niedziela, 5 marca 2023

[T] Lilie słonowodne: Rozdział 1

 Draco

 

Głos Czarnego Pana był wysoki i zimny. Emanował przemocą i zwiastował powolny, okropny ból każdemu, kto mu się sprzeciwi. Jego wężowe oczy zwróciły się ku Draco i jego rodzicom.

— Zawiedliście mnie. Ród Malfoyów mnie zawiódł, a ja nie toleruję porażek. Straciliście coś bardzo cennego dla mnie. Byliście słabi, kiedy ja rosłem w siłę, a ci, którzy za mną podążają, powinni być… lepsi. Nie będę tolerował słabości.

Machnął bladą ręką i otworzyły się ogromne drzwi salonu.

Mężczyzna, który wszedł, był bardziej bestią niż człowiekiem. Warknął na zgromadzonych Śmierciożerców, po czym skłonił się do stóp Lorda Voldemorta. Nie wstał.

Czarny Pan kontynuował:

— Miałem nadzieję, że pobyt w Azkabanie zahartował cię, tak, jak to uczynił z twoją szwagierką, ale osłabłeś, Lucjuszu.

Wszyscy znajdowali się w dużej odległości od Bellatrix, która siedziała u stóp swojego Pana, analizując każdą osobę w pomieszczeniu.

— Bez obaw. Sprawię, że ty i twoja rodzina znów będziecie silni. Twój syn pokazał siłę. Dobrze wykonał swoje zadanie, nawet jeśli nie do końca. Wyprowadźcie chłopaka przed szereg.

Draco ledwo zarejestrował słowa Voldemorta, kiedy został pociągnięty przez dwóch mężczyzn, których rozpoznał jako część stada Greybacka. Sam Greyback podniósł się i teraz stał twarzą do niego, patrząc z grymasem.

Jego matka krzyknęła i rzuciła się na wypolerowaną, drewnianą podłogę obok siostry.

— Proszę, mój Panie, nie. Nie karz mojego syna za grzechy jego ojca.

— Och, Narcyzo. — Czarny Pan prychnął, potrząsając głową, jakby Narcyza Malfoy była dzieckiem, które źle się zachowało. — Nie tylko Lucjusz pozwolił uciec Chłopakowi i jego przyjaciołom. Ty także nie byłaś w stanie go powstrzymać. Żyjesz tylko dlatego, że twoja siostra zabezpieczyła szlamę.

Crucio.

Draco nie wiedział, kto rzucił klątwę, ale krzyki jego matki odbijały się echem od ścian salonu i  w jego czaszce. Kiedy się uspokoiła, Czarny Pan skinął na Greybacka, by kontynuował, po czym zniknął w czarnej mgle.

— Zabierzcie go na zewnątrz. Mamy tylko godzinę do wschodu księżyca — zachrypiał wilkołak.

Draco został wyciągnięty z salonu na skraj lasu wzdłuż granicy Dworu Malfoyów, gdzie przywiązano go do drzewa. Liny wrzynały mu się w nadgarstki, a serce biło tak mocno, że myślał, że zaraz wyrwie mu się z piersi. Bawił się w tym lesie jako dziecko. Wspinał na drzewa i budował forty z Crabbe’em i Goyle’em, czasami też z Pansy. Teraz wydawało mu się, że tu nadejdzie jego koniec.

Stado wilków otoczyło go. Draco próbował walczyć z ograniczeniami. Musiał uciec. Co zamierzali zrobić? Zjeść go? Na pewno nie. Czarny Pan nie przelałby tak łatwo krwi Malfoyów. A może jednak? Może naprawdę upadli tak nisko, że stali się pokarmem dla psów. Draco żałował, że nie starał się bardziej, by nauczyć się magii bezróźdżkowej; gdyby tylko mógł trochę poluzować więzy…

Księżyc zaczął wschodzić. Przez drzewa przebijały się promienie bladego światła. Oczy Greybacka błysnęły na żółto w jasności i wydał z siebie nieludzkie wycie, gdy on i jego stado zaczęło się zmieniać.

Draco nie modlił się. Wiedział, że niektórzy czarodzieje i czarownice modlili się do Kirke. Ale nie znał żadnych modlitw. Żałował, że nie zna choć jednej modlitwy, która mogłaby coś zmienić.

Stado zbliżało się, kłapiąc i warcząc, czekając na rozkaz Alfy. Kiedy nadszedł, nie przypominał niczego, czego Draco kiedykolwiek doświadczył. Zęby i pazury wbijały się w jego nogi, ramiona, tors. Krzyknął. Ogień. Wilczy jad, jeśli w ogóle to było to, przepalał go. Czuł, jak łączy się z jego krwią, zarażając go. I w tym momencie Draco wiedział, że go nie zabijają. To była kara jego matki, nie jego. Przemieniał się. Był skończony.

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

Hermiona

 

Wydostali się. Ron i Harry się wydostali. Tak sobie powtarzała, siedząc skulona w kącie lochów Malfoyów. Jedynym źródłem światła było małe, zakratowane okno wysoko na ścianie. Bezużyteczne, jeśli chodzi o ucieczkę, ale przynajmniej wiedziała, czy jest dzień, czy noc.

Siedziała w kącie, pielęgnując zranione ramię przez kilka godzin, kiedy jej uwagę przykuło zamieszanie w pomieszczeniu nad jej celą. Odgłosy śmiechu i krzyki kobiety przesączały się przez zimny kamień. Hermiona wzdrygnęła się. Zaledwie kilka godzin temu to była ona. Zastanawiała się, czy tak brzmiała.

Wycie zaczęło się niedługo po…

Na początku słabe. Wilków nie było w pobliżu posiadłości. Nawet Voldemort nie byłby na tyle głupi, by pozwolić watasze Greybacka na swobodne panowanie nad dworem i jego terenami podczas pełni księżyca. Wbrew sobie parsknęła śmiechem. Nie byłoby go tutaj. Potężny Voldemort prawdopodobnie uciekłby na długo przed wschodem księżyca.

Obolała i zmarznięta, zmusiła się do wstania. Musiała się trochę poruszać, inaczej jej nogi przestaną pracować. Hermiona nie miała pojęcia, jak długo tu zostanie, i nie pozwoli, by uwięzienie jej w jakikolwiek sposób ją okaleczyło. Kilka razy przeszła wzdłuż całej celi, po czym podeszła do okna. Widziała księżyc wysoko na niebie. To ją pocieszyło. Być może Ron i Harry również patrzyli na ten sam księżyc. Zastanawiała się, jak się mają Luna, Dean i Ollivander. Miała nadzieję, że są bezpieczni…

Kiedy odwracała się od okna, rozległo się kolejne nocne wycie. To było bliżej. O wiele bliżej. Odeszła o krok od okna w chwili, gdy pojawił się ogromny, śnieżnobiały wilk. Intensywnie wąchał powietrze, ziemię i kraty w oknie. Hermiona wstrzymała oddech. Czy była tu bezpieczna? Nie wiedziała, ale nie chciała zwracać na siebie uwagi.

Wilk zwrócił na nią swoje złote oczy. Hermiona nie poruszyła się. Zdawał się ją analizować i poczuła narastający strach, niczym żółć w gardle. Potem zamrugał, kolejny raz zawył i ruszył dalej. Wypuściła oddech.

Wilk wrócił kilka chwil później, skradając się za zakratowanym oknem. Przechadzał się obok jej okna, chodząc tam i z powrotem przez całą noc. Nie wiedziała dlaczego, ale miała przeczucie, że stąpanie wilka ma jakiś cel i że nie zrobi jej krzywdy. Przynajmniej nie wtedy, gdy była w tej celi.

W końcu chyba zasnęła, a gdy ponownie otworzyła oczy, przez okno wpadały promienie słońca. Hermiona była wdzięczna, że jest wiosna. Słońce lekko ją ogrzało, kiedy się rozciągała i rozważała powrót do spacerów po celi.

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

Draco

 

To był ból inny niż wszystkie. Jego ciało zesztywniało, gdy przeszył go palący żar, któremu towarzyszyły ostre, brutalne trzaski łamanych kości. Dyszał i jęczał, próbując rozprostować kończyny. Próbował poruszyć jakąkolwiek częścią siebie, by złagodzić płonący w nim ogień. Nie słyszał, nie widział ani nie czuł gruntu pod stopami. Jego łapy. Teraz były łapami. To już prawie koniec. Z ostatnim okrzykiem bólu, gdy przechodził finalną fazę transformacj, wielki, biały wilk upadł na ziemię. Po kilku chwilach jego nozdrza wypełnił zapach. Delikatny wietrzyk zmierzwił jego futro, a wilk wstał, węsząc.

Lilie. Ładnie pachniały. Słodko i świeżo. Wilk chciał je znaleźć. Ruszył naprzód, delektując się dotykiem miękkiej ziemi pod łapami i sposobem, w jaki jego pazury drapały ziemię. Podążył za zapachem, zadowolony, że kwiaty znajdują się gdzieś pod wiatr, za lasem.

Matka nienawidzi lilii. Lilie są na pogrzeby. Matka ich nie hoduje.

Człowiek. — Minęły minuty, a jego ludzka świadomość już się wtrącała. Wilk warknął gardłowo. Ostrzegawczo. — Jestem dosłownie tobą. Warcz, ile chcesz, kolego, nie znajdziesz tu żadnych lilii.

W miarę, jak zbliżał się do dworu, wiatr niósł w jego stronę coraz więcej zapachów. Coś mokrego i słonego? Morze? Nawet wilk wiedział, że nie są blisko morza. Coś błysnęło w jego umyśle. Dziewczyna. Jego dziewczyna. Wilk przyspieszył, biegnąc w stronę posiadłości. Była tutaj i należała do niego.

Nie mógł minąć zabezpieczeń na wejściach do dworu, więc okrążył je, ocierając się tak blisko o ściany, jak to było fizycznie możliwe, aż przytłoczył go jej zapach.

W murze, tuż nad ziemią, umieszczono małe, zakratowane okienko. Była tutaj. Odskoczyła, gdy się zbliżył. Bała się go, uświadomił sobie. Nie podszedł bliżej. Jej strach brzydko pachniał. Przyprawiał go o mdłości i zagłuszał zapach lilii i wody morskiej. Może zabierzemy ją nad morze. Pachnie tak, jakby tego chciała. Wilk zaczął chodzić. Nie zostawiłby jej.

 

Był zimny. Nie, leżał na czymś zimnym. Drewniana podłoga w salonie, pomyślał, lekko otwierając oczy. Pomieszczenie wypełniły głosy, tak donośne, że aż bolały go uszy. Draco wziął kilka uspokajających oddechów i spróbował skupić się na rozmowie toczącej się wokół niego.

— Mój Panie, mamy problem. Chodzi o Malfoyów. — Greyback wypowiedział jego nazwisko z takim niesmakiem, że Draco niemal czuł, jak przywiera do jego skóry.

— Problem? No dalej, wilku. Nie mów zagadkami. Nie mam całego dnia.

Greyback kontynuował:

— Nie byłem w stanie go kontrolować zeszłej nocy. To nie była moja wina, mój Panie. On nie jest przeznaczony, cóż, nie byłem w stanie…

— Gadaj. Psie.

Do pomieszczenia weszła Bellatrix. Draco był przerażony, gdy odkrył, że może ją wyczuć, a także usłyszeć jej ostre słowa. Pachniała sadzą i mokrym atramentem. Draco nie zdawał sobie sprawy, że zna zapach sadzy.

— Ma swoją Partnerkę gdzieś w posiadłości. Prześlizgnął się przez osłony rozmieszczone wokół lasu, jakby były niczym. Wydaje mi się, że jego potrzeba bycia blisko niej przejęła nad nim kontrolę. Stało się to natychmiast po tym, jak się przemienił, mój Panie.

— Draco. Możesz przestać udawać. Wiemy, że nie śpisz — zawołała jego ciotka.

Ktoś zarzucił na niego koc, a on wziął to za znak, by wstać. Okazało się jednak, że stanie nie było takie łatwe.

Nogi Draco zesztywniały, bolały i protestowały przy każdym ruchu. Plecy skrzypiały, a kiedy spojrzał w dół, zauważył uda i brzuch pokryte śladami ugryzień i głębokimi zadrapaniami, a wszystko to w różnych stadiach gojenia. Przypuszczał, że jego plecy są w podobnym stanie. Owijając się kocem, odwrócił się do Czarnego Pana i spróbował ukłonić. Natychmiast upadł na podłogę, wyciągając rękę w samą porę, by się podeprzeć. Wydał z siebie niski pomruk i zmusił do ponownego wstania.

— Wybacz mi, mój Panie — powiedział ochrypłym głosem. — Nie do końca doszedłem do siebie po… — Jak, do cholery, miał nazwać zeszłą noc? Próbą? Karą? — ...mojej przemianie. — Miał nadzieję, że to, co powiedział, było właściwe.

Czarny Pan machnął ręką.

— Przyzwyczaisz się, jestem tego pewien. A teraz, powiedz mi, chłopcze, dlaczego zeszłej nocy przedarłeś się przez osłony?

Nie miał odpowiedzi, która zadowoliłaby Czarnego Pana, więc powiedział prawdę.

— Nie wiem. Nie byłem świadomy swoich ruchów i działań podczas zeszłej nocy. Obawiam się, że tego nie pamiętam.

Kiedy mówił, zdał sobie sprawę, że to kłamstwo, ale nie takie, które świadomie wymyślił. Z tyłu jego głowy rozległo się ciche wycie. Wilk.

— Bardzo dobrze, Draco. Możesz odejść.

Głos Czarnego Pana przeciął mgliste wspomnienia Draco. Skinął głową i odwrócił się ku drzwiom. Gdy znalazł się na zewnątrz, wziął głęboki oddech. Lilie i woda morska.

Zaplanował, że pójdzie do swojego pokoju i odpocznie, ale Wilk zawył, czując mokry, kwiatowy zapach. Nie mógł tego zignorować. Draco odwrócił się i pobiegł w stronę lochów, cały czas wdychając jej zapach. Była tutaj.

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

Hermiona

 

Hermiona zajmowała się rysowaniem run w kurzu pokrywającym podłogę. Na początku narysowała ochronne runy. Wydawało się rozsądnym przynajmniej spróbować, chociaż wątpiła, czy powstrzymają Bellatrix przed wtargnięciem przez drzwi i torturowaniem jej, aż oszaleje.

Była zaskoczona, że to się jeszcze nie stało, w końcu spędziła tutaj całą noc. Jej jedynym gościem był skrzat domowy ubrany w pasiastą poszewkę na poduszkę. Skrzat przyniósł jej śniadanie — kromkę chleba i dzbanek wody. Hermiona była nieco zdumiona, gdy odkryła, że chleb jest świeży. Podziękowała skrzatowi, który natychmiast zalał się łzami.

Hermiona przeszła od ochronnych run do tych, które pamiętała. Właśnie próbowała sobie przypomnieć, w która stronę szły runy wiążące, gdy drzwi celi otworzyły się z brzdękiem. Hermiona zerwała się na równe nogi, przyciskając się do przeciwległej ściany swojej celi.

Draco Malfoy praktycznie wbiegł do jej celi; nie wahał się ani sekundy, zanim przywarł do niej, opierając się rękami o ścianę po obu stronach jej głowy. Hermiona wstrzymała oddech. Co on robił? W jakiś sposób nie przypominał siebie, a mimo to, bez wątpienia, był Malfoyem. Pochylił się ku niej, przyciskając twarz do zagłębienia jej szyi i… pociągnął nosem. Godryku, ratuj ją. Dlaczego, u licha, Malfoy ją wąchał? Może już oszalała. Nie odważyła się ruszyć ani o cal. Coś w nim krzyczało o niebezpieczeństwie. Najwyraźniej nie był to ten sam chłopak, z którym chodziła do szkoły, ale w jakiś sposób bała się mniej, niż podpowiadały jej zmysły.

Kiedy odsunął się, by na nią spojrzeć, Hermiona zdała sobie sprawę, że jest nagi. U jego stóp leżał porzucony koc.

— Malfoy, co…

— Jesteś ranna — przerwał, chwytając jej szczękę mocną dłonią i patrząc na nią. Jego oczy zdawały się migotać od szarości do złota i z powrotem. — Więcej cię nie skrzywdzą. Jesteś moja.

Zanim Hermiona zarejestrowała, co powiedział, przycisnął ją mocniej do ściany i pocałował. Jego usta były szorstkie. Natarczywe. Przejechał językiem po jej dolnej wardze, po czym lekko pociągnął zębami. Nie odpowiedziała. Czuła, jakby wszystkie rozsądne myśli zostały wyrwane z jej umysłu. Chwycił ją mocno i to przywróciło ją do teraźniejszości. Przycisnęła dłonie do jego klatki piersiowej i mocno pchnęła.

Mimo tego, że pchnęła go z całą siłą, na jaką było ją stać, prawie się nie poruszył. Złapał ją za nadgarstek i obrócił tak, że znalazła się twarzą do ściany.

Przyciskając ją do zimnego kamienia, pochylił się do przodu i szepnął jej do ucha:

— Nie popychaj mnie, kochanie. Pożałujesz tego.

Po czym puścił ją i cofnął się. Hermiona wpatrywała się w niego.

Nie należała do osób, którym brakowało słów, ale jakoś nie była w stanie wymyślić ani jednej rzeczy, którą mogłaby powiedzieć. Zamiast tego pozwoliła, by jej spojrzenie błądziło po jego ciele. Był posągowy, w dość nieznośny sposób, jeśli o tym pomyślała, ale jego ciało było usiane bliznami i obrażeniami. Ślady ugryzień, uświadomiła sobie.

Oczy Malfoya znów mignęły złotem, kiedy na niego patrzyła. Widziała już to złoto u kogoś innego. Blizny też… Remus.

— Jesteś wilkołakiem.

Roześmiał się i wyglądało to szczerze.

— Tak, dobra robota. Powiedział mi, że jesteś mądra.

— On? Co masz na myśli?

— Draco. Ten chłopak ciągle gada.

Mówiąc, znów się do niej zbliżył, chociaż prawie nie zdawał sobie sprawy z własnych ruchów. Przyciągała go do siebie jak magnes.

Chwilę zajęło Hermionie zrozumienie sytuacji, ale kiedy to zrobiła, była przerażona.

— Nie jesteś Draco? Jesteś jego Wilkiem, prawda?

Pamiętała, jak Remus mówił jej, że kiedy był młodszy, jeśli nie potrafił kontrolować swoich emocji lub był w niebezpieczeństwie, Wilk przedzierał się do przodu i przejmował kontrolę. Zdała sobie sprawę, że Malfoy musi być przerażony.

Wilk uśmiechnął się do niej, opierając dłoń o ścianę obok jej głowy. Był wysoki. Nie pamiętała, by Malfoy był o wiele wyższy od niej i to ją denerwowało.

— Nie wydajesz się rozczarowana tym małym… odkryciem, słodka dziewczyno.

Hermiona wzięła kilka miarowych oddechów, próbując wymyśleć najlepszy sposób na odpowiedź.

— Nie jestem rozczarowana, tylko trochę zdezorientowana.

Znów był do niej przyciśnięty, a jego obecność była dusząca. Przycisnęła dłoń do jego klatki piersiowej, ignorując to, że była naga tak, jak reszta jego ciała. Nawet podczas oglądania go nagiego, taktownie odwracała wzrok od pewnych obszarów.

— Nie martw się, kochanie. Wszystko ci wyjaśnię. Teraz jesteś moja. Moja Partnerka.

Pochylił się, by znowu ją powąchać. Pozwoliła mu, zbyt oszołomiona, by zrobić cokolwiek innego. Jego Partnerka! Wiedziała, że to rzadkie, po rozmowach z Tonks i Remusem. Musiała podejść do tego ostrożnie. Nie skrzywdziłby jej. Bynajmniej nie celowo. Hermiona doszła do wniosku, że ze wszystkich we dworze prawdopodobnie najbezpieczniejsza była z nim.

Malfoy przestał ją wąchać, a jego dłonie mocno zaciskały się na jej biodrach.

— Moja — wymamrotał. Nie wydawał się być świadomy, że go obserwuje. W rzeczywistości, prawie w ogóle nie wydawał się być w pełni świadomy, gdy przycisnął usta do jej gardła, delikatnie całując. — Moja — wymamrotał ponownie, gdy jego zęby musnęły jej puls.

Hermiona położyła ręce na jego ramionach i delikatnie pchnęła.

— Malfoy, przestań. Spójrz na mnie. — Zrobił to, a jego złote oczy spotkały się z brązowymi. — Chciałabym porozmawiać z Draco. Wiem, że się boi. Ale… — starała się znaleźć odpowiednie słowa. — Należę do was obu. Prawda?

Skinął głową i powoli złote oczy ustąpiły miejsca znajomym, srebrzystoszarym.

— Granger — sapnął, ponownie opierając się o ścianę.

Tym razem jednak nie chodziło o to, by ją uwięzić. Był słaby i ledwo trzymał się na nogach.

— Usiądź — wymamrotała i pomogła mu zejść na podłogę, zanim przykryła go kocem. Nie wydawał się świadomy swojej nagości, ale pomyślała, że to doceni; w celi było chłodno.

— Ma… Draco, co się stało? — zapytała łagodnie, siadając obok niego.

— Kara od Czarnego Pana. Przemienił mnie, żeby dać mamie nauczkę.

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

Draco

 

Wyglądała na przerażoną. Draco przypuszczał, że to było straszne, ale nie mógł się skoncentrować. Bolało go ciało. Ona sprawi, że poczujesz się lepiej, jęknął Wilk w myślach. Bez zastanowienia sięgnął w poprzek i ujął jej dłoń. Natychmiast ból osłabł, gdy ogarnęła go magia.

— To pomaga? — zapytała cicho, wskazując głową ich złączone dłonie.

— Tak. Właściwie bardzo. Nie masz nic przeciwko? — Potrząsnęła głową i mógł przysiąc, że mocniej ścisnęła jego dłoń. — Ty, ty pachniesz jak lilie i morze — wypalił, ignorując chodzącego Wilka w jego głowie, który zawył na jego bezceremonialne wyznanie.

— To dobrze? — Hermiona zarumieniła się i to było najpiękniejsze, co kiedykolwiek widział.

Entuzjastycznie skinął głową.

— Kurwa, tak — westchnął.

Kiedy Draco zastanawiał się, czy nie przybliżyć się do niej, drzwi celi ponownie się otworzyły. Bellatrix tarzała się ze śmiechu.

— Proszę, proszę, nie za przytulnie wam? Pies i jego Partnerka.

Wilk wył i Draco pozwolił mu przejąć kontrolę. Opadł z powrotem na ściany własnego umysłu, gdy Wilk przepchnął się do przodu. Ochroni ją.

Bellatrix roześmiała się, gdy Draco wstał, ale Hermiona sapnęła, widząc natychmiastową zmianę Draco. Stał przed swoją Partnerką, gdy Bellatrix wystrzeliła w niego trzy ogłuszacze w krótkich odstępach czasu. Praktycznie odbiły się od jego ciała i uśmiechnął się do ciotki. Szalona czarownica wrzasnęła z frustracji, gdy się do niej zbliżył, ale zanim zdążył zacisnąć rękę na jej gardle, do celi weszło sześciu ludzi.

Greyback stanął przed nim, warcząc, ale to nie było tak, jak w lesie, kiedy obezwładnił przerażonego chłopca. Teraz cały był Wilkiem i chronił swoją Partnerkę, nie chcąc się poddać.

Zanim mógł ruszyć ku starszemu wilkowi, Wilk został rozproszony przez krzyk. Inny członek stada zakradł się za nim i złapał Hermionę. Rudowłosy wilk trzymał ją teraz przy sobie, z przechyloną głową, odsłaniając jej szyję.

— On to zrobi, Malfoy. Oznaczy ją i wyhoduje sukę. — Głos Greybacka był szorstki i Draco poczuł, jak jego Wilk walczy z Alfą.

Draco rzucił się na wilka trzymającego Hermionę, odpychając ją z drogi i przyszpilając mężczyznę do ziemi. Nie miał swojej różdżki, ale Wilk jej nie potrzebował. Raz po raz uderzał pięściami w twarz wilka, który groził jego Partnerce. Nikt go nie powstrzyma.

Kiedy w końcu usiadł, twarz wilka była ledwo rozpoznawalna. Odwrócił się do Hermiony i zobaczył czysty strach malujący jej delikatne rysy.

— Kochanie… — wyciągnął rękę, ale zanim mógł jej dotknąć, został mocno związany łańcuchami.

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

Hermiona

 

Malfoy walczył ze swoimi więzami, desperacko pragnąc do niej dotrzeć. Odkryła, że nie chce, żeby jej dotykał, nawet jeśli to miałoby go uspokoić. Po prostu nie mogła patrzeć, jak ktoś bije człowieka na śmierć bez odczuwania dyskomfortu.

To okrutne ze strony Greybacka, że wykorzystał ją przeciwko Malfoyowi, ale teraz wiedziała, że jej nie zabiją. Jej wartość właśnie się podwoiła. W końcu jak najlepiej jest utrzymać zbłąkanego wilka w ryzach. Może to było coś, co mogłaby wykorzystać na swoją korzyść…

Hermionę i Malfoya zabrano na górę do salonu. Pełen był zakapturzonych, zamaskowanych postaci. Hermiona milczała, wpatrując się spokojnie w swoje kolana, kiedy Bellatrix zmusiła ją do uklęknięcia. Kupowała sobie czas, cierpliwe i cicho. W ten sposób mogła się przydać Zakonowi. Nie warto robić zamieszania i zostać zabitą zbyt wcześnie. Była pewna, że mimo wszystko i tak umrze.

Malfoy nie milczał. Wył, krzyczał i walczył z ograniczeniami. Jego oczy zmieniały się z szarych w złote, jakby Wilk i mężczyzna walczyli o kontrolę.

Byli w salonie zaledwie od dwóch minut, zanim w pokoju i wśród wszystkich obecnych zapanowała przytłaczająca atmosfera. Nawet Malfoy zamilkł, a jego oczy błyszczały złotem.

Przed nimi pojawił się Lord Voldemort spowity ciemnością. Przeszedł między zebranymi Śmierciożercami, a tuż za nim podążała Nagini. Gdy wielki wąż przeszedł między Malfoyem i Hermioną, syknął i cofnął się przed złotym spojrzeniem Wilka.

Voldemort wystąpił naprzód i przemówił czystym i wysokim głosem:

— Moi drodzy zwolennicy, jakże się cieszę, że wszyscy mogliście do nas dołączyć. Mamy ceremonię do przeprowadzenia. Wygląda na to, że ten młody Draco… — Voldemort wskazał bladymi palcami na Malfoya, który drgnął w kajdanach — …znalazł swoją Partnerkę. Szlamę.

Pomieszczenie wypełniły odgłosy oburzenia i przerażenia. Hermiona podjęła świadomy wysiłek, by wyprostować plecy i unieść podbródek.

— Bylibyśmy… okrutni, odrzucając takie dopasowanie. Więc mieszaniec i szlama będą związani. Przeze mnie.

Umysł Hermiony pracował na najwyższych obrotach. Związani? Na pewno nie. Dlaczego Voldemort miałby to popierać, jeśli to nie była gra? Być może kolejna kara dla Malfoyów. Starała się zachować spokój. To nie miało znaczenia, nie warto było z tym walczyć. To nie będzie miało znaczenia, gdy Voldemort będzie martwy; nic z tego nie będzie miało znaczenia.

Ledwie poczuła, że jest popychana do przodu, ale znalazła się przed Voldemortem, trzymając mocno ręce Malfoya, któremu udało się zmusić Wilka do poddania się. Wpatrywał się w nią szarymi oczami, szukając czegoś w jej twarzy.

 

<><><><><><><><><><><><> 

 

Draco

 

To było złe. Naprawdę, naprawdę złe. Niestety, jego Wilk się nie zgadzał. Z punktu widzenia Wilka to było najlepsze rozwiązanie. Ale Draco wiedział lepiej. To nie było dobre. Zachował się głupio, kiedy wpadł do tej celi. Teraz przypieczętował los Granger. Wiążąc ją z nim, Czarny Pan zwiąże ją ze swoją sprawą. Miałby łatwy sposób na utrzymanie Draco w ryzach, utrzymanie jego rodziny w ryzach, kiedy próbowali walczyć ze wstydem, którym stał się Draco.

Ona nigdy nie opuści Dworu Malfoyów. Draco nie lubił Granger, ale wiedział, że to było złe. Była wszechwiedząca i upierdliwa, ale nie zasługiwała na to, by być tu z nim uwięziona.

Desperacko szukał w jej twarzy jakiegoś zrozumienia, jakiejkolwiek oznaki, że wiedziała, że podpisał na nią wyrok śmierci. A przynajmniej wyrok więzienia. Nic nie dostrzegł w jej rysach; była spokojna, kiedy trzymała jego dłonie. Jedynym znakiem, że coś poczuła, było lekkie drżenie koniuszków palców. Mocniej ścisnął jej dłonie. Chciał, by wiedziała, że postara się zapewnić jej bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo przed Czarnym Panem i jego zwolennikami, przed rodziną i nim samym.

Czarny Pan zrobił krok do przodu i postukał różdżką w ich dłonie. Czarna wstążka zmaterializowała się i owinęła wokół nich. Węzeł był tak ciasny, że Draco był miał pewność zdrętwienia palców. Stawał się coraz ciaśniejszy, aż zobaczył łzę spływającą z oka Hermiony, gdy próbowała ją usunąć. Powietrze stało się ciężkie i Draco z trudem łapał oddech. Widział, jak Hermiona praktycznie dyszała i słyszał, jak jego Wilk wyje z oburzenia. Potem napięcie zniknęło. Znów mógł oddychać i kiedy wziął łyk świeżego powietrza, Hermiona opadła w jego ramiona. Złapał ją, gdy sam upadł na kolana.

— Granger, Granger, obudź się. — Odgarnął włosy z jej twarzy, a jej powieki zadrżały na dźwięk jego głosu. — Proszę, musisz się obudzić. W tym momencie.

Nie chciał brzmieć tak słabo, jak brzmiał, ale w tej chwili nie wiedział, jak brzmieć silnie. Nawet jego magia wydawała się wyczerpana. Nigdy nie widział wiążącego rytuału, takiego, jak ten, w którym właśnie uczestniczył, ale był pewien, że to, co się wydarzyło, było potężną i prawdopodobnie czarną magią.

Zimny, wysoki śmiech rozdarł powietrze i Czarny Pan klasnął w dłonie. Tłum poszedł w jego ślady.

— Teraz nadszedł czas na Pokładziny.

Hermiona otworzyła oczy w chwili, gdy czyjeś ręce ich rozdzieliły. Draco próbował po nią sięgnąć, ale Greyback i stado wyciągnęli go z pomieszczenia. Kiedy został od niej odciągnięty, zobaczył Hermionę przechodzącą między różnymi Śmierciożercami, którzy ściągali jej ubrania i łypali na nią.

Pokładziny… Nie. Nie mógł jej tego zrobić.

____________

Witajcie :) w niedzielne popołudnie pojawiam się z nowym tłumaczeniem. To zupełnie inny klimat niż dotychczas, ale jestem po prostu zakochana w tej historii i postanowiłam się z Wami nią podzielić. Nie spodziewajcie się tutaj słodkości, tylko bólu, cierpienia, mroku i sad endu wiszącego w powietrzu. Mam nadzieję, że mimo wszystko się Wam spodoba. Dajcie znać, co sądzicie po pierwszym rozdziale.

Chciałabym publikować przynajmniej dwa razy w tygodniu. A dodatkowo także po dwa rozdziały „Dziesięć na dziesięć”. Brzmi jak wyzwanie, ale ja lubię wyzwania. To takie moje marcowe postanowienie. Trzymanie kciuków wskazane!

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłej niedzieli i tygodnia. Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy