Podczas
gdy sprzątanie było wystarczającą wymówką, by być blisko niej, Draco już
rozmyślał, co zrobić dalej. W końcu skończą i nie będzie miał powodu. Dostrzegł
sposób, w jaki zadrżała, gdy obejmował ją ramionami i jak przygryzła dolną
wargę, kiedy podwinął rękawy i zauważył jej lekko rozszerzone oczy, gdy
podniósł koszulę.
Rozpoznał
to, ponieważ widział to wszystko wcześniej. Jego siódmy rok skrócono bardzo
szybko, w ciągu dwóch miesięcy od rozpoczęcia semestru. Polowanie na horkruksy
nie poszło zgodnie z planem — choć nadal miał wątpliwości, czy w ogóle
kiedykolwiek istniał solidny plan — a głupota Pottera spowodowała, że trójka
została złapana — to był pierwszy raz, gdy ktoś ich schwytał.
Snape
przyszedł do niego w środku nocy, wyciągając z łóżka z ponurym wyrazem twarzy,
który wykrzywił i tak ziemiste rysy. Draco słyszał tylko część tego, co
powiedział.
„… rób to, co
musimy, albo wszystko, co zrobiliśmy, pójdzie na nic.”
Prawdę
mówiąc, ledwo pamiętał ten dzień. Grimmauld Place było okropnym miejscem do ukrycia,
ale złapał ich w gęstym lesie przed Malfoy Manor i powodując wystarczająco duże
zamieszki, pomógł im uciec.
Najpierw
aportował Granger i nawet teraz nie był pewien, co to o nim mówiło. Musiał
zmusić ją do tego, więc związał ją, dopóki nie wylądowali w Muszelce i
popatrzyła na niego z niedowierzaniem. „Tutaj
będziesz bezpieczna. Zostań”. Potem ściągnął tam Pottera i Weasleya.
Jego
pozycja wśród Śmierciożerców wzmocniła się w szeregach, przemieniając z lekkiej
fali w taką, która sięgała szczytu hierarchii. Oferta Dumbledore’a dotycząca
pomocy podczas szóstego roku, nie została zignorowana, jak sądził. To nie
oznaczało, że musiał uciekać, ale tak się stało i stanął twarzą w twarz z
Granger w długim korytarzu Muszelki.
— Szatańska
Pożoga jest niebezpieczna. Jak ją kontrolowałeś? — mruknęła, a on nie chciał
myśleć o pożarze, który pochłonął las.
Ciężko
wskazać moment, gdy się w niej zauroczył. Może to było na trzecim roku, gdy
złamała mu nos, albo na czwartym, gdy miała na sobie tę błękitną suknię na Balu
Bożonarodzeniowym? Czy to mogło być wtedy, gdy zauważył ją ładnie ubraną
podczas imprezy Slughorna?
Jego
kłykcie uderzyły o stół, gdy mocno odstawił szklankę i poczuł ognistą whisky
piekącą w gardle.
Granger
nie była tą samą kobietą, którą znał wcześniej. Nie posiadała żadnej wiedzy o
magii, Hogwarcie, ani o świecie, który pomogła ocalić.
Chociaż
niektóre rzeczy nie uległy zmianie.
Przekomarzała
się z nim tak, jak kiedyś.
Nuciła
to samo.
Chichotała
tak samo.
Czuła
to samo, gdy tuliła się do niego.
Uniósł
szklankę, oparł się na krześle i westchnął cicho. Potter nie skontaktował się z
nim, odkąd opuścił ich mieszkanie, ale Draco wiedział, że wkrótce zadzwoni.
Myśl przyszła mu do głowy przypadkowo i był zaskoczony, że nie pomyślał o tym
wcześniej. Zaciskając zęby, opróżnił szklankę i sięgnął po różdżkę.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Tydzień
Hermiony minął na tym samym, co się zaczął: sprzątaniu. To nie był najgorszy
sposób na spędzenie czasu. Zawsze na blacie leżało jedzenie na wynos, gdy
przychodziła razem ze Scorpiusem — który nalegał, aby być w to zaangażowanym —
i zawsze czekał na chłopca słodki napój, który uwielbiał.
Za
pierwszym razem uchwyciła wzrok Draco, unosząc brew.
—
Sprawisz, że będzie chciał tutaj zostać na zawsze. Zwykle nie pozwalam mu ich
pić.
Zbladł.
—
Cholera, chyba nie powinienem…
Tłumiąc
śmiech, gdy Scorpius oddalił się od nich, potrząsnęła głową.
—
W porządku. Nie dostaje ich zbyt często, więc jeśli chcesz mu go dać, to nic
się nie dzieje.
Zamykając
wcześniej sklep w niedzielę, Hermiona poprawiła torbę na ramieniu i zamknęła za
sobą drzwi. Rześki wiatr zawiał na ulicy, mierzwiąc jej włosy i przypominając,
że niedługo będzie październik.
Co
z kolei przypomniało jej, że znała Draco w sumie od ośmiu dni.
Udając
się na krótki spacer do domu i opiekunki, Hermiona rozmyślała o tym, co ciągle
zaprzątało jej myśli.
Był
miły, troskliwy i Draco wydawał się osobą, którą dobrze byłoby mieć jako
przyjaciela. Niepokój dał o sobie znać, ponieważ nigdy nie powinno być tak
łatwo, ale było.
Jadał
z nimi obiady, bez problemu ściągając na siebie uwagę Scorpiusa i obaj
rozmawiali ze sobą częściej niż ona i Draco. Spędzili już tyle czasu razem i
Hermiona przypuszczała, że to oznaczałoby, iż czułaby się bardziej komfortowo.
Czując
się głupio przez to, że ciągle się zamartwia, Hermiona odepchnęła złe myśli,
gdy Scorpius wybiegł z domu Clary na spotkanie z nią. Chwyciła go mocno i
pocałowała w policzki.
—
Mamusiu! — warknął. Kwaśna mina zniknęła, gdy zacisnęła usta, a Scorpius
przycisnął swoje dłonie do jej policzków mocniej niż to konieczne i pocałował w
czubek nosa. — Idziemy teraz do Draco?
Skinęła
głową, stawiając go na nogi, ale dopiero po tym jak go zabujała, zmuszając do
śmiechu.
—
Tak, kochanie. Daj mi chwilę.
Siwe
włosy Clary były spięte w schludny kok, niezbyt mocno ściśnięty, by rozciągać
jej rysy. Owijając ją ramieniem, przyciągnęła bliżej do siebie, gdy jej wzrok
padł na Scorpiusa.
—
Draco, hmm?
Hermiona
zaśmiała się.
—
Tak, pomogłam mu się osiedlić.
—
Ja też pomagam. — Scorpius szturchnął ją. — Wy dwoje tylko rozmawiacie. Ja
czyściłem okna.
Oczywiście,
że zwrócił na to uwagę.
—
To wspaniale, kochanie. — Clara uśmiechnęła się. — Cichy z niego sąsiad.
Widziałam go dzisiaj rano. Wiesz, czym się zajmuje?
Gdy
jej syn niecierpliwił się coraz bardziej, Hermiona oparła się chęci uśmiechu.
—
Współpracuje z lokalnymi organami ścigania. Nie zapytałam, co dokładnie robi,
ale był policjantem w Anglii.
Ujęła
dłonie Hermiony w swoje, uśmiechając się od ucha do ucha, co okazało się
bardziej psotne niż cokolwiek innego.
—
Cieszę się, że tak dobrze się dogadujecie. Widzę, że Scorpius jest gotowy do
drogi…
Hermiona
odwzajemniła uścisk i poklepała kobietę po plecach, podczas gdy chłopiec
bezwiednie kopnął beton.
—
Przyjdziemy rano, ale będę w domu we wtorek i niedzielę.
—
Scorpius jest mile widziany w każdy dzień tygodnia. Wiesz o tym. Jeżeli
potrzebujesz czasu dla siebie lub… no
wiesz, daj mi znać.
Zatrzymując
się, usta Hermiony rozchyliły się.
—
Co to znaczy „no wiesz”?
Śmiech
odbił się echem na ulicy, gdy Clara pochyliła się do przodu.
—
Miałam na myśli randki, moja droga — wyszeptała, a jej oddech łaskotał ucho
Hermiony. — Przestań myśleć tylko o jednym.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Scorpius
skierował się prosto do kuchni, gdy weszli do środka.
—
Draco? — W jego głosie dostrzegła nutkę zmartwienia, czego, czego nie powinno
posiadać dziecko.
Hermiona
przeszła przez salon, zauważając nowe meble, ale poczuła silny ucisk w brzuchu
i nawet nie mogła powiedzieć, jaki miały kolor. Zauważyła, że Draco pochylał
się nad kuchenną wyspą, z dłońmi owiniętymi na krawędzi blatu, a jego palce
były zupełnie białe.
—
Wszystko w porządku?
Odchrząknął
i lekko potrząsnął głową.
—
Scorpius, miałbyś coś przeciwko, gdybym na osobności zamienił słowo z twoją
mamą?
Mający
szeroko otwarte oczy i zatroskany wyraz twarzy Scorpius, nawet nie drgnął w
miejscu, gdzie stał. Jego małe dłonie mocno ścisnęły jasnozieloną butelkę.
—
Wszystko w porządku?
Kącik
ust Draco uniósł się, ale zniknął jego charakterystyczny wesoły charakter.
Poczuła
silniejszy skurcz żołądka.
—
Wszystko dobrze. — Draco skinął głową, kucając, aby znaleźć się na wysokości
oczu Scorpiusa. Oparł łokcie na kolanach. — To tylko nudna rozmowa dorosłych.
Scorpius
opuścił ręce, a plastikowa butelka spoczęła u jego boku.
—
Mogę pobawić się na zewnątrz?
—
Oczywiście… — zaczęła Hermiona.
—
Nie — przerwał jej Draco, jego głos
był bardziej stanowczy niż kiedykolwiek słyszała, nie żeby miała wiele okazji
do porównania. Siła tonu wibrowała w jej piersi. — Może po prostu pobawisz się
w salonie? Kupiłem telewizor.
Scorpius
zniknął z uśmiechem, zanim cokolwiek zostało powiedziane, a Hermiona położyła
ręce na piersi, mrużąc oczy.
—
Czy jest coś, o czym chciałbyś mi powiedzieć?
Jego
biodro dotknęło wyspę, gdy wstał, wyprostował się i spojrzał w stronę miejsca,
gdzie siedział jego syn. Wszystko, co można było zobaczyć z boku krzesła, to
błysk blondu.
—
Nie chcę podważać twojego zdania — powiedział cicho Draco. — To, co zamierzam
ci powiedzieć, powinno wszystko wyjaśnić.
Uniosła
brwi i podeszła do wyspy, kładąc dłonie na chłodnej powierzchni.
—
Obawiam się, że nie rozumiem.
Przełknął
ślinę, czując zaciśnięte gardło.
—
Doszło do morderstwa, a ciało znaleziono dzisiaj w pobliskim mieście —
wyszeptał Draco, przesuwając dłońmi po blacie, gdy pochylił się w jej stronę. —
Dowiedziałem się o tym, zanim przyszliście.
Ręka
Hermiony momentalnie zakryła jej usta.
—
Och, to okropne. — Odwróciła głowę, by jeszcze raz spojrzeć na Scorpiusa, aby
upewnić się, że wciąż tam jest i
wtedy wszystko zrozumiała. — Dlatego tak szybko powiedziałeś, że nie powinien
bawić się na zewnątrz?
—
Tak.
—
Rozumiem. — Poczuła dreszcz wzdłuż kręgosłupa, gdy na niego patrzyła. — Czy to
był ktoś, kogo mogłabym znać?
Można
nazwać to małym błogosławieństwem, ale potrząsnął głową.
—
Wątpię, choć pierwotnie stąd pochodziła. Mieszkała jednak w innej okolicy i…
Scorpius
wszedł do kuchni, by wziąć przekąskę z blatu i wrócił do salonu.
—
Naprawdę czuje się tutaj jak w domu — prychnęła Hermiona.
Charakterystyczny
trzask dało się słyszeć z salonu.
Uśmiech
Draco był ledwo widoczny, ale nie był to ten, do którego była przyzwyczajona.
—
Być może to nie moja sprawa, ale nie mogę się powstrzymać. Wracasz z pracy, tak
jak zwykle, prawda?
—
Owszem. — Hermiona przekręcała dekoracyjną misę, a gdy odpowiedziała, jego
szare oczy wyostrzyły się. — Zwykle nie w ciemności, może raz czy dwa razy w
tygodniu, jeśli jedna z dziewczyn nie może. Nie martwisz się o…?
Cisza
powiedziała jej wszystko.
Hermiona
wypuściła powietrze.
—
Bez względu na to, czy martwisz się o nas czy nie, doceniam to. Poza Clarą nie
ma nikogo, kto martwił się o mnie od lat. Będę ostrożna. Mam gaz pieprzowy w
domu, który włożę do torebki — kontynuowała Hermiona.
Długimi
krokami, dwukrotnie dłuższymi od jej, Draco obszedł wyspę, zatrzymując się, gdy
górował nad nią.
—
Hermiono — mruknął, a ona ucichła. — Ryzykuję brzmienie jak dupek, ale prawdę
mówiąc, nie podoba mi się pomysł, że sama wracasz do domu.
Odetchnęła
głęboko.
—
Nie wątpię w to, że możesz się ochronić.
—
Po prostu czułbyś się lepiej, gdybyś tam był, aby mnie pilnować? — Ciekawość
zabarwiła ton jej głosu. — Nie potrzebuję wysokiego, silnego mężczyzny, który
będzie mnie chronił, Draco. Sama doskonale sobie poradziłam na świecie, którego
nie rozpoznaję. Strasznie współczuję każdemu, kto będzie chciał mnie dopaść.
Zaśmiał
się.
—
Zdaję sobie sprawę, że brzmię jak seksista.
Skinęła
głową.
—
Jak samoświadomy seksista, mój ulubiony gatunek. — Hermiona nie była zła, że
się martwi, ale żałowała, że nie wierzy, iż sama może się obronić. — Opowiedz
mi o tym. Co się stało? Hipotetycznie, gdybym to była ja…
Dlaco
zbladł.
—
Proszę, nie mów tak.
—
To hipotetyczna sytuacja. — Hermiona przewróciła oczami. — Gdybym to była ja,
czy byłabym w stanie się ochronić?
Powoli
pokręcił głową.
—
Nie, nie byłabyś w stanie. Myślę, że możesz zrobić wiele rzeczy, Granger, ale
to nie jest jedna z nich.
Splotła
palce.
—
Nie będziesz mnie odprowadzał do domu za dnia — powiedziała tonem nie znoszącym
sprzeciwu. Podejrzewała, że jeśli da mu szansę cokolwiek powiedzieć, nie zawaha
się. — Możesz mnie odprowadzać do domu po wieczornych zmianach, jeśli chcesz.
Nie czuj się zobowiązany.
Uśmiechnął
się.
—
Zrobię to. Dziękuję, nawet jeśli to tylko dla mojego świętego spokoju. Po tym
wszystkim, czym się ze mną podzieliłaś, nie mogłem przestać myśleć o czymś tak
tragicznym, jak to co ci się stało.
Draco mógłby tak
powiedzieć o kimkolwiek,
pomyślała Hermiona, ale słowa zatopiły się w jej skórze, brzmiąc dziwnie. Po
prostu nie mogła zrozumieć, dlaczego.
Odwróciła
się, a kontuar wbił się w dno jej pleców, tuż nad pośladkami.
—
Zakończyliśmy sprzątanie lżejszych obiektów. Teraz nawet nie rozpoznaję tego
miejsca. — Jego ramię dotykało ją, gdy stał obok, ale Hermiona nie zastanawiała
się nad tym, chociaż była tego bardzo świadoma. — Nadal zamierzam malować
szafki.
—
Czy mogę zaprosić ciebie i Scorpiusa na kolację?
Hermiona
poczuła suchość w ustach. Odpowiedź, którą miała na końcu języka pełna zachwytu
i brzmiała tak. Ale nie mogła tego zrobić. Scorpius był już tak przywiązany do
mężczyzny, którego znał dłużej niż dzień — Boże, to brzmiało okropnie. I nie
chciała, żeby teraz przeszedł przez to samo, co kiedyś.
—
Nie dla pójścia do restauracji, ale tak na kolację — powiedziała Hermiona,
obserwując, jak jego twarz nieco maleje. — Wolę gotować, jeśli nie masz nic
przeciwko.
—
Jesteś znakomitą kucharką — odpowiedział Draco, pochylając się w jej kierunku.
— Nie ma co do tego wątpliwości, ale pracowałaś każdego dnia w tym tygodniu…
—
Pracuję w księgarni. — Hermiona zaśmiała się krótko. — To nie jest ciężka
praca.
Jego
brwi wystrzeliły w górę.
—
Chciałbym tylko, żebyś mogła odpocząć. Czy będziesz się kłócić ze wszystkim, co
powiem tak długo, jak się znamy?
Koniec
wypowiedzi zabrzmiał tak, jakby istniał ostateczny koniec tego, jak długo się
znają i to sprawiło, że poczuł skurcz żołądka. Nie było czegoś takiego. Byli
parą nieznajomych, których z pewnością łączyło coś więcej, ale nie było
potrzeby…
Uśmiechając
się z zadowoleniem, Hermiona uniosła brodę.
—
Będę się kłóciła, dopóki się ze mną nie zgodzisz. W końcu już zgodziłam się,
abyś odprowadził mnie do domu. Co wolisz: odprowadzić mnie do domu czy zabrać
na kolację?
Zrobił
kolejny krok, pochylając się, a jego oczy skierowały się w stronę salonu. Z
bliska zauważyła, że jego oczy były znacznie jaśniejsze, o wiele ładniejsze,
niż początkowo przypuszczała.
—
Chciałbym oba, Hermiono i ufam, że to zrobię. Na razie jednak pozwolę ci
wygrać.
—
Doskonale — pisnęła Hermiona i chociaż nie dał żadnego znaku, że to słyszał,
wiedziała, że tak. Gdy zostawił ją w kuchni i poszedł się przebrać, stała
idealnie nieruchomo, chcąc, by nadal biło jej serce.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Scorpius
mówił z pełnymi ustami, ale to nie było czymś nowym. Podobnie jak poprzednio,
Draco słuchał z zainteresowaniem, tylko wtrącając się, gdy Scorpius potrzebował
minuty, by złapać oddech.
Hermiona
cicho zjadła swoje jedzenie, obserwując ich uważnie. Choć to, jak para przed
nią się bawiła, było niesamowicie urocze, jej umysł dryfował gdzieś indziej.
Ponieważ poprzedniego wieczoru musieli zmienić termin kolacji z powodu
odwołania przez Draco — i sądząc po mrocznym spojrzeniu, które jej rzucił
odchodząc, miało to coś wspólnego z makabrycznym morderstwem — coś sprawiło, że
miała z tego mniej przyjemności.
Draco
nie miał z tym nic wspólnego.
Pracowała
z uroczą dziewczyną, nadal uczącą się, która pomagała popołudniami i
weekendami. Anna wkroczyła do sklepu z uśmiechem i bawiła się ze Scorpiusem w
dziale dziecięcym. Ale później Hermiona podsłuchała rozmowę, która nie powinna
przejść przez szczeliny półek.
Ich
nowy sąsiad był wszystkim, o czym Scorpius rozmawiał od wielu dni i to nie był
wyjątek. Paplał o Draco, dopóki Anna nie zapytała:
— Czy Draco jest
twoim ojcem?
Scorpius
przestał mówić, jego rzęsy zatrzepotały i potrząsnął głową.
— Nie wydaje mi
się. Tak myślisz?
— Powiedziałeś,
że ma twoje włosy…
Hermiona
szybko to przerwała, a słowa, które powiedziała były ostrzejsze niż zamierzała,
gdy przerwała Annie. Bez żadnych wątpliwości wyjaśniła, że na takie tematy nie
rozmawia się z dzieckiem, a jeśli będzie trzeba o tym porozmawiać, to ona zrobi
to osobiście.
Podczas
gdy Anna wielokrotnie przepraszała, Hermiona podniosła rękę.
— Draco nie jest
ojcem mojego syna. Zdarza się, że można mieć ten sam kolor włosów, co nie jest
związane z ojcostwem. Gdyby jeszcze kiedyś ci o tym wspomniał, byłabym
wdzięczna, gdybyś go do tego nie zachęcała.
—
Hermiono?
Ręka
Draco trąciła ją w kolano i podskoczyła.
Uderzając
kolanem o spód stołu, patrzyła, jak spodek podąża za ruchem, po czym upada na
podłogę, rozbijając się.
—
Przepraszam! — powiedziała odrobinę za głośno.
—
Wszystko w porządku?
Wydawało
się, że zawsze ją o to pytał i odpowiedź zawsze brzmiała „nie”.
Skinęła
głową.
—
W porządku. — Hermiona wstała z krzesła, rzucając serwetkę na stół. — To był
długi dzień w sklepie. Rozmawiajcie sobie, ja po prostu… — urwała, wychodząc z
pokoju i kierując się do kuchni po miotłę. Owinęła mocno palce wokół szufelki i
gwałtownie się odwróciła.
Ręce
Draco chwyciły ją za szczyty ramion, by ją podtrzymać, gdy wpadła prosto w
niego.
—
Hej.
Była
idealnie sztywna, ale jego ręce wciąż jej nie objęły. Przesunęła język po linii
warg i myślała, że podąży za ruchem, ale to mogła być tylko jej wyobraźnia.
—
Musiałam tylko przynieść… — Uniosła miotłę. — To nie byłby pierwszy raz, kiedy
rozcięłam stopę, ponieważ…
Jego
kciuk potarł uspokajająco jej nagą skórę, zanim ją puścił.
—
Jeśli dzisiejszy wieczór był tym złym, to przepraszam, że przeszkadzam. Jesteś
pewna, że wszystko w porządku? Pytam tylko dlatego, bo zwykle jesteś taka
radosna.
—
Radosna? — Rozejrzawszy się za nim, by upewnić się, że Scorpius wciąż siedzi w
jednym miejscu i nie próbuje opróżniać szklanek, do czego był zdolny, Hermiona
westchnęła. — To naprawdę był niezbyt dobry dzień w sklepie. Nie musisz się tym
martwić.
Pokiwał
głową.
—
Obiad był pyszny. Dziękuję za zaproszenie.
Czuła,
jakby stała u progu czegoś, co naprawdę ją przerażało. Hermiona przygniotła
unoszące się nerwy w dole brzucha.
—
Nie ma za co, kiedy tylko chcesz. Scorpius jest całkowicie w tobie zakochany, a
ja… — urwała, czując ulatniającą się odwagę. — Ja też cię lubię. Prawdopodobnie
zauważyłeś, że nie mam wielu gości.
Jego
twarz była częściowo zakryta przez słabe światło kuchni i nie mogła w ciemności
odczytać jej wyrazu.
—
Nie wiedzą, co tracą — mruknął Draco, a jego słowa płynęły między nimi. — Nie
powinnaś mi mówić, że zawsze jestem mile widziany. Mogę z tego skorzystać. Czy
to samolubne?
Hermiona
potrząsnęła głową z sercem uwięzionym w gardle.
—
Możesz być samolubny.
Posłał
jej uśmiech i delikatnie wyrwał miotłę z jej dłoni.
—
W takim razie na pewno to zrobię.
Kilka dni, prawie
dwa tygodnie,
wyszeptała logika Hermiony, ale nie zamierzała się tym przejmować.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Mugolska
policja nie była bliżej odkrycia, kto zostawił zamordowaną dziewczynę w rowie
całkiem nagą. Draco przeszedł przez pomieszczenie z dowodami, unosząc krawędź
pudełka czubkiem palca. Życie jak mugol było męczące. Nie było sensu
porządkować każdego pliku ręcznie, ale francuskie Ministerstwo mogło by narobić
mu problemów.
Na
jego przedramieniu wciąż znajdował się Mroczny Znak, a pojawienie się w
Morsmordre przemawiało głośniej niż wszystkie inne, aby go usunąć. W budynku
roiło się od mugoli, a urzędniczka, która dysponowała dowodami, była złośliwa.
Ocenił, że nie minęłoby więcej dziesięć minut, zanim otworzy drzwi, wsunie
głowę i zapyta, czy może mu jakoś pomóc. Mimo że odpowiedź wciąż była
zdecydowanie negatywna, nie zostawiała go samego.
—
Dwadzieścia trzy — mruknął, przewracając plik na pierwszą stronę.
Blond
włosy, niebieskie oczy, ale na zdjęciach trudno było stwierdzić, że jest
blondynką. Została pobita do krwi i jej ciało było pokryte ciemnymi siniakami,
które rozciągały się po szyi do miejsca, w którym jej obojczyk pękł pod skórą.
Wyprostował
się, a jego wirowała po pokoju, gdy coś poczuł. Chodziło o zaklęcia ochronne,
które rzucił wokół domu Hermiony i dreszcz przebiegł po jego kręgosłupie.
Zacisnął zęby, wsunął dłoń do kieszeni i zacisnął palce na różdżce.
Wiedział,
że to może być nic, ale faktem było, że zaklęcia nie zaalarmowałyby go o niczym. Były tylko dla jej
bezpieczeństwa, ale gdyby…
Spojrzał
na zdjęcie na stole ze stali nierdzewnej i przełknął ślinę.
Cokolwiek
to było, to nie było nic.
Aportował
się z głośnym trzaskiem, który wibrował w pokoju, powodując, że lampa spadła na
podłogę i rozsypała dokumenty. Draco zniknął, zanim urzędniczka otworzyła drzwi
i zapytała, czy jeszcze czegoś nie potrzebuje.
_________________________
Witajcie :) początek tygodnia witam nowym rozdziałem tłumaczenia. Planowałam dodać go w weekend, ale oczywiście życie pokrzyżowało moje plany. Ale jest i mam nadzieję, że zachęca do dalszego czytania. Zwłaszcza scenki Draco z Hermioną wyglądają już bardzo fajnie, prawda? Z góry przepraszam za taki koniec rozdziału. Postaram się kolejną część dodać w święta, także cierpliwie czekajcie.
Rozdział nie jest betowany, więc jeśli zauważycie jakieś rażące błędy, dajcie mi znać.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia. Enjoy!
Dobrze rozumiem? Rzucił zaklęcie ochronne które informuje go gdy coś złego dzieje się z Hermioną lub Scorpiusem?
OdpowiedzUsuńBuziaki!
Menc/Win.
Dokładnie tak! Widzisz jaki z niego dobry ojciec? :D
Usuń