Gdy
tylko stopy Hermiony dotknęły podłogi w mieszkaniu, skierowała się po proszek
Fiuu stojący na kominku, a następnie pospiesznie sypnęła nim do paleniska.
Uklękła, krzyknęła: „Grimmauld Place!”, i włożyła głowę w zielony płomień.
—
Harry! Harry, jesteś tam?! — zawołała.
Usłyszała
kroki. Spostrzegła Harry’ego zatrzymującego się i opadającego na kolana.
—
Hermiono? Wszystko w porządku?
—
Nie. Przyjdziesz do mnie? Proszę. Musimy powstrzymać Cormaca — zwróciła się do
niego z prośbą.
Harry
skinął głową.
—
Okej. Cofnij się, będę za sekundę.
Wyjęła
głowę i rozpoczęła nerwowy spacer po pomieszczeniu. W ciągu kilku sekund
pojawił się Harry.
—
Hermiono, co się dzieje? Co Cormac zrobił?
—
Wie. Wie o Draco. O klątwie… o tym, jak wygląda… wszystko! — wykrzyczała
zdruzgotana.
—
Jak się dowiedział? — zapytał Harry.
—
Przyszedł do mnie dzisiaj i zaczął grzebać w moich rzeczach. Znalazł mój
notatnik. Zagroził, że jeśli nie będę z nim, opowie wszystkim o Malfoyu. Musimy
go powstrzymać, Harry... ale on może być gdziekolwiek — powiedziała, gorączkowo
ciągnąc za skręcone pukle.
Harry
potrząsnął głową.
—
Nie. Wiem, gdzie jest. Widziałem go pół godziny temu w Dziurawym Kotle,
prawdopodobnie wciąż tam jest. Chodź.
Kolejno
rzucili garść proszku Fiuu i wylądowali jedno po drugim w Dziurawym Kotle.
Przed nimi rozgrywało się to, czego Hermiona najbardziej się obawiała. Na
środku pubu siedział Cormac otoczony garstką pijanych czarodziejów
wsłuchujących się w każde słowo, które wymawiały jego kłamliwe usta.
—
Mówię wam, jest ogromny, ma około dziesięć stóp wzrostu, duży, brzydki pysk i
ostre, zakrzywione kły — głosił Cormac, próbując ożywić tłum. Kątem oka
zauważył Hermionę i odwrócił się do niej. — Prawda, Granger? W sumie jest twoim małym zwierzęcym projektem.
—
Cormac — mruknęła, podchodząc do niego i chwytając za ramię, by odciągnąć go na
bok. — Błagam cię. Nie rób tego. Zmienił się! Nie jest taki sam jak kiedyś.
Jest miły i delikatny… to mój przyjaciel.
Cormac
wyrwał rękę z jej uścisku, oświadczając głośno.
—
Gdybym cię nie znał, powiedziałbym, że coś czujesz do Malfoya.
—
To nie jest twoja sprawa, czy coś czuję czy nie!
—
Zwariowałaś i powinnaś się udać do Świętego Munga! — wrzasnął, zdobywając
aprobatę otaczających go pijaków. Zwrócił się do nich, stając wcześniej na
stole. — Z tego co mi wiadomo, porwie nasze dzieci… przyjdzie po nie w nocy!
—
Nie! — zaprzeczyła głośno Hermiona.
Harry
podszedł bliżej.
—
Daj spokój, McLaggen, myślę, że już wystarczy.
Jednak
Cormac zignorował ich i kontynuował:
—
Nie jesteśmy bezpieczni, dopóki jego głowa nie zawiśnie na ścianie. Więc
zabijmy bestię!
Rozległy
się gromkie brawa i ludzie zaczęli rozprawiać o szturmie na dwór Malfoyów.
—
Cormac, nie pozwolę ci tego zrobić — postawił się McLaggenowi Harry.
Potter
wyciągnął różdżkę, ale Cormac był szybszy. Rozbroił Harry’ego i Hermionę, a
potem zabrał ich różdżki i wskazał na nich palcem.
—
Jeśli nie jesteście z nami, jesteście wrogami. Wy dwaj — nakazał przypadkowym
czarodziejom — zamknijcie ich w jednym z bocznych pomieszczeń. Nie możemy
pozwolić, aby uciekli, by ostrzec tego potwora.
—
Wypuść nas! Rozwiąż nas, Cormac! — wrzasnęła Hermiona.
Jej
krzyki zdały się na nic. Ona i Harry zmagali się z więzami, słysząc, że wszyscy
z głównego pomieszczenia zaczynali znikać z charakterystycznym pyknięciem.
—
Co zrobimy, Harry? Draco nie może używać magii! Będzie bezbronny! —
lamentowała.
—
Wymyślimy coś… jestem tego pewien — zapewnił Harry, walcząc ze sznurem.
Zawiasy
w drzwiach jęknęły, a potem drzwi się otworzyły. Harry i Hermiona patrzyli
oniemiali, gdy do środka weszła Luna.
—
Witaj, Harry. Cześć, Hermiono. Potrzebujecie pomocy? — zapytała uprzejmie.
—
Luna! — ucieszyła się Hermiona z wdzięcznością. — Tak. Proszę. Czy możesz to
ściągnąć?
Blondwłosa
czarownica skinęła głową, machnęła różdżką w stronę przyjaciół i uwolniła ich.
—
Dzięki, Luno — mruknął Harry, a potem spojrzał na nią z zaciekawieniem. —
Dlaczego wcześniej cię tam nie widzieliśmy?
—
Och! Prawie nikt mnie nie zauważa — oświadczyła beztrosko. — Gdy Cormac mówił o
Malfoyu, użyłam zaklęcia kameleona, aby być niewidzialną.
—
Cóż, uratowałaś nam życie — powiedziała Hermiona, przytulając dziewczynę, a
potem odwróciła się do Harry’ego. — Udam się do dworu. Pójdziesz ze mną?
Harry
skinął głową.
—
Tak, będę tuż za tobą.
—
Och, czy to spotkanie z jeńcem u Malfoyów? Mogę dołączyć? — zapytała Luna.
—
Draco ma kłopoty, Luno. Pomożemy mu — wyjaśniła Hermiona, po czym odsunęła się
od przyjaciół i obróciła, znikając z cichym pyknięciem.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
W
międzyczasie Cormac i jego towarzysze aportowali się na obrzeżach dworu
Malfoyów.
—
Chodźcie — powiedział Cormac, prowadząc wszystkich do frontowych drzwi, z
różdżką wyciągniętą przed sobą.
Draco,
który stał na balkonie, patrzył, jak tłum czarodziejów zaczął celować w drzwi
wejściowe, próbując je otworzyć.
Nie
obchodziło go to. Odrzucił jedyną osobę, na której mu zależało (pomijając
matkę).
—
Paniczu? Dwór jest atakowany — powiedział Świetlik.
Draco
westchnął.
—
To nie ma znaczenia. Niech wejdą.
Oparł
się o poręcz balkonu, czekając na swój los.
Cormac
i jego zgraja zdołali wyważyć drzwi i weszli po cichu.
—
Bierzcie wszystko, co znajdziecie, ale pamiętajcie, że Malfoy jest mój — polecił Cormac niskim tonem.
Pozostali
czarodzieje mu skinęli i ruszyli w głąb dworu, a Cormac prosto na schody. Kiedy
dotarł na półpiętro, mógłby zgadywać, który kierunek wybrać, ale drogę wskazały
mu ślady pazurów na ścianach.
Idąc
powoli korytarzem z różdżką na wysokości oczu, natknął się na podwójne drzwi
prowadzące do komnat Draco. Były uchylone, więc nie miał większych problemów ze
wślizgnięciem się do środka.
Znalazł
Draco siedzącego na balkonie. Czekał na niego.
—
Więc to prawda — szydził Cormac, podchodząc powoli. — Słynny Draco Malfoy
został przemieniony w bestię. Zawsze wiedziałem, że dostaniesz to, na co
zasługujesz.
—
Czego chcesz, Cormac? — zapytał Draco ze znużeniem.
—
Chcę wiedzieć, jakie zaklęcie rzuciłeś na Hermionę — powiedział.
—
Nie rzucałem na nią zaklęć. Nie mogę używać magii — poinformawał Draco.
—
Kłamiesz! Nie ma mowy, żeby Hermiona wybrała ciebie, chyba że w grę wchodziła
magia!
—
Myśl, co chcesz — powiedział Draco, wzruszając ramionami. — To mnie nie
obchodzi.
Cormac
rzucił na Draco zaklęcie piekące, co sprawiło, że ten się skrzywił.
—
Co jest? Jesteś zbyt miły i delikatny, by walczyć? — zapytał ironicznie,
rzucając kolejne przekleństwo w kierunku Draco.
Malfoy
spojrzał w bok i zauważył kolejną osobę aportującą się w pobliżu dworu.
Przyjrzał się bliżej i rozpoznał Hermionę.
—
Hermiona? — wypowiedział jej imię.
—
Draco! — zawołała. Zobaczyła, że Cormac zbliżał się do niego i krzyknęła: —
Cormac! Stój!
Wbiegła
pospiesznie przez frontowe drzwi.
Wiedząc,
że Hermiona przybyła, Draco zyskał siłę, której potrzebował. Gdy tylko Cormac
przymierzał się do rzucenia kolejnej klątwy, Malfoy wstał i jednym uderzeniem
łapy odrzucił jego różdżkę daleko za siebie.
Rozbrojony
Cormac zrobił jedyną rzecz, którą mógł… uderzył Draco prosto w twarz. Jego ręka
zderzyła się z jednym z kłów. Krzyk Cormaca odbił się od ścian, gdy ten
zrozumiał, że jego kończyna jest złamana.
Draco
zajął się czarodziejem, który pojawił się przy drzwiach, a Cormac próbował
odskoczyć, jednak nie był wystarczająco szybki. Draco złapał go za szatę i
przeciągnął w stronę balkonu, trzymając na wyciągnięcie ręki. Nie zamierzał
puścić, chciał tylko wystraszyć tego drania.
Cormac
błagał, zwisając nad krawędzią:
—
Proszę, nie! Zrobię wszystko! Wszystko!
Z
uśmiechem pełnym satysfakcji Draco odsunął go od krawędzi balkonu, wciąż
trzymając wysoko.
—
Wynoś się — warknął. — I zostaw Hermionę w spokoju.
Upuścił
Cormaca, który moment później znalazł się na ziemi.
Draco
odwrócił się od niego, gdy Hermiona przeszła przez podwójne drzwi.
—
Draco! — jęknęła, czując ulgę, że wszystko z nim w porządku.
Uśmiechnął
się do niej.
—
Hermiono — powiedział miękko.
Gdy
szli ku sobie, usłyszeli krzyk Cormaca:
—
Sectumsempra!
Czerwona
plama krwi przeniknęła przez ubranie Draco.
—
Nie! — wrzasnęła Hermiona. Uniosła swoją różdżkę i krzyknęła: — Drętwota!
Cormac
został powalony siłą jej zaklęcia, lecąc w kierunku poręczy i spadając trzy
piętra w dół na teren wokół rezydencji.
Hermiona
ciężko dysząc, upuściła różdżkę, a potem upadła na kolana i zaczęła płakać.
Draco
leżał na podłodze, wykrwawiając się i łapiąc łapczywie powietrze.
—
Ty… wróciłaś.
—
Oczywiście, że wróciłam, ty bestio! Nie mogłam im pozwolić… Och, to wszystko
moja wina! — załkała, wycierając łzy.
Draco
zakaszlał, a z jego ust wypłynęła krew.
—
Przynajmniej mogłem cię zobaczyć… po raz ostatni.
—
Nie mów tak! — jęknęła błagalnie. — Jestem tu, uleczę cię. Wszystko będzie
dobrze.
Jakby
w tym celu złapała różdżkę i wycelowała w jego świeże rany.
Draco
potrząsnął głową i uniósł łapę, by położyć ją na jej dłoni, co wydawało się
zabierać większość jego sił.
—
Jest za późno… Hermiono… Ko…
Oczy
Draco potoczyły się do tyłu głowy i wziął ostatni oddech.
Hermiona
pozwoliła sobie na kolejny szloch, ukrywając twarz w jego piersi.
—
Proszę — błagała. — Proszę, nie odchodź. Kocham
cię.
______________
Witajcie :) na ostatnią chwilę przed końcem weekendu udało mi się opublikować rozdział. Wiem, pewnie chcecie mnie ukatrupić za przerywanie w takim momencie, ale no, nie mam żadnej mocy w tym zakresie (sama miałam ochotę udusić autorkę oryginału, także wiem, co czujecie). Nieuchronnie zbliża się koniec, ale będzie cudowny, więc na pewno się nie zawiedziecie.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia. Enjoy!
Jest 9 rano, zaraz mam trening a mam łzy w oczach i wiem,że ten rozdział nie będzie opuszczał mojej głowy...
OdpowiedzUsuńDzięki :'D
Miłego dnia, dziękuję za rozdział :)
Nie wiem, jak to się stało, że nie odpowiedziałam na komentarz! Wiem, że ten rozdział pozostaje w pamięci na dłużej... chyba takie było założenie autorki. :D
UsuńPozdrawiam i zapraszam na ostatnią część!