Czekamy w strategicznych miejscach na
obrzeżach miasta, tylko Fred i George są sami. Bliźniaczy instynkt daje im
dodatkową przewagę podczas walki. Trzymam różdżkę w dłoni, wyczekując. Na
przekór mugolom, którzy nieświadomi krążą po mieście, w powietrzu unosi się
zapach walki. Tym razem nie aktywujemy żadnych osłon, jedynie klątwy.
~*~*~*~*~*~
—
Żadnych osłon? — pytam Lunę. Blondynka kręci głową z imitacją uśmiechu na
ustach. — Ale wtedy… będą mogli się aportować — dodaje.
Na
pewno musiała to przeoczyć.
—
Niektórzy tak — odpowiada z łatwością. — Ale nie Bellatrix. Jeżeli inni
uciekną, to będziemy mieli większe szanse na pozbycie się jej.
Przytakuję.
—
W porządku.
~*~*~*~*~*~
Trzask informuje nas o przybyciu
dziewięciu śmierciożerców za pomocą świstoklika. Bellatrix jest jedną z trzech,
którzy trzymają się na nogach.
— Wstawajcie, kretyni — mówi, kopiąc
jedno z ciał na ziemi. — Czas się przekonać, co potraficie.
Czarownica chichocze, gdy mugole zaczynają
krzyczeć. Przerywa, kiedy promień niebieskiego światła uderza mężczyznę obok
niej. Zaklęcia zaczynają atakować grupę śmierciożerców z różnych stron.
Pierwszy upada, a trzech rekrutów się aportuje.
— Tchórze — ryczy Bellatrix, po czy
wysyła jedno ze swoich opatentowanych zaklęć. Fioletowe światło przecina
powietrze i promieniuje z różdżki. Uderza jednego ze śmierciożerców i czterech
mugoli zanim ja i Ron padamy na ziemię. Klątwa drasnęła włosy na czubkach
naszych głów, ale żyjemy.
Harry jest zajęty innym wojownikiem, a
Tracy następnym. Ziemia zaczyna się trząść, a Ron i ja unikamy zaklęcia, zanim
zostanie wycelowane.
Bellatrix odbija zaklęcie Freda, po
czym odwraca się do bliźniaków. Pozostali trzej śmierciożercy podejmują walkę z
Ronem i mną. Fred i George niemal tańczą w pojedynku. Tysiące ruchów przy
unikaniu zaklęć czarownicy zwiększa ich przewagę i jest niemal wyzwaniem.
Harry nadąża za przeciwnikiem, ale
Ron, Tracy i ja nie mamy tyle szczęścia — każde z nas napotyka problemy.
— Nie! — krzyczy Fred, gdy George
osuwa się na nogi. Struga krwi skapuje z jego ucha i chłopak jęczy na ziemi.
— Teraz czas na drugiego zdrajcę krwi
— pluje Bellatrix. — Dopóki nie umrze, będzie mógł obserwować twoje tortury.
Fred patrzy na czarownicę zimnym
wzrokiem. Rozsądny człowiek by się wycofał, ale Bellatrix do nich nie należy.
Klątwa przez nią wypowiedziana uderza
w miejsce, gdzie przed chwilą znajdował się chłopak. Rudzielec walczy z furią,
jaką nigdy u niego nie widzieliśmy. Ignoruje zaklęcia cięcia, które powodują
głębokie rany na jego nogach, zaciskając szczękę. Wciąż ma siłę do walki.
Bellatrix uśmiecha się do Freda,
czerpiąc radość z pojedynku, przepełniona pewnością, że wygra. Kiedy czerwone
zaklęcie przecina jej twarz przy lewym oku, uśmiech zamienia się w warczenie.
— Moje oko, ty draniu — krzyczy
kobieta.
Fred podchodzi bliżej, wykorzystując
swoją przewagę, ale zostaje odrzucony do tyłu. Śmierciożerca rzuca się naprzód,
łapiąc Bellatrix za ramię.
— Nie stracimy ulubionego zwierzęcia
Czarnego Pana — prycha, po czym znika z trzaskiem.
Sekundę później wszyscy znikają, a my
pędzimy do bliźniaków na miarę swych możliwości kondycyjnych.
— Musimy ich zabrać do Draco — mówi
Tracy.
— Ron, Tracy, weźcie Freda —
zarządzam. — Harry i ja zajmiemy się George’em.
Ron i Tracy podnoszą Freda, opierając
go o swoje ramiona, po czym znikają. Harry i ja przesuwamy się do przodu i
łapiemy George’a.
— Na trzy — mówię. — Raz… dwa… trz-uhf.
Śmieciożerca atakuje mnie znienacka,
gdy zaczynamy się obracać. Harry, George, przypadkowy śmierciożerca i ja
teleportujemy się na najwyższy stopień przed numerem 12. Luna otwiera nam
drzwi. Ogłusza śmieciożercę.
— Podajcie George’a — to wszystko, co
mówi.
Harry i ja manewrujemy rudzielcem
przed drzwiami, zanim Harry go lewituje.
— Locomotor
George — szepcze, a George leci za ciemnowłosym chłopakiem.
— Idź się umyć — mówi do mnie Luna. —
Zajmę się tym.
— Nie możemy pozwolić mu odejść —
oświadczam, wskazując nieprzytomnego wroga na progu naszego domu. Luna patrzy
na niego smutnym wzrokiem.
— Wiem — szepcze ze zbyt wielkim
zrozumieniem.
Kiwam głową, podążając za Harrym do
kuchni i naszej awaryjnej lecznicy.
— Tylko tyle mogę zrobić — mamrocze
Draco, stojąc nad George’em, który leży na noszach. — Nie mogę przywrócić mu
ucha, ta magia jest… to czarna magia.
Draco nalewa eliksir na ciemna szramę.
George cicho płacze, gdy blondyn wyciera miksturę i ranę ściereczką. Powtarza
proces, dopóki nie oczyszcza jej doszczętnie, po czym leczy ranę. Skóra zamyka
się tam, gdzie kiedyś było ucho.
Draco przekręca głowę George’a i wlewa
kolejny eliksir do jego gardła.
— Odpocznij — szepcze.
Ciche chrapanie jest oznaką, że
chłopak zapadł w głęboki sen, więc blondyn przechodzi do Freda.
— Wyjdzie z tego? — pyta Fred, patrząc
z przerażeniem na swojego brata, kiedy Draco zaczyna leczyć jego rany. Chłopak
kiwa głową.
— Będzie miał jedno ucho mniej, ale
poza tym wszystko w porządku. Musi tylko odpocząć — mówi Draco, a Fred
przytakuje, nawet nie odwracając wzroku. — Próbowałeś w ogóle odskakiwać? —
mamrocze Draco, nalewając eliksir na głębokie rozcięcie w okolicach żeber.
Fred wzrusza ramionami.
— Pozbawiłem ją oka w zamian za jego
ucho — mówi Fred.
— Co to za zaklęcie? — pyta Tracy. —
Nie wydaje mi się, żebym kiedyś je widziała.
— Cinis
Organo — odpowiada Fred.
Ręce Draco zamierają w bezruchu, gdy
jego oczy zwracają się na rudzielca, a potem wybucha śmiechem.
— Zrobiłeś to? — pyta Draco.
Fred kiwa głową z zadowoleniem, a w
jego oczach pojawia się złośliwy błysk.
— Co powoduje? — naciska Tracy, a
Draco zwraca się do niej.
— To zaklęcie lecznicze, przynajmniej
technicznie — mówi. — Używa się go przy pewnych chorobach, zwłaszcza problemach
z jedzeniem. Powoduje, że żywa materia zamienia się w popiół, ale bez
pieczenia. To techniczna transmutacja. Zwykłe Finite może to powstrzymać. W
leczeniu służy do zainfekowania danego obszaru i powstrzymania skutków, a
następnie leczenia już zjedzonego obszaru. Rzuciłeś to na jej oko?
Uśmiech Freda jest wręcz sadystyczny.
Draco kręci głową i wraca do ran chłopaka.
— Czy mogą je odwrócić? — pyta Ron.
— Nie — odpowiadam. — Tego konkretnego
zaklęcia nie da się odwrócić. W zasadzie nawet nie można odbudować gałki
ocznej. I nie ma znaczenia, jak długo zaklęcie nie zostało anulowane. Nie
będzie mogła użyć nawet magicznego oka. To bardzo zagmatwane zaklęcie.
— Jak je znalazłaś? — pyta Harry
zaintrygowany.
— W bibliotece jest kilka starych
książek o uzdrawianiu — przyznaję. — Czar ten nie jest zazwyczaj używany
podczas pojedynków, ponieważ można go anulować zwykłym zaklęciem tarczy lub
innego czaru znoszącego.
— Jeśli wiedzą, co to jest — odpowiada
Fred, a widząc nasze zdziwienie, kontynuuje: — Są inne zaklęcia, które mogą
wymagać o wiele trudniejszych i skomplikowanych klątw. Jednak na nic się zdadzą
i skutki będą nadal widoczne, dopóki nie zamieni się w popiół. Ale przynajmniej
ma drugie oko.
— Miło — komentuje Tracy.
— Nie nazwałbym tego tak — mamrocze
Harry pod nosem, a Fred wzrusza ramionami.
— Oko za ucho — mówi.
~*~*~*~*~*~
— To nie była dobra bitwa — mówi
Draco, gdy zostajemy sami w kuchni.
Łata oparzenia na moich plecach.
Reszta grupy została już uzdrowiona i poszła do swoich pokoi, by odpocząć.
— Nie, niezbyt — odpowiadam.
— Jesteście pewni, że Bella umarła?
— Będę musiała zapytać Lunę. Teraz
pilnuje śmierciożercy, który był naszym pasażerem na gapę.
— Eliksir słodkiego snu powinien
zatrzymać go na kilka godzin — komentuje Draco.
— Ale nadal…
— Tak — odpowiada. — Wszyscy
zostaliście ranni i nie liczyłem na to, że Bella umrze.
— Wiedzieliśmy, że pozbycie się jej
jest bardzo trudne — mówię.
Jego ręka przesuwa się po skórze moich
pleców, smarując kremem niemal uzdrowione oparzenia.
— Chciałbym, żebyś nie musiała brać w
tym udziału — szepcze Draco.
— Rozmawialiśmy już o tym —
oświadczam.
— Ciągle jesteś ranna — naciska.
— Mogłeś zdecydować, że nie chcesz tam
być, ale nie możesz zamknąć mnie w domu. To tak nie działa — wypalam.
— Po prostu chciałbym, żebyś była
bezpieczna — odpowiada, a szare oczy prześwietlają mnie na wylot.
— Nikt nie jest bezpieczny, dopóki ten
szaleniec żyje — mówię, a Draco zamyka oczy i wzdycha.
— Wiem.
Wzdycham i łapię go za rękę.
— Przepraszam — mówię cicho.
Przyciąga mnie do siebie, starając się
nie podrażniać ran.
— Za każdym razem jestem przerażony,
bo boję się, że nie wrócisz — szepcze w moje włosy.
— Wiem.
Odsuwa się i patrzy mi w oczy.
— Nie, nie wiesz — mówi. — Ostatnim
razem, gdy… Harry umarł… Czarny Pan chciał ciebie żywą i to, co planował… —
Draco wzdryga się. — Nie zrozumiesz…
— Będę ostrożna — mówię.
To jedyna rzecz, którą mogę mu
obiecać. Kiwa głową i ponownie przyciąga mnie do siebie.
_______________
Witajcie :) mamy długi weekend, więc pora na kolejny rozdział opowiadania. Jak Wam się podoba zemsta Freda? Ja jestem wręcz zaskoczona jego odwagą, bo to w końcu Bella. Piszcie, co myślicie!
Jeżeli wyrobię się ze wszystkim, co sobie zaplanowałam, to być może w niedzielę możecie się spodziewać kolejnej części, ale oczywiście nie mam 100% pewności. To tylko plany. Więc oczekujcie.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego długiego weekendu! Enjoy!
Zemsta Freda jest jak najbardziej na miejscu. Choć mogliby już ją zabić. Draco i Herma to miód na me serce. Juz nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńGdyby już ją zabili, nie byłoby zabawy :) Te sceny dramione są takie rozczulające, że aż sama się rozpływam.
UsuńPozdrawiam