Wylądował
na skraju linii drzew tuż za swoim domem i poczuł, jak zmieniają się jego
zaklęcia zabezpieczające.
—
Co do cholery? — syknął Draco, ściskając różdżkę, choć nadal spoczywała w
kieszeni. Zbliżając się do swojego domu — był najbliżej — nie dostrzegł żadnych
oznak zagrożenia u Granger.
Jednak
jego własny dom…
Scorpius
siedział na werandzie, ale na widok Draco zerwał się na równe nogi.
—
Draco!
To
był krzyk, którego mężczyzna nie chciał już nigdy więcej usłyszeć. Ten
przejmujący strach, nie dzieci muszą odczuwać przyjemność. Scorpius ruszył w
jego kierunku, zaciskając piąstki na koszuli mężczyzny.
—
Mama potrzebuje pomocy!
—
Co jest? — Draco podniósł go i skierował się w stronę domu Hermiony, zanim
pomyślał, że nie powinien narażać
syna na niebezpieczeństwo. — Scorpiusie, możesz mi powiedzieć, co się stało? Tylko
szybko?
Chłopiec
przetarł oczy i otarł piekące łzy.
—
Ona zapomina o rzeczach! — szlochał. — Mama zostawiła wodę na kuchence i czajnik
zapalił się.
Draco
ogarnęła panika i szybko postawił Scorpiusa na ziemię.
—
Zostań tutaj, dobrze? — przemówił w pośpiechu, a jego słowa plątały się ze
sobą. — Pod żadnym pozorem nie wchodź
do domu.
Scorpius
skinął głową, zakrywając twarz małymi dłońmi.
—
Uważaj — wymamrotał.
—
Tak — szepnął Draco, kucając przed nim. — Będę ostrożny. Muszę tylko zapewnić
bezpieczeństwo twojej mamie, dobrze? Zaraz wracam. — Bez namysłu dotknął ustami
czubek głowy Scorpiusa. — Zaraz wracam.
Na
wszelki wypadek zatrzasnął za sobą bramę, ale nie sądził, że to mogłoby
powstrzymać Scorpiusa, gdyby naprawdę chciał wejść do środka. W chwili, gdy
Draco pchnął drzwi, jego oczom ukazał się gęsty dym wydobywający się z kuchni,
krążący wzdłuż szczytu sufitu. Zawołał ją, pędząc przez salon.
Coś
huknęło.
—
Draco?
Krzywołap
przemknął obok niego z najeżonym ogonem i zwiał przez frontowe drzwi.
—
Draco, co ty tutaj robisz?
Skręcił
za rogiem i gdyby sytuacja nie była tak dramatyczna, prawdopodobnie by się
roześmiał.
—
Co ja tu robię? Co ty tu robisz? Dom płonie!
Przewróciła
oczami, gasząc płomienie wilgotną szmatką.
—
Tak, ale to mój dom, więc muszę ugasić pożar.
—
Ta szmata nic nie da — syknął. — Granger, pozwól mi.
Krzyk,
który wydobył się z jej ust prawdopodobnie mógł spowodować, że Scorpius
wbiegnie do środka, czego obawiał się Draco. Krzyk ociekający strachem prosto
do jego ucha, przyprawił go o mdłości.
Płomień
śmignął wyżej, prawie sięgając jej twarzy, ale Draco w porę ją odsunął. Otoczył
jedną ręką jej talię, a ona dotknęła jego szyi. To był błąd, nic więcej. W
końcu to nie był odpowiedni moment, by pozwolić sobie na bliskość.
Prowadząc
ją na druga stronę kuchni, Draco przeszukał szafki, aż znalazł obskurne wiadro
pod zlewem.
—
Zostań tam. Nie podchodź tu i przynajmniej tak mi pomóż, ja…
Hermiona
uniosła ręce, a skrzywiony uśmiech pojawił się na jej ustach, mimo zaszklonych
łzami oczu.
—
Zostanę tutaj.
Napełnił
wiadro po brzegi, zanim oblał piec. Potrzeba było trzech kolejnych prób, by
ugasić płomienie. Jego pierś unosiła się i opadała z każdym ciężkim oddechem.
Podnosząc głowę, przeczesał włosy palcami. Żartowałby, ale słowa ugrzęzły mu na
języku. Ramiona Hermiony przeszedł dreszcz, a palce drżały po jej bokach.
Odsunęła się od niego, ale przypuszczał, że jeśli ją obróci, zobaczy łzy
spływające po policzkach.
—
Hermiono — szepnął, zamykając lukę między nimi i unosząc podbródek kobiety. —
Już dobrze, jesteś bezpieczna. Ogień zgasł.
Potrząsnęła
głową i wytarła twarz.
—
Nie, prawie spaliłam własny dom. Mam szczęście, że to tylko piec, ale Scorpius…
—
Jest całkowicie bezpieczny — dokończył Draco, ściskając jej dłoń. — O to się
nie martw. Przyszedł prosto do mnie. Prawie dostałem zawału.
Kąciki
jej ust uniosły się, ale nie zaśmiała się.
—
To cud, że tu byłeś, ale nie zawsze będę miała tyle szczęścia. — Hermiona
spojrzała na kuchenkę. — To żałosne, że jestem taka zapominalska, ale nic nie
można na to poradzić. — Wpatrując się w podłogę, nie zerknęła na niego i zaczął
się zastanawiać, ile takich wypadków ma na swoim koncie.
Nie
mógł jej o to zapytać, nie w tej chwili, ale jej reakcja świadczyła o tym, że
było ich wiele. Ale mimo to wiedział, że Hermiona jest warta poświęcenia.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Uspokojenie
się zajęło jej więcej czasu, niż chciała przyznać lub o tym myśleć. Jednak
Draco przyjął to spokojne, gładząc dłonią jej ramię, gdy włosy stanęły jej dęba
spowodowane szokiem, gdy się odezwał. Poprosił ją, żeby zaczekała, aż zabierze
Scorpiusa do Clary. Potem mogli posprzątać kuchnię.
Kiedy
wrócił, dał jej do zrozumienia, że to on posprząta, a nie ona. Usiadła na
przeciwległym blacie i patrzyła, jak próbuje usunąć przypalone ślady, które nie
zniknęły.
Clara
przyprowadziła Scorpiusa o wpół do ósmej, a jej oczy rozszerzyły się, gdy Draco
otworzył drzwi.
Wymknął
się, żegnając się machnięciem dłoni, a Clara uchwyciła wzrok Hermiony
podążający za nim do jego domu przez zasłony, które zasłaniały okno.
—
Cóż — wycedziła Clara świadomie. — Jest kochany, prawda?
Scorpius
pobiegł po schodach, twierdząc, że chce się przebrać w piżamę i wybrać bajkę na
dobranoc. Chociaż upierał się, że jest na nie za duży i inne dzieci, które
spotykał, nie pozwalały czytać swoim mamom, Scorpius zawsze był tym, który
uwielbiał rutynę.
Hermiona
odkrząknęła.
—
Zakładam, że Scorpius powiedział ci, co się dzisiaj stało?
Skinęła
głową i poklepała Hermionę po ramieniu.
—
Biedactwo, wypadki się zdarzają. To nie twoja wina.
Przytakując,
Hermiona zmusiła się do uśmiechu.
—
Pobiegł prosto do domu Draco. Właściwie powiedziałam mu, żeby pobiegł do
ciebie. — Zaśmiała się.
—
Przyszłam, żeby zobaczyć, jak się masz — kontynuowała Clara, odgarniając włosy
z twarzy. — Przekonałam Scorpiusa, żeby pooglądał telewizję — czy mówiłam ci,
jak bardzo nienawidzę tego czegoś? W każdym razie, to był jedyny sposób, by
odwrócić jego uwagę, a to i tak wystarczająco dużo.
Hermiona
prychnęła. Lubił kreskówki może trochę za bardzo niż powinienem.
—
Kiedy przyszłaś?
Clara
machnęła ręką, bębniąc palcami po ramieniu Hermiony, gdy zadowolony uśmiech
pojawił się na jej twarzy, jakby wiedziała coś, o czym Hermiona nie miała
pojęcia.
—
Och, tak — niemal zanuciła Clara, wciąż się uśmiechając. — Wpadłam tylko po to,
żeby zobaczyć, jak się trzymasz. To była tak przerażająca próba, ale Draco
zdawał się dobrze… cię trzymać.
Twarz
Hermiony była pozbawiona koloru.
—
Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
—
Och? — podpowiedziała Clara. — W takim razie przypomnę. Zwykle nie węszę…
—
To kłamstwo.
—
Cicho, niegrzecznie przerywać starszym. Mogłam zajrzeć przez okno koło drzwi.
Nie widziałam wiele z powodu zasłony, ale chyba że spotkałaś innego wspaniałego
blondyna…
Hermiona
zakrztusiła się.
—
To jest…
—
W takim razie, jeśli spotkałaś innego blondyna, który tak wygląda, musisz mi go
przedstawić. Wiesz, mój mąż nie żyje od dziesięciu lat. — Uśmiech rozciągnął
się na jej twarzy i oparła dłoń o balustradę schodów. — Tylko się drażnię.
Przytulaliście się. Założyłam, że cię pocieszał.
Ciepło
opanowało twarz Hermiony. Stali na środku kuchni, ona skulona przez długi czas,
a jego dłoń gładziła plecy kobiety po linii kręgosłupa.
—
Scorpiusa z tobą nie było, prawda?
Clara
pokręciła głową i kosmyki wysunęły się z koka, by otoczyć twarz kobiety.
—
Nie było, ale Hermiono, nie chcę się wtrącać… — urwała, rzucając spojrzenie w
górę schodów. — Jeśli zaczyna ci zależeć na Draco, to świetnie. Od wypadku
zatrzymałaś swoje życie i wykonałaś wspaniałą robotę, wychowując Scorpiusa.
Hermiona
nie mogła znaleźć właściwych słów. Jak miała powiedzieć, że docenia tę radę,
ale jej nie chce?
—
Chcę tylko powiedzieć, że nie powinnaś wypuszczać z rąk szansy na szczęście. —
Clara ścisnęła jej dłoń. — Pora spać, ale zastanów się nad tym, co
powiedziałam. Nie każdy mężczyzna rzuciłby się dla ciebie w płomienie.
Dom
się nie palił. Wyjaśnienie znajdowało się na końcu jej języka, ale ugryzła
wnętrze policzka. Drzwi zamknęły się z trzaskiem, a Hermiona przekręciła klucz
w zamku. Może dom nie stał w płomieniach, ale przeczucie osadzone gdzieś
głęboko w żołądku podpowiadało jej, że Draco zrobiłby wszystko dokładnie tak
samo, gdyby znowu do tego doszło.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Kilka
dni później zagryzając dolną wargę, Hermiona chodziła po salonie, dopóki nie
pomyślała, że naprawi dziurę w podłodze. Kawałki drewna były wycięte i
wysuszone, ale nie prezentowały się korzystnie. Clara zadzwoniła przed chwilą,
telefon przeraźliwie trząsł się w widełkach.
Kobieta
była chora, z pewnością na coś zaraźliwego i nie wychodziła z łóżka przez
tydzień. Przepraszała kilka razy, mówiąc, że gdy tylko kiedyś będzie taka
potrzeba, zajmie się Scorpiusem.
Hermiona
nie chciała opuścić kolejnego dnia pracy, ale musiała znaleźć rozwiązanie. I
tak już mieli braki personelu. Inną opcją było przełknięcie dumy i poproszenie
Draco. Nie miała najmniejszej wątpliwości, że skorzysta z okazji, by jej pomóc.
Burknęła pod nosem, pocierając kark.
Chwyciła
kurtkę wiszącą niedaleko drzwi i włożyła w nią ręce, po czym wymknęła się z
domu. Zamykając cicho drzwi, skierowała się w stronę ulicy, spoglądając w górę,
aby upewnić się, że jedynym światłem w pokoju Scorpiusa było to rzucane przez
lampkę nocną.
Słońce
ledwo wzeszło, a wczesne poranne promienie dopiero zaczynały malować na niebie
wąskie smugi i szerokie łuki. Z całek siły zmiażdżyła liść pod stopą. W domu
Draco było ciemno, przez co zawahała się. Opuszczanie dnia pracy irytowało ją,
więc westchnęła, gdy zdała sobie sprawę, że i tak nie może sobie na to
pozwolić.
Hermiona
stuknęła knykciami w frontowe drzwi, pukając trzy razy. Wystarczająco głośno,
żeby usłyszał, gdyby się obudził, i na tyle cicho, że gdyby spał…
Usłyszała
kroki po drugiej stronie, zanim zdążyła dokończyć myśl. Drzwi się otworzyły i
poczuła ucisk w brzuchu. Draco wyraźnie spał. Ziewnął przeciągle, opierając się
o framugę. Był bez koszuli, miał na sobie tylko spodnie, które zwisały nisko na
biodrach.
Hermiona
starała się nie spuszczać wzroku z jego twarzy. Przygryzając wargę i
przełykając ciężko, śledziła oczami długą bliznę rozciągającą się na jego
klatce piersiowej. Ręka Hermiony drgnęła i szybko schowała ją za plecami, zanim
mogła się zbłaźnić, próbując go dotknąć.
Był
bardziej umięśniony, bardziej zdefiniowany niż mogłaby przypuszczać po jego
ubraniach.
—
Hermiono?
Minęło
dosłownie kilka chwil, odkąd zaczęła mu się przyglądać.
Zakaszlała.
—
Zdałam sobie sprawę, że jest szósta rano i dopiero teraz do mnie dotarło, że to
był okropny pomysł. To nic. Możesz wracać do spania…
—
Hermiono — powtórzył. — Pukanie do moich drzwi nigdy nie jest błędem.
—
Cóż — sapnęła Hermiona. — Mógłbyś założyć koszulę?
Uniósł
brew.
—
A chciałabyś, żebym to zrobił?
Minęły
trzy sekundy i Hermiona miała ochotę kopnąć się za wahanie. Nie tak miał
wyglądać ten poranek.
—
Myślę, że to podchwytliwe pytanie — odpowiedziała Hermiona. — Chcę, żebyś
założył koszulę, jeśli chcesz. Wiesz,
na zewnątrz jest chłodno.
Draco
uśmiechnął się, kiwając głową.
—
Wiem o tym. Jest szósta rano.
Powstrzymała
uśmiech, spoglądając na niego.
—
Co zrobiłaś, znowu wznieciłaś pożar? — drażnił się.
Ręka
Hermiony wystrzeliła i uderzyła go w klatkę piersiową, zostawiając na niej
wściekle czerwony ślad. Dziecinne, tak, ale nie żałowała tego, gdy parsknął. Nie ma potrzeby reagować na to, jak twarda
jest jego klatka piersiowa i prawdopodobnie tego nie poczuł, nie to co jej
ręka. Po prostu się uśmiechnij i…
—
Za wcześnie na żarty?
—
Tak — szepnęła Hermiona. — Za wcześnie na żarty. Nie, tak na serio miałam
nadzieję, że będę mogła cię prosić o przysługę.
Wyprostował
się, przypominając jej, że nad nią góruje.
—
Oczywiście. Wszystko, czego potrzebujesz.
—
Clara jest chora, a ja nie mam nikogo, kto mógłby popilnować Scorpiusa, gdy
jestem w pracy. Mogłabym go zabrać, ale on się denerwuje i nigdy nie kończy się
to dobrze. Wiem, że to wielka prośba, ale nie stać mnie na to, by opuścić
kolejną zmianę.
—
Tylko tyle? — zapytał. — Z przyjemnością. Zadzwonię do mojego przełożonego i
dam mu znać, że dzisiaj będę musiał pracować z domu. O której mam go odebrać?
Usta
Hermiony otworzyły się i stała jak osłupiała, nawet jak zrobił krok w jej
stronę.
—
To… — wybełkotała. — Tak po prostu?
Jego
palce zacisnęły się wokół jej nadgarstka, przesuwając w dół, aż ich palce się
połączyły.
—
Tak po prostu — potwierdził. — Coś jeszcze powinienem wiedzieć?
—
Tylko tyle, że muszę wyjść przed siódmą trzydzieści. — Poczuła serce w gardle, bijące
tak głośno, że słyszała to w uszach. — Mogę ci zapłacić.
Potrząsnął
głową.
Nie
była zdziwiona.
—
Draco, rezygnujesz z całego dnia. Mogę ci przynajmniej zapłacić za twój czas i
kłopot.
Draco
nie chciał o tym słyszeć.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Gdy
Hermiona otworzyła drzwi, była w trakcie związywania włosów, a w zębach trzymała
czarną spinkę. Radośnie wypowiedziała jego imię, wprowadzając go do środka.
Wyciągając spinkę z ust i wsuwając ją w swoje loki, Hermiona chwyciła plecak
leżący na końcu sofy.
—
Tu jest wszystko, czego Scorpius może potrzebować. Nigdy nie sprawia kłopotów,
ale spodziewam się, że będzie bardziej energiczny niż ten, którego zazwyczaj
widujesz.
Hermiona
brzmiała na zdenerwowaną i z jej perspektywy, Draco mógł zrozumieć dlaczego.
Bo
z jej perspektywy zostawiała swojego syna z nieznajomym.
Ale
Draco ochoczo skorzystał z nadarzającej się okazji.
—
To nie problem.
Wsunęła
za ucho niesfornego loka i oparła dłonie na biodrach, rozglądając się po
salonie.
—
Wiem, że o czymś zapomniałam. — Zagryzła wargę, zastanawiając się. — Cholera.
—
Tak sobie pomyślałem — zaczął Draco i nagle usłyszeli huk na górze schodów. —
Co to…
Hermiona
uniosła palec na usta i wyciągnęła głowę, by spojrzeć na klatkę schodową.
—
Nic mi nie jest! — wrzasnął Scorpius.
Przewracając
oczami, Hermiona przeniosła wzrok na Draco, zakładając ręce na piersi.
—
Założę się na wszystkie pieniądze z mojego konta, że próbował sięgnąć po
zabawki na górnej półce, czego zakazałam mu robić.
Serce
Draco wydawało się wytrącone z rytmu, gdy chodziło o nią, ale widząc ją w
żywiole jako matkę, skręciło go w żołądku.
—
Brzmi, jakby próbował być niezależny.
Prychnęła.
—
Tak i uparty jak cholera. Nie wiem, po kim to ma.
Nie
mógł powstrzymać głośnego śmiechu, który wydobył się z jego ust. Prawdopodobnie po nas.
—
Twierdzisz, że nie odziedziczył tego
po tobie?
Hermiona
rzuciła mu mrożące krew w żyłach spojrzenie.
—
Nie jestem aż tak uparta.
—
Mmm — zadumał się Draco. — Skoro tak twierdzisz.
Czerwień
wstąpiła na jej policzki, gdy zacisnęła usta.
—
Jeszcze raz dziękuję. Jestem ci za to bardzo wdzięczna. Jeśli jest coś, co mogę
zrobić lub zechcesz rozważyć możliwość zapłacenia ci, byłabym szczęśliwa.
Potrząsając
głową, Draco włożył ręce do kieszeni.
—
Wiesz, że nic nie wskórasz ciągłym pytaniem o to.
—
Zobaczymy. — Uniosła brodę i spojrzała mu w oczy.
Pragnienie,
by się pochylić, poprowadzić ją do ściany i pocałować tak, jak sobie to
wyobrażał za każdym razem, gdy ją widział, było przytłaczające. W jej oczach
wciąż były ciepłe, złote iskierki, które odbijały światło jej domu, a on zrobił
krok zanim pomyślał, żeby się powstrzymać.
Bladoróżowe
usta rozchyliły się, a Draco skupił się na ich kształcie ułamek sekundy dłużej
niż powinien. Granger odetchnęła niepewnie.
—
Mam pytanie. — Draco odkrząknął, a dźwięk wibrował w jego piersi. — Jeśli nie
masz nic przeciwko, miałem nadzieję, że będę mógł zabrać go na cały dzień?
Wciąż się rozpakowuję i mam wiele do zrobienia w domu.
Zamrugała
i dostrzegł, że zacisnęła dłoń opadającą w jego kierunku.
—
Oczywiście. Będzie zachwycony. Właściwie, mogę ci dać… — Hermiona sięgnęła po
torebkę wciąż wiszącą na haczyku.
—
Mogę zapłacić. To nie problem — powiedział Draco. — Jest jakieś miejsce, gdzie
chciałby iść? Na obiad czy...?
Scorpius
zbiegł po schodach w połowie zapiętej kurtce, gdy stanął przed nimi.
—
Nie jesteś panną Clarą — powiedział bez ogródek, patrząc na Draco.
Hermiona
uśmiechnęła się nieśmiało.
—
Jeszcze mu nie powiedziałam, bo wiedziałam, że nie skupi się na ubieraniu,
gdybym to zrobiła.
Draco
zaśmiał się, potajemnie zadowolony, że Scorpius lubił go tak samo, jak on
chłopca. Chociaż miał nadzieję, że do końca dnia polubi go jeszcze bardziej.
—
Panna Clara jest chora, więc Draco zgodził się zajmować tobą przez cały dzień.
Ledwie
te słowa opuściły jej usta, Scorpius krzyknął głośno, wyrzucając ręce w
powietrze.
—
Świetnie!
Draco
patrzył, jak Hermiona stłumiła śmiech, siląc się na powagę, gdy przykucnęła.
Poprawiła kurtkę Scorpiusa i zapięła guziki.
—
Chcę, żebyś dzisiaj zachowywał się najlepiej, dobrze? Cokolwiek Draco każe ci
zrobić, słuchaj go.
Twarz
chłopca nie wyrażała emocji, była wyrachowana — o ile można było użyć takiego
słowa, opisując dziecko — i bardzo przypominała Draco.
—
A jeśli powie mi, że mam skoczyć z mostu?
Draco
zakrztusił się ze śmiechu, ręką zakrywając usta.
Hermiona
zachichotała i przygładziła włosy syna.
—
Na pewno tego nie powie, kochanie.
—
A jeśli to zrobi? — nalegał Scorpius.
—
To nie skacz z mostu — odpowiedziała Hermiona, po czym złożyła pocałunek na
czubku jego głowy. — Do zobaczenia po pracy. Kocham cię.
—
Też cię kocham, mamusiu. — Słowa chłopca zostały stłumione, gdy przycisnął swój
policzek do jej policzka, składając pocałunek. — Będę grzeczny.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Rozstali
się z Hermioną na końcu ulicy. Pomachała na pożegnanie, bezgłośnie mu dziękując, a on skinął głową. Scorpius
wziął Draco za rękę, owijając lodowate palce wokół jego dłoni. Cisza trwała
najwyżej minutę — Scorpius był gadatliwym dzieckiem — ale Draco to lubił.
To mój syn.
Ta
myśl nigdy nie opuściła jego umysłu, ale wróciła ze zdwojoną siłą. Scorpius był
prawie jego odbiciem za młodu: niemal białe, blond włosy należące do Malfoyów,
zaostrzone rysy twarzy, które na szczęście były gładsze dzięki Hermionie i
oczy, które były prawie takie same jak jego.
Trochę
jaśniejsze, ale Draco nie wątpił, że z wiekiem ściemnieją. Chociaż… miejmy
nadzieję, że Scorpius nie stanie się tak okrutny, jak Draco w wieku jedenastu
lat, ani tak trudny, będąc dorosłym.
—
Draco?
—
Co tam?
Palce
ścisnęły jego dłoń.
—
Możemy iść do parku?
Jakże mógłbym mu
czegokolwiek odmówić.
—
Tak — szepnął Draco. — Możemy to zrobić.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Kilka
godzin później Draco przekonał się, że podjął właściwą decyzję. Śmiech
Scorpiusa rozbrzmiewał mu w uszach, gdy dobiegli po przeciwnych stronach budki.
Chłopiec wybrał restaurację, co było samozwańczą nagrodą za pokonanie Draco w
wyścigu z jednej strony parku na drugą.
Oczywiście
Draco mógł wygrać — jego nogi były niemal tak długie, jak wysoki był Scorpius —
ale i tak poprosiłby Scorpiusa, by wybrał jedną z opcji.
Oddychając
ciężko, chłopiec zdjął czapkę z dzianiny i poklepał się po policzkach.
—
Nie mogę oddychać.
Draco
skinął głową.
—
Tak się dzieje, gdy tyle biegasz.
—
Prawdopodobnie umieram — powiedział maluch śmiertelnie poważnie.
—
Musisz się napić. — Zaśmiał się Draco. — Dobrze się bawisz?
Scorpius
pokiwał głową.
—
Najlepiej! Panna Clara jest fajna, ale nie tak zabawna, jak ty. Dziękuję —
Złapał szklankę wody, którą kelnerka przed nim postawiła, łapczywie
przełykając.
—
Jeśli wypijesz za szybko… — Draco zdążył wypowiedzieć tylko część zdania, zanim
Scorpius opróżnił szklankę.
Wytarł
usta i podał ją kelnerce.
—
Przepraszam, proszę pani. Czy mogę prosić kolejną?
Skwitowała
to rozbawionym uśmiechem.
—
Oczywiście. Potrzebujecie czasu, żeby przejrzeć menu?
Draco
skinął głową.
—
Dziękuję.
Odchylił
się do tyłu, zdejmując kurtkę i uważając, by różdżka pozostała schowana.
Spojrzał na swoje przedramię, odnajdując gładką skórę. To było regularnie
odtwarzane zaklęcie…
Ramię Granger.
Draco
nagle przestał oddychać. Nie był pewny, dlaczego wcześniej się nad tym nie
zastanawiał. Zrzucił winę na to, jak szybko wszystko się potoczyło, gdy ją
odnalazł i się przeprowadził, ale na pewno wiedział, że na jej przedramieniu
nie ma blizny.
Na
jej ramieniu wyryto słowo Szlama.
Badał dokładnie tę ranę, gdy przebywali w Muszelce.
— Nigdy nie
zniknie — szepnęła Granger. — To był przeklęty nóź. — Mijały sekundy, podczas
których opierał się na kolanach, a ona siedziała na krawędzi łóżka. — Spójrz na
mnie, Draco. Nic nie mogłeś zrobić.
Delikatnie trzymał
ją za ramię, kciukiem gładząc zakrzywiony początek litery „S” i musnął ustami
jej uniesioną i ogoloną rękę.
— Powinienem tam
być.
Potrząsnęła
głową.
— W zasadzie tam
byłeś. To tylko moje ramię, a nie całe życie i nie to, co wydarzy się później. Ta
blizna zdefiniuje mnie tak samo, jak twoja ciebie. To znaczy — Granger
przeczesała dłonią jego włosy — nie zdefiniują żadnego z nas.
— Przyjmę to z
ochotą.
Granger zsunęła
się z łóżka, wciskając się między niego a ramę, unosząc głowę tak, że w świetle
dało się dostrzec fioletowego siniaka na jej policzku.
— Znowu będziemy
się o to kłócić?
— Znajdę sposób,
żeby to usunąć — wychrypiał, otulając rękami twarz kobiety. — Obiecuję.
Widział,
jak szorowała zlew w jego kuchni. Po kolacji myła ręcznie naczynia, a ostatnim
razem, gdy go zaprosiła, podawała mu talerze do wytarcia.
Nie
było żadnej blizny.
Nawet
najmniejszego przypomnienia o niej.
To
musiał być urok. Taki, jak jego, ale to by oznaczało, że Bellatrix nie była
sama w jakimkolwiek spisku, który wymyśliła. Czarownica — lub czarodziej —
musiała przybyć do Francji po jej zniknięciu, aby ukryć bliznę.
Potter.
Musiał porozmawiać z…
—
Rany! — piskliwy głos wytrącił go z przemyśleń. Głowa Draco uniosła się i
zobaczył starszą kobietę poprawiającą swój szal. — Chciałam panu tylko
powiedzieć, że pana syn jest przeuroczy. Taki mały, słodki chłopiec.
Scorpius
wyglądał na spanikowanego, a jego oczy rozszerzyły się, gdy spojrzał na Draco.
Mężczyzna
szybko przełknął.
—
Dziękuję, ale to nie jest mój syn.
To
było kłamstwo, które paliło, gdy je wypowiadał, a każde słowo zdawało się rwać
go na kawałki.
—
W takim razie co za różnica wieku! — Uśmiechnęła się, mierzwiąc włosy
Scorpiusa, gdy się odsunął. Nie zauważyła. — Wasza matka musi być wyczerpana.
Wy dwaj jesteście do siebie podobni. Pozytywnie identyczni!
Jej
mąż odsunął ją, kręcąc głową.
Scorpius
spojrzał na Draco, przechylając głowę w bok, co było ruchem zbyt podobnym do
Granger.
—
Po prostu wyglądamy podobnie — stwierdził.
Och,
Draco miał przejebane.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Draco
przyszedł do Granger o szóstej i zaprosiła go do środka.
—
Jak się zachowywał? — zapytała, gdy Scorpius zdjął buty w drzwiach. — Kolacja
jest na stole — zawołała za nim, ale już pędził w stronę kuchni.
—
Wspaniale — odparł Draco. — Jak w pracy?
Odetchnęła
gwałtownie.
—
Było nerwowo. Nie jestem pewna, co by się stało, gdybym nie miała kogoś do
opieki. Jeszcze raz bardzo dziękuję. Dobrze się bawiliście?
Pokiwał
głową.
—
Poszliśmy do parku i na obiad. Byliśmy też w kilku sklepach, więc mam nadzieję,
że nie masz nic przeciwko temu, że rozpieszczałem go trochę bardziej niż
powinienem. — Draco wyjął torbę zza swoich pleców. — Zanim zaczniesz nalegać na
zapłacenie mi, pieniądze nie stanowią dla mnie problemu, ale nie chcę
przekraczać żadnych granic.
Hermiona
przygryzła dolną wargę, ale wzięła od niego torbę.
—
W porządku, ale mam nadzieję, że jesteś przygotowany na to, że polubi cię
jeszcze bardziej. Z pewnością go przekonałeś. — Westchnęła. — Dziękuję. Wiem,
że mówiłam to wiele razy, ale jestem bardziej wdzięczna niż mogę wyrazić. Jeśli
jest coś, co mogę zrobić, żeby ci się odwdzięczyć…
Kiedy
urwała, Draco usłyszał, jak Scorpius bawi się przy kuchennym stole i jedyne, o
czym mógł myśleć, było to, jak wyczerpujące
było nie przebywanie z nią.
—
Wybacz, jeśli to za szybko, ale czy chciałabyś zjeść ze mną kolację? Nie, żeby
się odwdzięczyć, ale…
—
Tak. — Uśmiechnęła się. — Z przyjemnością.
Pożegnali
się przy drzwiach, podczas gdy Hermiona cały czas ściskała w dłoni foliową
torbę na zakupy i opierała się o framugę.
—
Dobranoc, Hermiono — mruknął Draco.
Delikatnie
się uśmiechając, skinęła głową.
—
Dobranoc, Draco. Dam ci znać, na jaki dzień mogę znaleźć opiekunkę, ale czy
możemy to zaplanować na sobotę?
Przez
ostatni miesiąc stawało się to coraz wyraźniejsze, ale Draco był pewien, że
będzie nią zauroczony bez względu na to, w jakim życiu ją spotkał.
_____________________________
Witajcie :) tak jak obiecałam, publikuję rozdział na Nowy Rok. Wiem, że to było wczoraj, ale chyba możecie mi to wybaczyć? Rozdział jest trochę dłuższy niż zazwyczaj, ale jak widać, sporo się działo między naszymi bohaterami i to zapowiedź jeszcze wielu zawirowań w historii. Co sądzicie o zapominalstwie Hermiony? Myślicie, że to ma związek z utratą pamięci? Cieszy mnie fakt, że Draco i Scorpius coraz lepiej się dogadują i mamy przy tym fajne scenki.
Planuję publikować rozdziały co dwa tygodnie, więc następny pojawi się 16 stycznia, także oczekujcie.
Korzystając z okazji, życzę wszystkim szczęśliwego i zdrowego Nowego Roku. Oby zaraza szybko minęła i będziemy mogli wrócić do normalności.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu i tygodnia. Enjoy!
Cześć! Wow, jestem zaskoczona, że wciąż jeszcze tutaj jesteś! I to teraz z tą świetną historią!
OdpowiedzUsuńPo długim czasie wróciłam do świata dramione i zaczęłam dokopywać się do starych blogów, miło zobaczyć, że dalej tłumaczysz! To opowiadanie miałam przyjemność czytać niedawno w oryginale, naprawdę świetna historia <3
Trzymam kciuki za dalsze chęci do pisania/tłumaczenia/blogowania <3
Dużo zdrowia!
Charlotte Petrova
wschod-slonca-dramione.blogspot.com
Hej! Mimo tego co obecnie ma miejsce, nadal mam chęci na tłumaczenia i pisanie, więc z przyjemnością to robię.
UsuńCieszę się, że wracasz, mam nadzieję, że też wrócisz do pisania, bo świetnie Ci to wychodzi.
Dziękuję za komentarz i wzajemnie dużo zdrowia!
Pozdrawiam
Arcanum
Bardzo dobra historia <3
OdpowiedzUsuńAw to jest cudowne
OdpowiedzUsuńMiałam pracować.. ale no. Muszę to dalej czytać :D po prostu muszę.
OdpowiedzUsuńWiem, co czujesz, ja czasami sama nie mogę się oderwać od tłumaczenia tej historii.
Usuń