sobota, 30 kwietnia 2016

Rozdział 1: Dar czy przekleństwo?

Jedna noga za drugą, ledwie mogę oddychać, ale przemieszczam się dalej. Chowam się w kącie i cudem unikam zaklęcia, lecącego wprost na mnie. Gargulec patrzy prosto w moje oczy i czeka aż coś powiem, ale nie mam nic do powiedzenia. To koniec. Trzy lata ukrywania się, walki i poszukiwań zdały się na nic. Zapewne niedługo umrę, jeśli będę mieć szczęście. Nagle słyszę skrzypnięcie. Spoglądam w górę i widzę schody do gabinetu dyrektora. Wspinam się na nie. Możliwe, że to tylko opóźnia nieuniknione, ale nie mam nic do stracenia.
Gabinet dyrektora wygląda inaczej. Wszystkie drobiazgi zniknęły. Pozostało tylko biurko. Merlinie, to naprawdę koniec. Kucam przy ścianie i wybucham płaczem.
– Nie – szepczę. Wiem, że powinnam wstać i znaleźć jakieś rozwiązanie, aby odwrócić naszą sytuację i wygrać wojnę. Tego zapewne wszyscy ode mnie oczekiwali, ale ja widzę jedynie martwe ciała moich przyjaciół. Merlinie, chcę umrzeć.
– Panno Granger? – Moje oczy kierują się w stronę portretu mężczyzny. Jak mam mu to powiedzieć? Dumbledore uśmiecha się. – Przegraliśmy – mówi spokojnym głosem, wiedząc, że ma rację.
Przytakuję i moim ciałem wstrząsa kolejny szloch.
– To koniec – biadolę. – Harry… on… odszedł.
– Przepowiednia się wypełniła. Jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego…
– Nie ma nikogo.
– Panno Granger… istnieje sposób. – Moja głowa zwraca się w kierunku staruszka. Czy ja dobrze zrozumiałam? On zna sposób, żeby nas uratować? – Ale niesie za sobą bardzo duże konsekwencje.
– Zrobię to – mówię bez wahania.
Dumbledore wzdycha i wygląda starzej niż kiedykolwiek wcześniej.
– Zanim to zrobisz musisz zrozumieć istotę tego pomysłu. Wypowiedziałem to zaklęcie, kiedy przegrywałem walkę jeden na jeden z Grindelwaldem. Jedyny jego opis mówił: Rzucając to zaklęcie, zmienisz przeszłość. Będziesz żyć od nowa i nawet twój wróg zostanie twoim przyjacielem. Byłem zdesperowany i nie myśląc o konsekwencjach, rzuciłem zaklęcie. Zaklęcie zabierze cię do miejsca, gdzie wszystko może ulec zmianie, ale tylko wtedy jeśli twój wróg pójdzie inną drogą i zostanie twoim przyjacielem. Nie wiedziałem, co to znaczy. Powróciłem do wydarzeń z przeszłości i dzięki zaklęciu między mną a Grindelwaldem wytworzyło się coś na kształt przyjaźni. Myślałem, że mogę go przekabacić na dobrą stronę, ale on poprowadził mnie w ciemną stronę. Ja przez zaklęcie straciłem siostrę, ale wygrałem wojnę. Nie wiem jakie poniesiesz straty, ale nie ukrywam, będzie ciężko.
Siedzę cicho. Co mogę stracić? Czy jest coś takiego? Straciłam już wszystko. Słyszę wybuch na korytarzu. Zaraz tu wpadną. Nie mamy czasu.
– Jaki mam wybór? – szeptam. – Zrobię to – powtarzam, ale mój głos drga. Dumbledore przytakuje.
– Weź Zmieniacz Czasu z gabloty za biurkiem. – Robię to, o co prosi. – Wystarczy, że powiesz: Iterum Vive. Dotknij różdżką rysunku obok cyfry osiem.
– W porządku – Kolejny wybuch.
– Ucz się oklumencji, aby nikt nie mógł zobaczyć twoich wspomnień. – Przytakuję. – A, panno Granger? – Patrzę na niego. – Przepraszam – mówi smutnym głosem.
Słyszę kroki na schodach. Siedzę na ziemi za biurkiem i biorę do ręki Zmieniacz Czasu. Kładę go przed sobą i wskazuję różdżką.
Iterum Vive – mówię. Zmieniacz Czasu unosi się na chwilę nad ziemię, a następnie rozbija się z trzaskiem na podłodze. Piasek wysypuje się w mały kopczyk i wiruje wokół mnie.
– Co do cholery? – Widzę Malfoya, stojącego w drzwiach. Piasek obraca się coraz szybciej i wokół jest tylko ciemność.

~*~*~*~*~*~

– Hermiono? – Jak przez mgłę słyszę głos kobiety. Próbuję otworzyć oczy. – Hermiono, kochanie, idziesz? – Otwiera drzwi. – Wciąż jesteś w łóżku. No chodź, śniadanie jest już gotowe.
Delikatny wstrząs budzi mnie z transu. Otwieram oczy i widzę tęczówki w kolorze miodu, patrzące wprost na mnie. Uśmiecha się szeroko, czuję promieniujące od niej ciepło. Mama. Potem wszystko wraca i łapię oddech.
– Który to rok? – mamroczę. Patrzy na mnie dziwnie.
– Tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty szósty.
Co się działo w dziewięćdziesiątym szóstym? Mieliśmy rozpoczynać szósty rok. Zakładam, że jest lato, bo tylko wtedy byłam z rodzicami w domu… Dumbledore żyje, ale nie na długo… i świat wie, że Voldemort powrócił.
– Kochanie, czy coś się stało? – pyta mama. Rzucam się jej na szyję. Ile czasu mamy? To ostatnie chwile, które mogę spędzić z rodzicami, zanim wyślę ich do Australii.
– Nie, mamo. Po prostu miałam zły sen – odpowiadam i kobieta przytula mnie mocno. – Kocham cię. Wiesz o tym, prawda?
– Oczywiście, że tak. Ja ciebie też kocham. – Wycofuje się i patrzy na mnie po raz kolejny. – Czy chodzi o to, że chcesz wyjechać i spędzić trochę czasu z przyjaciółmi? Wiesz, że zawsze możesz tu zostać tyle ile będziesz chciała.
Wyjechać? A, no tak miałam zamiar zostać w Norze z Harrym i Ronem do rozpoczęcia roku szkolnego.
– W porządku, mamo.
Uśmiecha się i wstaje.
– Okay, cóż, zapraszam na śniadanie.
Przytakuję i odchodzi. Wyskakuję z łóżka, aby przejrzeć się w lustrze. Moje oczy są jasne, a skóra gładka. Włosy kręcą się bardziej niż pod koniec wojny. Mam mniej zmarszczek i blizn.
Umrą. Nieproszone myśli przychodzą do mojego umysłu i nie chcą zniknąć. Nie, mogę je powstrzymać, ale nawet nie wiem, jak to zrobić.
– Hermiono, chodź tu. – Słyszę głos taty, dobiegający z dołu. Słowa zamierają mi w gardle, gdy widzę moich rodziców stojących pośrodku zbiegłych śmierciożerców. Szybko kieruję się w stronę mojego pokoju po różdżkę, ale sekundę później stoję zamrożona.
– Nie tak szybko – rechocze Bellatrix. Za pomocą różdżki, obraca mnie w swoją stronę. – Mamy ciekawe plany z tobą związane.
Słyszę krzyki moich rodziców, które doprowadzają mnie do rozpaczy, ale nie mogę nic zrobić, żeby im pomóc. Próbuję użyć moich magicznych zdolności, ale bezskutecznie.
– Ooooo, muzyka dla moich uszu – mówi. – Ale może być jeszcze lepiej. – Rzuca Imperiusa na tatę, mówiąc: – Zabij swoją brudną dziwkę!
Tata obraca się w stronę mamy i zaczyna ją dusić. Kobieta próbuje walczyć, ale Crucio, które jest na nią rzucane, sprawia, że śmierć wydaje się ulgą. Kiedy ostatni raz wzdycha, Bellatrix zdejmuje klątwę z taty. Mężczyzna przytula ciało zmarłej żony, szlochając.
– Przepraszam, bardzo przepraszam – szepta jej do ucha.
– Oh, jak słodko – kpi Lestrage. Unosi różdżkę i zaklęcie tnie nogi taty na plasterki. Mężczyzna krzyczy i barwi krwią biały dywan. – To mi się bardziej podoba.
Kolejne zaklęcie tnie jego nogę, ale kobieta nie przestaje. Rzuca zaklęcia, które tną go całego na kawałki. Krew płynie strumieniami, a krzyki ustają.
– Wybacz mi – szepczę, kiedy spogląda w moją stronę i wzdycha po raz ostatni.
– Najwyższa pora iść – mówi kobieta, odwracając się od zmasakrowanych ciał moich rodziców. Jakaś dłoń mocno ściska moje ramię, ale nie wiem czyja. Nie mogę oderwać wzroku od rodziców. Wiem, że to ostatni raz, kiedy ich widzę. Chwilę później znikają, a ja stoję przed dworem.
Ciągną mnie do frontowych drzwi, trzymając na magicznej smyczy.
– Patrzcie, kogo znalazłam – woła Bellatrix do osób znajdujących się w rezydencji.
Szarpie smyczą i upadam na podłogę. Spoglądam w górę i widzę, że ktoś wchodzi do pokoju. Jasne blond włosy i szare oczy rozpoznaję natychmiast. Patrzy na mnie zszokowany.
– Ale…. – Błysk zaskoczenia momentalnie zostaje zastąpiony maską obojętności.
– Masz jakieś informacje dla nas, szlamo? – Kobieta uśmiecha się jak sadysta. Odwracam wzrok, odmawiając odpowiedzi. – Może spędzimy razem trochę czasu w bardziej interesujący sposób?
Nagle czuję przeraźliwy ból. Bardzo dobrze pamiętam, jak Bellatrix torturowała mnie w tym domu. Oczywiście to się jeszcze nie zdarzyło i szczerze mówiąc, nie powinno się zdarzyć w ogóle. Rozdzierający krzyk wydobywa się z mojego gardła, powodując śmiech tej szalonej suki. Kiedy mnie podnosi jestem wyczerpana i drżę na całym ciele.
– Draco, zabierz ją do lochu – mówi. – Jeszcze będzie czas na zabawę. Bardzo przyjemną zabawę.
Malfoy podchodzi do mnie i chwyta mnie pod rękę. Moje nogi szurają po podłodze. Nie czekając na mój ruch, zaczyna ciągnąć mnie w stronę schodów, prowadzących na dół. Potykam się o własne nogi. Jestem tak zmęczona, że nie mam siły zachowywać równowagi. Otwiera wrota do pomieszczenia, które widziałam wcześniej, ale w innym życiu. Teraz jest puste. Rzuca mnie i upadam na podłogę. Czekam na trzask drzwi, ale słyszę tylko ciszę. Kiedy patrzę w górę, widzę Malfoya rozglądającego się dookoła. Po chwili pochyla się i nasze twarze prawie się stykają.
– Co zrobiłaś, Granger? – pyta, jego głos brzmi niebezpiecznie.
– Co masz na myśli? – zagaduję szybko.
Warczy.
– Przestań grać, wiem, że wysłałaś nas w przeszłość. Co do cholery jest z tobą nie tak? – Jego słowa wyssały powietrze z całego pomieszczenia.
– Ty… ty pamiętasz?
Przewraca oczami.
– To pewnie genialny pomysł Złotego Trio? Nic dziwnego, że przegraliście.
Moja ręka śmiga mi przed oczami i uderza go mocno w twarz. Widzę wściekłość w jego oczach. Momentalnie prawą rękę zaciska na mojej szyi i unieruchamia moje nogi. Zaledwie kilka cali od mojej twarzy widzę niebieskie plamki w jego oczach.
– Przepraszam – wybełkotał, dając do zrozumienia, że wcale nie jest mu przykro. – Przykro mi, że przegraliście. Ale nie miałem zamiaru znowu przeżywać najgorszego roku mojego życia. Więc, napraw to. – Opuszcza rękę i upadam na podłogę. Przechodzi obok mnie i z łoskotem zamyka wrota.
– Nie mogę – szepczę sama do siebie i kładę się na podłodze, opłakując moich rodziców. Jak bardzo to zaklęcie zmieni przeszłość? Jakie będą jego konsekwencje? Nie ma sensu się nad tym zastanawiać, bo to naprawdę nie ma znaczenia w tym momencie. Wiem jedno — nie ma już odwrotu.

_____________

Witajcie :) w ten ostatni dzień kwietnia publikuję pierwszy rozdział nowej historii :) Jak wrażenia? Czy Was też przeraża podłość Belli? Ja tłumacząc ten rozdział momentami miałam łzy w oczach... Piszcie co sądzicie ;)
Kolejny rozdział prawdopodobnie pojawi się w przyszłym tygodniu, ale nie wiem dokładnie kiedy. Wszystko jest zależne od ilości wolnego czasu, a z tym ostatnio krucho. Tak, wiem jest długi weekend, ale idę do pracy w sobotę :/ złośliwość pana dyrektora yhhh... Tak czy inaczej, postaram się dodać go jak najszybciej. Jedno jest pewne: będziecie zaskoczeni przebiegiem wydarzeń :D 
Przy okazji zapraszam na czwarty rozdział Muzycznej misji. Liczę na Wasze opinie :) 
To tyle. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu! Enjoy!




niedziela, 24 kwietnia 2016

Live Again [PL] - Zapowiedź

by Sophie733
oryginał: Live Again
tłumaczenie: Arcanum Felis
zgoda: tak

rated T | przygoda/przyjaźń | Draco Malfoy/Hermiona Granger Harry Potter/Luna Lovegood | ilość rozdziałów: 40

Zapowiedź:
Wojna trwała trzy lata zanim przegrali. Przeżyła tylko jedna osoba — Hermiona Granger. Dziewczyna rzuca zaklęcie, dzięki któremu cofa się w czasie. Jedno zaklęcie zmieni wszystko. Jedno zaklęcie spowoduje, że nawet wrogowie się zaprzyjaźnią.

Informacja od autorki: Wszystkie postacie i miejsca należą do J. K. Rowling. Autorka zmieniła jedynie kilka wydarzeń. Opowiadanie jest pisane głównie z perspektywy Hermiony Granger, jednak zdarzają się rozdziały, w których wydarzenia będą opisywane w trzeciej osobie. Autorka ma nadzieję, że opowiadanie spodoba się czytelnikom i życzy wielu miłych wrażeń związanych z tą historią. 

____________

Witajcie :) W ten niedzielny wieczór publikuję zapowiedź nowej historii. Wiem, że miałabyć dopiero za jakiś czas ale jak zwykle nie mogłam się powstrzymać :D Jak wrażenia? Wiem, że taka krótka zapowiedź niewiele mówi ale myślę, że chociaż trochę zachęciła Was do śledzenia tej historii. 
Prawdopodobnie 1 rozdział pojawi się w majowy weekend. Teraz jestem w trakcie pisania 4 rozdziału Muzycznej misji, a w środę lub czwartek pojawi się 15 rozdział Simply Irresistible. Także pracowity tydzień przede mną ale dam radę :)
To tyle. Piszcie co sądzicie i miłego tygodnia :) Enjoy!



piątek, 22 kwietnia 2016

Rozdział 20: Odnaleziony Raj

Hermiona obudziła się powoli, powracając z zaświatów. Nie do końca wiedziała, gdzie się znajduje. Po pierwsze, czuła, że dotykają ją szpitalne prześcieradła. Nikłe bóle w jej umyśle, przypomniały o bólu, który był jak sen, ale zignorowała je. Delektowała się świeżym powietrzem i usłyszała czyjś śmiech.
Zamrugała oczami i zobaczyła, że jest w znajomym pomieszczeniu: rzędy czystych białych łóżek, słaby cytrynowy zapach środka dezynfekującego, uspokajające kolory. Ale dlaczego tu jest? Coś musiało się stać… pamiętała to, trochę. Bała się, była torturowana… Lucjusz Malfoy.
Wspomnienia niechętnie wróciły. Wybawił ją ze szkoły fałszywym listem. Potem ją schwytali i zabrali do dworu Lucjusza. Skrzywiła się na wspomnienie bólu. A potem… została uratowana, tak, przypomniała sobie, ale słabo. Ramiona wokół niej, ktoś był zdenerwowany. Rozmawiał z nią. Ich głosy były pełne bólu… mogła odwzorować ich brzmienie, jak szept.
Hermiona?
– Draco…
Draco. Na jej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech, poczuła wewnętrzne ciepło. Oczywiście to on ją uratował. Przypomniała sobie jak się do niego uśmiechnęła, kiedy nie mógł uwierzyć, że ona naprawdę żyje.
– Żyjesz?
Żyję. Ja żyję…
– Żyjesz. Żyjesz…
Czuła się… szczęśliwa. Tak szczęśliwa, to dobre słowo. Wpół martwa, cała we krwi, każdy ruch sprawiał jej ból, ale była szczęśliwa. Przez niego. Ze względu na Draco.
I nagle przypomniała sobie ostatnią rzecz, jaką mu powiedziała.
Kocham cię…
Hermiona podniosła się na łóżku do pozycji pionowej, krzywiąc się, ale nie zwróciła na to uwagi. Kocham cię… powiedziała to do Draco. I kiedy to mówiła, miała to na myśli. Kochała go. I kiedy przypomniała sobie jak zachowuje się kiedy o nim myśli, poczuła wewnętrzne ciepło, więc zaprzeczanie nie miało sensu.
Była w nim zakochana.
Nagle zadzwonił dzwonek, przerywając jej myśli. Na korytarzu usłyszała rozmowy ludzi, wychodzących z zajęć. Zamrugała, biorąc uspokajający oddech i ułożyła się na poduszkach. Znowu kochała Draco. Albo przynajmniej myślała, że tak jest… Nie, nie, tak było. Nie ma sensu w to wątpić. Tak było… Teraz, wszystko co musi zrobić to… powiedzieć mu.
Poczuła skręt żołądka, na myśl o tym, ale zignorowała to. To chyba normalne, że czuje się dziwnie, jeśli ma mu powiedzieć, coś tak ważnego. A prawdopodobieństwo, że będą jakieś problemy podczas tej rozmowy było prawie takie samo jak to, że sklątki tylnowybuchowe nagle wyrosną dwa cale nad jej głową.
Spojrzała w górę, żeby się upewnić. Po tym wszystkim, wszystko może się zdarzyć…
Hermiona odepchnęła dziwne myśli na bok i zastanawiała się, co dokładnie powiedzieć, kiedy usłyszała znajomy głos.
– Obudziłaś się!
Spojrzała w górę, nie mogąc powstrzymać uśmiechu i zobaczyła Draco uśmiechającego się podobnie. Widziała wiele jego uśmiechów: naturalnych, szyderczych, pełnych kpiny, ale ten uśmiech był prawdziwy. Poczuła motylki w brzuchu.
– Tak – odpowiedziała z uśmiechem. – I czuję się świetnie. Co się stało? Jak długo spałam? A i gdzie jest pani Pomfrey? Normalnie biegałaby rozdrażniona po skrzydle szpitalnym…
Jego uśmiech nieznacznie się zmniejszył. – Pani Pomfrey jest na konferencji uzdrowicieli w Świętym Mungu. Byłaś nieprzytomna przez trzy dni… – powiedział, siadając na drewnianym krześle obok niej. – Cóż, wiele się wydarzyło…
– Co? – zapytała Hermiona. – Powiedz mi… od początku. – Miała jakieś złe przeczucia ale zignorowała je. – W jaki sposób uciekliśmy z Malfoy Manor?
– Ktoś powiadomił Ministerstwo – mruknął krótko, po czym dodał: – Nie mam pojęcia kto, bo Harry i Ron rozglądali się po pokoju zszokowani, moja matka krzyczała, a jedyną osobą, która nic nie wiedziała, był… – urwał.
Hermiona zmarszczyła brwi, jej lęk wzrósł. – Kto? Tą osoba, która nie wiedziała był… twój ojciec – Draco skrzywił się, co jeszcze bardziej zdziwiło Hermionę. – Co? Coś nie tak?
– On nie żyje. – odpowiedział, nie patrząc jej w oczy. – Zabiłem go.
Oczy Hermiony rozszerzyły się w szoku, zdała sobie sprawę, że szczęka jej opadła i szybko ją zamknęła. Draco zabił swojego ojca? Wiedziała, że nienawidził Lucjusza… ale czy to powód do morderstwa?
Denerwujący głos w jej głowie przypomniał jej, że takie rzeczy się zdarzają. Zdarzyło się to pod wpływem impulsu, kiedy Draco był na granicy wytrzymałości, bo myślał, że umarła… Ona to spowodowała. Kiedy zobaczył jak Lucjusz ją torturuje, nie wytrzymał.
– Oh – jęknęła.
– Zapomnij o tym – powiedział od niechcenia, zakładając ręce i patrząc w podłogę. Jego twarz, która zazwyczaj była pozbawiona emocji, zdradzała głęboką nienawiść. – To było… To nie jest…
– W porządku – odpowiedziała, uśmiechając się słabo. – To znaczy, wiem ile to dla ciebie znaczy… byłeś zły. Miałeś prawo być zły. I cóż…
– To nadal złe – odrzekł. – Nie chciałem nikogo zabić.
– Wiem – powiedziała ze współczuciem. – Zapomnij o tym, jeśli cię to denerwuje… powiedz mi, co jeszcze się wydarzyło.
– Dokończyliśmy eliksir – odpowiedział bez entuzjazmu. – To była Mandy Brocklehurst… Krukonka. Nasz rok.
– Naprawdę? – zapytała. – Czy nauczyciele wiedzą? Co się z nią stało?
– Próbują zdecydować, co z nią zrobić – odpowiedział. – Nauczyciele wiedzą. Przyznała się, nie wiedząc, że ją obserwują… i nagrali to jako dowód. – Nadal nie patrzył jej w oczy, ale na jego twarzy nie było już tyle złości jak wcześniej. Wciąż jednak zamartwiał się sytuacją z ojcem.
– Dobry pomysł – zauważyła z uśmiechem. Kiedy zobaczyła jego zaskoczenie, zaczęła się zastanawiać, kiedy będzie miała szansę, powiedzieć mu o swoich uczuciach.
– Oczywiście, że to był dobry pomysł – powiedział z uśmiechem i ich oczy się spotkały. – W końcu to był mój pomysł.
Hermiona zaczęła się śmiać. Cały Draco – pomyślała ciepło… Ale kiedy spojrzała na niego, zobaczyła, że znowu wpatruje się w podłogę. Wpatrywał się z roztargnieniem w prześcieradła i wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał.
– Czy dobrze się czujesz? – zapytała niepewnie, wiedząc doskonale, że takie zachowanie może być spowodowane sytuacją z jego ojcem. Ale Draco westchnął i kiwnął głową.
– W porządku – odpowiedział. – Tylko myślę o czymś. Nic ważnego, tylko to co powiedziałaś… Pewnie wtedy bredziłaś i wątpię, że to pamiętasz.
Serce Hermiony podskoczyło. – Co powiedziałam? – zapytała zaciekawiona. – Co to było?
– To nic ważnego…
– To… jest ważne – powiedziała, przełykając ślinę. – Bo pamiętam, co powiedziałam… i to co powiedziałam, jest ważne. To nie były brednie. To był… prawda.
Odwrócił się do niej, jego twarz była pełna nadziei i zwątpienia. – Czy powiedziałaś to co myślę, że powiedziałaś? – zapytał prawie bezgłośnie.
Hermiona uśmiechnęła się i skinęła głową stanowczo. – Tak – powiedziała.  Kocham cię. I to miałam na myśli.
Oczy Draco rozszerzyły się ze zdumienia. – Naprawdę?
Skinęła głową, rozglądając się niemal nieśmiało, zanim spojrzała mu w oczy. Zadrżała na ich widok, czując, że z jego oczu może wyczytać wszystko.
– Powiedziałaś to przedtem… ale wiedziałem, że kłamałaś – powiedział, prawie szepcząc. Hermiona poczuła, że się rumieni. – Ale teraz – oczy Draco obserwowały jej twarz – nie kłamiesz.
Obserwowali się, nic wokół nich nie miało znaczenia. Czuła tylko bicie swojego serca, widziała jego szare oczy pełne ciepła…
I zanim zorientowała się, co się dzieje, poczuła jego usta na swoich, całujące ją delikatnie. Poderwała się zaskoczona, emocje w niej szalały. Zamknęła oczy i delikatnie odwzajemniła pocałunek. Objął ją ramionami i jej ręce instynktownie znalazły się na jego plecach. Trzymali się mocno i całowali.
Chwilę później usłyszała dźwięk z korytarza i skrzypnięcie drzwi. Podskoczyła na ten dźwięk, podobnie jak Draco, który rzucił się do pozycji siedzącej, tak mocno, że omal nie spadł na podłogę z krzykiem.
Hermiona rzuciła zawstydzone i winne spojrzenie w kierunku drzwi, gdzie stali zszokowani Harry i Ron.
– Um – powiedział Ron taktownie, jego uszy zaczerwieniły się. – Widzę, że się obudziłaś.
– Tak – skinęła głową. Zapadła cisza, przerwana przez Draco, który wstał z fałszywym uśmiechem i spróbował usiąść przyzwoicie na krześle.
– To dobrze – zgodził się Harry, mrugając. – Widzę, że czujesz się dobrze…
– Tak – powiedziała Hermiona. Znowu nastała cisza, ale nagle Draco wybuchł śmiechem. Zwrócił uwagę trójki Gryfonów.
– Z czego u licha się śmiejesz? – zapytała Hermiona, marszcząc brwi.
– Z was – odparł, wciąż się śmiejąc – można by pomyśleć, ze nigdy nie widzieliście całujących się ludzi!
– Cóż, nie widzieliśmy was całujących się – powiedział Harry taktownie. – To co innego, jeśli widzisz osoby, które znasz.
– Możemy zostawić was w spokoju, jeśli chcecie – zaoferował Ron, jego uszy pokryły się purpurą.
Hermiona spojrzała na Draco – Nie sądzę, że tego potrzebujemy – odparła. – Będziemy mieć na to dużo czasu… – uśmiechnęła się.

♥ ♥ ♥ ♥

Hermiona opuściła skrzydło szpitalne tydzień później. To był doskonały, letni dzień, jak z wakacyjnego przewodnika. Żar lał się z nieba, powodując, że wszyscy marzyli o lodach i zamrożonych zimnych napojach. Praktycznie wszyscy, łącznie z nauczycielami, odpoczywali na błoniach.
Hermiona, Draco, Harry i Ron nie byli wyjątkiem. Usiedli w cieniu wierzby, aby chociaż trochę osłonić się przed promieniami słonecznymi. Hermiona odpoczywała, oparta wygodnie o ramię Draco. Pani Pomfrey mówiła, że dziewczyna jest słaba, ale Draco zapewnił ją, że zaopiekuje się Hermioną.
Harry i Ron grali w szachy czarodziejów. Ron był w nich mistrzem. Było zbyt gorąco, żeby rozmawiać, zbyt gorąco na wszystko oprócz odpoczynku.
Hermiona ucięła sobie drzemkę, z której obudził ją wesoły głos. – Panienka Hermiona, czuje się lepiej!
Spojrzała na uśmiechniętą twarz Śpiewki. – Cześć Śpiewko – powiedziała z uśmiechem. – Jak się masz?
Skrzat uśmiechnął się. – Śpiewka ma się bardzo dobrze, panienko Hermiono!
Hermiona mrugnęła i podniosła głowę. Śpiewka była rozpromieniona i trzymała za rękę Zgredka, który miał identyczny uśmiech.
– Jesteście…? – zapytała i Śpiewka skinęła dumnie głową. – To świetnie! – odparła Hermiona z uśmiechem. – Gratuluję! Ekhm… Mrużka dobrze to przyjęła?
– Mrużka ma się bardzo dobrze, panienko Hermiono – odpowiedział Zgredek. – Mrużka zaprzyjaźniła się z innym skrzatem… – kiedy powiedział zaprzyjaźniła zasugerował, że to coś więcej.
– To dobrze – uśmiechnęła się dziewczyna, opierając się o Draco. Czuła się szczęśliwa. Była otoczona krzykiem i śmiechami jej przyjaciół, cichymi szeptami i okresowymi wybuchami radości Rona, i ramionami Draco.
W przeszłości było wiele zła ale to już koniec. Przyszłość przyjdzie, ale nie miała złudzeń, że będzie w niej ciemność. Ale teraz jest bezpieczna i szczęśliwa. Nie myśli o tym co było i o tym co będzie. Czuła tylko ciepło słońca, chłód cienia, uczucie miłości, szczęścia i pokoju. Wiedziała, że cokolwiek się stanie, dobre czy złe, jasne lub ciemne, zawsze skończy się dobrze. Przejdą przez to razem: Hermiona, Harry, Ron i Draco.
I tylko to się liczyło.

KONIEC
 _______________

Witajcie :) To już koniec tej historii. Przyznam szczerze, że trochę mi smutno, bo polubiłam to opowiadanie. Najważniejsze, że jest happy end :) Przy okazji Śpiewka znalazła swojego księcia <3 Jak Wam się podoba rozdział? Iva doczekałaś się pocałunku. Mam nadzieję, że jesteś usatysfakcjonowana :)
Teraz robię małą przerwę od publikowania nowego opowiadania. Chcę poprawić wcześniejsze rozdziały, bo początki moich tłumaczeń pozostawiają wiele do życzenia. Jak napiszę czwarty rozdział Muzycznej misji zacznę poprawianie. Możliwe, że niedługo ukaże się zapowiedź nowej historii. Ale niestety nie wiem dokładnie kiedy to się stanie.
To chyba tyle. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!




wtorek, 19 kwietnia 2016

Rozdział 19: Jad Węża

– Powinienem czuć się źle, tak sądzę. Winny. Ale tak nie jest i nie zamierzam udawać. Jaki w tym sens? Cieszę się, że on nie żyje, cieszę się, że go zabiłem… i chciałbym zrobić to znowu.
Draco powiedział to z odrobiną przekory w głosie i ostrym błyskiem w oku, który podobny był do spojrzenia jego zmarłego ojca. Oczywiście tylko nieco podobne, jednak było w nim podobieństwo.
Jednakże nie było nikogo, kto zauważyłby to podobieństwo, przynajmniej nikogo kto nie spał. Draco siedział w skrzydle szpitalnym Hogwartu, przy łóżku nieprzytomnej Hermiony. Nie wyglądała jak żywa, ale na szczęście żyła. Jej skóra była biała jak szpitalne prześcieradła, ledwo oddychała.
Zatrzymał się i westchnął cicho, po czym kontynuował. – W każdym razie… to co działo się po zabiciu Lucjusza jest rozmyte… Naprawdę myślałem, że nie żyjesz, tak wyglądałaś… Nadal tak wyglądasz. Pamiętam krzyk mojej matki i Harry’ego i Rona, którzy pewnie przylecieli do Malfoy Manor na miotłach — ale to nie było ważne. To było jak sen albo jak koszmar. Ludzie zawsze pojawiają się znikąd, kiedy już jest po wszystkim. Myślę, że część mnie zastanawiała się, kiedy obudzę się z tego cholernego snu w moim dormitorium…
Zatrzymał się z parsknięciem. – Przepraszam, jestem strasznie chaotyczny. A nie powinienem. Ślizgoni nie są chaotyczni. Chciałbym po prostu… nie chcę siedzieć tu w ciszy. – Co było dziwne, biorąc pod uwagę, że w pokoju wspólnym Ślizgonów nigdy nie było głośnych rozmów z przyjaciółmi. Ale przy Hermionie milczenie było niewygodne i nie wiedział dlaczego… było w niej coś takiego, że chciał z nią rozmawiać. I tak robił.
– W każdym razie… jeśli mnie słyszysz — w co wątpię — prawdopodobnie chcesz wiedzieć co się stało. Harry i Ron pewnie lepiej zdadzą ci relację, bo ja niezbyt wiem co się stało… Moja matka krzyczała, ale o tym już wspominałem, prawda? Ktoś powiadomił ministerstwo, prawdopodobnie ona, ale nie widziałem, żeby to robiła… Obawiam się, że byłem dość rozkojarzony. Cały dwór nagle zaroił się od urzędników, jeden z nich rzucił na mnie Stupefy — zapewne dlatego, że byłem uważany za niebezpiecznego psychopatę.
Przerwał, uśmiechając się, chociaż nadal czuł ból. – Obudziłem się w budynku ministerstwa w Londynie. Dumbledore był tam i naprawdę myślałem, że ześlą mnie do Azkabanu czy coś… ale najwyraźniej udało mu się udowodnić, że działałem w obronie koniecznej lub w obronie ciebie, ewentualnie jakiejś luki prawniczej. Udowodnili, że mój ojciec był śmierciożercą i że nas torturował. Zebraliśmy wszystkie dowody, że ci groził, wszystkie jego listy i rzeczy. A i okazało się, kto jest tajemniczym M.B. Mamy plan, jak ją przyłapać, ja go wymyśliłem. To bardzo, bardzo przebiegły plan, ale pewnie sama się domyślisz, co z niego wyniknie. Opowiem ci wszystko w szczegółach.
Spojrzał na zegarek i zmarkotniał. – Cóż, chciałbym, ale powinienem być za minutę w innej części zamku. Cholera. – Wyskoczył z krzesła i chwycił tornister, ale zatrzymał się żeby spojrzeć na Hermionę. – Zapomniałem ci powiedzieć kim ona była, prawda? Mandy Brocklehurst. Jest z Ravenclawu.
Uśmiechnął się, szeroki uśmiech wyglądał dziwnie na twarzy Malfoya. – Zdrowiej – powiedział, zanim odwrócił się i wyszedł ze skrzydła szpitalnego na kręte korytarze Hogwartu.

♥ ♥ ♥ ♥

Pięć minut później Draco, Harry i Ron czekali w małym i pustym magazynku, należącym do klasy zaklęć. Magazyn był pełen różnych przedmiotów: piór, poduszek, skarpetek, butów, części podręczników i krocie innych niedbale porozrzucanych rzeczy.
Jeśli chłopcy słuchali uważnie, mogli usłyszeć jak uczniowie wymawiają zaklęcie poznane na lekcji i cienki szept profesora poprawiającego uczniów – Nie, nie, nie! To ma być długie e, jak to: Eeeeeeeeeeeeee! – To brzmiało dokładnie jak mała mysz i cała klasa wybuchła śmiechem, co profesor szybko uciszył.
Śmiech szybko zamienił się w jęki uczniów otrzymujących pracę domową i usłyszeli cichy szum chowanych piórników i różdżek — ważne było, żeby wyjść pierwszym z sali, bo kto dziś wyszedł pierwszy, na następnych zajęciach mógł zająć najlepsze miejsce z tyłu. Draco zacisnął dłoń na różdżce.
– Pamiętajcie, ja będę mówił – powiedział cicho, a jego oczy zabłyszczały niebezpiecznie.
– Tak, tak, bo jesteśmy Gryfonami i wszystko byśmy zepsuli. Słyszeliśmy to już wcześniej – odpowiedział Ron, patrząc z irytacją, ale kąciki ust Harry’ego drgnęły. Draco spojrzał w jego kierunku, zaskoczony jego reakcją na niespodziewany komentarz Rona.
– Właściwie, nie miałem na myśli… – zaczął, ale przerwał mu szum uczniów wychodzących z klasy zaklęć i ich uwaga skierowała się na coś ważniejszego od głupiej kłótni. Jeżeli się nie uda, cały ich plan pójdzie na marne… i Mandy pójdzie w inną stronę.
Na szczęście, szła dość blisko ściany, z tyłu grupy. Miała torbę podobną do torby Hermiony, jej oczy miały podobny brązowy odcień — choć trochę ciemniejszy — ale jej proste blond włosy były takiej samej długości. Bystre oczy Draco obserwowały jej arogancki spacer i sposób w jaki trzymała lewą rękę — ramię, na którym pewnie miała Mroczny Znak.
Wyciągnął się od niechcenia, złapał ją za ramię i szarpnął mocno do magazynu. Krzyknęła odruchowo chcąc uciec, ale Harry trzymał drzwi i je zamknął.
Mandy wyrwała swoją rękę z uścisku Draco i cofnęła się z dala od chłopców. – Pozwólcie mi odejść – powiedziała automatycznie. – Teraz, albo zgłoszę to dyrektorowi.
Na słowo dyrektor zimne szare oczy Draco zamigotały niespokojnie. Spojrzał szybko w bok, ale jego oczy zatrzymały się na Mandy. Okrutny, zimny Ślizgon — który zawsze w nim był — wyszedł z niego, ostry jak brzytwa i zaczął działać.
– Ale dlaczego? – zapytał jedwabistym głosem. – Czy zrobiłem coś złego? Wszystko co chcę, to zwrócić ci to.
Wyjął białe pióro z jej inicjałami, przekręcając je delikatnie i udając, że jest nim zainteresowany. Nikt inny tego nie zauważył, ale jej mięśnie drżały i wyglądała jakby się bała. Wiedziała, co się święci.
– Nigdy nie widziałam takiego pióra – upierała się. – Popełniłeś błąd.
Draco uśmiechnął się. – Och, nie sądzę. Sprawdziliśmy je. Z pewnością należy do ciebie… – urwał, delektując się tą chwilą jak dobrym winem. Mandy była w potrzasku. Chciała uciec, ale nie miała drogi ucieczki…
– Ciekawe pióro – skomentował. – Z interesującą historią. Wiesz, znalazłem je obok miejsca, gdzie ktoś zaatakował Hermionę Granger. Jestem przekonany, że jest dobry powód dlaczego tam leżało. Bardzo ciekawy powód. Dlaczego nam nie powiesz?
Mandy pokręciła głową niecierpliwie. – Moja torba ma dziurę i pewnie przez nią wypadło, kiedy szłam korytarzem – powiedziała. – Niezbyt interesująca odpowiedź, prawda?
Draco uniósł brew. Była w tym jakaś siła, prosta, elegancka i przebiegła siła, siła węża, który śledzi swoją ofiarę. To było takie proste, takie łatwe, takie zabawne. Cieszyło go to. Cieszył się jak prawdziwy Ślizgon, który wpędza przeciwnika w narożnik, mający radość z polowania… z zabijania…
– Naprawdę? – zapytał. – Byłem pod wrażeniem, że został upuszczony przez pomocnika Voldemorta. Oczywiście, nie podejrzewam ciebie oto. Przypuszczam, że powinnaś iść na następną lekcję. Ale najpierw, pozwól mi zobaczyć twoje przedramię.
– Nie – zaczęła, dociskając rękę do boku.
– Dlaczego nie? – zapytał. – To uświadomiłoby mi, że to nie ty. Co złego może się stać? O ile, oczywiście, naprawdę masz Mroczny Znak… co jest wprost nie do pomyślenia.
Pokręciła głową. – Nie możesz mnie…
– Doprawdy? – Zrobił krok do przodu, jego ruchy były płynne jak u węża łapiącego swoją ofiarę, złapał ją za rękę i podciągnął do góry rękaw, aby ujawnić…
Mroczny Znak.
Na chwilę zapadła absolutna cisza.
– Chciałbym wiedzieć – powiedział Draco, jego głos brzmiał groźnie – co już zrobiłaś.
– Nic nie zrobiłam – błagała. – Zmusili mnie… wbrew mej woli… moi rodzice…
– Przestań grać, to na mnie nie działa – splunął, jego oczy były pełne jadu. – Dlaczego? Jedynie to chcę wiedzieć. Dlaczego?
Nagle jej twarz się zmieniła, jakby zrzuciła maskę. Przestała błagać, jej oczy zamarzły. Wyprostowała się i spojrzała na Draco.
– Wszystko co chciałam wiedzieć, to dlaczego. Dlaczego Draco, dlaczego on się od niego odwrócił? Nic nie zyskasz walcząc po stronie szlam. Nic nie zyskałeś, wszystko straciłeś. Mogłeś być wielki, miałeś moc, o której wielu z nas może tylko pomarzyć… jesteś głupcem i idiotą, że go opuściłeś.
Jego oczy zwęziły się. – Nigdy dla niego nie pracowałem. Nigdy. Widziałem do czego to prowadzi, to prowadzi do… nienawiści i niczego. Poco mi moc skoro nie jestem szczęśliwy?
– Moc sprawia, że jesteś szczęśliwy – odpowiedziała po prostu. Z jakiegoś powodu, Draco prawie zadrżał, ale powstrzymał się.
– Więc, pracowałaś dla Voldemorta. Co zrobiłaś?
Mandy wzruszyła ramionami. – To co widziałeś. Zanosiłam wiadomości, wysyłałam przynęty, aby pozbyć się tej szlamy, którą się opiekowałeś…
Krew Draco zagotowała się, kiedy usłyszał jak nazwała Hermionę, ale starał się uspokoić. – I to ty ją zaatakowałaś? Na rozkaz Voldemorta?
– Tak - syknęła. – Zdecydował, że nie jest już przydatna, w kontrolowaniu ciebie… była jednym wielkim szkodnikiem. Zabiłabym ja, gdybyś mnie nie powstrzymał. Chciałam to zrobić. Jedna brudna szlama mniej…
Draco prawie ją zaatakował, jego oczy zabłysnęły, podniósł różdżkę i kiedy chciał wymówić najobrzydliwszą klątwę jaką znał, przerwał mu głos.
– Dziękuję za to, panno Brocklehurst – powiedział Dumbledore, zdejmując z siebie i profesora Snape’a pelerynę niewidkę Harry’ego. – Wierzę, że te dowody wystarczą, aby cię skazać. Żałuję tylko, że nie wiedziałem tego wcześniej…
Mandy była zdziwiona, jakby poraził ją prąd – Ale… ale jak? Nie możecie mi niczego udowodnić, nie ma sposobu, żebym powiedziała to poza tym pokojem. I nikt z was mnie do tego nie przekona… nawet taki stary idiota jak ty!
– Błąd, panno Brocklehurst – powiedział miękko Snape, podnosząc różdżkę. – Aperi Memoria Virgae.
Cienka strużka światła wyleciała z końca różdżki, ukazując idealną miniaturę pokoju, jak w mugolskim filmie. Zaczęło się w momencie, kiedy Harry zatrzasnął drzwi za Mandy, która wyrwała się Draco i ponownie zażądała. – Pozwólcie mi odejść. Teraz, albo zgłoszę to dyrektorowi.
Snape machnął różdżką i wizja rozmyła się. – Wszystko jest zapisane, panno Brocklehurst – powiedział. – Każde wypowiedziane słowo.
– A teraz idziemy do mojego gabinetu – powiedział dyrektor poważnie. – Przypuszczam, że twoi rodzice o tym nie wiedzą? Cóż, więc powiadomimy ich. A potem oczywiście ministerstwo. Mam nadzieję, że będą wyrozumiali…
Wyprowadził bladą i wstrząśniętą Mandy. Snape szedł za nimi, ale zatrzymał się na chwilę, aby spojrzeć na Draco. – Bardzo imponujące zastraszanie, panie Malfoy – powiedział. Draco, nie wiedząc zupełnie dlaczego, zadrżał.

Aperi Memoria Virgae — dosłownie oznacza „ujawnij pamięć różdżki”. Jest to zaklęcie, które pozwala żeby czarodzieje i czarownice, mogli używać swojej różdżki jak kamery video, aby odtwarzać wspomnienia.
____________

Witajcie :) Tak jak obiecałam dziś publikuję 19 rozdział. Wreszcie poznaliśmy tożsamość M.B. Tak jak przypuszczaliśmy, to OC wymyślone przez cyropi. Swoją drogą, niezła intrygantka z tej Mandy. Jak Wam się podoba postawa Draco? Niezły z niego szantażysta :D I znowu wymigał się od konsekwencji swoich czynów ;)
Prawdopodobnie ostatni rozdział opublikuję w piątek. Po nim na chwilę zrobię przerwę przed publikacją nowego opowiadania i zabiorę się za poprawianie poprzednich rozdziałów, bo wreszcie będę miała na to czas :)
Dzisiaj mam zamiar zacząć pisać 4 rozdział Muzycznej misji. Mam go już w głowie. wystarczy jedynie spisać :D Także możliwe, że pod koniec tygodnia będzie gotowy.
Przy okazji informuję, że na Stowarzyszeniu Dramione organizowany jest konkurs na miniaturkę na jeden spośród trzech zaproponowanych tematów. Czas na napisanie jest do 30 kwietnia. Oczywiście zachęcam do udziału w konkursie :)
To tyle. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia :) Enjoy!



sobota, 16 kwietnia 2016

Rozdział 18: Nienawiść i Miłość

W mgnieniu oka wszystko ucichło. Każdy szczegół pokoju wyróżniał się jak ostrze noża: tekstury ścian, wzory na drewnianych meblach, barwy dywanu. Ten obraz wrył się w jego głowę. Nigdy nie zapomni tej chwili.
Nigdy nie zapomni tego okropnego przerażającego widoku na środku pokoju: krwi Hermiony na dywanie, jej nieporuszającego się ciała, pełnego blizn i zamkniętych oczu, jakby spała. Jednak ona nie spała, ona…
Nie zaprzeczał — nigdy nie wyparł się prawdy — ale to co zobaczył przeraziło go. Nie mógł uwierzyć, że Hermiona jest martwa. On po prostu stał i patrzył, nie mogąc zrozumieć, pozbawiony jakichkolwiek wewnętrznych uczuć. To było niemożliwe, nie mogło się zdarzyć, bo kiedy zdecydował się opuścić świat zła i śmierciożerców, Hermiona była jego światem. Śmierć Hermiony była końcem jego świata.
I Hermiona nie żyje.
Nagle pustka została wypełniona — nie było etapu przejścia między pustką i pełnią, wszystko zmieniło się momentalnie, jakby ktoś pstryknął palcem. Targało nim wiele emocji: wściekłość, furia, gniew, okrucieństwo, które wypełniały każdy fragment jego ciała. Rozsądek odstawił na bok.
Wściekłość i szał żądały zapłaty. Chciał się zemścić.
Srebrne oczy zapłonęły, po czym doszedł do kominka i chwycił jeden z wiszących nad nim mieczy. Przeciągnął swojego ojca z dala od Hermiony. Obejmował jego twarz, w głowie miał tylko chęć zemsty, jego serce krwawiło ze straty ukochanej osoby.
Lucjusz uśmiechał się lecz szybko zmienił wyraz twarzy w zaskoczenie, kiedy Draco podniósł miecz i z całej siły wbił go w serce swego ojca.
Wyraz jego twarzy nie zmienił się, kiedy zwłoki upadły na podłogę, jak zamrożone. Draco upadł na podłogę koło swojego ojca. Był podniecony i dyszał z wściekłości. Próbował zrozumieć co się właśnie stało, jednak wszystko było niewyraźne.
Przechylił głowę, zamknął oczy i wtedy wszystko pojął. Jego ojciec nie żyje. Jego ojciec, który znęcał się nad nim od urodzenia, nie żyje. Jego ojciec, którego miał szanować i obawiać się, ten którego nienawidził i bał się, nie żyje. Zabity jego własną ręką. Jest określenie na zabicie własnego ojca, jak ono brzmiało? Ojcobójstwo? Tak, pomyślał niejasno, popełnił ojcobójstwo.

♥ ♥ ♥ ♥

— Spójrz prawdzie w oczy, Harry — powiedział Ron ponurym głosem. — Zgubiliśmy się.
Harry zmarszczył brwi, lekko wilgotne od mżawki deszczu i pokręcił głową.
– Musimy ją znaleźć – powiedział z przekonaniem.
Ron spojrzał pesymistycznie. – To miejsce jest ogromne – zauważył. – I nie wiemy gdzie szukać. Ona może być wszędzie. Zajęłoby tygodnie przeszukanie tego miejsca. – Westchnął i oparł się o ścianę, trzymając miotłę w ręce, prawdopodobnie niszcząc drogie tapety. – Może powinniśmy wrócić do szkoły, pójść do Dumbledore’a lub kogoś…
– Nie – odpowiedział szybko Harry. – Nie ma na to czasu.
Ron jęknął. – Słuchaj, Draco jej szuka, a że to jest jego dom, to prawdopodobnie ma większe szanse na znalezienie jej niż my. I wiesz, że nie pozwoliłby żeby stało jej się coś złego. Byłoby o wiele lepiej dla Hermiony, gdybyśmy poszli do Dumbledore’a…
– Nie poddam się. Znajdziemy ją – powiedział Harry stanowczo, po czym losowo obrał kierunek drogi i zaczął iść. Ron musiał biec żeby za nim nadążyć. Twarz Harry’ego była skupiona, pełna determinacji. – To nie jest poddanie się, Harry, to jest cholerny zdrowy rozsądek! – Ron próbował przetłumaczyć przyjacielowi. – Nie zrobimy nic dobrego dla niej, kiedy władujemy się w krwawą walkę lub wylądujemy w lochu.
– Nie zgubimy się – odpowiedział dość spokojnie. – I nie poddamy się.
Ron jęknął zrozpaczony. Wiedział, że nie przekona Harry’ego. Na dodatek musiał biec za przyjacielem.
Korytarze Malfoy Manor były długie i puste. Na ścianach nie było gobelinów i obrazów, były tylko mahoniowe deski, grube dywany i szare kamienne mury łukowato zakończone. Nie było nawet okien, chyba że ich droga przebiegała blisko drzwi na zewnątrz. Każdy korytarz był taki sam.
Co jakiś czas Harry stawał i zaglądał do pokoi. Wtedy Ron go doganiał. Nie chciał prosić przyjaciela, żeby zwolnił: on też martwił się o Hermionę i chciał ją znaleźć. Poczuł ulgę, kiedy Harry zatrzymał się w ciemnym korytarzu.
– Słyszałeś to? – zapytał, marszcząc brwi. Jego ręka instynktownie poszukała różdżki.
– Co słyszałem? – wysapał Ron.
Harry potrząsnął głową. – Przysięgam, że słyszałem kroki… – urwał i jak na zawołanie usłyszeli ciche skrzypnięcie deski podłogowej.
– To może być Hermiona! – wyszeptał z podnieceniem. – No chodź! – Ruszył w kierunku hałasu, tak szybko jak potrafił, a za nim Ron z nową nadzieją i siłą.
Dobiegli do zakrętu i zatrzymali się.
Przed nimi stała wysoka blondynka, która trzymała różdżkę skierowaną bezpośrednio na nich. Patrzyła na nich z pogardą, jakby byli niczym.
– Jeżeli drgniecie – zagroziła niskim głosem – przeklnę was każdym mrocznym zaklęciem jakie znam. – Potem jej oczy rozszerzyły się, skoncentrowała się na bliźnie Harry’ego i jęknęła głośno: – Harry Potter!
Obaj chłopcy spróbowali wyjąć ukradkiem różdżki, ale krzyknęła – Accio różdżki – i mogli tylko patrzeć z przerażeniem, jak ich ostatnia linia obrony leci do jej ręki.
Petrificus Totalus – powiedziała z uśmiechem, patrząc z radością, jak dwaj chłopcy runęli na ziemię nie mogąc się poruszyć. – Słynny Harry Potter schwytany przez Narcyzę Malfoy – powiedziała zaciskając zęby. – Lucjusz będzie zadowolony… Voldemort także. Śmierciożerca, który przyprowadzi do niego Chłopca, Który Przeżył będzie honorowany ponad wszystkimi innymi. A tą osobą – dodała szybko – będę ja. Mobilicorpus!
Chłopcy wystraszyli się jeszcze bardziej, kiedy unieśli się nad ziemię, całkowicie bezsilni.

♥ ♥ ♥ ♥

Nicość. Absolutna nicość, czysta i pusta, tak spokojna. Niezbyt zdawała sobie sprawę z tego co się dzieje. Rzeczywistość była odległym marzeniem, tak zagmatwanym i niejasnym, jak opowieść małego dziecka.
Malutki punkcik świadomości płynął przez ciemny i pusty świat, pozbawiony życia i śmierci. Stopniowo sytuacja zaczęła się zmieniać: dźwięki, zmysły, światło, aż jej świadomość powróciła z ciemności do rzeczywistości.
Światło przebijało się przez jej powieki, poczuła ból. Jej skóra była pokryta czymś ciepłym i lepkim, poczuła miedziany metaliczny smak w ustach. Przełknęła ślinę, próbując pozbyć się smaku, kiedy usłyszała głos.
– Hermiona?
Brzmiało to jak półszept pełen nadziei. Z trudem otworzyła swoje oczy, ale ponownie je zamknęła, kiedy oślepił ją blask światła. Pomrugała parę razy, żeby oswoić się ze światłem.
Wszystko wokół niej było niewyraźne, pełne żywych kolorów. Nad nią była zbieranina światła i cienia, która wyglądała jak twarz pełna zmartwienia, troski i nadziei… skądś ją znała. Zamrugała, próbując sobie przypomnieć. Srebrne włosy, blada skóra… rozpoznała kształt i osobę.
Uśmiechnęła się słabo, powodując, że wypełniło go szczęście. – Draco… – odparła.
– Żyjesz? – odetchnął i czuła jego dotyk na swojej ręce, jakby spodziewał się, że znowu straci przytomność. Złapała go mocniej za rękę.
– Żyję – przytaknęła, zamykając oczy przed tańcem światła i kolorów. – Ja żyję…
Poczuła jego ręce owijające się wokół niej, ciągnące ją do pozycji pionowej i przytulające ją mocno do siebie. – Żyjesz – powtórzył łamiącym się głosem. – Żyjesz…
Nicość zachęcała ją, ale chłopak przytrzymał ją mocniej i zamknął w ciepłym uścisku. Nie chciała go wypuścić… Draco był tutaj, będzie bezpieczna. Draco. Uśmiechnęła się. Draco…
– Kocham cię – szepnęła, po czym straciła przytomność. Wspomnienia w jej umyśle były przycienione, ale nie miały teraz znaczenia. Liczyło się tylko to, co działo się teraz. Czuła to niezależnie od wspomnień i czarów.
Kochała go…

♥ ♥ ♥ ♥

To było straszne doświadczenie, unosić się w powietrzu i nie wiedzieć co się z tobą stanie. Porażenie ciała uniemożliwiało im jakiekolwiek ruchy. Mogli tylko patrzeć prosto przed siebie — w sufit — i oczekiwać na to co się stanie.
Nagle zatrzymali się, ale nie wiedzieli gdzie: widzieli tylko zakręt i ozdobną ścianę, nic więcej.
Narcyza zapukała w drzwi. – Lucjuszu? Mam… dla ciebie niespodziankę. Wartą uwagi niespodziankę.
Nie było odpowiedzi.
– Lucjuszu? – zapytała, marszcząc brwi. – Mogę wejść?
Po kilku sekundach ciszy rozległ się odgłos otwieranych drzwi i przelewitowała ich delikatnie przez próg. Narcyza szła za nimi.
Dźwięk kobiecego krzyku przeszył powietrze – Hermiona? – pomyśleli rozpaczliwie — ale nie, ten krzyk był tuż za nimi, pochodził od Narcyzy…
Upadła na podłogę z hukiem, jak martwa, różdżki wyleciały jej z ręki. Leżeli w agonii, nie wiedząc co się dzieje, nie mogli obrócić głów i rozejrzeć się po pokoju. Czy z Hermioną wszystko dobrze? Czy była ranna? Co… co tam jest, że Narcyza krzyknęła?
Usłyszeli cichy głos. – Finite Incantatem – Ich mięśnie rozluźniły się. Siadając, rozejrzeli się po pokoju.
W jednym rogu, z mieczem wbitym w pierś i ze zdziwieniem na twarzy, leżał Lucjusz Malfoy. Mniej więcej w połowie pokoju, Draco tulił nieprzytomną i krwawiącą Hermionę, patrząc na nich bez emocji.
Ron zrobił jedyną sensowną rzecz w takiej sytuacji i zaklął cicho.

 ____________________

Witajcie :) Tak jak obiecałam, Hermiona żyje. Pewnie zdziwił Was sposób w jaki Draco zemścił się na ojcu? Widać mugolskie sposoby też działają na czarodziei :D Jak wrażenia po rozdziale? Cieszycie się, że Hermiona powiedziała upragnione słowa? Tym razem nie kłamała ;)
Prawdopodobnie w przyszłym tygodniu zakończymy Ciemność i Światło. Zostały dwa rozdziały i nie chcę Was długo trzymać w niepewności. W tym tygodniu mam zamiar napisać czwarty rozdział Muzycznej misji. Mam nadzieję, że mi się uda. Wszystko zależy od ilości wolnego czasu.
To chyba tyle. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!



Obserwatorzy