czwartek, 16 czerwca 2016

Rozdział 6: Zderzenie ze wspomnieniami

— Nawet nie próbujesz — oskarża Malfoy. Powoli podnoszę się z podłogi, ale to wymaga ode mnie więcej wysiłku niż zakładałam.
— Cóż, gdybyś mi powiedział więcej niż oczyść swój umysł i nie wpuszczaj mnie do środka prawdopodobnie byłoby mi o wiele łatwiej i szybciej odnosiłabym sukcesy w tej dziedzinie — odpowiadam ze znużeniem.
— Jesteś zmęczona i podchodzisz do tego zbyt emocjonalnie — kontynuuje swoją krytykę. — To powoduje twoje problemy. Zamiast próbować nie wpuszczać mnie do swojego umysłu, ty zapraszasz mnie do środka, żebym zobaczył to, co chcesz ukryć. Za bardzo się na tym skupiasz zamiast mnie nie wpuszczać. Musisz się skupić.
— Skupić? Wow twoja rada jest bardzo opisowa — mówię sarkastycznie. — Jestem skupiona, ale ciągłe powtarzanie nie wpuszczać mnie w ogóle mi nie pomaga. Jak ja mam to zrobić?
— Ty i twoje głupie teorie — mruczy pod nosem i odwraca się.
Marszczę czoło.
— Co to było?
Przekręca się w moją stronę i mruży oczy.
— Nie nauczysz się tego zanim nie zrozumiesz magicznej teorii oklumencji — prycha.
Wzdycham przeciągle i zakładam ręce pod boki.
— Cóż, przepraszam, że chciałabym zrozumieć co mam robić.
— Idź, wypożycz książkę. Powinna być chociaż jedna w bibliotece, a jak nie to możesz zamówić. Przeczytaj ją. Spotkamy się w najbliższą sobotę. O ile się nie mylę, to chyba najlepsza pora, bo ci dwaj idioci mają wtedy trening Quidditcha i będą zajęci. — Przytakuję. — I Granger… — Patrzę na niego. — Przyda ci się trochę cholernego snu. Wyglądasz potwornie i to też wchodzi nam w drogę.
Mówiąc to, wychodzi, znikając z Pokoju Życzeń.
Moje nogi nie wytrzymują i osuwam się po ścianie na podłogę. W moim umyśle tworzy się wiele myśli dotyczących tego szkolnego łobuza, który nie zrobił nic, żeby polepszyć mój nastrój. Jeszcze bardziej go pogorszył, bo dzięki niemu wróciły wspomnienia i koszmary. Jedno z nich jest bardzo blisko.

~*~*~*~*~*~

Harry, Ron i ja siedzieliśmy w namiocie w Forest of Dean. To był rok poszukiwań. Medalion powodował, że wszyscy byliśmy przygnębieni i nie panowaliśmy nad emocjami, ale najgorzej działał na Rona. Uderzył dłonią w stół.
— Cholera, Hermiono! — krzyknął nagle. — Wiem, że zawsze wolałaś Harry’ego, ale jeśli masz zamiar poić mnie eliksirem Słodkiego Snu i puszczać się z nim za moimi plecami, nie zostanę tu ani chwili dłużej! — Rzucił medalion na stół i wyszedł na zewnątrz.
— Ron! — krzyknęłam za nim, czując łzy napływające do moich oczu. Jego oskarżenia spowodowały, że poczułam się bardzo samotna. Harry potrząsnął głową, założył medalion na szyję i poszedł spać. Płakałam w samotności. Nie wiem, co Ron sobie ubzdurał i skąd mu przyszedł do głowy ten szalony pomysł, ale bolało mnie to, że nas opuścił. Że opuścił mnie. Następnego dnia już nie płakałam i postanowiłam nigdy nie płakać z tego powodu.

~*~*~*~*~*~


Nie płakałam… aż do dziś. Kochałam Rona. Nadal go kocham. Byliśmy razem przez większość tamtego roku, ale staraliśmy się ukrywać to przed Harrym. Wróciliśmy do siebie, gdy spotkaliśmy się ponownie kilka miesięcy później i przeprosił mnie za tamte słowa, ale od razu wiedziałam, że nie żałuje tego co powiedział. Jednak zostawiliśmy to za sobą. Chociaż nawet teraz jego wypowiedź, jest dla mnie szokiem.
Pozwalam sobie jeszcze na chwilę słabości, zanim wstaję i kieruję się w stronę drzwi. Czas udać się do biblioteki i zobaczyć, czy znajdę tam odpowiednią książkę.

~*~*~*~*~*~

Pochylam się, trzymając trzy dość grube tomy i przechodzę przez dziurę pod portretem do pokoju wspólnego. Mało brakowało żeby wszystkie runęły na podłogę, ale na szczęście utrzymuję równowagę. Kieruję się w stronę stołu i nagle zauważam Rona.
— Ej, gdzie byłaś? — pyta.
— W bibliotece — odpowiadam, próbując wyrównać książki. Kładę je na stół za kanapą i widzę zmrużone oczy Rona.
— Naprawdę? Kiedy?
— Ron — mówi Harry ostrzegawczym tonem. Spogląda na mnie. — Poszliśmy do biblioteki żeby cię poszukać, ale nie widzieliśmy cię tam. Prawdopodobnie byłaś w innym rzędzie i się minęliśmy — tłumaczy, ale Ron wciąż patrzy na mnie podejrzliwie.
— Byłam tam bardzo wcześnie. Po śniadaniu poszłam się przejść, a potem spędziłam trochę czasu w bibliotece. Czy czegoś ode mnie potrzebujecie? — pytam, patrząc Harry’emu prosto w oczy. Chłopak rumieni się lekko.
— Tylko pomocy z pracą domową.
Wzruszam ramionami.
— Cóż, teraz jestem wolna, więc w czym macie problem? — pytam.
Harry od razu sięga po pergamin, leżący obok niego. Wygląda na to, że czekali na mnie od dłuższego czasu i mają wszystko naszykowane.
— To esej z transmutacji — jęczy. Śmieję się i rozkładam pergamin przed sobą.
— Czy w ogóle to czytałeś? — pytam, gdy czytam jego pracę.
Zerkam na niego. Opuszczona głowa, zaciskanie rąk i odwracanie wzroku mówią same za siebie. Czekam na potwierdzenie mojej teorii.
— Hermiono — jęczy. Zwijam esej w rulon i lekko uderzam go w ramię.
— Wy obaj jesteście inteligentni i bez problemu moglibyście napisać ten esej, gdybyście nie byli tacy leniwi —mówię, kręcąc głową z politowaniem.
Harry posyła mi spojrzenie pełne skruchy, a Ron mruczy coś pod nosem i odchodzi. Spoglądam na Harry’ego, nic nie rozumiejąc.
— O co mu chodzi? — pytam.
— Znasz Rona — odpowiada. — Czasem jak coś sobie ubzdura to nie ma siły, żeby dał się przekonać, że to nieprawda. Pamiętasz jak się zachował, gdy Czara Ognia wybrała mnie do turnieju?
— Tak, pamiętam — szepcę. Pamiętam także moment, gdy nas zostawił w namiocie, ale odpycham tą myśl i skupiam się na eseju.

~*~*~*~*~*~

— Nie, nie, nie, proszę — płaczę w poduszkę. Potrzeba kilku chwil zanim odzyskuję świadomość. Jestem strasznie zmęczona. To już drugi koszmar tej nocy i nie chcę po raz kolejny tego przechodzić, dlatego siadam i zaczynam czytać o oklumencji. W końcu jutro mam się spotkać z Malfoyem.
Jakiś czas później razem z Ronem siedzę w Wielkiej Sali i jemy śniadanie.
— Zrobienie tego wszystkiego jest cholernie niemożliwe — narzeka z ustami pełnymi jedzenia.
— To nie jest niemożliwe — twierdzę. — Oni po prostu chcą jak najlepiej przygotować nas do OWTMów. Te egzaminy są bardzo wymagające i dlatego musimy tak dużo się uczyć.
— Oczywiście ty to widzisz w taki sposób — bełkocze. Wzdycham w podświadomości.
— Ron, uważam, że najlepiej będzie jeśli postaramy się teraz nauczyć jak najwięcej. Zwłaszcza, że Sam-Wiesz-Kto powrócił — dodaję szeptem, tak żeby tylko on mógł to usłyszeć. Ron przewraca oczami.
— W jaki sposób eliksiry mogą nam w tym pomóc?
— Być może będzie trzeba warzyć eliksir, który pomoże wyleczyć ludzi z określonych klątw, albo coś w tym stylu.
— Jestem pewny, że bez problemu potrafiłabyś je przygotować. — Śmieje się. Cóż, ma rację, bo podczas wojny warzyłam takie eliksiry. Harry radził sobie całkiem nieźle, ale Ronowi za nic w świecie nie powierzyłabym kociołka, w którym warzyłaby się tak ważna mikstura. Chichoczę, uświadamiając sobie, że Ron zawsze będzie Ronem.
— A tak w ogóle to gdzie jest Harry? — pytam. To był wyjątkowy dzień, bo Ron obudził się przed Harrym. Chłopak uśmiecha się pod nosem.
— Wrócił późno i jeszcze śpi.
— Był bardzo zajęty.
— Tak, te zajęcia z Dumbledore’em zajmują więcej czasu niż zakładał — komentuje z roztargnieniem.
— To prawda. — Patrzę w górę i widzę Harry’ego, stojącego koło stołu. Lekko się nam kłania i siada przy stole. Parę minut później idziemy na zajęcia z transmutacji.

~*~*~*~*~*~

— Kocham was… tak bardzo was kocham — mówię przez łzy, które płyną po mojej twarzy. Mama sięga ręką do mojego policzka i ociera samotną łzę.
— Skarbie, o co chodzi? Czy wszystko w porządku? — pyta. Twarze rodziców są pełne troski.
— Kocham was… Chciałam, żebyście o tym wiedzieli — kontynuuję.
— Co się dzieje, Hermiono? — pyta tata.
Biorę głęboki wdech.
— Wy… wy musicie odejść na trochę. To jedyny sposób, żebyście byli bezpieczni. Wiem, że mnie za to znienawidzicie, ale… — Mój głos się łamie.
— Nigdy nie moglibyśmy cię znienawidzić — mówi mama stanowczo. Przyciąga mnie do siebie i przytula mocno. Rozkoszuję się tą chwilą.
— Kocham cię — płaczę na jej ramieniu.
— Ja ciebie też kocham. — Uwalnia mnie ze swoich ramion i przytulam tatę.
— Kocham cię, tato.
— Ja ciebie też kocham, kochanie. — Robię krok do tyłu. Przez chwilę patrzę na nich, a potem podnoszę różdżkę. Dyskretnie rzucam na nich zaklęcie. Patrzą na mnie zdezorientowani.
— Do widzenia — szepcę zanim usuwam z ich pamięci wszelki ślad mnie. Nadal patrzą na mnie dziwnym wzrokiem, a ja nie mogę się powstrzymać i zaczynam szlochać. — Przepraszam.
Szybko kieruję się w stronę drzwi i w taki sposób całkowicie znikam z ich życia. Z każdym krokiem moje serce łamie się na tysiące kawałków. Wiem, że większość mojej duszy pozostanie w tym domu razem z nimi. Merlinie, daj mi siłę. Ostatni raz patrzę na dom, po czym znikam.
Wspomnienia przelatują przed moimi oczami i znowu znajduję się w domu. Bellatrix śmieje się jak wariatka, kiedy tata dusi mamę, a po chwili otacza ramionami jej martwe ciało. Krzyczy, gdy Lestrage tnie jego ciało na kawałki.
— Przepraszam — szepcę, gdy tata po raz ostatni patrzy w moją stronę. Ich okaleczone ciała leżą na podłodze. — Tak bardzo przepraszam — szlocham, po czym ląduję na podłodze w Pokoju Życzeń.
Malfoy stoi naprzeciwko mnie. Milczy i czeka aż się uspokoję.
— Dwie rzeczywistości? — pyta, gdy wreszcie stoję na nogach. Przytakuję.
— Tak, oni wtedy żyli — odpowiadam, chociaż nie jestem pewna dlaczego.
— Nie nazwałbym tego życiem.
Moje oczy napotykają jego szare tęczówki.
— Co?
— Kiedy usunęłaś im pamięć wyjechali w nieznane miejsce, ale prawdopodobnie woleli by dostać szansę od losu i wspierać cię na wojnie.
Moja krew wrze.
— Oni żyli! A teraz dzięki twojej demonicznej ciotce są martwi!
— Nie musimy dyskutować o poczytalności tej czarownicy. Ale oni nie umarli przez nią, tylko dlatego, że rzuciłaś zaklęcie. Mimo wszystko woleliby umierać ze świadomością, że mają córkę niż umierać nie pamiętając jej i nie mogąc zrozumieć dlaczego mają wrażenie, że kogoś im brakuje.
— Byli szczęśliwi…
— Więc odwiedziłaś ich? — Zimne spojrzenie jest moją jedyną odpowiedzią. — Cóż, nie wiesz czy byli szczęśliwi. Nie wiesz nawet czy żyją. I naprawdę nie mogę zrozumieć, dlaczego wybrałaś taką alternatywę. Wiesz, że zaklęcia związane z pamięcią są trudne i zazwyczaj nieodwracalne. Nawet gdybyś wygrała tą cholerną wojnę, co wtedy? Nie mogłabyś oddać im córki.
— Przynajmniej byliby żywi. To był jedyny sposób żeby utrzymać ich przy życiu. Nie mogli zostać w Anglii i nigdy nie wyjechaliby beze mnie. Nie wspominając o tym, że mogliby być wykorzystywani przeciwko nam lub torturowani do nieprzytomności. Założę się, że poplecznicy Voldemorta szybko zorientowaliby się kim oni są i moi rodzice nigdy nie byliby bezpieczni. Co powinnam była zrobić?
Cisza utrzymuje się w powietrzu.
— Może wtedy nie było innego wyboru, ale mogę sobie wyobrazić, że śmierć byłaby dla nich lepsza niż życie bez kogoś, kto był dla nich bardzo ważny.
Malfoy siada na jednym z krzeseł, stojących przy ścianie i zakłada ręce pod boki.
— Nie widzę żadnej poprawy — mówi, patrząc na mnie. Wzdycham i siadam na krześle obok niego.
— Czytałam książki o oklumencji — mówię.
— Cóż, dobrze dla ciebie.
Przewracam oczami.
— Tylko że opanowanie tego trwa zazwyczaj rok.
— Dlatego ty przechodzisz przyspieszony kurs, bo jak sama wiesz — nie mamy czasu — odpowiada.
— Tak — mówię, w moim głosie pojawia się rozdrażnienie. — Ale nawet taki krótki kurs przynosi efekty dopiero po dwóch miesiącach. Chodzi oto, że wielokrotne penetrowanie umysłu powoduje, że łatwiej jest przejmować kontrolę i budować bariery w umyśle. Wiadomo, że to bardzo emocjonalny i bolesny proces, bo ludzie chcą ukrywać albo unikać niechcianych wspomnień.
— A robisz jakieś postępy? — pyta Malfoy z westchnieniem.
— Pracuję bardzo ciężko, ale minęły dopiero trzy tygodnie. Nie musisz mi tak dogryzać z tego powodu.
— O tej samej porze w następnym tygodniu? — pyta, odmawiając tym samym komentarza.
— Tak — odpowiadam. 
Bez słowa wychodzi z Pokoju Życzeń. 
— Co ja mam z tobą zrobić? — mruczę sama do siebie, zanim wychodzę na korytarz.

_________________

Witajcie :) W to czwartkowe popołudnie (przed emocjonującym piłkarskim wieczorem) publikuję 6 rozdział opowiadania. Jak wrażenia? Czy Wam też się wydaje, że Draco staje się bardziej ludzki? Mnie osobiście bardzo podobała się jego wypowiedź odnośnie rodziców Hermiony ;) Jestem ciekawa waszych opinii.
Przy okazji chciałabym podziękować kilku osobom, które pomogły mi w tłumaczeniu niektórych zwrotów. Dziękuję dziewczyny 
Teraz informacja, z której zapewne nie będziecie zadowoleni, no ale nic na to nie poradzę. Robię sobie kilkudniową przerwę od tłumaczeń, ponieważ chcę napisać 7 rozdział Muzycznej misji, a potem zacząć coś nowego. Coś co zapewne ujrzy światło dzienne przed wakacjami ;) Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
U mnie wreszcie wszystko zaczyna wracać do normy. Może dlatego, że zbliżają się wakacje i zaczynam odliczać dni do urlopu? Wprawdzie jest ich bardzo dużo, ale z każdym tygodniem zbliżam się do mojej ukochanej plaży i szumu fal ❤ ❤
To tyle. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu :) Enjoy! 





poniedziałek, 6 czerwca 2016

Rozdział 5: Oczyść swój umysł

Siedzimy w ciszy. Wzdycham ciężko i chowam twarz w dłoniach. Merlinie, to się nie dzieje naprawdę. Słyszę chrząknięcie i spoglądam przez palce. Malfoy siedzi wygodnie na fotelu z rękami pod bokami i patrzy na mnie z politowaniem. Prostuję się i siadam w podobnej pozycji. Przez chwilę mierzymy się wzrokiem.
— Jeśli skończyłaś lamentować odnośnie swoich ubrań, możemy wreszcie przejść do ważnych spraw — mówi Malfoy, patrząc mi prosto w oczy.
Posyłam mu najbardziej mordercze spojrzenie na jakie mnie stać.
— Oh, przepraszam, że nie cieszę się z tego, że we wszystkich moich ubraniach będę wyglądać jak dziwka! — krzyczę, wskazując rękami mój obecny strój.
— Jak dziwka? — Unosi brew z uśmieszkiem.
— Tak, jak dziwka.
Kręci głową z politowaniem.
— Cóż, jakoś nie robiłaś problemów, gdy na balu pokazałaś swoją figurę — syczy przez zęby.
— Wtedy miałam na sobie sukienkę. Nie chodziłam praktycznie naga!
Chłopak przewraca oczami.
— I ty mnie nazywasz królem dramatu. Nie jesteś naga, Granger.
— Doprawdy? To dlaczego niektórzy ludzie patrzą na mnie w taki sposób, że czuję się naga? — dopytuję, coraz bardziej zirytowana.
Wzrusza ramionami.
— To przeklnij ich, albo kup nowe ubrania.
— Za złoto?
Prycha.
— Jesteś cholerną Hermioną Granger. Kiedy stałaś się taka marudna? Wymyśl coś — mówi, błyskając oczami z irytacją.
Szczypię się w grzbiet nosa i zamykam oczy. Malfoy ma rację w pewnych sprawach. Jestem Hermioną Granger i coś takiego jak ubrania nie spowoduje, że przestanę działać. Przecież ja zawsze znajduję rozwiązanie. Merlinie, pewnie jestem zmęczona. W sumie dzisiaj miałam o wiele więcej na głowie nic wszyscy uczniowie Hogwartu. Wzdycham głęboko i patrzę na Draco.
— Powiedziałeś, że musimy omówić coś ważnego — mówię spokojnym głosem.
Przytakuje.
— Tak, musimy stworzyć plan, dzięki któremu będziesz tak dobrze oszukiwać jak Ślizgonki na pierwszym roku.
— Pierwszym roku? — Unoszę brwi ze zdziwieniem.
— Tak, to powinno wystarczyć żeby oszukać tych dwóch przygłupów, czyli twoich przyjaciół. — Przewracam oczami, bo przecież nie mogę zignorować jego ataku na moich przyjaciół. Jednak nie zwraca na to uwagi. — Czy wiesz coś o Oklumencji?
Przytakuję.
— Wiem, o co chodzi.
Drapie się po brodzie.
— W pociągu widziałem wspomnienie z przyszłości, ale zapewne Czarny Pan tego nie widział? Czy w ogóle wchodził do twojej głowy?
— Zanim użyłam Zmieniacza Czasu, Dumbledore powiedział mi, że wspomnienia będą się pojawiały z miesięcznym opóźnieniem — odpowiadam szczerze.
— To ma sens. Więc od tego zaczniemy. To pomoże ci w okłamaniu twoich piesków, ale chciałbym także, żeby Czarny Pan nie dowiedział się, że ja o tym wiedziałem.
— W porządku — mruczę pod nosem.
— Byłoby o wiele łatwiej, gdybyśmy mieli więcej czasu, ale niestety jest go coraz mniej. Przygotuj się na to, że będzie ciężko. Nawet bardzo ciężko. Oczyść swój umysł i postaraj się nie wpuścić mnie do środka. Kiedy nie będziemy ćwiczyć, powinnaś w wolnym czasie oczyszczać umysł ze zbędnych myśli i próbować budować bariery. Jesteś gotowa? — pyta, wstając z fotela. Obserwuję każdy jego ruch.
— Więc, po prostu mam oczyścić swój umysł? — pytam.
— Tak — Przełykam ślinę i przytakuję. — Na trzy. Raz, dwa, trzy.
Czuję wtargnięcie, ale jestem tak bezradna, że nie potrafię go zatrzymać. Przed moimi oczami pojawia się Harry, Ron i ja, siedzący w chatce Hagrida na drugim roku. Ron wymiotuje ślimakami do wiadra.
— On powiedział takie słowo… — Harry próbuje wyjaśnić. — Ale nie wiem, co to znaczy.
— Nazwał mnie szlamą — mówi pomniejszona wersja mnie.
— Nie! — krzyczy Hagrid.
Harry patrzy na nas oboje zdezorientowanym wzrokiem.
— Co to znaczy? — pyta.
— Szlama to obraźliwa nazwa czarodzieja mugolskiego pochodzenia. Kogoś takiego jak ja. Kogoś kto ma brudną krew — szepcę. Czuję ból głęboko w mojej piersi.
Scena rozmywa się i zostaje zastąpiona sytuacją na czwartym roku, kiedy to siedziałam na schodach w pięknej balowej sukience. Łzy spływają po moich policzkach, a samotność paraliżuje moje ciało. Po chwili wszystko niknie.
Zauważam Malfoya, stojącego przede mną. Jego twarz jest pozbawiona wszelakich emocji. Sięgam ręką do twarzy i ocieram łzy.
— Jeszcze raz — mówi, ale jego słowa nie brzmią szorstko. Przytakuję. — Opróżnij swój umysł, Granger. Wyobraź sobie, że pływasz na jeziorze i wszystkie zbędne myśli odpływają daleko stąd. Jesteś tylko ty. Na trzy. Raz, dwa…
Jesteśmy w Hogwarcie na ostatniej bitwie. Walczę ze śmierciożercą, ale kątem oka obserwuję walkę Harry’ego z Voldemortem. Zaklęcie rozcinające przechodzi przez jego tarczę i rani go w ramię. Jego ręka słabnie i wypuszcza różdżkę z dłoni. Voldemort umacnia swoją przewagę. Rzuca kilka zaklęć rozcinających i Harry leży w kałuży krwi.
— Żegnaj, Harry Potterze. — Słyszę głos Voldemorta sekundę przed zielonym światłem zaklęcia uśmiercającego.
— Nie! — krzyczę. Śmierciożerca, z którym walczyłam, leży nieprzytomny na ziemi. Spoglądam na pole bitwy. Kilka osób walczy, ale jesteśmy na straconej pozycji. Większość osób z jasnej strony nie żyje. Śmierciożercy robią wszystko żebyśmy wszyscy zginęli. Nadzieja, która tliła się gdzieś głęboko mnie, zanika. Staje się to, czego się obawiałam. Przegraliśmy.
Stoję w Pokoju Życzeń i znowu widzę Malfoya. Siadam na podłodze przy ścianie i obejmuję kolana rękami. Płacz tnie moje ciało na kawałki. Nie dbam oto, że Malfoy na mnie patrzy.
— Nie chcę tego znowu przeżywać — biadolę — Nie mogę patrzeć na ich śmierć. Nie możemy przegrać. Nie możemy.
— Granger… — Spoglądam w górę i po raz pierwszy wydaje mi się ludzki. — Myślę, że na dziś wystarczy — mówi. — Wyślę ci list, w którym poinformuję cię o następnym spotkaniu.
Potem odchodzi, nie czekając na moją odpowiedź. Zostaję sama. Kolejny szloch wstrząsa moim ciałem.
Parę minut później przechodzę przez dziurę pod portretem grubej Damy. Na szczęście zdążam przed godziną policyjną. Dwie minuty, cóż mam szczęście. Za pomocą różdżki usunęłam wszystkie ślady po płaczu, ale nadal jestem nieszczęśliwa. Marzę o moim łóżku. Kieruję się w stronę schodów, ale niestety drogę zagradza mi Ron.
— Gdzie byłaś? — krzyczy.
— W bibliotece. — Nie mam ochoty z nim rozmawiać.
— Mijały godziny i nikt cię nie widział — mówi oskarżycielsko.
Marszczę czoło i mrużę oczy.
— Nie wiedziałam, że jesteś moim opiekunem — warczę, po czym obracam się i idę po schodach do mojego dormitorium. Nie reaguję, gdy krzyczy moje imię.
Zasuwam zasłony przy baldachimie mojego łóżka i rzucam zaklęcie wyciszające. Nie mogę się powstrzymać i wybucham płaczem.

~*~*~*~*~*~

Harry stoi przede mną, cały umazany krwią. Duże rozcięcia pokrywają jego ciało.
— Okłamałaś mnie — mówi przerażająco spokojnym głosem.
— To był jedyny sposób w jaki mogłam cię ochronić — wyjaśniam, płaczliwym tonem.
Prycha.
— Chronić mnie? Nie potrzebuję cię — pluje. — Myślisz, że obchodzi mnie to, że wygraliśmy wojnę? To, że twoi rodzicie umarli? Moja najlepsza przyjaciółka mnie okłamała. Już nigdy ci nie zaufam.
Odwraca się.
— Harry! — krzyczę za nim.
— Nigdy więcej się do mnie nie odzywaj — mówi, nie patrząc na mnie. Chcę za nim pobiec, ale nie mogę, bo moje ręce i nogi są przywiązane łańcuchami do kamiennej ściany.
— Harry — płaczę, ale nie słyszę odpowiedzi.
Nagle wstrząsa mną szloch i wracam do teraźniejszości. Śniłam. To był tylko sen. Patrzę na zegarek. Jeszcze dwie godziny zanim ktokolwiek wstanie. Wiem, że już nie zasnę. Nie po takim śnie. Chwila spokojnego oddychania wystarczy żebym przestała płakać. Rzucam przeciwzaklęcie do zaklęcia wyciszającego i powoli szykuję się na nowy dzień. Postanawiam skończyć pracę domową, którą zaczęłam wczoraj wieczorem.
Zwijam ostatnią rolkę pergaminu, gdy Harry schodzi po schodach i staje obok mnie.
— Śniadanie? — pyta. Przytakuję i wyruszamy do Wielkiej Sali.
Kolejne dni mijały jeden za drugim. Codziennie robiliśmy to samo. Lekcje, posiłki, praca domowa i książki. Każdej nocy mam koszmary i budzę się z płaczem. Mogłabym wziąć eliksir Słodkiego Snu, ale wolę rzucać zaklęcie wyciszające na moje łóżko. Przynajmniej mam pewność, że nikt nie usłyszy mojego płaczu. Malfoy nie rozmawiał ze mną od poniedziałku i nie wysłał żadnej wiadomości. Cóż, muszę przyznać, że miał rację. W ciągu tych kilku dni nikt nie zwracał uwagi na mój strój. Nawet Ron zaczął traktować mnie z szacunkiem, chociaż dwa czy trzy razy zauważyłam, że spogląda na mój dekolt.
Bardzo niewiele osób je śniadanie w Wielkiej Sali w sobotni poranek. Większość uczniów śpi dłużej w weekendy. Gdy ma się koszmary niestety nie ma takiej możliwości. Ja jestem rannym ptaszkiem, cóż może dlatego, że zawsze biorę wiele na swoje barki, ale tak czy inaczej zawsze jestem wcześnie.
Nagle duża sowa leci w dół i ląduje na stole koło mnie. Spoglądam na nią. Jest brązowa i bardzo napuszona. Wyciąga nogę w moim kierunku. Odwiązuję pergamin. Zanim się orientuję, sowa kradnie mi kawałek boczku i odlatuje. Chichoczę i rozwijam list.

To samo miejsce. Przyjdź, gdy skończysz śniadanie.
-M

Pochłaniam jedzenie w zastraszająco szybkim tempie. Obawiam się, że nawet pokonałam Rona. Żegnam się z Harrym i szybko pędzę na siódme piętro. Jednak nigdzie nie widzę Malfoya. Chodzę od ściany do ściany i próbuję odtworzyć myślami tamten mały pokój. Dotykam ściany. Tyle wspomnień wiąże się z tym miejscem. Niektóre z nich jeszcze się nie wydarzyły i zapewne nigdy nie będą miały miejsca.
— Granger — Słyszę głos Malfoya tuż za sobą i z krzykiem odskakuje od ściany. Idzie w moim kierunku z drugiego końca korytarza. Gdy na ścianie pojawiają się drzwi, w ciszy wchodzimy do środka. Dopiero w pomieszczeniu spogląda na mnie.
— Merlinie, Granger, wyglądasz okropnie — mówi.
— Cóż, dziękuję, Malfoy — odpowiadam sarkastycznym tonem.
Chwilę mi się przygląda, ale nagle odsuwa się na kilka kroków z przerażoną miną.
— Jesteś chora? — pyta.
Przewracam oczami.
— Nie, jestem zdrowa. Możemy zaczynać?
Wzdycha.
— Jasne, gotowa? Na trzy. Raz, dwa…
Mama stoi w salonie, uśmiecha się, ale nagle zanika blask w jej oczach i skóra blednie.
— Dlaczego? Proszę, powiedz mi, co ci zrobiliśmy, że pozwoliłaś nas zabić? Dlaczego stałaś i patrzyłaś? — pyta spokojnym tonem.
— Przepraszam, mamo — moja postać ze snów płacze.
— Czy ty naprawdę nas nie kochałaś? Zrobiliśmy dla ciebie wszystko. Dbaliśmy o ciebie. Ukrywaliśmy twoje magiczne zdolności tak jak prosiłaś. Kochaliśmy cię całym sercem. Kto teraz będzie cię kochał? Będziesz umierać samotnie.
— Mamo — płaczę. — Mamo…
Płacząc, powracam do Pokoju Życzeń. Przez łzy nic nie widzę, ale domyślam się, że leżę na podłodze. To ostatnio częsty widok. Staram się nie patrzeć na Malfoya, który stoi sześć stóp dalej.
— Nadal masz koszmary — mówi. To nie pytanie, ale przytakuję. — Merlinie, Granger. Czy to dlatego wyglądasz jak gówno? Nie możesz spać?
— Śpię wystarczająco długo — odpowiadam, nie podnosząc wzroku. Mój oddech powoli się uspokaja i po paru minutach płacz ustaje. Wycieram ostatnie łzy.
— Wiesz, że pani Pomfrey może ci dać eliksir, dzięki któremu się ich pozbędziesz? — pyta.
— Nie chcę eliksirów — prycham, gdy wstaję. Malfoy otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale jestem szybsza. — Jeszcze raz.
Kiwa głową.
— Opróżnij umysł, postaraj się usunąć wszystkie zbędne myśli. Na trzy. Raz, dwa…
Malfoy i ja przenosimy się do dziecinnego pokoju. Spoglądam w bok i widzę dziewięcioletnią Hermionę Granger, siedzącą przy biurku. Przede mną leży duża książka. Po mojej prawej stronie siedzą cztery dziewczynki, a po lewej dwie. Dziewczynka z długimi, prostymi blond włosami gestykuluje rękami.
— To będzie najlepsza impreza w historii — mówi do dziewczynek. — I zapraszam tylko wybranych. — Mruga. — Britney — mówi, wyciągając zaproszenie. Dziewczynka przechodzi z drugiej strony biurka, bierze zaproszenie i przytula blondynkę. — Lisa i Jessica. — Pozostałe dwie dziewczynki otrzymują zaproszenie. Dziewięcioletnia ja wyglądam na bardzo zawiedzioną, bo teraz powinna przyjść kolej na mnie.
— Hermiona — blondynka wymawia słodkim głosem moje imię. Odwracam się i patrzę na nią oczami pełnymi nadziei. — Moje przyjęcie urodzinowe jest za dwa tygodnie. To ostatnie zaproszenie. — Macha nim przed moimi oczami. — Zastanawiałam się, czy mogłabyś wyświadczyć mi pewną przysługę — Kładzie zaproszenie na biurku przede mną. — Czy mogłabyś je dać Dylanowi? Masz z nim następne zajęcia, prawda?
Twarz dziewięcioletniej Hermiony wykrzywia się w smutku. Kiwam głową i szepcę. — Oczywiście. — Blondynka odwraca się do swoich przyjaciółek.
— Czy ja wyglądam na kogoś, kto zaprosiłby kogoś z zębami bobra na swoje przyjęcie? — śmieje się z dziewczynkami. Dziewięcioletnia Hermiona szybko otwiera książkę i ustawia ją przed sobą, tak żeby nikt nie zauważył jej łez.
Robię dwa kroki w tył i znowu jestem w Pokoju Życzeń.
— Naprawdę nie mogę zrozumieć, dlaczego jesteś tak przywiązana do mugoli — mówi Malfoy sarkastycznie.
— Oh, zamknij się, Malfoy — prycham. Wspomnienia powodują, że denerwuję się coraz bardziej. — Nadal uważasz, że czarodzieje i czarodziejki są od nich lepsi.
— Jesteśmy lepsi pod każdym względem — szydzi.
— Mam ci przypomnieć w jaki sposób mnie traktowałeś? Powiedziałabym, że zachowywałeś się gorzej niż te mugolskie dziewczynki.
— Kiedy znajdziesz się tak gdzie powinnaś być od dawna, przekonasz się jaki magiczny świat jest okrutny. Jest taki, ponieważ tacy jak ty nieustannie próbują się włamać do górnych warstw społecznych i znajdują tam tylko problemy.
— Naprawdę w to wierzysz? — pytam, otwierając lekko usta.
— Tak — odpowiada bez zastanowienia. — Jeżeli pozwolisz zaszeregować się do odpowiedniej warstwy społeczeństwa i nie będziesz reagować na złośliwe komentarze, nie powinnaś wpaść w kłopoty. A kłopoty zazwyczaj wynikają z tego, że chcecie udowadniać swoją wyższość.
— Wow, a już myślałam, że jesteś inteligentnym człowiekiem. Ale jeśli wierzysz w te bzdury…
Malfoy wzdycha z irytacją i mruży oczy.
— Granger, taka jest prawda. Czarodziejskie społeczeństwo nie jest barbarzyństwem. Te wszystkie wojny i zgrzyty wynikają z tego, że mugolaki nieustannie próbują zaburzyć harmonię w naszym świecie i przez to powodują, że czysto krwiści stają się trochę mniej taktowni.
— Wiesz, to wszystko brzmi bardzo ładnie, z wyjątkiem tego, że ten pomysł jest barbarzyństwem. Ale nawet wtedy, gdyby to było realne, to byłoby bardziej słodkie niż rzeczywistość. Wydaje mi się, że kłamstwa zawsze są łagodniejsze. Chcesz jeden, tylko jeden przykład, który udowodni, że twoja teoria jest błędna? — Nie odpowiada tylko patrzy. — Voldemort — mówię.
Wzdryga się, słysząc jego imię.
— Ten drań szerzy propagandę dotyczącą o jednoczeniu społeczeństwa. Ten sadystyczny mężczyzna jest czarodziejem półkrwi pragnie tylko jednego. Pragnie przy użyciu siły i uprzedzeń zniszczyć nasz, tak, Malfoy, on chce zniszczyć nasz świat.
— Półkrwi? — dopytuje. Tak jak myślałam, tylko to wychwycił z mojej wypowiedzi.
— Tak, półkrwi — uśmiecham się.
— Cóż, teraz rozumiem dlaczego praktycznie w ogóle nie szanuje czysto krwistych czarodziei — mówi mimochodem. — Ale to niczego nie zmienia. On ma moc, wielką moc. Samobójstwem byłoby się mu sprzeciwić, nawet jeśli jest czarodziejem półkrwi.
Złośliwe warknięcie wydobywa się z moich ust.
— Jeszcze raz? — pytam. — Na trzy?

____________

Witajcie :) w ten poniedziałkowy wieczór publikuję 5 rozdział opowiadania, na który mam nadzieję czekaliście. Dawno mnie tu nie było, ale trochę spraw się na siebie nałożyło i tak po prostu wyszło, że nie miałam czasu na tłumaczenia. Brak weny, pisanie rozdziału Muzycznej misji, choroba i konkurs na miniaturkę to wszystko pochłonęło całkowicie mój wolny czas. Mam nadzieję, że wybaczycie i będziecie śledzić historię dalej, bo dopiero teraz wszystko zaczyna się rozkręcać :)
Co sądzicie o rozdziale, a szczególnie o zachowaniu Draco względem Hermiony? Według mnie wreszcie zaczyna zachowywać się jak człowiek ;) Jestem ciekawa Waszych reakcji na wspomnienia i cały rozdział.
To tyle. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia :) Enjoy!





Obserwatorzy