poniedziałek, 28 grudnia 2015

Rozdział 11: Oszustwa

Hermiona nie została wypuszczona ze skrzydła szpitalnego do śniadania następnego dnia rano. Głodna, zeszła do Wielkiej Sali, aby znaleźć Harry’ego, Rona i śniadanie.
- Hermiona! - krzyknął Ron z ustami pełnymi kiełbasy. - Dobrze cię widzieć.
- Pani Pomfrey w końcu ustąpiła - uśmiechnęła się, siadając między dwójką przyjaciół i sięgnęła po tosta.
- Szkoda, że nie przetrzymała cię przez eliksiry. To następna lekcja. - Harry spojrzał na nią sympatycznie i postawił przed nią słoik dżemu truskawkowego. Truskawkowy był jej ulubionym.
Uśmiech Rona nagle zniknął. - Nie miałaś żadnych odwiedzających… eee… w nocy? - zapytał. Po lewej stronie dziewczyny, oczy Harry’ego rozszerzyły się.
Hermiona zmarszczyła brwi. - Lavender i Parvati przyszły ponownie. Powiedziały, że czują się winne, tego, że się nie obudziły, kiedy mnie porwali. Powiedziałam, że obudziłam się dopiero jak byłam w rezydencji, ale nie słuchały. - Uśmiechnęła się do współlokatorek, które siedziały kilka miejsc dalej. Odmachały, rozpromienione, tym że znowu ją widzą.
- Ktoś inny? - zapytał szybko Harry.
- Eee… Ginny przyszła w pewnym momencie, ale myślę, że szukała jednego z was. – Posłała Harry’emu znaczące spojrzenie, a potem wybuchła śmiechem. Zauroczenie Ginny chłopakiem zawsze rozśmieszało trójkę przyjaciół.
Jednak żaden z nich się nie śmiał. Zamiast tego, chłopcy wymieniali porozumiewawcze spojrzenia za jej plecami.
- Co jest z wami? - spytała.
Ron fachowo pokroił swoją czwartą kiełbasę. - Nic! - odpowiedział.
- Absolutnie nic - powtórzył Harry.
Hermiona założyła ręce. - Jestem waszą przyjaciółką - zaczęła, tonem którym kobiety rozmawiają z płcią przeciwną - od czterech lat. Znam was dobrze. - Pogroziła palcem - Wy coś kombinujecie.
- Co sprawia, że tak myślisz? - zapytał Harry.
- Jesteśmy tacy niewinni, jak… jak… jak coś bardzo niewinnego - zapewnił ją Ron.
- Dziecko! Tak niewinni, jak małe dziecko.
Hermiona uniosła brwi, gdyby nie siedziała przy stole, pewnie położyła by ręce na biodrach. - Wy dwaj nie znacie pojęcia niewinne!
- Oczywiście, że tak! - Powiedział Ron z udawanym obudzeniem. - Niewinny, przysłówek…
- To przymiotnik, Ron - westchnęła.
- Żadna różnica. Niewinny, przymiotnik, znaczy bez winy, albo niewinny. Widzisz! Ja wiem, co to znaczy.
Hermiona przewróciła oczami i ugryzła tosta.

♥ ♥ ♥ ♥

Eliksiry minęły bez problemów, jak to zawsze miało miejsce, gdy na zajęciach był Neville, który potrafił ubrudzić całą salę swoim eliksirem. Twierdzono, że strach Neville’a przed profesorem Snape’m w połączeniu z jego niezdarnością może spowodować katastrofę.
Hermiona została połączona z Ronem. Mieli robić eliksir na nieśmiałość. Ten eliksir, wykonany poprawnie, powodował, że ludzie stawali się nieśmiali i bojaźliwi. Był wykonywany w średniowieczu do przesłuchiwania więźniów. Ci, którzy bali się byli bardziej skłonni do mówienia bez konieczności… bolesnego przymusu. To był pewien rodzaj życzliwości.
Hermiona starała się nie myśleć o zastosowaniu tego eliksiru w przeszłości. Spojrzała w górę i zauważyła, że Ron zachowuje się dziwnie. Zmarszczyła brwi. Tych dwóch coś wie!
Ron rozglądał się na boki, patrząc podejrzliwie na kogoś po drugiej stronie sali. Spojrzała za jego wzrokiem. Obserwował Draco. Zmarszczyła brwi ze zdziwienia, starannie siekając płatki słonecznika. Czy Ron nadal podejrzewa Draco? Dlaczego? To nie miało sensu. Draco uratował jej życie, kiedy Harry ją upuścił, po wszystkim. I był z nimi na misji ratunkowej. Dlaczego to zrobił, nie wiedziała. Ostatnio zachowywał się jak nie on.
Ponownie zerknęła w bok. Zobaczyła, że Draco spogląda na jej stół. Harry spojrzał na niego, a potem na Rona. Ron znowu spojrzał, potem na Draco, który ciągle patrzył w jej kierunku. Ci dwaj na pewno coś knują. Zdradziły ich spojrzenia.

♥ ♥ ♥ ♥

Harry i Ron zdawali sobie sprawę, że istnieje jedno miejsce, gdzie nie mogą „chronić” Hermiony przed Draco - lekcja runów. Mieli nadzieję, że nie było tam miejsca na romantyczne wyznania miłości. Przy odrobinie szczęścia.
Hermiona, oczywiście, nic nie rozumiała. Wiedziała, że coś się dzieje, ale doszła do wniosku, że chłopcy po prostu wciąż nie ufają Draco. Miała nadzieję, że w końcu dadzą sobie z tym spokój.
Lekcja runów była bardzo głośna, uczniowie rozmawiali tłumacząc historię. Profesor Scripta chodziła po klasie, robiąc stosunkowo mało, aby uciszyć uczniów. Ale praca była wykonana, powoli, ale pewnie.
Co dziwne, między Hermioną a Draco nie było wrogości. Nadal nie wiedziała, dlaczego Draco ją uratował, myślenie o tym sprawiało, że wariowała. Draco miał zbyt wiele tajemnic. Pomyślała o swojej przyjaźni z Harrym i Ronem: zawsze wiedziała co myślą, patrząc na ich twarze, uśmiechali się porozumiewawczo, spędzali wiele długich wieczorów, rozmawiając koło kominka i śmiejąc się do utraty tchu. Draco był inny. Nie znała jego tajemnic, a jego twarz była nieczytelna tak jak książka napisana po łacinie - pewne rzeczy mogła odgadnąć, a reszta była zupełną tajemnicą. I zdała sobie sprawę, z wielkim zaskoczeniem, że nigdy nie wiedziała, jak się śmiał. Albo uśmiechu - takiego uśmiechu, który oświeca całą twarz, rozśmieszając innych, tak że chcesz biegać i tańczyć. Był jak obca ziemia, ledwo poznany, a najbardziej przerażające było to, że chciała go poznać.
Spojrzała na Draco z ukosa. Ku jej przerażeniu - patrzył na nią. Szybko, czerwona na twarzy, wróciła do pracy.
Nastąpiła chwila ciszy.
- Lepiej się czujesz? - zapytał od niechcenia.
- Tak, dzięki - odpowiedziała. Pragnęła zapytać go, dlaczego pomógł ją uratować, ale jakoś nie miała odwagi.
Lekcja, jak zawsze, upływała powoli. W końcu Draco i Hermiona zaczęli rozmawiać o książkach, pogodzie i oczywiście o Laekalia.
- Zyax - szepnęła Azura, słysząc za sobą oddech w ciemności nocy.
Nie odpowiedział, ale oplótł ją ramionami. - Znalazłem cię. - Szepnął, łaskotając jej ucho. Wtuliła się w niego na chwilę, a potem odepchnęła go.
- Nie możemy Zyax. - Nie mogła spojrzeć mu w oczy. - Jesteś Tenebrae, a ja Clachan. Od wieków walczymy…
Oddaliła się w milczeniu, bo spojrzała w jego zmieniające się oczy, kolorem dopasowane do nastroju. Teraz był słodzony różem, różowy jak grzyby na wiosnę. Różowy z miłości.
Nie mogła nic powiedzieć, ale nagle jego ramiona znalazły się obok niej, a jej głowa na jego piersi. A potem, z całym pięknem i łagodnością przebiśniegów na wiosnę, pocałowali się…
- Mówiłem ci.
- Sssh! To takie romantyczne.
- Niech będzie. Jesteś mi winna pięć galeonów. – Draco uśmiechnął się, ale bez złośliwości.
- Nie jestem. Oszukiwałeś, bo już to przeczytałeś.
- Tak jesteś. Powinnaś to sprawdzić, zanim się założyłaś. Wyskakuj z kasy, Hermiono. Pięć galeonów.
Mrucząc coś o niegrzecznych Ślizgonach, Hermiona wyjęła pieniądze z torebki, w której miała dokładnie pięć galeonów, bezpiecznie przechowywane na taką ewentualność.
Draco liczył pieniądze. - Brakuje jednego sykla - powiedział.
Hermiona jęknęła. - No cóż, musisz poczekać, nie mam więcej pieniędzy. Resztę dam ci w przyszłym tygodniu.
Draco nic nie odpowiedział. Hermiona westchnęła i wróciła do tłumaczenia sceny, chciała wiedzieć co się stało.
Azura westchnęła z zadowoleniem i ciaśniej owinęła ramiona wokół jej nowo odkrytej miłości…
Usłyszała brzdęk monet na stole obok siebie i odwróciła głowę. Zobaczyła, że Draco kładzie obok niej dwa galeony i osiem sykli.
- Wezmę połowę teraz, a resztę zapłacisz później. - powiedział. - Szczerze mówiąc, Hermiono, jeśli nie masz za dużo pieniędzy, nie powinnaś się zakładać!
Hermiona patrzyła na stos monet - Co to znaczy? - To na pewno nie było normalne zachowanie Draco.
- Masz szczęście, że nie naliczam odsetek - zażartował i wrócił do pracy.
Hermiona zmarszczyła brwi, zanim wróciła do tłumaczenia.

♥ ♥ ♥ ♥

Harry i Ron kucnęli za regałem, owinięci peleryną niewidką. Słuchali uważnie rozmowy między Hermioną i Draco, którzy siedzieli przy stole, na którym leżały starannie otwarte książki.
- Jakim cudem dostałeś się do pokoju wspólnego Gryffindoru? - zapytała, zakładając luźny kosmyk włosów za ucho, gdy notowała swoim ulubionym piórem.
- Przekupiłem kogoś, kto powiedział mi hasło - odpowiedział spokojnie. Hermiona spojrzała w górę, na pół oburzona i pół rozbawiona.
- Przekupiłeś kogoś?
- Tak, to dość znany sposób pozyskiwania informacji.
Pokręciła głową z niedowierzaniem. - Czasami myślę, że nie zrobisz nic gorszego. A potem to robisz.
- Jestem Ślizgonem - przypomniał jej dokuczliwym uśmiechem.
Zmarszczyła brwi. - Dobra, skoro znasz hasło do naszego pokoju wspólnego, musisz powiedzieć mi hasło do waszego.
- A do czego będziesz go używać? - zapytał z uniesionymi brwiami. - Skradanie się do dormitoriów chłopców? Wiem, że Goyle’a jest niedostępny, ale…
Przerwał mu cichy pisk Hermiony, która wyglądała na upokorzoną. - Goyle! - bełkotała.
- Chyba, że wolisz Crabbe’a? - Przyglądał się jej reakcji. - Och, uspokój się Hermiono, tylko sprawdzałem. - Nachylił się i wyszeptał do jej ucha.
Uśmiechnęła się i skinęła głową. - Nie powiem nikomu.
- Naprawdę? Ja bym mógł.
Harry trącił Rona w bok tak, aby mógł lepiej widzieć. Hermiona zaczęła ukradkiem notować, kilka pasm rozpuszczonych włosów wpadło jej do oczu. Draco wziął swoje pióro i wrócił do pracy. W bibliotece zapadła cisza, za wyjątkiem dźwięku pióra na pergaminie. Dla Rona i Harry’ego, kucających za regałem, wyglądało to jak dziwna mieszanina przeciwieństw. Ciepłe brązowe włosy Hermiony kontrastowały z zimnymi i platynowymi Dracona, ale oboje byli zajęci pracą, notowali z zapałem. Jeden z nich był Ślizgonem, druga Gryfonką, ale wydawali się tacy podobni, gdy pracowali. Mieli podobne nawyki - gryzienie wargi, kiedy rozwiązują trudny problem, marszczenie brwi, gdy pracowali, mały uśmiech zadowolenia, gdy znali odpowiedź. Znali miny Hermiony, ale widok ich na twarzy Draco był dla nich czymś obcym i nienormalnym.
Panująca cisza była dziwna i nieprzyjemna.
________

Witajcie ;) To już jedenasty rozdział opowiadania. Ale szybko zleciało! Nawet nie wiem kiedy. Dziękuję wszystkim za komentarze i masę wyświetleń. To mnie bardzo cieszy, aż chce się działać dalej. Szykuję dla Was niespodziankę, ale o tym powiem za jakiś czas. Będziecie z niej zadowoleni :D 
Jak Wam się podoba rozdział? Chłopcy jak na razie wcielają swój plan w życie... zobaczymy jak długo ;) Zapraszam do komentowania!
Wiem, że już składałam życzenia, ale mimo wszystko życzę Wam szalonego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku! :) 


środa, 23 grudnia 2015

Rozdział 10: Język uczuć

Jedynym lekarstwem na klątwę Glacios jest dotyk skóry osoby, którą naprawdę kochasz…
Powiedzieć, że Draco był wstrząśnięty, byłoby niedopowiedzeniem. Wyglądał, jakby ktoś złapał go w niekończącą się chwilę, wypełnioną mieszaniną szoku i zaskoczenia, i mieszającą się w paraliżu emocji i zrozumienia. Nie mógł zaprzeczyć. To miało sens.
— Draco? Co tam jest napisane? — Jej głos rozbił bańkę zamrożonego czasu, która go otaczała. Spojrzał w górę, był zaskoczony, widząc czekoladowo brązowe oczy, pełne niewinnej mieszaniny ciekawości i dziecięcej ekscytacji.
— To… to nic nie mówi — odpowiedział. — Jedynie, żeby przejść do następnej klątwy.
Twarz Hermiony opadła, jak światło gaśnie, gdy wychodzisz. Ale wciąż żarzyła się z podniecenia, co dziwiło Dracona. To tak, jakby jej wszystkie sekrety zostały wypisane na twarzy, w sposobie, jakim się poruszała, w sposobie, jakim się śmiała. Była jak otwarta książka.
— Och… No cóż — spojrzała rozczarowana. — Tylko… wyglądałeś jakbyś coś zobaczył.
— Jestem pewny, że znajdziemy coś o tym w innej książce. — Draco próbował ją pocieszyć.
— Szukałam w bibliotece godzinami. — Dziewczyna zmarkotniała. Niesamowite było oglądać, jak zmienia się wyraz jej twarzy. Sposób, w jaki jej oczy błyszczały, kiedy się śmiała. Sposób, w jaki jej włosy ją otaczały, jak czekoladowa aura. Draco widział ją w nowym świetle. Mocno zamrugał.
— Godzinami? Szukałaś tak długo, żeby znaleźć lekarstwo?
— Gdy tylko miałam czas. Myślę, że chciałam… pomóc. — Ich oczy spotkały się. Hermiona uśmiechnęła się. Draco zaskoczony, spróbował się uśmiechnąć.
— Dziękuję — powiedział szczerze.
Jednym ze wspaniałych praw natury ludzkiej jest przerywanie w najlepszym momencie. Tym razem zrobiła to pani Pomfrey, która przypomniała Draco, że jego czas się kończy, ale Hermiona niedługo wyjdzie. Chowając książkę pod pachę, wyszedł i skierował się w stronę biblioteki. Teraz nadszedł czas na poważne przemyślenia.


Kwadrans później leżał w swoim dormitorium, w lochach Slytherinu, trzymając Malus Orbis w jednej ręce. Przyglądał się zmieniającym się wzorom, wyglądającym jak lustro i drwiącym z jego myśli. Nie mógł zaprzeczyć temu, co było napisane w książce — kochał ją. Miłość była dla niego czymś, czego wcześniej nie znał. Jak dotąd, był bardzo samodzielny. Nigdy nie miał przyjaciół albo rodziców w takim wydaniu. A co z dziewczynami? Został wychowany, aby dobierać dziewczyny według trzech zasad: krew, bogactwo i wierność Czarnemu Panu. Więc miłość była mu obca.
Najważniejszym pytaniem było: co robić? Powinien jej powiedzieć, czy siedzieć cicho? Co ona o nim myśli? Denerwowało go to, że nie wie, co utrudniało stworzenie planu działania. Nie pomagało mu to, że nie miał zbyt wielu doświadczeń miłosnych. Miał mętlik w głowie, jego myśli szalały.
Racjonalna strona przekonywała go, że nigdy nie będzie czuła do niego nic więcej, niż tolerancja. Ale wewnętrzny głos, który, jak podejrzewał, należał do miłości i jej pomocników, namawiał go, żeby jej powiedzieć. Trudno było uporać się z dwiema osobowościami, jego „głową” i jego „sercem”. Zawsze po prostu polegał na logicznej, ślizgońskiej przebiegłości przy podejmowaniu decyzji, które dawały mu większe korzyści przy minimalnym ryzyku. Jego serce było zamrożone gdzieś wewnątrz i nigdy wcześniej nie musiał brać pod uwagę współczucia lub miłości. Obie strony Draco nie rozumiały się nawzajem i odkrył, że stara się znaleźć kompromis ze sobą samym.
Jego głowa uważała, że to idiotyczne, że rozważał powiedzenie jej — ryzyko było zbyt duże, a szanse na odrzucenie spore. Istniało również niebezpieczeństwo, że Hermiona odkryje jego uczucia do niej, podpowiadało serce. Ale, myśląc sercem, zastanawiał się, co by się stało, gdyby jej nie powiedział? Serce chciało jej powiedzieć, ale Draco uważał, że to nielogiczne. Serce nie mówi słowami, bo serce posługuje się tylko językiem uczuć.




Tymczasem Hermiona wciąż była w skrzydle szpitalnym. Mimo że mówiła pani Pomfrey, że czuje się dobrze, ta uparła się, że chce ją zatrzymać na obserwacji.
— Przeżyłaś piekło — mówiła Hermionie — i ja po prostu nie mogę stracić cię z oczu. Dlaczego? Bo nie wiemy, jakiś klątw na tobie użyli!
Hermiona, której wiedza była ogromna, znała większość tych klątw i sposób, jak sobie z nimi radzić. Najbardziej pocieszało ją to, że skutki klątw znikały z minuty na minutę, albo były zbyt wolne, aby wyrządzić jej krzywdę. Kilku z klątw niestety nie rozpoznała i tych bała się najbardziej — niewiedza, co powodują, była dla dziewczyny największą torturą.
Przynajmniej miała trochę czasu, aby przemyśleć wydarzenia ostatniej nocy. Harry powiedział jej o swoich obawach, że została porwana i o bólu, że stała się przynętą na niego. Musiała przyznać, że to prawdopodobne, ale powiedziała mu, że to nie jego wina. To była jedna rzecz, którą lubiła w Harrym: szczerość w kontaktach z przyjaciółmi. Po wydarzeniach z czwartego roku bardzo się zmienił. Harry i Ron byli dla niej jak bracia. Czasem denerwujący, [ale] zawsze zabawni i wiedziała, że oni myślą o niej w taki sam sposób.
Nic dziwnego, że przybyli, aby ją uratować. I chociaż powiedziała im, że byli idiotami, narażając się, musiała przyznać, że zrobiłaby dla nich to samo. Zaskoczył  ją trzeci członek oddziału ratowniczego. Gdyby rok temu ktoś zapytał ją, kto najprawdopodobniej uratowałby ją przed śmiertelnym niebezpieczeństwem z rąk śmierciożerców, Draco Malfoy nie byłby nawet na liście tysiąca potencjalnych osób. Ale, jak widać, nawet najdziwniejsze rzeczy mogą się zdarzyć. Zastanawiała się, dlaczego tak często o nim myśli, ale nie znalazła odpowiedzi. Pomijając fakt, że on się zmienił.
Tym, co najbardziej denerwowało ją w Draconie nie był sposób, w jaki robił sobie żarty z niej i jej przyjaciół. Chodziło bardziej o to, że akceptował swoje przekonania bez uprzedzeń, nie zastanawiając się, że czysta krew może wcale nie być lepsza. To niestety był stan umysłu, który nie ograniczał się jedynie do czarodziejskiego świata. Do milionów wydarzeń w historii doszło dlatego, bo ktoś myślał, że jest lepszy od innych.
To właśnie dlatego zadała mu konkretne pytanie: Wyjaśnij mi, dlaczego czarodzieje o czystej krwi są lepsi od mugolaków? A jak cieszyło ją, że nie potrafi na nie odpowiedzieć! Udowodnił, że to ona ma rację. Zastanawiała się, czy to pytanie go zmieniło i miała nadzieję, że tak było. Radował ją fakt, że spowodowała, iż zdał sobie sprawę, w jakim błędzie żył. To odświeżyło ich relacje. Miała nadzieję, że to koniec obrażania. Oczywiście, wciąż ją przezywał, ale oboje wiedzieli, że robi to na pokaz.
Cieszyła się, że klątwa Glacios została pokonana. Chciałaby znać lekarstwo. Draco przeczytał coś, co go zdziwiło. To musiało być coś niezwykle ważnego. Wzrok niedowierzania nie bierze się znikąd. Gdyby to było coś, czego nie chciałby jej powiedzieć, jego twarz nie wyrażałaby żadnych emocji. Pracowała z nim wystarczająco długo, żeby go poznać. Ale cokolwiek przeczytał, nawet nie zastanowił się, że powinien ukryć emocje. Chciała wiedzieć, co to było.
Dlatego, kiedy przyszli Harry i Ron, powiedziała im, że klątwa została pokonana. Musiała to zrobić, bo przecież wiedzieli o zaklęciu. Powiedziała im o książce i szoku Draco, a także o tym, że kiedy go zapytała, odpowiedział „nic”. Zanim czas wizyty dobiegł końca, poprosiła ich, aby znaleźli książkę, przeczytali opis klątwy i powiedzieli jej, co było tak zaskakujące dla Draco.


— Znalazłeś? — zapytał Ron Harry’ego po raz trzeci w ciągu pięciu minut. Dwaj chłopcy koczowali w dziale obrony przed czarną magią, szukając książki, o której opowiadała Hermiona.
— Nie — odpowiedział Harry zza rogu. Nie było jej na miejscu w kolejności alfabetycznej i zaczęli się martwić, że nie została zwrócona do biblioteki.
— Poszukamy jej jeszcze przez parę minut, a potem damy sobie spokój — dodał Harry. Biblioteka była prawie pusta, a popołudniowe słońce wlatywało przez duże okna, ukazując cząsteczki kurzu w bursztynowym świetle.
Co to mogło być? Nie znali Dracona tak dobrze, jak Hermiona, ale wiedzieli, że trudno go zszokować. Byli ciekawi tak samo jak dziewczyna, dlatego szukali.
Czas uciekał, aż w końcu Ron krzyknął:
— Myślę, że to znalazłem!
Harry pospieszył ku Ronowi.
Mroczne Klątwy: Przewodnik. Tu jest! — Usiedli przy najbliższym stoliku i szybko dotarli do właściwej strony.
— Nic nie wyjaśnia — powiedział Ron. — To stek bzdur o tym jak działa i kto ją wymyślił.
— Ciąg dalszy jest na następnej stronie — szepnął Harry z roztargnieniem.
— Więc odwróć ją! — powiedział Ron niecierpliwie. Harry przeczytał ostatni akapit i przewrócił stronę.
Chłopcy przeczytali o lekarstwie z podobnym niedowierzaniem, jak Draco.
— To… Malfoy… Co? — wybełkotał Harry. — Zdajesz sobie sprawę z tego, co to znaczy?
Ron skinął głową i zamknął książkę. Był blady. Nastąpiła chwila ciszy.
— Nie możemy jej powiedzieć — powiedział Ron. Harry wolno skinął głową.
— Ona z nim… — Machał rękami w powietrzu. — To byłaby katastrofa.
— A mogłaby? — zapytał Ron. Harry zamyślił się. Powoli nabierał kolorów.
— Spędzają dużo czasu razem przez ten projekt… — powiedział w końcu. — Kto wie?
— Musimy ich rozdzielić — postanowił Ron. I tak rozpoczęło się szalone piętnaście minut planowania.
Ślizgon nie pochwaliłby ich metod. Wymagał bardziej wyrafinowanych sposobów niż niedbałe notatki na kawałku pergaminu. Byli zdesperowani. Nie mogli pozwolić na to, aby Draco powiedział Hermionie, że ją kocha. Rozważali różne opcje. W końcu po kwadransie ich plan był kompletny. Na kartce zapisali wiele ważnych szczegółów, odnośnie czasu i miejsc, gdzie Ślizgon mógłby z nią porozmawiać, a także co mogą zrobić, aby temu zapobiec.
— Czy jesteś pewny, że to zadziała?

— Możemy tylko mieć nadzieję.
___________

Hej :) Jak wrażenia po rozdziale? Harry i Ron jak zwykle chcą "pomóc"... czy im się to uda okaże się w następnych rozdziałach ;)
Dziękuję za komentarze i wiele wyświetleń. Jest mi z tego powodu bardzo miło :)

Przy okazji chciałabym złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia świąteczne: zdrowia, szczęścia, pomyślności, radości, uśmiechu, spełnienia najskrytszych marzeń, dobrych ocen w szkole (dla uczniów), ogromu weny (dla piszących), ciekawych opowiadań (dla czytających) i komentarzy tyle ile sobie zamarzycie. Spędźcie te święta w spokoju i radości, w gronie najbliższych. A w Nowym Roku samych sukcesów ;)
Wesołych Świąt!! :)



piątek, 18 grudnia 2015

Rozdział 9: Rewelacje

Było ciepło. Było ciepło i przytulnie. Było ciepło, przytulnie i miękko.
Draco nie zamierzał wstać z łóżka w najbliższym czasie.
Ale znajomy głos wdarł się w jego myśli i w pełni go obudził.
— Draco?
Otworzył jedno oko, aby zobaczyć Hermionę na sąsiednim łóżku.
— Hmm? — sennie zamknął oczy.
— Co się stało? — zapytała tonem, używanym podczas leczenia. — Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam, jest to, że Ron i Harry przybyli mnie uratować… ty też tam byłeś… co się stało?
Draco mocniej owinął się kocem. Nie lubił poranków i lepiej było się wtedy do niego nie zbliżać.
— To długa historia — wymamrotał.
— Mamy czas.
Draco westchnął i niechętnie otworzył oczy.
— Ja i Potter mieliśmy sen o twoim porwaniu, wyruszyliśmy, aby cię uratować przy pomocy sieci Fiuu, uwolniliśmy cię i byliśmy ścigani przez śmierciożerców, uciekliśmy na miotłach, znowu ścigali nas śmierciożercy, a potem wróciliśmy tutaj.
— Wydaje się, że to niezbyt długa historia — zauważyła Hermiona.
— Pominąłem kilka drobniejszych szczegółów.
— Czekaj — powiedziała ostrożnie. — Uciekliście na miotłach?
Draco skinął głową i próbował ponownie zapaść w drzemkę.
— Uciekaliście na miotłach ze mną nieprzytomną. — Jej głos był zaniepokojony. — Kto się mną opiekował i jak się upewnił, że nie spadnę?
— Cóż, najpierw zajął się tobą Potter, ale potem cię upuścił.
— On CO? — krzyknęła, siadając na łóżku.
— Ale ja ciebie złapałem. — dodał szybko.
Hermiona położyła się blada na twarzy.
— Harry mnie upuścił.
— Eee… tak.
— I ty mnie złapałeś?
— Tak.
Zapadła cisza. Hermiona wyglądała na przestraszoną i Draco pomyślał, że pewnie myśli o „strasznym zagrożeniu” jakim było transportowanie jej na miotle. Podjęcie ryzyka było prawdopodobnie bezpieczniejsze od pozostania w rezydencji pełnej śmierciożerców. I został wyleczony z klątwy Glacios.
— Pamiętasz, jak powiedziałem ci o klątwie Glacios? — zaczął, kuszony przez uczucie, że ona pewnie też chciałaby o tym wiedzieć.
Hermiona zaczęła mówić szybko i z podnieceniem:
— Och! Ostatniej nocy znalazłam w bibliotece książkę, w której było o niej napisane, ale nie zdążyłam przeczytać, bo biblioteka została zamknięta, zanim mogłam to zrobić. Ale możemy tam iść i przeczytać, jestem pewna, że jest na to lekarstwo…
— Jestem wyleczony — przerwał. Usiadł na łóżku, spoglądając na Hermionę. Była blada i za mała na łóżko, w którym leżała. Ale jej oczy ożywiły się, tańczyły w nich brązowe iskierki.
— Co? — spojrzała szybko na niego, jej oczy były pełne zdziwienia.
— Kiedy złapałem cię w nocy. To po prostu… — zamilkł.
— Och.
— Ale ja nadal nie wiem, dlaczego to mnie wyleczyło.
Hermiona uśmiechnęła się.
— Cóż, możemy iść, wziąć książkę, poszukać i się dowiedzieć!
Jej oczy zalśniły na chwilę. Draco zastanawiał się, o czym myśli. Prawdopodobnie rozkoszuje się pomysłem rozwiązania zagadki — pomyślał. Hermiona właśnie taka była, pełna energii do rozwiązywania problemów i uczenia się nowych rzeczy.
Jego myśli przerwało wejście pani Pomfrey.
— Ach, obudziłaś się. Zdawało mi się, że słyszę twój głos. — Podeszła rozpromieniona do Hermiony. — Jak się czujesz dzisiaj, kochanie? — zapytała.
— Dobrze, dziękuję.
— Twoi przyjaciele będą szczęśliwi, byli tu już dwa razy i patrzyli na ciebie. — Krzątała się wokół zbierając buteleczki po eliksirach i cały czas mówiła o niebezpieczeństwie, zagrożeniu i śmierciożercach.
Rozległo się pukanie do drzwi i pani Pomfrey poszła je otworzyć. W progu stali Ron i Harry, patrzący z nadzieją.
— Czy Hermiona… — zaczął Ron, ale pani Pomfrey przerwała mu.
— Tak, obudziła się. — Twarze chłopców rozpromieniły się.
— Czy możemy ją zobaczyć? — zmarszczyła brwi. — Miała straszną noc… ale nie ma wielu obrażeń, jedynie kilka siniaków i skaleczeń, więc… — Gryfoni ożywili się. — Ale tylko na dziesięć minut i nie męczcie jej za bardzo.
Draco leżał na łóżku i słuchał, jak Harry i Ron opowiadają w najdrobniejszych szczegółach historię z zeszłej nocy. Nie ignorowali Draco, ale nic do niego nie mówili. Czasami spojrzeli na niego, zwłaszcza w momentach, gdy on był w centrum wydarzeń.
Po chwili przyszła pani Pomfrey i kazała im kończyć. Chłopcy wyszli niechętnie, obiecując, że jeszcze przyjdą. Dwoje pacjentów leżało w niezręcznej ciszy, krótko przerwaną przez Hermionę.
— Wiesz co to znaczy, że ktoś próbował cię zabić? I atakował cię Cruciatusem?
— Tak? — odpowiedział ostrożnie.
Zaskoczyła go następnym pytaniem:
— Co byś powiedział na to, że Harry i Ron nie wiedzą?
— Nic — odpowiedział, przybierając maskę zdziwienia. — Skąd ten pomysł?
— Obserwowałam cię kiedy mówili. Kiedy jest coś, co nie chcesz, aby ludzie wiedzieli, twoja twarz gaśnie. Jak maska.
Draco przerwał. Tak naprawdę nie chciał jej powiedzieć, co wie, ale było w niej coś takiego, co sprawiło, że chciał jej odpowiedzieć. Mógł jej zaufać. Nie potrafił przekonać do tego pomysłu, w końcu był Ślizgonem, wychowanym, aby nikomu nie ufać.
— Wiem kto to był i kto to zrobił — mówił obojętnym tonem. — Rozpoznałem jego głos. To był mój ojciec.
Hermiona wysapała:
— Twój ojciec? Twój ojciec próbował cię zabić?
Pani Pomfrey uratowała Draco od odpowiedzi, wychodząc ze swego biura, rozpromieniona jak zwykle. Podeszła do Draco.
— Więc, zjadłeś całą czekoladę? — zapytała.
— Tak. — odpowiedział.
— Cóż, jeśli czujesz się lepiej, możesz iść. Jeszcze zdążysz na śniadanie, jeśli jesteś głodny.
Draco skinął głową i odsunął pościel. Pani Pomfrey uśmiechnęła się szerzej do niego i wróciła do swojego biura wykonywać swoje normalne zadania. Draco ostrożnie wyjął Malus Orbis, ukrywając je przed wzrokiem Hermiony i schował go kieszeni. Hermiona powiedziała bardzo cicho:
— Ta książka, którą znalazłam. Nazywa się Mroczne Klątwy: Przewodnik. Znalazłam ją w dziale obrony przed czarną magią.
Draco w odpowiedzi skinął głową i opuścił skrzydło szpitalne, aby coś zjeść.


Przerwa śniadaniowa wydawała się najbezpieczniejszym czasem poza północą. Kilku Ślizgonów wracało do swojego pokoju wspólnego w porze obiadu, ale nikogo nie było podczas przerwy. I tak Draco stał samotnie przy palącym się jasnym ogniem kominku, wpatrując się w jego głębię. Fascynował go, wreszcie mógł poczuć ciepło płomieni, a nie tylko oglądać ich taniec. Chciał zanurzyć rękę w ogniu, aby zobaczyć, jak to jest czuć spalanie.
Zamiast tego, sięgnął do kieszeni i wyciągnął srebrną błyszczącą kulę. Wiele ryzykował, aby ją mieć — i Hermionę — ale opłaciło się. Podziwiał jej wzór, skręcający się w różnym kierunku, w zależności od kąta obracania. Mógł na to patrzeć bez końca.
Trzymał kulę mocno w dłoniach. Nagle kula rozłożyła się na dwie części, tworząc dwie wydrążone połówki. Wewnątrz jednej leżał jeden włos, podobny do włosów Dracona, ale jednak inny. Wyciągnął rękę i trzymając kulę nad płomieniem, wyrzucił zawartość w ogień. Poczuł nieprzyjemny zapach spalonych włosów ojca, ale nie przejmował się tym. Ostrożnie wyrwał jeden swój i bez mrugnięcia okiem, umieścił do w środku kuli. Połączył dwie połówki i zobaczył błysk światła.
Malus Orbis należał do niego.


Cała szkoła szeptała o dramatycznym porwaniu — i ratunku — które miało miejsce wczoraj w nocy. Ku wielkiej uldze Draco, mieszkańcy domu Slytherina mówili, że całą noc chorował i nikt nie podejrzewał prawdy. Nie chciał, żeby ktokolwiek wiedział, że brał udział w ratowaniu. Wielu członków jego domu nie pochwalałoby tego. I mimo tego, że nie miał tu dużo przyjaciół, był na tyle mądry, żeby nie poznać ich od złej strony.
Po obiedzie udał się do biblioteki, gdzie bez problemu znalazł szukaną książkę. Usiadł przy stole i zaczął przeglądać indeks klątw, ale nagle przestał. Zamknął jąi po chwili wyszedł na korytarz, udając się do skrzydła szpitalnego.
Korytarze były jeszcze pełne paplaniny. Powstawały nierealne teorie o tym, jak śmierciożercom udało się porwać dziewczynę — rozgryźli okręgi, ktoś w wieży Gryffindoru był śmierciożercą, Hermiona sama była śmierciożercą i uciekła, żeby przyłączyć się do towarzyszy, ale nie liczyła na to, że Harry i Ron będą ją „ratować”. Większość Gryfonów była zbyt „dobra”, zbyt „odważna” żeby dołączyć do Voldemorta. I Hermiona śmierciożercą? Nigdy! Hermiona była… zupełnie inną osobą. Hermiona śmierciożercą, to jakby włożyć kwadratowy kołek do okrągłego otworu. To nierealne.
Draco dotarł do skrzydła szpitalnego i pozwolono mu ją zobaczyć. Wyglądała na znudzoną, leżąc na łóżku i czekając, aż pozwolą jej stąd wyjść. Kiedy go zobaczyła, jej twarz się rozjaśniła i dziewczyna uśmiechnęła się promiennie. Draco był zaskoczony faktem, że sam się uśmiechnął i poczuł falę ciepła w swoim ciele.
— Cześć — powiedziała z uśmiechem.
Przywitał się i usiadł na jednym z krzeseł przy jej łóżku. Na stole leżało kila pudełek ze słodyczami i kilka zwiędłych kwiatów, pewnie zbieranych na błoniach. Spojrzał na nie z uniesionymi brwiami.
Podążyła za jego wzrokiem.
— Lavender i Parvati nie miały żadnych słodyczy, bo są na diecie, więc przyniosły mi kwiaty.
Draco przytaknął niewyraźnie.
— Mam książkę — powiedział.
— I co jest w niej napisane? — zapytała niecierpliwie.
— Jeszcze nie czytałem. — Wyjął książkę z torby.
— Więc otwórz ją! — brzmiała jak niecierpliwe dziecko w Boże Narodzenie. Nie mógł powstrzymać uśmiechu. Zazwyczaj się nie uśmiechał, ale Hermiona powodowała, że tego chciał.
Kartkował indeks i wkrótce znalazł odpowiednią stronę.
— Klątwa Glacios — czytał. — Wynaleziona w 1215 roku… sprawia, że poszkodowany czuje się, jakby zamarzał… Wydaje się, że atakuje tylko skórę i to jest bardzo silne złudzenie, które wyjaśnia, dlaczego nie umieram na zapalenie płuc albo coś podobnego.
Spojrzał na następną stronę i zatrzymał wzrok na górnym akapicie. A potem przeczytał go jeszcze raz, wolniej i z niedowierzaniem.

Jedynym lekarstwem na klątwę Glacios jest dotyk skóry, osoby, którą naprawdę kochasz…

____________________

Hej ;) Kolejny rozdział za nami. Jak się podoba? Końcówka brzmi jak z romantycznego filmu... no ale w sumie chyba można się było tego spodziewać ;) 
Już ponad 2800 wyświetleń i wiele komentarzy za które serdecznie dziękuję. Oczywiście mam nadzieję, że będzie ich więcej :)
Mój blog ostatnio bardzo się zmienił. A to za sprawą cudownego szablonu, za który bardzo jestem wdzięczna!
Nie będę zanudzać. Informacje o nowym rozdziale znajdziecie w Proroku Codziennym.
Enjoy!


poniedziałek, 14 grudnia 2015

Rozdział 8: Cuda w przestworzach

I tak, około pięć minut później, trio było gotowe do drogi. Harry trzymał mocno Hermionę, obejmując ją jedną ręką wokół tali, druga służyła jej za poduszkę, a dodatkowo trzymał nią miotłę.
Wystartowali przez okno w ciemną noc. Mimo że Draco nie czuł chłodnego powietrza wokół niego, po smaku i zapachu wiedział, iż to kolejna typowo zimowa marcowa noc. Księżyc w pełni świecił jasno, a wiejący wiatr szczypał ich w twarze. Na fioletowo-czarnym niebie migotały gwiazdy. To była idealna noc. Teraz, gdy byli poza rezydencją, wszystko wydawało się bezpieczne. Draco zabrał Malus Orbis, mieli żywą Hermionę i wracają do zamku.
Ron i Harry lecieli razem, by móc porozmawiać i jednocześnie przypilnować Hermiony. Draco leciał trochę dalej, ale mógł usłyszeć strzępki ich rozmów.
— Wiesz, porwali ją, aby mnie dorwać. To moja wina, że jest ranna.
— Oczywiście, że nie. Nie mogliśmy pomóc, bo oni nagle wymyślili ten zły plan i porwali ją. I nawet nie wiemy, dlaczego to zrobili.
— Jestem pewien, że zajęło im trochę czasu i wysiłku, dostanie się do Hogwartu, aby porwać jedną dziewczynę mugolskiego pochodzenia.
— Ale jeśli poświęci czas i wysiłek na dostanie się do Hogwartu, i chcieli ciebie, nie byłoby o wiele prościej, przyjść i porwać ciebie?
Harry westchnął z ulgą po tej myśli, dopóki Draco nie przemówił.
— W twoim dormitorium są okręgi. Nikt z Mrocznym Znakiem nie może tam wejść. — Harry był zaskoczony.
— Okręgi w moim dormitorium?
— Skąd wiesz?
— Mój ojciec jest śmierciożercą. Podsłuchałem to. — powiedział, obserwując ich miny. Jakby dotąd nie wiedzieli…
Harry zadrżał i zmienił temat:
— Jest zimno.
— Zamarzniemy — zauważył Ron.
Draco nie powiedział nic. Zawsze zamarzał i nie mógł powiedzieć, jak zimno było.
Lecieli w milczeniu, każdy zamyślony. Blondyn zastanawiał się, czy szybko się obudzi i okaże się, że to był sen. Nie wiedział, czy tego chciał, czy nie. Z jednej strony, miał Malus Orbis i żywą partnerkę na runy. Z drugiej strony, jego ojciec prawdopodobnie chciałby go zamordować najszybciej jak to możliwe. Dzisiejsza noc była inna, niezwykła i przerażająca, ale czuł radosne podniecenie z mieszanką szaleństwa i rozsądku w jednym. To zmieniło jego życie.
I miało zmienić się jeszcze bardziej.
Harry i Ron rozmawiali z ożywieniem, nawet się kłócili. Draco nie słuchał. Trzymał się mocno, zerkając przez ramię, bojąc się, że są śledzeni. Co, jeśli jeden ze śmierciożerców wyjrzał przez okno? Co, jeśli ich gonią? Co mogą zrobić, jeśli tamci mieliby szybsze miotły i znają klątwy ciemności? Mogą ich złapać i zabić jednego po drugim…
Był tak bardzo zamyślony, że nie wiedział dokładnie, jak Hermiona spadła.
— HERMIONA!
Głowa Draco odwróciła się w kierunku krzyku. Hermiona spadała, głową w dół. Jego serce zabiło mocniej.
Bez namysłu, zaczął nurkować. Szybciej, szybciej, prosił miotłę. Drzewa pędziły w górę, aby się z nim spotkać, jak śmiercionośne czarno-zielone kolce. Niewyraźnie widział, że Harry leci tuż za nim i nawiedziło go wspomnienie czasów, kiedy grali ze sobą w Quidditcha. Ale był skupiony wyłącznie na dziewczynie przed sobą, jej włosy rozwiewał wiatr, spadała ku śmierci.
Wyciągnął rękę najdalej jak mógł i chwycił ją za nadgarstek. Szarpnęło i zatrzymała się, a jej cały ciężar był zawieszony na ramieniu chłopaka. Doleciał drugi. I wtedy…
Fala czegoś rozprzestrzeniła się w jego ramieniu, zaczynając od nadgarstka, którym ją trzymał w śmiertelnym uścisku, pęczniała i rosła aż wypełniła go całkowicie. Zajęło mu chwilę, aby to rozpoznać. Ciepło. Znów był ciepły.
Jakoś, klątwa Glacios została zniszczona.
Harry zepsuł tę chwilę, zatrzymując się obok Draco, biały na twarzy.
— Czy z nią w porządku? — zapytał, z paniką w głosie.
— Nic jej nie jest, Potter, oprócz zrzucenia przez niekompetentnego głupca. — Draco wycedził automatycznie. Ostrożnie wciągnął Hermionę. Popatrzył z irytacją na twarz Pottera. Wyglądał jak winny.
Instynktownie wciągnął Hermionę na kolana, patrząc na Harry’ego i Rona, który podleciał w międzyczasie.
— Nie powierzyłbym wam nawet opieki nad gumochłonem — powiedział do nich, a potem usadził Hermionę wygodniej. — Zajmę się nią. — Odleciał, zanim zaczęliby się spierać.
Nie dyskutowali, ale Draco wyczuwał, że są oburzeni. Zignorował to i wrócił do swoich myśli. Jak klątwa została zniesiona? Co to spowodowało? Było tak wiele możliwych odpowiedzi, które spełniały kryteria. Ale to koniec. To niesamowite uczucie.
Zapomniał, jak ostre może być nocne powietrze, jak to jest czuć ciepło innej osoby. Spojrzał na Hermionę, nieprzytomną w jego ramionach. Musiał przyznać, że trudno było ją utrzymać, ale właśnie w tym momencie nie podda się, nawet gdyby dawali mu tysiąc galeonów. Część niego wiedziała, tak samo jak wiesz, że ogień się pali, a lód zamarza, że jego wyleczenie ma coś wspólnego z Hermioną. Ta noc zmieniła go całkowicie. Wcześniej był… zimny. Przyczyniła się do tego klątwa Glacios. Gdy patrzył na nieprzytomną dziewczynę w swoich ramionach, czuł wewnętrzne ciepło.
I był za to wdzięczny.
Głos Rona przerwał jego myśli.
— Nienawidzę siebie za to, że muszę to powiedzieć, ale spójrz za siebie.
Draco odwrócił się i zobaczył to, czego się obawiał. Kilkunastu śmierciożerców leciało za nimi.
Zaklęcia śmigały obok nich, znikając z ciemności nocy. Draco wyciągnął różdżkę. Pora walczyć.
Ale najpierw wskazał różdżką na siebie:
Funis. — Liny wyleciały z różdżki, okręcając się wokół niego i Hermiony w kilka pętli, zabezpieczających ich na miotle. Zawiązał mocniej przy kieszeni, w której miał Malus Orbis, chcąc mieć je przy sobie. Miał doświadczenie w klątwach ciemności i nie chciał ryzykować.
Lecieli w napiętej ciszy. Śmierciożercy byli zbyt daleko, aby atakować, ale zbliżali się w zastraszającym tempie. Gdy tylko się zbliżyli, zaczęli rzucać zaklęciami. Harry i Ron nie mogli zrobić więcej niż tylko blokować klątwy lub uchylać się od nich. Rzucali głównie Impedimenta i jemu podobne, które powodowały spowolnienie wroga na długo. Draco miał inne zmartwienia.
— Malfoy, używasz klątw ciemności? — Draco uśmiechnął się swoim najbardziej złośliwym uśmiechem, co wywołało oburzenie Harry’ego. — Nie ciemności. Mroczne, co najwyżej. — Zatrzymał się, aby to przetrawić. — Czy nigdy nie słyszałeś o walce ognia z ogniem?
Harry spojrzał wątpliwie, ale odwrócił się, robiąc unik od zaklęcia. Nagle, jak Święty Graal, zauważyli nikły kształt Hogwartu na horyzoncie. Draco oszacował, że jeszcze około pięciu minut i będą na miejscu i…
AVADA KEDAVRA!
Usłyszał znajomy głos, krzyczący zaklęcie uśmiercające. Draco ledwie zdążył spojrzeć przez ramię i już wiedział, że zaklęcie zmierza wprost na niego.
Odruchowo szarpnął miotłą, szybując tak szybko, jak tylko mógł, aby uniknąć śmierci. Wyczuł nieszkodliwy świst obok siebie. Ledwie usłyszał głos — Harry albo Ron, nie mógł powiedzieć — klął ze zdziwieniem. Jego serce waliło gwałtownie. Ten głos…
Nie miał czasu, żeby się zatrzymać, bo głos znowu przemówił, tym razem inaczej.
Crucio!
Draco uniknął znajomego zaklęcia. Mocniej objął nieprzytomną dziewczynę, którą się opiekował, z nadzieją, że liny nie zostaną przecięte.
Nie zdążył zrobić szybkiego uniku, a śmierciożercy rzucili kolejnego Cruciatusa. Poczuł ból i mimowolnie krzyknął, zagryzając wargę, aby się powstrzymać. Nie chciał krzyczeć… nie musi krzyczeć… nie może okazać słabości…
 Z dziwną zmianą perspektywy, poczuł, że świat obrócił się do góry nogami. Pomijając fakt, że był do góry nogami przywiązany linami do miotły. Upuścił różdżkę, czując, ze spada bardzo szybko. Poczuł piekący ból i zdał sobie sprawę, że jego ramiona troskliwie trzymają Hermionę. Nie chciał żeby cierpiała…
A potem ból zniknął.
— Dobrze się czujesz? — zapytał głos. Otworzył oczy i zobaczył Harry’ego.
— W porządku — odparł, kładąc ręce z powrotem na miotle i ustawiając się do pozycji pionowej. Dotknął wargę, w którą się ugryzł i poczuł ciepłą krew.
— Jesteśmy prawie na miejscu, nie poddawaj się — powiedział Ron, zerkając na nadal lecących śmierciożerców.
Wkrótce, wieże Hogwartu zmaterializowały się przed nimi. I kiedy stało się jasne, że chłopcy dotarli do Hogwartu przed śmierciożercami, słudzy Voldemorta wycofali się.
Harry i Ron krzyczeli i wiwatowali. Draco tylko się uśmiechnął. Byli bezpieczni. I jeśli jakiekolwiek szaleństwo będzie dziać się jutro, teraz jest bezpieczny.
Wlecieli przez okno w skrzydle szpitalnym, strasząc panią Pomfrey. Potem miały miejsce wszystkie zwykłe rzeczy po takich przygodach. Hermionę ułożono na łóżku, Dumbledore przyszedł, aby posłuchać opowieści. Draco usiadł wygodnie na krześle i słuchał, jak Harry i Ron opowiadają dyrektorowi, co się stało. Dyrektor wydawał się być rozbawiony ich przygodą i patrzył na Dracona porozumiewawczo. Osobiście, Draco myślał, że ktoś, kto rzuca porozumiewawczymi spojrzeniami, powinien albo podejść i powiedzieć co go tak interesuje, albo wyjść i wydłubać sobie oczy. Nie wiedział, którą opcję wolał.
Chłopcy zmierzali do końca opowieści.
— I jeden ze śmierciożerców próbował zabić Malfoya, ale na szczęście zdążył skręcić.
— Było bardzo blisko. A potem śmierciożerca rzucał w niego Cruciatusem.
Słysząc to, pani Pomfrey prawie zemdlała.
— Dyrektorze, nalegam! Cruciatus jest niezwykle bolesny, powinnam się o tym dowiedzieć natychmiast! On potrzebuje odpoczynku, potrzebuje snu…
Dumbledore przerwał jej w pół zdania.
— Oczywiście, Poppy. Możesz się nim teraz zająć.
W ciągu pięciu minut Draco leżał na miękkim łóżku, jego przecięta warga została oczyszczona i uzdrowiona. W ręce trzymał dużą tabliczkę czekolady, którą miał zjeść. Jego płaszcz wisiał na oparciu krzesła, a Malus Orbis ukradkiem wyjął z kieszeni i schował pod poduszkę. Niechętnie ugryzł kawałek. Niezbyt lubił różnorodne rodzaje mleka dodawane do czekolad, preferował gorzką i ciemną.
Ale ta nie była zła, więc zjadł ją, słuchając paplaniny dwóch Gryfonów, kończących swoją opowieść. Wyszli szybko i pani Pomfrey zgasiła światło, mrucząc coś o lekkomyślnych chłopcach i śmierciożercach.
Draco leżał w ciemności. Spojrzał na łóżko obok niego, na którym leżała Hermiona. Wyglądała tak krucho, ale spokojnie. Miał nadzieję, że z nią wszystko w porządku.

Zapadł w spokojny sen. Ale po raz pierwszy od dawna, jego sny były pełne ciepła.

_____________

Kolejny rozdział za nami :)
Rzeczywiście w powietrzu wydarzył się cud.... kto by się go spodziewał? :D Jak Wam się podoba? Mnie osobiście Draco zaczyna się coraz bardziej podobać ;)
Zapraszam do komentowania. Przy okazji dziękuję za tak miłe komentarze pod poprzednim rozdziałem :)
Enjoy!


Obserwatorzy