czwartek, 12 maja 2016

Rozdział 4: Zmiany

Ciemność. Przed moimi oczami jest tylko ciemność. Gdzie ja jestem i dlaczego wszystko mnie boli? Czuję, że leżę na miękkim łóżku. Do moich nozdrzy dopływa zapach cytrynowego odświeżacza powietrza. Znam ten zapach. To Skrzydło Szpitalne. Tylko co ja tu robię? Jak się tu znalazłam? Zanim zemdlałam usłyszałam głos Malfoya, a potem nie było już nic. Próbuję otworzyć oczy, ale powieki nie dają za wygraną. Wzdycham cicho, mając nadzieję, że ktoś usłyszy moje wołanie. Nagle jak przez mgłę słyszę kobiecy głos.
– Następstwa są bardzo niepokojące.
– Czy będą jakieś trwałe uszkodzenia? – pyta męski głos.
– Cóż, nie – mówi kobieta i dodaje: – Ale można się spodziewać, że odbije się to na jej zdrowiu. I nie chodzi mi o aspekt fizyczny.
Jakie skutki? Merlinie, o czym mówi ta kobieta? Znam te głosy. Dyrektor i pani Pomfrey. Naprawdę jest ze mną aż tak źle?
– Dziękuję, pani Pomfrey.
– Czy wiesz, co się stało tej dziewczynie? – pyta kobieta.
– Mam kilka pomysłów – odpowiada inny głos.
Malfoy. Ten głos poznałabym wszędzie. Masz jakiś pomysł? Zapewne nie podzielisz się swoimi spostrzeżeniami. Słyszę krótki chichot dyrektora. Nawet jego to rozbawiło.
– Chciałby pan coś dodać, panie Malfoy? – pyta uprzejmie pani Pomfrey.
Mogę się założyć, że Draco mruży gniewnie oczy i próbuje wymyślić jakąś ciętą ripostę. Ewentualnie wytłumaczenie tego, dlaczego to właśnie on jest przy mnie.
– Znalazłem ją – odpowiada chłodno chłopak.
– Bardzo dobrze zrobiłeś – mówi kobieta. – Była bardzo wyczerpana. Zaskoczyło mnie to, że nie zemdlała wcześniej. Jest niedożywiona i jej magia jest tak słaba, że nawet nie zdołałaby utrzymać się przy życiu. – Słyszę cichy jęk. – Nie wiem, gdzie była i co się z nią działo, ale gdyby nie znalazła się pod moją opieką, prawdopodobnie nie przetrwałaby tygodnia. Jej ciało nie jest przyzwyczajone do radzenia sobie z taką ilością stresu.
– Jeszcze raz dziękuję, pani Pomfrey. Proszę, informuj mnie o wszelkich zmianach – mówi dyrektor, po czym zwraca się do Malfoya: – Panie Malfoy, chyba powinien pan pójść do swojego dormitorium. Możesz już iść.
– Tak zrobię, dyrektorze – odpowiada chłopak.
Słyszę oddalające się kroki i szelest ubrań, a potem ciszę. Próbuję otworzyć oczy, ale nic z tego. Jestem słaba. Tak bardzo słaba. W oddali słyszę czyjś głos, ale po chwili znowu tracę przytomność.

~*~*~*~*~*~

Stoję na schodach w moim rodzinnym domu. Widzę martwe ciała rodziców. Pilnują ich śmierciożercy. Słyszę śmiech Bellatrix. Nagle koło mnie pojawia się tata. A raczej jego duch. Widzę złość emanującą z jego oczu. Nigdy nie widziałam go w takiej furii. Podchodzę bliżej, ale odsuwa się ode mnie.
– Jak mogłaś pozwolić nam umrzeć? – pyta ze złością. – Po tym wszystkim co dla ciebie zrobiliśmy? Po tym jak się tobą opiekowaliśmy zanim dowiedziałaś się, że jesteś czarownicą? Stałaś i patrzyłaś jak umieramy, nie robiąc nic! – Krzyczy tuż przy mojej twarzy. Jego ubranie jest pokryte krwią.
Czuję łzy napływające do moich oczu.
– Przepraszam – szlocham i dodaję: – Tato, proszę! Próbowałam was ocalić.
– Nieprawda. Chciałaś ocalić przyjaciół i poświęciłaś swoich rodziców. Ale to bez znaczenia. I tak wszyscy umrzecie.
Nagle czuję ból w stawach i ogień w żyłach. Spoglądam w bok. Bellatrix śmieje się jak wariatka i celuje we mnie różdżką.
– Nie! – krzyczę, miotając się gwałtownie. Moja ręka uderza w coś zimnego i twardego. Ból promieniuje z miejsca, na które upadłam.

– Panno Granger? Panno Granger? – słyszę kobiecy głos. Powoli otwieram oczy. Widzę biały fartuch. Pani Pomfrey. Rozglądam się wokół i rozpoznaję białe ściany i kilka łóżek. Skrzydło szpitalne. Wiem, że tu jestem bezpieczna, ale nie mogę powstrzymać łez.
– Spokojnie, moja droga. Jest dobrze, już w porządku – mówi, przytulając mnie. Nie, pani Pomfrey, nic nie jest w porządku. To nie powinno się zdarzyć.
Uspokajam się po dwudziestu sześciu minutach. Gdy przestaję szlochać, pielęgniarka wstaje i podchodzi do szafki z eliksirami. Po chwili wraca, trzymając w ręce małą fiolkę z cieczą koloru wody i większą fiolkę, zawierającą fioletowy płyn. Wręcza mi mniejszą fiolkę.
– Wypij to – mówi i bez słowa robię to, o co prosi. Uśmiecha się i kontynuuje: – Dam ci dziewięć fiolek tego eliksiru i musisz go pić dwa razy dziennie przez najbliższe pięć dni. Masz go przyjmować co pięć godzin, ale pamiętaj, że tylko dwie dawki w ciągu dnia. Dzięki temu eliksirowi powróci twoja magia i nabierzesz sił. Oczywiście nadmiar stresu nie jest wskazany. Myślę, że po tygodniu powrócisz do zdrowia.
Przytakuję i biorę od niej worek z fiolkami. Potem wręcza mi fioletowy eliksir.
– To eliksir Słodkiego Snu – wyjaśnia. – Twoje ciało potrzebuje odpoczynku. Bierz trzy krople przed snem. Ten eliksir teraz bardzo ci się przyda. Chciałabym żebyś w pierwszym tygodniu przyjmowała go codziennie. W drugim tygodniu co drugi dzień. Powinnaś go przyjmować przez miesiąc, oczywiście co tydzień obniżając dawkę. Przez ten czas twoje ciało się zregeneruje i umysł trochę odpocznie od natłoku myśli.
Uśmiecha się do mnie i odwzajemniam jej gest.
– Dziękuję, pani Pomfrey – mówię nieśmiało.
– Nie ma za co, kochanie. Daj znać, gdybyś czegoś potrzebowała.
Przytakuję i zbieram się do wyjścia. Parę minut później idę korytarzami Hogwartu. Patrzę przez okno. Dzisiejszy wschód słońca jest naprawdę piękny. Zapewne niedługo będzie śniadanie. Oczywiście na nie pójdę, ale najpierw muszę się przebrać.

~*~*~*~*~*~

Bez zastanowienia zakładam nowe ubrania. Próbuję dopiąć bluzkę, ale nie mogę. Zdziwiona podchodzę do lustra. Z moich ust wydobywa się cichy pisk. Moja spódnica, która sięgała pod kolano, teraz jest o połowę krótsza. Bluzka jest tak ciasna, że ledwo mogę oddychać. Trzy guziki przy dekolcie nie dopinają się, eksponując moje piersi. Szybko przeszukuję kufer. Wszystkie stroje wyglądają tak samo.
– Zabiję cię, Malfoy – mruczę pod nosem, chwytając torbę na książki i szatę. Schodzę po krętych schodach i podchodzę do Rona. Rudzielec patrzy na mnie jak oniemiały.
– Hermiono… twoje ubrania – duka, unosząc brwi i otwierając szeroko oczy.
– Tak… em… wydaje mi się… Ja chyba trochę urosłam od zeszłego roku… po prostu zapomniałam wyjąc stare ubrania z kufra – jąkam się.
– Urosłaś? Powiedziałbym… – mówi, przełykając ślinę. Jego oczy obejmują mnie wzrokiem i zatrzymują się na moich piersiach. O nie, Ronaldzie Weasley, nie będziesz się na mnie gapił! Szybko zakładam szatę, co komentuje cichym westchnięciem. Posyłam mu mordercze spojrzenie i kieruję się do dziury pod portretem. Ron dogania mnie i mamrocze pod nosem przeprosiny. Nie czekam na Harry’ego, bo nie chcę być na widoku.
Wejście do Wielkiej Sali jest dla mnie wyzwaniem. Początkowo nikt mnie nie zauważa, ale po chwili wszyscy spoglądają w moim kierunku i czuję, że jak najszybciej muszę usiąść przy stole Gryffindoru. Idę bardzo szybko, ignorując ciekawskie spojrzenia. Kątem oka zauważam Malfoya. Na jego twarzy błąka się irytujący uśmieszek. Merlinie, przysięgam, że go zabiję, ale najpierw muszę coś zjeść, bo umieram z głodu.
Parę minut później czekam na eliksiry i mój dzień staje się jeszcze gorszy. Podchodzi do mnie Pansy Parkinson i patrzy na mnie krytycznym wzrokiem. Kręci głową z politowaniem i mówi: – Wiesz, Granger, nawet ubrana jak ladacznica nie sprawisz, że przyzwoici czarodzieje dotkną takiej szlamy jak ty.
Krew napływa do mojej głowy i rumienię się jak piwonia. Pansy odchodzi z uśmiechem, a ja stoję jak zamrożona. Jestem zła i zakłopotana jednocześnie.
Przed obiadem idę do Sowiarni i wysyłam wiadomość do Malfoya.

Musimy porozmawiać, fretko. Dziś wieczorem.

Jakiś czas później podczas kolacji znajduję skrawek pergaminu w książce, którą czytam.

Korytarz na siódmym piętrze. O dwudziestej.
-M

Szybko czytam list i nagle Harry siada obok mnie. Spoglądam na niego. Nie wygląda na zadowolonego.
– Coś się stało? – pytam, zatrzaskując książkę na liście i szybko chowam ją do torby.
– Mam szlaban – burczy.
– Co? Dlaczego?
Kąciki jego ust nieznacznie unoszą się do góry.
– Uderzyłem w twarz Blaise’a Zabiniego – śmieje się, ale widząc moje spojrzenie, poważnieje. – Snape dał mi tygodniowy szlaban.
Otwieram szeroko usta.
– Dlaczego to zrobiłeś? – pytam zaskoczona.
Nagle Harry jest bardzo zainteresowany swoim talerzem.
– Harry?
Nie patrzy na mnie. Wzdycham i szturcham go w ramię. Spogląda na mnie i szybko odwraca wzrok. Słyszę tylko jak mruczy pod nosem: – Przecież wiesz.
– Nie wiem – mrużę gniewnie oczy. Wzdycha, ale nadal wpatruje się w swój talerz.
– On… eee… wspomniał coś o…. eee… spędzeniu nocy w Gryffindorze – urywa. Nadal patrzę na niego z zakłopotaniem. – Z tobą – kaszle, ale wiem co ma na myśli. Moja szczęka opada w dół.
– Oh – piszczę. Harry patrzy na mnie z troską.
– Hermiono, wiesz, że zawsze będę się tobą przejmował. Jesteś dla mnie jak siostra. Dopóki nikt o tobie nie mówił nic złego, nie reagowałem, ale teraz… po prostu musiałem – wyjaśnia.
Uśmiecham się do niego. – Dziękuję – szepcę, przytulając go. Oczywiście nadal chcę zabić Malfoya.
Kolacja się skończyła i mam tylko kilka minut do spotkania z Malfoyem. Kiedy wstaję ze swojego miejsca, Ron patrzy na mnie z zaskoczeniem.
– Gdzie idziesz? – pyta, a jego oczy wędrują po moim ciele i dopiero po chwili patrzy mi w oczy. Trzymam ręce na klatce piersiowej.
– Do biblioteki.
– To dopiero pierwszy dzień, Hermiono. Poco miałabyś iść do biblioteki? – Kiedy znowu prześwietla mnie wzrokiem, zagryzam wargę tak jak jedna z moich ulubionych nauczycielek.
– Chcę być sama – mówię zirytowana, po czym odwracam się na pięcie i wychodzę.
– Dureń – słyszę jak Harry karci Rona i nie mogę powstrzymać uśmiechu. Przynajmniej Harry zawsze będzie sobą.
Malfoy spaceruje po korytarzu, kiedy pojawiam się obok niego. Zanim zdążam cokolwiek powiedzieć, otwiera drzwi do Pokoju Życzeń i gestem ręki zaprasza mnie do środka. Pokój jest mały, ale przytulny. Naprzeciwko siebie stoją dwa fotele: ciemnozielony i srebrny. Z boku każdego z nich stoją małe stoliki, a na nich filiżanki z parującą gorącą czekoladą. Na dywanie leżącym na podłodze jest symbol Slytherinu kolorem dopasowany do zielonego fotela. Malfoy skanuje mnie wzrokiem, po czym patrzy mi w oczy. Na jego twarzy jest irytujący uśmieszek. Marszczę brwi.
– Co zrobiłeś, Malfoy? – warczę.
– Co masz na myśli? – odpowiada, tłumiąc śmiech. W jego oczach widzę iskierki rozbawienia.
– Moje ubrania – syczę przez zaciśnięte zęby. Znowu ogląda mnie z góry na dół. Czuję zażenowanie i mam ochotę się ukryć.
– Co z nimi, Granger?
– Ostrzegam cię, nie zadzieraj ze mną! Pytam po raz ostatni: co zrobiłeś z moimi ubraniami?
Chichocze, nadal się uśmiechając.
– Ach, to. Poprosiłem skrzata żeby dokonał kilku zmian.
– Co zrobiłeś?! – krzyczę. Nie reaguje, więc pytam: – Dlaczego?
– Co dlaczego?
Marszczę brwi. – Merlinie, pomóż mi. Za chwilę cię przeklnę.
– Nudziłem się – odpowiada.
Moja szczęka opada w dół.
Nudziłeś się?
– Tak. Skrzat zajmował się tobą, a ja wykonałem swoje zadania, więc chciałem żeby było ciekawie.
– Ciekawie? – dopytuję, niedowierzając w jego słowa. – Harry uderzył Zabiniego w twarz za to, że chciał spędzić ze mną noc.
Malfoy bierze łyk gorącej czekolady, ale słysząc moje słowa dławi się i rozlewa wszystko na swoją szatę. Kiedy odzyskuje oddech, na jego twarzy pojawia się firmowy uśmiech.
– To zabawne – mówi.
– Malfoy.
– Oh, daj spokój, Granger. Blaise jest nieszkodliwy.
– O tak, przynajmniej się ze mnie nie śmieje. Przecież Pansy by mu na to nie pozwoliła. W końcu żaden przyzwoity czarodziej nie dotknie takiej szlamy jak ja.
– Właściwie, on nie przejmuje się czystością krwi – odpowiada spokojnie. – Pansy powiedziała, że najpierw byłaś blada jak ściana, a potem czerwona jak włosy Łasica. Imponująca umiejętność.
Mrużę oczy.
– Chcę odzyskać moje ubrania.
– Niestety, Granger, to niewykonalne. Są zmienione na dobre.
Jęczę i spoglądam na moje dłonie.
– Zabiję cię, Malfoy – bełkoczę.
– Oh, nie dramatyzuj – mówi, machając ręką. – Za kilka dni nikt nie będzie się tym przejmował.
Kieruję oczy ku niebu i podnoszę ręce w górę, mówiąc: – Malfoy, król dramatu, mówi mi żebym nie dramatyzowała. To absurdalne.
Nie odpowiada, tylko unosi jedną brew z zainteresowaniem. Merlinie, chcę go zabić.

_____________

Witajcie :) tak jak obiecałam, publikuję dzisiaj 4 rozdział opowiadania. Co sądzicie o wyczynie Malfoya i bohaterskim zachowaniu Harry'ego. Przyznam szczerze, że Draco rozśmieszył mnie do łez (szczególnie w ostatniej części rozdziału). Jego pomysły są dość specyficzne i aż sama się boję co jeszcze wymyśli. Ron zachował się jak typowy samiec. Cóż, instynkty robią swoje :D
Kolejnego rozdziału możecie się spodziewać w poniedziałek. Dzisiaj zajmę się tłumaczeniem Simply Irresistible. To jeden z kluczowych rozdziałów i wiele wyjaśni pomiędzy naszymi ulubieńcami ;) 
A teraz informacja dla fanów Muzycznej misji. Jedna z czytelniczek zainspirowała mnie do kilku zmian w fabule opowiadania. Chodzi o dodanie wątku dramione do historii. Co powiecie na to żeby David i Draco rywalizowali o serce panny Granger? Oczywiście pod koniec wybierze tego jedynego ;) Blondas niedługo pojawi się w historii. Właśnie wymyślam efektowne wejście :D Proszę, napiszcie co o tym myślicie to bardzo ważne :)
Przy okazji zapraszam do głosowania w konkursie na miniaturkę zorganizowanego przez Stowarzyszenie Dramione. Liczymy na aktywność z Waszej strony :)
To tyle na dziś. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu :) Enjoy!




niedziela, 8 maja 2016

Rozdział 3: Większe dobro

Przez chwilę patrzymy na siebie, nic nie mówiąc. Malfoy znowu prześwietla mnie wzrokiem. Odwracam wzrok i obserwuję otoczenie za oknem. Postanowiłam unikać jego wzroku. Nie pozwolę żeby wchodził mi do głowy i oglądał moje wspomnienia. O nie, po moim trupie, fretko. Słyszę chrząknięcie. Ignoruję je. Stukanie w blat stolika. Szybko patrzę w tamtą stronę. Malfoy chcąc zwrócić moją uwagę, stuka palcami w stolik. Jego palce rytmicznie uderzają w blat. Czuję, że jest coraz bardziej poirytowany. Dobrze mu tak, niech się irytuje. To on chciał ze mną rozmawiać. Ja tylko chciałam odzyskać moją różdżkę. Zapewne nie odda mi jej tak łatwo. W końcu to Malfoy. Chyba muszę z nim porozmawiać. W końcu ma mi pomagać w tym szalonym planie.
Tylko co w nim jest najtrudniejsze? Chyba najtrudniej będzie mi ukryć to wszystko przed moimi przyjaciółmi. Widzę, że twoi ukochani Gryfoni naprawdę nie przejęli się twoim zniknięciem. Słowa Malfoya ranią mnie jak igły, wbijane prosto w serce. Ale… on ma rację. Chłopcy w ogóle nie przejęli się moim zniknięciem. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Zawiedli mnie, ale to moi przyjaciele. Może wyjawić im prawdę?
Nie, nie mogę. Gdyby dowiedzieli się o planie, a w szczególności o tym, że Dumbledore zginie przeze mnie, wyrzekliby się mnie i straciłabym ich na zawsze. Nie mogą się o tym dowiedzieć, tylko jak to zrobić? Znam tylko jedną osobę, która zna odpowiedź na to pytanie. Siedzi przede mną i bezczelnie się uśmiecha.
Wzdycham i niechętnie odwracam głowę w jego stronę. Na jego twarzy błąka się triumfalny uśmiech. Wkładam ręce pod boki i czekam aż się odezwie. Przynajmniej liczę na to, że się odezwie.
Unosi jedną brew z zainteresowaniem. Gestem ręki zachęca mnie do rozmowy. Teoretycznie mogłabym to zignorować, ale nagle kątem oka zauważam moją różdżkę. Leży obok niego. Co za perfidny człowiek! Wie, że chcę ją odzyskać i specjalnie mnie podpuszcza. Im szybciej skończymy rozmawiać, tym szybciej ją odzyskam. Miejmy to już za sobą.
– Dobrze, Malfoy. Mam pytanie odnośnie planu.
– Jakie? – pyta, poprawiając przy tym garnitur.
– Ukryłeś to przed znajomymi? – Patrzy na mnie z zainteresowaniem, a jego szare oczy wydają się ciemniejsze. Nie słysząc odpowiedzi, dodaję: – Chodzi mi o zadanie, w którym miałeś zabić Dumbledore’a.
– Tak – mówi głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji.
Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. No ale to daje mi jakąś nadzieję, że można ukryć coś tak potwornego.
– Cóż, skoro tobie się udało, to ja nie powinnam mieć z tym większego problemu.
Słyszę radosny chichot. Patrzę na niego, nic nie rozumiejąc. Kręci głową z dezaprobatą.
– Proszę cię, Granger. Oni już wiedzą, że coś jest nie tak.
Otwieram szeroko oczy i stać mnie jedynie na krótkie: – Co?
– Nie potrafisz ukrywać swoich emocji. Widzieli jak płaczesz. Jak właściwie im to wyjaśniłaś? – pyta, pochylając się w moją stronę.
Chwilę patrzę na niego, po czym odwracam wzrok. Szlag. Znowu ma rację. Chłopaki widzieli, że płaczę i pewnie zaczną mnie wypytywać, kiedy dojedziemy do Hogwartu. Wzdycham przeciągle i spoglądam na moje ręce, unikając wzroku Malfoya. Słyszę westchnięcie.
– No właśnie – kontynuuje swoją wypowiedź – A taka umiejętność jest bardzo przydatna. To zadanie będzie ci coraz bardziej ciążyć każdego dnia.
– Tak jak tobie – mówię, patrząc mu prosto w oczy.
– Tak, ale będziesz mieć gorzej, bo jesteś pozytywnym bohaterem. – Słowa wypływają powoli z jego ust, filtrując mój umysł.
Znowu ma rację. Nie mogę się do tego przyzwyczaić. Znając go, zapewne ma dla mnie jakąś genialną radę. Cóż, przekonajmy się.
– Więc, co powinnam zrobić? Jakieś sugestie? – pytam. Modlę się żeby miał dla mnie jakąś dobrą radę, ale po nim mogę się spodziewać wszystkiego. Chyba nie zrobi ze mnie idiotki? Najmądrzejsza czarownica w Hogwarcie nie jest i nie będzie idiotką.
Malfoy uśmiecha się pod nosem i opiera ręce na kolanie.
– Na początek trzeba nauczyć cię ukrywać emocje i lepiej kłamać.
Przewracam oczami.
– Wow, jaki szczegółowy opis. Masz jeszcze jakieś informacje? – pytam, cytując jego wcześniejszą wypowiedź.
Uśmiecha się. – Zawsze jesteś gotowa do nauki – rozmyśla. – Tak, Granger, mam więcej informacji. Nie mamy zbyt wiele czasu. Im kłamstwo jest bliższe prawdy, tym łatwiej jest je sprzedać. I przestań się obwiniać.
– Co? – pytam zdziwiona.
– Oh, daj spokój. Masz to wypisane na twarzy, a jeszcze ich nie okłamałaś. Cholerne gryfońskie miękkie serce. To dla ich dobra i oczywiście dzięki temu ochronisz swoje życie. Więc przestań zachowywać się jak Gryfonka. Kto wie, może ci się spodoba. – Unosi sugestywnie brwi i uśmiecha się szeroko.
Patrzę na niego z politowaniem i pytam: – A poza tym?
– Cóż, musisz nauczyć się dobrze kłamać i ukrywać poczucie winy. Twoje emocje są za bardzo wyeksponowane na zewnątrz. Nawet ja mógłbym cię tego nauczyć, bo taka zmiana wyjdzie ci na dobre. Więc skup się na tym, co cię rozprasza. Masz tendencję do zapamiętywania wielu faktów i bezużytecznych informacji, dlatego musisz zmienić swoje przyzwyczajenia, żeby poradzić sobie z tym zadaniem. W przeszłości chowałaś się w książkach, więc po prostu rób to dalej.
– Nie chowałam się w książkach – zaprzeczam, zakładając ręce pod boki.
– Jasne, Granger. Wiem, że jesteś Gryfonką i w ogóle, ale trochę pewności siebie by ci nie zaszkodziło – cedzi. Przewracam oczami.
– Coś jeszcze?
– Właściwie…
Przerywa, słysząc huk otwieranych drzwi do przedziału. Malfoy z szoku wstaje z siedzenia z różdżką w gotowości. Oboje patrzymy w tamtym kierunku. W drzwiach stoi ten, którego nikt tu się nie spodziewał — Harry.  Na jego twarzy jest coś pomiędzy zdziwieniem a zdezorientowaniem. Spogląda na mnie, a potem na Malfoya i tak w kółko. Po chwili otrząsa się z szoku.
– Co ty robisz, Malfoy? – pyta zaciskając pięści.
– Co boisz się o swoją gryfońską księżniczkę? A może po prostu boisz się, że ona ma w sobie więcej finezji niż ty i twój rudy kumpel?
Harry wygląda tak jakby chciał go uderzyć. Muszę go powstrzymać.
– Malfoy – syczę przez zęby.
– Oh, spokojnie Potter. Właśnie mówiłem Granger o jej roli w świecie – szydzi, spoglądając na Gryfona. – Jest twoja. To znaczy, oczywiście wszyscy wiemy do czego jest ci potrzebna. – Mruga i wychodzi, zostawiając mnie w totalnym szoku. Harry śledzi go wzrokiem i po chwili odwraca się w moją stronę. Jego policzki są zaróżowione.
– Co to było? – pyta.
Kręcę głową.
– Merlinie, żebym to ja wiedziała – odpowiadam.
Harry przygląda mi się z zainteresowaniem. Na jego twarzy jest coś w rodzaju troski. Widzę, że chce o coś zapytać, dlatego gestem ręki zachęcam go do mówienia.
– O czym rozmawialiście?
– Oh, znasz Malfoya. Stwierdził, że Gryfoni mają miękkie serca i zero pewności siebie – mówię i aż sama sobie się dziwię, ale to prawda. Harry przytakuje.
– Wracajmy – mówi. – Zostawiłem Rona samego w przedziale z wielką górą słodkości, które kupiłem z wózka.
Rzucam mu rozbawione spojrzenie. No tak, Ron i słodkości to niezbyt udane połączenie. Przewiduję, że połowy smakołyków już nie ma, bo rudzielec je zjadł, nie przejmując się nami. Harry podchodzi do drzwi przedziału i odsuwa je nieznacznie. Przechodząc obok niego, uśmiecham się radośnie i oboje wychodzimy na korytarz. Idziemy blisko siebie i co chwila spoglądamy jedno na drugie. Uśmiecham się pod nosem. Harry to Harry, zawsze będzie się przejmował tymi, na których mu zależy. Przez chwilę w to wątpiłam, ale teraz jestem tego pewna w stu procentach. W połowie drogi powrotnej do naszego przedziału Malfoy ślizga się i wpada na mnie, uderzając w moje prawe ramię.
– Merlinie, Granger! Patrz jak chodzisz – krzyczy, zanim przesuwa mnie ze swojej drogi. Spoglądam na swoją rękę, w której znajduje się moja różdżka, kawałek pergaminu i szklana fiolka, w której zapewne znajdują się wspomnienia Draco. Co za przebiegła fretka.
Harry patrzy osłupiały na odchodzącego blondyna. Potem spogląda na mnie i kręci głową z dezaprobatą. – On musi dojść do siebie – mówi cichym głosem, po czym zwraca się do mnie: – Wszystko w porządku?
Odwraca się w moją stronę, kiedy pakuję różdżkę, pergamin i fiolkę.
– Tak, w porządku. Wracajmy. Jestem pewna, że nic dla nas nie zostanie, jeśli się nie pospieszymy.
Kilka minut później siedzimy w naszym przedziale i jemy smakołyki, których Ron nie zdążył pożreć. Wyciągam wielką księgę i kładę ją na kolanach. Rozglądam się dookoła. Harry i Ron rozmawiają o Quidditchu, więc nie zwracają na mnie uwagi. Ukradkiem sięgam do kieszeni i wyciągam pergamin, który dał mi Malfoy. Rozkładam go na jednej ze stron w książce i czytam:

Musimy porozmawiać. Wyślę Ci wiadomość gdzie i kiedy. Do tego czasu, spróbuj zachowywać się jak Ślizgonka.
PS. To eliksir na siniec. Cholerny skrzat.


Byłam przekonana, że zleci ukaranie skrzata, za to, że nie wypełniła polecenia. Przyglądam się fiolce. Eliksir kolorem przypomina dwa eliksiry lecznicze, które znam. Może także być podobny do jednej ze strasznych trucizn. Chyba nie byłby taki perfidny, żeby podawać mi truciznę?
Odkorkowuję fiolkę i wącham. Nie wyczuwam nic szkodliwego i szybko wypijam zawartość. Natychmiast czuję ciepło emanujące z mojego żołądka. To uczucie jest czymś w rodzaju ukojenia. Kiedy ciepło zanika, uświadamiam sobie, że nie czuję bólu, jakby go nigdy nie było. Patrzę na chłopców. Rozmawiają, żywo przy tym gestykulując. Uśmiecham się pod nosem i wzdycham. Siadam wygodnie na siedzeniu i zaczynam wreszcie czytać. Mimo wszystko nadal jestem Hermioną Granger.

~*~*~*~*~*~

Siedzimy przy stole Gryffindoru i obserwujemy Ceremonię Przydziału. Dziwnie jest widzieć uczniów, którzy cztery lata temu zaczynali naukę w Hogwarcie. Są tak samo przerażeni jak wtedy. Uśmiecham się pod nosem i spoglądam na moich przyjaciół. Harry patrzy w kierunku stołu nauczycieli, a Ron szepce coś pod nosem. Zapewne jest głodny. Cóż, u niego to normalne. Wzdycham i kręcę głową z dezaprobatą. Ron rzuca mi gniewne spojrzenie, jednak zanim zdąży cokolwiek powiedzieć, na stole przed nami pojawiają się przeróżne smakołyki. Rudzielec uśmiecha się szeroko i sięga po talerz, na który nakłada wszystko, co ma w zasięgu wzroku. Ja w przeciwieństwie do niego wybieram tylko niektóre potrawy i jem powoli. Czuję, że ktoś mi się przygląda. Spoglądam w bok i widzę Harry’ego. Patrzy na mnie z troską. Próbuję zrobić wszystko, żeby go zignorować, ale w końcu kapituluję i odwracam się w jego kierunku.
– Harry, czy jest coś, co chciałbyś powiedzieć? – pytam.
– Po prostu wydajesz się jakaś inna. Smutna albo coś w tym stylu. Czy coś się stało z twoimi rodzicami? Musiałaś walczyć? – pyta.
Merlinie, co mam mu powiedzieć? Nawet gdybym zaczęła opowiadać, to nie dam rady wyjaśnić jak wydostałam się z tego piekła bez złamania Wieczystej Przysięgi.
– Nie, przepraszam. Po prostu myślałam o… niedługo zaczynają się przygotowania do OWTM-ów i to bardzo ważne… – mówię niemal bezgłośnie.
Spoglądam w górę i widzę jak chłopcy wymieniają spojrzenia. Harry uśmiecha się z rozbawieniem i mówi: – Hermiono, nie masz się czego obawiać. Jesteś cholernie inteligentna.
Uśmiecham się do niego, próbując zignorować ucisk w dole brzucha. Resztę czasu spędzam na przesuwaniu jedzenia po moim talerzu. Poczucie winy spowodowało, że straciłam apetyt. Jestem wyczerpana, kiedy kierujemy się do naszych dormitoriów. W połowie drogi do pokoju wspólnego marzę jedynie o moim miękkim łóżku. Kilka sekund później, uświadamiam sobie, że jakaś ręka odciąga mnie z dala od grupy. Patrzę w górę.
– Profesor McGonagall? – pytam, nic nie rozumiejąc.
– Dyrektor chciałby z tobą porozmawiać – mówi. Przytakuję i w ciszy maszerujemy do gabinetu dyrektora. Gdy docieramy do pomnika chimery, mój żołądek zaczyna wariować, a oddech staje się płytki.
– Cytrynowe dropsy – mówi profesor McGonagall, patrząc wprost na gargulca. Kamień przesuwa się, a moje wspomnienia wracają. Patrzę na schody i przełykam ślinę. Boję się tej rozmowy, ale wiem, że jej nie uniknę. Jak przez mgłę słyszę głos nauczycielki: – Dyrektor jest na górze.
Przytakuję i bez słowa wspinam się po kamiennych schodach. Otwieram drzwi i wchodzę do pomieszczenia. Gabinet dyrektora wygląda inaczej. Z każdej strony pomieszczenia stoją dopasowane kolorystycznie szafki, wypełnione po brzegi książkami i fiolkami o nieznanej mi zawartości. Przypuszczam, że to wspomnienia dyrektora. Z boku, przy oknie jest myślodsiewnia. Nad nią unosi się jasna poświata. Widocznie dyrektor niedawno z niej korzystał. Nagle słyszę chrząknięcie. Patrzę w tamtym kierunku i widzę dyrektora, siedzącego przy biurku. Podpiera się laską, stojącą obok krzesła i patrzy wprost na mnie. Uśmiecha się serdecznie i mówi: – Panno Granger, proszę usiąść. Cytrynowego dropsa?
– Nie, dziękuję – odpowiadam, siadając naprzeciwko niego.
– Cieszę się, że pojawiłaś się na uczcie. Mam nadzieję, że chociaż ty sprawisz się lepiej.
Otwieram szeroko usta, nie wierząc własnym uszom.
– Pan… pan wie? – dukam.
Uśmiecha się smutno. – Tak, wiem gdzie byłaś i że Voldemort zmusił cię do złożenia Wieczystej Przysięgi, w której zobowiązałaś się, że umrę przed końcem tego roku szkolnego. – Spoglądam na moje palce, leżące na kolanach. Wstydzę się spojrzeć mu w oczy. Dyrektor chwilę milczy, po czym kontynuuje: – Myślałem, że to sprzeczne z twoim charakterem, żeby złożyć takie ślubowanie, szczególnie bez poinformowania o tym kogokolwiek. A właśnie, widziałaś może Zmieniacz Czasu, który znajdował się w gablocie za biurkiem?
Podnoszę wzrok i widzę migoczące tęczówki, wpatrzone wprost we mnie. Jest w nich tyle zaufania i zrozumienia. Dopiero teraz dociera do mnie, co zrobiłam. Na co się zgodziłam. Nie, nie mogę tego zrobić. To jest sprzeczne z moimi przekonaniami! Merlinie, co ja zrobiłam? Czuję łzy napływające do moich oczu.
– Dyrektorze… ja… – szloch wydobywa się z moich ust. Nie wiem co mogę powiedzieć w takiej sytuacji. Mężczyzna kiwa mądrze głową.
– Rozumiem – mówi cicho. – Tak mi przykro, panno Granger. Szkoda, że nie było innego sposobu. Nie spodziewałem się, że tak szybko zapłacisz za to tak wielką cenę.
– Zabili moich rodziców – mamroczę, powstrzymując łzy, które spływają po moich policzkach.
– Wiem.
– Ale jaki miałam wybór? – pytam trochę głośniej. – Musiałam wrócić! Wszyscy odeszli… umarli i…
Mężczyzna nachyla się w moją stronę i podsuwa miseczkę z dropsami, poruszając sugestywnie brwiami. Odruchowo sięgam po słodkości. Uśmiecha się. Kiedy trochę się uspokajam, siada wygodnie na fotelu.
– W porządku, nie winię cię za twój wybór i ty także nie powinnaś się obwiniać. Co się stało, to się nie odstanie. – Przytakuję. – Jeszcze jedno, zapewne jesteś świadoma, że pan Potter i pan Weasley nie wiedzą o twojej sytuacji. To niestety moje dzieło. To smutne, ale musiałem przechwycić list do pana Pottera, dotyczący twojego uprowadzenia. Zapewne domyślasz się, jakby na niego zareagował.
– Przyszedłby po mnie – mówię bez zastanowienia. Znając Harry’ego na pewno by tak było.
– Tak – odpowiada. – Zebrałem wiele informacji, ale nawet gdybyśmy zaatakowali Malfoy Manor, nie wierzyłem w to, że odzyskamy cię żywą. Wiem, że pan Potter mówił ci o przepowiedni. Jednak ta zasadzka bardzo wykraczała poza jego umiejętności. Z pewnością dzięki temu proroctwo by się wypełniło. Ja… kiedy człowiek kończy swój żywot, wszystko wydaje się prostsze i jaśniejsze. Teraz wiem, gdzie popełniłem błąd i bardzo cię za to przepraszam i za ból, którego doświadczyłaś.
– Cieszę się, że Harry po mnie nie przyszedł. Nie chciałabym patrzeć, jak umiera – mówię cicho. Kiwa głową ze smutkiem.
– W twojej teraźniejszości zrobiłem coś, co spowodowało, że zgodziłaś się na ten układ, prawda?
– Tak… Kiedy Voldemort przyszedł do mnie do celi i zapytał o coś co mu zabrano, rzucił na mnie zaklęcie, które spowodowało, że przypomniałam sobie o pierścieniu. Zniszczył go pan? To on sprawił, że jest pan chory? – Troskliwy ton mojego głosu, zaskakuje nawet mnie.
– Tak – mówi smutno. – W tym roku zamierzam przekazać całą wiedzę panu Potterowi. Ale okazuje się, że to nie wystarczy, bo wróciłaś do przeszłości. Niebezpieczne jest mówienie o przyszłości w takiej sytuacji. Nawet proroctwa nie są do końca zrozumiałe. Proponuję żebyś o tym nie mówiła i zachowywała się normalnie. W tych okolicznościach, chciałbym żebyś opowiedziała mi o wydarzeniach, które będą miały miejsce w przyszłości, żebyśmy mogli znaleźć sposób, aby chociaż niektórym z nich zapobiec.
– A co z Harrym i Ronem? – pytam.
– Zbyt wiele ujawnionych informacji może zaburzyć harmonię i zapewne na niewiele się zda. Poza tym myślę, że panowie Potter i Weasley nawet bez tej wiedzy, będą mieli wiele na głowie w tym roku.
– To oznacza, że nie powinnam im mówić o moim porwaniu, a tym bardziej o…
– Zgadza się, panno Granger. Zapewne to trochę egoistyczne, że proszę cię o coś takiego – mówi, patrząc mi prosto w oczy.
Uśmiecham się lekko i kręcę głową.
– Nie, to nie egoizm. Ja wiem, że to dla mojego dobra. Możliwe, że będą mnie nienawidzić przez to do końca życia, kiedy wygramy tą wojnę – mruczę pod nosem.
Dumbledore posyła mi znaczące spojrzenie, po czym spogląda na zegar, wiszący na ścianie.
– Przepraszam – mówi. – Myślę, że na dziś wystarczy. Spotkamy się ponownie, żeby popracować nad naszym planem.
Przytakuję i wstaję wolno, jakby bez życia. Wychodzę z gabinetu i schodzę po krętych schodach. Przemierzam korytarz, więcej schodów, kolejny korytarz, jedna stopa za drugą. Myśli mnie przytłaczają, jestem taka zmęczona. Próbuję nie zamykać oczu, ale moje powieki bardzo mi ciążą. Widzę ciemność. Jeszcze kilka kroków i będę w moim dormitorium, w moim łóżku. Jest coraz ciemniej.
– Granger? – słyszę cichy głos, kiedy grunt osuwa mi się pod nogami i zanim ląduję na posadce, tracę przytomność.
____________

Witajcie :) w to niedzielne popołudnie publikuję trzeci rozdział opowiadania. Jak wrażenia? Spodziewaliście się tego, że Dumbledore dowie się o wszystkim? Szczerze mówiąc, mnie to trochę zaskoczyło, bo nie sądziłam, że tak szybko dojdzie do tej rozmowy. Jak Wam się podoba rozdział od strony hmm treści? Jest tutaj trochę moich wtrąceń, ale większość należy do Sophie ;)
Kolejny rozdział prawdopodobnie ukarze się w czwartek. Niedługo zacznę go tłumaczyć ;) A teraz informacja dla osób, które nie śledzą Simply Irresistible: postanowiłam teraz skupić się na tłumaczeniach, a kiedy przetłumaczę kilka rozdziałów na zapas, zacznę pisać rozdziały Muzycznej misji i mój fanfik o Draco i Hermionie. Także z góry przepraszam za brak nowego rozdziału MM, no ale obiecuję, że warto czekać :)
To tyle. Komentujcie i oceniajcie, miłego tygodnia! Maturzyści powodzenia na egzaminach! Enjoy!




środa, 4 maja 2016

Rozdział 2: Sojusz

Obudził mnie mój własny szloch. Cały czas mam przed oczami rodziców. Ciągle widzę ich bolesną śmierć i nie potrafię tego wymazać ze swojej pamięci. Od ciągłych tortur boli mnie całe ciało. Moje usta pękają i krwawią. Jestem odwodniona. Nie wiem jak długo tu jestem.
– Minęły dwa tygodnie – mówi głos. Jest blisko. Rozglądam się dookoła. Z bólu nie mogę się ruszyć. Na krześle w celi siedzi chłopak, który jest moim wrogiem. – Twoi cudowni Potter i Łasic nie przybyli żeby cię ocalić – szydzi, patrząc mi prosto w oczy, po czym dodaje: – Być może w ogóle ich nie obchodzisz.
– Dobrze – szepcę zrezygnowanym głosem.
– Co powiedziałaś? – dopytuje, wstając z krzesła.
– Dobrze. – Staram się mówić głośniej, ale wyschnięte gardło odmawia posłuszeństwa. Malfoy przechyla głowę w moją stronę.
– Masz jakieś ostatnie życzenie przed śmiercią, bo zbliża się wielkimi krokami? – pyta, a ja jedynie nieznacznie potrząsam przecząco głową. Widząc moją reakcję, kontynuuje: – Jeżeli Potter i Łasic wsiądą do pociągu w tym tygodniu… nie będziesz przydatna i cię zabiją.
– Wiem – mówię prawie bezgłośnie.
– Więc dlaczego? Dlaczego na to pozwalasz? Ta wojna i tak będzie przegrana, a twoja śmierć zda się na nic.
– Prawdopodobnie nie.
– Oboje wiemy, że ci idioci po śmierci Dumbledore’a nie przeżyją nawet miesiąca. Chyba masz rację, wojna nie będzie taka sama. Prawdopodobnie wygramy szybciej niż się spodziewamy.
– Może.
Posyła mi mordercze spojrzenie i na jego twarzy jest coś w rodzaju obrzydzenia.
– Jesteś cholernie beznadziejna. Odwróć zaklęcie.
– Nie mogę – szepcę takim samym pozbawionym emocji tonem.
– Nie wierzę ci. – mówi sucho, po czym dodaje: – Powrót do przeszłości był cholernie głupim pomysłem. Granger, masz wiele cech, ale na pewno nie jesteś głupia. Więc, odwróć to cholerne zaklęcie!
– Głupi? – mruczę – Nie, to była desperacja. Możliwe, że umrę będąc tu, ale przynajmniej mam szansę coś naprawić.
– Granger – warczy poirytowany. Widzę, że zbliża się do mnie.
– Nie ma odwrotu, Malfoy – mówię zdecydowanym głosem.
Wyładowuje na mnie całą swoją złość i z całej siły kopie mnie w brzuch. Ból powinien być nie do zniesienia, ale poprzedzony cruciatusami Bellatrix rzucanymi na mnie przez dwa tygodnie, jest jak ukojenie. Moje powieki nawet nie drgają, gdy kopie mnie po raz kolejny.
Spędzając tyle czasu w tej celi, tracę kontakt z rzeczywistością. Nie wiem jaki dziś dzień, nie wiem czy jest noc, czy dzień. Powoli tracę rozum. Moje czynności życiowe ograniczają się do spania, jedzenia i codziennych tortur z rąk Bellatrix. Ktoś niepostrzeżenie przynosi mi codziennie jedzenie, ale nie mam siły jeść. Jestem wykończona, ale nie skarżę się. Wiem, że to nie ma sensu. Najchętniej zakończyłabym swój żywot, ale nie mogę. Muszę odmienić nasz los.
Nagle czuję przeraźliwe zimno i słyszę otwieranie bramy. Nie patrzę w tamtą stronę, tylko czekam.
– Szlamo – głos Voldemorta mrozi moją skórę. – Coś zostało mi zabrane. Wiesz coś o tym? Kto to zabrał?
Mój umysł stara się zrozumieć, o co mu chodzi. Potem czuję ból, przeraźliwy ból, który paraliżuje mnie od stóp do głowy. Przy tym tortury Lestrage wydają się głaskaniem po główce. Nagle oczami wyobraźni widzę pierścień. To horkruks. Prawdopodobnie Dumbledore go zniszczył.
– Dumbledore – krzyczę, kiedy ta myśl pojawia się w mojej głowie. Voldemort unosi różdżkę.
– Co powiedziałaś?
– Dumbledore. Zapewne on to zabrał. To jedyny człowiek, który się ciebie nie boi – mówię. Powiedzenie mu tego wprost spowoduje, że przestanie mnie torturować i być może przy okazji zapobiegnę śmierci paru osób.
– On jest jak cierń w moim boku – warczy Voldemort.
– Umrze pod koniec tego roku szkolnego – mruczę sama do siebie.
– Co to było? Czyżby szlama postanowiła zmienić strony żeby ratować swój własny tyłek? – pyta, śmiejąc się. Sekundę później w mojej głowie tworzy się pewna myśl. Voldemort myśli, że chcę zabić Dumbledore’a. Może to jest jakieś wyjście z tej sytuacji?
– Tak – mówię szybko, po czym dodaję błagalnym głosem: – Zajmę się tym, tylko mnie oszczędź.
Nigdy nie myślałam, że będę kiedykolwiek zmuszona błagać go o cokolwiek. Kiedy nadszedł koniec, postanowiłam walczyć ostatkiem sił. Jestem zbyt dumna, żeby przegrać, dlatego modlę się oto, żebym mogła stąd wyjść i wygrać tą przeklętą wojnę.
– Tak szybko zmieniłaś przekonania? – pyta, unosząc brew z zaciekawieniem.
– Proszę. – Wstaję. Co mogę powiedzieć, żeby go przekonać? Próbuję wymyślić coś, co go przekona i ostatkiem sił mówię: – Nie chcę umrzeć i… i nikt mnie nie uratuje.
To prawda. Voldemort chichocze, słysząc desperację w moim głosie.
– Wygląda na to, że mamy umowę, ale może złożysz wieczystą przysięgę?
Łapię oddech i patrzę prosto w czerwone oczy. Utrzymujemy chwilę kontakt wzrokowy i powoli przytakuję, powodując jego szaleńczy śmiech.
Voldemort wzywa Malfoya i zaledwie kilka sekund później, mężczyzna pojawia się obok nas.
– Tak, panie. – Kłania się blondyn.
– Szlama chce złożyć wieczystą przysięgę, w której obieca, że zabije Dumbledore’a – odpowiada Czarny Pan. Oczy Malfoya patrzą prosto na mnie. Zabić? O nie, tego na pewno nie mogę przysiąc.
– Mogę potrzebować pomocy – mruczę. W oczach blondyna widzę złość, a usta ma zaciśnięte w wąską kreskę. Voldemort odwraca się w moją stronę.
– Pomoc?
– Ja… Ja po prostu nie wiem czy nie będę potrzebowała czyjejś pomocy, kiedy każę skrzatowi podać mu truciznę, albo coś podobnego… po prostu chcę się upewnić, że… hmm… mam jakieś opcje i… hmm… czas ­– mówię, starając się brzmieć wiarygodnie. Voldemort chichocze.
– Bardzo dobrze. Przysięgniesz, że będzie martwy przed końcem tego roku szkolnego. Draco? – Bierze mnie za rękę i przywołuje blondyna. Chłopak kieruje różdżkę na nasze dłonie.
– Czy ty, Hermiono, przysięgasz, że Albus Dumbledore zakończy swój żywot zanim skończy się rok szkolny? – pyta pozbawionym emocji głosem.
– Tak – odpowiadam, magiczne więzy otaczają nasze złączone dłonie.
– I zachowasz tą tajemnicę dla siebie, nie ujawniając jej nikomu?
– Tak.
Magiczne więzy jaśnieją, po czym wszystko znika. Voldemort zabiera rękę i wskazuje na mnie różdżką. Oddycham głęboko, ale nic nie mówię, tylko ich obserwuję. Czarny Pan patrzy na mnie, po czym zwraca się do Draco.
– Draco, trzeba ją umyć – nakazuje. – Jutro razem z tobą pojedzie pociągiem do Hogwartu.
Po czym znika, jakby rozpłynął się w powietrzu. Chłód, który po nim pozostał osiada na moich kościach i w tym właśnie momencie dociera do mnie, co zrobiłam. W co ja się wpakowałam? Ja Hermiona Granger, najmądrzejsza czarownica w Hogwarcie, zgodziłam się na coś takiego! Chyba straciłam rozum.
Nagle czuję, że Malfoy łapie mnie za ramię i podnosi do góry. Jednak moje nogi są zbyt słabe i nie potrafię na nich ustać. Nic dziwnego, bo przez trzy tygodnie leżałam na ziemi. Wzdycha, kiedy osuwam się na ziemię.
– Rudzielcu – woła. Słychać trzask i koło niego pojawia mały, wystraszony skrzat domowy. Malfoy nawet na niego nie patrzy i mówi władczym tonem: – Zabierz tą szlamę, musi się umyć i być gotowa do podróży. – Skrzat przytakuje i blondyn odwraca się do wyjścia. – Mam nadzieję, że wiesz co masz robić – mruczy, po czym znika tak samo jak Voldemort.
Rudzielec kąpie mnie w zimnej wodzie i daje mi czyste ubranie. Przy okazji podaje mi kilka eliksirów wzmacniających, dzięki czemu mam siłę chodzić. Skrzat przysuwa mój wózek ze szkolnymi przyborami, ale nie ma w nim mojej różdżki. Wreszcie jestem gotowa i wiem, że już czas iść. Rudzielec zabiera mnie i Malfoya na peron. Blondyn każe stworzeniu zanieść nasze bagaże do pociągu. W jego obecności czuję się niezręcznie. Kiedy robię krok naprzód, łapie mnie mocno za rękę i przyciąga do siebie tak, że odbijam się od jego twardej piersi.
– Musimy porozmawiać, Granger – szepta mi do ucha, po czym dodaje: – Musimy porozmawiać dzisiaj. Przyjdź do mojego przedziału, kiedy pociąg wyjedzie ze stacji i wtedy oddam ci twoją różdżkę.
Zła zaciskam usta w wąską kreskę i marszczę brwi, ale przytakuję. Nie mam innego wyjścia. Bez różdżki czuję się taka bezbronna i bezużyteczna. Muszę ją odzyskać.
– Zabieraj łapy, Malfoy – warczy Ron tuż za mną. Malfoy popycha mnie przed siebie i ląduję w ramionach rudzielca.
– Masz swoją szlamę z powrotem – mówi Malfoy z odrazą w głosie, po czym dodaje: – Była naszym gościem przez jakiś czas. – Unosi sugestywnie brew, co powoduje moje zażenowanie. Ron emanuje wściekłością, ale Malfoy odwraca się i spokojnym krokiem odchodzi w stronę wagonu. Odwracam się i rzucam się Ronowi na szyję. Trzymam się mocno, po moich policzkach lecą strumienie łez.
– Hermiono, udusisz go – mówi Harry, podchodząc do mnie.
– Oh, Harry – mówię przez łzy i też go przytulam. Harry unosi brwi i patrzy na Rona, po czym klepie mnie po plecach z zakłopotaniem.
– My… hmm… też za tobą tęskniliśmy – mówią.
– Jak spędziłaś te dodatkowe dni z rodzicami? – pyta Ron i odsuwam się od nich, nie wierząc własnym uszom.
– Dodatkowe dni? – dopytuję, mając wrażenie, że się przesłyszałam.
– Całkowicie rozumiemy, że chciałaś spędzić resztę wakacji z rodzicami, zamiast w Norze, gdzie to wszystko było… – urywa Harry, widząc moją reakcję. Nie mogę się powstrzymać i łzy wypływają z moich oczu strumieniami.
– Hermiono?
Nie chcę odpowiadać na pytania. Nie chcę opowiadać im o śmierci rodziców. Nie chcę, po prostu nie chcę. Merlinie, niech ten pociąg wreszcie ruszy! Jak na zawołanie, słychać gwizd pociągu, szykującego się do odjazdu. Wsiadamy do pociągu i znajdujemy wolny przedział. Kiedy stacja znika z pola widzenia, wstaję i kieruję się w stronę drzwi. Nic nie mówię, łzy nadal płyną z moich oczu. Kątem oka widzę niezrozumiałe spojrzenia moich przyjaciół.
– Ja… eee… muszę wyjść na chwilę – mówię. Kiwają głowami i wychodzę na korytarz. Spaceruję przez kilka wagonów i wreszcie znajduję przedział Malfoya. Otwieram drzwi.
– Zacząłem myśleć, że nie chcesz odzyskać swojej różdżki – mówi blondyn cedząc słowa, kiedy wchodzę do przedziału. Odwracam się w jego kierunku i zamykam za sobą drzwi, po czym wyciągam rękę przed siebie.
– Płaczesz? – pyta z niedowierzaniem, po czym dodaje: – Zgaduję, że Potter i Łasic nie przejęli się twoim zniknięciem?
– Moja różdżka – żądam, starając się brzmieć pewnie. Mruży oczy i czuję, że próbuje mnie rozpracować. Chwilę później uśmiecha się pod nosem. Ignoruję jego głupi uśmieszek i stoję niewzruszona.
– Musimy porozmawiać – mówi, wskazując ręką miejsce naprzeciwko siebie. Wzdycham i siadam we wskazanym miejscu, oczekując. Jego oczy prześwietlają mnie na wylot. – Co powoduje to zaklęcie? To z pewnością coś więcej oprócz cofnięcia nas w przeszłość, bo wydarzenia się zmienią.
– To daje nam szansę – szepcę.
– Wow, jaki szczegółowy opis – szydzi. – Masz jeszcze jakieś informacje?
Spoglądam w jego zimne oczy, ale się nie odzywam. Uśmiecha się i mówi: – Widzę, że twoi ukochani Gryfoni naprawdę nie przejęli się twoim zniknięciem.
– Wystarczy. Wychodzę – mówię i wstaję. Malfoy spina się i pędzę do drzwi. Jednak jego ramie mnie sięga i owija się wokół mojego brzucha, odciągając mnie od drzwi. Stoi stabilnie i trzyma mnie bardzo mocno. Wyrywam się, ale dociska mocniej rękę. Syczę, próbując złapać oddech. Ból promieniuje z mojego brzucha. Jęczę. Malfoy pcha mnie na moje miejsce.
– Co się z tobą dzieje? – pyta. Rzucam mu wrogie spojrzenie, ale nie odpowiadam. Instynktownie kładę rękę na brzuch, który wciąż pulsuje z bólu. Malfoy szybko staje koło mnie. Staram się nie pisnąć, ale słabo mi to wychodzi i nadal masuję brzuch. Przewraca oczami, ale nie wygląda tak, jakby się tym przejął. Nagle jego palce sięgają do mojego brzucha i podciągają do góry rąbek mojej koszuli. Strącam jego rękę. Posyła mi mordercze spojrzenie i kapituluję. Podnosi do góry moją koszulę i widzi mój brzuch. Obok mojego żołądka na linii bioder znajduje się czarno-fioletowy siniak, odznaczający się wyraźnie na bladej skórze.
– Co to jest? – Jego głos jest zły i surowy.
– To ty – mówię bez zastanowienia. Kiedy nasze oczy się spotykają, kontynuuję: – Ty to zrobiłeś. – Prześwietla mnie wzrokiem. Obrazy przelatują w moim umyśle. Malfoy, mówi żebym odwróciła zaklęcie. Dumbledore opowiada o wysokich konsekwencjach. Malfoy kopie mnie mocno, kiedy mówię, że nie ma odwrotu. Obrazy znikają i widzę Malfoya z różdżką w ręce, skierowaną na skroń.
– Naprawdę nie ma odwrotu – mówi. Przytakuję, ale…
– Zajrzałeś do mojej głowy? – krzyczę na niego. Przez moment widzę na jego twarzy coś w rodzaju zawstydzenia, ale sekundę później jego twarz przybiega maskę obojętności.
– I? – odpowiada. Próbuję wstać i stanąć z nim twarzą w twarz, ale ból powoduje, że osuwam się na siedzenie. Patrzy na mnie i kręci z irytacją głową. – Powiedziałem Rudzielcowi, że masz być gotowa do drogi. Co za głupi skrzat!
– Nie waż się jej obrażać. Nie wiedziała, co masz na myśli. Ciągle mnie przepraszała za to, że nie robi więcej, bo bała się, że jeśli mnie uzdrowi, zostanie potraktowana cruciatusami. Tak jak ostatnio. – Mój gniew wzrasta z każdym wypowiedzianym słowem. Najchętniej rzuciłabym na niego jakieś zaklęcie. Żałuję, że nie mogę tego zrobić.
– Jeżeli ona myśli, że to – wskazuje rękami na mnie – znaczy gotowy do podróży, to chyba ma coś z głową. Chyba powinniśmy poćwiczyć na niej rzucanie zaklęć.
– Nie odważysz się – grożę mu palcem przed oczami.
– Bo co? Co zrobisz, Granger? Nie masz pojęcia w co siebie wpakowałaś, a jedynym który ma to w dupie i jednocześnie może ci cokolwiek pomóc jestem ja. – Kończy swoją tyradę blisko mojej twarzy. Oddycha głęboko i jego twarz nabiera kolorów. Ze złością odwraca się i siada naprzeciwko mnie.
– Nie masz tego w dupie – mówię spokojnie.
– Jeśli zawalisz, będę skazany. Więc tak, chcę żeby nam się udało. Oczywiście mówiąc zawalisz, mam na myśli twoją śmierć, co w gruncie rzeczy, oznaczałoby mój koniec. – Jego głos i gesty są spokojne i kontrolowane.
– Dobrze.
– Dlatego musimy porozmawiać o planie. I o tym w jaki sposób masz zamiar ukryć go przed swoimi złotymi chłopcami.

__________

Witajcie :) w to środowe popołudnie publikuję drugi rozdział opowiadania. Jak wrażenia? Malfoy w tym rozdziale zachowuje się jak rasowy Ślizgon i powiem szczerze, że w takim wydaniu bardzo mi się podoba *.* Co sądzicie o wieczystej przysiędze i tym, że Hermiona zabije Dumbledore'a? Nagły zwrot akcji hah to lubię :D Czekam na Wasze opinie. Tak jak prosiliście, trochę ten rozdział podrasowałam. Teraz pytanie: czy mi się to udało? 
Kolejny rozdział postaram się przetłumaczyć szybciej niż ten. Teraz postanowiłam, że zajmę się tłumaczeniami żeby mieć trochę rozdziałów do przodu, a potem zajmę się Muzyczną misją. Najpierw muszę podgonić tłumaczenie, szczególnie, że teraz mam do tego odpowiednie warunki :) Więc wykorzystam ten czas w 100% 
Maturzyści powodzenia na egzaminach! Trzymam za Was kciuki! :) 
To tyle. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!



Obserwatorzy