— No weź — błaga Tracy.
— Nie gram w szachy czarodziejów — odpowiadam.
— Draco? — naciska Tracy.
— Czytam.
To jego jedyna odpowiedź. Uśmiecham się lekko, gdy
moje oczy kolejny raz prześlizgują się po słowach. Zajęliśmy jedną z kanap w
bibliotece, opierając się o jeden z zagłówków, a dodatkowo moje nogi spoczywają
na kolanach Draco, który także trzyma tom w rękach.
— To nudne — mówi Tracy. — Potrzebuję kogoś do zabawy.
— Lovegood? — proponuje Draco.
— Wciąż nie wyszła ze swojego pokoju. Minęły trzy dni,
ale… — Dziewczyna wzrusza ramionami.
— Potter — mówi Draco, obracając stronę, ale nie
patrząc w górę.
— Pilnuje Luny.
— Pan Lovegood.
— Nie.
— Czy twoja matka nadal nie wyszła ze swojego pokoju?
— pytam, a Draco wzdycha ciężko.
— Nie jestem pewien, czy to smutek, czy po prostu upór
— odpowiada. — Skrzat mówi, że wciąż odmawia jedzenia. Wydaje mi się, że
próbuje mnie ukarać za to, że się z tobą umawiam.
— Umawiasz? — pytam z lekkim uśmiechem. — Nie
wyszliśmy nawet z domu, a wszystkie posiłki jemy z innymi.
Draco przewraca oczami.
— Dobra, migdalę się z tobą, kiedy tylko mam ochotę,
lepiej?
— Fuj — jęczy Tracy, próbując nie zwymiotować. — Czy
możemy porozmawiać o czymś ważniejszym? Na przykład o tym, kto zagra ze mną w
szachy?
— Ja mogę — odpowiada Ron, wchodząc do biblioteki.
Tracy kładzie dłoń na biodrze i zwraca się do niego.
— Naprawdę? — pyta, lekko mrużąc oczy. — Chcesz zagrać
ze mną w szachy czarodziejów?
— Jasne. — Chłopak wzrusza ramionami. — Jesteś dobra?
Tracy uśmiecha się, a w oczach pojawia się drapieżny
błysk.
— Przekonajmy się — odpowiada, siadając przy stole, na
którym leży plansza.
Draco unosi brew, obserwując ich znad książki. Zerka
na mnie, gdy szturcham go nogą. Przechylając się w moją stronę, pyta co tam się
dzieje. Wzruszam tylko ramionami, ale obserwuję go, gdy jego oczy znowu
wpatrują się w siedzącą naprzeciwko parę.
Trzy rundy później Ron wygrał dwa razy, a Tracy raz.
Na ustach chłopaka błąka się uśmiech.
— Nieźle, Davis — oświadcza Ron. Dziewczyna, o której
mowa, wzrusza ramionami.
— Tobie też dobrze poszło, Weasley.
— Wygrałem — broni się.
— Och, jaki skromny. — Tracy mruga do niego, co
wprawia mnie w osłupienie. — Co jeszcze można tu robić?
— Czytać — odpowiada Draco ze śmiertelną powagą, nawet
nie patrząc w górę. Tracy i Ron prychają z niedowierzaniem, a potem zerkają na
siebie i wybuchają śmiechem. Blondyn przewraca oczami i kontynuuje czytanie.
— Cóż, mamy Eksplodującego Durnia — oferuje Ron. —
Kuchnia jest zaopatrzona, mamy miotły i dużą salę balową, ale Hermiona nie
pozwala nam tam latać.
Tracy spogląda na mnie wzrokiem pełnym zdrady.
— A czemuż to? — pyta.
— Sala balowa nie jest taka duża. — Rzucam Ronowi
ostrzegające spojrzenie. — I niebezpiecznie jest latać w pomieszczeniu, a nie
możemy wychodzić na zewnątrz.
— Musimy się czymś zająć — jęczy rudzielec, co
powoduje, że przewracam oczami.
— Możemy rzucić zaklęcia amortyzujące na podłogę,
ściany i meble — oferuje Tracy, otwierając szeroko oczy. Draco kręci głową.
— Dobra — prycham.
Triumfalny uśmiech na twarzy dziewczyny świadczy o
tym, że to była manipulacja, ale Ron i Tracy wybiegający z pokoju z radością,
to tak miły widok, że nie mogę się złościć.
— Jesteś zbyt łatwa — chichocze Draco, kręcąc głową.
— Przestali narzekać, prawda? — odpowiadam, a chłopak
wzrusza ramionami.
— Nie wie, w co się pakuje.
— Co masz na myśli? — pytam, spoglądając na drzwi, w
których zniknęli.
— Szachy i przejażdżki na miotle? Prawdopodobnie będą
się migdalić do wieczora — mówi, lekko zdegustowany tymi słowami.
— Żartujesz sobie. Oni ledwo się znają i jeśli nawet
do czegoś dojdzie między nimi, to na pewno nie będzie teraz — poprawiam go.
Draco uśmiecha się, a potem pochyla w moją stronę i
całuje.
— Urocza jest ta twoja naiwność — mówi.
Marszczę brwi, patrząc na niego.
— Że co?
— Co powiesz na mały zakład? — oferuje, a moje oczy
zwężają się.
— Nie mam nic przeciwko zabraniu odrobiny twojego
złota — odpowiadam.
— Złoto? To nie jest zabawne. Jeśli wygram, przez
tydzień będziesz spędzać każdą noc w moim pokoju i co najmniej pół godziny
rozmawiać z panem Lovegood o wyimaginowanych stworzeniach bez przewracania
oczami.
— I tak spędzam pół nocy w twoim łóżku — mówię. —
Czekaj, źle to zabrzmiało.
Draco wybucha śmiechem. Łapie mnie w talii i sadza na
swych kolanach.
— Śpiąc, Hermiono, wiem — mamrocze, warcząc cicho. —
Ale nie masz koszmarów, gdy zostajesz. — Milczy przez chwilę. — Twoje warunki?
— pyta. Mój uśmiech wywołuje nerwowy błysk w jego oczach.
— Przez miesiąc będziesz mówić do Harry’ego i Rona po
imieniu — proponuję.
— Jesteś złą kobietą — mówi blondyn. Wzruszam
ramionami i zsuwam się z jego kolan.
— Gdzie idziesz? — pyta, gdy jestem prawie przy
drzwiach.
— Powiedzieć Ronowi, żeby dzisiaj nie migdalił się z
Tracy — mówię.
— Nie możesz.
— Tego nie było w umowie — odpowiadam, opuszczając
pokój.
— Podstępna czarownica — słyszę jego słowa, gdy
biegnie za mną.
Zeskakuję ze schodów, rzucając w powietrzu zaklęcie
amortyzujące, by złagodzić lądowanie. Trochę dłuższe kroki Draco sprawiają, że
mnie dogania. Rzucam liny na schody, które uderzają o podłogę.
— Doigrałaś się, Granger — warczy za mną.
Unika szafki, którą posyłam w jego stronę, rzucając
szybko zaklęcie tarczy, po czym znika za rogiem. Otwieram drzwi do sali
balowej, gdy otaczają mnie liny wiążące ciało. Zaliczam bliskie spotkanie z
podłogą, nie mogąc się poruszyć. Draco rozwiązuje węzeł, podnosząc mnie na
nogi.
Po drugiej stronie pomieszczenia niemal purpurowy Ron
siedzi blisko Tracy. Ich usta są bardzo czerwone i nabrzmiałe. Wyglądają tak,
jakbyśmy coś przerwali. Ręka Draco obejmuje moje ramiona.
— Mówiłem ci — szepce mi do ucha. — Daj znać, kiedy
planujesz rozmowę, z przyjemnością to zobaczę.
Po czym odwraca się i odchodzi. Podążam za nim, nie
będąc w stanie nic powiedzieć z szoku.
~*~*~*~*~*~
— Co… jak… — jąkam się, gdy znajdujemy się w pokoju
Draco. Chłopak wzdycha.
— Tracy jest szybka. — Wzrusza ramionami z grymasem. —
Bardzo niewiele rzeczy może ją powstrzymać przed zdobyciem tego, czego chce.
Mam nadzieję, że nie chodziło jedynie o Weasleya. — Przez ciało Draco przebiega
dreszcz.
— Ale… ale… oni są tacy różni — naciskam.
— Naprawdę? — Rzuca wyzwanie.
— Tak.
— Jeśli pominie się domy, mają ze sobą wiele wspólnego
— mówi. Moje uniesione brwi komunikują, że w to nie wierzę. Zanim kontynuuje,
wzdycha ciężko. — Oboje lubią quidditcha i szachy czarodziejów. Nie lubią
czytać i uczyć się. Tracy to silna czarownica o dość specyficznym usposobieniu.
Weasley potrzebuje kogoś, kto powie mu, co ma robić i będzie trzymać go w ryzach,
kiedy za bardzo się rozhula. Tracy wydaje się szorstka, choć nie aż tak
nieokrzesana jak Weasley, jednak to nie jest coś, co można uznać za jej
priorytet. Nie przejmuje się czystością krwi. Naprawdę jedyną rzeczą, która ich
różni, jest domowa rywalizacja i fakt, że znam rodzinę Tracy, która zapewne nie
miałaby nic przeciwko tej parze… niestety.
Wybucham śmiech, widząc jego oczywisty dyskomfort.
— Nie martw się — mówię. — Jestem pewna, że
Weasleyowie z radością powitaliby ciebie i Tracy w ich klanie.
— Uważaj, Granger. Chyba że chcesz porozmawiać z panem
Lovegood… — W tonie jego głosu dostrzegam groźbę, a na ustach błąka się uśmieszek.
— Brzmi nieźle — odpowiadam, chcąc zająć się
problemami innych. Draco śmieje się.
— Pamiętaj, nie przewracaj oczami.
Jak na komendę właśnie to robię, a potem wychodzę z
pokoju, z byłym wężem u moich stóp.
~*~*~*~*~*~
Znajduję pana Lovegood w gabinecie na ostatnim
piętrze. Wpatruje się w wielobarwną szybę okna.
— Eee… dzień dobry — mówię, wchodząc do pokoju.
— Panno Granger? — odpowiada, patrząc na mnie.
— Nie miałam zbyt wielu okazji, aby z panem
porozmawiać, odkąd tu przybyliśmy — wyjaśniam najgrzeczniej jak to możliwe.
Wzrusza ramionami i zwraca się do okna.
— Kiedy zaczął pan badań stworzenia? — pytam.
— Chyba w Hogwarcie — odpowiada, nie patrząc na mnie.
— Specjalizowałem się w magicznych stworzeniach.
— Jak to wpłynęło na… em… mistyczne stworzenia? —
naciskam.
— Moja żona zmarła — Zduszony szloch wydobywa się z
jego ust.
— Panie Lovegood?
W końcu patrzy na mnie pustymi oczami.
— Żongler był szanowany — mówi, nie odwracając wzroku.
— Magazyn z aktualnymi informacjami na temat magicznych stworzeń. Chodziło o
podniesienie świadomości na ich temat i przepisów dotyczących bezpieczeństwa.
Brak szacunku dla centaura jest niebezpieczny, a sankcje wobec nich tak
nierozsądne, ale wtedy wszystko się zmieniło… potrzebowaliśmy przykładu… ja…
wyjechałem z ośmioletnią Luną, która codziennie prorokowała i ujawniała swój
talent wcześniej niż większość. Być może łatwiej było obwiniać ból narglami.
— Przykro mi z powodu pańskiej straty — odpowiadam
automatycznie, nie wiedząc, co jeszcze mogłabym powiedzieć. Mężczyzna uśmiecha
się smutno.
— Nigdy nie pozwoliłem jej odejść i nawet o tym nie
wiedziałem. Pani Malfoy ukrywa się w swoim pokoju, płacząc całymi dniami.
Łatwiej jest zatracić się w fascynacji niż żyć bez tej pięknej czarownicy. Co
należy zrobić, gdy złudzenie zniknie? — Jego oczy błagają mnie o odpowiedź, ale
jedyne o czym mogę pomyśleć, to ci wszyscy ludzie, których utraciłam.
— Nie wiem — odpowiadam cichym głosem. — Proszę dać mi
znać, gdy się pan dowie — szepcę i wybiegam z pokoju.
Zarozumiały uśmiech znika z twarzy Draco, gdy mnie
zauważa, a ja wpadam w jego ramiona. Z trudem łapię powietrze, desperacko
próbując wypełnić dziurę w klatce piersiowej. Ręka przesuwa się po moich włosach,
a druga przyciska mnie do jego piersi.
— Hermiono? — szepce do mojego ucha.
Kręcę głową i łapię więcej powietrza. Pociąga mnie na
łóżko, naciskając na moje ramiona, aż siadam. Szare oczy wpatrują się w moje,
dłoń na mojej twarzy należy do czarodzieja klęczącego przede mną.
— Hermiono, co się stało? — Jego oczy przeszywają mnie
na wylot.
— Nie wiem — odpowiadam zanim wzdycham. Draco kciukiem
zbiera łzy z mojego policzka.
— Już dobrze — mówi łagodnie.
Obejmuję go ramionami, chowając twarz w zagłębieniu
jego szyi. Trzyma mnie mocno, układając nas na łóżku. Delikatnie masuje moje
plecy, a ręce wplata we włosy. Mój urwany oddech zmienia się w szloch, co
powoduje, że przyciąga mnie bliżej siebie.
__________
Witajcie :) mamy weekend, więc pora na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że nie jesteście nim zawiedzeni. Autorka znalazła odpowiednią osobę dla Rona i przyniesie to wiele ciekawych wydarzeń. Piszcie, co sądzicie!
Być może w niedalekiej przyszłości opublikuję końcowe rozdziały Fretki i Zakazanych. Zostały przekazane do bet, ale nie podaję terminów, ponieważ nie chcę Wam robić złudnych nadziei. Na pewno będą w wakacje, tylko tyle wiem. Więc czekajcie cierpliwie... o ile w ogóle jeszcze ją macie.
Tyle ode mnie. Miłego tygodnia! Enjoy!
Nie moge sie doczekac kontynuacji :)
OdpowiedzUsuńNie rozumiem dlaczego tutaj jest tak mało komentarzy, opowiadanie jeat genialne :D! Chyba społeczenstwo naprawde robi sie leniwe.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Pana Lovegood'a i nie moge sie doczekac kolejnego wątku z Luna. Życze duzo weny i szczesliwych wakacji :)