Teczka
leżąca na środku łóżka była opatrzona jego imieniem i nazwiskiem na wystającej
z boku etykiecie. Otworzył ją i przesunął palcem po woskowej powierzchni
zdjęcia, które co jakiś czas na niego spoglądało. Było jednym z najświeższych,
które zrobił specjalnie do odznaki, mimo że w gruncie rzeczy nigdy jej nie
używał. Wyglądam tu jakoś inaczej,
pomyślał.
Dwa
lata oraz spory bagaż doświadczeń dzieliły go od poprzedniej wersji siebie. Tuż
pod zdjęciem, znalazł schludnie ukryte identyfikatory. Wiedział, że były
mu niezbędne do pobytu we Francji, zarówno magicznej i mugolskiej. Robards
zorganizował i ustalił wszelakie szczegóły zaledwie dzień po spotkaniu z
uzdrowicielem Smithem.
Z
dokumentów wynikało, że Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów wysyłał aurora
Draco Malfoya do Francji, aby skontaktował się z rządem w celu konsultacji
bieżących spraw. Tego rodzaju misje powierzano aurorom, którzy nie byli nim, tym, którzy nie posiadali
wysokiego poświadczenia bezpieczeństwa. To był jedyny powód, dlaczego Weasley
dokuczał mu z powodu wykonywania czarnej roboty, a Potter przełknął prawdę wraz
z ostatnią kolejką w pubie.
Plotka
o tym, że został upomniany i wysłany na misję poniżej jego umiejętności krążyła
między pracownikami, którą sam też podsycał. Jeśli Robards o tym słyszał,
nie pozwolił, aby Draco się dowiedział.
Doradztwo
było przykrywką, ale jak wszystko inne, zamierzał to zrobić dobrze. Pierwsza
sprawa dotyczyła jakiegoś nisko postawionego w hierarchii narkotykowej gangu —
mugolskie narkotyki mieszano z eliksirami — i tylko tyle wiedzieli na ten
temat. Draco ponownie rzucił dokumenty na łóżko i był pewien, że rozwiąże jego
„tajemnicę” w ciągu kilku dni. Wszystko o Granger znajdowało się na spodzie
stosu. Nie był pewien, czy chce przejrzeć te dokumenty, chociaż z drugiej
strony ogromnie go kusiło. Zobaczy ją jutro, jeśli będzie miał szczęście.
Zamierzał zaplanować swój przyjazd w taki sposób, aby do tego doszło.
To
była tylko kwestia czasu, ale nie mógł odepchnąć duszącej myśli, że tak
naprawdę, wcale nie ma go za dużo.
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Zabrzmiał
dzwonek i zaraz po nim Mamusiu!
Scorpius pędził przez sklep, jego sznurowadła przypadkowo rozwiązały się, ale
pchnął wahadłowe drzwi prowadzące za ladę tak mocno, że powinny się odbić i go
uderzyć.
Hermiona
złapała go, marszcząc brwi, ale na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech, gdy
drobne dłonie pociągnęły jej dżinsy.
—
Ile razy mówiłam ci, żebyś nie biegał po sklepie?
—
Kto wie? — mruknął.
Chłopiec
schował się za jej nogami, łaskocząc jednocześnie przedramię tuż pod łokciami,
co wywołało jej chichot. Niedawno odkrył, że nie był jedyną osobą na świecie,
która ma łaskotki.
—
Mogę poczytać?
Jej
palce musnęły czubek jego włosów, wygładzając je od nikczemnego wiatru, który
hulał obok sklepu.
—
Jeśli obiecasz, że nie będziesz biegać.
Scorpius
pokiwał głową i zwiał.
—
Nie biegaj!
—
Skaczę! — zawołał, a jego głos złagodniał, gdy zbliżył się do działu dla
dzieci.
Hermiona
potrząsnęła głową, kładąc dłonie na biodrach i wydychając powietrze.
—
Mam nadzieję, że nie był zbyt krnąbrny?
—
Nie bardziej niż zwykle — odpowiedziała Clara. Włosy sąsiadki przybrały jasny,
siwy kolor, a w okolicach oczu pojawiły się zmarszczki. — Masz diabelnie
przystojnego, nowego sąsiada. Ma niemal białe, blond włosy, takie jak Scorpius.
W
wypowiedzianych słowach było domniemanie, ale Hermiona zignorowała to.
—
Och? — wymamrotała tylko po to, żeby nawiązać rozmowę, ale potem zatrzymała
się, przerywając czyszczenie blatu. — Jak wygląda?
Na pewno nie pyta
o…
W
oczach Clary pojawił się błysk, ujawniając, że jej przekomarzanie się nie ma
nic wspólnego z wiekiem.
—
Scorpius do niego coś tam wołał. Był tu w zeszłym tygodniu.
Pamiętała.
Trudno byłoby nie.
—
Tak, pamiętam. Zapytał mnie, czy są jakieś domy na sprzedaż. Miły człowiek.
Śmiech
Clary przypominał rechot.
—
Miły człowiek? — powtórzyła. — Tylko tyle możesz o nim powiedzieć? Powiem
wprost: całkiem miło się na niego
patrzy.
Kręcąc
głową, gdy z jej ust wydobył się śmiech, Hermiona wróciła do sprzątania blatu
Zaczęła od słoika z cukierkami, którego jej syn mógłby szukać w każdej chwili.
—
Jesteś niepoprawna.
—
Po prostu mówię to, co uważam za stosowne, kochanie. — Clara uśmiechnęła się
szeroko. — Nie sądziłam, że uda mi się zabrać stamtąd Scorpiusa. Nawet chciał mu
pomóc w wyrywaniu chwastów. Oczywiście pan Malfoy i ja zgodziliśmy się, że to
nie byłoby odpowiednie. W końcu jest obcym człowiekiem.
Nieznajomy
był bardziej interesujący od kogokolwiek, kogo spotkała w ciągu ostatnich
pięciu lat.
Hermiona
uśmiechnęła się.
—
Jesteś pewna, że to mój syn? Nigdy nie był chętny do prac domowych.
Clara
oparła dłonie na blacie, a pierścienie zdobiące jej palce lśniły w ziemistym
świetle.
—
Byłam tak samo zaskoczona jak ty, ale Scorpius chciał zostać. Być może
znajdziesz przyjaciela w nowym sąsiedzie. To miły człowiek.
Wzdychając,
nawet wtedy gdy uśmiech pojawił się na jej twarzy, Hermiona złapała torbę spod
blatu.
—
Po pierwsze: nie pozwól, by twój nadaktywny mózg zaczął wymyślać niestworzone
rzeczy. Po drugie: oto twoje zamówienie. Przyszło dzisiaj rano i tak, już za
nie zapłaciłam.
To
rozpoczęło niekończącą się sprzeczkę.
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Scorpius
wyraźnie obrażony stąpał po chodniku, posłał jej ostatnie spojrzenie, zanim
zaakceptował jej odpowiedź, że „nie, nie może do niej dołączyć”, po czym
skierowali się prosto do domu. Czekała, aż światła zaczęły migać, raz, potem
drugi, aż w końcu się zaświeciły. Odczekała kolejne trzydzieści sekund, leniwie
stukając stopą o beton, aż włączyły się światła w jego sypialni.
Jej
palce uderzały o płot, gdy szła ulicą, mrucząc coś pod nosem.
Draco
wciąż był na zewnątrz, brud pokrywał jego włosy, a z miejsca gdzie stała,
również jego policzek, który znajdował się przy ziemi. Kiedy się do niego
zbliżyła, zdawał się jej nie zauważać, mogła jedynie usłyszeć niski i gardłowy
dźwięk wulgaryzmów:
—
Pieprzona praca w ogrodzie. Matka sprawia, że wszystko wygląda tak prosto, ale
to…
Chichot
wydobył się z jej ust, na co jego głowa odwróciła się w tamtym kierunku. Brwi
mężczyzny ściągnęły się w czymś, co według niej było kpiną i Hermiona
przenosiła ciężar ciała z nogi na nogę.
—
Bardzo przepraszam, nie chciałam się śmiać!
Wspiął
się na nogi, strzepując brud ze spodni i unosząc brew.
—
Na pewno? Wciąż się śmiejesz. — Draco uśmiechnął się złośliwie. — Miło cię znów
widzieć.
Hermiona
schowała ręce do kieszeni, kołysząc się na piętach.
—
Ciebie również. Moja niania powiedziała, że się tu przeprowadziłeś. Jestem
prawie pewna, że Scorpius niedługo przyjdzie, aby z tobą porozmawiać.
Draco
otarł pot z czoła wierzchem dłoni, brudząc je obficie.
—
Masz — Hermiona wskazała na jego twarz — brud na całej twarzy.
Parsknął.
—
Racja, idealnie. Cóż, uścisnąłbym ci rękę, ale… — Draco podniósł dłonie,
pokazując, że rzeczywiście był już solidnie ubrudzony. — Nie mam nic przeciwko,
żeby tu przychodził. Oczywiście, jeśli zechcesz. — Draco gubił się we własnych
słowach. — Jest dobrze wychowany.
Słyszała
to już wcześniej, ale prawdę mówiąc, jej syn lubił psocić. Nie żeby
kiedykolwiek zachowywał się inaczej, chociaż miała nadzieję, że jego
buntownicza pasja uspokoi się przed dojrzewaniem.
—
Wie, że nie wolno mu bawić się w parku na końcu ulicy, więc korzysta z każdej
okazji do wędrówki.
Hermiona
obejrzała się przez ramię, jej oczy padły na zarys Scorpiusa siedzącego na
parapecie w swoim pokoju. Dopiero gdy się odwróciła, spojrzała na niegdyś pusty
dom.
Wyglądał
tak samo jak wcześniej.
—
Potrzebujesz pomocy w sprzątaniu? — zapytała Hermiona, skupiając się na jego
twarzy, a definitywnie nie na koszuli
przylegającej do piersi z powodu potu. — Mogę pomóc.
Draco
podciągnął rąbek koszuli, odsłaniając większość brzucha, gdy ocierał czoło.
—
Nie musisz, daję radę.
Nie
udało jej się opanować głośnego śmiechu, który wydobył się z jej ust.
Przełykając ślinę, spytała grzecznie:
—
Jesteś pewien?
Westchnął
i dziko wskazał za siebie.
—
Aż tak źle?
Wzruszyła
ramionami, starając się nie zaśmiać.
—
Bez obrazy, ale wygląda na to, że potrzebuje kobiecej ręki.
Podrapał
się po karku, co ponownie podciągnęło koszulę.
—
Nie chciałbym, żebyś czuła się zobowiązana.
Hermiona
przeszła obok niego, marszcząc brwi, gdy zauważyła farbę odpryskującą z boku
domu.
—
To nie problem. O ile nie masz nic przeciwko. Scorpius bywa trochę głośny, ale
jeśli dasz radę to znieść, nie będzie tak źle.
—
Byłoby fantastycznie — zgodził się Draco. — Scorpius może być tak głośny, jak
tylko chce.
—
Och. — Hermiona zaśmiała się. — Nie mów mu tego.
Na
jego ustach pojawił się uśmiech, odsłaniając białe zęby, a włosy opadły na
oczy, gdy skinął głową.
—
Zrobię to. Jutro będę zajęty… pierwszy dzień w pracy… kiedy będziesz dostępna?
Hermiona
wsunęła za ucho pasmo włosów.
—
Jestem zajęta sklepem do weekendu. Sobota?
—
Doskonale.
Mimo
że piętnaście minut zazwyczaj wystarczyło Scorpiusowi, żeby zgłodniał,
Hermionie trudno było wrócić. Rozmowa z Draco była orzeźwiająca i interesująca,
i…
—
Dobrze. Powinnam chyba wrócić do domu, zanim mój syn zdecyduje, że lukrecja
jest odpowiednią kolacją. Do zobaczenia w sobotę.
Odprowadził
ją do bramy i spodziewała się, że tam się zatrzyma, ale Draco odprowadził ją
jeszcze dziesięć jardów, prosto pod drzwi.
—
Nie chcę być apodyktyczny — zaczął cicho. — Londyn nie jest taki przyjazny dla
młodych kobiet chodzących po ciemku.
To
było trochę dziwne, biorąc pod uwagę małe miasteczko, w którym mieszkali, ale
Hermiona pozwoliła mu na odrobinę rycerskości.
—
Cóż, ostatni poważny atak miał miejsce z pięć lat temu. — Hermiona zaśmiała
się, nie wiedząc, jak zesztywniał obok niej. — Przypuszczam, że to cię nie
uspokoiło.
—
Masz rację — mruknął Draco.
Hermiona
położyła dłoń na bramie i wślizgnęła się do środka, zatrzaskując zasuwkę na
swoim miejscu.
—
Dziękuję, że mnie odprowadziłeś, Draco.
Kącik
jego ust drgnął.
—
Czyżbym wyczuwał sarkazm?
Udawała
niewinność, szczerząc zęby, gdy jego oczy się rozjaśniły.
—
Nigdy bym tego nie powiedziała. Mówię tylko, że mogłeś obserwować ze swojej
werandy, jak bezpiecznie wracam do domu.
—
Byłbym w niebezpieczeństwie, gdybym stanął na tym krzywym czymś. Wszystko by
runęło — odparł. — Jak u ciebie ze stolarką?
Hermiona
potrząsnęła głową i cofnęła się.
—
Jestem okropna. Dobranoc, Draco.
Patrząc
w kierunku ulicy, ukradkiem rzuciła mu ostatnie spojrzenie, zanim weszła do
środka i cicho zamknęła drzwi. Zasunęła oba zamki i weszła do kuchni. Tenisówki
zaskrzypiały o kafelki i znalazła Scorpiusa przy stole z miską płatków.
—
To nie jest kolacja.
Wyzywająco
podniósł do ust łyżkę pełną kolorowych płatków i uśmiechnął się, po czym
nastąpiło chrupnięcie.
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Dziesięć
minut po zjedzeniu płatków, Scorpius biadolił, że znowu jest głodny. Hermiona
była dopiero w połowie czytania książki, kiedy uderzył ją w nogę i poprosił o
pozostawioną w lodówce zapiekankę.
—
Zaraz ci przygotuję, pozwól mi tylko zaznaczyć, gdzie skończyłam.
—
Możemy dać trochę Draco? — Gdy nie odpowiedziała natychmiast, westchnął ciężko.
— Co jeśli nie ma jedzenia?
Zachichotała.
—
Jestem pewna, że ma.
Oczy
Scorpiusa niemal wyszły mu z orbit.
—
Mógłby głodować — nalegał z dramaturgią. — Maaamusiu!
—
Dobrze, dobrze — zgodziła się Hermiona, wyciągając dwa talerze z szafki. —
Chcesz mu zanieść?
Pokiwał
głową, wyrywając wciąż ciepły talerz i ruszył do drzwi.
—
Zaraz wracam!
Hermiona
poszła za nim.
—
Tego jestem pewna. Poobserwuję cię z werandy.
Odetchnął
z irytacją, która brzmiała tak, jakby był nastolatkiem i uciekł, zanim zdążyła
to skomentować. Hermiona nadal opierała się o poręcz, obserwując syna, który
energicznie szedł chodnikiem. Kiedy dotarł do werandy, pękła deska i odskoczył
od niej, pozostając w szoku.
Zaśmiała
się.
—
Więc miał rację co do werandy.
Scorpius
zapukał, a drzwi otworzyły się kilka sekund później, ukazując Draco.
Porozmawiali chwilę, po czym Draco uklęknął na wysokości oczu Scorpiusa i wziął
talerz.
Jej
serce ścisnęło się ze zbyt dobrze znanym uczuciem, gdy Scorpius rozpromienił
się, śmiejąc się, gdy Draco zmierzwił mu włosy. Gdy Draco spojrzał w górę i ją
zobaczył, pomachał lekko.
Scorpius
zeskoczył z werandy, wskazując na wadliwą deskę, a Draco rzucił Hermionie
porozumiewawcze spojrzenie.
I
chociaż Draco nie odprowadził Scorpiusa do domu — prawdopodobnie z powodu jej
wcześniejszej uszczypliwości — żadne z nich nie zeszło z werand, dopóki
Scorpius bezpiecznie nie wszedł do jej domu.
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hermiona
naciągnęła koc na Scorpiusa i pocałowała go w czoło.
—
Do zobaczenia rano, dobrze?
—
Mamusiu? — Jego palce owinęły się wokół jej nadgarstka. — Bardzo lubię Draco.
—
Naprawdę?
—
Jest miły, a jego włosy wyglądają jak moje — mruknął sennie Scorpius, przytulając
się do poduszki. — Odwiedzimy go?
Hermiona
zachowała dla siebie weekendowe plany, wiedząc, że gdyby się o tym dowiedział,
dostałby drugiego wiatru w żagle.
—
Och, jestem pewna, że będziemy go często widywać. Jest naszym sąsiadem.
Zostawiła
włączone światło i szczelinę w drzwiach dla świata z korytarza.
Nie
pomyślała o tym, jak bardzo chciała zobaczyć kogoś, kogo nie znała.
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Poza
pojedynczymi okazjami Hermiona nie widziała swojego nowego sąsiada przez
następne trzy dni. Rzucała okiem tu i tam, głównie wczesnym rankiem, gdy
sprawdzała pocztę lub późnym wieczorem, kiedy wracał do domu.
W
sobotę otworzyła drzwi, trzymając filiżankę kawy w dłoni i znalazła kartkę pod
wycieraczką. Uważając, aby nie się nie oblać, uklękła, aby ją odwrócić. Jej
imię zostało wypisane na przodzie złożonego arkusza papieru. Wyprostowując się,
rozłożyła go, jednocześnie przystawiając kubek do ust.
Hermiono,
Przepraszam, że
odwołuję w taki sposób, ale musiałem wrócić do Anglii z powodów rodzinnych.
Jeśli nadal będziesz chciała mi pomóc, o ile tylko znajdziesz czas, obiecuję
ci, że wynagrodzę tę zmianę planów.
D.M.
Przycisnęła
list do piersi, ale nie wzdrygnęła się mimo łomotu za sobą. Scorpius krzyknął,
że spadła mu zabawka ze stołu, na co skinęła głową. Absurdalnie było być
rozczarowaną, ale kontakt z dorosłymi był wręcz niemożliwy i Draco zawsze był
mile widziany w pobliżu.
Prawdę
mówiąc, spędziłaby tylko trzydzieści minut w jego obecności, ale już się na to
przygotowała.
—
Scorpius, zjedz śniadanie i poczekaj tu chwilkę, dobrze?
Skinął
głową, kolorując obrazek przy stole.
Hermiona
sporządziła szybko notatkę, którą chciała zostawić przy drzwiach Draco, ale
zatrzymała się, gdy zrobiła zbyt duży krok nad fałszywą tablicą. Jego podwórko
było istną parodią i nawet farba złuszczała się na ogrodzeniu.
Czekanie nikomu nie zaszkodzi.
__________________
Witajcie :) wreszcie pojawiam się z kolejnym rozdziałem tłumaczenia. Prawdopodobnie zwątpiliście, czy w ogóle kiedykolwiek to nastąpi. Ostatnio w moim życiu miało miejsce wiele istotnych rzeczy: powrót do Warszawy, nowe mieszkanie i nowa praca. Wszystko skutecznie zajmowało czas i odciągało od tłumaczeń czy pisania. No ale udało się. Jestem, wróciłam. Mam nadzieję, że uda mi się publikować regularnie, chociaż nie chcę nic obiecywać, bo sama nie wiem jak będzie. Kolejny rozdział planuję opublikować po 20 sierpnia, więc trzymajcie kciuki, żeby się udało.
Co myślicie o rozdziale? Warto było czekać? Mam nadzieję, że tak. Historia powoli się rozkręca, może trochę zbyt wolno, no ale warto czekać na więcej.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłej końcówki wakacji! Enjoy!
Świetna historia! Bardzo dobrze się czyta, dziękuję, że uprzyjemniłaś mi mój poniedziałek :)
OdpowiedzUsuńOh! Czyli u Ciebie wszystko się poukładało! Jak wspaniale.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału. Zastanawia mnie jeden fragment:
"Absurdalnie było być rozczarowaną, ale kontakt z dorosłymi był wręcz niemożliwy i Draco zawsze był mile widziany w pobliżu" Co to oznacza? Dlaczego ten kontakt był niemożliwy? :D Halo! Co tu się dzieje! Mów, ale już.
Bużka!
Win/Menc.
Hermiona nie miała wielu "fanów" w wiosce. Przez swój wypadek ludzie traktowali ją jak trędowatą, bo była samotną matką. I to wszystko dlatego :)
Usuń