Draco
nie powiedział swojej matce i ojcu o swojej nagłej przeprowadzce, miał swoje
powody. Nie żeby to miało teraz znaczenie. Matka wysłała sowę w środku nocy,
dziobiącą nieprzerwalnie, dopóki Draco nie spadł z łóżka. Jego włosy były
rozczochrane i sterczały na wszystkie strony, a gdy stopy dotknęły chłodnej
podłogi, do głowy przyszła mu myśl, która nawiedzała go od przeszło dwóch
tygodni.
Ona żyje i
mieszka trzy domy ode mnie.
Ogarnęła
go ogromna chęć, by do niej zajrzeć i upewnić się, że nadal oddycha, ale
spojrzenie na mugolski budzik uświadomiło go, że jest trzecia nad ranem.
Wykluczył tę myśl, depcząc ją dla pewności. Wystarczyło, że już zaczęła myśleć
o nim jak o dziwaku, który przeszedł z nią kilka kroków. Nie mógł zaprzeczyć:
pragnął być bliżej niej, a gdyby zobaczyła, że ją obserwuje, skutki byłyby
opłakane.
Nagle
wybieganie myślami w przyszłość wydało mu się całkiem zbędne, dlatego jedynie
westchnął, wstając z łóżka. Otworzył okno, wpuścił sowę do środka, która upadła
z trzaskiem na drewnianą podłogę.
Draco
pokręcił głową.
Lindy
rozłożyła pióra i wystawiła jedną nogę. Zamrugał, odwiązując pergamin.
Draco
rzucił kątem oka na treść listu, niezbyt zainteresowany rutyną matki, o której
z pewnością wkrótce usłyszy osobiście. Jej eleganckie pismo dało jasno do
zrozumienia, że natychmiast powinien wrócić do domu z powodu tego, co nazwała
nagłym wypadkiem rodzinnym, albo wyśle kogoś, by zabrał go do domu. To nie
blef, jak chciał to nazwać, nie mógł też jej odmówić, to z pewnością
spowodowałoby sceny.
Bez
względu na to, jak zszargane było nazwisko Malfoyów, nie warto ryzykować, że
którekolwiek z rodziców odkryje, że jest w Szkocji tylko na papierze.
—
Kurwa. — Przetarł twarz zmęczoną dłonią i rozerwał list na kawałki, wyrzucając
go do kosza. Lindy przysiadła na szafce i przechyliła głowę na bok. — Co? Matka
kazała ci poczekać na odpowiedź? Jeśli tak, chwilę sobie poczekasz — syknął.
Ubrał
się szybko, wkładając sweter przez głowę, który nie spodoba się jego matce i
wyciągnął świstoklik, który schował w nocnym stoliku. Dostał go od Robardsa
tylko na nagłe sytuacje, ale zakładał, że pewnie dostanie później rachunek za
ich podmianę. Może mu się poszczęści i jego szef nawet tego nie zauważy w
sprawozdaniu wydatków.
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Salon
był identyczny z tym, którego wciąż unikał od końca wojny. Podłoga piszczała
pod jego butami i chociaż była z kości słoniowej, szkarłat błyszczał na niej,
gdy patrzył w dół.
—
Matko, ojcze — przywitał się. Oboje siedzieli w gabinecie. Ramiona matki były
napięte, nogi elegancko skrzyżowane przy kostkach. — Czemu zawdzięczam tę
absurdalną stratę czasu? — Całkiem niedawno nie ośmieliłby się rozmawiać z
żadnym z nich w taki sposób.
Narcyza
równomiernie przesunęła ciężar ciała, jej oczy zwęziły się, ale to Lucjusz
zareagował wyraźniej. Oczy ściemniały, wstał zza biurka i powoli przeszedł
przez pokój.
—
Dlaczego tak jest — Lucjusz przerwał, zaciskając ręce na plecach i krocząc
wolnym kołem — że dowiaduję się o twoim wyjeździe z kraju od stażystki?
Draco
zaśmiał się i potrząsnął głową.
—
Zaryzykuję przypuszczenie, że była jedyną, która nie wiedziała, gdzie się
schować, gdy tylko cię ujrzała. Moje podróże to jedynie moja sprawa.
Pod
nosem jego ojca słychać było niski, niezadowolony dźwięk.
—
Pozwoliłem ci…
—
Pozwoliłeś, aby ta rodzina oblała się hańbą — przerwał mu Draco, wpatrując się
w ojca. — Wszystko, co zrobiłem, to praca nad naprawianiem szkód, które
umyślnie wyrządziłeś — nie raz, ale dwa razy.
Narcyza
westchnęła lekko, gdy wstała.
—
Draco, wiemy, co zrobiłeś dla naszej rodziny, ale auror? Nie uważasz, że stać
cię na więcej? — Jej palce owinęły się wokół jego przedramion i skierowała jego
spojrzenie na siebie zamiast na Lucjusza. — Minęły cztery lata i nadszedł czas,
aby skupić się na rodzinie.
Strach
czaił się w jego żołądku. Wiedział, że do tego dojdzie, list niemal wbił mu to
do głowy, ale rozległa się głośna myśl, że jego rodzina jest tysiące kilometrów
stąd. I nie mógł tego ujawnić. Uprzedzenia o krwi wciąż odgrywały tu rolę, a
jeśli jego ojciec dowiedziałby się, że jego jedyny wnuk jest półkrwi, Draco nie
chciał sobie wyobrazić, co by się stało.
—
Jestem aurorem — powiedział Draco, spoglądając na ojca przez ramię. — Będę nim,
póki nie uznam, że mogę się wycofać.
Matka
prychnęła, a lśniące loki podskakiwały, gdy kręciła głową.
—
Małżeństwo to praca na pełen etat.
—
Nie jestem żonaty — jęknął. Zastanawiał się, czy mógłby się teleportować, ale
zapewne skonstruowali zabezpieczenia, aby temu zapobiec.
Lucjusz
odchrząknął, a jego palce owinęły się wokół głowy laski.
—
Oczekuję, że do następnych urodzin będziesz po ślubie, Draco. Jeśli tego nie
zrobisz, czekają cię konsekwencje.
Sposób,
w jaki nozdrza Lucjusza rozszerzyły się, gdy Draco zadrwił, był
satysfakcjonujący.
—
Nie zamierzam szukać żony do przyszłego roku i to wszystko, co powiem na ten
temat.
—
W takim razie — paznokcie jego matki wbiły się w jego ramię, gdy rzuciła
sztuczny uśmiech — poślubisz wybraną wiedźmę. Czasy się zmieniają bardziej niż
kiedykolwiek i ważne jest, aby zachować…
Posiadanie
nieślubnego syna wykluczałoby go z udziału w ewentualnych łączeniach z
czarownicami, które jego rodzice uznawali za odpowiednie. Prawda była na końcu
języka, ale korzystna jedynie dla niego, dlatego tylko przełknął ślinę.
—
Zapomnieliście, że jestem głową rodziny? Jeśli sądzicie, że wymusicie na mnie
tę decyzję, zapewniam, że grubo się mylicie.
Odwrócił
się, potrząsając głową i kierując się w stronę kominka.
—
Nie skończyliśmy rozmawiać, Draco. Nie waż się zrobić chociaż jednego kroku. —
Głos Lucjusza przeciął powietrze, trzaskając jak bicz.
Wzruszając
ramionami, Draco pomachał niegrzecznie.
—
Rozmowa skończona.
Dolna
warga Narcyzy drgnęła, gdy pobiegła za nim, a jego ojciec złapał ją mocno za
ramię, zanim mogła rzucić się do kominka.
—
Draco, proszę. — Uderzyła Lucjusza
łokciem w brzuch i podbiegła do syna. — Stąpasz po ścieżce, przed którą nie
będę w stanie cię ochronić.
Dolna
warga Lucjusza wygięła się w wąską kreskę.
—
Zostaw go, Cyziu.
Wymamrotała
imię syna, mocno trzymając go za rękę.
—
Pragnę tylko kilku spotkań z innymi rodzinami.
Draco
puścił jej ręce i patrzył, jak jej twarz pogrąża się w bólu.
—
Prosisz o zbyt wiele.
Po
czym wszedł do kominka, wołając swoje mieszkanie z Potterem, a ostatnią rzeczą,
którą zobaczył, by ojciec, rzucający laskę o ziemię.
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Zaszył
się w mieszkaniu razem z Potterem i Łasicą. Prawdopodobnie nie było to idealne
rozwiązanie dla żadnego z nich, biorąc pod uwagę, w jakiej sytuacji ich zastał
— widząc jej nogi na ramionach Pottera, gdy ten pieprzył ją na kanapie. Draco
przeprosił, zasłaniając dłonią oczy i poszedł do toalety.
—
Więc rozmawiałeś z nią wtedy? — zastanawiał się na głos Harry. — Ginny już
wyszła. Powiedziała, że widok twojej szpiczastej twarzy zrujnował jej nastrój.
Wsadzając
curry do ust, Draco potrząsnął głową.
—
Granger jest bardziej przyjazna niż w Hogwarcie, to pewne.
Harry
usiadł naprzeciwko niego, rozpakowując jedzenie.
—
Cóż, w szkole złamała ci nos, więc mam nadzieję, że teraz jest bardziej
przyjazna. Nie zamierzasz znowu się tu pojawiać, prawda?
—
Moje nazwisko wciąż tu widnieje, ty pieprzony dupku.
—
Wiesz, że nie dlatego pytam.
Draco
westchnął.
—
Nie, to nie będzie nawyk. Moja matka wysłała dzisiaj sowę i gdybym nie
przyjechał, miałbym problemy. Nie chcę, aby którekolwiek z nich dowiedziało
się, gdzie jestem, ani dlaczego tam jestem.
Harry
zgodził się, kiwając głową.
—
Chcesz porozmawiać o tym, co się wydarzyło u rodziców?
Łyżka
spadła ze stołu i Draco ścisnął grzbiet nosa.
—
Nie.
—
Słusznie.
—
Ale jestem pewien, że to się stanie ciągłym problemem, więc i tak to zrobię —
dodał Draco. — Chcą wybrać dla mnie wiedźmę, którą poślubię przed moimi
urodzinami.
Potter
zakrztusił się, a jego dłoń uniosła się do szyi, gdy oczy rozszerzyły.
—
Merlinie, mogłeś mnie ostrzec! — Wytarł usta wierzchem rękawa. — Do marca? To
wcale nie tak wiele czasu. My… dlaczego do kurwy
nędzy mnie kopnąłeś?
Draco
spojrzał na niego gniewnie, przeżuwając powoli.
—
Moje urodziny są w czerwcu.
—
Jesteś zły, że zapomniałem, kiedy masz urodziny? — Jego głos uniósł się.
—
Mówię tylko, że pamiętam o twoich —
mruknął Draco. — Nieważne, to nie ma znaczenia. Wiesz może, jak Robards
udokumentował moje przeniesienie dla opinii publicznej?
Harry
wzruszył ramionami.
—
Sprawdzę to, gdy będę w pracy i wyślę ci szczegóły sową.
—
Świetnie. — Draco zaczął grzebać jedzeniem w misce, nie wiedząc, co jeszcze
powiedzieć, a tym bardziej nie wiedząc, jak to zrobić. — Widziałem znowu
Scorpiusa, zanim zobaczyłem Granger. Rozpoznał mnie.
—
To dobrze, prawda?
—
Tak. Granger pracuje w księgarni. — Uśmiech wykrzywił jego usta na myśl, że
Granger jest w swoim żywiole.
—
Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają. — Zaśmiał się Harry.
Draco
przełknął gulę w gardle, stukając stopą.
—
Przyszła ze mną porozmawiać. Zeszłej nocy. Dom, który kupiłem, to ruina,
brakuje mi magii i zaproponowała mi pomoc w sprzątaniu.
Podniecenie
Pottera nie dorównało jego własnemu, ale na jego twarzy pojawił się uśmiech.
—
To nawet więcej niż moglibyśmy oczekiwać.
—
A potem musiałem to odwołać, ponieważ moi rodzice chcą mnie poślubić z pierwszą
lepszą, czarownicą czystej krwi, jaką zobaczą.
Momentalnie
smutniejąc, Harry mruknął:
—
To może być problemem.
—
Ułoży się. — Draco odepchnął miskę. — Muszę cię prosić o przysługę. Możesz mieć
rękę na pulsie? Lucjusz coś kombinuje.
—
Oczywiście. Jakieś pomysły, na co powinienem zwrócić uwagę?
—
Wszystko — oświadczył niezbyt pomocnie Draco. — I możesz też zagłębić się w sny
Hermiony…
Harry
uniósł rękę, jego palce poruszyły się i plik dokumentów otworzył się na
otwartej dłoni.
—
Robards kazał mi je przeanalizować, skoro jestem twoim partnerem. Myślę, że ma
nadzieję na twój szybki powrót.
Racja,
świat nie przestawał się kręcić, nawet jeśli ten Draco tak.
—
Nie będzie mnie tak długo, jak to zajmie, ale martwię się, że utrata pamięci
Granger ma związek nie tylko z Bellatrix.
Kolor
odpłynął z twarzy Harry’ego.
—
Myślisz, że grozi jej niebezpieczeństwo?
Włosy
na karku Draco najeżyły się.
—
Nie jestem pewien, ale gdyby tak było, moja obecność blisko niej wzbudziłaby
podejrzenia każdego.
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Późno
w nocy Draco złapał pierwszy świstoklik do Francji. Dzięki temu znalazł się
wystarczająco blisko swojego domu, ale musiał aportować się przez resztę drogi.
Kiedy zdał sobie z tego sprawę, zdecydował się na krótki spacer do
swojego domu.
Bez
względu na to, jakie miał kontakty, Lucjusz Malfoy obecnie pozostawał bardziej
znany jako wyrzutek społeczny. Ucieczka z pola walki i wylądowanie na okresie
próbnym przez dwadzieścia lat nie zjednywała mu sojuszników. Nie wspominając
już o jego wpływie na liczbę ofiar wojennych. Nawet gdyby ojcu udało się
znaleźć kogoś, kto chciałby przeszukać akta Ministerstwa, tak naprawdę niewiele
by się dowiedział. Potter o to zadba. Mimo wszystkich swoich wad za dzieciaka,
a było ich wiele, święty Potter nie zawiódł go ani razu w dorosłości. I nie
zrobiłby tego także teraz.
Niepokoiło
go, że Lucjusz nie zawahałby się wysłać czarodzieja, by go wytropił, gdyby miał
te informacje. Głos Robardsa brzęczał w jego głowie na temat tego, że odkrycie
o Granger pozostawało tajemnicą.
Draco
był już prawie na miejscu i z frustracją kopnął butem o bok chodnika. Spojrzał
smutno na skromny dom Hermiony. Wszystkie światła były zgaszone, ale dojrzał
jedno, które musiało znajdować się w salonie. Wyobraził sobie, jak zwinięta w
kłębek w jednej dłoni trzyma książkę opartą na kolanach, a drugą podpiera
podbródek. Uparcie tłumaczyła się przed samą sobą, że nie przestanie.
A
przynajmniej tak robiła z nim, gdy znajdowali się w bezpiecznym domu z dala od
wojny. Z jej plecami przyciśniętymi do jego piersi, czytał jej przez ramię i
szeptał do ucha, dopóki nie skapitulowała.
Pozwól mi
przeczytać jeszcze jeden rozdział, zanim spróbujesz mnie przelecieć.
Nawet
gdy się nad tym zastanawiał, wiedział, że takich chwil było niewiele.
Była
wojna i spędzili więcej czasu osobno niż razem ze względu na polowanie, ale
czas, który spędzili…
Przełknął
ślinę, a ciężar wspomnień, które tak głęboko zakopał, stanął mu przed oczami.
Rozproszenie,
które było jego podwórkiem, nastąpiło w samą porę. Wyglądało zupełnie inaczej
niż wtedy, gdy wyjeżdżał. Wszystkie chwasty, które pokrywały brukową ścieżkę i
wspinały się na bocznice, zniknęły. Wszystko, co należało do poprzednich
właścicieli, zostało starannie zebrane i zapakowane w duże torby do utylizacji.
Nawet zatrzask w bramie został naprawiony.
Nowy,
błyszczący zatrzask doprowadził go do odkrycia, że jego ogrodzenie zostało
przemalowane.
—
Granger, kiedy miałaś czas na sen? — wyszeptał.
Draco
ukląkł, przesuwając palcami po czymś, co przykuło jego uwagę.
Niedbałe
pismo patrzyło na niego, gdy ponownie przesunął po nim kciukiem: Scorpius. Kiedy dzieci uczą się pisać
swoje imiona? Jego umiejętności były bardzo dobre w stosunku do tego, czego
oczekiwałby Draco, chociaż nieco zawahał się przy górnej części S.
Pomimo
tego że żołądek podskoczył mu do gardła, przepełniała go duma. A potem przebiło
ją załamanie, ściskające mocno za serce.
Jak
bardzo już tęsknił?
Jak
bardzo będzie tęsknił?
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hermiona
przerzucała drwa, z roztargnieniem żując koniec pióra, przypominając sobie, że
to okropny nawyk. Dzwonek przy drzwiach zabrzmiał, gdy klient wszedł do sklepu,
a Victoire dała znać, że się tym zajmie. Przynajmniej Hermiona zdąży dotrzeć do
sedna tajemnicy otaczającej brakujące pudełko z magazynu.
—
Czy Hermiona dzisiaj pracuje?
Powietrze
wypełniło się wyraźnym brytyjskim akcentem, a Hermiona zerwała się na nogi,
zanim zdała sobie sprawę, że jest zbyt podekscytowana.
—
Tak — powiedziała Victoire. — Pozwól mi tylko… och, oto ona. Hermiono,
chciałabyś, żebym poszukała tego pudełka?
Pokryta
kurzem i żałująca, że tak szybko wyszła z magazynu, Hermiona skinęła głową.
—
Byłoby świetnie. Daj znać, jeśli będziesz czegoś potrzebować. — Wytarła dłonie
o dżinsy. — Wróciłeś! — Nagle entuzjazm ogrzał jej policzki.
Kącik
jego ust drgnął. Draco pochylił się nad kontuarem i zwrócił uwagę dwóch młodych
kobiet po drugiej stronie sklepu.
—
Zajęłaś się moim podwórkiem — stwierdził, wsuwając pięść pod brodę, patrząc na
nią. — I pomalowałaś mój płot.
—
Mam nadzieję, że cię to nie zdenerwowało. Nie chciałam przesadzać i to nie była
ciężka praca — odparła Hermiona, wkładając dłonie do tylnych kieszeni. — Możesz
to po prostu uznać za miłe powitanie w okolicy.
To
oświadczenie spowodowało, że obdarował ją szerokim uśmiechem.
—
To nie była ciężka praca? — powtórzył. — Naprawiłaś tę gnijącą deskę. Myślałem,
że mówiłaś mi o swoich zerowych umiejętnościach stolarskich?
—
Jestem pełna niespodzianek — wytłumaczenie łatwo wyszło z jej ust, ta szybka
wymiana zdań zaczęła przypominać flirt, a myśl ta umocniła się, gdy Victoire
zachichotała zza drzwi. — Naprawiłam ją, bo przez nią upadłam.
Rozchylił
usta i zaśmiał się. To był cichy dźwięk, który spowodował, że pochyliła się nad
ladą i zasłoniła jedną z dziewczyn.
—
Serio?
—
Nie wierzysz mi? — Hermiona uśmiechnęła się szeroko. — Mam siniaka jako dowód.
Cieszę się, że to nie Scorpius tam upadł.
Pokiwał
głową.
—
Bardzo to doceniam. Naprawdę miło z twojej strony, że poświęciłaś swój czas,
nawet po tym, gdy to odwołałem. Ale — ciągnął, przesuwając palcem po szklanym
blacie — nie czułbym się dobrze, gdybym ci się nie odpłacił. Czy mogę zabrać
cię na lunch?
Serce
jej waliło, bo oczekiwała tego pytania.
—
Tak. — Odpowiedź Hermiony była entuzjastyczna, ale nie przejmowała się tym. —
Vic, mogłabyś mnie kryć? — Nie dostrzegła cichej ulgi, która pojawiła się na
jego twarzy. — Och! Wybacz, nawet nie zapytałam, czy masz na myśli teraz.
Musisz być wykończony.
Draco
potrząsnął głową.
—
Teraz jest idealnie.
Jej
policzki były gorące, gdy skinęła głową.
—
Pozwól mi umyć ręce i spotkamy się na zewnątrz.
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Martwił
się, że wszystko dzieje się zbyt szybko. Wystarczyło kilka dni, a on już
zaprosił ją na lunch. Jasne, chciał jej podziękować, ale nie wierzył, że nie
domyślała się, że chodzi tylko o to. Prawdopodobnie przejrzała go, zakładając,
że to próba zaproszenie jej na randkę. Cóż, na pewno się nie myliła.
Hermiona
wyszła ze sklepu, włosy miała luźno rzucone na ramiona wzdłuż kręgosłupa.
Poprawiła torebkę i stanęła obok niego.
—
Naprawdę nie musisz zabierać mnie na lunch. Nie dlatego ci pomogłam.
Oczywiście,
że nie. To pewnie dlatego, że Granger była idealna bez względu na to, w jakim
życiu ją spotkał: rozdartym wojną lub w sennym nadmorskim miasteczku.
—
Cała przyjemność po mojej stronie. Czy twój syn do nas dołączy?
—
Nie dzisiaj — odpowiedziała Hermiona, stając na drodze, by zmiażdżyć liść,
który chrzęścił pod jej tenisówkami. — Ciągle się denerwuje, gdy wpadam na
lunch i nie pozwalam mu iść ze mną do sklepu.
Jak, kurwa,
uroczo.
—
Mówiąc o nim, widziałem że napisał swoje imię na moim płocie. Kiedy się tego
nauczył?
Parsknęła.
—
Kiedy nauczył się pisać? Czy kiedy nauczył się pisać na rzeczach, które do
niego nie należą? — Granger postukała palcem o brodę. — Mniej więcej wtedy, gdy
zaczął chodzić. Co do pisania imienia... tego nauczył się niedawno. Myślę, że z
cztery miesiące temu, ale nie pamiętam zbyt dobrze. Czy to nie okropne? —
Hermiona zaśmiała się nerwowo.
Draco
zamierzał to skomentować, wskazując, że z pewnością nie była okropna, ale jego
dłoń musnęła jej. Chwilowy kontakt zaskoczył go, a ciepło przypominających się
wspomnień o niej — nie tych, o których powinien rozmyślać publicznie — pojawiło
się w jego umyśle. Jej ciało przytulające się do niego i jego palce
przesuwające się po jej ciele…
—
Tutaj. — Głos Hermiony wytrącił go z zadumy, a jej palce zacisnęły się na jego
bicepsie, gdy ciągnęła go do małej restauracji. — Dla dwojga poproszę.
Gospodyni
wyjęła dwie karty z menu spod kontuaru, które zderzyły się, gdy wskazała
przejście. Przyjęła zamówienie na napoje, a Hermiona położyła torebkę obok
siebie, zanim zostali sami.
Draco
odchrząknął.
—
Nie sądzę, żeby to było okropne. Z tego, co powiedziałaś mojemu partnerowi i
mnie, miałaś wypadek. To nie twoja wina.
Hermiona
skrzywiła się, zanim na jej ustach pojawił się uśmiech, a kamień utonął w jego
żołądku.
—
To nie moja sprawa, ale wspomniałeś o kłopotach rodzinnych… — urwała,
przepraszając wzrokiem za przypomnienie o tym.
—
Nie ma się czym martwić — skłamał Draco. — Moja matka i ojciec są nachalni i
nauczali mnie, jak zachować nazwisko rodowe bez względu na mój wiek. Pewnie
rozumiesz. — Był tak chętny, żeby zrzucić z siebie światła reflektorów, ale
pożałował tego, gdy zobaczył jej opadający entuzjazm. Kurwa. Kurwa. Jak mógł zapomnieć?
—
Niezupełnie — odpowiedziała szczerze Hermiona, stukając palcami. — Szukałam we
Francji i Anglii. Wygląda na to, że Hermiona Granger nie istnieje. — Przygryzła
dolną wargę, nerwowy tik, który zapamiętał. — Nie musisz tego słuchać. Wiem, że
prawdopodobnie czujesz się zobowiązany zapytać; wszyscy to robią, ale…
Draco
potrząsnął głową, mając wewnętrzną nadzieję, że rozmowa może być czymś, co
wyzwoli jej magię.
—
Chciałbym o tym usłyszeć, jeśli nie masz nic przeciwko.
Jej
oczy się rozszerzyły, ale zauważył, że wydawała się niemal zdesperowana
rozmowy. Zawsze potrafił wyczuwać jej emocje lepiej niż ktokolwiek inny. Merlinie, czy była aż tak odizolowana przez
te wszystkie lata, że tak ją podekscytowała rozmowa z doskonałym nieznajomym?
Może pamięta…
nie.
Myśl
o osamotnionej Hermionie jako samotnej matce, kiedy powinna być z nim, wywołała
w nim gwałtowny gniew. Kiedy dowiedział się, kto to zrobił…
—
Znaleziono mnie na skraju wioski, bardzo pobitą i nieprzytomną. Clara mnie
znalazła i zabrała do szpitala. Zajmuje się Scorpiusem, gdy jestem w pracy.
Była ze mną przez całą ciążę i powrót do zdrowia. Nawet podczas narodzin. —
Przełknęła ślinę.
To ja powinienem
z tobą być.
—
Właściwie pojawiłam się znikąd. Kiedy się obudziłam, nie wiedziałam, który mamy
rok, ale znałam swoje imię. Tylko to. Gdy powiedzieli mi, że jestem w ciąży,
prawdopodobnie możesz sobie wyobrazić mój szok. — Hermiona ściszyła głos. —
Nadal tego nie rozumiem. Z pewnością ktoś gdzieś na świecie wie, kim jestem.
Chciał
po nią sięgnąć, przyciągnąć do siebie, ale ona go nie znała. Ale jeśli miałby
być naprawdę szczery, czego nie chciał przyznać, nie znał tej wersji Hermiony.
—
To musiało być trudne — wyszeptał, jego głos był tak niski, że pochyliła się ku
niemu, by to usłyszeć. To wszystko, co mógł sobie wyobrazić: Hermiona w
szpitalnej sali, która rodziła syna, bez niego trzymającego ją za rękę.
—
Podczas ciąży uczestniczyłam w programie pomocy osobom niepełnosprawnym. Cała
wieś zgromadziła się wokół mnie. Ludzie, którzy mnie nie znali, połączyli siły,
by zebrać pieniądze. Pomogli mi stanąć na nogi. To więcej niż mogłabym
kiedykolwiek prosić. — Hermiona wciągnęła powietrze. — Zastanawiałam się, gdzie
był ojciec… cóż, wciąż zastanawiam się, gdzie on jest. — Włożyła palce we
włosy. — Zastanawiam się, czy istnieje powód, dlaczego nie pamiętam, czy on wie
o tym, że ma syna. Boże, paplam całą historię mojego życia. Dziękuję za
wysłuchanie, ale obiecuję, że już skończyłam.
Uświadomił
sobie, jak bardzo się pochylił, kiedy kelnerka przyszła z napojami.
—
Nie mam nic przeciwko. Jesteś bardzo miłą osoba, Hermiono, więc każdy powinien
być taki dla ciebie. Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebować — wziął duży łyk —
rozmowy, będę w pobliżu.
Uśmiechnęła
się szeroko.
—
Czy jesteś taki miły dla każdego nieznajomego, którego spotykasz?
Tylko tych
ładnych, miał
na czubku języka, ale nie wypadało.
—
Tylko tych, które mają tendencję do ogarniania mojego podwórka — parsknął.
—
Ile masz jeszcze pracy w środku?
Draco
jęknął, a jej śmiech odbił się echem w restauracji.
—
Wie… Boże, bardzo dużo. Nie powiedziałaś mi, że wymaga tak wielu napraw, gdy
się poznaliśmy.
—
Nie oglądałeś go najpierw?
Kurwa,
to mogłoby być dla niej dziwne.
—
Oglądałem zdjęcia, ale szybko musiałem się przeprowadzić, więc się
zdecydowałem.
—
Gdzie pracujesz?
Odpowiedział,
że pracował jako konsultant miejscowej policji i nie był w ogóle zaskoczony,
gdy pomyślała o kilku pytaniach, które potem mogłaby mu zadać.
________________
Witajcie :) Wreszcie nadeszła ta chwila, gdy publikuję kolejny rozdział tłumaczenia. Mam nadzieję, że ktoś czekał?
Wiem, że obiecywałam wcześniejszą publikację i regularność, ale jak to w życiu bywa, wszystko się posypało. Nowa praca, a potem jej brak i jesienna chandra spowodowały, że nie miałam chęci do niczego. Oczywiście na bieżąco czytałam Wasze komentarze i zapytania, ale nawet głupio było odpisywać, no bo co miałabym napisać? "Nie chce mi się, nie mam chęci". Brzmi słabo. Dlatego postanowiłam wszystko przemyśleć i poukładać.
No i wygląda na to, że mam plan. Postanowiłam, że będę publikować co dwa tygodnie, a w międzyczasie tłumaczyć resztę historii, tak aby do końca tego roku się z nią uporać. Realne? Prawdopodobnie tak, sama dobrze pamiętam, jak fajnie mi szło tłumaczenie, gdy się w nie wkręciłam. Od przyszłego tygodnia zaczynam nową pracę, więc czasu będzie niewiele, ale trzeba mieć jakieś cele. Więc trzymajcie kciuki, żeby się udało.
LML nadal czeka na betę, przez tę pandemię moja beta ma wiele rzeczy na głowie i trzeba czekać. Mam nadzieję, że to rozumiecie.
Tyle ode mnie. Kolejna część za dwa tygodnie. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!
Cudownie się to czyta! Nie mogę się doczekać następnych rozdziałów i tego jak potoczy się historia.
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz! Cieszę się, że historia przypadła Ci do gustu i mam nadzieję, że zostaniesz tutaj do końca.
UsuńPozdrawiam
Arcanum
Bardzo wciągająca historia. Super tłumaczenie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa. Mnie ta historia urzekła od początku do końca, mam nadzieję, że tak samo będzie z Tobą. :)
UsuńPozdrawiam
Arcanum