piątek, 16 października 2020

[T] To, co najlepsze: Rozdział 4

 

Draco nie powiedział swojej matce i ojcu o swojej nagłej przeprowadzce, miał swoje powody. Nie żeby to miało teraz znaczenie. Matka wysłała sowę w środku nocy, dziobiącą nieprzerwalnie, dopóki Draco nie spadł z łóżka. Jego włosy były rozczochrane i sterczały na wszystkie strony, a gdy stopy dotknęły chłodnej podłogi, do głowy przyszła mu myśl, która nawiedzała go od przeszło dwóch tygodni.

Ona żyje i mieszka trzy domy ode mnie.

Ogarnęła go ogromna chęć, by do niej zajrzeć i upewnić się, że nadal oddycha, ale spojrzenie na mugolski budzik uświadomiło go, że jest trzecia nad ranem. Wykluczył tę myśl, depcząc ją dla pewności. Wystarczyło, że już zaczęła myśleć o nim jak o dziwaku, który przeszedł z nią kilka kroków. Nie mógł zaprzeczyć: pragnął być bliżej niej, a gdyby zobaczyła, że ją obserwuje, skutki byłyby opłakane.

Nagle wybieganie myślami w przyszłość wydało mu się całkiem zbędne, dlatego jedynie westchnął, wstając z łóżka. Otworzył okno, wpuścił sowę do środka, która upadła z trzaskiem na drewnianą podłogę.

Draco pokręcił głową.

Lindy rozłożyła pióra i wystawiła jedną nogę. Zamrugał, odwiązując pergamin.

Draco rzucił kątem oka na treść listu, niezbyt zainteresowany rutyną matki, o której z pewnością wkrótce usłyszy osobiście. Jej eleganckie pismo dało jasno do zrozumienia, że natychmiast powinien wrócić do domu z powodu tego, co nazwała nagłym wypadkiem rodzinnym, albo wyśle kogoś, by zabrał go do domu. To nie blef, jak chciał to nazwać, nie mógł też jej odmówić, to z pewnością spowodowałoby sceny.

Bez względu na to, jak zszargane było nazwisko Malfoyów, nie warto ryzykować, że którekolwiek z rodziców odkryje, że jest w Szkocji tylko na papierze.

— Kurwa. — Przetarł twarz zmęczoną dłonią i rozerwał list na kawałki, wyrzucając go do kosza. Lindy przysiadła na szafce i przechyliła głowę na bok. — Co? Matka kazała ci poczekać na odpowiedź? Jeśli tak, chwilę sobie poczekasz — syknął.

Ubrał się szybko, wkładając sweter przez głowę, który nie spodoba się jego matce i wyciągnął świstoklik, który schował w nocnym stoliku. Dostał go od Robardsa tylko na nagłe sytuacje, ale zakładał, że pewnie dostanie później rachunek za ich podmianę. Może mu się poszczęści i jego szef nawet tego nie zauważy w sprawozdaniu wydatków.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Salon był identyczny z tym, którego wciąż unikał od końca wojny. Podłoga piszczała pod jego butami i chociaż była z kości słoniowej, szkarłat błyszczał na niej, gdy patrzył w dół.

— Matko, ojcze — przywitał się. Oboje siedzieli w gabinecie. Ramiona matki były napięte, nogi elegancko skrzyżowane przy kostkach. — Czemu zawdzięczam tę absurdalną stratę czasu? — Całkiem niedawno nie ośmieliłby się rozmawiać z żadnym z nich w taki sposób.

Narcyza równomiernie przesunęła ciężar ciała, jej oczy zwęziły się, ale to Lucjusz zareagował wyraźniej. Oczy ściemniały, wstał zza biurka i powoli przeszedł przez pokój.

— Dlaczego tak jest — Lucjusz przerwał, zaciskając ręce na plecach i krocząc wolnym kołem — że dowiaduję się o twoim wyjeździe z kraju od stażystki?

Draco zaśmiał się i potrząsnął głową.

— Zaryzykuję przypuszczenie, że była jedyną, która nie wiedziała, gdzie się schować, gdy tylko cię ujrzała. Moje podróże to jedynie moja sprawa.

Pod nosem jego ojca słychać było niski, niezadowolony dźwięk.

— Pozwoliłem ci…

— Pozwoliłeś, aby ta rodzina oblała się hańbą — przerwał mu Draco, wpatrując się w ojca. — Wszystko, co zrobiłem, to praca nad naprawianiem szkód, które umyślnie wyrządziłeś — nie raz, ale dwa razy.

Narcyza westchnęła lekko, gdy wstała.

— Draco, wiemy, co zrobiłeś dla naszej rodziny, ale auror? Nie uważasz, że stać cię na więcej? — Jej palce owinęły się wokół jego przedramion i skierowała jego spojrzenie na siebie zamiast na Lucjusza. — Minęły cztery lata i nadszedł czas, aby skupić się na rodzinie.

Strach czaił się w jego żołądku. Wiedział, że do tego dojdzie, list niemal wbił mu to do głowy, ale rozległa się głośna myśl, że jego rodzina jest tysiące kilometrów stąd. I nie mógł tego ujawnić. Uprzedzenia o krwi wciąż odgrywały tu rolę, a jeśli jego ojciec dowiedziałby się, że jego jedyny wnuk jest półkrwi, Draco nie chciał sobie wyobrazić, co by się stało.

— Jestem aurorem — powiedział Draco, spoglądając na ojca przez ramię. — Będę nim, póki nie uznam, że mogę się wycofać.

Matka prychnęła, a lśniące loki podskakiwały, gdy kręciła głową.

— Małżeństwo to praca na pełen etat.

— Nie jestem żonaty — jęknął. Zastanawiał się, czy mógłby się teleportować, ale zapewne skonstruowali zabezpieczenia, aby temu zapobiec.

Lucjusz odchrząknął, a jego palce owinęły się wokół głowy laski.

— Oczekuję, że do następnych urodzin będziesz po ślubie, Draco. Jeśli tego nie zrobisz, czekają cię konsekwencje.

Sposób, w jaki nozdrza Lucjusza rozszerzyły się, gdy Draco zadrwił, był satysfakcjonujący.

— Nie zamierzam szukać żony do przyszłego roku i to wszystko, co powiem na ten temat.

— W takim razie — paznokcie jego matki wbiły się w jego ramię, gdy rzuciła sztuczny uśmiech — poślubisz wybraną wiedźmę. Czasy się zmieniają bardziej niż kiedykolwiek i ważne jest, aby zachować…

Posiadanie nieślubnego syna wykluczałoby go z udziału w ewentualnych łączeniach z czarownicami, które jego rodzice uznawali za odpowiednie. Prawda była na końcu języka, ale korzystna jedynie dla niego, dlatego tylko przełknął ślinę.

— Zapomnieliście, że jestem głową rodziny? Jeśli sądzicie, że wymusicie na mnie tę decyzję, zapewniam, że grubo się mylicie.

Odwrócił się, potrząsając głową i kierując się w stronę kominka.

— Nie skończyliśmy rozmawiać, Draco. Nie waż się zrobić chociaż jednego kroku. — Głos Lucjusza przeciął powietrze, trzaskając jak bicz.

Wzruszając ramionami, Draco pomachał niegrzecznie.

— Rozmowa skończona.

Dolna warga Narcyzy drgnęła, gdy pobiegła za nim, a jego ojciec złapał ją mocno za ramię, zanim mogła rzucić się do kominka.

— Draco, proszę. — Uderzyła Lucjusza łokciem w brzuch i podbiegła do syna. — Stąpasz po ścieżce, przed którą nie będę w stanie cię ochronić.

Dolna warga Lucjusza wygięła się w wąską kreskę.

— Zostaw go, Cyziu.

Wymamrotała imię syna, mocno trzymając go za rękę.

— Pragnę tylko kilku spotkań z innymi rodzinami.

Draco puścił jej ręce i patrzył, jak jej twarz pogrąża się w bólu.

— Prosisz o zbyt wiele.

Po czym wszedł do kominka, wołając swoje mieszkanie z Potterem, a ostatnią rzeczą, którą zobaczył, by ojciec, rzucający laskę o ziemię.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Zaszył się w mieszkaniu razem z Potterem i Łasicą. Prawdopodobnie nie było to idealne rozwiązanie dla żadnego z nich, biorąc pod uwagę, w jakiej sytuacji ich zastał — widząc jej nogi na ramionach Pottera, gdy ten pieprzył ją na kanapie. Draco przeprosił, zasłaniając dłonią oczy i poszedł do toalety.

— Więc rozmawiałeś z nią wtedy? — zastanawiał się na głos Harry. — Ginny już wyszła. Powiedziała, że widok twojej szpiczastej twarzy zrujnował jej nastrój.

Wsadzając curry do ust, Draco potrząsnął głową.

— Granger jest bardziej przyjazna niż w Hogwarcie, to pewne.

Harry usiadł naprzeciwko niego, rozpakowując jedzenie.

— Cóż, w szkole złamała ci nos, więc mam nadzieję, że teraz jest bardziej przyjazna. Nie zamierzasz znowu się tu pojawiać, prawda?

— Moje nazwisko wciąż tu widnieje, ty pieprzony dupku.

— Wiesz, że nie dlatego pytam.

Draco westchnął.

— Nie, to nie będzie nawyk. Moja matka wysłała dzisiaj sowę i gdybym nie przyjechał, miałbym problemy. Nie chcę, aby którekolwiek z nich dowiedziało się, gdzie jestem, ani dlaczego tam jestem.

Harry zgodził się, kiwając głową.

— Chcesz porozmawiać o tym, co się wydarzyło u rodziców?

Łyżka spadła ze stołu i Draco ścisnął grzbiet nosa.

— Nie.

— Słusznie.

— Ale jestem pewien, że to się stanie ciągłym problemem, więc i tak to zrobię — dodał Draco. — Chcą wybrać dla mnie wiedźmę, którą poślubię przed moimi urodzinami.

Potter zakrztusił się, a jego dłoń uniosła się do szyi, gdy oczy rozszerzyły.

— Merlinie, mogłeś mnie ostrzec! — Wytarł usta wierzchem rękawa. — Do marca? To wcale nie tak wiele czasu. My… dlaczego do kurwy nędzy mnie kopnąłeś?

Draco spojrzał na niego gniewnie, przeżuwając powoli.

— Moje urodziny są w czerwcu.

— Jesteś zły, że zapomniałem, kiedy masz urodziny? — Jego głos uniósł się.

— Mówię tylko, że pamiętam o twoich — mruknął Draco. — Nieważne, to nie ma znaczenia. Wiesz może, jak Robards udokumentował moje przeniesienie dla opinii publicznej?

Harry wzruszył ramionami.

— Sprawdzę to, gdy będę w pracy i wyślę ci szczegóły sową.

— Świetnie. — Draco zaczął grzebać jedzeniem w misce, nie wiedząc, co jeszcze powiedzieć, a tym bardziej nie wiedząc, jak to zrobić. — Widziałem znowu Scorpiusa, zanim zobaczyłem Granger. Rozpoznał mnie.

— To dobrze, prawda?

— Tak. Granger pracuje w księgarni. — Uśmiech wykrzywił jego usta na myśl, że Granger jest w swoim żywiole.

— Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają. — Zaśmiał się Harry.

Draco przełknął gulę w gardle, stukając stopą.

— Przyszła ze mną porozmawiać. Zeszłej nocy. Dom, który kupiłem, to ruina, brakuje mi magii i zaproponowała mi pomoc w sprzątaniu.

Podniecenie Pottera nie dorównało jego własnemu, ale na jego twarzy pojawił się uśmiech.

— To nawet więcej niż moglibyśmy oczekiwać.

— A potem musiałem to odwołać, ponieważ moi rodzice chcą mnie poślubić z pierwszą lepszą, czarownicą czystej krwi, jaką zobaczą.

Momentalnie smutniejąc, Harry mruknął:

— To może być problemem.

— Ułoży się. — Draco odepchnął miskę. — Muszę cię prosić o przysługę. Możesz mieć rękę na pulsie? Lucjusz coś kombinuje.

— Oczywiście. Jakieś pomysły, na co powinienem zwrócić uwagę?

— Wszystko — oświadczył niezbyt pomocnie Draco. — I możesz też zagłębić się w sny Hermiony…

Harry uniósł rękę, jego palce poruszyły się i plik dokumentów otworzył się na otwartej dłoni.

— Robards kazał mi je przeanalizować, skoro jestem twoim partnerem. Myślę, że ma nadzieję na twój szybki powrót.

Racja, świat nie przestawał się kręcić, nawet jeśli ten Draco tak.

— Nie będzie mnie tak długo, jak to zajmie, ale martwię się, że utrata pamięci Granger ma związek nie tylko z Bellatrix.

Kolor odpłynął z twarzy Harry’ego.

— Myślisz, że grozi jej niebezpieczeństwo?

Włosy na karku Draco najeżyły się.

— Nie jestem pewien, ale gdyby tak było, moja obecność blisko niej wzbudziłaby podejrzenia każdego.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Późno w nocy Draco złapał pierwszy świstoklik do Francji. Dzięki temu znalazł się wystarczająco blisko swojego domu, ale musiał aportować się przez resztę drogi. Kiedy zdał sobie z tego sprawę, zdecydował się  na krótki spacer do swojego domu.

Bez względu na to, jakie miał kontakty, Lucjusz Malfoy obecnie pozostawał bardziej znany jako wyrzutek społeczny. Ucieczka z pola walki i wylądowanie na okresie próbnym przez dwadzieścia lat nie zjednywała mu sojuszników. Nie wspominając już o jego wpływie na liczbę ofiar wojennych. Nawet gdyby ojcu udało się znaleźć kogoś, kto chciałby przeszukać akta Ministerstwa, tak naprawdę niewiele by się dowiedział. Potter o to zadba. Mimo wszystkich swoich wad za dzieciaka, a było ich wiele, święty Potter nie zawiódł go ani razu w dorosłości. I nie zrobiłby tego także teraz.

Niepokoiło go, że Lucjusz nie zawahałby się wysłać czarodzieja, by go wytropił, gdyby miał te informacje. Głos Robardsa brzęczał w jego głowie na temat tego, że odkrycie o Granger pozostawało tajemnicą.

Draco był już prawie na miejscu i z frustracją kopnął butem o bok chodnika. Spojrzał smutno na skromny dom Hermiony. Wszystkie światła były zgaszone, ale dojrzał jedno, które musiało znajdować się w salonie. Wyobraził sobie, jak zwinięta w kłębek w jednej dłoni trzyma książkę opartą na kolanach, a drugą podpiera podbródek. Uparcie tłumaczyła się przed samą sobą, że nie przestanie.

A przynajmniej tak robiła z nim, gdy znajdowali się w bezpiecznym domu z dala od wojny. Z jej plecami przyciśniętymi do jego piersi, czytał jej przez ramię i szeptał do ucha, dopóki nie skapitulowała.

Pozwól mi przeczytać jeszcze jeden rozdział, zanim spróbujesz mnie przelecieć.

Nawet gdy się nad tym zastanawiał, wiedział, że takich chwil było niewiele.

Była wojna i spędzili więcej czasu osobno niż razem ze względu na polowanie, ale czas, który spędzili…

Przełknął ślinę, a ciężar wspomnień, które tak głęboko zakopał, stanął mu przed oczami.

Rozproszenie, które było jego podwórkiem, nastąpiło w samą porę. Wyglądało zupełnie inaczej niż wtedy, gdy wyjeżdżał. Wszystkie chwasty, które pokrywały brukową ścieżkę i wspinały się na bocznice, zniknęły. Wszystko, co należało do poprzednich właścicieli, zostało starannie zebrane i zapakowane w duże torby do utylizacji. Nawet zatrzask w bramie został naprawiony.

Nowy, błyszczący zatrzask doprowadził go do odkrycia, że jego ogrodzenie zostało przemalowane.

— Granger, kiedy miałaś czas na sen? — wyszeptał.

Draco ukląkł, przesuwając palcami po czymś, co przykuło jego uwagę.

Niedbałe pismo patrzyło na niego, gdy ponownie przesunął po nim kciukiem: Scorpius. Kiedy dzieci uczą się pisać swoje imiona? Jego umiejętności były bardzo dobre w stosunku do tego, czego oczekiwałby Draco, chociaż nieco zawahał się przy górnej części S.

Pomimo tego że żołądek podskoczył mu do gardła, przepełniała go duma. A potem przebiło ją załamanie, ściskające mocno za serce.

Jak bardzo już tęsknił?

Jak bardzo będzie tęsknił?

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Hermiona przerzucała drwa, z roztargnieniem żując koniec pióra, przypominając sobie, że to okropny nawyk. Dzwonek przy drzwiach zabrzmiał, gdy klient wszedł do sklepu, a Victoire dała znać, że się tym zajmie. Przynajmniej Hermiona zdąży dotrzeć do sedna tajemnicy otaczającej brakujące pudełko z magazynu.

— Czy Hermiona dzisiaj pracuje?

Powietrze wypełniło się wyraźnym brytyjskim akcentem, a Hermiona zerwała się na nogi, zanim zdała sobie sprawę, że jest zbyt podekscytowana.

— Tak — powiedziała Victoire. — Pozwól mi tylko… och, oto ona. Hermiono, chciałabyś, żebym poszukała tego pudełka?

Pokryta kurzem i żałująca, że tak szybko wyszła z magazynu, Hermiona skinęła głową.

— Byłoby świetnie. Daj znać, jeśli będziesz czegoś potrzebować. — Wytarła dłonie o dżinsy. — Wróciłeś! — Nagle entuzjazm ogrzał jej policzki.

Kącik jego ust drgnął. Draco pochylił się nad kontuarem i zwrócił uwagę dwóch młodych kobiet po drugiej stronie sklepu.

— Zajęłaś się moim podwórkiem — stwierdził, wsuwając pięść pod brodę, patrząc na nią. — I pomalowałaś mój płot.

— Mam nadzieję, że cię to nie zdenerwowało. Nie chciałam przesadzać i to nie była ciężka praca — odparła Hermiona, wkładając dłonie do tylnych kieszeni. — Możesz to po prostu uznać za miłe powitanie w okolicy.

To oświadczenie spowodowało, że obdarował ją szerokim uśmiechem.

— To nie była ciężka praca? — powtórzył. — Naprawiłaś tę gnijącą deskę. Myślałem, że mówiłaś mi o swoich zerowych umiejętnościach stolarskich?

— Jestem pełna niespodzianek — wytłumaczenie łatwo wyszło z jej ust, ta szybka wymiana zdań zaczęła przypominać flirt, a myśl ta umocniła się, gdy Victoire zachichotała zza drzwi. — Naprawiłam ją, bo przez nią upadłam.

Rozchylił usta i zaśmiał się. To był cichy dźwięk, który spowodował, że pochyliła się nad ladą i zasłoniła jedną z dziewczyn.

— Serio?

— Nie wierzysz mi? — Hermiona uśmiechnęła się szeroko. — Mam siniaka jako dowód. Cieszę się, że to nie Scorpius tam upadł.

Pokiwał głową.

— Bardzo to doceniam. Naprawdę miło z twojej strony, że poświęciłaś swój czas, nawet po tym, gdy to odwołałem. Ale — ciągnął, przesuwając palcem po szklanym blacie — nie czułbym się dobrze, gdybym ci się nie odpłacił. Czy mogę zabrać cię na lunch?

Serce jej waliło, bo oczekiwała tego pytania.

— Tak. — Odpowiedź Hermiony była entuzjastyczna, ale nie przejmowała się tym. — Vic, mogłabyś mnie kryć? — Nie dostrzegła cichej ulgi, która pojawiła się na jego twarzy. — Och! Wybacz, nawet nie zapytałam, czy masz na myśli teraz. Musisz być wykończony.

Draco potrząsnął głową.

— Teraz jest idealnie.

Jej policzki były gorące, gdy skinęła głową.

— Pozwól mi umyć ręce i spotkamy się na zewnątrz.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Martwił się, że wszystko dzieje się zbyt szybko. Wystarczyło kilka dni, a on już zaprosił ją na lunch. Jasne, chciał jej podziękować, ale nie wierzył, że nie domyślała się, że chodzi tylko o to. Prawdopodobnie przejrzała go, zakładając, że to próba zaproszenie jej na randkę. Cóż, na pewno się nie myliła.

Hermiona wyszła ze sklepu, włosy miała luźno rzucone na ramiona wzdłuż kręgosłupa. Poprawiła torebkę i stanęła obok niego.

— Naprawdę nie musisz zabierać mnie na lunch. Nie dlatego ci pomogłam.

Oczywiście, że nie. To pewnie dlatego, że Granger była idealna bez względu na to, w jakim życiu ją spotkał: rozdartym wojną lub w sennym nadmorskim miasteczku.

— Cała przyjemność po mojej stronie. Czy twój syn do nas dołączy?

— Nie dzisiaj — odpowiedziała Hermiona, stając na drodze, by zmiażdżyć liść, który chrzęścił pod jej tenisówkami. — Ciągle się denerwuje, gdy wpadam na lunch i nie pozwalam mu iść ze mną do sklepu.

Jak, kurwa, uroczo.

— Mówiąc o nim, widziałem że napisał swoje imię na moim płocie. Kiedy się tego nauczył?

Parsknęła.

— Kiedy nauczył się pisać? Czy kiedy nauczył się pisać na rzeczach, które do niego nie należą? — Granger postukała palcem o brodę. — Mniej więcej wtedy, gdy zaczął chodzić. Co do pisania imienia... tego nauczył się niedawno. Myślę, że z cztery miesiące temu, ale nie pamiętam zbyt dobrze. Czy to nie okropne? — Hermiona zaśmiała się nerwowo.

Draco zamierzał to skomentować, wskazując, że z pewnością nie była okropna, ale jego dłoń musnęła jej. Chwilowy kontakt zaskoczył go, a ciepło przypominających się wspomnień o niej — nie tych, o których powinien rozmyślać publicznie — pojawiło się w jego umyśle. Jej ciało przytulające się do niego i jego palce przesuwające się po jej ciele…

— Tutaj. — Głos Hermiony wytrącił go z zadumy, a jej palce zacisnęły się na jego bicepsie, gdy ciągnęła go do małej restauracji. — Dla dwojga poproszę.

Gospodyni wyjęła dwie karty z menu spod kontuaru, które zderzyły się, gdy wskazała przejście. Przyjęła zamówienie na napoje, a Hermiona położyła torebkę obok siebie, zanim zostali sami.

Draco odchrząknął.

— Nie sądzę, żeby to było okropne. Z tego, co powiedziałaś mojemu partnerowi i mnie, miałaś wypadek. To nie twoja wina.

Hermiona skrzywiła się, zanim na jej ustach pojawił się uśmiech, a kamień utonął w jego żołądku.

— To nie moja sprawa, ale wspomniałeś o kłopotach rodzinnych… — urwała, przepraszając wzrokiem za przypomnienie o tym.

— Nie ma się czym martwić — skłamał Draco. — Moja matka i ojciec są nachalni i nauczali mnie, jak zachować nazwisko rodowe bez względu na mój wiek. Pewnie rozumiesz. — Był tak chętny, żeby zrzucić z siebie światła reflektorów, ale pożałował tego, gdy zobaczył jej opadający entuzjazm. Kurwa. Kurwa. Jak mógł zapomnieć?

— Niezupełnie — odpowiedziała szczerze Hermiona, stukając palcami. — Szukałam we Francji i Anglii. Wygląda na to, że Hermiona Granger nie istnieje. — Przygryzła dolną wargę, nerwowy tik, który zapamiętał. — Nie musisz tego słuchać. Wiem, że prawdopodobnie czujesz się zobowiązany zapytać; wszyscy to robią, ale…

Draco potrząsnął głową, mając wewnętrzną nadzieję, że rozmowa może być czymś, co wyzwoli jej magię.

— Chciałbym o tym usłyszeć, jeśli nie masz nic przeciwko.

Jej oczy się rozszerzyły, ale zauważył, że wydawała się niemal zdesperowana rozmowy. Zawsze potrafił wyczuwać jej emocje lepiej niż ktokolwiek inny. Merlinie, czy była aż tak odizolowana przez te wszystkie lata, że tak ją podekscytowała rozmowa z doskonałym nieznajomym?

Może pamięta… nie.

Myśl o osamotnionej Hermionie jako samotnej matce, kiedy powinna być z nim, wywołała w nim gwałtowny gniew. Kiedy dowiedział się, kto to zrobił…

— Znaleziono mnie na skraju wioski, bardzo pobitą i nieprzytomną. Clara mnie znalazła i zabrała do szpitala. Zajmuje się Scorpiusem, gdy jestem w pracy. Była ze mną przez całą ciążę i powrót do zdrowia. Nawet podczas narodzin. — Przełknęła ślinę.

To ja powinienem z tobą być.

— Właściwie pojawiłam się znikąd. Kiedy się obudziłam, nie wiedziałam, który mamy rok, ale znałam swoje imię. Tylko to. Gdy powiedzieli mi, że jestem w ciąży, prawdopodobnie możesz sobie wyobrazić mój szok. — Hermiona ściszyła głos. — Nadal tego nie rozumiem. Z pewnością ktoś gdzieś na świecie wie, kim jestem.

Chciał po nią sięgnąć, przyciągnąć do siebie, ale ona go nie znała. Ale jeśli miałby być naprawdę szczery, czego nie chciał przyznać, nie znał tej wersji Hermiony.

— To musiało być trudne — wyszeptał, jego głos był tak niski, że pochyliła się ku niemu, by to usłyszeć. To wszystko, co mógł sobie wyobrazić: Hermiona w szpitalnej sali, która rodziła syna, bez niego trzymającego ją za rękę.

— Podczas ciąży uczestniczyłam w programie pomocy osobom niepełnosprawnym. Cała wieś zgromadziła się wokół mnie. Ludzie, którzy mnie nie znali, połączyli siły, by zebrać pieniądze. Pomogli mi stanąć na nogi. To więcej niż mogłabym kiedykolwiek prosić. — Hermiona wciągnęła powietrze. — Zastanawiałam się, gdzie był ojciec… cóż, wciąż zastanawiam się, gdzie on jest. — Włożyła palce we włosy. — Zastanawiam się, czy istnieje powód, dlaczego nie pamiętam, czy on wie o tym, że ma syna. Boże, paplam całą historię mojego życia. Dziękuję za wysłuchanie, ale obiecuję, że już skończyłam.

Uświadomił sobie, jak bardzo się pochylił, kiedy kelnerka przyszła z napojami.

— Nie mam nic przeciwko. Jesteś bardzo miłą osoba, Hermiono, więc każdy powinien być taki dla ciebie. Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebować — wziął duży łyk — rozmowy, będę w pobliżu.

Uśmiechnęła się szeroko.

— Czy jesteś taki miły dla każdego nieznajomego, którego spotykasz?

Tylko tych ładnych, miał na czubku języka, ale nie wypadało.

— Tylko tych, które mają tendencję do ogarniania mojego podwórka — parsknął.

— Ile masz jeszcze pracy w środku?

Draco jęknął, a jej śmiech odbił się echem w restauracji.

— Wie… Boże, bardzo dużo. Nie powiedziałaś mi, że wymaga tak wielu napraw, gdy się poznaliśmy.

— Nie oglądałeś go najpierw?

Kurwa, to mogłoby być dla niej dziwne.

— Oglądałem zdjęcia, ale szybko musiałem się przeprowadzić, więc się zdecydowałem.

— Gdzie pracujesz?

Odpowiedział, że pracował jako konsultant miejscowej policji i nie był w ogóle zaskoczony, gdy pomyślała o kilku pytaniach, które potem mogłaby mu zadać.

________________

Witajcie :) Wreszcie nadeszła ta chwila, gdy publikuję kolejny rozdział tłumaczenia. Mam nadzieję, że ktoś czekał?

Wiem, że obiecywałam wcześniejszą publikację i regularność, ale jak to w życiu bywa, wszystko się posypało. Nowa praca, a potem jej brak i jesienna chandra spowodowały, że nie miałam chęci do niczego. Oczywiście na bieżąco czytałam Wasze komentarze i zapytania, ale nawet głupio było odpisywać, no bo co miałabym napisać? "Nie chce mi się, nie mam chęci". Brzmi słabo. Dlatego postanowiłam wszystko przemyśleć i poukładać.

No i wygląda na to, że mam plan. Postanowiłam, że będę publikować co dwa tygodnie, a w międzyczasie tłumaczyć resztę historii, tak aby do końca tego roku się z nią uporać. Realne? Prawdopodobnie tak, sama dobrze pamiętam, jak fajnie mi szło tłumaczenie, gdy się w nie wkręciłam. Od przyszłego tygodnia zaczynam nową pracę, więc czasu będzie niewiele, ale trzeba mieć jakieś cele. Więc trzymajcie kciuki, żeby się udało.

LML nadal czeka na betę, przez tę pandemię moja beta ma wiele rzeczy na głowie i trzeba czekać. Mam nadzieję, że to rozumiecie.

Tyle ode mnie. Kolejna część za dwa tygodnie. Komentujcie i oceniajcie. Enjoy!

4 komentarze:

  1. Cudownie się to czyta! Nie mogę się doczekać następnych rozdziałów i tego jak potoczy się historia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz! Cieszę się, że historia przypadła Ci do gustu i mam nadzieję, że zostaniesz tutaj do końca.
      Pozdrawiam
      Arcanum

      Usuń
  2. Bardzo wciągająca historia. Super tłumaczenie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Mnie ta historia urzekła od początku do końca, mam nadzieję, że tak samo będzie z Tobą. :)
      Pozdrawiam
      Arcanum

      Usuń

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy