszę śmiech Bellatrix. Nagle koło mnie pojawia się tata. A
raczej jego duch. Widzę złość emanującą z jego oczu. Nigdy nie widziałam go w
takiej furii. Podchodzę bliżej, ale odsuwa się ode mnie.
–
Jak mogłaś pozwolić nam umrzeć? – pyta ze złością. – Po tym wszystkim co dla
ciebie zrobiliśmy? Po tym jak się tobą opiekowaliśmy zanim dowiedziałaś się, że
jesteś czarownicą? Stałaś i patrzyłaś jak umieramy, nie robiąc nic! – Krzyczy
tuż przy mojej twarzy. Jego ubranie jest pokryte krwią.
Czuję
łzy napływające do moich oczu.
–
Przepraszam – szlocham i dodaję: – Tato, proszę! Próbowałam was ocalić.
–
Nieprawda. Chciałaś ocalić przyjaciół i poświęciłaś swoich rodziców. Ale to bez
znaczenia. I tak wszyscy umrzecie.
Nagle
czuję ból w stawach i ogień w żyłach. Spoglądam w bok. Bellatrix śmieje się jak
wariatka i celuje we mnie różdżką.
–
Nie! – krzyczę, miotając się gwałtownie. Moja ręka uderza w coś zimnego i
twardego. Ból promieniuje z miejsca, na które upadłam.
– Panno Granger? Panno Granger? –
słyszę kobiecy głos. Powoli otwieram oczy. Widzę biały fartuch. Pani Pomfrey.
Rozglądam się wokół i rozpoznaję białe ściany i kilka łóżek. Skrzydło
szpitalne. Wiem, że tu jestem bezpieczna, ale nie mogę powstrzymać łez.
– Spokojnie, moja droga. Jest dobrze,
już w porządku – mówi, przytulając mnie. Nie, pani Pomfrey, nic nie jest w
porządku. To nie powinno się zdarzyć.
Uspokajam się po dwudziestu sześciu
minutach. Gdy przestaję szlochać, pielęgniarka wstaje i podchodzi do szafki z
eliksirami. Po chwili wraca, trzymając w ręce małą fiolkę z cieczą koloru wody
i większą fiolkę, zawierającą fioletowy płyn. Wręcza mi mniejszą fiolkę.
– Wypij to – mówi i bez słowa robię
to, o co prosi. Uśmiecha się i kontynuuje: – Dam ci dziewięć fiolek tego eliksiru
i musisz go pić dwa razy dziennie przez najbliższe pięć dni. Masz go przyjmować
co pięć godzin, ale pamiętaj, że tylko dwie dawki w ciągu dnia. Dzięki temu
eliksirowi powróci twoja magia i nabierzesz sił. Oczywiście nadmiar stresu nie
jest wskazany. Myślę, że po tygodniu powrócisz do zdrowia.
Przytakuję i biorę od niej worek z
fiolkami. Potem wręcza mi fioletowy eliksir.
– To eliksir Słodkiego Snu – wyjaśnia.
– Twoje ciało potrzebuje odpoczynku. Bierz trzy krople przed snem. Ten eliksir
teraz bardzo ci się przyda. Chciałabym żebyś w pierwszym tygodniu przyjmowała
go codziennie. W drugim tygodniu co drugi dzień. Powinnaś go przyjmować przez
miesiąc, oczywiście co tydzień obniżając dawkę. Przez ten czas twoje ciało się
zregeneruje i umysł trochę odpocznie od natłoku myśli.
Uśmiecha się do mnie i odwzajemniam
jej gest.
– Dziękuję, pani Pomfrey – mówię
nieśmiało.
– Nie ma za co, kochanie. Daj znać,
gdybyś czegoś potrzebowała.
Przytakuję i zbieram się do wyjścia.
Parę minut później idę korytarzami Hogwartu. Patrzę przez okno. Dzisiejszy
wschód słońca jest naprawdę piękny. Zapewne niedługo będzie śniadanie.
Oczywiście na nie pójdę, ale najpierw muszę się przebrać.
~*~*~*~*~*~
Bez zastanowienia zakładam nowe
ubrania. Próbuję dopiąć bluzkę, ale nie mogę. Zdziwiona podchodzę do lustra. Z
moich ust wydobywa się cichy pisk. Moja spódnica, która sięgała pod kolano,
teraz jest o połowę krótsza. Bluzka jest tak ciasna, że ledwo mogę oddychać.
Trzy guziki przy dekolcie nie dopinają się, eksponując moje piersi. Szybko
przeszukuję kufer. Wszystkie stroje wyglądają tak samo.
– Zabiję cię, Malfoy – mruczę pod
nosem, chwytając torbę na książki i szatę. Schodzę po krętych schodach i
podchodzę do Rona. Rudzielec patrzy na mnie jak oniemiały.
– Hermiono… twoje ubrania – duka,
unosząc brwi i otwierając szeroko oczy.
– Tak… em… wydaje mi się… Ja chyba
trochę urosłam od zeszłego roku… po prostu zapomniałam wyjąc stare ubrania z
kufra – jąkam się.
– Urosłaś? Powiedziałbym… – mówi,
przełykając ślinę. Jego oczy obejmują mnie wzrokiem i zatrzymują się na moich
piersiach. O nie, Ronaldzie Weasley, nie będziesz się na mnie gapił! Szybko
zakładam szatę, co komentuje cichym westchnięciem. Posyłam mu mordercze
spojrzenie i kieruję się do dziury pod portretem. Ron dogania mnie i mamrocze pod
nosem przeprosiny. Nie czekam na Harry’ego, bo nie chcę być na widoku.
Wejście do Wielkiej Sali jest dla mnie
wyzwaniem. Początkowo nikt mnie nie zauważa, ale po chwili wszyscy spoglądają w
moim kierunku i czuję, że jak najszybciej muszę usiąść przy stole Gryffindoru.
Idę bardzo szybko, ignorując ciekawskie spojrzenia. Kątem oka zauważam Malfoya.
Na jego twarzy błąka się irytujący uśmieszek. Merlinie, przysięgam, że go
zabiję, ale najpierw muszę coś zjeść, bo umieram z głodu.
Parę minut później czekam na eliksiry
i mój dzień staje się jeszcze gorszy. Podchodzi do mnie Pansy Parkinson i
patrzy na mnie krytycznym wzrokiem. Kręci głową z politowaniem i mówi: – Wiesz,
Granger, nawet ubrana jak ladacznica nie sprawisz, że przyzwoici czarodzieje
dotkną takiej szlamy jak ty.
Krew napływa do mojej głowy i rumienię
się jak piwonia. Pansy odchodzi z uśmiechem, a ja stoję jak zamrożona. Jestem
zła i zakłopotana jednocześnie.
Przed obiadem idę do Sowiarni i
wysyłam wiadomość do Malfoya.
Musimy
porozmawiać, fretko. Dziś wieczorem.
Jakiś czas później podczas kolacji
znajduję skrawek pergaminu w książce, którą czytam.
Korytarz
na siódmym piętrze. O dwudziestej.
-M
Szybko czytam list i nagle Harry siada
obok mnie. Spoglądam na niego. Nie wygląda na zadowolonego.
– Coś się stało? – pytam, zatrzaskując
książkę na liście i szybko chowam ją do torby.
– Mam szlaban – burczy.
– Co? Dlaczego?
Kąciki jego ust nieznacznie unoszą się
do góry.
– Uderzyłem w twarz Blaise’a Zabiniego
– śmieje się, ale widząc moje spojrzenie, poważnieje. – Snape dał mi tygodniowy
szlaban.
Otwieram szeroko usta.
– Dlaczego to zrobiłeś? – pytam
zaskoczona.
Nagle Harry jest bardzo zainteresowany
swoim talerzem.
– Harry?
Nie patrzy na mnie. Wzdycham i
szturcham go w ramię. Spogląda na mnie i szybko odwraca wzrok. Słyszę tylko jak
mruczy pod nosem: – Przecież wiesz.
– Nie wiem – mrużę gniewnie oczy.
Wzdycha, ale nadal wpatruje się w swój talerz.
– On… eee… wspomniał coś o…. eee…
spędzeniu nocy w Gryffindorze – urywa. Nadal patrzę na niego z zakłopotaniem. –
Z tobą – kaszle, ale wiem co ma na myśli. Moja szczęka opada w dół.
– Oh – piszczę. Harry patrzy na mnie z
troską.
– Hermiono, wiesz, że zawsze będę się
tobą przejmował. Jesteś dla mnie jak siostra. Dopóki nikt o tobie nie mówił nic
złego, nie reagowałem, ale teraz… po prostu musiałem – wyjaśnia.
Uśmiecham się do niego. – Dziękuję –
szepcę, przytulając go. Oczywiście nadal chcę zabić Malfoya.
Kolacja się skończyła i mam tylko
kilka minut do spotkania z Malfoyem. Kiedy wstaję ze swojego miejsca, Ron patrzy
na mnie z zaskoczeniem.
– Gdzie idziesz? – pyta, a jego oczy
wędrują po moim ciele i dopiero po chwili patrzy mi w oczy. Trzymam ręce na
klatce piersiowej.
– Do biblioteki.
– To dopiero pierwszy dzień, Hermiono.
Poco miałabyś iść do biblioteki? – Kiedy znowu prześwietla mnie wzrokiem,
zagryzam wargę tak jak jedna z moich ulubionych nauczycielek.
– Chcę być sama – mówię zirytowana, po
czym odwracam się na pięcie i wychodzę.
– Dureń – słyszę jak Harry karci Rona
i nie mogę powstrzymać uśmiechu. Przynajmniej Harry zawsze będzie sobą.
Malfoy spaceruje po korytarzu, kiedy
pojawiam się obok niego. Zanim zdążam cokolwiek powiedzieć, otwiera drzwi do Pokoju Życzeń i gestem ręki zaprasza mnie do środka. Pokój jest mały, ale
przytulny. Naprzeciwko siebie stoją dwa fotele: ciemnozielony i srebrny. Z boku
każdego z nich stoją małe stoliki, a na nich filiżanki z parującą gorącą
czekoladą. Na dywanie leżącym na podłodze jest symbol Slytherinu kolorem
dopasowany do zielonego fotela. Malfoy skanuje mnie wzrokiem, po czym patrzy mi
w oczy. Na jego twarzy jest irytujący uśmieszek. Marszczę brwi.
– Co zrobiłeś, Malfoy? – warczę.
– Co masz na myśli? – odpowiada,
tłumiąc śmiech. W jego oczach widzę iskierki rozbawienia.
– Moje ubrania – syczę przez
zaciśnięte zęby. Znowu ogląda mnie z góry na dół. Czuję zażenowanie i mam
ochotę się ukryć.
– Co z nimi, Granger?
– Ostrzegam cię, nie zadzieraj ze mną!
Pytam po raz ostatni: co zrobiłeś z moimi ubraniami?
Chichocze, nadal się uśmiechając.
– Ach, to. Poprosiłem skrzata żeby dokonał
kilku zmian.
– Co zrobiłeś?! – krzyczę. Nie
reaguje, więc pytam: – Dlaczego?
– Co dlaczego?
Marszczę brwi. – Merlinie, pomóż mi.
Za chwilę cię przeklnę.
– Nudziłem się – odpowiada.
Moja szczęka opada w dół.
– Nudziłeś
się?
– Tak. Skrzat zajmował się tobą, a ja
wykonałem swoje zadania, więc chciałem żeby było ciekawie.
– Ciekawie? – dopytuję, niedowierzając
w jego słowa. – Harry uderzył Zabiniego w twarz za to, że chciał spędzić ze mną
noc.
Malfoy bierze łyk gorącej czekolady,
ale słysząc moje słowa dławi się i rozlewa wszystko na swoją szatę. Kiedy
odzyskuje oddech, na jego twarzy pojawia się firmowy uśmiech.
– To zabawne – mówi.
– Malfoy.
– Oh, daj spokój, Granger. Blaise jest
nieszkodliwy.
– O tak, przynajmniej się ze mnie nie
śmieje. Przecież Pansy by mu na to nie pozwoliła. W końcu żaden przyzwoity
czarodziej nie dotknie takiej szlamy jak ja.
– Właściwie, on nie przejmuje się
czystością krwi – odpowiada spokojnie. – Pansy powiedziała, że najpierw byłaś
blada jak ściana, a potem czerwona jak włosy Łasica. Imponująca umiejętność.
Mrużę oczy.
– Chcę odzyskać moje ubrania.
– Niestety, Granger, to niewykonalne.
Są zmienione na dobre.
Jęczę i spoglądam na moje dłonie.
– Zabiję cię, Malfoy – bełkoczę.
– Oh, nie dramatyzuj – mówi, machając
ręką. – Za kilka dni nikt nie będzie się tym przejmował.
Kieruję oczy ku niebu i podnoszę ręce
w górę, mówiąc: – Malfoy, król dramatu, mówi mi żebym nie dramatyzowała. To
absurdalne.
_____________
Witajcie :) tak jak obiecałam, publikuję dzisiaj 4 rozdział opowiadania. Co sądzicie o wyczynie Malfoya i bohaterskim zachowaniu Harry'ego. Przyznam szczerze, że Draco rozśmieszył mnie do łez (szczególnie w ostatniej części rozdziału). Jego pomysły są dość specyficzne i aż sama się boję co jeszcze wymyśli. Ron zachował się jak typowy samiec. Cóż, instynkty robią swoje :D
Kolejnego rozdziału możecie się spodziewać w poniedziałek. Dzisiaj zajmę się tłumaczeniem Simply Irresistible. To jeden z kluczowych rozdziałów i wiele wyjaśni pomiędzy naszymi ulubieńcami ;)
A teraz informacja dla fanów Muzycznej misji. Jedna z czytelniczek zainspirowała mnie do kilku zmian w fabule opowiadania. Chodzi o dodanie wątku dramione do historii. Co powiecie na to żeby David i Draco rywalizowali o serce panny Granger? Oczywiście pod koniec wybierze tego jedynego ;) Blondas niedługo pojawi się w historii. Właśnie wymyślam efektowne wejście :D Proszę, napiszcie co o tym myślicie to bardzo ważne :)
Przy okazji zapraszam do głosowania w konkursie na miniaturkę zorganizowanego przez Stowarzyszenie Dramione. Liczymy na aktywność z Waszej strony :)
To tyle na dziś. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu :) Enjoy!