poniedziałek, 14 grudnia 2020

[T] To, co najlepsze: Rozdział 6

 

Podczas gdy sprzątanie było wystarczającą wymówką, by być blisko niej, Draco już rozmyślał, co zrobić dalej. W końcu skończą i nie będzie miał powodu. Dostrzegł sposób, w jaki zadrżała, gdy obejmował ją ramionami i jak przygryzła dolną wargę, kiedy podwinął rękawy i zauważył jej lekko rozszerzone oczy, gdy podniósł koszulę.

Rozpoznał to, ponieważ widział to wszystko wcześniej. Jego siódmy rok skrócono bardzo szybko, w ciągu dwóch miesięcy od rozpoczęcia semestru. Polowanie na horkruksy nie poszło zgodnie z planem — choć nadal miał wątpliwości, czy w ogóle kiedykolwiek istniał solidny plan — a głupota Pottera spowodowała, że trójka została złapana — to był pierwszy raz, gdy ktoś ich schwytał.

Snape przyszedł do niego w środku nocy, wyciągając z łóżka z ponurym wyrazem twarzy, który wykrzywił i tak ziemiste rysy. Draco słyszał tylko część tego, co powiedział.

„… rób to, co musimy, albo wszystko, co zrobiliśmy, pójdzie na nic.”

Prawdę mówiąc, ledwo pamiętał ten dzień. Grimmauld Place było okropnym miejscem do ukrycia, ale złapał ich w gęstym lesie przed Malfoy Manor i powodując wystarczająco duże zamieszki, pomógł im uciec.

Najpierw aportował Granger i nawet teraz nie był pewien, co to o nim mówiło. Musiał zmusić ją do tego, więc związał ją, dopóki nie wylądowali w Muszelce i popatrzyła na niego z niedowierzaniem. „Tutaj będziesz bezpieczna. Zostań”. Potem ściągnął tam Pottera i Weasleya.

Jego pozycja wśród Śmierciożerców wzmocniła się w szeregach, przemieniając z lekkiej fali w taką, która sięgała szczytu hierarchii. Oferta Dumbledore’a dotycząca pomocy podczas szóstego roku, nie została zignorowana, jak sądził. To nie oznaczało, że musiał uciekać, ale tak się stało i stanął twarzą w twarz z Granger w długim korytarzu Muszelki.

— Szatańska Pożoga jest niebezpieczna. Jak ją kontrolowałeś? — mruknęła, a on nie chciał myśleć o pożarze, który pochłonął las.

Ciężko wskazać moment, gdy się w niej zauroczył. Może to było na trzecim roku, gdy złamała mu nos, albo na czwartym, gdy miała na sobie tę błękitną suknię na Balu Bożonarodzeniowym? Czy to mogło być wtedy, gdy zauważył ją ładnie ubraną podczas imprezy Slughorna?

Jego kłykcie uderzyły o stół, gdy mocno odstawił szklankę i poczuł ognistą whisky piekącą w gardle.

Granger nie była tą samą kobietą, którą znał wcześniej. Nie posiadała żadnej wiedzy o magii, Hogwarcie, ani o świecie, który pomogła ocalić.

Chociaż niektóre rzeczy nie uległy zmianie.

Przekomarzała się z nim tak, jak kiedyś.

Nuciła to samo.

Chichotała tak samo.

Czuła to samo, gdy tuliła się do niego.

Uniósł szklankę, oparł się na krześle i westchnął cicho. Potter nie skontaktował się z nim, odkąd opuścił ich mieszkanie, ale Draco wiedział, że wkrótce zadzwoni. Myśl przyszła mu do głowy przypadkowo i był zaskoczony, że nie pomyślał o tym wcześniej. Zaciskając zęby, opróżnił szklankę i sięgnął po różdżkę.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Tydzień Hermiony minął na tym samym, co się zaczął: sprzątaniu. To nie był najgorszy sposób na spędzenie czasu. Zawsze na blacie leżało jedzenie na wynos, gdy przychodziła razem ze Scorpiusem — który nalegał, aby być w to zaangażowanym — i zawsze czekał na chłopca słodki napój, który uwielbiał.

Za pierwszym razem uchwyciła wzrok Draco, unosząc brew.

— Sprawisz, że będzie chciał tutaj zostać na zawsze. Zwykle nie pozwalam mu ich pić.

Zbladł.

— Cholera, chyba nie powinienem…

Tłumiąc śmiech, gdy Scorpius oddalił się od nich, potrząsnęła głową.

— W porządku. Nie dostaje ich zbyt często, więc jeśli chcesz mu go dać, to nic się nie dzieje.

Zamykając wcześniej sklep w niedzielę, Hermiona poprawiła torbę na ramieniu i zamknęła za sobą drzwi. Rześki wiatr zawiał na ulicy, mierzwiąc jej włosy i przypominając, że niedługo będzie październik.

Co z kolei przypomniało jej, że znała Draco w sumie od ośmiu dni.

Udając się na krótki spacer do domu i opiekunki, Hermiona rozmyślała o tym, co ciągle zaprzątało jej myśli.

Był miły, troskliwy i Draco wydawał się osobą, którą dobrze byłoby mieć jako przyjaciela. Niepokój dał o sobie znać, ponieważ nigdy nie powinno być tak łatwo, ale było.

Jadał z nimi obiady, bez problemu ściągając na siebie uwagę Scorpiusa i obaj rozmawiali ze sobą częściej niż ona i Draco. Spędzili już tyle czasu razem i Hermiona przypuszczała, że to oznaczałoby, iż czułaby się bardziej komfortowo.

Czując się głupio przez to, że ciągle się zamartwia, Hermiona odepchnęła złe myśli, gdy Scorpius wybiegł z domu Clary na spotkanie z nią. Chwyciła go mocno i pocałowała w policzki.

— Mamusiu! — warknął. Kwaśna mina zniknęła, gdy zacisnęła usta, a Scorpius przycisnął swoje dłonie do jej policzków mocniej niż to konieczne i pocałował w czubek nosa. — Idziemy teraz do Draco?

Skinęła głową, stawiając go na nogi, ale dopiero po tym jak go zabujała, zmuszając do śmiechu.

— Tak, kochanie. Daj mi chwilę.

Siwe włosy Clary były spięte w schludny kok, niezbyt mocno ściśnięty, by rozciągać jej rysy. Owijając ją ramieniem, przyciągnęła bliżej do siebie, gdy jej wzrok padł na Scorpiusa.

— Draco, hmm?

Hermiona zaśmiała się.

— Tak, pomogłam mu się osiedlić.

— Ja też pomagam. — Scorpius szturchnął ją. — Wy dwoje tylko rozmawiacie. Ja czyściłem okna.

Oczywiście, że zwrócił na to uwagę.

— To wspaniale, kochanie. — Clara uśmiechnęła się. — Cichy z niego sąsiad. Widziałam go dzisiaj rano. Wiesz, czym się zajmuje?

Gdy jej syn niecierpliwił się coraz bardziej, Hermiona oparła się chęci uśmiechu.

— Współpracuje z lokalnymi organami ścigania. Nie zapytałam, co dokładnie robi, ale był policjantem w Anglii.

Ujęła dłonie Hermiony w swoje, uśmiechając się od ucha do ucha, co okazało się bardziej psotne niż cokolwiek innego.

— Cieszę się, że tak dobrze się dogadujecie. Widzę, że Scorpius jest gotowy do drogi…

Hermiona odwzajemniła uścisk i poklepała kobietę po plecach, podczas gdy chłopiec bezwiednie kopnął beton.

— Przyjdziemy rano, ale będę w domu we wtorek i niedzielę.

— Scorpius jest mile widziany w każdy dzień tygodnia. Wiesz o tym. Jeżeli potrzebujesz czasu dla siebie lub… no wiesz, daj mi znać.

Zatrzymując się, usta Hermiony rozchyliły się.

— Co to znaczy „no wiesz”?

Śmiech odbił się echem na ulicy, gdy Clara pochyliła się do przodu.

— Miałam na myśli randki, moja droga — wyszeptała, a jej oddech łaskotał ucho Hermiony. — Przestań myśleć tylko o jednym.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Scorpius skierował się prosto do kuchni, gdy weszli do środka.

— Draco? — W jego głosie dostrzegła nutkę zmartwienia, czego, czego nie powinno posiadać dziecko.

Hermiona przeszła przez salon, zauważając nowe meble, ale poczuła silny ucisk w brzuchu i nawet nie mogła powiedzieć, jaki miały kolor. Zauważyła, że Draco pochylał się nad kuchenną wyspą, z dłońmi owiniętymi na krawędzi blatu, a jego palce były zupełnie białe.

— Wszystko w porządku?

Odchrząknął i lekko potrząsnął głową.

— Scorpius, miałbyś coś przeciwko, gdybym na osobności zamienił słowo z twoją mamą?

Mający szeroko otwarte oczy i zatroskany wyraz twarzy Scorpius, nawet nie drgnął w miejscu, gdzie stał. Jego małe dłonie mocno ścisnęły jasnozieloną butelkę.

— Wszystko w porządku?

Kącik ust Draco uniósł się, ale zniknął jego charakterystyczny wesoły charakter.

Poczuła silniejszy skurcz żołądka.

— Wszystko dobrze. — Draco skinął głową, kucając, aby znaleźć się na wysokości oczu Scorpiusa. Oparł łokcie na kolanach. — To tylko nudna rozmowa dorosłych.

Scorpius opuścił ręce, a plastikowa butelka spoczęła u jego boku.

— Mogę pobawić się na zewnątrz?

— Oczywiście… — zaczęła Hermiona.

Nie — przerwał jej Draco, jego głos był bardziej stanowczy niż kiedykolwiek słyszała, nie żeby miała wiele okazji do porównania. Siła tonu wibrowała w jej piersi. — Może po prostu pobawisz się w salonie? Kupiłem telewizor.

Scorpius zniknął z uśmiechem, zanim cokolwiek zostało powiedziane, a Hermiona położyła ręce na piersi, mrużąc oczy.

— Czy jest coś, o czym chciałbyś mi powiedzieć?

Jego biodro dotknęło wyspę, gdy wstał, wyprostował się i spojrzał w stronę miejsca, gdzie siedział jego syn. Wszystko, co można było zobaczyć z boku krzesła, to błysk blondu.

— Nie chcę podważać twojego zdania — powiedział cicho Draco. — To, co zamierzam ci powiedzieć, powinno wszystko wyjaśnić.

Uniosła brwi i podeszła do wyspy, kładąc dłonie na chłodnej powierzchni. 

— Obawiam się, że nie rozumiem.

Przełknął ślinę, czując zaciśnięte gardło.

— Doszło do morderstwa, a ciało znaleziono dzisiaj w pobliskim mieście — wyszeptał Draco, przesuwając dłońmi po blacie, gdy pochylił się w jej stronę. — Dowiedziałem się o tym, zanim przyszliście.

Ręka Hermiony momentalnie zakryła jej usta.

— Och, to okropne. — Odwróciła głowę, by jeszcze raz spojrzeć na Scorpiusa, aby upewnić się, że wciąż tam jest i wtedy wszystko zrozumiała. — Dlatego tak szybko powiedziałeś, że nie powinien bawić się na zewnątrz?

— Tak.

— Rozumiem. — Poczuła dreszcz wzdłuż kręgosłupa, gdy na niego patrzyła. — Czy to był ktoś, kogo mogłabym znać?

Można nazwać to małym błogosławieństwem, ale potrząsnął głową.

— Wątpię, choć pierwotnie stąd pochodziła. Mieszkała jednak w innej okolicy i…

Scorpius wszedł do kuchni, by wziąć przekąskę z blatu i wrócił do salonu.

— Naprawdę czuje się tutaj jak w domu — prychnęła Hermiona.

Charakterystyczny trzask dało się słyszeć z salonu.

Uśmiech Draco był ledwo widoczny, ale nie był to ten, do którego była przyzwyczajona.

— Być może to nie moja sprawa, ale nie mogę się powstrzymać. Wracasz z pracy, tak jak zwykle, prawda?

— Owszem. — Hermiona przekręcała dekoracyjną misę, a gdy odpowiedziała, jego szare oczy wyostrzyły się. — Zwykle nie w ciemności, może raz czy dwa razy w tygodniu, jeśli jedna z dziewczyn nie może. Nie martwisz się o…?

Cisza powiedziała jej wszystko.

Hermiona wypuściła powietrze.

— Bez względu na to, czy martwisz się o nas czy nie, doceniam to. Poza Clarą nie ma nikogo, kto martwił się o mnie od lat. Będę ostrożna. Mam gaz pieprzowy w domu, który włożę do torebki — kontynuowała Hermiona.

Długimi krokami, dwukrotnie dłuższymi od jej, Draco obszedł wyspę, zatrzymując się, gdy górował nad nią.

— Hermiono — mruknął, a ona ucichła. — Ryzykuję brzmienie jak dupek, ale prawdę mówiąc, nie podoba mi się pomysł, że sama wracasz do domu.

Odetchnęła głęboko.

— Nie wątpię w to, że możesz się ochronić.

— Po prostu czułbyś się lepiej, gdybyś tam był, aby mnie pilnować? — Ciekawość zabarwiła ton jej głosu. — Nie potrzebuję wysokiego, silnego mężczyzny, który będzie mnie chronił, Draco. Sama doskonale sobie poradziłam na świecie, którego nie rozpoznaję. Strasznie współczuję każdemu, kto będzie chciał mnie dopaść.

Zaśmiał się.

— Zdaję sobie sprawę, że brzmię jak seksista.

Skinęła głową.

— Jak samoświadomy seksista, mój ulubiony gatunek. — Hermiona nie była zła, że się martwi, ale żałowała, że nie wierzy, iż sama może się obronić. — Opowiedz mi o tym. Co się stało? Hipotetycznie, gdybym to była ja…

Dlaco zbladł.

— Proszę, nie mów tak.

— To hipotetyczna sytuacja. — Hermiona przewróciła oczami. — Gdybym to była ja, czy byłabym w stanie się ochronić?

Powoli pokręcił głową.

— Nie, nie byłabyś w stanie. Myślę, że możesz zrobić wiele rzeczy, Granger, ale to nie jest jedna z nich.

Splotła palce.

— Nie będziesz mnie odprowadzał do domu za dnia — powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu. Podejrzewała, że jeśli da mu szansę cokolwiek powiedzieć, nie zawaha się. — Możesz mnie odprowadzać do domu po wieczornych zmianach, jeśli chcesz. Nie czuj się zobowiązany.

Uśmiechnął się.

— Zrobię to. Dziękuję, nawet jeśli to tylko dla mojego świętego spokoju. Po tym wszystkim, czym się ze mną podzieliłaś, nie mogłem przestać myśleć o czymś tak tragicznym, jak to co ci się stało.

Draco mógłby tak powiedzieć o kimkolwiek, pomyślała Hermiona, ale słowa zatopiły się w jej skórze, brzmiąc dziwnie. Po prostu nie mogła zrozumieć, dlaczego.

Odwróciła się, a kontuar wbił się w dno jej pleców, tuż nad pośladkami.

— Zakończyliśmy sprzątanie lżejszych obiektów. Teraz nawet nie rozpoznaję tego miejsca. — Jego ramię dotykało ją, gdy stał obok, ale Hermiona nie zastanawiała się nad tym, chociaż była tego bardzo świadoma. — Nadal zamierzam malować szafki.

— Czy mogę zaprosić ciebie i Scorpiusa na kolację?

Hermiona poczuła suchość w ustach. Odpowiedź, którą miała na końcu języka pełna zachwytu i brzmiała tak. Ale nie mogła tego zrobić. Scorpius był już tak przywiązany do mężczyzny, którego znał dłużej niż dzień — Boże, to brzmiało okropnie. I nie chciała, żeby teraz przeszedł przez to samo, co kiedyś.

— Nie dla pójścia do restauracji, ale tak na kolację — powiedziała Hermiona, obserwując, jak jego twarz nieco maleje. — Wolę gotować, jeśli nie masz nic przeciwko.

— Jesteś znakomitą kucharką — odpowiedział Draco, pochylając się w jej kierunku. — Nie ma co do tego wątpliwości, ale pracowałaś każdego dnia w tym tygodniu…

— Pracuję w księgarni. — Hermiona zaśmiała się krótko. — To nie jest ciężka praca.

Jego brwi wystrzeliły w górę.

— Chciałbym tylko, żebyś mogła odpocząć. Czy będziesz się kłócić ze wszystkim, co powiem tak długo, jak się znamy?

Koniec wypowiedzi zabrzmiał tak, jakby istniał ostateczny koniec tego, jak długo się znają i to sprawiło, że poczuł skurcz żołądka. Nie było czegoś takiego. Byli parą nieznajomych, których z pewnością łączyło coś więcej, ale nie było potrzeby…

Uśmiechając się z zadowoleniem, Hermiona uniosła brodę.

— Będę się kłóciła, dopóki się ze mną nie zgodzisz. W końcu już zgodziłam się, abyś odprowadził mnie do domu. Co wolisz: odprowadzić mnie do domu czy zabrać na kolację?

Zrobił kolejny krok, pochylając się, a jego oczy skierowały się w stronę salonu. Z bliska zauważyła, że jego oczy były znacznie jaśniejsze, o wiele ładniejsze, niż początkowo przypuszczała.

— Chciałbym oba, Hermiono i ufam, że to zrobię. Na razie jednak pozwolę ci wygrać.

— Doskonale — pisnęła Hermiona i chociaż nie dał żadnego znaku, że to słyszał, wiedziała, że tak. Gdy zostawił ją w kuchni i poszedł się przebrać, stała idealnie nieruchomo, chcąc, by nadal biło jej serce.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Scorpius mówił z pełnymi ustami, ale to nie było czymś nowym. Podobnie jak poprzednio, Draco słuchał z zainteresowaniem, tylko wtrącając się, gdy Scorpius potrzebował minuty, by złapać oddech.

Hermiona cicho zjadła swoje jedzenie, obserwując ich uważnie. Choć to, jak para przed nią się bawiła, było niesamowicie urocze, jej umysł dryfował gdzieś indziej. Ponieważ poprzedniego wieczoru musieli zmienić termin kolacji z powodu odwołania przez Draco — i sądząc po mrocznym spojrzeniu, które jej rzucił odchodząc, miało to coś wspólnego z makabrycznym morderstwem — coś sprawiło, że miała z tego mniej przyjemności.

Draco nie miał z tym nic wspólnego.

Pracowała z uroczą dziewczyną, nadal uczącą się, która pomagała popołudniami i weekendami. Anna wkroczyła do sklepu z uśmiechem i bawiła się ze Scorpiusem w dziale dziecięcym. Ale później Hermiona podsłuchała rozmowę, która nie powinna przejść przez szczeliny półek.

Ich nowy sąsiad był wszystkim, o czym Scorpius rozmawiał od wielu dni i to nie był wyjątek. Paplał o Draco, dopóki Anna nie zapytała:

— Czy Draco jest twoim ojcem?

Scorpius przestał mówić, jego rzęsy zatrzepotały i potrząsnął głową.

— Nie wydaje mi się. Tak myślisz?

— Powiedziałeś, że ma twoje włosy…

Hermiona szybko to przerwała, a słowa, które powiedziała były ostrzejsze niż zamierzała, gdy przerwała Annie. Bez żadnych wątpliwości wyjaśniła, że na takie tematy nie rozmawia się z dzieckiem, a jeśli będzie trzeba o tym porozmawiać, to ona zrobi to osobiście.

Podczas gdy Anna wielokrotnie przepraszała, Hermiona podniosła rękę.

— Draco nie jest ojcem mojego syna. Zdarza się, że można mieć ten sam kolor włosów, co nie jest związane z ojcostwem. Gdyby jeszcze kiedyś ci o tym wspomniał, byłabym wdzięczna, gdybyś go do tego nie zachęcała.

— Hermiono?

Ręka Draco trąciła ją w kolano i podskoczyła.

Uderzając kolanem o spód stołu, patrzyła, jak spodek podąża za ruchem, po czym upada na podłogę, rozbijając się.

— Przepraszam! — powiedziała odrobinę za głośno.

— Wszystko w porządku?

Wydawało się, że zawsze ją o to pytał i odpowiedź zawsze brzmiała „nie”.

Skinęła głową.

— W porządku. — Hermiona wstała z krzesła, rzucając serwetkę na stół. — To był długi dzień w sklepie. Rozmawiajcie sobie, ja po prostu… — urwała, wychodząc z pokoju i kierując się do kuchni po miotłę. Owinęła mocno palce wokół szufelki i gwałtownie się odwróciła.

Ręce Draco chwyciły ją za szczyty ramion, by ją podtrzymać, gdy wpadła prosto w niego.

— Hej.

Była idealnie sztywna, ale jego ręce wciąż jej nie objęły. Przesunęła język po linii warg i myślała, że podąży za ruchem, ale to mogła być tylko jej wyobraźnia.

— Musiałam tylko przynieść… — Uniosła miotłę. — To nie byłby pierwszy raz, kiedy rozcięłam stopę, ponieważ…

Jego kciuk potarł uspokajająco jej nagą skórę, zanim ją puścił.

— Jeśli dzisiejszy wieczór był tym złym, to przepraszam, że przeszkadzam. Jesteś pewna, że wszystko w porządku? Pytam tylko dlatego, bo zwykle jesteś taka radosna.

— Radosna? — Rozejrzawszy się za nim, by upewnić się, że Scorpius wciąż siedzi w jednym miejscu i nie próbuje opróżniać szklanek, do czego był zdolny, Hermiona westchnęła. — To naprawdę był niezbyt dobry dzień w sklepie. Nie musisz się tym martwić.

Pokiwał głową.

— Obiad był pyszny. Dziękuję za zaproszenie.

Czuła, jakby stała u progu czegoś, co naprawdę ją przerażało. Hermiona przygniotła unoszące się nerwy w dole brzucha.

— Nie ma za co, kiedy tylko chcesz. Scorpius jest całkowicie w tobie zakochany, a ja… — urwała, czując ulatniającą się odwagę. — Ja też cię lubię. Prawdopodobnie zauważyłeś, że nie mam wielu gości.

Jego twarz była częściowo zakryta przez słabe światło kuchni i nie mogła w ciemności odczytać jej wyrazu.

— Nie wiedzą, co tracą — mruknął Draco, a jego słowa płynęły między nimi. — Nie powinnaś mi mówić, że zawsze jestem mile widziany. Mogę z tego skorzystać. Czy to samolubne?

Hermiona potrząsnęła głową z sercem uwięzionym w gardle.

— Możesz być samolubny.

Posłał jej uśmiech i delikatnie wyrwał miotłę z jej dłoni.

— W takim razie na pewno to zrobię.

Kilka dni, prawie dwa tygodnie, wyszeptała logika Hermiony, ale nie zamierzała się tym przejmować.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Mugolska policja nie była bliżej odkrycia, kto zostawił zamordowaną dziewczynę w rowie całkiem nagą. Draco przeszedł przez pomieszczenie z dowodami, unosząc krawędź pudełka czubkiem palca. Życie jak mugol było męczące. Nie było sensu porządkować każdego pliku ręcznie, ale francuskie Ministerstwo mogło by narobić mu problemów.

Na jego przedramieniu wciąż znajdował się Mroczny Znak, a pojawienie się w  Morsmordre przemawiało głośniej niż wszystkie inne, aby go usunąć. W budynku roiło się od mugoli, a urzędniczka, która dysponowała dowodami, była złośliwa. Ocenił, że nie minęłoby więcej dziesięć minut, zanim otworzy drzwi, wsunie głowę i zapyta, czy może mu jakoś pomóc. Mimo że odpowiedź wciąż była zdecydowanie negatywna, nie zostawiała go samego.

— Dwadzieścia trzy — mruknął, przewracając plik na pierwszą stronę.

Blond włosy, niebieskie oczy, ale na zdjęciach trudno było stwierdzić, że jest blondynką. Została pobita do krwi i jej ciało było pokryte ciemnymi siniakami, które rozciągały się po szyi do miejsca, w którym jej obojczyk pękł pod skórą.

Wyprostował się, a jego wirowała po pokoju, gdy coś poczuł. Chodziło o zaklęcia ochronne, które rzucił wokół domu Hermiony i dreszcz przebiegł po jego kręgosłupie. Zacisnął zęby, wsunął dłoń do kieszeni i zacisnął palce na różdżce.

Wiedział, że to może być nic, ale faktem było, że zaklęcia nie zaalarmowałyby go o niczym. Były tylko dla jej bezpieczeństwa, ale gdyby…

Spojrzał na zdjęcie na stole ze stali nierdzewnej i przełknął ślinę.

Cokolwiek to było, to nie było nic.

Aportował się z głośnym trzaskiem, który wibrował w pokoju, powodując, że lampa spadła na podłogę i rozsypała dokumenty. Draco zniknął, zanim urzędniczka otworzyła drzwi i zapytała, czy jeszcze czegoś nie potrzebuje.

_________________________

Witajcie :) początek tygodnia witam nowym rozdziałem tłumaczenia. Planowałam dodać go w weekend, ale oczywiście życie pokrzyżowało moje plany. Ale jest i mam nadzieję, że zachęca do dalszego czytania. Zwłaszcza scenki Draco z Hermioną wyglądają już bardzo fajnie, prawda? Z góry przepraszam za taki koniec rozdziału. Postaram się kolejną część dodać w święta, także cierpliwie czekajcie.

Rozdział nie jest betowany, więc jeśli zauważycie jakieś rażące błędy, dajcie mi znać.

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia. Enjoy!

2 komentarze:

  1. Dobrze rozumiem? Rzucił zaklęcie ochronne które informuje go gdy coś złego dzieje się z Hermioną lub Scorpiusem?

    Buziaki!
    Menc/Win.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak! Widzisz jaki z niego dobry ojciec? :D

      Usuń

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy