Blaise Zabini dołączył do nas pięć dni
temu. Początkowo wydawało się, że planuje konkretną zemstę na tych, którzy
skrzywdzili jego matkę. Draco i Tracy rozmawiali z nim przez kilka godzin.
Potem wkroczyła pani Malfoy. Znała go
tak długo jak jego własna matka. To dzięki niej przyznał, że zwolennicy
Czarnego Pana powinni zostać powstrzymani, a my możemy w tym pomóc.
Jednak Harry nie był przekonany, że
chłopak, który mógłby zezwolić na jakąkolwiek torturę, powinien brać udział w
ostatecznej bitwie. Blaise dobrze wiedział, kto krzywdził jego matkę i nawet
Harry nie miał dostatecznych argumentów, aby go powstrzymać. Obiecał jedynie,
że jego zemsta będzie subtelniejsza.
~*~*~*~*~*~
Szóstego października, dwa tygodnie po
dołączeniu Blaise’a, zebraliśmy się w Pokoju Wojennym, jak to go nazwał Ron.
— Zostało sześć tygodni do ostatecznej
bitwy — zaczyna Luna. — W tym czasie będziemy musieli usunąć tych
śmierciożerców.
Na stole ląduje kartka papieru.
Bellatrix
Lestrage
Jugson
Thorfinn
Rowle
— Jest więcej? — pyta Ron, zerkając w
górę.
— Tak, po prostu… skutki zaklęcia na
Bellatrix miały nieprzewidziane konsekwencje — wyjaśnia Luna.
— W postaci dwóch kolejnych nazwisk? —
dopytuje Draco, a Luna kiwa głową. — Czy w ciągu sześciu tygodni będziemy mieli
okazję ich pokonać?
— Tak — odpowiada dziewczyna. — Ale
musimy być bardziej precyzyjni.
~*~*~*~*~*~
Po naradzie Draco staje z Blaise’em z
boku pokoju. Zasłaniam ich plecami, aby dać odrobinę prywatności i żeby reszta
grupy nic nie słyszała, ponieważ nadal są w pomieszczeniu, żywo dyskutując.
— Nie musisz walczyć — mówi Draco. —
Ta strona tego nie wymaga.
Blaise prycha.
— Wiem, stary — odpowiada. — Ale
muszę, nie dla nich, ale dla mojej matki.
Draco wzdycha.
— Myślałem, że jesteś kochankiem, a
nie wojownikiem — dodaje blondyn, unosząc brew.
— Kłamałem — śmieje się Blaise. — Ale
rozumiem, dlaczego ty nie walczysz — mówi cicho.
Draco kiwa głową.
— Uważaj — szepce i wychodzi na
korytarz.
Blaise pojawia się za mną i obejmuje
mnie ramieniem.
— Co z nim zrobimy? — pyta, a ja
wzruszam ramionami.
— Nie wiem jak ty, ale myślałam, że
mogłabym go pocałować — mówię.
Blaise śmieje się głośno.
— Jesteś idealną partią dla niego — oświadcza,
po czym odchodzi.
Blaise jest taki pozytywny i tak samo
serdeczny jak bliźniacy. Przyznaję, że nie wiedziałam o nim zbyt wiele, kiedy
się do nas wprowadził, ale w jego ruchach można wyczuć napięcie, które mówi o
bólu. Taki ból zobaczyłam, gdy powiedzieliśmy mu o śmierci matki.
~*~*~*~*~*~
—
Blaise. — Draco klapie go w ramię i wpuszcza do domu.
Chłopak
rozgląda się po mieszkaniu.
—
Więc to jest to miejsce, w którym się ukrywacie — mówi. — Byłem zaskoczony,
widząc wiadomość od ciebie. Nie byłem pewny, czy te plotki są prawdą. To, że
opuściłeś ciemną stronę.
—
To dlaczego przyszedłeś? — pytam nagle. — Gdybyś nie był pewny, że Draco
pracuje dla Sam-Wiesz-Kogo, wpadłbyś w pułapkę.
Blaise
chichocze.
—
Nie — odpowiada. — Draco, nawet zły Draco, nie wciągnąłby mnie w pułapkę. To
była część naszej umowy.
Patrzę
na dwóch byłych Ślizgonów.
—
Jakiej umowy?
—
Najlepszej w swoim rodzaju — odpowiada Blaise. — Niespisanej,
niewypowiedzianej, niepewnej.
Unoszę
brwi z niedowierzania.
—
Przyzwyczaisz się — mówi Draco.
—
A o co chodzi z tą godziną? — pyta Blaise. — Dlaczego teraz?
—
Ja… nie byłem pewien, czy wcześniej to było bezpieczne, ale… chodź tutaj.
Draco
kieruje się do nieużywanego pokoju, który będzie należał do Blaise’a. Rzuca
zaklęcia prywatności, gdy chłopak siada na łóżku. Potem ich oczy się spotykają.
—
Czy wiedziałeś, że Czarny Pan miał twoją matkę? — pyta Draco.
Czarnoskóry
chłopak sztywnieje.
—
Znaleźliśmy ją podczas jednego z naszych nalotów — kontynuuje Draco. —
Sprowadziliśmy ją tutaj, ale to, co z nią zrobili… nie mieliśmy szans.
Z
gardła Blaise’a wydobywa się szloch, oczy otwierają szeroko, błagając o
kłamstwo.
—
Nie — sapie.
—
Kiedy będziesz gotowy, zabiorę cię na miejsce jej pochówku — oznajmia Draco z
powagą w głosie.
Ciałem
Blaise’a wstrząsa szloch. Draco dotyka ramienia przyjaciela.
—
Nie — szepce w kółko chłopak.
W
tej chwili czuję się jak intruz, ale jestem tutaj z jakiegoś powodu.
—
Obiecałam twojej matce, że przekażę jej wiadomość — mówię, a jego oczy patrzą
na moje. — Moje światło, moja miłość, moja duszo, będę cię kochać na wieki
wieków.
—
Dziękuję — szepce.
—
Daj nam znać, jeśli będziesz czegoś potrzebował — mówię, po czym razem z Draco
wychodzimy z pokoju.
—
Nie powiedziałeś mu, że musieliśmy… co jej zrobiono — mamroczę, patrząc na
Draco, gdy zamykamy drzwi od biblioteki.
—
Wiedza o tym, jak została potraktowana najbliższa mu osoba, sprawi więcej bólu.
Nie musi wiedzieć, jak źle było — odpowiada Draco.
Przytakuję,
tuląc się do jego boku.
~*~*~*~*~*~
— Merlinie — krzyczy Blaise, gdy Draco
sięga po swoją różdżkę.
— Czy mam cię zakneblować? — pyta
blondyn. — Przestań się ruszać.
— To cholernie boli — krzyczy chłopak.
Bliźniacy snują się po kuchni, a
jednocześnie naszym oddziale ratunkowym.
— To zawsze cholernie boli — mówi Ron.
— Ale to lepsze od stracenia ręki.
— Jeżeli nie przestaniecie gadać,
uciszę was na zawsze — mówi Draco, wciąż pochylony nad ramieniem Blaise’a.
— Proszę, zrób to — wtrącam się,
czując pulsowanie w głowie.
— Czy przynajmniej pozbyliście się
Jugsona? — pyta Draco.
— Tak — mówi Harry. — Właściwie był
trudniejszy od Rolwe’a.
— Czyli pozostała tylko… — zaczyna
Tracy.
— Bellatrix — kończy Fred.
— Znowu — wtrąca George.
— Teraz ją dopadniecie — obiecuje
Blaise. — w końcu macie mnie.
— Patrzcie na niego, czy to nie napawa
was pewnością siebie? — pyta Draco, kończąc bandażowanie ramienia. — Hermiono.
Podchodzę bliżej i siadam na krześle,
które przed chwilą zwolnił Blaise. Świat wiruje, a ja kładę ręce po obu
stronach, próbując zachować równowagę.
— Kto ci przyłożył? — pyta Draco,
rzucając zaklęcia diagnostyczne.
— Jugson — odgryzam się pomimo nasilającego
się bólu.
— Połóż się. — Draco kieruje mnie na
leżankę, po czym podaje mi eliksir. — Pij.
Niemal od razu świat rozmazuje się, a
potem zapada ciemność.
~*~*~*~*~*~
Cztery dni później Draco pozwala mi
wstać z łóżka. Oczywiście niechętnie, ale nie spiera się ze mną, ponieważ
odbywa się zebranie.
— Dwa tygodnie — mówi Luna.
— Więc dwudziesty szósty listopada? —
pytam. — W środę?
Blondynka przytakuje.
— Tak, kto by się spodziewał, że
celowo napadną na szkołę w środę? — podjudza.
Wszyscy wzruszamy ramionami. Walczymy
w środę.
— Ale wcześniej — kontynuuje Luna.
— Bellatrix — warczy Fred.
— Tak i mamy tylko jedną okazję, a
mianowicie niedzielną noc, żeby ją pokonać — wyjaśnia Luna. — Może nie jest
pełnosprawna fizycznie z powodu utraconego oka, ale nie możecie jej lekceważyć,
bo jest tak samo żądna krwi.
— Jakie mamy szanse? — pyta Draco.
Wiem, że błaga o szanse na pokonanie
jej, ale także na to, aby żadne z nas nie ucierpi.
— Możemy to zrobić — mówi tylko Luna.
~*~*~*~*~*~
Kiedy znajduję się w wirze niedzielnej
bitwy, bardzo dobrze rozumiem zachowanie Luny, która nie mówi o szansach. To
najgorszy z nalotów, w których braliśmy udział.
Odbijam kolejne zaklęcie i odpowiadam
ogniem. Blaise stoi za moimi plecami, celując ogień w śmierciożerców.
— Padnij! — krzyczy Ron i wszyscy
padamy na ziemię. Kilku śmierciożerców podąża za nami, ale inni są odrzucani do
tyłu przez zaklęcie, które rzucił Ron. Może podniosą się ponownie, ale za dobre
kilka godzin, ewentualnie wcale.
Bellatrix należy do tych, którzy padli
na ziemię. Tracy odpycha Rona, gdy w jego stronę leci zaklęcie uśmiercające.
Klątwa obszarowa to fajna sztuczka, ale strasznie osłabia rudzielca. Tracy musi
chronić zbierającego siły chłopaka przed Bellatrix i czterema śmierciożercami.
— Głupi zdrajca krwi — krzyczy Bellatrix,
zanim rzuca więcej zaklęć w stronę kucającego Rona.
Bliźniacy szybko pędzą na ratunek, ale
można się domyślić, że to nie wystarczy.
Owijam winoroślą jednego ze
śmierciożerców. Nie będzie w stanie rzucić zaklęcia cięcia szybciej ode mnie.
Zauważam zieloną smugę skierowaną na plecy Blaise’a. Nie waham się. Nie mogę.
Atakuję biczem sługę Voldemorta, który nią wycelował. Opada na ziemię, mając
puste oczy.
— Bracie — jęczy śmierciożerca, który
stał obok.
Odwraca się do mnie i zaczyna podążać
naprzód. Odbija moje zaklęcia. Nic nie jest w stanie go powstrzymać.
— Brudna — syczy. — Mała… szlama…
Upada na twarz.
— Nie wydaje mi się — mówi Blaise, po
czym walczy z innym przeciwnikiem.
Podbiegam do Harry’ego i przejmuję
jego śmierciożercę.
— Pomóż bliźniakom — mówię. — Zajmę
się tym.
Harry macha różdżką i ognisty płomień
otacza nogę Bellatrix. Czarownica krzyczy.
Dopiero teraz możemy się przyjrzeć jej
twarzy. Czarne oko zastąpiło brakujące. Srebro zakrywa lewą stronę od czoła do
brody. Cała konstrukcja jest zaczepiona przy uchu kobiety. Metal wygląda tak,
jak ręka stworzona przez Voldemorta dla Petera.
Bellatrix walczy i zaczyna rzucać
śmiertelne zaklęcia w kierunku Harry’ego. Chłopak unika ich, ale bliźniacy
wciąż są w pobliżu, gotowi do ataku, jednak za każdym razem zostają
odepchnięci.
— Wystarczy — krzyczy Bellatrix. — Avada Kedavra!
Zielone światło leci w stronę
Harry’ego. W ostatniej chwili chłopak robi unik i klątwa przelatuje w
odległości kilku cali.
Kiedy zerka na wiedźmę, jej twarz
trzęsie się, przynajmniej metalowa część. Ciemne srebro zsuwa się po policzku,
przesuwając na gardło kobiety.
— Mój — syczy metal, krążąc wokół jej szyi.
— Panie — krzyczy kobieta, szarpiąc
metal.
Połowa jej twarzy niknie, tak jak
kości policzkowe, brwi, zęby, skóra. Ucisk na szyi zwiększa się.
— Tylko mój — syczy, unieruchamiając
ciało Bellatrix.
— Cholera jasna — komentuje Ron.
Ostatni śmierciożerca rozgląda się i
znika.
— Wracajmy — mówię i momentalnie
pojawiamy się przed domem.
~*~*~*~*~*~
— Dlaczego myślisz, że to ją zabiło? —
pyta Draco następnego dnia, gdy pijemy herbatę.
— Rozkazał, by nikt poza nim nie
zabijał Harry’ego… To była jego magia i widziałam, jak rzucała w kierunku Harry’ego
zaklęcie uśmiercające. Voldemort potraktował to jak zdradę — wyjaśniam.
— Dlatego przysięgi lojalności nie
działają wśród psychopatów — mówi Draco.
Przewracam oczami.
— Tak, to jeden z powodów — dodaję,
próbując się uśmiechnąć, chociaż wciąż drżę na wspomnienie ubiegłej nocy. —
Tylko dziesięć dni — szepcę.
Draco chwyta mnie za rękę.
— Wiem.
Czytaj dalej →
_____________
Witajcie :) kończy się weekend, więc publikuję kolejny rozdział opowiadania. Wreszcie udało się pokonać Bellę, chociaż nie obyło się bez efektów specjalnych. W powietrzu można wyczuć wojenną aurę i pewnie już nie możecie się doczekać rozstrzygnięć. W sumie ja też.
U mnie ostatnio tyle zawirowań, że wszystko zeszło na drugi plan. Gdy tylko próbuję sobie poukładać moje życie, coś pojawia się znienacka i znowu koło rozpędza się na nowo. Wiem, że zostały trzy rozdziały i na dobrą sprawę mogłabym je opublikować w ciągu tygodnia. Owszem mogłabym, ale dowiedziałam się, że znowu idę na drugą zmianę do pracy i mój czas będzie bardzo ograniczony. Jednak zrobię wszystko, żeby skończyć tłumaczenie tak do dwóch tygodni. Byłoby miło gdybyście trzymali kciuki!
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia. Enjoy!
W końcu pokonali tą Bellatrix. Ciężko im to szło. Miała bardzo ciekawą scenę śmierci. Nie czytałam chyba jeszcze takiej.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki i czekam z (!) cierpliwością na następny rozdział :)
Wybacz, że dopiero teraz odpisuję. Znalazłam chwilę w ten zwariowany weekend. Śmierć Belli była bardzo... teatralna, ale ona sama chyba taka była, ewentualnie grała :)
UsuńPozdrawiam i zapraszam na nowy rozdział!
Kurczaczek. W ciagu kilku dni przeczytałam całe tłumaczenie i nawet się nie zorientowałam, że nie jest skończone i teraz cierpię, bo czekam na część kolejną...
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się, jak tłumaczysz, bo robisz to składnie, a sama wiem, jaka to ciężka praca (tłumaczyłam kiedyś hobbystycznie jedną książkę, masakra), praktycznie pisanie jej od nowa, bo polski i angielski naprawdę tragicznie się różnią xd
Z uwag to zanim opublikujesz kolejną część, warto ją jeszcze przejrzeć, bo czasem słowo, które pewnie jest idealnym tłumaczeniem dla jego angielskiego odpowiednika, w naszym języku średnio pasuje, a ma synonim, który bardziej trafia w sedno. Podziwiam, że nie ma literówek - w 38 rozdziałach znalazłam tylko jedną i to powielenie "e" w wyrazie Weasley (Weesley), co jest totalną bzdurą.
Wybierasz fajne, ciekawe historie. To już drugie Twoje tłumaczenie, które czytałam i naprawdę wow. Masz nosa do tego ;)
Chętnie dowiem się za Twoim pośrednictwem, jak skończyła się ta historia. :) Masz lekkie pióro, a to bardzo ważne ;)
Pozdrawiam,
Farfocel
Jestem pod wielkim wrażeniem, że przeczytałaś całość! To duże poświęcenie, więc dziękuję <3 Tłumaczenie sprawia mi wiele frajdy i chyba lubię je bardziej niż własne pisanie.
UsuńStaram się wyłapać każdą literówkę, bo jestem także betą, więc czasem coś mi nie gra słownie i kombinuję z synonimami. Próbowałam znaleźć wspomniany przez Ciebie błąd, ale jakoś nie mogę :/ Pamiętasz może, który to był rozdział?
Ktoś kiedyś powiedział, że mam dar do wyboru ciekawych historii. W kolejce czekają inne, ale chyba teraz przydałby mi się mały urlop. Potrzebuję resetu. Jednak bardzo dziękuję za miłe słowa.
Pozdrawiam
E tam, poświęcenie. Jeden nudny dzień w pracy ;)
UsuńNo własnie nie pamiętam... powyżej 20 ale poniżej 28, tak mi się wydaje, poszukam!
Reset czasm się przydaje, pewnie! A no i chętnie przeczytałabym coś Twojego dłuższego. Nieczęsto pakuję się w miniatury, sama nie lubię ich tworzyć i nieszczególnie przepadam za czytaniem, więc czekam na Twoje dłuższe dzieło :D
Pozdrawiam,
Farfocel
Gdybyś znalazła, to byłabym baardzo wdzięczna! Jestem w trakcie pisania dłuższego wakacyjnego dramione i w teorii mogłabym do niego siąść po zakończeniu tego tłumaczenia, ale chyba najpierw muszę sobie zaplanować dalsze wydarzenia. To opowiadanie nazywa się Last Minute Love, więc gdybyś miała chęć przeczytać i wyrazić swoją opinię, to byłoby fajnie. :)
UsuńPozdrawiam i zapraszam na nowy rozdział Live Again, który wczoraj opublikowałam