Nowy początek
Serce wie, czego chce i nic innego go nie
obchodzi. — Emily Dickinson
1 września 1998
Hogwart
Ekspres zagwizdał po raz ostatni, dając znać uczniom, że zaraz odjedzie. Dla
Draco to było coś więcej. Sygnał, że to się dzieje naprawdę; odzyskał resztki
swojego życia. Nie było to bynajmniej życie, które posiadał kiedyś, ale już na
pewno nie takie, jakie mógłby mieć, ale mimo wszystko było to życie.
Z
bolesną świadomością zdał sobie sprawę, że to więcej, niż zasługiwał, niż
mogliby przewidzieć ludzie odpowiedzialni za drogę, którą obrał. W końcu
niektórzy z nich myśleli, a nawet mieli nadzieję, że zginie w trakcie. Draco był
tylko pionkiem, ale wbrew wszelkim przeciwnościom udało mu się wyjść z tego
cało; przeżył.
Nie
sposób było nie być zdenerwowanym; wracał tam, gdzie wszystko się zaczęło,
gdzie również wszystko się skończyło, do miejsca, gdzie nastąpił przełom, a los
obdarzył go swoją łaską. Szczerze mówiąc, nie obchodziło go, kto ani co to
spowodowało. Można to było nazwać przeznaczeniem, Wizengamot, szczęściem.
Sposób, w jaki do tego doszło, nie miał znaczenia, ale dano mu drugą szansę.
Wraz z wieloma uczniami, którzy przeżyli wojnę, Draco Malfoy wracał do
Hogwartu.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Nadszedł
ten dzień; wszystko miało być proste i powinno pójść zgodnie z planem.
Zamierzał unikać jak największej liczby osób, więc spóźnienie się na Peron 9 i
¾ było jak najbardziej wskazane, a wszystko po to, by pobyć samemu.
Tak,
przeszłość go zmieniła, ale nadal był Malfoyem; jego nazwisko nosiło piętno
decyzji, którą podjął, a zbrodnie ojca miały go prześladować przez lata.
Unikanie było kolejnym sposobem na samoobronę; po prostu nie chciał z nikim
rozmawiać, jeszcze nie. Mógł rzucić na siebie zaklęcie kameleona, ale nie był
tchórzem. Czekał więc na peronie do ostatniej chwili, mając nadzieję, że
pozostanie niezauważony, że zostanie sam.
Ale
los, szczęście, życie, cały ten cholerny wszechświat jeszcze z nim nie skończył
i za chwilę miał rzucić mu pod nogi kolejną przeszkodę w postaci knującej,
planującej, cierpliwie czekającej i obserwującej każdy jego ruch Hermiony
Granger.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Poranek
nie mógł minąć Hermionie wystarczająco szybko. Jej kufer został magicznie
spakowany kilka dni temu, a szaty naszykowane poprzedniego wieczoru, włosy
zaczarowała zaklęciem ujarzmiającym bujność, gdy na zewnątrz wciąż panował
mrok, i była gotowa, kiedy tylko pierwsze promienie słońca wdarły się do
pokoju. Czas grał z nią w okrutną grę, zwalniając bieg, a jej niepokój zdawał
się narastać. Siedziała, wstała, chodziła w tę i z powrotem, i znowu usiadła.
Ciało pulsowało energią; magia szalała na myśl o nadchodzącym roku. Po
miesiącach oczekiwania miała wsiąść do Hogwart Ekspres i z pociągu do Hogwartu.
Peron
9 i ¾ był prawie pusty. Słońce próbowało przebić się przez chmury, ale
przegrywało, sprawiając, że poranek był chłodniejszy niż powinien. Na jej
naleganie dotarli wcześniej niż powinni, ale to wszystko stanowiło część jej
planu.
Hermiona
wsiadła do pociągu, a za nią Ginny na wpół śpiąco, i wybrała jeden z pierwszych
przedziałów. Był to idealny punkt obserwacyjny, z którego widziała wszystkich
wsiadających.
Wiedziała
na pewno, że on wróci do szkoły na
ósmy rok; Wizengamot o tym zadecydował i teraz pozostało jej tylko czekać. Czas
znów z nią igrał, zwalniając do zera, podczas gdy umysł i puls dudniły w uszach
w oczekiwaniu.
Niejednokrotnie
kusiło ją, by rzucić Muffiato; cisza
pomagała jej zachować spokój, ale nie było to praktyczne, przebywając w takim
tłumie. Czekanie było torturą; była nietypowo cicha i wdzięczna Ginny za
milczenie. Hermiona ukrywała prawdę, ale z czasem wszystko wyjaśni
przyjaciółce.
Przedział
powoli wypełniał się ludźmi, głosami, powitaniami i śmiechem, a ona czekała na
niego. Przytakiwała, uśmiechała się, witała, ale jej wzrok był utkwiony w
drzwiach; nie chciała, by cokolwiek ją rozproszyło.
Jeden,
dwa, trzy gwizdy pociągu; mieli odjechać za kilka minut, a jego nie było. Spojrzała
w bok, w niebieskie oczy Ginny, zadając nieme pytanie, którego przyjaciółka nie
rozumiała, jednocześnie starając się stłumić panikę, która zaczynała narastać w
jej żołądku. Hermiona wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy, próbując się
uspokoić. Kiedy je otworzyła, był tam, jak cień przemykający obok, ale w
pociągu jadącym do Hogwartu.
Był
tam.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Cała
ta sytuacja była absurdalna; zdawała sobie z tego sprawę. Niejednokrotnie
przyznawała się przed sobą, że od tamtego dnia we dworze miała obsesję na jego
punkcie. To właśnie on wyczuł, jak bardzo była załamana, jak pustka w jej
piersi odzwierciedlała jego własną, i po raz pierwszy od dawna czuła się
zauważona.
Książki
nie oferowały żadnego wyjaśnienia; wertowała je do znudzenia, ale nie znalazła
niczego na temat połączenia dusz, które powstało w wyniku użycia Legilimencji.
Nie miała dowodów, żadnych naukowych ani magicznych podstaw, nie miała żadnej
teorii i wiedziała, że chwyta się brzytwy. Ale czuła to; bo tam było, więź,
połączenie, niewidzialna nic biegnąca z jej piersi oplatała ją, a na jej końcu
był on.
Hermiona
nie wierzyła w duszę, nie przed Voldemortem i jego horkruksami, ale w końcu w
nią uwierzyła. A jeśli istniało coś takiego jak bratnie dusze, czuła, że Draco
Malfoy był jej bratnią duszą.
Nie
żywiła do niego żadnych romantycznych uczuć, a przynajmniej tak jej się
wydawało, ale w głębi duszy czuła, że w końcu będzie to nieuniknione. Nie,
czuła coś innego, potrzebę bycia blisko niego, poznania go, przebywania w jego
obecności i poczucia, jak ich więź ożywa.
To
było niedorzeczne; wiedziała o tym, ta myśl zakorzeniła się w jej głowie i nie
dawała spokoju. To właśnie brak oporu jej umysłu tak ją zdumiał. Hermiona nie
miała żadnych danych na poparcie swojego twierdzenia, ale uważała, że powinna
była przynajmniej podjąć jakąś walkę. Zamiast tego, jego głos był jak balsam
dla jej obolałego ciała, niczym gruby, ciepły koc otulający drżącą skórę.
Wyszeptał
właściwe słowa, dokładnie to, co potrzebowała usłyszeć w konkretnej chwili i od
tamtej pory wszystko w niej się zmieniło.
W
noce, kiedy naprawdę nienawidziła siebie za to, co czuła, uciekała się do
oskarżenia swojego umysłu o słabość; był jego więźniem, a ona po prostu
cierpiała na wypaczony przypadek syndromu sztokholmskiego. To musiało być to.
Ale
nie skrzywdził jej ani nie torturował jak Bellatrix. Dbał o bezpieczeństwo jej
umysłu; o jej zdrowie psychiczne. Była w stanie myśleć, rozważać, analizować i
opowiadać o wszystkim, co wydarzyło się tamtej nocy, po części dzięki niemu.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Gdy
przechodził obok, Hermiona musiała się powstrzymać przed natychmiastowym
pójściem za nim. Spojrzała na Ginny, która zdawała się dostrzegać ulgę na jej
twarzy i, wciąż nie rozumiejąc, co się naprawdę dzieje, uścisnęła jej dłoń i
mimo wszystko się uśmiechnęła. Właśnie tego potrzebowała.
Hermiona
odwzajemniła uśmiech, o trzy sekundy za długo, zbyt entuzjastycznie. Musiała
wyglądać na kompletnie obłąkaną, ale to było stosowne, ponieważ jej obsesja
była co najwyżej szaleństwem, bezpodstawnym dążeniem, które przemawiało do
niezrównoważonej części jej mózgu. Tej samej, która więziła amimaga w słoiku i
rzucała uroki na listy zapisów.
Czekała
jedną, dwie, trzy, pięć, dwadzieścia, sto minut, a może tylko dziesięć, aż w
końcu nie mogła dłużej czekać i ruszyła go poszukać. Jeśli któryś z uczniów
próbowali do niej zagadywać, ignorowała ich i zamykała za sobą drzwi.
Większość
zasłon w przedziałach była już zaciągnięta, co było wadą całego czekania, i nie
miała innego wyjścia, jak otworzyć każdy przedział. Otwieranie drzwi za
drzwiami było żmudnym zajęciem, a po tym następowało albo szybkie „cześć”, albo
pospieszne przeprosiny. Kolejne drzwi, kolejne i kolejne, a potem te, które ją
zaskoczyły; znalazła jego przyjaciół.
Pansy
siedziała obok Neville’a, Blaise przy Terrym Bootcie, a Theo z Luną wszyscy rozmawiali, śmiali się lub trzymali
za ręce.
Ale
Malfoya tam nie było.
—
Hermiono! — Neville i Luna rozpromienili się, a ona tylko się uśmiechnęła,
niezdolna nic powiedzieć ani się ruszyć.
—
Szukasz miejsca do siedzenia? — zapytał Neville.
—
Możesz usiąść z nami, jeśli chcesz — zaproponowała Pansy Parkinson.
Hermiona
była zszokowana. To był pierwszy raz, kiedy Pansy odezwała się do niej, nie
rzucając przy tym żadnej obelgi. Dziewczyna była naprawdę uprzejma. Hermiony
szok pogłębił się, gdy zauważyła Neville’a uśmiechającego się do Pansy i
ściskającego jej dłoń z aprobatą.
—
Ona już ma gdzie siedzieć, szuka kogoś. Prawda, Hermiono? — zapytała Luna.
Cisza.
Wtedy
Hermiona przypomniała sobie, że musi się odezwać.
—
Eee, dziękuję… dzięki. Mam przedział z Ginny. Po prostu szukam… tak, szukam
kogoś.
Theo
patrzył na nią, ale nic nie powiedział.
Hermiona
nie wiedziała, co dokładnie dostrzegła w jego spojrzeniu, ale coś w nim było i
zanim ktokolwiek zdążył zapytać, rzuciła:
—
Do zobaczenia w Hogwarcie.
Po
czym zamknęła drzwi i odeszła.
Przeszła
do nowego wagonu, otworzyła drzwi, powtarzając bezskutecznie te same ruchy, aż
w wagonie zostało czworo drzwi. Po otwarciu ostatnich znalazła go.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Draco
siedział sam, patrząc w okno i nieustannie myśląc. Jego umysł nie zaznał
spokoju; nie zaznał go, odkąd Czarny Pan zamieszkał we dworze, ale już o nim
nie myślał. Odtwarzał w głowie wszystkie decyzje, które podjął i które
doprowadziły go do miejsca, w którym się znalazł, a kiedy lista wspomnień się
skończyła, jak zawsze wrócił myślami do Granger, zawsze tylko do niej.
Udało
mu się wymazać wszystko z głowy i zostawić ich dwoje — ją leżącą na podłodze i
jego szepczącego do jej głowy, że jest mu przykro i że chciałby móc zrobić coś
więcej. Nawet jeśli jej ciało było okaleczane przez tę cholerną, obłąkaną
kobietę, zadbało to, by umysł Granger pozostał nienaruszony.
Z
początku nie wiedział, co go do tego skłoniło, ale szybko zrozumiał, że powód
był nieistotny. Draco w głębi duszy czuł, że Hermiona Granger musi się stamtąd
wydostać; jeśli Voldemort miał zostać pokonany, jej umysł musi być sprawny.
Nawet jeśli nie mógł nic zrobić z karą, jaką Bellatrix wymierzała jej ciału,
mógł zająć się jej umysłem i tak też zrobił.
Jego
Oklumencja stała się jej własnością, a ból fizyczny został odizolowany,
schowany przez niego w miejscu, które nie wyrządziło jej krzywdy. W magicznym
akcie, którego nie potrafił wyjaśnić ani zrozumieć, nawiązała się między nimi
więź, przyciąganie do niej, które wypłynęło z jego piersi i splotło się z jej.
Draco
nie miał pojęcia dlaczego, ale teraz czuł się związany z Hermioną w sposób,
jakiego nie czuł wcześniej, jak nigdy z nikim innym, i to go niepokoiło.
Zajmowała
większość jego myśli, zamieszkała w jego głowie, a on zastanawiał się, jak się
czuje, a nawet żałował, że nie może z nią porozmawiać i sprawdzić, czy wszystko
u niej dobrze. Tak, przeżyła, ale oboje zostali złamani przez wojnę, a on
chciał, potrzebował wiedzieć, że nic jej nie jest.
Jego
tok myśli przerwał dźwięk otwieranych drzwi przedziału. A tam, jakby wezwana
samą siłą istoty żyjącej w jego piersi, stała Hermiona.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Otworzyła
drzwi przedziału i po prostu stała, patrząc na niego. Było oczywiste, że chciał
zostać sam, ale Hermionie to nie przeszkadzało. Spędziła miesiące, myśląc o nim
i o wszystkim, co się wydarzyło. Musiała z nim porozmawiać.
Gula
w gardle utrudniała jej przełknięcie, ale zmusiła się do tego, zrobiła krok do
środka i zamknęła za sobą drzwi. Jej nogi się ociągały, ale weszła i zdobyła
się na odwagę, by usiąść, nie spuszczając z niego wzroku.
Szare
oczy opadły na brązowe, buntownicze, przestraszone, pełne nadziei,
zdezorientowane i zrezygnowane. Hermiona wyczuwała każde uczucie w powietrzu,
od niego i od siebie. Jego oczy, które kiedyś patrzyły na nią z taką
nienawiścią, teraz miały w sobie coś innego.
Ku
jej zaskoczeniu, poczuła spokój; dotarła tam, gdzie powinna być. Jej wzrok
skanował go i dostrzegła przyspieszony oddech, dłonie zaciśnięte na siedzeniu z
kostkami palców zbielałymi z napięcia.
Cisza.
Jej
oddech był miarowy; od miesięcy nie czuła się taka spokojna. To było
intrygujące; samo przebywanie w jego obecności było dla niej niczym
Uspokajający Wywar. Niewidzialna nić w jej piersi rozluźniła się; właśnie tego
pragnęła, potrzebowała przez te wszystkie miesiące — bliskości z nim. To nie
działo się w jej głowie; to była reakcja fizyczna i nie rozumiała, co się
dzieje.
Połączenie
nie ożyło, jak się spodziewała, ale zamiast tego było spokojne, rozluźnione;
znalazło swoje dopasowanie.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Była
tam, a to coś w jego piersi wibrowało, śpiewało; krzyczało jakby ze szczytów
gór, domagając się jej uwagi, i to go przerażało.
A
potem, gdy tylko to uczucie go ogarnęło, przestało. Zalała go cisza. To było
dziwne; ogarnęło go ciche napięcie.
Wreszcie
tu była.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Mijały
minuty, a oni po prostu przyglądali się sobie w milczeniu. Hermiona nie
wiedziała, czego właściwie spodziewała się po nim długoterminowo, ale w tej
właśnie chwili potrzebowała usłyszeć jego głos.
Podczas
miesięcy po Bitwie o Hogwart pochłaniało ją udowadnianie, że wszystko wydarzyło
się naprawdę, że on był prawdziwy, że słowa szeptane w jej umyśle, gdy
Bellatrix ją torturowała, były prawdziwe. Na jej ramieniu widniała blizna,
która powinna być wystarczającym dowodem, ale nie była. Musiała to od niego
usłyszeć. Musiała usłyszeć ten sam głos, który odtwarzał się w kółko każdej
nocy w jej głowie, gdy kładła się spać. Musiała ponownie usłyszeć głos Draco.
—
Czekałam, żeby z tobą porozmawiać… abyś ty ze mną porozmawiał. — Pokręciła
głową. To, co chciała powiedzieć, nie wychodziło jej najlepiej. — Chcę…
potrzebuję, żebyśmy porozmawiali o tym, co się stało. Muszę porozmawiać z kimś,
kto też tam był, kiedy…
Kurwa, muszę z tobą porozmawiać, pomyślała.
To
nie miało być trudne, nie po tym, jak długo o tym myślała, ale myśl o samej
Bellatrix wywoływała u niej mdłości. Nie chodziło o tę okropną kobietę; nie o
tym musieli rozmawiać.
—
Ja… najpierw chciałam ci podziękować za to, co zrobiłeś dla Harry’ego tamtego
dnia we dworze. I za to, co zrobiłeś dla mnie. Ja… mam pomysł, jeśli nie masz
nic przeciwko, ja… miałam nadzieję, że mógłbyś mi powiedzieć… wyjaśnić, co
zrobiłeś. Przełknęła ślinę. — I dlaczego to zrobiłeś. Nie mogłam przestać
myśleć o tamtym dniu i nie wiem, czy szukam ukojenia, czy czegoś innego, ale
nie byłam w stanie… Ja… musiałam z tobą porozmawiać.
Cisza.
—
Porozmawiasz ze mną? — zapytała.
Cisza.
Zaczynała
czuć, jak gorąco podchodzi jej do szyi, a policzki płoną. Nigdy nie brała pod
uwagę możliwości, że Malfoy odmówi rozmowy; zażenowanie z tego powodu zaczynało
sprawiać, że piekły ją oczy.
O
czym ona, do cholery, myślała? Niezależnie od tego, co się między nimi
wydarzyło, był Draco Malfoyem, chłopakiem, który jej nienawidził. Dlaczego
miałaby myśleć, że on poczuje coś innego? Była tak pewna wszystkiego, ich
więzi, że nie wzięła pod uwagę, że być może on nie czuł niczego tamtego dnia.
Gdyby
mogła się deportować, zrobiłaby to. Musiała wyjść.
—
Dobra. To był błąd. Nie musisz ze mną rozmawiać. Pójdę sobie.
Wstała,
by udać się do drzwi, spuszczając wzrok, a wstyd groził jej załamaniem głosie.
—
Nie wiem, jak — powiedział, gdy sięgała do klamki.
Zatrzymała
się i przetworzyła słowa, które właśnie powiedział.
—
Nie wiesz, jak ze mną rozmawiać? — zapytała i odwróciła się do niego.
—
Nie wiem. Nie wiedziałbym nawet, od czego zacząć — mruknął.
—
Od początku.
—
Co?
Oświeciło
ją. Nie musieli od razu rozmawiać o tamtym dniu. Mogli po prostu rozmawiać jak
dwoje normalnych ludzi, którzy się poznają. Nie musiało to być skomplikowane.
Ani ciężkie. Nie musiało nic znaczyć. Jeszcze nie.
Mogliby
zachowywać się jak młodzi ludzie; mogliby wreszcie zaznać odrobiny normalności.
Mogłoby to być proste.
—
Zawsze możemy zacząć od początku.
—
Nie przedstawię się, jakby nic się nie stało i jakbyśmy mieli czystą kartę.
Zbyt wiele nas łączy — rzekł, intensywnie się w nią wpatrując.
—
Naprawdę? — zapytała, a on tylko spojrzał na nią zmieszany. — Pomijając obelgi,
uprzedzenia i wojnę, niewiele o tobie wiem, i to samo tyczy się ciebie. Możemy
zacząć od początku, poznać się bliżej.
—
Chcesz mnie poznać?
Hermiona
skinęła głową i zauważyła, w którym momencie napięcie ustąpiło z jego ciała.
Odetchnął
głęboko. Jego twarz się rozluźniła, a cień najlżejszego uśmiechu, jaki
kiedykolwiek widziała, zagościł na jego ustach.
—
Też chciałbym cię poznać — powiedział.
Uśmiechnęła
się i zastanawiała, co powiedzieć. To było głupie pytanie, ale po tym
wszystkim, przez co przeszli, przydałoby im się trochę zabawy w życiu.
—
Więc od początku. Dlaczego masz na imię Draco? Opowiedz mi o swoim imieniu.
—
Tylko jeśli ty opowiesz mi o swoim, Hermiono.
___________
Witajcie :) być może dość niespodziewanie, ale pojawiam się ze świątecznym opowiadaniem. Jest dość krótkie, ale według mnie ma w sobie coś uroczego. Dziś publikuję dwa pierwsze rozdziały, a w Boże Narodzenie pozostałe dwa. Jak wrażenia po tym rozdziale? Dajcie znać.
Od razu zapraszam na drugi rozdział. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)