wtorek, 25 października 2016

Rozdział 10: Plany

Myślę o rozmowie z Draco, a moje stopy prowadzą mnie prosto do wieży Gryffindoru. Dociera to do mnie dopiero wtedy, gdy przechodzę przez dziurę pod portretem. Chcę po cichu przejść do dormitorium, ale gdy kieruję się w tamtą stronę słyszę przyciszone głosy i moje imię pośród wielu słów. Zatrzymuję się w pół kroku i nadsłuchuję.
— Nie wiem, co sobie Hermiona myślała?
— Gin, ona po prostu próbuje poradzić sobie ze wszystkim najlepiej jak potrafi — broni mnie Harry.
— Cóż, nie zdobędzie Rona, jeśli będzie nadal tak się zachowywać. Nie może być taka zarozumiała i ciągle go unikać — kontynuuje Ginny swoim protekcjonalnym tonem.
Jej słowa bardzo mnie zaskoczyły. Ona i ja nigdy nie byłyśmy blisko, ale myślałam, że możemy być kimś w rodzaju przyjaciółek. Nie jestem pewna, czy chcę usłyszeć więcej, ale ciekawość zwycięża.
— Jeżeli chce zdobyć serce Rona, powinna przestać ciągle siedzieć w książkach. Mam na myśli to, że on nawet nie myśli o niej jak o swojej potencjalnej dziewczynie — dodaje Gryfonka.
— Nie powinna się zmieniać dla kogoś. Zwłaszcza dla Rona — mówi Harry, a w moim ciele rozprzestrzenia się przyjemne ciepło. On tak dobrze mnie zna i wie, co jest dla mnie najlepsze.
— Ale nikt się nią nie zainteresuje jeśli nadal taka będzie. Nie znam nikogo, kto chciałby być z dziewczyną, która zawsze ma rację i wszystko wie.
— Ginny — szepta chłopak ostrzegawczym tonem.
— To prawda, Harry — oświadcza dziewczyna. — Możliwe, że swoimi nowymi strojami chciała zwrócić czyjąś uwagę, ale to nie pomogło. Powinna zacząć dbać o swój wygląd, a szczególnie o włosy, które wołają o pomstę do nieba. Nie wspominając o pewnych kobiecych umiejętnościach, których każda z nas powinna się nauczyć. Wątpię w to, że będzie miała skrzata, nawet gdyby była na to gotowa, co oznacza, że musi umieć gotować.
— Wydaje mi się, że Hermiona ma bardziej ambitne plany na przyszłość niż bycie gospodynią domową — mówi Harry, śmiejąc się cicho.
— I w tym tkwi problem — przerywa mu Ginny. — Jeśli chce być Ministrem Magii, to super, ale wtedy musiałaby zaakceptować fakt, że umrze w samotności. Ron nie chciałby być z kimś, kto nie pozwoli mu być mężczyzną w związku. Żaden czarodziej na to nie pozwoli.
— Mężczyzną w związku? — pyta chłopak z zaskoczeniem.
— Tak, on pracuje i zarabia pieniądze, a ona zajmuje się domem. Gotuje, sprząta i opiekuje się dziećmi.
— Naprawdę widzisz Hermionę w takiej roli?
— Cóż, będzie musiała to zaakceptować, jeśli chce być z Ronem, albo jakimkolwiek czarodziejem wyznającym takie zasady.
Zaciskam mocno pięści, nie mogąc uwierzyć w to, co ona mówi. Nie zastanawiając się nad tym, co robię, przechodzę w kierunku światła i staję z nimi twarzą w twarz. Oczy Ginny rozszerzają się na chwilę, kiedy mnie dostrzega. Harry patrzy na mnie smutnym wzrokiem.
— Nie chcę Rona, Ginny — mówię mocnym głosem. — I nie zamierzam zmieniać się dla nikogo.
Ginny prycha i krzyżuje ręce na piersi, odwracając wzrok w bok.
— Zwłaszcza dla ciebie — dodaję.
Wygląda tak, jakby ktoś ją uderzył, a ja patrzę na nią z zimną satysfakcją. Nie czekam na jej odpowiedź i bez słowa kieruję się do swojego dormitorium.
Słyszę, że ktoś podnosi się z kanapy i przechodzi w moim kierunku. Spoglądam przez ramię i widzę Harry’ego.
— Hermiono? —Chłopak próbuje zwrócić moją uwagę, ale ja tylko lekko się uśmiecham i idę dalej.
— Harry, nie skończyliśmy rozmowy — mówi Ginny ostro.
— Muszę porozmawiać z Hermioną — odpowiada podobnym tonem.
Przystaję na schodach i obserwuję ich wymianę zdań.
— Ona nie jest twoją dziewczyną i musimy jeszcze porozmawiać — oświadcza dziewczyna tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Wybraniec przewraca oczami, a ja lekko uśmiecham się pod nosem.
— O czym? W jaki sposób Hermiona powinna się zmienić, żeby zwrócić na siebie uwagę twojego głupiego brata? — pyta chłopak, odwracając się do niej.
— Zawsze jej bronisz i zachowujesz się tak, jakby była dla ciebie kimś więcej niż przyjaciółką — szydzi Ginny.
— Hermiona i ja jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, zawsze nimi będziemy i tylko nimi. — Głos Harry’ego jest bardzo oschły.
Dziewczyna zaciska usta w wąską kreskę.
— Ja po prostu staram się pomóc — mówi mocnym głosem.
— Ginny, ona nie musi się zmieniać.
Ich głosy cichną, gdy zamykam drzwi do dormitorium. Domyślam się, że to dopiero początek ich konwersacji. Kładę torbę na kufrze i wzdycham.
— Ciężki wieczór? — pyta Lavender, idąc do łóżka.
Powracam myślami do czasu spędzonego z Draco i uśmiecham się.
— Nie — mówię. — Było idealnie.
Blondynka otwiera szeroko usta i unosi brwi ze zdziwieniem, po czym prycha i szybko zasłania zasłony nad łóżkiem. Krzyżyk na drogę.

~*~*~*~*~*~

Harry czeka na mnie w pokoju wspólnym, gdy następnego dnia schodzę na śniadanie. Powieki opadają mu na oczy i co chwila potrząsa głową, żeby się rozbudzić. Pokonuję schody i podchodzę do niego, ale zachowuje się tak, jakby mnie nie widział. Dopiero parę sekund później jego mózg przetwarza to, co widzi. Otwiera szeroko oczy i podskakuje z fotela.
— Hermiono — mówi, gdy odzyskuje równowagę i otacza mnie ramionami. — Przepraszam.
Chichoczę.
— Harry, nie masz mnie za co przepraszać, bo nic złego nie zrobiłeś — odpowiadam nadal rozbawiona.
Cofa się i patrzy na swoje stopy.
— Nie mogę uwierzyć, że Ginny to powiedziała — mamrocze pod nosem. — Nie jesteś na mnie zła? — dopytuje głosem przepełnionym nadzieją.
Unoszę brwi ze zdziwieniem.
— Merlinie, oczywiście, że nie! Dlaczego tak myślisz?
— Po tym wszystkim co Ginny powiedziała, nawet nie powinienem z tobą o tym rozmawiać i…
— Harry, posłuchaj. Ja nie zamierzam się złościć na ciebie, tylko dlatego, że twoja dziewczyna coś powiedziała.
— Była.
— Co?
— Była dziewczyna. Ostatniej nocy mieliśmy małą awanturę. Ciągle mówiła o tym, że ty zawsze jesteś dla mnie ważniejsza od niej. Oczywiście wyjaśniałem jej, że ty i ja jesteśmy tylko przyjaciółmi, ale przegięła, kiedy powiedziała to wszystko o tobie. W kółko to powtarzała i krzyczała, ale tak naprawdę nie mam pojęcia o co jej chodziło. Wydaje mi się, że miałem już tego dość i kompletnie spanikowałem, więc powiedziałem jej, że jeśli tak źle się czuje w tym związku, to możemy się rozstać i znowu być przyjaciółmi.
— Jak na to zareagowała? — pytam, otwierając szeroko oczy.
— Niezbyt dobrze. Chciała mnie przekląć dwa czy trzy razy, ale chyba zapomniała, że to ja uczyłem ją w GD. Kiedy zrozumiała, że jej uroki nie mają żadnych szans z moimi, odwróciła się na pięcie i po prostu poszła do swojego dormitorium, głośno trzaskając drzwiami — mówi, przewracając oczami. — Idziemy na śniadanie?
Przytakuję i razem idziemy do Wielkiej Sali.
Duża brązowa sowa ląduje na stole, sekundę po tym, gdy siadam na swoje miejsce. Odwiązuję list z nogi ptaka i rozwijam. Widzę schludne pochyłe pismo.

Panno Granger,
Pora na nasze kolejne spotkanie.
Proszę przyjść do mojego gabinetu o 10.
Hasło: Czekoladowe lekarstwo
Dyrektor

Kładę pergamin obok siebie, podczas gdy Harry napełnia swój talerz.
— Coś ciekawego? — pyta jakby od niechcenia.
To słodkie, że nie zagląda mi przez ramię, kiedy czytam swoje listy i szanuje moją prywatność.
Wzruszam ramionami.
— Niezbyt.
Patrzy na mnie przez chwilę badawczym wzrokiem, ale sekundę później wzrusza ramionami i jak gdyby nic się nie stało, zaczyna jeść.

~*~*~*~*~*~

Stoję samotnie przy posągu gargulca o 9:45, a moje serce bije jak szalone. Oczami wyobraźni przypominam sobie beztroskie chwile sprzed trzech lat, kiedy to tonęłam wśród prac domowych i sprzeczałam się z Ronem. W mojej głowie tworzą się obrazy przedstawiające wojnę, która zabrała tyle wspaniałych ludzi i nie pozostawiła nam żadnej nadziei. Draco także pamięta lata tortur, podczas których zło toczyło nieustanną walkę z dobrą stroną. Oboje pamiętamy pogrzeby, na których opłakiwaliśmy swoich bliskich. Chciałabym ruszyć naprzód i wypowiedzieć hasło, ale nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Jak przez mgłę widzę siebie, wspinającą się po schodach, gdy szukałam ostatniej deski ratunku.
Patrzę na zegarek i powoli przesuwam się bliżej ściany.
— Hasło? — podpowiada gargulec, gdy wybija dziesiąta.
Wzdrygam się i robię krok w tył. Po raz pierwszy nie jestem pewna, czy powinnam tam iść. Wspomnienia powracają z zawrotną prędkością i mam ochotę uciekać jak najdalej się da. Wiem, że potrafię je zatrzymać, ale coś mnie powstrzymuje. Zamykam oczy i biorę głęboki oddech.
— Oczyść umysł — słyszę głos Draco w mojej głowie.
Szybko poddaję kwarantannie moje wspomnienia i strach im towarzyszący. Tarcza ochronna tworzy się w moim umyśle, gdy biorę kolejny wdech.
— Raz… dwa…
— Czekoladowe lekarstwo — mówię mocnym głosem.
Momentalnie przed moimi oczami pojawiają się kamienne schody. Szybko wspinam się po nich, jakbym się bała, że znikną.
Puk, puk.
— Proszę — mówi profesor Dumbledore z wnętrza gabinetu.
Otwieram drzwi i wchodzę do środka. Mężczyzna uśmiecha się do mnie i gestem ręki zaprasza w stronę biurka.
— Cytrynowego dropsa? — pyta uprzejmym tonem.
Kręcę głową. On zachowuje się tak, jakby spodziewał się tego, że odmówię. Siada w swoim miękkim fotelu i bacznie mi się przygląda.
— Cóż, cieszę się, że pani przyszła. Bałem się, że będę musiał zejść na dół i namówić panią na wejście do gabinetu, ale na szczęście odwaga zwyciężyła.
Czuję, że moje policzki różowieją.
— Tak, profesorze, ja po prostu… — mój głos zanika, ale dyrektor jedynie potrząsa głową i uśmiecha się do mnie.
— Nie musi pani tego wyjaśniać, panno Granger. Wszystko rozumiem.
Jego oczy tracą dawny blask i patrzy na mnie przenikliwie.
— Wydaje mi się, że mamy kilka spraw do omówienia, prawda? — pyta.
Przytakuję, nie wiedząc, co powiedzieć.
— Wiesz coś o horkruksach, prawda? — dopytuje.
— Tak, Voldemort stworzył siedem horkruksów — odpowiadam automatycznie.
Dumbledore momentalnie poważnieje.
— A są nimi?
Przygryzam wargę, bo nie wiem, czy to dobry pomysł, żeby poznał prawdę. O dziwo dyrektor przewiduje moje obawy.
— W porządku. Wiem, że zostało mi mało czasu, więc to że dowiem się tego teraz, nie ma większego znaczenia.
Przytakuję.
— Horksursem był pamiętnik, który zniszczyliśmy na drugim roku. Jest nim także pierścień, który zniszczył pan przed rozpoczęciem roku. Są jeszcze medalion Salazara Slytherina, puchar Helgi Hufflepuff, diadem Roveny Ravenclaw, wąż i… em…
— Harry.
Patrzę na niego szeroko otwartymi oczami.
— Pan wie?
Przytakuje.
— Od jak dawna pan to wie?
— Od jakiegoś czasu — odpowiada. — Miałem nadzieję, że proroctwo się nie spełni i pan Potter ma szansę na zmianę swojego losu, ale niestety część przepowiedni już się spełniła i niedawno dotarło do mnie, że jest prawdziwa. Próbowałem to zrozumieć. Szukałem odpowiedzi i znalazłem horkruksy.
— To czarna magia — przerywam mu. — Ta wiedza jest niezgodna z prawem.
Uśmiecha się w odpowiedzi.
— Panno Granger, wiem, że zrobiłabyś wiele legalnych i nielegalnych rzeczy żeby ochronić pana Pottera podczas wojny. Może śmierć byłaby darem dla takiego starego mężczyzny jak ja, który już napatrzył się na ten świat i zna jego oba oblicza. Ale wiem, że ty chcesz wszystko naprawić. Siedzę tutaj i widzę śmierć Harry’ego w twoim umyśle. Zaklęcia tnące, wiele krwi i jego powolny upadek. Widzę także Voldemorta przygniatającego go butem i mierzącego do niego różdżką. A potem zielone światło świecące z jego oczu.
Widziałam, że Harry patrzył na niego z dziką determinacją, ale było już za późno. Wziął ostatni oddech i zamknął oczy. Wydawało mi się, że to koniec, ale czy to możliwe, że on… mógł to przeżyć?
Otwieram szeroko oczy.
— On żył! — mówię, wstając z krzesła.
— Panno Granger?
— Harry! Voldemort rzucił zaklęcie uśmiercające prosto w jego pierś. Byłam tam i widziałam to. Ale potem zamknęłam oczy, bo nie mogłam uwierzyć w to, co się stało, ale kiedy znowu je otworzyłam zielone światło zniknęło, a Harry’ego nigdzie nie było.
— Przykro mi, że byłaś tego świadkiem — mówi profesor ze współczuciem.
Potrząsam głową z niedowierzaniem.
— Nie, nic pan nie rozumie — mamroczę. — Po swojej śmierci, przemienił się i wrócił. Widziałam wyraz jego twarzy i to był Harry. Prawdziwy, żywy Harry.
— Czy wstał i walczył dalej? — pyta Dumbledore, pochylając się w moim kierunku.
Kręcę głową i siadam na krześle.
— Nie. Nie był w stanie dalej walczyć. Bardzo krwawił co było skutkiem tego paskudnego zaklęcia. Ale i tak było już za późno, bo tylko ja przeżyłam. Widziałam go przez ułamek sekundy, ale potem znowu zniknął mi z oczu.
Smutek przepełnia mój głos i czuję, że wspomnienia sprzed trzech lat wróciły na dobre. Ale nie mogę znowu cofnąć się w czasie. Może gdybym wtedy dołączyła do Harry’ego… Może nie musiałabym cofać się w czasie?
Dumbledore znowu wyczuwa moje rozterki i uśmiecha się do mnie pokrzepiająco.
— Jeszcze nic nie jest stracone, panno Granger. Harry wciąż żyje. Oczywiście mówię o obecnych czasach. Po prostu musimy zrobić wszystko, żeby tak było jak najdłużej się da.
Przytakuję.
— Voldemort zawsze trzyma węża blisko siebie — mężczyzna jak gdyby nigdy nic kontynuuje rozmowę.
— Tak, nigdy go nie dopadliśmy.
— A ten medalion, który znalazłem w jaskini? Ten, który zabrałbym stamtąd razem z Harrym?
— Nie, on jest fałszywy. Prawdziwy medalion zabrał Regulus Black. Niestety przed swoją śmiercią nie znalazł sposobu, żeby go zniszczyć. Jego skrzat, Stworek, trzymał go w bezpiecznym miejscu. Ale proszę nie iść do tej jaskini. Harry powiedział mi, co tam się stało i strasznie się o to obwiniał. To… to… to nie jest dobry pomysł.
Dyrektor przytakuje.
— Czy wiesz, gdzie znajdują się inne horkruksy?
— Puchar Helgi Hufflepuff jest w skarbcu Bellatrix Lestrage w Banku Gringotta — mówię, chichocząc. — Wtedy mało brakowało żeby pożarł nas smok.
— Brzmi jak niezła przygoda — dodaje, po czym wybucha śmiechem.
— Diadem Ravenclaw znajduje się w zamku w Pokoju Życzeń, w którym ukryte jest wiele rzeczy. Znaleźliśmy go pośród wielu rupieci i okazało się, że nie jest zniszczony.
— Wspomniałaś, że Regulus zabrał medalion.
Przytakuję.
— Ale Tom nie wiedział, gdzie był medalion i czy jest zniszczony?
— Nie, nie sądzę, żeby potrafił śledzić swoje horkruksy. Mieliśmy medalion przez dłuższy czas, ale to i tak nie doprowadziło go do nas. Ale on na pewno wie, kiedy zostają zniszczone.
— Interesujące. Cóż, wygląda na to, że mamy jakiś początek planu.
— Profesorze?
Mężczyzna patrzy na mnie z zainteresowaniem.
— Tom nie może zlokalizować horkruksów, ale wie, kiedy są zniszczone. Logiczny wydaje się fakt, że jeśli zebralibyśmy wszystkie horkruksy w jedno miejsce, ale ich nie niszczyli, Tom żyłby w nieświadomości — wyjaśnia.
— Nie mógłby ich chronić, bo nie wiedziałby, że je zabraliśmy — dodaję.
— Właśnie, panno Granger. — Dumbledore uśmiecha się z dumą. — Spotkamy się za jakiś czas, żeby omówić plan na najbliższe kilka miesięcy, ale teraz są jeszcze dwie sprawy, które chciałbym dziś omówić.
Patrzę na niego z zaskoczeniem, zagryzając wargę.
— Panno Granger, zauważyłem, że spędza pani wiele czasu z panem Malfoyem — mówi oschle.
Przełykam ślinę i przytakuję.
— On nie przestrzega zasad, które są tak ważne dla ciebie. Jednak wiem, że dzięki niemu nie czujesz się taka samotna. Powiem krótko. Panno Granger, chciałbym panią ostrzec przed przyjaźnią z tym młodym człowiekiem. Robię to, ponieważ nie chcę, żeby sprowadził panią na złą drogę. Ja w swoim życiu popełniłem wiele błędów, ale do końca dnia będę pamiętał dzień, w którym straciłem swojego najlepszego przyjaciela przez własną lekkomyślność.
Przytakuję kilka razy, zanim odzyskuję mowę.
— On wszystko pamięta, profesorze. Wszedł za mną do gabinetu i razem przenieśliśmy się w przeszłość. Przeżył trzyletnią wojnę, ale nie jest taki jak kiedyś. W zasadzie nikt z nas nie jest taki jak przedtem. Myślę… myślę, że zrobiłby wszystko, żeby ochronić swoją matkę. Oboje nie chcemy przeżywać tej wojny na nowo i pragniemy, żeby wszystko dobrze się skończyło. Jestem przekonana, że dla swojej matki byłby w stanie w mgnieniu oka przejść na naszą stronę.
— A jeśli nie?
Wzdycham.
— Nie pozostawił mi żadnych złudzeń — odpowiadam i myślami cofam się do naszej rozmowy sprzed kilku dni.

~*~*~*~*~*~

— Co zrobisz, kiedy to wszystko się skończy? — pyta nagle Draco.
— Co masz na myśli?
Przewraca oczami.
— Co zrobisz, kiedy skończy się ten rok i Dumbledore umrze?
— Zakończę tą wojnę, Malfoy. Nie mam innego wyjścia — odpowiadam.
— Dobra strona nie wesprze cię, jeśli zabijesz ich lidera — mówi blondyn protekcjonalnym tonem.
— Myślisz, że mogłabym iść do Voldemorta? — pytam z niedowierzaniem.
Syczy na dźwięk tego imienia, ale kontynuuje swój wywód.
— To byłby całkiem niezły pomysł. Czarny Pan prawdopodobnie zabije cię, gdy misja się zakończy. Zapewne byłby szczęśliwy, gdybyś zaoferowała swoją pomoc po jego stronie, ale nie jestem pewny, czy byłby taki hojny i pozwoliłby ci żyć. Jego zwolennicy nie byliby z tego zadowoleni. To nie jest tego warte.
— Więc, co mi radzisz, Malfoy? Z twojego wywodu wynika, że nie mogę być po obu stronach.
— Uciekaj. Najszybciej i najdalej jak tylko możliwe. Kiedy wykonasz zadanie, nie będziesz musiała przejmować się przysięgą, więc najlepiej będzie jeśli się stąd wyniesiesz.
— Mam uciec?
— Chcę ci pomóc. Nie możesz tu zostać. Zapomnij o głupich gryfońskich zasadach. One nie mają znaczenia, jeśli możesz umrzeć tu i teraz. Po prostu ucieknij.
— Jeśli naprawdę tak myślisz, to co ty tu jeszcze robisz? Co ciebie tu zatrzymuje?
— Matka — odpowiada po prostu. — Nie mogę nas stąd wyciągnąć, a nie chcę jej tu zostawić samej. Nie mam wyboru, ale ty tak. Uciekaj stąd najszybciej jak się da. Zmień imię, wygląd i nie oglądaj się za siebie. Nigdy.
— Nie.
— Co?
— Nie, ja nie ucieknę.
— Granger — warczy. — Umrzesz. To jedyny sposób. Próbuję cię uratować.
Kładę rękę na jego ramieniu.
— Draco — mówię cicho. — Nie mogę tak po prostu zostawić wszystkiego za sobą. Nigdy nie mogłam. To też jest mój świat i nie pozwolę, żeby został zniszczony. Dobra strona weźmie mnie pod swoje skrzydła. Powiem im prawdę. Muszę walczyć.
— Nie mówisz poważnie — szepta, ale to brzmi jak zarzut.
— Owszem.
— Wiem, ale musiałem spróbować.
— Wiem Draco i dziękuję ci za to.
Przytakuje i odwraca się.

~*~*~*~*~*~

Nie rozmawialiśmy o tym od tamtej pory, ale oboje dobrze wiemy, że będziemy zmuszeni walczyć po przeciwnych stronach, jednak teraz o tym nie myślimy. Dumbledore akceptuje moją odpowiedź smutnym skinieniem głowy.
— A jeszcze jedno — mówi. — Chciałbym, żeby w niedalekiej przyszłości poinformowała pani pana Pottera o naszych planach, ale najpierw powinien nauczyć się Oklumencji. Po prostu nie możemy ryzykować, że Tom dowie się o naszych planach poprzez ich więź.
— W porządku.
— Chciałbym, żeby pani go uczyła.
— Ja?
— Tak, panno Granger. W końcu jesteś jego najlepszą przyjaciółką i najmądrzejszą czarownicą w tym stuleciu. Nadajesz się do tego jak nikt inny — oznajmia, mrugając do mnie porozumiewawczo.
Znowu przytakuję.
— Dobrze.
— Proszę, informuj mnie o waszych postępach i wtedy zaczniemy działać.
— Dobrze, panie profesorze — odpowiadam, podnosząc się z krzesła.
Kiedy podchodzę go drzwi, słyszę jego głos.
— Panno Granger?
Odwracam się w jego kierunku.
— Mam nadzieję, że masz rację odnośnie pana Malfoya.
Uśmiecham się nieśmiało i schodzę w dół po kamiennych schodach.

 _________

Witajcie :) W to jesienne popołudnie publikuję kolejny rozdział tłumaczenia. Może się wydawać, że akcja toczy się jak flaki z olejem (nie lubię tego porównania, ale tutaj pasuje idealnie), ale niedługo wszystko przyspieszy i może wtedy większość z Was polubi tą historię. Co myślicie o rozdziale? Jestem ciekawa Waszych opinii :)
Ostatnio zmagam się z wielkim kryzysem twórczym. Powinnam tłumaczyć i pisać rozdziały moich opowiadań, ale zupełnie nie mam do tego motywacji. Nie wiem, może to jesienna aura? Od listopada będę miała o wiele więcej wolnego czasu, więc może wszystko nadgonię. Z góry przepraszam wszystkich za brak komentarzy ode mnie na Waszych blogach. W wolnej chwili postaram się nadrobić wszelakie zaległości.
To tyle. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!




środa, 5 października 2016

Rozdział 9: Wystarczająco odważna

— Gdzie byłaś, Hermiono? — pyta Ron oskarżycielskim tonem, gdy siadam obok Harry’ego przy stole Gryffindoru.
— Słucham? — odpowiadam agresywnie pytaniem na pytanie.
— Przegapiłaś śniadanie i obiad — mówi spokojnie, ignorując mój ton. — A Lav powiedziała, że tej nocy nie spałaś w waszym dormitorium. Więc, gdzie byłaś?
— A dlaczego cię to obchodzi? — warczę.
Ron wygląda jakby ktoś uderzył go w twarz, a ja nie mam nastroju na wysłuchiwanie jego błyskotliwych pytań. Przez kilka godzin pojedynkowania się z Draco praktycznie zapomniałam o kłamstwie rudzielca. Jak mam mu zaufać, skoro okłamał mnie w tak ważnej sprawie? Oczywiście, w tej teraźniejszości nie kłamał, ale gdybym ich nie nakryła, jestem pewna, że zrobiłby to jeszcze raz.
— Harry, jak tam przyjęcie? — pytam jakby od niechcenia, zwracając uwagę Wybrańca, który ostatkiem sił próbuje zamaskować lekki uśmiech na widok zdumionej twarzy Rona.
— W porządku, tak sądzę. Raczej nudno. Rozmawiałem z Ginny, bo inni jakoś nie kwapili się do rozmów z kimś spoza swojego domu. Slughorn wygłosił mowę o tym, jak to się cieszy, że jesteśmy tam wszyscy razem i starał się nas przekonać, że powinniśmy chociaż spróbować wmieszać się w tłum i przez chwilę o czymś podyskutować. Ale, jak zapewne się domyślasz, to nie podziałało i po jego pasjonującej przemowie wszyscy wyszli — wyjaśnia.
Przytakuję. Ron zaczyna pochłaniać zawartość swojego talerza, całkowicie ignorując moją obecność. Oczywiście taki obrót spraw jest mi na rękę i jeszcze przez chwilę rozmawiam z Harrym, ale niestety naszą pogawędkę przerywa Ginny, która bez uprzedzenia siada obok chłopaka, spychając mnie na bok. Siedzi bardzo blisko niego, niemal na kolanach. Od razu zwraca na siebie uwagę chłopaka i zaczyna z nim rozmawiać.
Rozglądam się po Wielkiej Sali i przyłapuję Malfoya na obserwowaniu mnie. Jak gdyby nigdy nic przechyla głowę na bok, ale sekundę później nasze oczy się spotykają. Przewracam oczami, a on uśmiecha się lekko, po czym kontynuuje rozmowę z jakimś chłopakiem ze Slytherinu. Kątem oka zerkam w bok i widzę zmrużone oczy Rona. Kręcę głową z rezygnacją. Nie wiem czy powinnam wyluzować czy się smucić, ale jego złość boli mniej niż jakiś czas temu.

~*~*~*~*~*~

Siedzę w pokoju wspólnym w niedzielę i oczekuję na obiad, jednak to, co widzę, sprawia, że mam ochotę zwymiotować. Lavender całuje się z Ronem, siedząc na jego kolanach i chichocząc irytująco w przerwach między pocałunkami. Harry trąca mnie w ramię, próbując zwrócić na siebie moją uwagę i tym samym nie patrzeć na ten paskudny widok. Głową wskazuje przejście pod portretem i bez słowa, wychodzę razem z nim na korytarz. W ciszy wędrujemy, mijając po drodze kilkoro Gryfonów z pierwszego roku. Parę minut później Harry skręca na opuszczony korytarz, gdzie spokojnie możemy porozmawiać.
— Jak się masz? — pyta, a jego zielone oczy prześwietlają mnie na wylot.
Wzruszam ramionami.
— W porządku, tak sądzę.
— Wydajesz się być przejęta całą tą sprawą z Ronem.
— Którą?
Śmieje się.
— Nie wiem, którą? Związek z Lavender czy podejrzane zachowanie?
— Obie. — Wzdycham z rezygnacją.
— Tak myślałem — mówi po prostu.
— Zdawało mi się, że między mną a Ronem może być coś więcej — wyznaję. — Ale nie wiem, czy on kiedykolwiek w pełni mi zaufa. Albo czy ja mogę mu zaufać. — Ostatnie zdanie wypowiadam niemal szeptem, ale wiem, że Harry i tak to usłyszy. W końcu to Harry.
— Czy coś się stało? — pyta z troską w głosie.
— Ja po prostu… Niedawno dowiedziałam się, że okłamał mnie w ważnej sprawie. Teraz nic nie mogę z tym zrobić, ale nie wiem, czy kiedykolwiek uwierzę, w to co on mówi.
Harry wypuszcza głośno powietrze przez usta.
— Ron zawsze wybiera najprostsze wyjście. — Wzdycha. — Jeśli on myśli, że kłamstwo brzmi lepiej niż prawda, to nic i nikt nie przekona go do zmiany decyzji. Trzeba pamiętać także o tym, że zawsze jest podejrzliwy i nieufny. Może to dlatego, że dorastał z Fredem i George’em — mówi, posyłając mi znaczące spojrzenie. — Ron jest moim najlepszym kumplem, ale z pewnością nie jest łatwo go zrozumieć.
Wzdycham.
— Nie, nie jest. Jest jednym z moich najlepszych przyjaciół, ale nie mogę pozwolić mu na to, żeby atakował mnie bez powodu.
— Wiem. — Uśmiecha się przyjaźnie. — Nigdy nie pozwalałaś nikomu zrobić czegoś, tylko dlatego, że ten ktoś, tego chce.
Również się uśmiecham.
— Dzięki za zrozumienie. Między nami w porządku?
— Oczywiście, Hermiono. Jest jeszcze coś, o czym chciałem z tobą porozmawiać.
Wygląda na zdenerwowanego, ale nie odzywam się, tylko patrzę na niego wyczekująco.
— Cóż, Ginny i ja, spędziliśmy wczoraj bardzo miły wieczór i… teraz ona jest moją dziewczyną — mówi, patrząc na swoje buty.
— W porządku, Harry. To świetnie, prawda?
Oddycha z ulgą.
— O tak.
— Cóż, cieszę się twoim szczęściem.
Przez chwilę patrzymy na siebie, ale sekundę później kontynuujemy wędrówkę po szkole. Tak dawno temu ja i Harry spędzaliśmy ze sobą popołudnie. Może ta niedziela nie będzie taka zła?

~*~*~*~*~*~

W poniedziałkowy wieczór siedzę w pokoju wspólnym, próbując dokończyć esej z zaklęć. Ron siedzi na kanapie obok mnie z Lavender na kolanach. Jęczą dziwnie, ponieważ bez przerwy się całują i nie wydają się być tym zażenowani. Ukradkiem spoglądam w ich stronę i zauważam, że blondynka mi się przygląda. Mruga do mnie, a potem odwraca się do Rona i całuje go namiętnie. Mrużę gniewnie oczy i głośno zatrzaskuję książkę. Podskakują z zaskoczenia. Nie patrzę w ich stronę, tylko zbieram swoje rzeczy i bez słowa wstaję z kanapy. Lavender chichocze jak wariatka, ale ja nie będę bawić się w jej gierki. Przechodzę do wyjścia pod portretem i jedynie przez sekundę patrzę w ich stronę, po czym wychodzę na korytarz.
Głowa kieruje mnie do biblioteki, ale moje stopy prowadzą mnie na korytarz na siódmym piętrze, prosto do Pokoju Życzeń. Patrzę na ścianę i zaczynam chodzić w tą i z powrotem.
— Potrzebuję miejsca, w którym będę mogła się uczyć — myślę. — Miejsca, gdzie będę mogła odrabiać pracę domową. Miejsca, gdzie będę mogła się wyciszyć.
Na ścianie pojawiają się drzwi i szybko ciągnę za klamkę. To, co widzę, zapiera dech w piersiach. Na podłodze leży pluszowy biały dywan. Po jednej stronie pokoju stoi duży stół z krzesłami, a po drugiej szafa wypełniona po brzegi książkami. Skanuję pomieszczenie oczami i w kącie na podłodze zauważam znajomą blond postać z książką w ręce.
— Malfoy?
Jego głowa podnosi się do góry na dźwięk mojego głosu. Jeden z kącików ust nieznacznie się unosi.
— Granger, nie możesz się trzymać z daleka?
Przewracam oczami.
— Nie wiedziałam, że tu będziesz — bronię się.
— Jasne, że nie.
Mruga do mnie porozumiewawczo, a ja kładę swoje książki na stole, nie siląc się na delikatność.
— Ja po prostu musiałam wyjść z pokoju wspólnego — wyznaję, rozwijając pergamin z niedokończonym esejem na zaklęcia.
— Wszyscy cholerni Gryfoni cię denerwują? — pyta, uśmiechając się lekko.
W odpowiedzi kręcę przecząco głową.
— Właściwie to dwoje.
— Ach, Łasic i puszczalska.
— Malfoy — ganię go, unosząc brwi.
Wybucha śmiechem.
— To, że ty nie widziałaś jej całującej się z każdym napotkanym chłopakiem, nie znaczy, że reszta z nas jest aż tak ślepa. — Moje brwi unoszą się jeszcze wyżej i patrzę na niego ze zdziwieniem. Wzdycha z rezygnacją i kontynuuje: — Lavender Brown wiele razy została przyłapana w schowku na miotły na obściskiwaniu się z chłopakami. Za każdym razem Filch nakrywał ją z kimś innym. Każdy o tym wie, Granger.
Rumienię się, słysząc ostatnie zdanie i szybko zerkam na swoją pracę domową.
— Cóż, dobrze wiedzieć. Ale teraz mnie to nie interesuje, bo mam napisać esej z zaklęć — mówię, nie spoglądając na niego.
Słyszę cichy śmiech.
— Więc, powinnaś się nim zająć — odpowiada jakby od niechcenia.
Podnoszę wzrok i widzę jego firmowy irytujący uśmieszek. Przewracam oczami i zaczynam pisać.
Godziny mijają bardzo szybko, podczas gdy my odrabiamy znaczącą część sterty pracy domowej. Nagle w pokoju słychać cichy gong i Draco zaczyna się pakować.
— Pół godziny do ciszy nocnej — mówi, gdy widzi moje zdziwione spojrzenie.
— Oh.
Szybko pakuję swoje rzeczy do torby.
— Codziennie tu przychodzisz? — pytam, na co on wzrusza ramionami.
— Dość często. Tutaj mam spokój i mogę się uczyć.
Przytakuję.
— Pewnie będziemy się tu widywać. Nie wiem, czy będę w stanie odrabiać lekcje w pokoju wspólnym, gdy oni się obściskują — mówię z obrzydzeniem.
Chłopak uśmiecha się pod nosem.
— Po prostu przyznaj, że za mną tęsknisz.
Parskam śmiechem.
— W twoich snach.
On także się śmieje i w dobrych nastrojach wychodzimy z Pokoju Życzeń, po czym kierujemy się do naszych pokoi wspólnych.
Kiedy przechodzę przez dziurę pod portretem, Ron i Lavender nadal się obściskują. Powinnam powiedzieć Ronowi, że powinien się wziąć za naukę, ale opieram się tej pokusie i szybko idę do swojego dormitorium. Przebieram się i kładę na łóżku, uprzednio zasłaniając szczelnie zasłony.
— Oczyść umysł — mruczę pod nosem. Gdy wymazuję z pamięci obrazy z dzisiejszego wieczora, zasypiam.

~*~*~*~*~*~

Przez ostatni tydzień każdej nocy spotykałam się z Draco w Pokoju Życzeń i razem odrabialiśmy lekcje. Pomijając nic nieznaczące docinki, byliśmy uprzejmi wobec siebie i pracowaliśmy niemal w ciszy. Odpowiadało mi to, bo wreszcie nie musiałam odpowiadać na niewygodne pytania.
— Tęsknisz za nim — komentuje Malfoy, gdy wchodzi do Pokoju Życzeń w piątkowy wieczór.
Wzruszam ramionami, odwracając wzrok.
— Tęsknie za tym, co było. Ale teraz nie wiem, czy to było prawdziwe — odpowiadam.
— Ze względu na jedno kłamstwo?
Kręcę głową.
— Nie. Jasne, to kłamstwo spowodowało, że zaczęłam o tym myśleć i teraz mam w głowie więcej pytań niż odpowiedzi. Chodzi mi oto, że kiedyś była między nami niesamowita więź. Nie wiem, może to wszystko spowodowała wojna, ale wtedy potrzebowałam kogoś, na kim będę mogła polegać i on kimś takim był. Zbliżyliśmy się do siebie i zakochaliśmy się w sobie. Ale teraz uświadomiłam sobie, że to nie była miłość tylko… przywiązanie.
— Gdyby ta wojna… jeśli byście wygrali, czy nadal bylibyście razem? — pyta.
Śmieję się krótko, ale w moich oczach nie ma chociaż jednej iskierki radości. Nadal nie patrzę na Malfoya.
— Nie. To, co było między nami po prostu się wypaliło. Nie mieliśmy sobie zbyt wiele do powiedzenia. Potrzebowaliśmy rozmów, ale żadne z nas nie próbowało ich zacząć, bo baliśmy się, że wszystko się rozpadnie. Dlatego udawaliśmy, że jest dobrze, ale w rzeczywistości bolało jak cholera. Ale musieliśmy to robić, bo była wojna. Nie mogliśmy walczyć między sobą. To nie był odpowiedni moment.
— Jak wtedy, gdy was zostawił? — pyta Draco.
W końcu zerkam w jego stronę. Jego szare oczy błyszczą z ciekawości i prześwietlają mnie na wylot.
— On oskarżył ciebie o zdradę z Potterem?
— Tak — mówię, powstrzymując się od odwrócenia wzroku. — Kiedy wrócił, wiedział, że nigdy tego nie zrobiłam, ale nadal był podejrzliwy. Ubzdurał sobie, że bardziej wolę Harry’ego i nawet gdy poznał prawdę, nadal bacznie nas obserwował. Być może było więcej złego niż dobrego w tym związku. Wydaje mi się, że byliśmy razem, bo baliśmy się samotności — dodaję smutnym tonem.
— Rozumiem. — Jego słowa zwracają moją uwagę. Rozgląda się dookoła siebie tak, jakby patrzył w przeszłość. Gdy jego oczy spotykają się z moimi, mówi: — Jakoś nie mam nastroju na naukę.
Przytakuję.
— Ja też nie.
— Wyjdźmy na chwilę. Chcę zmienić pokój.
Biorę moją torbę i bacznie go obserwuję. Wychodzimy na zewnątrz i Malfoy spaceruje w tą i z powrotem, mamrocząc coś pod nosem.
Kiedy na ścianie pojawiają się drzwi, otwiera je i gestem ręki zaprasza do środka. Biały puchowy dywan zamienił się w ciemnozielony. Nie ma żadnych mebli i pochodni. Mimo tego jest bardzo jasno, ponieważ na niebie, w który został zamieniony sufit, migocze wiele gwiazd. Patrzę na ten cudowny widok, a w międzyczasie Draco przechodzi obok mnie, odkłada torbę na ziemię i kładzie się na podłodze. Mimowolnie naśladuję go, układając torbę blisko jego, ale kładę się w odwrotnym kierunku.
— Pięknie — mruczę.
— Granger, dlaczego nie wyjechałaś z kraju razem z rodzicami? — pyta.
Spoglądam na niego kątem oka, ale on nawet nie patrzy w moim kierunku, tylko na gwiazdy.
— Bo to także jest mój świat. Nie mogłam po prostu wyjechać jak tchórz i nie mogłam zostawić Harry’ego.
— Kochasz go?
— Co to znaczy? Bawisz się w dwadzieścia pytań?
— A co to? — pyta niewinnie.
— Nieważne. Tak, kocham Harry’ego… jak brata. On jest moją rodziną — odpowiadam.
— Wiem, co to znaczy… chodzi mi o zostanie w piekle dla rodziny.
— Masz na myśli swoją mamę? Zostałeś dla niej? — dopytuję.
— Tak, zasłużyła na więcej, niż otrzymała. Ta wojna ją wykończyła. Oczywiście, każdy z nas został w jakiś sposób skrzywdzony. Ale ojciec tracił uznanie. Czarny Pan użył naszego domu jako hotelu dla swoich zwolenników i miejsca tortur dla wrogów. Mama starała się to wszystko ogarnąć, ale… to jej jeszcze bardziej zaszkodziło. Nawet nie zdaję sobie sprawy z tego, co musiała przeżywać.
— Przykro mi — szepczę.
Czuję lekkie wzruszenie ramionami.
— Była wojna.
Po tych słowach zapada cisza. Gwiazdy migoczą, nie przejmując się otaczającym je światem. Były na niebie podczas wojny — są i teraz. Przypominam sobie moment, gdy razem z Harrym słyszeliśmy rozmowę Deana z uciekinierami. Cóż, wspomnienia na zawsze zostaną w mojej głowie.
— Co zamierzasz zrobić z Łasicem? — pyta Malfoy, przerywając ciszę.
Patrzę na niego ze zdziwieniem.
— Mówiłeś, że rozumiesz. Więc, co masz na myśli?
— Co?
— Wcześniej, gdy powiedziałam, że nie chcieliśmy być sami, powiedziałeś, że rozumiesz — naciskam.
Śmieje się.
— Nie byłaś jedyną, która była z kimś dla dobra sprawy — odpowiada spokojnie.
— Zrobiłbyś to jeszcze raz?
Odwraca głowę, żeby na mnie spojrzeć.
— Granger?
— Zrobiłbyś to jeszcze raz? Byłbyś z kimś?
Nie patrzę na niego, ale wiem, że nadal na mnie zerka.
— Nie wiem. Prawdopodobnie tak. W końcu była wojna, a ja nie byłem Gryfonem. Ale ja nie kłamałem. Wszyscy staraliśmy się chociaż na chwilę zapomnieć o okrucieństwie tego świata. Nie rozmawialiśmy o miłości i związkach. My tylko chcieliśmy przetrwać.
— Nie mogłam tak postąpić — szepcę.
— Wiem.
Odwracam głowę, żeby spojrzeć na szare oczy.
— Myślałam, że go kocham. I wiem, że czasem to pomagało. Ale miałam świadomość tego, że to nie jest prawdziwe. Po prostu… było mi trudno. Nie wiem, czy mogłabym znowu z nim być, wiedząc jaki jest, a przede wszystkim wiedząc jaki będzie.
— Właśnie dlatego jesteś w Gryffindorze. Ale jesteś wystarczająco odważna, żebyś była sama — wyjaśnia.
— Nie wiem, czy to ma coś wspólnego z odwagą — mówię.
— Ma i to dużo.
Znowu panuje cisza między nami, ale tym razem nie jest taka przytłaczająca. Wreszcie czuję ulgę, bo powiedziałam komuś o moich rozterkach. Gdy słyszymy gong, wstajemy z podłogi i wychodzimy na korytarz. Zerkamy na siebie ostatni raz i uśmiechamy się do siebie, po czym kierujemy się w sobie wiadomych kierunkach.

__________

Witajcie :) W to środowe popołudnie publikuję kolejny rozdział opowiadania. Jestem ciekawa Waszej opinii o rozdziale. Więź Draco i Hermiony pogłębia się i jest między nimi coś na kształt przyjaźni. Wiem, że w wielu opowiadaniach nie jest to praktykowane, ale wydaje mi się, że autorka po prostu chciała łamać stereotypy ;)
Wiem, że miałam tłumaczyć kolejną część epilogu Simply. No ale moja wena znowu płata mi figle. Nie pomaga nawet świadomość, że to końcówka opowiadania. Muszę wreszcie wziąć się w garść. Szukam motywacji, a Wasze komentarze z pewnością mi w tym pomogą.
Zdaję sobie sprawę z tego, że Żyć od nowa nie jest tak popularne jak Ogień i Lód czy Ciemność i Światło, ale mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości wiele osób przekona się do tej historii, bo niedługo zacznie się dziać!
To tyle. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!




Obserwatorzy