sobota, 2 stycznia 2021

[T] To, co najlepsze: Rozdział 7

 

Wylądował na skraju linii drzew tuż za swoim domem i poczuł, jak zmieniają się jego zaklęcia zabezpieczające.

— Co do cholery? — syknął Draco, ściskając różdżkę, choć nadal spoczywała w kieszeni. Zbliżając się do swojego domu — był najbliżej — nie dostrzegł żadnych oznak zagrożenia u Granger.

Jednak jego własny dom…

Scorpius siedział na werandzie, ale na widok Draco zerwał się na równe nogi.

— Draco!

To był krzyk, którego mężczyzna nie chciał już nigdy więcej usłyszeć. Ten przejmujący strach, nie dzieci muszą odczuwać przyjemność. Scorpius ruszył w jego kierunku, zaciskając piąstki na koszuli mężczyzny.

— Mama potrzebuje pomocy!

— Co jest? — Draco podniósł go i skierował się w stronę domu Hermiony, zanim pomyślał, że nie powinien narażać syna na niebezpieczeństwo. — Scorpiusie, możesz mi powiedzieć, co się stało? Tylko szybko?

Chłopiec przetarł oczy i otarł piekące łzy.

— Ona zapomina o rzeczach! — szlochał. — Mama zostawiła wodę na kuchence i czajnik zapalił się.

Draco ogarnęła panika i szybko postawił Scorpiusa na ziemię.

— Zostań tutaj, dobrze? — przemówił w pośpiechu, a jego słowa plątały się ze sobą. — Pod żadnym pozorem nie wchodź do domu.

Scorpius skinął głową, zakrywając twarz małymi dłońmi.

— Uważaj — wymamrotał.

— Tak — szepnął Draco, kucając przed nim. — Będę ostrożny. Muszę tylko zapewnić bezpieczeństwo twojej mamie, dobrze? Zaraz wracam. — Bez namysłu dotknął ustami czubek głowy Scorpiusa. — Zaraz wracam.

Na wszelki wypadek zatrzasnął za sobą bramę, ale nie sądził, że to mogłoby powstrzymać Scorpiusa, gdyby naprawdę chciał wejść do środka. W chwili, gdy Draco pchnął drzwi, jego oczom ukazał się gęsty dym wydobywający się z kuchni, krążący wzdłuż szczytu sufitu. Zawołał ją, pędząc przez salon.

Coś huknęło.

Draco?

Krzywołap przemknął obok niego z najeżonym ogonem i zwiał przez frontowe drzwi.

— Draco, co ty tutaj robisz?

Skręcił za rogiem i gdyby sytuacja nie była tak dramatyczna, prawdopodobnie by się roześmiał.

— Co ja tu robię? Co ty tu robisz? Dom płonie!

Przewróciła oczami, gasząc płomienie wilgotną szmatką.

— Tak, ale to mój dom, więc muszę ugasić pożar.

— Ta szmata nic nie da — syknął. — Granger, pozwól mi.

Krzyk, który wydobył się z jej ust prawdopodobnie mógł spowodować, że Scorpius wbiegnie do środka, czego obawiał się Draco. Krzyk ociekający strachem prosto do jego ucha, przyprawił go o mdłości.

Płomień śmignął wyżej, prawie sięgając jej twarzy, ale Draco w porę ją odsunął. Otoczył jedną ręką jej talię, a ona dotknęła jego szyi. To był błąd, nic więcej. W końcu to nie był odpowiedni moment, by pozwolić sobie na bliskość.

Prowadząc ją na druga stronę kuchni, Draco przeszukał szafki, aż znalazł obskurne wiadro pod zlewem.

— Zostań tam. Nie podchodź tu i przynajmniej tak mi pomóż, ja…

Hermiona uniosła ręce, a skrzywiony uśmiech pojawił się na jej ustach, mimo zaszklonych łzami oczu.

— Zostanę tutaj.

Napełnił wiadro po brzegi, zanim oblał piec. Potrzeba było trzech kolejnych prób, by ugasić płomienie. Jego pierś unosiła się i opadała z każdym ciężkim oddechem. Podnosząc głowę, przeczesał włosy palcami. Żartowałby, ale słowa ugrzęzły mu na języku. Ramiona Hermiony przeszedł dreszcz, a palce drżały po jej bokach. Odsunęła się od niego, ale przypuszczał, że jeśli ją obróci, zobaczy łzy spływające po policzkach.

— Hermiono — szepnął, zamykając lukę między nimi i unosząc podbródek kobiety. — Już dobrze, jesteś bezpieczna. Ogień zgasł.

Potrząsnęła głową i wytarła twarz.

— Nie, prawie spaliłam własny dom. Mam szczęście, że to tylko piec, ale Scorpius…

— Jest całkowicie bezpieczny — dokończył Draco, ściskając jej dłoń. — O to się nie martw. Przyszedł prosto do mnie. Prawie dostałem zawału.

Kąciki jej ust uniosły się, ale nie zaśmiała się.

— To cud, że tu byłeś, ale nie zawsze będę miała tyle szczęścia. — Hermiona spojrzała na kuchenkę. — To żałosne, że jestem taka zapominalska, ale nic nie można na to poradzić. — Wpatrując się w podłogę, nie zerknęła na niego i zaczął się zastanawiać, ile takich wypadków ma na swoim koncie.

Nie mógł jej o to zapytać, nie w tej chwili, ale jej reakcja świadczyła o tym, że było ich wiele. Ale mimo to wiedział, że Hermiona jest warta poświęcenia.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Uspokojenie się zajęło jej więcej czasu, niż chciała przyznać lub o tym myśleć. Jednak Draco przyjął to spokojne, gładząc dłonią jej ramię, gdy włosy stanęły jej dęba spowodowane szokiem, gdy się odezwał. Poprosił ją, żeby zaczekała, aż zabierze Scorpiusa do Clary. Potem mogli posprzątać kuchnię.

Kiedy wrócił, dał jej do zrozumienia, że to on posprząta, a nie ona. Usiadła na przeciwległym blacie i patrzyła, jak próbuje usunąć przypalone ślady, które nie zniknęły.

Clara przyprowadziła Scorpiusa o wpół do ósmej, a jej oczy rozszerzyły się, gdy Draco otworzył drzwi.

Wymknął się, żegnając się machnięciem dłoni, a Clara uchwyciła wzrok Hermiony podążający za nim do jego domu przez zasłony, które zasłaniały okno.

— Cóż — wycedziła Clara świadomie. — Jest kochany, prawda?

Scorpius pobiegł po schodach, twierdząc, że chce się przebrać w piżamę i wybrać bajkę na dobranoc. Chociaż upierał się, że jest na nie za duży i inne dzieci, które spotykał, nie pozwalały czytać swoim mamom, Scorpius zawsze był tym, który uwielbiał rutynę.

Hermiona odkrząknęła.

— Zakładam, że Scorpius powiedział ci, co się dzisiaj stało?

Skinęła głową i poklepała Hermionę po ramieniu.

— Biedactwo, wypadki się zdarzają. To nie twoja wina.

Przytakując, Hermiona zmusiła się do uśmiechu.

— Pobiegł prosto do domu Draco. Właściwie powiedziałam mu, żeby pobiegł do ciebie. — Zaśmiała się.

— Przyszłam, żeby zobaczyć, jak się masz — kontynuowała Clara, odgarniając włosy z twarzy. — Przekonałam Scorpiusa, żeby pooglądał telewizję — czy mówiłam ci, jak bardzo nienawidzę tego czegoś? W każdym razie, to był jedyny sposób, by odwrócić jego uwagę, a to i tak wystarczająco dużo.

Hermiona prychnęła. Lubił kreskówki może trochę za bardzo niż powinienem.

— Kiedy przyszłaś?

Clara machnęła ręką, bębniąc palcami po ramieniu Hermiony, gdy zadowolony uśmiech pojawił się na jej twarzy, jakby wiedziała coś, o czym Hermiona nie miała pojęcia.

— Och, tak — niemal zanuciła Clara, wciąż się uśmiechając. — Wpadłam tylko po to, żeby zobaczyć, jak się trzymasz. To była tak przerażająca próba, ale Draco zdawał się dobrze… cię trzymać.

Twarz Hermiony była pozbawiona koloru.

— Nie mam pojęcia, o czym mówisz.

— Och? — podpowiedziała Clara. — W takim razie przypomnę. Zwykle nie węszę…

— To kłamstwo.

— Cicho, niegrzecznie przerywać starszym. Mogłam zajrzeć przez okno koło drzwi. Nie widziałam wiele z powodu zasłony, ale chyba że spotkałaś innego wspaniałego blondyna…

Hermiona zakrztusiła się.

— To jest…

— W takim razie, jeśli spotkałaś innego blondyna, który tak wygląda, musisz mi go przedstawić. Wiesz, mój mąż nie żyje od dziesięciu lat. — Uśmiech rozciągnął się na jej twarzy i oparła dłoń o balustradę schodów. — Tylko się drażnię. Przytulaliście się. Założyłam, że cię pocieszał.

Ciepło opanowało twarz Hermiony. Stali na środku kuchni, ona skulona przez długi czas, a jego dłoń gładziła plecy kobiety po linii kręgosłupa.

— Scorpiusa z tobą nie było, prawda?

Clara pokręciła głową i kosmyki wysunęły się z koka, by otoczyć twarz kobiety.

— Nie było, ale Hermiono, nie chcę się wtrącać… — urwała, rzucając spojrzenie w górę schodów. — Jeśli zaczyna ci zależeć na Draco, to świetnie. Od wypadku zatrzymałaś swoje życie i wykonałaś wspaniałą robotę, wychowując Scorpiusa.

Hermiona nie mogła znaleźć właściwych słów. Jak miała powiedzieć, że docenia tę radę, ale jej nie chce?

— Chcę tylko powiedzieć, że nie powinnaś wypuszczać z rąk szansy na szczęście. — Clara ścisnęła jej dłoń. — Pora spać, ale zastanów się nad tym, co powiedziałam. Nie każdy mężczyzna rzuciłby się dla ciebie w płomienie.

Dom się nie palił. Wyjaśnienie znajdowało się na końcu jej języka, ale ugryzła wnętrze policzka. Drzwi zamknęły się z trzaskiem, a Hermiona przekręciła klucz w zamku. Może dom nie stał w płomieniach, ale przeczucie osadzone gdzieś głęboko w żołądku podpowiadało jej, że Draco zrobiłby wszystko dokładnie tak samo, gdyby znowu do tego doszło.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Kilka dni później zagryzając dolną wargę, Hermiona chodziła po salonie, dopóki nie pomyślała, że naprawi dziurę w podłodze. Kawałki drewna były wycięte i wysuszone, ale nie prezentowały się korzystnie. Clara zadzwoniła przed chwilą, telefon przeraźliwie trząsł się w widełkach.

Kobieta była chora, z pewnością na coś zaraźliwego i nie wychodziła z łóżka przez tydzień. Przepraszała kilka razy, mówiąc, że gdy tylko kiedyś będzie taka potrzeba, zajmie się Scorpiusem.

Hermiona nie chciała opuścić kolejnego dnia pracy, ale musiała znaleźć rozwiązanie. I tak już mieli braki personelu. Inną opcją było przełknięcie dumy i poproszenie Draco. Nie miała najmniejszej wątpliwości, że skorzysta z okazji, by jej pomóc. Burknęła pod nosem, pocierając kark.

Chwyciła kurtkę wiszącą niedaleko drzwi i włożyła w nią ręce, po czym wymknęła się z domu. Zamykając cicho drzwi, skierowała się w stronę ulicy, spoglądając w górę, aby upewnić się, że jedynym światłem w pokoju Scorpiusa było to rzucane przez lampkę nocną.

Słońce ledwo wzeszło, a wczesne poranne promienie dopiero zaczynały malować na niebie wąskie smugi i szerokie łuki. Z całek siły zmiażdżyła liść pod stopą. W domu Draco było ciemno, przez co zawahała się. Opuszczanie dnia pracy irytowało ją, więc westchnęła, gdy zdała sobie sprawę, że i tak nie może sobie na to pozwolić.

Hermiona stuknęła knykciami w frontowe drzwi, pukając trzy razy. Wystarczająco głośno, żeby usłyszał, gdyby się obudził, i na tyle cicho, że gdyby spał…

Usłyszała kroki po drugiej stronie, zanim zdążyła dokończyć myśl. Drzwi się otworzyły i poczuła ucisk w brzuchu. Draco wyraźnie spał. Ziewnął przeciągle, opierając się o framugę. Był bez koszuli, miał na sobie tylko spodnie, które zwisały nisko na biodrach.

Hermiona starała się nie spuszczać wzroku z jego twarzy. Przygryzając wargę i przełykając ciężko, śledziła oczami długą bliznę rozciągającą się na jego klatce piersiowej. Ręka Hermiony drgnęła i szybko schowała ją za plecami, zanim mogła się zbłaźnić, próbując go dotknąć.

Był bardziej umięśniony, bardziej zdefiniowany niż mogłaby przypuszczać po jego ubraniach.

— Hermiono?

Minęło dosłownie kilka chwil, odkąd zaczęła mu się przyglądać.

Zakaszlała.

— Zdałam sobie sprawę, że jest szósta rano i dopiero teraz do mnie dotarło, że to był okropny pomysł. To nic. Możesz wracać do spania…

— Hermiono — powtórzył. — Pukanie do moich drzwi nigdy nie jest błędem.

— Cóż — sapnęła Hermiona. — Mógłbyś założyć koszulę?

Uniósł brew.

— A chciałabyś, żebym to zrobił?

Minęły trzy sekundy i Hermiona miała ochotę kopnąć się za wahanie. Nie tak miał wyglądać ten poranek.

— Myślę, że to podchwytliwe pytanie — odpowiedziała Hermiona. — Chcę, żebyś założył koszulę, jeśli chcesz. Wiesz, na zewnątrz jest chłodno.

Draco uśmiechnął się, kiwając głową.

— Wiem o tym. Jest szósta rano.

Powstrzymała uśmiech, spoglądając na niego.

— Co zrobiłaś, znowu wznieciłaś pożar? — drażnił się.

Ręka Hermiony wystrzeliła i uderzyła go w klatkę piersiową, zostawiając na niej wściekle czerwony ślad. Dziecinne, tak, ale nie żałowała tego, gdy parsknął. Nie ma potrzeby reagować na to, jak twarda jest jego klatka piersiowa i prawdopodobnie tego nie poczuł, nie to co jej ręka. Po prostu się uśmiechnij i…

— Za wcześnie na żarty?

— Tak — szepnęła Hermiona. — Za wcześnie na żarty. Nie, tak na serio miałam nadzieję, że będę mogła cię prosić o przysługę.

Wyprostował się, przypominając jej, że nad nią góruje.

— Oczywiście. Wszystko, czego potrzebujesz.

— Clara jest chora, a ja nie mam nikogo, kto mógłby popilnować Scorpiusa, gdy jestem w pracy. Mogłabym go zabrać, ale on się denerwuje i nigdy nie kończy się to dobrze. Wiem, że to wielka prośba, ale nie stać mnie na to, by opuścić kolejną zmianę.

— Tylko tyle? — zapytał. — Z przyjemnością. Zadzwonię do mojego przełożonego i dam mu znać, że dzisiaj będę musiał pracować z domu. O której mam go odebrać?

Usta Hermiony otworzyły się i stała jak osłupiała, nawet jak zrobił krok w jej stronę.

— To… — wybełkotała. — Tak po prostu?

Jego palce zacisnęły się wokół jej nadgarstka, przesuwając w dół, aż ich palce się połączyły.

— Tak po prostu — potwierdził. — Coś jeszcze powinienem wiedzieć?

— Tylko tyle, że muszę wyjść przed siódmą trzydzieści. — Poczuła serce w gardle, bijące tak głośno, że słyszała to w uszach. — Mogę ci zapłacić.

Potrząsnął głową.

Nie była zdziwiona.

— Draco, rezygnujesz z całego dnia. Mogę ci przynajmniej zapłacić za twój czas i kłopot.

Draco nie chciał o tym słyszeć.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Gdy Hermiona otworzyła drzwi, była w trakcie związywania włosów, a w zębach trzymała czarną spinkę. Radośnie wypowiedziała jego imię, wprowadzając go do środka. Wyciągając spinkę z ust i wsuwając ją w swoje loki, Hermiona chwyciła plecak leżący na końcu sofy.

— Tu jest wszystko, czego Scorpius może potrzebować. Nigdy nie sprawia kłopotów, ale spodziewam się, że będzie bardziej energiczny niż ten, którego zazwyczaj widujesz.

Hermiona brzmiała na zdenerwowaną i z jej perspektywy, Draco mógł zrozumieć dlaczego.

Bo z jej perspektywy zostawiała swojego syna z nieznajomym.

Ale Draco ochoczo skorzystał z nadarzającej się okazji.

— To nie problem.

Wsunęła za ucho niesfornego loka i oparła dłonie na biodrach, rozglądając się po salonie.

— Wiem, że o czymś zapomniałam. — Zagryzła wargę, zastanawiając się. — Cholera.

— Tak sobie pomyślałem — zaczął Draco i nagle usłyszeli huk na górze schodów. — Co to…

Hermiona uniosła palec na usta i wyciągnęła głowę, by spojrzeć na klatkę schodową.

— Nic mi nie jest! — wrzasnął Scorpius.

Przewracając oczami, Hermiona przeniosła wzrok na Draco, zakładając ręce na piersi.

— Założę się na wszystkie pieniądze z mojego konta, że próbował sięgnąć po zabawki na górnej półce, czego zakazałam mu robić.

Serce Draco wydawało się wytrącone z rytmu, gdy chodziło o nią, ale widząc ją w żywiole jako matkę, skręciło go w żołądku.

— Brzmi, jakby próbował być niezależny.

Prychnęła.

— Tak i uparty jak cholera. Nie wiem, po kim to ma.

Nie mógł powstrzymać głośnego śmiechu, który wydobył się z jego ust. Prawdopodobnie po nas.

— Twierdzisz, że nie odziedziczył tego po tobie?

Hermiona rzuciła mu mrożące krew w żyłach spojrzenie.

— Nie jestem aż tak uparta.

— Mmm — zadumał się Draco. — Skoro tak twierdzisz.

Czerwień wstąpiła na jej policzki, gdy zacisnęła usta.

— Jeszcze raz dziękuję. Jestem ci za to bardzo wdzięczna. Jeśli jest coś, co mogę zrobić lub zechcesz rozważyć możliwość zapłacenia ci, byłabym szczęśliwa.

Potrząsając głową, Draco włożył ręce do kieszeni.

— Wiesz, że nic nie wskórasz ciągłym pytaniem o to.

— Zobaczymy. — Uniosła brodę i spojrzała mu w oczy.

Pragnienie, by się pochylić, poprowadzić ją do ściany i pocałować tak, jak sobie to wyobrażał za każdym razem, gdy ją widział, było przytłaczające. W jej oczach wciąż były ciepłe, złote iskierki, które odbijały światło jej domu, a on zrobił krok zanim pomyślał, żeby się powstrzymać.

Bladoróżowe usta rozchyliły się, a Draco skupił się na ich kształcie ułamek sekundy dłużej niż powinien. Granger odetchnęła niepewnie.

— Mam pytanie. — Draco odkrząknął, a dźwięk wibrował w jego piersi. — Jeśli nie masz nic przeciwko, miałem nadzieję, że będę mógł zabrać go na cały dzień? Wciąż się rozpakowuję i mam wiele do zrobienia w domu.

Zamrugała i dostrzegł, że zacisnęła dłoń opadającą w jego kierunku.

— Oczywiście. Będzie zachwycony. Właściwie, mogę ci dać… — Hermiona sięgnęła po torebkę wciąż wiszącą na haczyku.

— Mogę zapłacić. To nie problem — powiedział Draco. — Jest jakieś miejsce, gdzie chciałby iść? Na obiad czy...?

Scorpius zbiegł po schodach w połowie zapiętej kurtce, gdy stanął przed nimi.

— Nie jesteś panną Clarą — powiedział bez ogródek, patrząc na Draco.

Hermiona uśmiechnęła się nieśmiało.

— Jeszcze mu nie powiedziałam, bo wiedziałam, że nie skupi się na ubieraniu, gdybym to zrobiła.

Draco zaśmiał się, potajemnie zadowolony, że Scorpius lubił go tak samo, jak on chłopca. Chociaż miał nadzieję, że do końca dnia polubi go jeszcze bardziej.

— Panna Clara jest chora, więc Draco zgodził się zajmować tobą przez cały dzień.

Ledwie te słowa opuściły jej usta, Scorpius krzyknął głośno, wyrzucając ręce w powietrze.

— Świetnie!

Draco patrzył, jak Hermiona stłumiła śmiech, siląc się na powagę, gdy przykucnęła. Poprawiła kurtkę Scorpiusa i zapięła guziki.

— Chcę, żebyś dzisiaj zachowywał się najlepiej, dobrze? Cokolwiek Draco każe ci zrobić, słuchaj go.

Twarz chłopca nie wyrażała emocji, była wyrachowana — o ile można było użyć takiego słowa, opisując dziecko — i bardzo przypominała Draco.

— A jeśli powie mi, że mam skoczyć z mostu?

Draco zakrztusił się ze śmiechu, ręką zakrywając usta.

Hermiona zachichotała i przygładziła włosy syna.

— Na pewno tego nie powie, kochanie.

— A jeśli to zrobi? — nalegał Scorpius.

— To nie skacz z mostu — odpowiedziała Hermiona, po czym złożyła pocałunek na czubku jego głowy. — Do zobaczenia po pracy. Kocham cię.

— Też cię kocham, mamusiu. — Słowa chłopca zostały stłumione, gdy przycisnął swój policzek do jej policzka, składając pocałunek. — Będę grzeczny.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Rozstali się z Hermioną na końcu ulicy. Pomachała na pożegnanie, bezgłośnie mu dziękując, a on skinął głową. Scorpius wziął Draco za rękę, owijając lodowate palce wokół jego dłoni. Cisza trwała najwyżej minutę — Scorpius był gadatliwym dzieckiem — ale Draco to lubił.

To mój syn.

Ta myśl nigdy nie opuściła jego umysłu, ale wróciła ze zdwojoną siłą. Scorpius był prawie jego odbiciem za młodu: niemal białe, blond włosy należące do Malfoyów, zaostrzone rysy twarzy, które na szczęście były gładsze dzięki Hermionie i oczy, które były prawie takie same jak jego.

Trochę jaśniejsze, ale Draco nie wątpił, że z wiekiem ściemnieją. Chociaż… miejmy nadzieję, że Scorpius nie stanie się tak okrutny, jak Draco w wieku jedenastu lat, ani tak trudny, będąc dorosłym.

— Draco?

— Co tam?

Palce ścisnęły jego dłoń.

— Możemy iść do parku?

Jakże mógłbym mu czegokolwiek odmówić.

— Tak — szepnął Draco. — Możemy to zrobić.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Kilka godzin później Draco przekonał się, że podjął właściwą decyzję. Śmiech Scorpiusa rozbrzmiewał mu w uszach, gdy dobiegli po przeciwnych stronach budki. Chłopiec wybrał restaurację, co było samozwańczą nagrodą za pokonanie Draco w wyścigu z jednej strony parku na drugą.

Oczywiście Draco mógł wygrać — jego nogi były niemal tak długie, jak wysoki był Scorpius — ale i tak poprosiłby Scorpiusa, by wybrał jedną z opcji.

Oddychając ciężko, chłopiec zdjął czapkę z dzianiny i poklepał się po policzkach.

— Nie mogę oddychać.

Draco skinął głową.

— Tak się dzieje, gdy tyle biegasz.

— Prawdopodobnie umieram — powiedział maluch śmiertelnie poważnie.

— Musisz się napić. — Zaśmiał się Draco. — Dobrze się bawisz?

Scorpius pokiwał głową.

— Najlepiej! Panna Clara jest fajna, ale nie tak zabawna, jak ty. Dziękuję — Złapał szklankę wody, którą kelnerka przed nim postawiła, łapczywie przełykając.

— Jeśli wypijesz za szybko… — Draco zdążył wypowiedzieć tylko część zdania, zanim Scorpius opróżnił szklankę.

Wytarł usta i podał ją kelnerce.

— Przepraszam, proszę pani. Czy mogę prosić kolejną?

Skwitowała to rozbawionym uśmiechem.

— Oczywiście. Potrzebujecie czasu, żeby przejrzeć menu?

Draco skinął głową.

— Dziękuję.

Odchylił się do tyłu, zdejmując kurtkę i uważając, by różdżka pozostała schowana. Spojrzał na swoje przedramię, odnajdując gładką skórę. To było regularnie odtwarzane zaklęcie…

Ramię Granger.

Draco nagle przestał oddychać. Nie był pewny, dlaczego wcześniej się nad tym nie zastanawiał. Zrzucił winę na to, jak szybko wszystko się potoczyło, gdy ją odnalazł i się przeprowadził, ale na pewno wiedział, że na jej przedramieniu nie ma blizny.

Na jej ramieniu wyryto słowo Szlama. Badał dokładnie tę ranę, gdy przebywali w Muszelce.

— Nigdy nie zniknie — szepnęła Granger. — To był przeklęty nóź. — Mijały sekundy, podczas których opierał się na kolanach, a ona siedziała na krawędzi łóżka. — Spójrz na mnie, Draco. Nic nie mogłeś zrobić.

Delikatnie trzymał ją za ramię, kciukiem gładząc zakrzywiony początek litery „S” i musnął ustami jej uniesioną i ogoloną rękę.

— Powinienem tam być.

Potrząsnęła głową.

— W zasadzie tam byłeś. To tylko moje ramię, a nie całe życie i nie to, co wydarzy się później. Ta blizna zdefiniuje mnie tak samo, jak twoja ciebie. To znaczy — Granger przeczesała dłonią jego włosy — nie zdefiniują żadnego z nas.

— Przyjmę to z ochotą.

Granger zsunęła się z łóżka, wciskając się między niego a ramę, unosząc głowę tak, że w świetle dało się dostrzec fioletowego siniaka na jej policzku.

— Znowu będziemy się o to kłócić?

— Znajdę sposób, żeby to usunąć — wychrypiał, otulając rękami twarz kobiety. — Obiecuję.

Widział, jak szorowała zlew w jego kuchni. Po kolacji myła ręcznie naczynia, a ostatnim razem, gdy go zaprosiła, podawała mu talerze do wytarcia.

Nie było żadnej blizny.

Nawet najmniejszego przypomnienia o niej.

To musiał być urok. Taki, jak jego, ale to by oznaczało, że Bellatrix nie była sama w jakimkolwiek spisku, który wymyśliła. Czarownica — lub czarodziej — musiała przybyć do Francji po jej zniknięciu, aby ukryć bliznę.

Potter. Musiał porozmawiać z…

— Rany! — piskliwy głos wytrącił go z przemyśleń. Głowa Draco uniosła się i zobaczył starszą kobietę poprawiającą swój szal. — Chciałam panu tylko powiedzieć, że pana syn jest przeuroczy. Taki mały, słodki chłopiec.

Scorpius wyglądał na spanikowanego, a jego oczy rozszerzyły się, gdy spojrzał na Draco.

Mężczyzna szybko przełknął.

— Dziękuję, ale to nie jest mój syn.

To było kłamstwo, które paliło, gdy je wypowiadał, a każde słowo zdawało się rwać go na kawałki.

— W takim razie co za różnica wieku! — Uśmiechnęła się, mierzwiąc włosy Scorpiusa, gdy się odsunął. Nie zauważyła. — Wasza matka musi być wyczerpana. Wy dwaj jesteście do siebie podobni. Pozytywnie identyczni!

Jej mąż odsunął ją, kręcąc głową.

Scorpius spojrzał na Draco, przechylając głowę w bok, co było ruchem zbyt podobnym do Granger.

— Po prostu wyglądamy podobnie — stwierdził.

Och, Draco miał przejebane.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Draco przyszedł do Granger o szóstej i zaprosiła go do środka.

— Jak się zachowywał? — zapytała, gdy Scorpius zdjął buty w drzwiach. — Kolacja jest na stole — zawołała za nim, ale już pędził w stronę kuchni.

— Wspaniale — odparł Draco. — Jak w pracy?

Odetchnęła gwałtownie.

— Było nerwowo. Nie jestem pewna, co by się stało, gdybym nie miała kogoś do opieki. Jeszcze raz bardzo dziękuję. Dobrze się bawiliście?

Pokiwał głową.

— Poszliśmy do parku i na obiad. Byliśmy też w kilku sklepach, więc mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że rozpieszczałem go trochę bardziej niż powinienem. — Draco wyjął torbę zza swoich pleców. — Zanim zaczniesz nalegać na zapłacenie mi, pieniądze nie stanowią dla mnie problemu, ale nie chcę przekraczać żadnych granic.

Hermiona przygryzła dolną wargę, ale wzięła od niego torbę.

— W porządku, ale mam nadzieję, że jesteś przygotowany na to, że polubi cię jeszcze bardziej. Z pewnością go przekonałeś. — Westchnęła. — Dziękuję. Wiem, że mówiłam to wiele razy, ale jestem bardziej wdzięczna niż mogę wyrazić. Jeśli jest coś, co mogę zrobić, żeby ci się odwdzięczyć…

Kiedy urwała, Draco usłyszał, jak Scorpius bawi się przy kuchennym stole i jedyne, o czym mógł myśleć, było to, jak wyczerpujące było nie przebywanie z nią.

— Wybacz, jeśli to za szybko, ale czy chciałabyś zjeść ze mną kolację? Nie, żeby się odwdzięczyć, ale…

— Tak. — Uśmiechnęła się. — Z przyjemnością.

Pożegnali się przy drzwiach, podczas gdy Hermiona cały czas ściskała w dłoni foliową torbę na zakupy i opierała się o framugę.

— Dobranoc, Hermiono — mruknął Draco.

Delikatnie się uśmiechając, skinęła głową.

— Dobranoc, Draco. Dam ci znać, na jaki dzień mogę znaleźć opiekunkę, ale czy możemy to zaplanować na sobotę?

Przez ostatni miesiąc stawało się to coraz wyraźniejsze, ale Draco był pewien, że będzie nią zauroczony bez względu na to, w jakim życiu ją spotkał.

_____________________________

Witajcie :) tak jak obiecałam, publikuję rozdział na Nowy Rok. Wiem, że to było wczoraj, ale chyba możecie mi to wybaczyć? Rozdział jest trochę dłuższy niż zazwyczaj, ale jak widać, sporo się działo między naszymi bohaterami i to zapowiedź jeszcze wielu zawirowań w historii. Co sądzicie o zapominalstwie Hermiony? Myślicie, że to ma związek z utratą pamięci? Cieszy mnie fakt, że Draco i Scorpius coraz lepiej się dogadują i mamy przy tym fajne scenki.

Planuję publikować rozdziały co dwa tygodnie, więc następny pojawi się 16 stycznia, także oczekujcie.

Korzystając z okazji, życzę wszystkim szczęśliwego i zdrowego Nowego Roku. Oby zaraza szybko minęła i będziemy mogli wrócić do normalności.

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu i tygodnia. Enjoy!

6 komentarzy:

  1. Cześć! Wow, jestem zaskoczona, że wciąż jeszcze tutaj jesteś! I to teraz z tą świetną historią!
    Po długim czasie wróciłam do świata dramione i zaczęłam dokopywać się do starych blogów, miło zobaczyć, że dalej tłumaczysz! To opowiadanie miałam przyjemność czytać niedawno w oryginale, naprawdę świetna historia <3
    Trzymam kciuki za dalsze chęci do pisania/tłumaczenia/blogowania <3
    Dużo zdrowia!
    Charlotte Petrova
    wschod-slonca-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Mimo tego co obecnie ma miejsce, nadal mam chęci na tłumaczenia i pisanie, więc z przyjemnością to robię.
      Cieszę się, że wracasz, mam nadzieję, że też wrócisz do pisania, bo świetnie Ci to wychodzi.
      Dziękuję za komentarz i wzajemnie dużo zdrowia!
      Pozdrawiam
      Arcanum

      Usuń
  2. Bardzo dobra historia <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam pracować.. ale no. Muszę to dalej czytać :D po prostu muszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, co czujesz, ja czasami sama nie mogę się oderwać od tłumaczenia tej historii.

      Usuń

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy