niedziela, 27 sierpnia 2017

[T] [M] Lot z przesiadką

Tytuł oryginału i link: Connecting Flight
Autor oryginału: SaintDionysus
Autor tłumaczenia: Arcanum Felis
Zgoda na tłumaczenie: jest
Beta: Degausser
Fandom: Harry Potter
Para: Dramione
Status: miniaturka (liczba słów: 1 174)
Gatunek: romance
Klasyfikacja: T
Opis: Dwoje szkolnych kochanków ma szansę na nowo się połączyć podczas spotkania na terminalu lotniska.

Koła dotknęły asfaltu, a Draco obudził się przez chwiejne lądowanie. Jęknął i przeklął pod nosem:
— Cholerny pilot.
Nawet pierwsza klasa w liniach Emiratów Arabskich nie sprawiła, że ten lot stałby się znośny. Udawanie brytyjskiego bizmesmena w obecności arabskich magnatów nudziło go. Odwracali jego uwagę luksusami, podczas zawierania z nim transakcji — dokładnie na dwanaście milionów funtów. Cieszył się, że jest w domu, tak jakby.
Przeciągnął się i starł sen ze swoich oczu. Stewardesa mruknęła coś do niego, ale nie mógł niczego zrozumieć przez zatkane uszy, co było spowodowane podchodzeniem do lądowania. Skinął głową bezmyślnie, patrząc na piękną kobietę i udając, że słyszał to, co do niego mówiła. Szczerze mówiąc, w tym momencie objawiła się jego druga natura. Nieważne, jak ładna była, nie mógł skupić na niej swojej uwagi.
Przechodząc przez terminal, zerknął na zegarek, zdając sobie sprawę z tego, ile czasu z pracowitego dnia jeszcze pozostało i ile będzie potrzebował kawy, jeśli chce mieć nadzieję to przetrwać. Zmierzwił swoje jasne blond włosy, masując skórę głowy i mając nadzieję, że to pobudzi przepływ krwi do jego mózgu.
— Wezmę podwójne cappuccino. W średnim kubku. Jedna kostka cukru, tylko jedna. Jedna łyżka orzechów laskowych, ale tylko jedna. Nie lubię, gdy jest zbyt słodko. Och i jeszcze posypka cynamonowa — powiedziała apodyktycznym tonem kobieta stojąca dwa miejsca przed nim.
To obudziło go od razu. Zawsze tak zamawiała. To ona. Musi być. Serce podeszło mu do gardła. Miał nadzieje, że facet przed nim nie zamówi nic wymyślnego i Draco będzie miał szansę ją dogonić, zanim jej absurdalna kawa będzie gotowa.
— Średnia, mocno palona, czarna — mruknął do baristy starszy, pulchny mężczyzna.
Draco westchnął z ulgą. Kiedy mężczyzna zapłacił, wziął swoją kawę i odszedł, Draco rozejrzał się za nią kątem oka i zorientował się, że go zauważyła. Niestety wisiała na telefonie, pisząc coś i słodko się uśmiechając.
— Proszę dużą, czarną paloną kawę, dwie porcje syropu.
— Draco? — odezwał się głos tuż za nim. Ona także rozpoznała jego zamówienie.
Zagryzł wargę i odwrócił się.
— Hermiona? To naprawdę ty? — Udał niewinność. — Poczekaj chwilę, tylko zapłacę.
To ona i rozpoznała go. Tego, który uciekł. Miłość jego życia, ale był zbyt młody i za głupi, by zrozumieć. Barista podał Draco papierowy kubek, a on ostrożnie, z parującą kawą, podszedł do swojej szkolnej ukochanej.
Prawie w ogóle się nie zmieniła. Trochę dorosła, ale i tak piękna. Ubrana w biznesowy strój, zarzuciła wielki szalik wokół szyi; a na twarzy dostrzegł odrobinę makijażu.
— Widzę, że nadal zamawiasz skomplikowane napoje — zażartował.
— A ty jak zwykle zamawiasz coś zwykłego — wspomniała. — Och, nie zachowuj się jak obcy. — Niezgrabnie go przytuliła, próbując nie łączyć się z nim klatką piersiową. Ale chwilę po tym, jak oderwali się od siebie, poczuł się jak zardzewiały stary samochód, który został uruchomiony po raz pierwszy od lat, a dokładnie pięciu lat.
Draco był trochę zdumiony faktem, że tak wiele rzeczy się nie zmieniło, w tym jej perfumy. Wszystkie wspomnienia wróciły do niego, gdy musnęła go swoją szyją. Późne wieczory w jej dormitorium, gdy wspólnie się uczyli… i nie uczyli. Potem rozdzierające serce pożegnanie, gdy kończyli szkołę.
Wziął łyk kawy, chcąc się otrząsnąć. Chrząknął i zapytał:
— Przylot czy odlot?
— Wylot. Lecę na misję dobrej woli do Arabii Saudyjskiej — rzuciła.
— Herm… — zawołał głos za nimi.
— Hermiona. Dziękuję. — Wychyliła się do lady, aby odebrać swoje zamówienie, a potem zwróciła się do Draco. — Będę tu jeszcze przez półtorej godziny. Musisz gdzieś iść?
Pieprzyć to — pomyślał. — Chrzanić inwestorów. Mogą poczekać. Mój bagaż też.
— Nie przez następne dwie godziny — skłamał.
— Chcesz pogadać? — zapytała, wskazując na stoliki bistro.
Bardziej niż myślisz.
— Jasne — powiedział beztrosko, nie chcąc pokazać, jak bardzo za nią tęsknił.
Gdy przetransportowali swój bagaż podręczny do stolika, radość z ich ponownego spotkania zamieniła się w niepokój. Zerkał na jej lewą dłoń, aby się upewnić, że nie miała żadnego pierścionka zaręczynowego lub ślubnej obrączki — ani jeden z jej palców nie był ozdobiony złotem.
Hermiona zdjęła jedwabny szal, eksponując długą i elegancką szyję. Nawet teraz nosiła się jak balerina. Tylko ona mogła połączyć ze sobą dwa kierunki: stosunki międzynarodowe i taniec. Tancerka i podróżnik. Oboje uczęszczali do szkoły średniej, a potem poszli na Oxford. Ich bogactwo i znamiona bycia z klasy wyższej byłyby irytujące, gdyby tak bardzo to do nich nie pasowało.
Upiła łyk kawy i spojrzała mu w oczy, gdy się na nią gapił. Próbowała stłumić śmiech, jednak bezskutecznie.
— Dlaczego tak na mnie patrzysz?
Nie zastanawiając się nad swoimi słowami, wypalił:
— Jak to się stało, że jesteś coraz piękniejsza, podczas gdy ja przytyłem i zsiwiałem?
Zarumieniła się, taksując go wzrokiem.
— Nie jesteś gruby. Może nie jesteś w sportowej formie, ale nadal dobrze wyglądasz — powiedziała, mrugając. — Więc opowiadaj! Gdzie pracujesz? Żonaty? Dzieci? Pies?
— Jesteś taka miła. Zdecydowanie powinienem pozwolić sobie na co nieco. Ciągle jem na lotnisku i podróżuję w sprawach biznesowych. Nie dbam o siebie. Mój ojciec odszedł już na emeryturę, ale nadal siedzi w zarządzie. Zaproponowano mi stanowisko dyrektora generalnego i nie ukrywam, kusi mnie to — zaszydził. — Więc przeważnie żyję na walizkach, podróżuję i jestem odpowiedzialny za transakcje.
— Czyli nie masz czasu na rodzinę? — Zauważył jej lewą dłoń na swojej lewej ręce i ciekawość w jej głosie.
— Niestety nie — odparł. — A ty?
Westchnęła.
— Ja… Przez ONZ muszę często podróżować. Aktualnie stacjonuję w Nowym Jorku, ale przez ostatnie kilka tygodni przebywałam w Londynie. Teraz lecę do Arabii Saudyjskiej, a stamtąd do domu.
Dlaczego miałem wrażenie, że coś ukrywa? — zastanowił się.
— Jesteś szczęśliwa?
— Dziwne pytanie — zauważyła.
— Nie jest dziwne, tylko ważne.
— Tak myślę. Moja praca daje mi wiele satysfakcji. A mój kot nadal żyje — zażartowała.
— Ten rudy kot. Przecież jest już taki stary, więc jak?
Roześmiała się.
— Nie mam pojęcia. A co z tobą? Jesteś… szczęśliwy?
— Do dziś myślałem, że tak, ale zdałem sobie sprawę, że… Nie, nie jestem szczęśliwy. — Postanowił przejść do sedna sprawy. — Kiedy wracasz?
— Za tydzień — Wydawała się niechętna do udzielenia odpowiedzi.
— Zjedz ze mną kolację. Porozmawiamy przy czymś lepszym niż okropna kawa z lotniska — powiedział bez wahania.
— Ja… ja nie wiem, Draco.
— Proszę, bez zobowiązań. Tylko rozmowa. My… Ja… nie robiłem tego, odkąd poszliśmy w oddzielne strony. Myślałem, że to najlepsze rozwiązanie, ale teraz uświadomiłem sobie, w jakim byłem błędzie. Proszę, zgódź się. To może być pub, restauracja indyjska lub restauracja z Gwiazdką Michelin. Wybieraj. — Gdzieś pośród tego błagania, sięgnął po jej dłoń i teraz pocierał ją kciukiem.
Polizała usta, gdy niemal roztopiła się pod jego dotykiem. Może nawet tęskniła za nim i nie zdawała sobie z tego sprawy. W jej wnętrzu zapłonął ogień, gdy przytaknęła. Nie była pewna dlaczego, ale jej oczy zaszły łzami. Nie chciała zawstydzać siebie przed swoim byłym chłopakiem, więc szybko zamrugała i powiedziała:
— Rzęsa. Przepraszam, tak. Mam nowy numer, napiszę do ciebie.
Wymienili się informacjami i uśmiechnęli do siebie. Kilka wiadomości wyskoczyło na telefonie Draco — praca.
— Cholera, przepraszam, muszę iść. Później do ciebie napiszę lub wyślę maila — mruknął z niesmakiem.
— Okej, cześć.
Nawet nie myśląc, jakby to była naturalna rzecz, szybko cmoknął ją w usta i powiedział:
— Kocham cię.
Zrobił pięć kroków, zanim dotarło do niego, co zrobił. Odwrócił się, zawstydzony.
Siedziała tam, trzymając łokcie na stole, opierając podbródek na palcach z szerokim uśmiechem na twarzy.
Draco chciał przeprosić, ale przerwała mu.
— Ja ciebie też. Nigdy nie przestałam.

 _________

Witajcie :) W niedzielne popołudnie publikuję nowe tłumaczenie. To taka krótka miniaturka, ale ma w sobie coś uroczego, a takie lubię najbardziej. Jestem ciekawa Waszych opinii na jej temat. Piszcie w komentarzach.
Nie wiem, kiedy pojawi się drugi rozdział „Zakazanych”, ponieważ we wtorek wyjeżdżam na trzy dni. Zapewne koło weekendu, więc oczekujcie. „Zakochana fretka” pewnie pojawi się za dwa tygodnie. Tak przewiduję, ale czas pokaże, jak będzie.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!




środa, 23 sierpnia 2017

Rozdział 14: Irytacja, boks, bal — głupi bal!

Rozdział betowały: lavaluvie, SongRainie, Acrimonia

Narracja pierwszoosobowa z perspektywy Draco

Niczego się nie boję. Pomijając pająki, ale to wyjątek. Robię, co chcę i nawet nie muszę się wysilać. Imponujące, nieprawdaż? Cóż, oczywiście, że to imponujące, bo to ja.
Tak, jestem odważny. I tak, zdecydowanie kłamię. Właśnie teraz jestem śmiertelnie przerażony. Absolutnie, bardzo przerażony.
— Em, Granger?
— Taaaaaaaaaakkkk?
— Um, taa. Więc jest bal, prawda?
— Och, bal? Masz na myśli ten, nad którym pracowaliśmy miesiącami…
— Zamknij się…
— Hej, tak się nie mówi do tak wspaniałej damy jak ja!
— Wspaniały to jest mój tyłek.
— Zignoruję to, bo jestem naprawdę miła, a ty wredny. Więc o co chciałeś mnie zapytać?
— Co do diabła… Pójdziesz ze mną na ten cholerny bal?
— Och! O mój Boże, jestem zaskoczona! Ale nie wiem, Draco. Wydaje mi się, że Blaise wygląda o wiele lepiej od ciebie.
— Boże… Blaise, właśnie ćwiczę zapraszanie Hermiony na bal. Czy mógłbyś współpracować?
— Nie.
Dlatego właśnie obecnie duszę Blaise’a. Nikomu nie wolno się wygłupiać, gdy sprawa dotyczy randki, zwłaszcza jeśli jest się tak niespokojnym typem człowieka jak ja. I właśnie teraz nie jestem jedynym, który ma z tym problem.
— Cóż, emm, Ginewro…
— Boże… Harry! Nie nazywaj jej tak!
— Cóż, przepraszam panie moim-partnerem-będzie-kurczak! To dość nerwowa sytuacja zapraszać kogoś na bal! — jęknął głośno Potter z frustracją wypisaną na twarzy.
— Proszę, proszę! — wykrzyknąłem z drugiej części dormitorium Prefektów Naczelnych.
Zostały dwa dni do balu, a my nadal nikogo nie zaprosiliśmy. A odkąd jesteśmy (wstaw tutaj sarkazm) tak bardzo pewni siebie w umawianiu się z kimś, teraz ćwiczymy z Blaise’em jako... emm... atrapą mojej Hermiony i Weasleyem jako atrapą Wiewióry dla Pottera. Prawdziwe dziewczyny poszły Merlin wie gdzie i pozwoliły nam pogadać o tym, w jaki sposób je zaprosimy.
Och, i przy okazji, Potter i Weasley wiedzą o moich... emm... uczuciach do ich przyjaciółki i... umm... nie skończyło się to zbyt dobrze. Moje włosy stanęły w płomieniach, straciłem brwi i przez tydzień miałem piersi na plecach. Są okropnymi, strasznymi osobami.
Uspokoili się po kilku groźbach: „Potniemy cię na kawałki”, „Wydłubiemy ci gałki oczne” i moje ulubione „Jeśli chociaż tkniesz ją palcem, zjemy twoje wnętrzności, zwymiotujemy i znowu zjemy”.
W wyobraźni wyglądało to strasznie, ale to w końcu Potter i Weasley. To chore, naprawdę chore osoby. Piersi na plecach, pamiętasz?
„Jeśli tkniesz ją palcem”, jak więc mam ją całować? Och, emm… przejdźmy dalej.
Kiedy tak rozmyślałem o niezwykłym i niesamowitym sposobie zapytania jej, pomyślałem o czymś i zacząłem się uśmiechać jak głupek. Po kilku sekundach otrząsnąłem się i zauważyłem, że chłopaki gapili się na mnie, kiedy zaśmiałem się sam do siebie.
Co ja wyprawiam? Naprawdę próbuję się z kimś umówić? To szaleństwo! Nigdy tego nie robiłem. Ja nie umawiam się z ludźmi, ja pozwalam im się ze mną umówić. To zasada, którą kierowałem się przez całe życie.
Moja własna reguła, którą łamię dla niej i tylko dla niej… Co Hermiona Granger ze mną zrobiła?
— … I Harry, Ron i Blaise zabili Draco za uśmiechanie się i bycie cholernie dziwnym. — zawołał Blaise i otrząsnąłem się ze swoich myśli, a oni zachichotali.
Potter uśmiechnął się.
— Niech zgadnę, myślałeś o Hermionie? — Odwróciłem wzrok. — Boisz się ją zaprosić?
— Powiedz mi, kiedy zaprosisz Ginewrę, okej Potter? — zadrwiłem.
— Och…
— Kto właśnie nazwał mnie Ginewrą? — Wiewióra wpadła do pokoju, jej rude włosy były wszędzie, a twarz czerwona jak wiśnie. Przełknęliśmy ślinę i wpatrywaliśmy się w siebie. Kilka sekund później skinęliśmy głowami.
— To Weasley…
— Hej!
— Zabiję cię, Ronaldzie!
Uciekliśmy, bojąc się o nasze życie, prosto do kuchni, obok Hermiony, która prawdopodobnie będzie świadkiem wielkiego morderstwa Ronalda Billiusa Weasleya.

***

Przestań.
Panikować.
Idioto.
— Jeśli nie przestaniesz panikować, kopnę cię tak mocno w miejsce, którego prawdopodobnie będziesz potrzebować, jeżeli chcesz stworzyć więcej kopii siebie i Wiewióry. Więc, jeśli nie chcesz stracić swojej męskości, usiądź — oświadczyłem i oczywiście nie posłuchał. To Harry Potter, czego oczekiwałeś?
Westchnąłem z irytacją.
— Naprawdę, Potter, nie powinieneś się denerwować. Wiewióra na pewno się zgodzi. Zapewniam cię. Uspokój się — powiedziałem mu i dzięki wszystkim bogom na świecie i twórcom tarty melasowej przestał panikować i usiadł z rozbawionym uśmiechem na twarzy.
— Czyżby Draco Malfoy próbował mnie pocieszyć?
Skrzywiłem się.
— Nigdy więcej tego nie zrobię.
On i Blaise wybuchli śmiechem, a ja przewróciłem oczami. Potter znowu się uśmiechnął.
— Masz rację, Malfoy…
— Zawsze mam…
— … zamknij się… jednakże mam wrażenie, że to ty potrzebujesz rad. Postaraj się nie stchórzyć i zaprosić Hermionę. Słyszałem, że wielu facetów chciałoby ją zaprosić. Więc powinieneś się pospieszyć, prawda? — powiedział, widząc moją nonszalancką minę. Na zewnątrz byłem „taa i powinienem się tym przejmować, bo…?”, ale wewnątrz... emm „Cholera jasna. Cholera. Cholera. Cholera.”
Jęknąłem cicho.
— Och, to…
— Przerażające?
— Stresujące?
— To znak, że powinieneś ją zaprosić, może teraz?
— Tak, Blaise, dziękuję ci bardzo.

***

Okej, zgodnie z listą, którą stworzyłem przez kilka godzin prześladowania, szantażu i tym podobne…
To idioci, którzy wręcz proszą się o śmierć, sądząc, że powinni zaprosić Hermionę na bal:
Uwaga: Pierwotna liczba wynosiła 25, ale usunąłem tych, którzy nie będą mieć szans z niesamowitym Draco Malfoyem. Tak, mną. Okej, to goście, którzy prawdopodobnie są zagrożeniem lub zapomniałem ich wymazać, lub zostawiłem bez obaw, ponieważ ta żałosna próba zaproszenia jej po prostu mnie bawi. Zaczynamy.
Neville Longbottom — (To bardzo mnie rozbawiło, śmiałem się tak głośno, że aż płakałem). Okej, Longbottom z Hermioną? Nie, po prostu nie. Gdyby przyszli razem, zepsuliby swój wieczór, a także wszystkich innych (a ja nie chcę umrzeć ze śmiechu). Longbottom z pewnością nie może jej zaprosić. Buhahahah.
Anthony Goldstein — Krukon. Niezwykle inteligentny (ale ja jestem mądrzejszy), przystojny (ale ja wyglądam lepiej) i mól książkowy. Jest dobrym przyjacielem Hermiony, więc po prostu musi umrzeć. (Tak, niestety jest zagrożeniem… ale ja się go nie boję. Ekhem).
Cormac McLaggen — (niestety, zapomniałem to wymazać) hmm, McLaggen, cóż, to kretyn, wszyscy o tym wiedzą. Hermiona nienawidzi kretynów, z wyjątkiem mnie, ale ja jestem wyjątkowym kretynem. Więc taa, McLaggen jest kretynem, a Hermiona ich nienawidzi… dlatego nigdy nie będzie miał szansy. Świat zostanie uratowany przed całkowitym zniszczeniem, a on będzie żył dłużej, ponieważ go nie zabiję.
Draco Malfoy — Jest najlepszy z całej listy. Tylko spójrz na imię — bardzo męskie. Draco, smok. Widzisz? Idealnie! To tylko jego imię. Hermiona będzie szczęśliwa, mając go za partnera. Jest zabawny, niesamowity, mądry, przystojny i po prostu niewiarygodny. Widzisz, idealny dla niej! Hermiona jest wspaniała, a on cholernie doskonały, tak jak to sobie wyobrażam. Boże, Draco jest niesamowity.
Jesteś bardzo, bardzo stronniczy, Draco. BZ
Nieprawda, odejdź. DM.
Opis Draco Malfoya w całości jest błędny, naprawmy to:
Draco Malfoy (jest głupi) — Jest najlepszy z całej listy (najbrzydszych pawianów na naszej planecie). Tylko spójrz na imię (obrzydliwe, nieprawdaż?) — bardzo męskie (jak męska dziewczyna). Draco (chłopak ze smoczym oddechem). Widzisz? Idealnie (przerażające)! To tylko jego imię. Hermiona będzie (nie)szczęśliwa, mając go za partnera. Jest zabawny (jak nikt), (nie)niesamowity, mądry (jak troll), przystojny (jak plecy pawiana) i po prostu (nie)niewiarygodny. Widzisz, (nie)idealny dla niej! Hermiona jest wspaniała (bardzo prawdziwe), a on cholernie doskonały (wielki błąd), tak jak to sobie wyobrażam (nikt nie pytał ciebie o opinię). Boże, Draco (nigdy nie będzie) niesamowity. — HP i RW.
Jesteście kretynami. Wszyscy. — DM.
Oooo, my też ciebie kochamy — POZOSTALI.

***

— Powiedziałem to raz, ale powtórzę ponownie. Nie stresuj się zaproszeniem Hermiony, Malfoy. Zgodzi się — wymamrotał Potter, przewracając oczami, kiedy chodziłem po pokoju.
Zatrzymałem się i popatrzyłem na niego.
— Ja też już mówiłem i powtórzę jeszcze raz. Powiedz mi to, kiedy zaprosisz Wiewiórę…
— Taa, dlatego ci to mówię. Już ją zapytałem, oczywiście z sukcesem. — Uśmiechnął się z roztargnieniem, a ja otworzyłem szeroko oczy.
— I nie jesteś martwy?
Rozpromienił się.
— Nie. Ale czuję się, jakbym był w niebie, bo idę z Ginny! Powiedziała tak!
Skrzywiłem się.
— Taa, brawo ty! Teraz możemy się skoncentrować na najważniejszej sprawie: w jaki sposób mam zaprosić Granger na bal?
Wzruszyli ramionami. Blaise przewrócił oczami.
— Po prostu ją zapytaj. To tyle. Podejdź do niej i powiedz: „Hermiono, czy pójdziesz ze mną na bal?” Tylko tyle, nic poza tym.

***

Hermiono, chodź tutaj szybko!
— Czekaj, dlaczego?
— Chodzi o Draco, jest w skrzydle szpitalnym!
Co? Draco? Co się stało?
— Powiem ci, kiedy tam dotrzemy. Chodź, nie ma czasu!
Harry i Ron zaciągnęli zdenerwowaną Hermionę do skrzydła szpitalnego. Zanim tam dotarli, była zdenerwowana jak diabli i łzy napłynęły jej do oczu. Pani Pomfrey otworzyła drzwi i, nie zastanawiając się ani chwili, dziewczyna wpadła do środka, szukając platynowych włosów. Znalazła je na łóżku w głębi sali.
Ciężko oddychając, zwróciła się do przyjaciół i zapytała:
— Co się stało?
Chłopcy opuścili wzrok i odpowiedzieli:
— Spadł z Wieży Astronomicznej, gdy tam byliśmy, ale zanim zdążyliśmy go złapać, już leciał.
Łzy popłynęły jej po twarzy, podczas słuchania tej straszliwej opowieści. Podeszła do łóżka rannego chłopaka, gdzie był jego najlepszy przyjaciel, ale nawet na niego nie zerkał. Podeszła bliżej i usiadła na łóżku. Wzięła jego dłoń i ścisnęła. Trzęsącym się głosem wypowiedziała jego imię:
— Draco.
Nie poruszył się, oczy miał mocno zamknięte, a twarz pozbawioną emocji.
— Draco, jestem tutaj, proszę powiedz mi, że nic ci nie jest…
Wreszcie otworzył oczy i szarość spotkała się z brązem. Przez chwilę wszystko ucichło i wszyscy wstrzymali oddech, obserwując to, co się wydarzy.
— Och, cześć Granger. Czy, um, czy pójdziesz ze mną na bal?
Hermiona milczała, gdy słuchała jego słów. Wreszcie odezwała się:
— Nie jesteś ranny?
Draco zaczerwienił się.
— Nie, to była część mojego planu… ałć, słodka matko Merlina…
Ty głupi…
Moje oko…
arogancki…
Aaaachhhh, moje ramiona!
kłamliwy głupcze…
Uważaj na moją szyję!
myślałam…
Och, mój nos!
że umrzesz…
Gaaaahhh, moje uda!
a ty tylko udawałeś…
Moje… moje... Moje… ooomfff… aaaachhh!
żeby się ze mną umówić!
Pani Pomfrey rzuciła się w ich kierunku i znalazła wściekłą Hermionę oraz poszkodowanego Draco. Chłopak skrzywił się.
— Um, Poppy, teraz naprawdę mnie boli. Granger złamała mi kręgosłup i wszystko inne w moim ciele, czego potrzebuję, aby żyć — krzyknął, kuląc się z bólu.
Hermiona znowu go uderzyła i powiedziała śmiercionośnym głosem:
— Nie waż się więcej tak żartować, Malfoy. Nie wiem, co by się ze mną stało, gdybym cię straciła.
Odwróciła się na pięcie i wyszła, zostawiając wszystkich w ciszy. Draco zamarł bez ruchu z szokiem wypisanym na twarzy. Zanim Hermiona zamknęła drzwi, wykrzyknęła:
— Lepiej, żebyś szybko wydobrzał, bo mogę cię kimś zamienić. Nie mogę iść z rannym partnerem, prawda? Myślę, że Neville będzie idealnym kandydatem, nie sądzisz?
Po czym zamknęła drzwi, pozostawiając Draco śmiertelnie wystraszonego.
— Cholera, nie. Wylecz mnie, kobieto! I pośpiesz się! — krzyknął do pani Pomfrey, która wpatrywała się w niego. — Emm, przepraszam, psze pani. Emm, proszę pani Pomfrey, proszę. Dziękuję, jest pani cudowna.
I kiedy reszta chłopaków chichotała jak wariaci, Draco gorączkowo próbował szybko wyzdrowieć, bo inaczej Hermiona pójdzie z Longbottomem. A Draco nie może na to pozwolić, pamiętasz listę?

***

Narracja pierwszoosobowa z perspektywy Draco

Minęły trzy godziny i wreszcie pielęgniarka pozwoliła mi wyjść. Kręgosłup i organy doskonale się wyleczyły. Granger to cholerna wiedźma. Ale oczywiście, nie zamierzam jej zranić. Zgodziła się. Jestem z siebie taki dumny.
— To był zdecydowanie najgłupszy plan, w jaki kiedykolwiek byłem zaangażowany. Wiesz, że mogłeś po prostu ją zapytać, tak jak ci mówiłem. Ale nie, musiałeś zaszaleć i ucierpieć. I zobacz, co się stało, teraz naprawdę jesteś ranny. Czasem się zastanawiam, dlaczego ja się z tobą przyjaźnię? — Blaise skrzywił się. Rzuciłem karcące spojrzenie w jego stronę. Dzięki kolego, właśnie zrujnowałeś mój dobry humor.
— Blaise ma rację, Malfoy — Potter i Weasley droczyli się, podśmiechiwali się z zaistniałej sytuacji. Dlaczego po prostu nie odejdziecie, ukryjecie się między skałami i zginiecie?
— Okej, więc mamy jeden problem rozwiązany. Wszyscy mają partnerki, prawda? — Usłyszałem pomruki, a Weasley uśmiechnął się.
— Dobrze, ale pozostaje tylko jeden problem. My, emm, mynieumiemytańczyć. Mam na myśli Harry’ego i mnie.
Uniosłem brwi.
— Czekaj. Możesz to powiedzieć trochę wolniej, żebyśmy zrozumieli? — zapytałem jakbym rozmawiał z dzieckiem.
Blaise parsknął i spojrzał na niego. Weasley westchnął.
— Harry i ja, cóż, my nie umiemy tańczyć.

Po kilku minutach…

— O mój Boże! Ooochhh, hahahhahah!
— To nie jest zabawne.
O tak.
— Zamknij się, Blaise.
O Boże, Blaise ma rację…
— Dajcie spokój, to nie jest aż tak śmieszne… hej, przestańcie tarzać się po podłodze… uspokoicie się wreszcie?
Zrobiliśmy to po kolejnych atakach śmiechu połączonych z płaczem. Potter i Weasley skrzywili się.
— Jesteście straszni. Po prostu cholernie okropni.
— Wręcz przeciwnie, jesteśmy wspaniali.
— Nie… nie…
— Skończ… okej. Więc wy, emm, nie umiecie tańczyć i co my mamy z tym zrobić? — zapytałem, a oni unieśli brwi.
— Czy to nie jest oczywiste?
Pomyślałem o tym i skrzywiłem się. Cholera.

***

— Nie dotknę cię.
— Więc, w jaki sposób masz zamiar nauczyć nas tańczyć?
— Możecie to zrobić bez partnerów!
— Próbowaliśmy tego podczas ostatniego balu i oczywiście nie zadziałało. No dalej, Malfoy!
O nie, nigdy, odejdź!        
— Jeśli nas nie nauczysz, spowodujemy, że bal i twoja noc z Hermioną będą katastrofą. Chcesz tego?
Czy wspomniałem o tym, że nienawidzę Pottera i Weasleya?

***

Nienawidzę Pottera i Weasleya.
— Panowie, jesteście gotowi? — krzyknąłem z dołu schodów.
Obecnie byli w łazience i, emm, przygotowywali się. Jestem geniuszem. Dziękuję ci! Dziękuję, ale zachowaj oklaski na później.
Po kilku minutach usłyszałem stukanie obcasów i odwróciłem się, żeby zobaczyć dwie damy przede mną. Różowe sukienki z frędzlami, które zapewne ubrałaby Umbridge, sprawiały, że stały przede mną panna Potter i Weasley. Blaise i ja próbowaliśmy zachować spokój, gdy patrzyliśmy na ich radosne twarze, na których było za dużo makijażu.
Uśmiechali się, a my zerkaliśmy na nich w ciszy. Obaj wstaliśmy i weszliśmy do łazienki w dormitorium Prefektów Naczelnych.
Och, dobry Boże.
O Boże, zsikałem się.

***

— Okej, dobrze. Raz, dwa, trzy. Raz, dwa, trzy i obrót.
Muzyka się skończyła i wszyscy byliśmy wyczerpani. Ćwiczyliśmy od pięciu godzin i szczerze mogę powiedzieć, że:
1) Trudno utrzymać kamienną twarz, kiedy tańczysz z Harrym Potterem, mającym na sobie sukienkę i szminkę.
2) To samo dotyczy Weasleya, według Blaise’a.
3) Weasley nie jest takim złym tancerzem.
4) Potter jest OKROPNY. Jestem pewien, że ma trzy lewe nogi. Czyste zło. Och, moja biedna cudowna i niesamowita tańcząca stopa.
5) Jestem genialnym instruktorem. To fakt.  
Opadliśmy na kanapy, kiedy zdałem sobie z czegoś sprawę.
— Ej, Blaise, z kim idziesz na bal?
Blaise podniósł wzrok i zaczerwienił się.
— Jeszcze jej nie zaprosiłem. — Popatrzyłem na niego zdumiony i powiedział: — Co?
Wszyscy westchnęliśmy.
— Więc kim ona jest?
Blaise wstał i uśmiechnął się.
— Zobaczycie.
I po tych słowach zostawił nas, zastanawiających się, kim u licha jest dziewczyna, którą zaprosi.
— To zdecydowanie Bullstrode.
Och, jak zabawnie jest zgadywać, kto zostanie jego partnerką.

***

— Och, Lauro, sukienka, którą znalazłam w Hogsmeade była cudowna. Błyszczała jak poranne słońce. Dodałabym do niej trochę rzodkiewek, ale ta żółta przyciągnęła mój wzrok…
Luna przestała rozmawiać z pająkiem i zamarła, gdy drugi pojawił się na sieci Laury. Wtedy odezwał się głos za nią:
— To Robert. Myślę, że Laura jest dla niego idealna. — Luna uśmiechnęła się szeroko, wciąż patrząc na pająki. — Myślę, że ona go lubi.
Głos drżał i prosił ją o coś. Przez chwilę dziewczyna milczała, ale potem na jej twarzy pojawił się radosny uśmiech. Melodyjnym, wesołym tonem powiedziała:
— Z chęcią z tobą pójdę, Blaisie Zabini.


 ________

Witajcie :) dzisiaj pora na publikację kolejnego rozdziału opowiadania. Zapewne spodziewaliście się go w weekend, jak to zazwyczaj miało miejsce, ale postanowiłam zrobić Wam małą niespodziankę ;) Ten rozdział to wstęp do tego, co będzie się działo na balu i po nim. Jednak nic nie zdradzę, bo nie chcę Wam psuć zabawy.
Piszcie, co sądzicie o rozdziale. Będę wdzięczna za każdy komentarz, a w międzyczasie postaram się na wszystkie odpowiedzieć, bo trochę mam zaległości.
To tyle. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!




sobota, 12 sierpnia 2017

Rozdział 13: Plan B Hermiony! Voila!


Narracja pierwszoosobowa z perspektywy Draco

Umrę. Serio. Już widzę czekającego tam na mnie Merlina, który mówi: „Chodź, stary druhu, napijemy się herbaty”. Nie Merlinie, nie chcę herbaty. Chcę jedynie zabić Hermionę Granger.
Nie spodziewałem się, że dzisiaj umrę. Nigdy nie będę miał szansy napić się herbaty z królową albo zobaczyć jednorożca wypełnionego cukierkami. Nawet nie napisałem testamentu!
To szaleństwo. To „Plan B Hermiony”. Chcesz wiedzieć, co się stało? Okej, zrelaksuj się i posłuchaj tej przerażającej opowieści.
Wszystko zaczęło się wcześnie rano. Ludzi ze snu wyrywa dźwięk budzika albo śpiew ptaków. Mnie zazwyczaj też, ale tego ranka obudziło mnie coś innego.
Melodyjny głos Pottera:
Słodka matko Merlina!
A potem się zaczęło:
Cholera jasna, Malfoy?
Ugggh, Weasley?
Co… co… Malfoy?
Aaachhh Potter!
— Możecie się zamknąć? Ja wciąż śpię.
Blaise, jesteśmy w jednym pokoju z Potterem i Weasleyem, dlaczego nic nie robisz? Czemu nie panikujesz?!
— Och.
Aaaachhhhh!
Aaaachhhhh!
Aaaachhhhh!
Aaaachhhhh!
Minęło chyba z dziesięć minut zanim się uspokoiliśmy. Cóż, w zasadzie to nie do końca był spokój. Desperacja. Tak, to dobre słowo. Wszyscy chodziliśmy po pokoju, próbując znaleźć wyjście. I wiesz co? Nie było żadnego! Och, cóż za szczęście — błagam, nie szukaj sarkazmu w każdym wypowiedzianym słowie.
Zacząłem okropnie zrzędzić, a potem mnie oświeciło. Trzeba skontaktować się z Hermioną, ale czekaj….
O cholera, to „Plan B”.

***

Hermiono! Hermiono! Hermiono! Hermiono! Hermiono! Hermiono! Hermiono! Hermiono! Hermiono! Hermiono! Hermiono! Hermiono! Hermiono! Hermiono! Granger, kurwa!
Azkaban jest okropnym, naprawdę okropnym miejscem, Draco. Po prostu uspokój się i spróbuj ich nie zabić.
Hermiono! Hermiono! Hermiono! Hermiono! Hermiono! Hermiono! Hermiono…
Czy możecie się zamknąć? Wykrzykiwanie jej imienia nie sprawi, że się tu pojawi! Wołacie ją już od godziny i moje uszy krwawią! — ryknąłem z łóżka, spoglądając na Pottera i Weasleya, którzy zadrżeli. Boże, są tacy irytujący.
Skrzywili się i opadli na swoje łóżka. Westchnąłem wdzięczny za ciszę. Wcześniej chciałem ich zabić, kiedy siedziałem tu, słuchając ich krzyków, podczas gdy Blaise zasnął, tak jakby te idiotyczne wrzaski były kołysanką.
Rozejrzałem się i pokiwałem głową. To Pokój Życzeń. Zauważyłem kominek, kilka kanap i ustawione w kręgu cztery nasze łóżka.
To wyjaśniałoby nasz wcześniejszy jazgot. To znaczy, kto nie byłby przerażony, gdyby obudził się i zauważył Pottera i Weasleya naprzeciwko siebie? A wszystko wygląda jeszcze gorzej, kiedy orientujesz się, że utknąłeś z nimi w pokoju bez wyjścia.
Westchnąłem z irytacją i zauważyłem, że nadal mam na sobie piżamę. Rozejrzałem się za różdżką i wtedy zaświtało — ona ją zabrała. Spojrzałem w górę, żeby zobaczyć skrzywione twarze jej kumpli; zapewne też poszukiwali swoich różdżek, i uświadomili sobie, że ich najlepsza przyjaciółka je zabrała. To wszystko było częścią „Planu B”.
Weasley spojrzał na mnie.
— To twoja wina. Gdybyś się z nią nie pogodził, nie zmuszałaby nas do przyjaźni z tobą.
Wpatrywałem się w niego, milcząc. Nigdy nie będę żałował przyjaźni z Hermioną. Szczerze mówiąc, to najlepsza decyzja jaką podjąłem w całym moim życiu.
Weasley zmrużył oczy.
— Nienawidzę cię, ty głupia fretko.
A potem wszystko działo się tak szybko, że aż mnie zmroziło.
— Weasley, ty płoniesz.
Wyglądał na przerażonego.
— Jezu, Malfoy. Wolę dziewczyny, na Merlina.
Zdałem sobie sprawę, o czym pomyślał i zaśmiałem się.
— Nie to miałem na myśli. Ty dosłownie płoniesz. To znaczy, twoje włosy.
Weasley odwrócił się do Pottera, który z przerażeniem patrzył na jego głowę, która naprawdę się paliła. Nie żartuję.
To, czego byłem świadkiem, można uznać za komiczne. Weasley biegał po pokoju, machając rękami jak kurczak. Potter otrząsnął się z szoku i szybko próbował ugasić ogień mokrą ściereczką, która pojawiła się znikąd. Kiedy to wszystko się skończyło, śmiałem się do momentu aż zmoczyłem spodnie, a dwaj wyczerpani Gryfoni patrzyli na mnie ze złością. O dziwo, Blaise ciągle spał.
Uspokoiłem się po kilku minutach i odetchnąłem głęboko, uśmiechając się przy tym.
— W porządku, Łasico? Nie to, żebym się przejmował. Tylko zastanawiam się, czy mamusia Potter ucałowała twoje ziazia.
Gryfoni poczerwienieli i utkwili we mnie wzrok. Potem ich oczy rozszerzyły się. Podświadomie czułem, że to coś z moją twarzą.
— Co? — zapytałem ochryple.
Ale to nie oni odpowiedzieli.
Chłodnym, nonszalanckim tonem, Blaise powiedział:
— Stary, twoje włosy płoną.
Cholera.
Zgaś to! Zgaś to! Zgaś to! Zgaś to!
Kilka minut później siedziałem wygodnie na swoim łóżku, choć moje włosy dymiły się jeszcze, po gaszeniu przez Blaise’a, który uśmiechnął się do mnie. Po drugiej stronie Gryfoni śmiali się jak osły. Mam nadzieję, że nasikali w swoje posłania.
Teraz była moja kolej na rumieniec i gniew.
— Dlaczego to się stało? — zastanawiał się Weasley.
Potter i Blaise wzruszyli ramionami.
— Obaj byliście głupi. Tak jak zawsze.
Karma czaiła się tuż za rogiem. Po tym, jak Weasley i ja zgasiliśmy ogień na głowach Pottera i Blaise’a, zażądaliśmy przeprosin, co niechętnie uczynili. Uśmiechnąłem się do zirytowanego przyjaciela.
— Więc — zacząłem, patrząc na wszystkich — co teraz? — Wzruszyli ramionami, a ja westchnąłem. — Potrzebujemy instrukcji lub listu.
Rozejrzeliśmy się w zamyśleniu, a potem Chłopiec-Który-Przeżył oznajmił:
— Hermiona musiała coś zostawić. Musimy tylko sprawić, żeby to się pojawiło albo coś w tym stylu.
Weasley wzruszył ramionami.
— Może jakieś hasło?
Skinąłem głową.
— To możliwe. Znając Hermionę, to coś rzadkiego i być może w obcym języku.
Pączki!
Wszyscy odwróciliśmy się do Blaise’a. Zamrugałem gwałtownie.
— Emm, raczej nie, kolego.
— Abracadabra?
— Bibbity Bobbity?
Co do cholery…
— Googly moogly!
— Zamknijcie się, dobrze? Rany, Hermiono masz głupich przyjaciół.
Wtedy pojawił się list. Potter i Weasley popatrzyli z odrazą, a ja zaśmiałem się. Przeczytaliśmy go wspólnie.

Dzień dobry, chłopcy. Prawdopodobnie zastanawiacie się, gdzie jesteście i co się dzieje. Cóż, mam zamiar Wam to po prostu wyjaśnić. Panowie, proszę o owację dla „Planu B”.
Jesteście zamknięci w Pokoju Życzeń. O samym sposobie wydostania się stamtąd na razie nic nie powiem — niedługo się wszystkiego dowiecie. Prawdopodobnie tylko jeden z Was, bo zapewne jesteście zajęci skakaniem sobie do gardeł. W każdym razie miłego dnia i mam nadzieję, że pod koniec będziecie przyjaciółmi. Dacie radę?
Do zobaczenia wkrótce,
Hermiona Granger.

Zakrztusiliśmy się, gdy skończyliśmy czytać. My przyjaciółmi? Jasne, to obrzydliwe. Druga para prawdopodobnie myślała o tym samym, bo zerknęli na nas z kwaśnymi minami. Blaise wzruszył ramionami i usiadł na łóżku, a reszta zrobiła to samo.
Po kilku minutach milczenia, Weasley jęknął:
— Jestem cholernie głodny.
Potter pokiwał głową, a ja przewróciłem oczami.
— Nie tylko ty, Weasley.
Jęknął.
— Merlinie, potrzebuję smażonego kurczaka.
Blaise uśmiechnął się do niego.
— Mam smażonego kurczaka.
Popatrzyliśmy na niego niepewnie.
— Serio?
Przytaknął i usiadł na łóżku Weasleya, obok swojego plecaka. Rudzielec uśmiechnął się ze szczęścia, chcąc zobaczyć jedzenie.
— Gdzie on jest?
— W moim plecaku.
Wszyscy przestali się ruszać.
Co?
— Masz kurczaka w plecaku? — zapytałem z niedowierzaniem. Blaise skinął głową i przeszukał torbę. W środku znajdowała się miska pełna pysznego smażonego kurczaka. — Co… Jak… Nieważne — mruknąłem, kręcąc głową. Blaise Zabini i wszystko jasne.
Weasley zaciągnął się zapachem kurczaka, gdy ten tylko pojawił się jego w zasięgu. Po kilku minutach wszystko zniknęło. Mogłem jedynie się na niego gapić.
— Wszystko zjadłeś, Weasley. Nic nam nie zostawiłeś.
Skrzyżował ramiona w obronie.
— Byłem głodny, okej? Byłem wygłodzony i nie chciałem umrzeć.
Zerknąłem na niego.
— Więc postanowiłeś zjeść wszystko? Genialne, Weasley! Teraz my jesteśmy zmuszeni zjeść ciebie!
Potter i Blaise zgodzili się ze mną, patrząc na Weasleya. Zmrużyłem oczy.
— Jesteśmy głodni, Łasico. Nie mamy nic do jedzenia, nie możemy zginąć.
Jego reakcja była bezcenna. Zerknąłem na moich towarzyszy, którzy podchwycili mój pomysł. Blaise oblizał usta.
— Nigdy wcześniej nie jadłem mięsa z Weasleya. Ciekawe jak smakują twoje nerki.
Potter także na niego patrzył z maniakalnym uśmiechem.
— Dzięki za zamienienie nas w kanibali, Ron. Mam nadzieje, że jesteś pyszny.
Uśmiechnąłem się przerażająco i utkwiłem wzrok w rudzielcu.
— Mam zamiar cię zjeść!
Zaczął uciekać. Ścigaliśmy go. Krzyczał ze strachu, a my staraliśmy się powstrzymać od śmiechu. Podbiegł do kominka, skakał na kolejne kanapy, rzucał w nas poduszkami i znowu pobiegał, zeskakiwał z sofy i biegał prosto do swojego łóżka, a my za nim. Kiedy dobiegł do obrazu założycieli, Potter wskoczył na posłanie i warknął na niego. Weasley krzyknął i uciekł, ale wpadł na Blaise’a i mnie. Zbladł jakby zobaczył ducha, kiedy go otoczyliśmy. Wyszeptał w panice:
— Proszę… proszę nie zjadajcie mnie!
Przybliżyliśmy się i zamknął oczy, wiedząc, że nie ma z nami szans. Gdy stanąłem dostatecznie blisko, wyszeptałem:
— Nie panikuj, Weasley. My się tylko wygłupiamy, chociaż wyglądasz całkiem smakowicie.
Wybuchnęliśmy śmiechem, Zabini poklepał mnie po plecach, a Potter przybił piątkę (co było dziwne, więc z pewnością więcej tego nie zrobimy). Weasley zaczerwienił się z gniewu, więc uciekaliśmy w popłochu.
Różne rzeczy latały w powietrzu: książki, poduszki, płonące drwa porwane z kominka, plecak Blaise’a, szczoteczka do zębów Pottera, bielizna Weasleya i moje pióro. W końcu Weasley się uspokoił, szczerząc się. Radośni usiedliśmy na kanapach.
— To było zabawne — zauważył i uśmiechnęliśmy się w odpowiedzi, po raz pierwszy przyznając mu rację.
Byliśmy spoceni i zmęczeni bieganiem oraz nieustającym śmiechem. Nie wiedziałem, że przebywanie z Potterem i Weasleyem może być takie zabawne. Prawdopodobnie Blaise pomyślał o tym samym, bo spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Dobrze się bawiliśmy ze znanym duetem. To szaleństwo.
Uśmiechnąłem się.
— Co dalej?
— Może powinniśmy się spoufalić, malować sobie paznokcie i dzielić tajemnicami — mruknął Potter żartobliwie.
Skrzywiliśmy twarze z obrzydzeniem.
— Postradałeś zmysły.
Weasley uśmiechnął się.
— Założę się, że teraz chcesz się przyjaźnić, co nie Malfoy?
— Po trupie Blaise’a — zadrwiłem.

***

Blaise, zabiję cię! — krzyknąłem, pryskając jego twarz wodą. Znaleźliśmy pistolety na wodę i postanowiliśmy się zabawić. Cóż, zapewne domyślasz się, co się wydarzyło.
Blaise krzyczał, a my się śmialiśmy. Potter wycelował na mnie, ale zrobiłem unik i pobiegłem za nim, uderzając prosto w jego mokrą głowę. Bawiliśmy się przez jakieś pięć minut, a wyglądaliśmy, jakbyśmy wyszli z morza. Zaśmiałem się, gdy Potter wylądował na tyłku i próbował wstać na mokrej podłodze. Potem ja także się poślizgnąłem, rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem zadowoloną twarz Weasleya.
— Dopadnę cię! — warknąłem.
Zerwał się, złapał poślizg i także upadł. Wkrótce wszyscy leżeliśmy na posadzce i tarzaliśmy się ze śmiechu.
— Wiecie co? Jesteście w porządku — mruknąłem, a potem znikąd różdżki wpadły w nasze ręce.
Przez chwilę byliśmy zaskoczeni, ale za chwilę zaśmialiśmy się. Uśmiechając się radośnie, posprzątaliśmy pokój. Kiedy się wysuszyliśmy, opadliśmy na kanapy, czując ból we wszystkich mięśniach.
— Muszę coś zjeść — jęknął Weasley, a my zachichotaliśmy.
— Cóż, nie ma tu już jedzenia. Jak nam przykro.
Zaśmiał się i zwrócił się do Blaise’a.
— Masz jakieś ukryte jedzenie w swoim niesamowitym plecaku?
Zabini uśmiechnął się.
— Nie, miałem jedynie kurczaka.
— Zapomniałem o tym. A w ogóle to dzięki kolego za uratowanie życia.
Trzask. Na jego łóżku pojawił się talerz pełen babeczek. Potem wszystko zrozumieliśmy.
„— Wiecie co? Jesteście w porządku.
Trzask. Nasze różdżki.
— A w ogóle to dzięki kolego za uratowanie życia.
Trzask. Jedzenie.”
Wszyscy uśmiechnęli się.

***

Potter, kocham cię!
Pączki.
Malfoy, masz najpiękniejsze włosy na świecie!
Tarta melasowa.
Zabini, jesteś niesamowity!
Pieczeń wołowa.
Dziękuję, kolego! Ty też!
Sok z dyni.
Mieliśmy ucztę. Wreszcie dowiedzieliśmy się, na czym to polega. Kiedy mówisz dobre słowa o kimś, dostaniesz to, o czym sobie w tym momencie zamarzysz, ale kiedy kogoś obrazisz, twoje włosy staną w ogniu. Hermiona jest szalonym geniuszem.
Przez następną godzinę wykrzykiwaliśmy komplementy i mogliśmy zjeść, skorzystać z prysznica i przebrać się. Gdy ponownie napełniliśmy swoje brzuchy jedzeniem, które z pewnością wystarczyłoby dla armii, opadliśmy na kanapy, nic nie mówiąc. Nagle Blaise poderwał się.
— Więc, panowie, co chcecie jeszcze dzisiaj robić?
Potter również się ożywił.
— Wiem, co zrobimy. Jesteście ze mną?
Przewróciliśmy oczami.
— Jeśli to nie ma nic wspólnego z niemowlętami, to tak. Jesteśmy dużymi facetami. Dużymi, silnymi, niepłaczącymi facetami.

***

Dlaczego Skaza zabił Mufasę? A to gnida!
— Uspokój się, Malfoy.
— Zamknij się, Harry! Zgadzam się z Malfoyem! Obedrę ze skóry tego cholernego lwa!
— Ron!
— Ej, panowie? Czy wy płaczecie?
Nie, oczy nam się pocą!

***

— Hakuna Matata! Jak cudownie to brzmi,
— Hakuna Matata, to nie byle bziiiik,
— I już się nie maaaaartw, aż do końca twych dniiii!
— Naucz się tych dwóóóch... radosnych słóóów,
Hakuna Matata!

***

— Och, latający dywan!
Wspaniały świat!
— Blaise… zamknij się.

***

— Są filmy o chorobach?
— Ron, Kopciuszek to nie choroba.

***

Po naszym wieczorze telewizyjnym lub jakkolwiek Potter to nazwał, mogę szczerze powiedzieć, że:
1) Skaza to cholerna gnida.
2) Hakuna Matata jest całkiem spoko.
3) Chcę mieć latający dywan i latać z kimś wyjątkowym (Hermioną lub, emm, moją złotą rybką)
4) Kopciuszek nie jest chorobą.
5) My nigdy nie płaczemy. Nam się męsko pocą oczy.
Okej, może jednak nie umrę. Ale teraz będzie dopiero strasznie, bo to był naprawdę fajny dzień. Stało się coś, czego nigdy nie spodziewalibyśmy się po parze Ślizgonów i parze Gryfonów. Ale trzeba zaznaczyć, że świat jest lekko pokręcony, jak każdy z nas. Pokręcony kwartet.
Po tym, co zrobiliśmy, wszyscy byliśmy wyczerpani i chcieliśmy tylko jednego. Sposobu jak stąd wyjść. I to był idealny czas, aby kolejny list pojawił się przed nami, wyjaśniając, co powinniśmy zrobić, żeby stąd wyjść.
Och, czekaj… O samym sposobie wydostania się stamtąd na razie nic nie powiem — niedługo się wszystkiego dowiecie. Cóż, Hermiono, tak więc wiesz, że jeszcze tego nie odkryliśmy! Więc może mogłabyś pomóc naszym biednym duszom?
W jaki sposób my stąd wyjdziemy? — Westchnąłem z irytacją, a oni zrobili to samo w odpowiedzi. — Nie macie żadnych pomysłów, do cholery? Blaise?
Wzruszył ramionami.
— Hermiona chciała, żebyśmy się zaprzyjaźnili, nieprawdaż? Może, jeśli my, no wiecie, zostaniemy kumplami, to spowoduje, że wyjście się otworzy i będziemy wolni?
Przez chwilę milczeliśmy, myśląc o tym. Usiedliśmy i patrzyliśmy na siebie, nie wiedząc, co zrobić lub powiedzieć. To znaczy, świetnie się bawiłem, ale nie można przestać kogoś nienawidzić przez jeden dzień. To wymagało czasu.
Blaise był pierwszym, który przemówił.
— Taa, ja nic do was nie mam.
Obydwaj uśmiechnęli się do niego i skinęli głowami.
— Ty też jesteś w porządku, Zabini.
Weasley uśmiechnął się szeroko.
— I hej, dałeś mi kurczaka, co nie? Więc, tak, stary, praktycznie cię kocham!
Roześmialiśmy się, kiedy obaj wpadli sobie w objęcia. Potem błysnęło i pojawił się znak nad ich głowami:

Zgoda na wyjście
Ron Weasley i Blaise Zabini — kumple

Zamrugaliśmy z zaskoczenia. Blaise miał rację. Okej, więc… o mój Boże, będę musiał przytulić Pottera?
Potter zdawał się myśleć o tym samym i powiedział:
— Nie, ja ciebie nie przytulę.
Popatrzyłem na niego.
— Cóż, ja też nie. Musiałbym być całkowicie i zupełnie szalony, żeby to zrobić.

***

— Czy mówiłem ci, że byłem bezwzględnie zły? Cóż, nadal jestem.
— Taa, a wiesz co, Malfoy? Spałem w komórce pod schodami, kiedy miałem jedenaście lat. Więc, tak, miałem okropne życie!
— No cóż, moje też było do bani. Nigdy nie czułem, żeby moi rodzice mnie kochali, a moje dzieciństwo było straszne. Więc, można powiedzieć, że obaj nie mieliśmy szczęścia, Potter!
Płakaliśmy, kiedy wpadliśmy sobie w ramiona, podkreślam, w bardzo męskim uścisku. Cóż, to wiele wyjaśniło. Chyba nie zaszkodzi spróbować przyjaźni z tymi idiotami. Taa, myślę, że to ma sens.

Zgoda na wyjście
Draco Malfoy i Harry Potter — kumple

Hermiono Granger, powinnaś być mi wdzięczna. Robię to z miłości.

 _______

Witajcie :) Po dłuższym okresie czasu publikuję kolejny rozdział "Zakochanej Fretki". Wiem, że spodziewaliście się go wcześniej, ale mam teraz tyle tłumaczeń na głowie, że serio nie wyrabiam. Chcę skończyć ważniejsze projekty i zająć się swoimi opowiadaniami, co także pochłania mnóstwo wolnego czasu. Na szczęście Fretkę już dawno przetłumaczyłam i znalazłam bety na kolejne części, więc myślę, że rozdziały będą się ukazywały w równych odstępach czasu.
Jestem ciekawa Waszych opinii odnośnie tego rozdziału. Zacieśniła się trochę relacja między chłopcami, co może być nieco zaskakujące, ale obiecuję, że przyniesie wiele śmiechu i radości :) Będzie mi miło, jeśli skomentujecie.
To tyle od mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia. Enjoy!




Obserwatorzy