Minęły dwa tygodnie od śmierci Ginny.
Każda godzina wydaje się coraz bardziej nas obciążać. Na początku z łatwością
skupiliśmy się na kolejnej bitwie, ale z upływem czasu i ciągłym czekaniem na
następny atak, zaczęliśmy myśleć o tych, których straciliśmy. Bliźniaki nadal
rzucają dowcipami, ale lekkie drżenie ich głosu jest dowodem, że cierpią
bardziej niż każde z nas.
~*~*~*~*~*~
Harry wślizguje się do kuchni,
rzucając mi przelotny uśmiech, gdy sięga po czajnik.
— Jakieś wieści? — pytam, kiedy
chłopak zaparza sobie herbatę.
Potrząsa głową.
— Czy mamy w domu coś mocniejszego? —
pyta, otwierając kilka szafek.
— Nie, ty i bliźniacy wypiliście
resztę sześć dni temu — mówię, unosząc brwi. Harry wzrusza ramionami i popija
herbatę. — Jak Luna?
Wzdycha ciężko.
— Niezbyt dobrze — mówi. — Czekamy na
atak, w którym będzie brała udział Bellatrix, żebyśmy mogli się jej pozbyć.
Jednak Luna nie widzi żadnych ataków, w których moglibyśmy ją spotkać, a
przynajmniej takich, z których możemy mieć jakąkolwiek korzyść. — Harry
potrząsa głową ze smutkiem. — Po prostu widzi umierających ludzi i nie może nic
zrobić, by temu zapobiec. Jest ciężko.
Opada na krzesło przy kuchennym stole.
Podchodzę do niego i dotykam ramienia.
— Przykro mi — szepczę, a on w
odpowiedzi kiwa głową.
— Powiedzcie mi, że niedługo nastąpi
atak — błaga Tracy, wchodząc do kuchni.
Patrzę na brunetkę.
— Wszystko w porządku? — pytam ją, ale
przewraca dramatycznie oczami, przeszukując szafkę przed sobą.
— Czy mamy więcej eliksiru nasennego?
— zmienia temat.
— Tracy — upominam — to bardzo
uzależniające. Nie możesz przyjmować go każdej nocy, a poza tym dopiero jest
czwarta po południu.
— To nie dla mnie — mówi. — Ron nie
śpi od pięciu dni i naprawdę nie wiem, co jeszcze mogłabym dla niego zrobić. —
Przywołuje fiolkę z kredensu, siadając obok Harry’ego. — Myślę, że kolejna
bitwa pomogłaby mu skupić umysł… bo jak na razie jest w stanie myśleć tylko o
Ginny i…
BUM. Dom trzęsie się przez chwilę.
— Cholera! — krzyczy Tracy, a Harry
potrząsa głową.
— Nie tylko my wariujemy, czekając na
kolejny atak — mówi Harry, spoglądając na sufit.
Wzdycham.
— Pójdę z nimi porozmawiać —
oświadczam, kierując się na schody.
Kiedy docieram do ich pokoju, zauważam
drzwi leżące na podłoże i zawiasy ledwo trzymające się we framudze. Fred rusza
do przodu i kładzie ręce na moich ramionach.
— Rozpracowaliśmy to — mówi
podekscytowany.
— Chłopaki… — jęczę.
— Nie, musisz to zobaczyć, Miona —
George przerywa mi.
Trzyma w rękach pudełko, stuka różdżką
w jego bok.
BUM. Pudełko eksploduje, a potem
zapada cisza, głucha cisza.
— Zaklęcie wyciszające? — Zastanawiam
się głośno, nie słysząc własnego głosu.
— Wow. — Fred otwiera usta, ale nic
nie słychać.
Nagle mnie oświeca, a z obu moich
stron lecą czerwone promienie i uderzają prosto w bliźniaków. Obaj padają na
podłogę. Odwracam się, by zobaczyć stojącego za mną Draco z różdżką w ręce.
Podchodzi do mnie, porusza ustami, ale wciąż nie słychać dźwięku.
Chłopak macha różdżką przy moich
uszach i nagle się odblokowują.
— Głupota, głupota, głupota —
mamrocze.
— Co to było? — pytam.
— Głośny huk. — Kręci głową. — Mógł
uszkodzić twoje uszy. Nie wiem, dlaczego trzymali to na tak małej przestrzeni.
Magia ma swoje granice, nawet ta lecznicza, wiesz.
Uśmiecham się smutno, patrząc na
nieprzytomnych bliźniaków.
— Przybyli tu, aby odegrać bardziej
aktywną rolę — mówię — ale minęły dwa tygodnie i nic się nie dzieje.
Draco wzdycha i macha różdżką nad
chłopakami.
— Będą w stanie słyszeć, ale po
przebudzeniu może ich boleć głowa — wyjaśnia, zanim odchodzi w stronę
biblioteki.
Czekanie testuje także jego
cierpliwość.
~*~*~*~*~*~
Pani Malfoy siedzi na głównym miejscu
kuchennego stołu, pan Lovegood po przeciwnej stronie, po lewej Tracy, Fred i
George, a po prawej Draco, ja, Harry i Luna. Patrzę na puste miejsce między
Tracy i Fredem.
— Nadal śpi — wyjaśnia dziewczyna.
Przytakuję. Kiedy zaczynamy jeść,
tylko pani Malfoy i pan Lovegood nie wyglądają na zdenerwowanych. Spędzili całe
dnie na opiece nad domem i czuwaniu nad mieszkańcami. Pani Malfoy zajęła się dyrygowaniem
Stworkiem, co sprawiło, że skrzat promieniał z radości. Dwoje rodziców było
często widywanych razem, ich przyjaźń łagodziła zmęczenie oczekiwaniem, a
codzienne debaty były swego rodzaju pociechą w tych trudnych chwilach. To była
najbardziej zaskakująca przyjaźń, ale dzięki niej byliśmy spokojni.
— O co chodziło z tym głośnym hałasem?
— pyta pani Malfoy bliźniaków, unosząc brew, jak matka, która chce się
dowiedzieć, co nawyrabiały dzieci, dając jednocześnie do zrozumienia, że będą
miały przechlapane, zanim jeszcze otworzą usta. Bliźniaki wymieniają
porozumiewawcze spojrzenia.
— Próbowaliśmy przygotować coś na
następną bitwę — oświadcza George.
— Jak niby rozerwanie bębenków w
uszach mogłoby nam pomóc w walce? — dopytuje Draco.
— Draco — upomina syna pani Malfoy, w
tym samym momencie, gdy kładę swą dłoń na jego ramieniu.
— Cóż, ten był malutki — mówi Fred.
— Ogromny zada więcej obrażeń —
kontynuuje George.
— I zdezorientuje — dodaje Fred.
— A co trzeba zrobić, by nie działało
na was? — pytam.
— Odrzucić to — wyjaśnia Fred.
— O tak — kończy George.
— Ale musicie użyć różdżki, by
aktywować zaklęcie — drążę. — Więc i tak urok was dosięgnie.
Bliźniaki zerkają na siebie.
— To tylko prototyp — mówią zgodnie, a
Draco przewraca oczami.
~*~*~*~*~*~
Minęły trzy dni, a my wreszcie możemy odetchnąć,
widząc Lunę po raz pierwszy podczas posiłków.
Zabieramy się za planowanie.
— Zostało jedno nazwisko — mówi Luna,
kładąc kartkę na stole. Cztery z pięciu nazwisk są przekreślone.
Bellatrix Lestrage
Fred bierze kartkę do ręki, a po
przeczytaniu treści, szybko spogląda na blondynkę.
— Bellatrix Lestrage będzie brała
udział w ataku, który odbędzie się za cztery dni — mówi Luna.
Wszyscy na nią patrzą, a ja nie mogę
nie zauważyć ciemnych cieni pod jej oczami i braku pogodnego uśmiechu na
ustach.
— Będzie czterech silnych wojowników —
kontynuuje Luna. — Zabierają ośmiu rekrutów, aby torturować mugolskim miasto.
— Mamy jeszcze jakieś informacje? —
pyta Ron. Zmarszczki wyznaczają linię jego szczęki, a te wokół oczu pogłębiły
się, uwydatniając zmatowiały błękit oczu.
— Nie będzie miała maski, jej obecność
ma wywołać panikę wśród ludzi — dodaje Luna bez emocji. — Chociaż nie, nie do
końca. Bellatrix jest niezrównoważona, lękliwa i trochę szalona, a szansa na
torturowanie dzieci swych własnych towarzyszy to jej chleb powszedni. Pomijając
to, jest wiele nieścisłości i za każdym razem mam przed oczami innych obraz. To
dla nas najlepsza okazja na wyeliminowanie jej.
Luna spogląda w dół, mówiąc to. Ron
zaciska szczękę i odwraca wzrok, sztywno przytakując.
— Bellatrix właśnie taka jest, ale… ma
tendencję do używania tych samych czarów i schematów — dodaje Draco. Spogląda
na Harry’ego i kontynuuje: — Jeżeli chcesz, mogę przez najbliższe dni pokazać
wam je. Przez trzy lata spędziłem z nią wiele czasu i żyłem pod jej dyktando.
Harry kiwa głową z aprobatą,
otwierając lekko usta. Luna uśmiecha się lekko.
— Jeżeli nie ma innych pomysłów,
powinniśmy zacząć od razu — mówi Ron.
Wszyscy przytakują przechodzą do sali balowej. Harry chwyta Lunę
za łokieć, gdy stają koło drzwi.
— Idź się przespać — nalega, jednak
dziewczyna potrząsa głową, a blond kosmki tańczą z boku na bok.
— Muszę zobaczyć, czy to cokolwiek
zmieni — odpowiada.
— Wiedziałaś, że to zaproponuje —
domyśla się Harry.
— Tak, ale skoro to się stało, mamy
szansę na kilka innych opcji, więc wszystko staje się bardziej przejrzyste —
podkreśla Luna.
Obejmuję ją ramieniem.
— Luno, zrobiłaś tak wiele — mówię. —
Ale potrzebujesz odpoczynku. Proszę…
— Hermiono… — zaczyna, a ja przyciągam
ją do siebie.
— Nie możesz zobaczyć własnej
przyszłości — szepczę. — Gdybyś mogła, wiedziałabyś, że najlepsze szanse na
przejście przez to wszystko wymagają odpoczynku. Proszę.
Kiwa głową, gdy ją puszczam.
— Spróbuję — obiecuje, zanim znika.
Harry wzdycha, śledząc ją wzrokiem.
— Dziękuję — mówi, gdy kierujemy się
do sali balowej. Wzruszam ramionami.
— To zbyt duży ciężar — oświadczam. —
Musimy pamiętać, że dobijanie siebie nawzajem do niczego dobrego nie
doprowadzi.
— Tak było ostatnim razem? — pyta
Harry.
— Nie — odpowiadam. — Wtedy byliśmy
odcięci od świata. Nigdy nie zdawałam sobie sprawa, że nieposiadanie żadnych
informacji jest ogromnym darem, bo wtedy nic nie mogliśmy z tym zrobić. Kiedy
ukrywaliśmy się w lesie, myśleliśmy tylko o umierających ludzi, ale ich nie
widzieliśmy. Teraz jest inaczej.
Harry wzdycha ze smutkiem.
~*~*~*~*~*~
W sali balowej Draco stoi w samym
centrum. Sześć par oczu obserwuje, gdy przedstawia strategię Bellatrix i
ulubione zaklęcia.
— W jej sercu znajduje się demon,
który utrzymuje ją przy życiu. Jest sadystką. Lubi zadawać ból i pewnie z tego
korzysta — mówi Draco.
— Za dużo informacji — jęczy Fred,
jednak blondyn wzrusza tylko ramionami i kontynuuje.
— Ale jest też nieustraszona. Wyszukuje
mocne ataki, które powodują maksymalny ból, rzuca zaklęcia, powodujące mniejsze
obrażenia, ponieważ wywołują więcej cierpienia. Szybka śmierć nic dla niej nie
znaczy. Musicie rozpoznawać zaklęcia po jej postawie.
Draco przez godzinę opowiada o Bellatrix,
a potem demonstruje łańcuch czarów. Uszkodzenia są ogromne, ale prawie żadne
nie powoduje bólu.
— W ciągu następnych kilku dni będę
walczył jej stylem przeciwko każdemu z was, dopóki nie nauczycie się przewidywać
i kontratakować — kończy Draco.
— Jej stylem? — pyta George, unosząc
brew.
— Przez ostatnie lata wiele mnie
nauczyła, ale kopiowanie i przekształcanie stylu walki przeciwnika było moją…
cóż, specjalnością — odpowiada Draco niezręcznie.
— Kolacja, chłopaki — ratuję go, zanim
wkroczą na grząski grunt.
~*~*~*~*~*~
Większość mieszkańców udaje się do
swoich pokoi po kolacji, ale ja nie ruszam się z miejsca.
— Panno Granger? — pyta pani Malfoy,
gdy zostajemy we dwie.
— Chciałam chwilę porozmawiać —
odpowiadam. Kiwa głową i czeka. — Twoja… ekm… — Wzdycham. — Bellatrix jest
kolejnym celem — wyjawiam.
Pani Malfoy z trudem łapie powietrze,
siadając na swoim miejscu.
— Ja… — zaczynam mówić, ale tak
naprawdę nie mogę wypowiedzieć słowa.
Czuję ulgę, gdy unosi rękę, aby mi
przerwać. Oddycha powoli i powraca jej opanowanie.
— Dziewczyna, którą znałam, zaginęła
dawno przed zmianą Lucjusza — mówi pani Malfoy, zaciskając usta. — Zawsze
miałam nadzieję, że ona kiedyś się zmieni i do mnie wróci, ale tak się nie
stało. To uchroniło tylko mojego męża. I jeśli mam być szczera, mam świadomość,
że dziewczyna, którą kiedyś znałam, już nie istnieje. Nazywam ją siostrą, bo
nie porzuca się rodziny, ale… nie będziecie świadkami śmierci mojej siostry —
dodaje z ufnością — tylko zwierzęcia, które nią zawładnęło.
Pani Malfoy wstaje z krzesła, unosząc
wysoko głowę. Dotyka mojego ramienia, gdy podchodzi do drzwi.
__________
Witajcie :) w to niedzielne popołudnie publikuję kolejny rozdział tłumaczenia. Czy tylko ja nie mogę się doczekać końcówki tej historii? Mogę Wam przyrzec, że będzie emocjonująco. Przynajmniej tak się zapowiada.
Wiem, że obiecywałam rozdział kilka tygodni temu, ale krótko mówiąc, moje życie w ciągu ostatnich kilku dni drastycznie się posypało i musiałam wszystko poukładać. Dodatkowo otrzymałam misję specjalną w pracy — byłam odpowiedzialna za przystrojenie szkoły na Halloween, więc wymagało to ode mnie wieeeele pracy i czasu. Dlatego właśnie ucierpiało na tym moje tłumaczenie i jest mi z tego powodu bardzo źle. Do końca zostało sześć rozdziałów, więc muszę się spiąć w sobie i skończyć to jak najszybciej. Nie będę podawać kolejnych terminów, bo nie chcę, żebyście się na mnie zawiedli... Więc czekajcie cierpliwie!
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia. Enjoy!
Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału! 6 rozdziałów ? Będzie mi brakowało tego opowiadania... Pewnie przeczytam je jeszcze pare razy... i jeszcze pare :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zyczę miłego tygodnia :)
Tak, zostało sześć rozdziałów i to chyba najtrudniejsza część do tłumaczenia, bo wiem, że nieuchronnie zbliża się koniec. No ale będę mieć szansę na znalezienie czegoś nowego. :) Cieszę się, że ta historia tak Ci się spodobała i dziękuję za komentarz! <3
UsuńPozdrawiam