Wrzesień 2004
Gdy
się obudziła, przez ból ciała miała wrażenie, że przejechał po niej skrzydlaty
orszak koni z Beauxbatons. Mięśnie były sztywne i obolałe, jakby ćwiczyła te, o
których istnieniu nie wiedziała i czuła, jakby połknęła drut kolczasty. Och, ta
odurzająca przyjemność, której zaznała poprzedniej nocy, z pewnością
pozostawiła okrutne ślady.
Jęknęła,
przewracając się, wdzięczna za łóżko miękkie jak chmurka i prześcieradło
gładkie jak atłas. Otworzywszy zaspane oczy, zobaczyła go twarzą w twarz, śpiącego twardo obok niej, z łagodnym wyrazem
twarzy.
Draco
Malfoy.
Zastanawiała
się przez chwilę, co pomyślałaby o tym jej nastoletnia wersja; ta zapewne
przeklinałaby ją i nazywała zdrajczynią, podczas gdy inna cieszyłaby się jak
dziecko. Wyglądał znacznie młodziej we śnie, ale wciąż podziwiała mocny zarys
szczęki, elegancko wyrzeźbione mięśnie i dumną szerokość ramion. Co za okaz, pomyślała, pozwalając palcom
delikatnie dotknąć jego skóry, ciepłej w porannym świetle.
Poruszył
się, na co cofnęła dłoń, lecz było już za późno. Srebrnoszare oczy wpatrywały
się w nią spod ciemnych rzęs, a Draco westchnął sennie.
—
Przeczuwałem, że cię nie będzie, gdy się obudzę.
Jego
poranny głos przyprawił ją o dreszcze i zarumieniła się, uśmiechając lekko.
—
Ja też. Że cię nie będzie.
—
W moim własnym łóżku? — zapytał, unosząc brew.
Hermiona
tylko zachichotała.
Malfoy
westchnął i przyciągnął ją do siebie, chowając twarz w jej włosach. Jego palce,
ciepłe i bezpieczne, kreśliły kręgi na jej skórze.
—
Więc tak to jest budzić się obok Draco Malfoya? — mruknęła mu do ucha.
—
To jedyne w swoim rodzaju doświadczenie — prychnął.
Hermiona
nie mogła powstrzymać śmiechu, ale mięśnie jej brzucha sprzeciwiły się i
jęknęła.
Zaśmiał
się cicho, głaszcząc ją po plecach.
—
Nie martw się. Za kilka dni będzie lepiej.
—
Za kilka dni? — krzyknęła, patrząc na
niego. — Czyli jutro pójdę do pracy, czując się, jakby coś mnie przejechało?
Uśmiech
rozciągnął się na jego ustach, gdy spojrzał na nią z góry.
—
Cóż, wiem, że ucieszy mnie widok grymasu na twojej twarzy, gdy usiądziesz.
—
Dupek — prychnęła i klepnęła go w pierś.
—
Dobra, dobra. — Zaśmiał się. — Mogę ci dać eliksir na ból.
Jęknął,
siadając i przerzucając nogi przez krawędź łóżka. Hermiona patrzyła na niego i
podziwiała widok jego pleców; mięśnie pięknie napinały się pod skórą,
wyrzeźbione przez lata grania w Quidditcha i treningu Aurorów. Jedno skrzydło i
tylna łapa tatuażu smoka zsuwały się po jego łopatce.
Odwrócił
się, by spojrzeć na nią przez ramię.
—
Kawy?
—
Och, tak, proszę! — Hermiona jęknęła
i odwróciła się twarzą do sufitu.
Zaśmiał
się ponuro i wstał.
—
Uwielbiam, kiedy błagasz.
Przygryzła
wargę i patrzyła, jak wychodzi z sypialni. Miał na sobie bokserki, więc nie
widziała jego pośladków, ale to nie miało znaczenia. Widziała je już zeszłej
nocy i były równie ładne, co reszta jego ciała.
Westchnęła
głęboko i przesunęła dłonie po twarzy. To było surrealistyczne uczucie, leżeć w
jego łóżku po upojnej nocy. Jakby nie powinna tu być, jakby to, co się
wydarzyło, było ograniczone do ciemności nocy i nie powinno istnieć następnego
ranka. Powinna być w domu, budzić się we własnym łóżku, zastanawiając się, czy
to wszystko jej się nie przyśniło.
Kubki
brzęczały w kuchni, a on wyszeptał: „Poppy”, tuż przed trzaskiem. Potem rozległ
się wysoki głosik i odpowiedział, ale nie słyszała rozmowy. Kolejny trzask i
Hermiona zacisnęła szczękę. Skrzaty domowe. Nie była zaskoczona, ale to nie złagodziło
obrzydzenia, które ją przepełniało. Oczywiście, Malfoy miał skrzata domowego.
Wyśmiewał jej próby uwolnienia ich w szkole, więc dlaczego miałby zmienić
zdanie na ten temat dziesięć lat później?
Ścisnęło
ją w żołądku, gdy nagle przypomniały jej się myśli z zeszłej nocy Śmierciożerca pieprzący szlamę. Zaschło
jej w ustach i poczuła ucisk w piersi. Jak to możliwe, że ją to podnieca? Jak
to mogło wprawić ją w tak błogi stan?
Nie
obchodziło jej, że Uzdrowicielka Ericson powiedziała, że może to być krok w
stronę uzdrowienia, i nie obchodziło jej, że wiedziała, iż nie jest już
Śmierciożercą, o ile w ogóle nim był — to ta myśl ją odrzucała. A raczej fakt, że jej to nie zraziło, sprawił, że się skrzywiła. To było złe.
Nagle
poczuła dyskomfort i wiedziała, że musi się stąd wydostać. Musiała wrócić do
domu i się zrelaksować, uporządkować myśli na temat wydarzeń z nocy i oswoić z
rzeczywistością.
Zacisnęła
zęby, gdy wstała z łóżka. Ciało ją bolało w miejscach, o których istnieniu nie
wiedziała. Była naga i przypomniała sobie, że jej sukienka wciąż leży w
salonie, być może na stercie na podłodze. Mamrocząc pod nosem, otworzyła drzwi
do szafy Malfoya, szukając koszuli, którą mogłaby założyć.
Sięgnęła
po pierwszą znalezioną koszulkę w znajomym, głębokim odcieniu szmaragdu.
Uniosła ją i zobaczyła, że to koszulka do Quidditcha, z jego nazwiskiem,
emblematem Slytherinu i numerem siedem na plecach. Przygryzła wargę, jej serce
zatrzepotało w piersi. Dziwne uczucie; widziała go w tej koszulce lata temu, na
jego wówczas gibkim, lecz zgrabnym ciele, kiedy szybował wysoko nad stadionem.
Koszulka z pewnością teraz byłaby na niego za mała — ale wydawało się, że to
miało miejsce wieki temu. Nie mogła się powstrzymać, by nie unieść jej do nosa
i ostrożnie powąchać. Cytrusy, drzewo cedrowe i nostalgia.
Zmarszczyła
brwi, odkładając ją z powrotem i sięgając po prostą, czarną koszulę. Była
wystarczająco długa, żeby ją zakryć, więc podwinęła rękawy, żeby pasowały do
ramion. Mijając komodę i lustro nad nią, zauważyła, że jej włosy są w okropnym
nieładzie — wciąż podpięte wsuwkami, ale ponad połowa opadła jej na plecy i
ramiona. Nie obchodziło jej to. Tak czy inaczej, wracała do domu i nie mogła
sobie teraz zawracać głowy ich poprawianiem.
Przełknęła
ślinę, wychodząc z sypialni, i ostrożnie skierowała się do salonu. Jeśli był w
kuchni, nie miałaby szansy się wymknąć, więc nawet nie próbowała.
Zapach
kawy uderzał od progu, Znalazła Malfoya przy kuchennym blacie z kawiarką
tłokową przed sobą. Spojrzał na nią, zobaczył ją w swojej koszuli i uśmiechnął
się krzywo. Miał na sobie czarne spodnie dresowe, ale jego klatka piersiowa
nadal była naga, zupełnie jak pierwszej nocy, którą spędzili razem w jego
mieszkaniu.
—
No cóż, Granger — niemal zamruczał, błądząc wzrokiem po jej nagich nogach. —
Powiedziałbym, że moja koszula leży na tobie lepiej niż na mnie.
Uśmiechnęła
się nerwowo i zacisnęła dłonie.
—
Ja… — zaczęła, ale słowa utknęły jej w gardle. Przełknęła ślinę. — Malfoy, ja…
nie powinnam była tak długo tu być. Krzywołap jest sam i…
—
Czekaj, co? Nie! — Zmarszczył brwi i okrążył kuchenną wyspę, długimi krokami
przechodząc przez pomieszczenie i stając obok niej. Złapał ją za ręce i
przyciągnął do siebie. Odgarnął włosy z jej twarzy i spojrzał na nią błagalnie.
— Nie idź, Hermiono.
Przełknęła
jęk, serce waliło jej jak młotem. Hermiono.
Z jakiegoś powodu myślała, że to tylko wytwór jej wyobraźni. Zmarszczyła brwi i
szukała słów, by coś powiedzieć.
Śmierciożerca pieprzący szlamę.
Zmarszczyła
brwi jeszcze bardziej.
—
Ja… nie mogę tego robić — wyszeptała i spróbowała się od niego odsunąć.
—
Co się stało? — zapytał cicho i odciągnął ją, obejmując w talii. — Proszę,
Hermiono. Widzę, jak w twojej głowie kręcą się trybiki. Proszę, porozmawiaj ze
mną.
Ledwo
mogła oddychać, gdy położyła dłonie na jego piersi. Mocnej, ciepłej, krzepkiej.
Pokręciła głową i skupiła się na cienkich liniach blizny po Sectumsemprze.
—
Naprawdę chcesz, żebym tu była? — zdołała wydusić. — Kim dla siebie jesteśmy?
Miesiąc temu się nienawidziliśmy!
Westchnął
głęboko i głaskał ją po plecach, delikatnie ją pocieszając.
—
Chcę, żebyś tu była. Chcę, żebyś została. Chcę zjeść z tobą śniadanie. Nie
wiem, co to jest, kim jesteśmy, ale jeśli zostaniesz, coś wymyślimy.
Jego
palce dotknęły loków na jej plecach, przeczesały je, a Hermiona zadrżała na to
uczucie. Był taki ciepły, taki kuszący; to nie był Malfoy, którego znała od
zawsze.
Nie, pomyślała. To wcale nie był Malfoy. Tylko Draco.
Przełknęła
ślinę, opierając się o niego.
—
To po prostu takie nie na miejscu — mruknęła. — To wszystko. Ty i ja, robiący
to wszystko.
—
Wiem — powiedział i objął ją mocniej.
Oparł
brodę o jej głowę i westchnął głęboko.
Stali
tak przez kilka minut i Hermiona powoli się uspokoiła. Uzdrowicielka Ericson
powiedziała, że prawdopodobnie pociągała ją mroczna strona Malfoya, ponieważ w
głębi duszy wiedziała, że może mu zaufać. Nie był niebezpieczny. Nie chciał jej
rozpoznać we Dworze podczas Wojny. Nie walczył w Bitwie o Hogwart. Jego własna
matka okłamała Voldemorta. Nie był zły.
Może
w przyszłości złamie jej serce, ale przecież złamano je w przeszłości wiele
razy i przeżyła.
Malfoy
westchnął i delikatnie się odsunął.
—
Napijmy się kawy.
—
Bardzo chętnie. — Uśmiechnęła się i poszła za nim do kuchennej wyspy. Postawił
na niej dwie filiżanki i powoli wcisnął filtr w dzbanek. Hermiona miała ochotę
się roześmiać na widok Draco Malfoya parzącego kawę mugolskim sposobem. —
Dziwię się, że nie pozwalasz swojemu skrzatowi domowemu zrobić tego za ciebie.
Uniósł
brew i spiorunował ją wzrokiem.
—
Umiem sobie radzić sam, wiesz?
—
Więc nie słyszałam tu wcześniej skrzata domowego?
—
Słyszałaś. — Skinął głową i nalał kawy do filiżanek. — To nasza rodzinna
skrzatka, Poppy. — Zerknął na nią i zobaczył jej gniewne spojrzenie, na co
przewrócił oczami, sięgając po dzbanek ze śmietanką. — Płacimy jej godziwą
pensję, Granger. Nie patrz tak na mnie.
—
Jest wolna? — zapytała Hermiona i oparła się o blat, odbierając filiżankę z
idealną proporcją kawy do śmietanki.
Skąd
wiedział?
Malfoy
zacisnął szczękę i upił łyk kawy.
—
Nie. Odmówiła.
—
Co masz na myśli, mówiąc „odmówiła”?
Westchnął
głęboko.
—
Kiedy ojciec i ja zostaliśmy skazani, Ministerstwo zmusiło moją matkę do
uwolnienia naszych skrzatów domowych. Mieliśmy dwa. Cricket nie chciał odejść,
ale i tak to zrobił. Poppy natomiast stanowczo odmówiła. Według matki wpadła w
furię, a przedstawiciel Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami nie
miał serca jej zmuszać. Mogła więc zostać, ale pod warunkiem, że będziemy
płacić jej pensję i dawać cztery tygodnie wolnego rocznie, co z wielką
przyjemnością uczyniliśmy.
Hermiona
z zamyśleniem wzięła łyk kawy. Smakowała wyśmienicie.
—
Skąd masz pewność, że nie jest po prostu zmanipulowana?
Malfoy
podszedł, stanął obok niej i oparł się o blat.
—
Jest z nami od dawna. Była skrzatem domowym mojej matki, podarowanym jej przez
babcię, co nie jest częste, bo skrzaty domowe są raczej lojalne…
—
Wobec domu, a nie jego mieszkańców. — Hermiona skinęła głową nad filiżanką. —
Stąd nazwa skrzat domowy…
Zachichotał
i spojrzał na nią.
—
Ty kujonko.
Zerknęła
na niego.
—
Wiesz, że bardzo dokładnie analizowałam historię skrzatów domowych.
—
Och, pamiętam. — Uśmiechnął się ironicznie. — S.W.O.E.S., prawda?
Stowarzyszenie Walki o Dobrobyt Skrzatów, prawda?
Hermiona
gapiła się na niego, a jej szczęka opadła. Poczuła, jak rumieniec oblewa jej
twarz, a serce wali młotem.
—
Emancypację… ale tak. Pamiętasz… pamiętałeś, co oznacza?
—
No jasne — mruknął znad filiżanki, a jego oczy wypełniły się ciepłem.
Hermiona
uśmiechnęła się szeroko do kawy, a jej żołądek zatrzepotał. Ani Harry, ani Ron
nie pamiętali, co oznacza ten akronim.
—
Więc… — powiedział Malfoy i odstawił filiżankę na blat.
Uśmiechnął
się ironicznie, sięgając po nią i przyciągając ją między swoje uda. Uda
zawodnika Quidditcha, uda Aurora; silne i piękne.
Zachichotała
i spojrzała na niego spod rzęs. Blond włosy były potargane od snu, a uśmieszek
na ustach kusił, ale nie kpił. Lubiła poranną wersję Draco Malfoya.
Wziął
głęboki oddech i przesunął dłonie po jej pośladkach, odsuwając materiał swojej
czarnej koszuli.
—
Wczoraj w nocy było fajnie, prawda?
Hermiona
przygryzła wargę, żeby stłumić westchnienie, gdy ściskał jej pośladki. Skinęła
głową i odstawiła filiżankę na blat, zanim jej dłonie dotknęły jego nagiej
piersi.
—
Nie wiem, czy fajnie to odpowiednie
określenie, ale na pewno było przyjemnie.
Zaśmiał
się pochylając się, by leniwie ją pocałować, chciwie muskając ją językiem
—
Więc dla jasności — zaczął niskim tonem — chcę to zrobić jeszcze raz. Czy ty
też byś tego chciała?
Hermiona
nawet nie musiała się zastanawiać.
—
Tak.
—
Dobrze — kontynuował, przyciągając ją bliżej. — A czy rozważyłabyś robienie
tego, cóż, regularnie?
Spojrzała
na niego, oddychając szybciej. Puls przyspieszył, ręce drżały. Nie prosił jej o
randkowanie, musiała o tym pamiętać. Prosił ją o regularne uprawianie seksu.
Szczerze mówiąc, czuła się, jakby właśnie wygrała na loterii. Przygryzła wargę
i skinęła głową.
Jego
źrenice się rozszerzyły i mruknął ponuro:
—
Grzeczna dziewczynka. Ale mam kilka warunków.
Mrugnęła
raz, drugi. Jego spojrzenie stwardniało — było chłodne jak stal i pewne siebie.
Przechyliła głowę i uniosła brwi, zachęcając go, by mówił dalej.
—
Wyłączność — oznajmił i zmarszczył brwi. — Dopóki to robimy, nie chcę, żebyś
spała z kimś innym. Z natury jestem raczej zazdrosny… zaborczy, jeśli wolisz.
Naturalnie, to działa w obie strony.
Serce
zabiło jej mocniej. Wyłączność z Draco Malfoyem? Zaschło jej w gardle. Nie
dlatego, że trudno jej było
powstrzymać się od puszczania się na lewo i prawo — jakby w ogóle miała z kim —
ale sama myśl o wyłączności z nim
była, cóż, oszałamiająca.
Jego
dłonie zsunęły się tam, gdzie jej pośladki stykały się z udami i zacisnęły się
tam pewnie.
—
Szczerość. Jeśli coś cię dręczy, musisz mi powiedzieć. Jeśli coś ci się nie
podoba, musisz mi powiedzieć. — Pocałował ją w czoło. — I wreszcie
najważniejsze, zaufanie. Wiem, że to może być dla ciebie trudne, ale
potrzebuję, żebyś mi zaufała. Musisz uwierzyć, że zaopiekuję się tobą i twoimi
potrzebami, a jeśli naprawdę chcesz, żebym przejmował kontrolę, musisz
uwierzyć, że ją mam — i że oddam,
jeśli o nią poprosisz.
Hermiona
poczuła ucisk w piersi, gdy spojrzała mu w oczy. Wyłączność, szczerość i
zaufanie — wszystko kręciło się wokół seksu. Nawet nie wiedziała, dlaczego
poczuła rozczarowanie. Czego się spodziewała? Że Draco Malfoy wyzna jej miłość
i zapyta, czy chce zostać jego dziewczyną? Nie, to było absurdalne. I dlaczego
w ogóle miałaby tego chcieć? Czy spodziewała się, że skoro uprawiali seks,
spędzą razem resztę życia? Co ona sobie wyobrażała? Romans z epoki regencji?
To… cóż, to miało sens. Umowa dotycząca relacji seksualnej między dwojgiem
dorosłych, świadomych siebie ludzi.
Przełknęła
ślinę, próbując stłumić rozczarowanie i skinęła głową.
—
W porządku.
Pochylił
brodę, jego spojrzenie było intensywne.
—
W porządku?
Znów
skinęła głową i się uśmiechnęła.
—
W porządku.
Zamrugał,
jakby zaskoczony, jego dłonie się napięły, zanim rozluźnił ramiona. Zapadnięte
policzki lekko się zaróżowiły, gdy przyciągnął ją do siebie, by pocałować.
Pocałunek był bardziej namiętny, głębszy, a Hermiona przesunęła dłonie z jego
piersi na ramiona.
Odrywając
się, Malfoy przysunął czoło do jej czoła, a jego ton głosu zabrzmiał
uwodzicielsko, gdy powiedział:
—
Chcesz, żebym przejął kontrolę? Dominował?
Przełknęła
ślinę, serce waliło jej jak młotem. Dominować.
Brzmiało to tak ostro, tak… kusząco. Pomyślała o ostatniej nocy, o tym, jak
przywiązał ją do ławki i… otarła udami o siebie. Samo wspomnienie wystarczyło,
by poczuła ciepło w brzuchu.
—
Tak — wyszeptała w końcu, czując, jak rumieniec rozpływa się po jej twarzy.
—
No cóż — wyszeptał — jeśli tego właśnie chcesz, musisz robić to, co mówię.
Lubię, gdy jesteś posłuszna, a ty lubisz wykonywać rozkazy, prawda, Granger? —
Uśmiechnął się krzywo, ale Hermiona tylko przygryzła wargę. Nie miała nic
przeciwko wykonywaniu jego rozkazów, więc skinęła głową. Jego uśmiech poszerzył
się, zanim twarz spoważniała. — Będę od ciebie czegoś wymagał, ale zawsze będę
szanował twoje granice, a jeśli jeszcze nie wiesz, jak daleko sięgają,
sprawdzimy to razem. Niektóre rzeczy mogą się wydawać przerażające,
upokarzające, poniżające, bolesne, ale wszystko, co robię, wypływa z troski i
szacunku, i musisz mi zaufać, że nie próbuję cię skrzywdzić. Jeśli jest coś, co
robię, czego nie lubisz lub nie chcesz, musisz mi o tym powiedzieć. Twoje słowo
bezpieczeństwa zawsze przerwie moje działania i wolę, żebyś używała go za
często niż za rzadko. Zrozumiano?
Przełknęła
ślinę. Serce Hermiony zaczęło łomotać jeszcze mocniej. Mogła mu nie uwierzyć,
kiedy powiedział, że to, co jej zrobi, wynikało z troski, ale ostatecznie nie
miało to większego znaczenia. Pragnęła tego.
—
W porządku.
Malfoy
warknął cicho, wsuwając dłonie między jej nogi, aż do wnętrza, a ona drgnęła i
lekko uszczypała go w pierś.
—
N-nie — wyjąkała, rumieniąc się. — Proszę, jestem na to za bardzo obolała.
Zachichotał
i przeniósł dłonie na jej biodro.
—
Wybacz. — Przygryzając dolną wargę, zapytał: — Masz jakieś warunki?
Zacisnęła
usta i zmarszczyła brwi. Tak, mogła postawić własne warunki. Ale jakie zasady
chciała ustalić? Nigdy wcześniej nie była w takiej relacji, nigdy nie skupiała
się tylko na seksie. Zawsze w grę wchodziły uczucia i nigdy nie pomyślała o
stawianiu warunków.
Mrużąc
oczy, powiedziała:
—
Koniec z prowokowaniem w pracy. Chcę normalnych rozmów.
Kąciki
jego ust uniosły się w uśmieszku.
—
Więc chcesz, żeby wszyscy wiedzieli, że się pieprzymy?
Opadła
jej szczęka.
—
N-nie! Nie, nie o to mi chodziło! Ja tylko… — prychnęła i ugryzła się w dolną
wargę. Oczywiście, Malfoy nie chciałby, żeby ludzie wiedzieli, że ją pieprzy. Mogła sobie tylko wyobrazić,
jak bardzo to musi szkodzić jego wizerunkowi. I oczywiście, dlaczego w ogóle
miałby być dla niej miły? Dupek. —
Nie chodzimy do szkoły. Pracujemy na tym samym piętrze i nie chcę się złościć
ani irytować za każdym razem, gdy rozmawiamy.
—
Irytuję cię, prawda?
Rzuciła
mu mordercze spojrzenie.
Przewrócił
oczami i skinął głową.
—
Rozumiem. Chodzi o uprzejmość. Coś jeszcze?
Zagryzła
wargę.
—
Proszę, nie ignoruj mnie więcej.
Westchnął.
—
Nigdy cię nie ignorowałem. Nie celowo.
—
Czy możesz mi powiedzieć, kiedy stosujesz oklumencję? Dać mi jakiś znak?
Zacisnął
szczękę i spojrzał na nią.
—
Prawdopodobnie będę często jej używał, jeśli mamy rozmawiać jak cywilizowani
ludzie w pracy — mruknął. — W przeciwnym razie nie jestem pewien, czy dałbym
radę powstrzymać się przed dobieraniem się do ciebie na najbliższym biurku.
Jej
twarz poczerwieniała i rozpaliła się, Granger przełknęła ślinę, czując skręt w
brzuchu.
—
Na pewno… — Zwilżyła usta. — Na pewno to nieprawda.
Jego
źrenice się rozszerzyły, a szczęka zacisnęła, gdy przyciągnął ją bliżej. Usta
Draco zawisły nad jej ustami.
—
Nie sądzę, żebyś zdawała sobie sprawę, jak łatwo mi staje, Granger. Wystarczy
sama myśl o tobie. — Złapał zębami jej dolną wargę i pociągnął żartobliwie,
zanim puścił. — Myślisz, że byłbym w stanie myśleć o czymkolwiek innym niż o
tym, jak dobrze smakujesz albo jak olśniewająco wyglądasz, kiedy dochodzisz,
gdy widzę cię w tych seksownych, krótkich spódniczkach w pracy?
—
Nie sądziłam, że zauważyłeś moje spódnice — szepnęła mu do ucha.
Zaśmiał
się cicho.
—
Nie zauważyłem? Mam ochotę je z ciebie zedrzeć.
—
Cóż, to by nie było zbyt stosowne.
Zachichotała.
—
Nie, w ogóle. — Uśmiechnął się ironicznie. — Więc gdybym nie używał oklumencji,
zbyt łatwo bym nas zdradził. — Westchnął i delikatnie ją od siebie odepchnął. —
Więc jesteś pewna, że tego chcesz? Czujesz się komfortowo, poddając się mnie?
Dreszcz
przeszył jej skórę.
—
Ja… ja tak myślę.
—
Myślenie to za mało, Granger —
powiedział cicho. — To mi nie wystarczy.
—
Nie — pospieszyła z odpowiedzią. — Nie myślę, tylko wiem. Wiem.
Nie
była pewna, nie na sto procent, ale była, cóż, wystarczająco pewna. Tak na dziewięćdziesiąt dziewięć procent.
Obserwował
ją przez chwilę, zastanowił się, zanim mruknął:
—
Czy chciałabyś, żebyśmy podpisali umowę?
Hermiona
zmarszczyła brwi.
—
Dotyczącą czego?
—
Zgody — odparł Draco i wziął łyk kawy. — Moglibyśmy spisać, czego chcemy, a
czego nie, miękkie i twarde granice. Warunki, tak naprawdę, naszej umowy.
Przygryzła
wargę i poruszyła się, zakładając włosy za ucho.
—
Tak naprawdę nie wiem, czego chcę, a czego nie. Ja… nigdy tego nie robiłam.
Skinął
głową.
—
W porządku. Nie potrzebujemy kontraktu, jako takiego, skoro wystarczy ci ustna
zgoda. Ale to sprawia, że jest to tym ważniejsze, dla nas obojga, żebyś
powiedziała mi, kiedy czegoś nie chcesz, kiedy zbliżam się do twoich granic. To
ćwiczenie zaufania, Granger.
—
Tak. — Przełknęła ślinę i skinęła głową. — Oczywiście.
—
Czy jest coś, czego wiesz, że nie chcesz?
—
Co masz na myśli?
Poczuła
się głupio, ale „chcesz” było niejasnym stwierdzeniem. Chciała wiele, a przy tym było jeszcze więcej
rzeczy, których nie chciała.
—
Seksualne, twarde granice — wyjaśnił nonszalancko, jakby mówił o pogodzie, i
oparł się o blat. — Czy jest coś, czego nie chcesz robić, a nawet próbować? To
może być cokolwiek — gryzienie, duszenie, plucie, głębokie gardło…
—
Och! — Policzki jej płonęły. Myśl o tym, jak wpycha jej swojego całkiem sporego kutasa do gardła, przywołała w
jej głowie dość barwne obrazy. — Ja… ja nie wiem. Powinnam mieć taką listę?
Wzruszył
ramionami.
—
Nie ma tu żadnych zasad. Nic nie szkodzi, jeśli nie wiesz, ale to nakłada na
mnie większą odpowiedzialność, żebym był spostrzegawczy i uważny, a na ciebie,
żebyś informowała, kiedy robię coś, co ci się nie podoba. Nie potrafię czytać w
twoich myślach. — Jego usta wykrzywiły się w uśmieszku. — Chyba że chcesz,
żebym to zrobił.
Hermiona
prychnęła.
—
Och, zdecydowanie nie. Żadnego
grzebania w mojej głowie!
—
Dobrze — powiedział i wzruszył ramionami. — Jak mówiłem, koniecznie musisz mi
powiedzieć, czego nie lubisz. — Wykręcił szczękę. — Zwłaszcza jeśli chcesz się
bawić trochę ostrzej.
Hermiona
poczuła dreszcz przebiegający po jej plecach. Przypomniała sobie incydent w jej
gabinecie, sposób, w jaki złapał ją za włosy i kazał się zachowywać. Przełknęła
ślinę i spojrzała na niego.
—
Powiem ci, obiecuję. — Nie chodziło o to, że jej się to nie podobało, ale
raczej, że podobało jej się to trochę za bardzo.
— A ty masz jakieś twarde granice?
Westchnął
i skrzyżował kostki, upijając łyk kawy.
—
Zabawa nożami i… krwią.
Poczuła
coś zimnego w żołądku. Szlama. Spuszczając wzrok, skinęła głową.
—
Oczywiście.
Nie
wiedziała nawet, dlaczego ktokolwiek miałby pragnąć noży i krwi w kontekście
seksualnym, ale przecież o gustach się nie dyskutowało.
—
Nie lubię aluzji — kontynuował. — Krew mi nie przeszkadza, po prostu nie chcę,
żebyś krwawiła.
Skrzyżowała
ramiona i odchrząknęła; to było dziwne — czasami prawie zapominała, z kim
rozmawia. Ale zebrała się w sobie i skinęła głową.
—
Rozumiem. Ja też tego nie chcę.
Zmrużył
lekko oczy, przechylając głowę na bok, by się jej przyjrzeć, po czym ponownie
przytaknął.
—
Mam listę rzeczy, które jestem gotów zrobić lub spróbować, i sugeruję, żebyś
stworzyła własną, byśmy mogli się dopasować. W ten sposób poznamy swoje
życzenia i preferencje, a ja będę czuł się o wiele pewniej, wiedząc, co mi
wolno, a czego nie.
Hermiona
przygryzła wargę. Wszystko brzmiało tak rzeczowo, szorstko i chłodno. Miała
napisać na kartce papieru, co pozwoli mu zrobić? Ale z drugiej strony, jak w
kontrakcie, zawsze mogła się na to powołać, gdyby przekroczył granicę… ale co
właściwie miała napisać?
Malfoy
uniósł brew, widząc jej zamyślenie, i pogłaskał się po brodzie.
—
Słyszę, że w twoim wielkim mózgu kłębi się pytanie, Granger.
Pokręciła
głową.
—
Nie, po prostu… nie wiem, co napisać.
—
Podobało ci się to, co robiliśmy zeszłej nocy?
—
Tak.
—
To zapisz to i rób swoje. — Pochylił się, z uśmieszkiem na ustach, i wyszeptał:
— Jakich niegrzecznych rzeczy zawsze chciałaś spróbować, ale nigdy się nie
odważyłaś? Teraz masz szansę.
Hermiona
poczuła gulę w gardle.
—
Jak… — Odchrząknęła. — Na przykład to, eee, co zrobiłeś za pierwszym razem?
Kiedy… no… — Cholera, dlaczego nie mogła
się wysłowić? — Kiedy dawałeś mi klapsy!
Malfoy,
ten drań, zaśmiał się cicho.
—
Dokładnie. Podobało ci się, prawda?
Potulnie
skinęła głową.
—
No cóż — mruknął — zapisz to, a zrobię to jeszcze raz.
Złożył
obietnicę, której musiał dotrzymać.
Wciąż
uśmiechając się złośliwie, wyprostował się i wziął kolejny łyk kawy.
—
Czy jest coś, co zrobiłem, co ci się nie podobało? Czy dotknąłem cię w sposób,
który jest dla ciebie niekomfortowy? Złapałem?
Pokręciła
głową, nie chcąc się rozpraszać.
—
Nie. Wszystko było w porządku.
Skinął
głową.
—
W takim razie zapisz to. — Uśmiechnął się krzywo. — Wypisz wszystkie rzeczy,
które do tej pory ci się podobały, a jestem pewien, że przyjdą ci do głowy
kolejne i będziemy działać dalej. Lista nie musi być kompletna ani nie jest
sztywna. Możesz ją zmieniać w dowolnym momencie — usuwać lub dodawać rzeczy.
Nie ma znaczenia. Zawsze będę się jej trzymać, bez względu na wszystko.
Przygryzła
wargę i skinęła głową; rzeczywiście czuła się, cóż, bezpiecznie, wiedząc, że nie narazi jej na nic, z czym nie czułaby
się komfortowo. Nie żeby wiedziała, co to dokładnie jest, ale kiedy tylko
usiądzie i pomyśli, z pewnością przyjdzie jej do głowy kilka rzeczy.
—
Poppy zaraz tu będzie ze śniadaniem i byłaby wniebowzięta, gdyby zobaczyła
Hermionę Granger w mojej kuchni — rzucił i zachichotał.
Hermiona
szybko odsunęła się od niego i założyła luźne kosmyki włosów za uszy.
—
Tak, oczywiście. Jestem mugolaczką. Skażenie rodu i tak dalej.
—
Nie zakładaj niczego, Granger — zganił ją, pijąc kawę. — Poppy cię podziwia.
Bohaterka Wojenna walcząca o prawa skrzatów? Gdyby cię zobaczyła, nie
przestałaby o tym gadać.
Hermiona
zamrugała.
—
Och.
Poruszył
brwiami i zamruczał:
—
W rzeczy samej.
—
W takim razie… położę się na chwilę.
Uśmiechnęła
się nerwowo i ruszyła z powrotem do sypialni.
Poczuła
skurcz żołądka na myśl o ich rozmowie. O seksualnej relacji na wyłączność z
Draco Malfoyem. Wydawało się to zupełnie nie w jej stylu, a jednocześnie nie
mogła powstrzymać uśmiechu. Och, ta emocjonalna wymiana zdań prędzej czy
później przyprawiłaby ją o mdłości, ale to nie miało żadnego znaczenia, dopóki
czuła się tak, jak teraz.
Położyła
się w jego miękkim łóżku. Pachniało nim i przywołała myśli o ich wspólnej nocy
właśnie w tym łóżku. Seks był nieziemski, ale to, co wydarzyło się później,
zaskoczyło ją najbardziej. Po kąpieli zrobił jej kolejną filiżankę herbaty,
którą wypiła w łóżku. Potem rozsiedli się wygodnie i objął ją, dając jej
schronienie przez całą noc.
Spała
jak niemowlę — bez koszmarów, bez przerw. Było jej ciepło i bezpiecznie,
schowaną w jego ramionach. W ramionach Draco Malfoya.
Musiała
się uszczypnąć, żeby upewnić się, że nie śni.
Usłyszała
trzask dochodzący z kuchni i cichy głos wołający pana Draco. Hermiona przygryzła wargę. Może powinna spróbować go
tak nazywać w odpowiednich okolicznościach? Parsknęła śmiechem na tę myśl. Jego
głos wdarł się do pokoju, dziękując skrzatowi, zanim kolejny trzask oznajmił
zniknięcie stworzenia. Zapach świeżo upieczonych bułeczek wypełnił mieszkanie,
a Hermionie zaburczało w brzuchu.
—
Mogę już wyjść? — zawołała i usłyszała jego chichot dochodzący z kuchni.
—
Lepiej się pospiesz, zanim wystygną.
Uśmiechnęła
się i zsunęła z łóżka, jej miękkie stopy poruszały się z ekscytacją po
eleganckiej podłodze. Na kuchennej wyspie stała duża, srebrna taca z koszykiem
pełnym pięknych, apetycznie pachnących bułeczek. Hermionie o mało nie pociekła
ślinka na ich widok, za to w brzuchu głośno zaburczało.
—
Brzmi poważnie. — Malfoy zmarszczył brwi i skinął głową w stronę jej brzucha.
Wyciągnął do niej rękę. — Chodź tu, Granger. Nakarmię cię.
—
Cóż — wymamrotała, pozwalając mu się do siebie przyciągnąć — gdzie jest
Collins? Pomyślałam, że powinnam mu dać kawałek.
—
Nawet się, kurwa, nie waż — warknął, a na jego twarzy pojawił się uśmieszek.
Przyparł ją do blatu. — Miałem ochotę mu przywalić w ryj za to, że ma czelność
prosić cię o coś takiego.
—
To była tylko kanapka.
Uśmiechnęła
się i przesunęła dłońmi po jego piersi. Mięśnie były jędrne i wyraźnie
zarysowane pod opuszkami palców. Serce zaczęło walić jej w piersi.
—
Kupiłem ją dla ciebie — mruknął i
pochylił się, by ją pocałować. Kiedy się od niej odsunął, delikatnie ją
obrócił, przyciskając się do jej pleców. — No dalej, jedz.
Trzymał
jej biodra w swoich dłoniach, powoli je ugniatając.
Hermiona
rozkoszowała się jego dotykiem i nie mogła się zdecydować, czy znów się
odwrócić, żeby go pocałować, czy sięgnąć po kawałek pieczywa. W końcu wybrała
jedzenie, bo jej brzuch po raz kolejny zaprotestował. Bułeczka była maślana i
pyszna; parowała, gdy ją otwierała. Na tacy stały miseczki z dżemem i gęstą
śmietaną, więc odwróciła twarz w stronę Malfoya.
—
Najpierw dżem czy śmietana? — zapytała.
Zaśmiał
się i przesunął dłonie po jej brzuchu.
—
Jak wolisz.
Uśmiechnęła
się i przygotowała bułeczkę, najpierw z dżemem. Pierwszy kęs był boski, smak
rozpłynął się w jej ustach niczym płynne złoto. Nie mogła powstrzymać jęku, gdy
odchyliła głowę, opierając ją o niego.
—
Smakuje ci? — szepnął Malfoy do jej ucha, unosząc dłonie, by objąć jej piersi.
Hermiona
sapnęła, ale nic nie zrobiła, by go powstrzymać. Poczuła, jak mięknie pod nim,
gdy brała kolejny kęs, a on powoli rozpiął dwa guziki zakrywające jej klatkę
piersiową. Pocałował ją w szyję, jednocześnie masując nagie piersi, a ona cicho
jęknęła.
—
Jesteś pewna, że jesteś zbyt obolała? — mruknął. — Bo mam ochotę na innego
rodzaju śniadanie.
Jej
twarz gwałtownie zapłonęła i właśnie miała zaprotestować, gdy uszczypnął ją w sutki,
wywołując krzyk z gardła. Żar spływał jej w brzuchu niczym miód i szybko
gromadził się w obolałej cipce. Rozchyliła usta i wyszeptała:
—
Malfoy, ja…
—
Gdzie się podziało moje imię? — zganił ją i ścisnął mocniej.
Jęknęła
i upuściła bułeczkę, którą trzymała, a jej ciało zaczynało płonąć.
—
Draco! Draco, ja… och!
Jedna
jego dłoń wślizgnęła się między jej uda, palce muskały jej wilgotne wargi i on
jęknął.
—
Grzeczna dziewczynka. Pozwolisz mi cię posmakować? Prawda, Hermiono? —
Przesunął językiem po skórze jej szyi. — Pozwól mi sprawić, że dojdziesz.
Musiała
oprzeć się o blat, jej uda drżały, gdy ocierała je o siebie.
—
Tak… proszę, tak!
Odwrócił
ją. Jego oddech był gorący na jej twarzy, a gdy spojrzała na niego, jego oczy
znów były czarne. Powoli opadł przed nią na kolana i widziała wyraźny zarys
jego stwardniałego kutasa pod czarnymi spodniami dresowymi. Przełknęła ślinę i
patrzyła, jak rozpina resztę guzików jej koszuli i unosi jedną z jej nóg, by
zarzucić ją sobie na ramię.
Hermiona
jęknęła głośno, gdy przyłożył usta do jej cipki, jego język wślizgnął się w
wilgotne ciepło. Nie był tak delikatny jak zeszłej nocy, ale poruszał się
równie zręcznie, nakręcając ją, zaciskając sznur. Odrzuciła głowę, chwytając
jego jedwabiste włosy, a obolałe mięśnie zadrżały.
Zręcznie
oblizał jej wargi, smakując ją jak wygłodniały, wydobywając z niej tę śliskość,
jakby sam jej rozkazywał. Szarpnęła biodrami, walcząc o powietrze. Nie
wiedziała nawet, czy stoi o własnych siłach, czy to on podtrzymuje ją
ramionami.
Krzyknęła,
gdy palec wsunął się w nią powoli i delikatnie, a ona mocniej chwyciła go za
włosy. Szczyt był coraz bliżej.
Zawarczał,
jego ciepłe usta rozsuwały jej cipkę i poczuła, jak się wślizguje, a myśli
rozpływają się w jej umyśle, gdy wszystko wokół się napina.
—
D-Draco — wyszeptała. — Dochodzę… Dochodzę…
—
Właśnie tak — mruknął do niej, wbijając pewnie w nią palec. — Mów moje imię,
gdy dojdziesz. Jęcz, dochodząc na moim języku.
Nie
przeciągał, układając usta na jej łechtaczce i drażniąc ją w nieustannym
rytmie, jednocześnie zwijając palec.
Wydała
serię przenikliwych okrzyków, gdy sznur zacisnął się na dobre, i omal nie
zgięła się w pół, gdy w końcu pękł. Doszła, oślepiona bladą rozkoszą. Krzyczała
jego imię, raz po raz.
Draco, och Draco!
Przesunął
wargami po jej ciele, dłońmi obejmując jej uda, pozwalając jej się wyciszyć,
trzymając wciąż swoje usta na niej. Kiedy w końcu się uspokoiła, zaśmiał się,
podniósł z klęczek i przyciągnął ją bliżej.
—
Grzeczna dziewczynka — wyszeptał jej do ucha.
Granger
rozpłynęła się w nim, gdy ciało zadrżało z satysfakcji.
—
A co z tobą? — zapytała. — Czy… czy chcesz, żebym…
—
Nie — mruknął cicho i pogłaskał ją po włosach. — Nie martw się o mnie.
—
Ale… — Spojrzała na niego. — To musi boleć!
Uniósł
brew i uśmiechnął się lekko.
—
Wierz mi, Granger, jestem ekspertem w uspokajaniu się przy tobie.
Zmrużyła
oczy. Co to w ogóle miało znaczyć? Naprawdę była aż tak irytująca?
Kiedy
znów zaburczało jej w brzuchu, Malfoy pokręcił głową i skinął głową na
pieczywo.
—
Jedzmy.
Oboje
zjedli śniadanie, wdając się w rozmowę o tym, jak najlepiej zjeść bułeczkę
(sposobów było zaskakująco dużo). Gdy skończyli, Hermiona zaczęła przenosić
naczynia do zlewu, ale przerwała, gdy Malfoy pytająco uniósł brew. Uśmiechnęła
się nerwowo, mówiąc, że jest tak przyzwyczajona do robienia tego w mugolski
sposób, że nawet o tym nie pomyślała. Pokręcił tylko głową i przeczesał włosy
dłonią.
Hermiona
pozwoliła sobie na mały przegląd kuchni. Była nowoczesna, droga, ale może zbyt
anonimowa. To oczywiste, że rzadko z niej korzystał. Na parapecie znalazła
czarne pudełko i zmarszczyła brwi.
—
Draco. — Zaśmiała się i sięgnęła po nie, rozbawiona. Unosząc je, zobaczyła, jak
jego twarz zbladła. — Czy to… telefon
komórkowy?
Zmarszczył
brwi i machnął lekceważąco ręką.
—
Mój bankier mi go załatwił, ale nie działa. Typowy mugolski bibelot.
—
Co masz na myśli, mówiąc, że nie działa? — zapytała rozbawionym tonem.
Draco
Malfoy z telefonem? Świat zdecydowanie się zmieniał!
—
Nie działa — rzekł z irytacją i
zacisnął szczękę. Z prychnięciem wyrwał jej pudełko z rąk i wrzucił je do
zlewu. — Bezwartościowy śmieć.
—
Cóż — parsknęła — jest zepsuty?
—
Skoro powinien działać, a nie działa, to zakładam, że tak, Granger — mruknął i
spojrzał na nią gniewnie.
Hermiona
pokręciła głową i podeszła do zlewu, by wyjąć pudełko.
—
Próbowałeś go naładować?
Spojrzał
na nią z niedowierzaniem.
—
Naładować?
Uniosła
brew.
—
Tak. Baterię. — Tylko na nią patrzył, więc przewróciła oczami. — Draco, musisz
go naładować. Działa na baterię.
Musisz ją naładować za pomocą dołączonego kabla. Patrz.
Otworzyła
pudełko i wyciągnęła elegancki, czarny telefon z klapką. Pod nim znajdowała się
instrukcja obsługi i nienaruszony kabel do ładowania. Pokręciła głową.
Rozplątując
kabel, podłączyła go do najbliższego gniazdka i do telefonu. Mała kontrolka
dowodziła, że telefon nie jest zepsuty, a jedynie obsługiwany przez
technologicznie niekompetentnego czarodzieja. Hermiona uśmiechnęła się szeroko,
unosząc telefon.
—
Widzisz? — zapytała i przechyliła głowę.
Malfoy
zmrużył oczy i wykręcił szczękę.
—
Coś z nim zrobiłaś.
—
Owszem. — Zachichotała. — Podłączyłam go.
—
Myślałem, że powinien być mobilny.
—
Jest! Wystarczy naładować baterię, a potem można go nosić przy sobie, aż ta się
wyczerpie. Po czym ponownie naładować.
Zmarszczył
brwi i podszedł bliżej, lustrując wzrokiem urządzenie.
—
Jak to działa? — spytał i objął ją w talii.
Przygryzła
wargę, czując ciepło w piersi. Naprawdę pytał ją o mugolskie rzeczy?
—
To… to naprawdę proste. — Otworzyła klapkę i włączyła urządzenie. Ekran ożył, a
Malfoy bardziej się nachylił. Hermiona szeroko się uśmiechnęła. — Masz kartę
SIM?
—
Co? — dopytywał.
Spojrzała
na niego i zobaczyła, że jego policzki lekko się zaróżowiły. Jej serce zmiękło.
—
Taka mała karta, którą wkłada się do środka, żeby mieć własny numer i móc łączyć
się z różnymi operatorami.
Prychnął
z rezygnacją i pokręcił głową.
—
Równie dobrze mogłabyś mówić językami, Granger, bo nic z tego nie rozumiem.
Łączyć się z różnymi operatorami?
Schowała
usta do wewnątrz na moment, postanawiając z niego nie kpić.
—
Czy twój… bankier przyniósł coś poza
tym pudełkiem?
—
Jakąś kopertę, ale założyłem, że to dokumenty zakupu.
Musiała
ugryźć się w język.
—
Draco, masz jeszcze tę kopertę?
Narzekał,
gdy odsunął się, by pójść do gabinetu. Kiedy wrócił, trzymał kopertę w dłoni, a
jego policzki zaróżowiły się jeszcze bardziej.
—
Co teraz? — mruknął.
Hermiona
się uśmiechnęła, pracując szybko. Co prawda, nie była najbardziej obeznana z
technologią na świecie, ale przynajmniej była lepsza od Malfoya. Zdjęła tylną
klapkę, wyjęła baterię i włożyła kartę na miejsce, po czym złożyła wszystko z
powrotem. Obserwował ją uważnie, marszcząc brwi. Kiedy ponownie uruchomiła
telefon, weszła w wiadomości i pokazała mu, jak korzystać z klawiatury.
—
Skąd wie, jakie słowo chcę napisać? — zapytał, obserwując ją.
—
To sztuczna inteligencja — wyjaśniła. — Opiera się na logice i rachunku
prawdopodobieństwa. Im więcej piszesz, tym szybciej nauczy się twojego schematu
i stanie się o wiele bardziej wiarygodny.
—
Potrafi się uczyć? — Brzmiał dość
ostrożnie.
—
Nieświadomie — zapewniła go z uśmiechem. — Pomyśl o tym jak o kodzie, który
działa jak ciągła układanka. Za każdym razem, gdy wpisujesz słowo, dodajesz
kolejny element. W końcu tworzysz powtarzające się wzorce, a kod generuje te
elementy — odgaduje je, jeśli wolisz.
Jego
twarz wyrażała siłę, gdy intensywnie się koncentrował.
—
To skąd inne urządzenie może wiedzieć, co napisałem?
—
To przesyłanie danych — odpowiedziała. — Jak… jak starożytne runy; to, co
piszesz, to nie litery, a raczej zera i jedynki. To kod binarny, który
przekłada się na różne wartości, a każda litera to unikalny ciąg zer i jedynek.
Zatem ten kod binarny może być przesłany drogą radiową, niczym kod Morse’a, do
telefonu komórkowego. — Przygryzła wargę i napisała: Cześć, Granger, po czym wpisała swój numer i nacisnęła Wyślij. — Więc — kontynuowała, a jej
policzki zapłonęły — ta wiadomość trafi na mój
telefon komórkowy, odczyta wszystkie zera i jedynki, a potem je zakoduje. A
twój numer zostanie zarejestrowany, żebym mogła odpisać. Wtedy… będziemy mogli
ze sobą rozmawiać prywatnie.
Spojrzała
na niego spod rzęs i zobaczyła, że wpatruje się w nią swoimi błyszczącymi,
szarymi oczami.
—
Jesteś cholernie genialna, wiedziałaś o tym? — niemal warknął i podszedł
bliżej. — I chcę cię przelecieć, tu i teraz.
Wciągnęła
gwałtownie powietrze i o mało nie upuściła telefonu na blat.
—
T-teraz?
Skinął
głową i przysunął twarz do jej, obejmując ją w talii. Zanim się zorientowała,
uniósł ją na swoje biodra, oplatając jej nogi wokół siebie. Krzyknęła i wbiła
palce w jego ramiona, a on pocałował ją w obojczyki i przycisnął do ściany obok
lodówki.
—
Jestem teraz tak cholernie napalony — wyszeptał ochryple w jej skórę.
Hermiona
ponownie poczuła podniecenie, wzbudzone jego deklaracją. Wciąż była mokra od
jego ust, a kiedy jego stwardniały kutas wcisnął się w jej odsłoniętą cipkę,
zawyła. Gdzieś w głębi duszy wiedziała, że to zły pomysł — była obolała, a on,
cóż, napierał — ale jedyną myślą,
która przejęła jej umysł, była ta, jak bardzo potrzebuje mieć go w sobie.
I
on ewidentnie też potrzebował być w niej.
Szybkim
szarpnięciem wyciągnął ze spodni twardego i pulsującego kutasa, i wsunął się w
nią powolnym, miarowym pchnięciem. W połowie drogi pozwolił jej się w nim
zatopić i krzyknęła, gdy rozciąganie przypomniało jej o wczorajszych zabawach.
Ból był tępy, ale narastający, jakby ktoś szturchał siniaka, ale to nie miało
znaczenia, gdy zalała ją fala rozkoszy.
Wypełniał
ją tak dobrze, tak idealnie i czuła, jak jej ciało odzyskuje siły. Wiła się
wokół niego, jej mięśnie wciąż były osłabione. Oplatając go ramionami, skinęła
na niego, by ją pocałował. Spełnił jej życzenie. Język musnął jej wargi i
zanurzył się w jej ustach, gdy powoli w nią wchodził, na co jęknęła.
To
był powolny, spokojny rytm, który rozgrzewał ją w środku. Przyparł ją do
ściany, jego biodra i ramiona uniosły jej ciężar, gdy poruszał się w niej.
Odurzające pocałunki zapierały dech w piersiach, gdy kołysali się w równym
rytmie, a Hermiona poczuła, jak wszystko w niej znów się zaciska.
Jego
narastający orgazm sprawił, że przyspieszył, a mocniejsze pchnięcia nasiliły
zarówno jej ból, jak i przyjemność. Wsunął dłoń między nich, położył kciuk na
jej łechtaczce i jęknęła.
—
Jeszcze jeden dla mnie, kochanie? — syknął, uderzając ją o ścianę. — Dojdź na
mojego kutasa.
Zamknęła
oczy, skupiając się na jego dotyku w środku, dotyku jego kciuka na niej,
zapachu jego ciała wokół niej, ciepła jego ciała; wszystko ją mrowiło,
wibrowało, skóra drżała od pragnienia rozkoszy. Sutki boleśnie się napięły,
ocierając się o jego klatkę piersiową. Spięła się, uda płonęły, a wszystko
pędziło do najdrobniejszych punktów, pieszczonych jego dłonią.
Doszła
z cichym krzykiem, który przerodził się w stłumiony jęk, jej cipka się na nim
zacisnęła, gdy w nią wchodził. On też jęknął, mamrocząc jej do ucha sprośne
słowa.
—
Tak cholernie ciasna cipka szlamy — warknął, uderzając mocniej, a jego słowa
wdzierały się w jej wnętrze, przedłużając wytrysk. — Taka mokra dla mnie i dla
mojego kutasa, taka… kurwa!
Jego
oddech się spłycił i stał nieregularny, jęknął jej imię, gdy w końcu doszedł.
Sperma
wypełniła ją tak rozkosznym ciepłem i przez chwilę trwali w bezruchu,
oddychając razem. Hermiona czuła pot na jego karku, zwilżający mu włosy, a
krople spływały jej po plecach. Ból dał o sobie znać, gdy się wycofał, a ona
jęknęła i skrzywiła się.
—
Przepraszam — wyszeptał. — Przepraszam, nie powinienem był cię popychać.
—
Nie, nie. — Pokręciła głową. — Chciałam tego. — Zaśmiała się i oparła głowę o
jego ramiona. — Boże, tak bardzo tego
chciałam.
Delikatnie
postawił ją na ziemi, trzymając ręce na jej biodrach, aż oboje upewnili się, że
może ustać o własnych siłach. Spojrzeli na siebie, ciepłe spojrzenia w
zarumienionych twarzach, a Hermiona stanęła na drżących palcach, by lekko go
pocałować. Czując, jak jego sperma spływa po jej nogach, parsknęła śmiechem,
wdzięczna samej sobie, że nie zrezygnowała z zażywania eliksiru nawet po
rozstaniu z Ronem.
—
Chyba muszę skorzystać z twojego prysznica — wyszeptała, a Malfoy uśmiechnął
się szeroko. Zadrwiła, pytając: — Nigdy się nie zabezpieczasz?
—
Są zaklęcia antykoncepcyjne — powiedział. — I eliksiry.
Hermiona
uniosła brew.
—
Na choroby weneryczne?
—
Jestem w pełni zdrowy — mruknął. — A ty?
Hermiona
ponownie prychnęła.
—
Oczywiście, że tak. Chciałam tylko zaznaczyć, że zaklęcia antykoncepcyjne nie
zapobiegają chorobom przenoszonym drogą płciową.
—
Cóż — parsknął śmiechem — jeśli chcesz, żebym się zabezpieczał, to zrobię to.
Krew
napłynęła do jej policzków.
—
Nie, to… nie miałam tego na myśli.
Skurczybyk
uśmiechnął się złośliwie i nachylił bliżej, jego usta musnęły jej usta.
—
Więc podoba ci się to? Lubisz, gdy w tobie dochodzę?
Przez
chwilę nie mogła oddychać. Nie sprzeciwiała się. Właściwie, była raczej… za. Przełknęła ślinę i skinęła głową.
—
Dobrze — mruknął w jej stronę — bo lubię w tobie dochodzić.
Hermiona
rozpłynęła się w jego pocałunku, powolnym i pobłażliwym, podczas gdy jego
wytrysk wciąż spływał po jej nogach.
~*~*~*~*~*~*~*~
Wzięli
razem prysznic, a ich dłonie nie oddalały się od siebie. Hermiona pozwoliła
swoim palcom muskać jego blizny. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie zdawał
sobie sprawy z tego, jak bardzo byli do siebie podobni — bo tak właśnie było.
Ona nosiła bliznę Szlamy, a on
Mroczny Znak; ona bliznę po klątwie Dołohova, a on bliznę po klątwie Secrumsempra. Jak na dwie osoby z tak
różnych środowisk, mieli wiele wspólnego. Hermiona nigdy wcześniej o tym nie
pomyślała.
Potarł
jej ramiona i ręce pod prysznicem, a potem podał eliksir przeciwbólowy, który
zadziałał natychmiast. Ból między nogami zniknął, a napięcie w mięśniach
zelżało. Nadal była sztywna i zmęczona, ale usatysfakcjonowana. Czuła się
błogo.
Było
już dawno po południu, kiedy wyszli spod prysznica. Hermiona, owinięta miękkim,
bawełnianym ręcznikiem, pozwoliła sobie na podziwianie sylwetki Malfoya; wysoki
i posągowy, był ucieleśnieniem męskiego piękna. Woda lśniła na jego bladej
skórze, a blond włosy były uroczo ułożone. Na jego ustach pojawił się strasznie
złośliwy uśmieszek, gdy na nią patrzył, i zastanawiała się, jak uda jej się
jutro dotrzeć do pracy, kiedy będzie na nią patrzył w ten sposób.
Przygryzła
wargę, czując, jak policzki pieką ją od pary i jego uwagi, i ruszyła do drzwi.
—
Tylko pójdę po sukienkę.
—
Granger — mruknął mrocznie, władczo, omiatając jej ciało wzrokiem. — Zostaw
ręcznik na podłodze. Chcę widzieć twój tyłek, gdy będziesz wychodzić.
Zamrugała,
zastanawiając się nad odmową, ale spojrzenie w jego oczach ją do tego
zniechęciło. Nie wygrałaby — nawet nie
chciała — więc upuściła ręcznik, stojąc przed nim nago. Uśmiechnęła się do niego
ponętnie, zanim skierowała się do salonu, i parsknęła cicho śmiechem, słysząc
jego westchnięcie.
Jej
sukienka wisiała na oparciu sofy. Widok przywołał przebłysk wspomnienia z
czasów, gdy stała nad nią pochylona, a on mocno w nią wchodził. Niemal poczuła
pieczenie w pośladkach i złapała oddech. Zdecydowanie zapisze to na swojej
liście.
Odpychając
tę myśl, podniosła satynową sukienkę i pomacała materiał między palcami. To
była naprawdę cudowna sukienka i zastanawiała się, czy rzeczywiście jeszcze się
z nim spotka. Lub pójdzie na randkę. Nie spotykali się, nie — to była
zaaranżowana seksualna relacja — ale
nie oznaczało to, że nie mogą chodzić razem na kolacje, prawda?
Głośny
trzask sprawił, że podskoczyła i krzyknęła, zakrywając nagie ciało cienką
sukienką. Skrzatka domowa z dużymi, oklapniętymi uszami stała pośrodku salonu,
odwrócona głową od Hermiony. Poppy.
—
Panie Draco! — zawołało stworzenie. — Panie Draco, Prorok Codzienny! Pani Narcyza… — Zamilkła, gdy tylko się
odwróciła, a jej duże, okrągłe oczy wybałuszyły się na widok ledwo zakrytej
kobiety w salonie Draco Malfoya. Szczęka skrzatki opadła, a szczupły, drżący
palec uniósł się, wskazując na nią. — Ty jesteś panna Hermiona Granger!
Hermiona
kurczowo trzymała się cienkiego materiału, zbyt zawstydzona, by cokolwiek
powiedzieć.
Malfoy
wybiegł z łazienki, warcząc imię skrzata, ale ona pisnęła i zakryła oczy
uszami, zanim zniknęła w miejscu z trzaskiem.
Hermiona
sapnęła, próbując włożyć sukienkę przez głowę.
—
Byłam naga, Malfoy!
Zacisnął
szczękę i zamigał coś niezrozumiałego, opierając ręce na biodrach.
—
To najmniejszy z naszych problemów, Granger.
Zsunęła
sukienkę po wilgotnym ciele, materiał nieprzyjemnie się do niej przyklejał.
—
Och, więc traumatyzowanie biednej skrzatki domowej nie jest problemem?
Spojrzał
na nią zmęczonym wzrokiem.
—
Wybacz, jeśli cię rozczaruję, Granger, ale nie jesteś pierwszą nagą kobietą,
którą widziała w moim mieszkaniu. — Zaśmiał się bez wesołości i ścisnął nasadę
nosa. — Nie, to dlatego, że to ty, a
jeśli Poppy jest w czymś dobra, to w cholernym paplaniu.
Hermiona
zamrugała, patrząc na niego — i wtedy ją olśniło. Zimny strach przeniknął w jej
żyły, przeszywając ją na wskroś.
—
Twoja matka…
Malfoy
powoli skinął głową.
—
Och, na pewno powie mojej matce. — Napiął się, zaciskając pięści. Westchnął
ciężko i spojrzał na nią wzrokiem zimnym jak stal. Używał oklumencji. —
Powinnaś iść, Granger.
—
A-ale może mogłabym to wyjaśnić i…
—
Idź do domu — warknął i spiorunował ją wzrokiem. — Ja się tym zajmę. Nie ty.
Przełknęła
ślinę, serce waliło jej w piersi. Łzy piekły ją w oczach, gdy objęła się
ramionami.
—
Draco, przepraszam — wyszeptała ledwo słyszalnym głosem. — Czy to znaczy, że my
nie…
—
Nie — przerwał jej i odwrócił od niej wzrok. Wzdychając, potarł twarz dłońmi. —
Nie wiem, co to znaczy, ale to nie to. To nie twoja wina. — Westchnął ponownie.
— Idź do domu, Granger. Pomyśl o tym, o czym rozmawialiśmy, o zgodach i
granicach, i zapisz swoje preferencje na kartce. Do zobaczenia jutro w biurze.
Ponownie
przełknęła ślinę i skinęła głową. Coś bolało ją w piersi, ale nie wiedziała co.
Patrząc na niego, wiedziała jednak, że tak naprawdę nie chce wychodzić. Cóż.
Wciąż
stał z rękami na biodrach, z zaciśniętą szczęką, ale nie patrzył na nią.
Wzdychając ponownie, podszedł i pocałował ją szybko w usta, jego oczy były jak
stal.
—
Do zobaczenia jutro, Hermiono.
Skinęła
głową i przygryzła wargę, jej stawy niemal zamarły, gdy odwróciła się w stronę
kominka. Chwilę później stała w swoim pustym i samotnym mieszkaniu, kompletnie
niepewna tego, co właśnie się wydarzyło.
__________________
Witajcie :) w sobotnie popołudnie zapraszam na nowy rozdział tłumaczenia. Dziś będzie uroczo, słodko i gorąco. Czyli w sumie tak, jak zawsze :D Ale chyba nikt nie narzeka, prawda?
Kolejny rozdział pojawi się za dwa tygodnie (29-30 listopada). Być może jutro opublikuję końcówkę „Faceta z sąsiedztwa”, ale to nic pewnego, bo trochę się pochorowałam. Takze wszystko zależy od mojego stanu zdrowia.
Tyle ode mnie. Miłego weekendu i nadchodzącego tygodnia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)