Zatrzaskując
za sobą drzwi, Draco zdjął marynarkę i położył ją na oparciu fotela. Przekręcił
szyję z boku na bok, piszcząc jak dziewczyna na wspomnienie pocałunku.
Cóż,
pomyślał zadowolony z siebie, było ich kilka i nastąpiły jeden po drugim. To
było coś. Granger wciąż nie mogła trzymać rąk przy sobie, przez co mu ulżyło.
Presja, którą czuł, odkąd Hermiona radośnie podskoczyła na myśl o randce,
zniknęła.
Przynajmniej
przez kilka godzin wszystko było tak, jak zawsze miało być. Hermiona śmiała się
z czegoś, co powiedział, co tak naprawdę nie było zbyt zabawne i piła łapczywie
wino, trzepocząc rzęsami.
Świadomość,
że tak właśnie by żyli, gdy skończyła się wojna, była wstrząsająca i przy
okazji powróciła myśl, że to się nie
stało oraz że ktoś był temu winien.
—
Przez resztę wieczoru będziesz się uśmiechać jak ćpun? — Głos Pottera dobiegający z kominka był niski
i rozbawiony.
Spodziewając
się, że jego partner będzie wylegiwał się w kuchni — Potter chadza tam, gdzie
dają jeść — Draco spojrzał do góry.
W
komiku unosił się Harry w przekrzywionych okularach i rozczochranymi włosami.
—
Z czego tak się cieszysz?
Draco
uniósł brew, niezainteresowany natychmiastowym zdradzaniem szczegółów.
—
Znów zgubiłeś swoją szczotkę? Wyglądasz jak mop.
Harry
przewrócił oczami.
—
Tak, Malfoy, zgubiłem szczotkę pośród twoich pieprzonych produktów do włosów.
Szczerze mówiąc, po co ci tyle.
Draco
tak naprawdę nie miał ich zbyt wiele, ale Potter był zrzędą i cały czas o tym
mówił — zwłaszcza osobom, które to bawiło.
—
Spierdalaj.
—
Powinienem narysować mapę. Jeśli przejdziesz obok pochylonej wieży z męskiej
mazi do włosów, to dasz radę…
—
To się nazywa żel do włosów, analfabeto.
—
Nazywasz mnie analfabetą? Draco, nienawidzę tego mówić, ale…
Draco
skrzywił się.
—
Sięgnę przez ten kominek i…
Krzyżując
nogi na podłodze, Harry pochylił się do przodu.
—
Skoro wypełniliśmy nasz dzienny limit przekomarzań, może powiesz mi, z czego
tak się cieszysz.
Draco
uklęknął i usiadł przed kominkiem, spoglądając za siebie, aby upewnić się, że
nie jest widoczny przez okno.
—
Poszedłem z Granger na kolację.
—
Serio? — Harry rozpromienił się. — Nie poszedłeś z nią na lunch zaraz po
przyjeździe? I jadłeś z nimi obiad kilka razy, prawda?
—
Na pieprzoną brodę Merlina, masz mnie na oku? — warknął Draco. Ostatni raz
rozmawiali osobiście po katastrofalnym spotkaniu z rodzicami. — Robards cię do
tego namówił?
Harry
potrząsnął głową.
—
No weź, musiałeś wiedzieć, że będę się tobą opiekował. Jestem wścibski, jasne,
ale tu bardziej chodzi o inwigilację; częściowo dla twojego dobra, ale głównie
dla Hermiony i Scorpiusa.
To
miało sens, ale świadomość, że Potter z taką łatwością dowiedział się o
wszystkim, co się dzieje, nie pasowała mu. Całował Hermionę, aż przytuliła się
do niego i wydawała słodkie, ciche dźwięki, które wyobrażał sobie od lat. Nikt
inny nie musiał o tym wiedzieć.
—
Robards chce nałożyć zaklęcia ochronne na jej dom.
Draco
machnął ręką.
—
Zrobione i już się przydały. Podpaliła piec, prawie dostałem zawału. To nie był
pierwszy raz. Wyobrażasz sobie?
Ciemne
brwi zmarszczyły się na twarzy Pottera i wyglądał na zaniepokojonego.
—
To… — przeszedł do innego tematu. — Jak było na kolacji?
Pomimo
próby wyćwiczenia rysów twarzy, nie chcąc ujawniać nawet odrobiny bezbronności,
usta Draco wygięły się w szerokim uśmiechu.
—
Warto było czekać.
—
Ty głupkowaty sukinsynu — prychnął Harry. — Jak tam Scorpius?
Idealnie.
—
Jest uparty jak jego matka. — Draco uśmiechnął się, po czym obaj się zaśmiali.
— Tak kurewsko uprzejma. Jest najlepszą mamą.
Tęsknię za każdą
sekundą.
Zastanawiał
się, jakim byłby ojcem, gdyby miał taką szansę.
—
Poprosiła mnie, żebym go popilnował przez jeden dzień, gdy jego opiekunka była
chora.
—
Jak było?
Draco
opadł głowę na ręce.
—
Poszliśmy do parku, a potem na lunch. Starsza kobieta powiedziała, że mój syn
jest słodki. Jest cholernie uroczy, więc się nie myliła, ale potem zachowywał
się dziwnie.
—
Hmm.
—
Wiem, że nie połączyłeś się ze mną, żeby pytać o Granger. Przynajmniej to nie
jedyny powód. — mruknął Draco, przywołując butelkę Ogdena i szklankę.
Przeczesując
palcami włosy, usta Harry’ego ściągnęły się w grymasie.
—
Nie chcę cię martwić.
Draco
poczuł ciężkość w żołądku.
—
Gadaj.
—
Po pierwsze, monitoruję ruchy Śmierciożerców na zwolnieniu warunkowym i
obecnych zwolenników. Na razie nie ma nic do zaraportowania, ale sądzą, że
Dołohow może się przemieszczać przez Francję.
Oczy
Draco zwęziły się. Nie musiał mu przypominać, do czego zdolny jest ten
człowiek. Widział paskudną fioletową bliznę, która powinna przeciąć Granger na
pół, przejechał palcami po wyżłobieniu, dotykał ją ustami, zapewniając, że to
nic nie znaczy.
—
Która część Francji?
Jego
paznokcie wbiły się w skórzany podłokietnik, gdy zacisnął pięść.
Harry
potrząsnął głową.
—
Robards wysyła zespół w pobliże południowej granicy. Wątpię, że wejdzie ci w
drogę, ale powinieneś wzmocnić
zaklęcia ochronne jej domu.
Klikając
językiem, Draco zanotował w pamięci, by sprawdzić zaklęcia i odświeżyć te wokół
posiadłości.
—
Uznaj to za zrobione.
—
Dobrze. Przejdźmy dalej, co jest jeszcze gorsze od wcześniejszego, w zależności
od tego, jak na to spojrzysz. Twój ojciec stanowi zagrożenie.
—
Twoje włosy są koszmarne.
Brwi
Harry’ego uniosły się.
—
Co?
—
Przepraszam. Myślałem, że mówimy o rzeczach, o których wiemy, że są prawdziwe.
— Przechylił szklankę i poczuł whisky wypalającą ścieżkę w jego przełyku.
—
Odpieprz się. To, że jesteś we Francji, nie oznacza, że ci nie przyłożę. —
Harry przygładził swoje włosy. — Czarownicom się podobają.
—
Och — prychnął Draco. — Podobają im się tak bardzo, jak ta blizna czy twój wymyślny
Zakon Merlina?
—
Jesteś dupkiem.
Draco
wzruszył ramionami.
—
Jestem selektywny w swojej dobroci.
—
Powinienem być twoim najlepszym kumplem!
—
Bez takich. Nie potrzebujemy etykietek.
Ukrywając
swój gówniany uśmiech, Draco patrzył z rozbawieniem.
Oczy
Pottera rozszerzyły się.
—
Nie wiem, jak Hermionie udało się przebrnąć przez twoją fałszywą i szorstką
powierzchowność.
To
była historia. Wszystko było historią, nawet teraźniejszość, ale tym razem
pisał ją tak, jak chciał.
—
Każdego wieczoru, gdy nie mogliśmy spać, opryskiwała ją herbatą o drugiej nad
ranem.
Harry
skinął głową.
—
Nie to miałem na myśli, ale trudno jest zrzędzić, gdy masz ten głupi wyraz
twarzy.
—
Nie mam.
Zaśmiał
się.
—
Masz. To musiała być wielka randka, Malfoy.
—
Przejdę przez ten ogień i uduszę cię, jeśli powiesz chociaż jedno słowo o mojej
randce. — Draco spojrzał gniewnie, ale nie było w tym zbytniej złośliwości. —
Co zrobił mój ojciec?
Zdezorientowany
Harry zamrugał, przeczesując palcami włosy.
—
Co?
—
Mój ojciec — powtórzył Draco. — Powiedziałeś, że stanowi zagrożenie — którym jest
— ale wątpię, żeby to była prosta rozmowa. Więc co zrobił?
—
A to. — Kąciki jego ust ściągnęły się w dół. — Nie spodoba ci się to.
Draco
machnął ręką.
—
Co za niespodzianka.
—
Ron usłyszał to od wiedźmy, z którą się spotyka. Pracuje w Departamencie
Magicznych Umów, więc powiedziała mu, a on mnie. Lucjusz poprosił o kopię umowy
zaręczynowej miedzy Malfoyami i Greengrassami. Myślałem, że twoje zaręczyny z
młodszą zostały odwołane.
Draco
nie mógł oddychać. To nie było złe, ale stanowiło kompletną pieprzoną katastrofę.
Wypijając
resztę alkoholu, Draco pochylił się do przodu, opierając łokcie na kolanach i
ukrył twarz w dłoniach.
—
Myślałem, że tak. Jej ojciec nie chciał mieć ze mną nic wspólnego po tym, jak
uciekłem. Greengrassowie nigdy otwarcie nie wspierali Voldemorta — wciąż
wzdrygał się na to imię, ale tylko nieznacznie — ale też nie wypowiadali się
przeciwko niemu. Jesteś pewny, ze nadal tam jest?
Potter
skinął głową, wbijając zęby w dolną wargę.
—
Tak, ale to nie jest najgorsze.
—
Kurwa oczywiście, że nie.
—
Jeszcze kilka dni temu Astoria była zaręczona z Teodorem Nottem.
Draco
nie wiedział, że ta dwójka była zaręczona, ani go to nie obchodziło. Chociaż
kiedyś byli przyjaciółmi, Teo uciekł z Anglii przy pierwszej nadarzającej się
okazji. Nie napiętnowany diabelskim znakiem, uciekł do Stanów kilka tygodni po
zakończeniu wojny.
—
Teo nie zerwałby zaręczyn. Nie jest taki tradycjonalistą jak jego ojciec, ale…
—
Cuchnie Lucjuszem. W dniu, w którym jej ojciec zerwał zaręczyny, w skarbcu
Greengrassów w Banku Gringotta została zdeponowana duża suma.
Draco
westchnął.
—
Skąd to wiesz?
Harry
wydawał się być lekkomyślny, jego oczy wywijały we wszystkich kierunkach.
—
Mogłem skołować akta i powołać się na obowiązkowe audyty wszystkich dupków —
przepraszam, zwolenników — którzy
zostali zawieszeni w obowiązkach.
—
Cassius Greengrass nigdy nie był zawieszony. Potter, ty nie…
Harry
uniósł ręce.
—
Chcesz ode mnie odpowiedzi, czy żebym postępował zgodnie z protokołem? Nie mogę
zrobić obu tych rzeczy.
—
Co zrobiłeś?
—
Ja… — Policzki Harry’ego były czerwone. — Nie chciałem ci mówić, ale dobra.
Robards nie zamierza mnie za to karać, odkąd się zgodził, ale być może
sfałszowałem jego podpis.
Srogi
i wymagający Główny Auror Robards był najbardziej przerażającym człowiekiem, z
jakim Draco kiedykolwiek miał do czynienia poza Czarnym Panem.
—
Cholera, nie musiałeś tego robić.
—
Jak myślisz, z kim rozmawiasz? Ty też jesteś moim najlepszym kumplem. Ty i Ron.
Wiem, że też byś to dla mnie zrobił, nawet jeśli zaprzeczysz. — Harry wzruszył
ramionami. — Lucjusz przekupił Cassiusa, by ten zerwał zaręczyny i zamierza to
wykorzystać, aby złapać cię w pułapkę. Jeśli chciał ukryć to, co robi, powinien
być bardziej ostrożny. To było łatwe.
Przełykając
gulę w gardle, Draco zgarnął butelkę Ognistej Whisky z końca stolika.
—
Ojciec nie musi być ostrożny. To magiczna umowa przypieczętowana magią krwi.
Albo wypełnię umowę, albo zostanę wyrzucony z domu.
—
Ale jesteś głową rodziny…
Draco
potrząsnął głową.
—
To bez znaczenia. To starożytne prawa pochodzące z czasów Świętego Dwudziestego
Ósmego. Astoria skorzysta z okazji, by mieć na własność fortunę Malfoyów. Nie
wspominając już o przywiązaniu się do statusu, który zdobyłem, odkąd zostałem
aurorem. — Draco osunął się, zaciskając zęby. — Zajmę się tym. Miej oko na
mojego ojca i daj mi znać, jeśli coś się zmieni.
Harry
uśmiechnął się słabo.
—
Wyślę ci szczegóły dotyczące Dołohowa, jeśli się zbliży.
Draco
patrzył, jak płomienie się rozpraszają. Będąc samemu w ciszy, westchnął cicho i
usiadł na krześle. Trwał tak przez długi czas.
Wydawało
się, że nie będzie łatwo.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
U
jego boku, Hermiona posłusznie umyła naczynia, zanim przekazała mu je do
wysuszenia. Kosmyki włosów wysunęły się z jej luźnego koka, a ujmujący grymas
wykrzywił jej usta, gdy szorowała.
—
Nie sądzę, że to zejdzie.
—
Przekonamy się. — Kąciki jej ust uniosły się ku górze. — To niebezpieczeństwo
wynikające z pozwalania Scorpiusowi na jedzenie w jego pokoju. Nigdy nie odnosi
talerzy.
Draco
prychnął. Nie miał takich wspomnień. Matka zawsze upierała się, żeby jedli
razem w jadalni, gdzie zawsze posiłki podawały skrzaty. Ani razu nie miał
okazji zabrać jedzenia do swojej sypialni — poza okazjonalnym smakołykiem.
Podobało
mu się, że Scorpius tego doświadczał, ale również to, że Hermiona tak naprawdę
nie była zirytowana tym nawykiem. Po prostu traktowała to, jak coś, co zrobiłby
mały chłopiec. Szkoda, że Lucjusz tak nie myślał.
Gdyby
Lucjusz wiedział o Granger i Scorpiusie, z pewnością chłopiec nie mógłby tego
doświadczać.
—
Draco? — Hermiona przerwała. — Gapisz się na mnie. Mam coś na twarzy?
Wyrwany
z wewnętrznej debaty z samym sobą na tak nieistotny temat, Draco spojrzał na
nią. W sąsiednim pokoju Scorpius wrzasnął, eksponując swoją radość ze
zwycięstwa w grę planszową i Draco był pewien, że połowa Francji słyszy
westchnienie Clary.
Granger
zachichotała, wyciągając talerz.
—
O czym myślałeś?
Nie
było tak, że mógł jej powiedzieć prawdę, chociaż miał ją na końcu języka.
—
Och… — Język Draco przesunął się po wargach, a oczy jej oczy pociemniały, gdy
podążyła za jego ruchem. Uderzony pragnieniem, które nigdy w pełni nie
zniknęło, wyrwał miskę z jej ręki i włożył ją do zlewu. — Chodź tu.
Granger
spojrzała za siebie, gdy jego palce przesunęły się po jej plecach i pociągnął
ją za róg.
—
Co my robimy?
—
Ukrywamy się — mruknął.
—
Uśmiechasz się. Dlaczego czuję, że to źle wróży?
Merlinie,
była taka podobna do swojej wersji, w której zakochał się wieki temu, że aż
czuł ból w klatce piersiowej.
—
Zapewniam cię, że to nic złego. Powiedz Clarze i Scorpiusowi, że musimy coś
zrobić.
Trzymając
ją między ścianą spiżarni a swoim ciałem, patrzył, jak jej klatka piersiowa
unosi się i opada z urwanym oddechem.
Hermiona
przełknęła ślinę, zaciskając palce na rąbki jego kurtki.
—
Claro! Wyjmę coś ze spiżarni.
Draco
zamknął drzwi, wciskając kolano między uda Hermiony.
—
Poważnie? Powiedziałam, gdzie jesteśmy i chociaż jest cudowny, Scorpius to
wścibski, mały gnojek.
Cicho
zachichotała.
—
Och, wiem. Poczekaj.
Światło
z kuchni przedzierało się przez deski drzwi, oświetlając jej twarz i łuk warg.
—
Tak, kochanie! — zawołała Clara.
Hermiona
przechyliła głowę na bok.
—
Clara doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nie szukam — jej oczy
przeskanowały półki — cóż, czegokolwiek, co mogłoby być w spiżarni. Więc o czym
myślałeś?
Wydychając
chrapliwy oddech, Draco objął jej twarz.
—
Szczerze mówiąc, o tym, co zawsze. Jestem tobą całkowicie oczarowany. — Draco nie chciał tego powiedzieć. Byli tylko
na jednej randce. Chociaż prawdopodobnie zgodziłaby się, że było ich o wiele
więcej, biorąc pod uwagę, że prawie co wieczór jadał z nimi kolacje. Ale to
brzmiało jak… jak…
Palce
przesunęły się po jego klatce piersiowej i chwyciła jego koszulę, by
przyciągnąć go bliżej.
—
Miło słyszeć, że to uczucie jest odwzajemnione — powiedziała cichym szeptem. —
Jeśli teraz mnie nie pocałujesz, będziemy musieli poważnie porozmawiać na ten
temat…
Jej
plecy spotkały się ze ścianą z hukiem, który nie był cichy, biorąc pod uwagę,
że Scorpius zapytał o hałas.
—
Cholera.
—
Zignoruj to. Clara nie pozwoli mu tu przyjść, ale powinniśmy być ciszej.
Hermiona
chętnie oddała pocałunek, wplatając palce w jego włosy.
Nie
uszło jej uwadze, że opadła na jego kolano, strategicznie umieszczone między
jej udami. Zarumieniła się, a Draco rozkoszował się każdym dźwiękiem, który z
siebie wydawała.
—
Właściwie myślałem o czymś innym. Powinienem — jego palce muskały jej boki,
drażniąc piersi — sprawić, że będziesz krzyczeć głośniej. Ale jeszcze nie
teraz.
Oczy
Hermiony rozszerzyły się i pociemniały, a usta spuchły.
—
Stanowisz zagrożenie, Draco Malfoyu.
Uśmiechnął
się, zanim w pełni wykorzystał te kilka chwil, które im zostały.
Później,
gdy wymknął się frontowymi drzwiami, zadbał o to, by wzmocnić zaklęcia ochronne
wokół jej domu.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Straciła
głowę dla rozbrajająco przystojnego blondyna. Nie żeby miała coś przeciwko.
Każda racjonalna myśl opuszczała ją, gdy tylko zjawiał się w pobliżu — nie żeby
to było podejrzane — ale stwierdziła, że była szczęśliwa.
Zawsze
przepełniało ją szczęście, gdy żyła spokojnie razem ze Scorpiusem. Oczywiście
czasem odzywał się głosik z tyłu głowy, który przypominał jej, że czegoś jej
brakuje. Większość wieczorów jedli razem kolację i za każdym razem Draco
słuchał opowieści Scorpiusa. Czasami w nocy wymykali się, by spędzić ze sobą
kilka namiętnych chwil przy najbliższych ścianach. Hermiona odkryła, że odkąd
zbliżała się do Draco, coraz rzadziej rozmyślała nad swoją amnezją.
Właśnie
na to cierpiała: na amnezję.
Sposób,
w jaki inni na nią patrzyli, wciąż przyprawiał ją o mdłości. Litość, którą
zawsze jej okazywali oraz słabo zawoalowane wścibstwo, które towarzyszyło jej
wszędzie, gdziekolwiek się udała. Och, to
tak kobieta, która straciła pamięć.
Ma syna.
Myślicie, że jego ojciec miał coś wspólnego z jej stanem — a potem witali ją tak, jak
gdyby nigdy nic.
Plotki
niekoniecznie roznosiły się w tym samym tempie, co jej życie, ale dramatycznie
się zmieniły. Były dwa niepodważalne
fakty — chociaż wiedziała, że nie są ze sobą bezpośrednio skorelowane — które rozbudzały
kobiety do czerwoności.
Scorpius
miał niemal białe, blond włosy, o odcieniu, który mógł być jego własnym znakiem
rozpoznawczym.
Hermiona
nie miała blond włosów. Była brunetką z rozczochranymi lokami, niszczącymi
każdą gumkę, którą próbowała je związać.
Starała
się o tym nie myśleć, żeby się tym nie denerwować, ale Clara poruszyła temat,
powodując, że Hermiona poczuła ucisk w dole brzucha.
—
Marissa to stara wiedźma! — Druty Clary zderzyły się. — Ale wszystko jej
wyjaśniłam. Nie martw się, nie będzie więcej mówić o Draco i Scorpiusie.
Jej
syn właśnie wracał z tyłu domu, przynosząc kilka zabawek, chociaż bawił się
tylko jedną.
—
Sugerowała, że Draco jest jego ojcem?
Clara
skinęła głową.
—
Niedorzeczne. Mają włosy tego samego koloru.
Cóż, ich oczy też
są przenikliwie szare.
Nadal
wściekle robiąc na drutach, Clara uniosła szalik.
—
Podoba ci się?
Hermiona
roześmiała się.
—
Jak zawsze wygląda świetnie. Nie czuj się zobowiązana do…
Druty
zostały nagle skierowane w jej stronę.
—
Oczywiście, że będę was bronić. Wszystkich.
Ty i Scorpius jesteście rodziną, a jeśli incydent w spiżarni się liczy, Draco
też nią będzie.
Hermiona
poczuła, że jej policzki płoną.
—
To nie było… szukałam…
Clara
uniosła ciemną brew.
—
Kiedyś też byłam młoda. Spędziłam dużo czasu w schowkach w szkole — niektóre z
nich wymagały uniesienia spódnicy.
Scorpius
wszedł do pokoju. Był bez butów, chcąc poślizgać się po podłodze.
—
Możemy zrobić ciasteczka?
—
Jasne, kochanie. Możesz wyjąć miskę?
Gdy
Scorpius wyszedł z pokoju, Clara uśmiechnęła się.
—
Draco to miły człowiek. Cieszę się, że jesteś szczęśliwa.
—
Tak — wydyszała Hermiona. — Ja też. Jesteś pewna, że Scorpius może zostać u
ciebie na noc? To tylko inwentaryzacja. Odbiorę go, gdy skończymy.
—
Och nie. Obiecałam mu maraton telewizji, gdy u mnie zostanie i będzie zły,
jeśli nie dotrzymam obietnicy. Może powinnaś spędzić trochę czasu z Draco.
Hermiona
przewróciła oczami.
—
Wścibska.
—
Pomocna — powiedziała Clara, uśmiechając się.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Hermiona
odłożyła ostatnią z książek na półkę, wycierając dłonie o sweter i ponownie
rozglądając się po sklepie. Po odesłaniu Victoire do domu, zajęła się
sprzątaniem resztek bałaganu. Kiedy skończyła odkurzać, chwyciła klucze z lady
i zamknęła drzwi, wychodząc.
Energiczny
wiatr uderzył ją w policzki, a gdy mocniej naciągnęła kurtkę, zauważyła Draco
opartego o pobliską latarnię.
—
Nie czekałeś zbyt długo, prawda? Dochodzi północ.
—
Serio? — Odsunął się od słupka. — Musiałem stracić poczucie czasu mniej więcej
w tym samym momencie, gdy straciłem czucie w palcach.
Hermiona
zrobiła trzy szybkie kroki w jego stronę, obejmując jego dłonie swoimi.
—
Żartujesz.
Parsknął.
—
Nic mi nie jest. Po prostu nie podobał mi się pomysł, żebyś sama wracała tak
późno do domu.
Miała
ochotę się z nim drażnić, ale nerwowy wyraz jego twarzy był tak ujmujący, że
nie mogła tego zrobić.
—
To brzmi jak idealny sposób na zakończenie wieczoru. — Wsunęła rękę pod jego
ramię i szli razem. — Jak minął ci dzień?
—
Strasznie nudno. Oprowadzałem stażystkę po archiwum.
—
Och? Była tak samo irytująca jak wcześniej?
—
Nie po tym jak jej powiedziałem, że nie jestem zainteresowany.
Hermiona
zakrztusiła się.
—
Zakładam, że czuła się zawiedziona?
Potarł
kark.
—
Powiedziałem jej, że już się z kimś spotykam i chyba zrozumiała aluzję. A jak
twój dzień?
—
Byłam w sklepie przez ostatnie siedem godzin, robiąc inwentaryzację, bo
mieliśmy sporo problemów. Poszło bardzo dobrze. Scorpius został na noc u Clary,
ale ona prawdopodobnie już śpi, podczas gdy on siedzi przed telewizorem.
Dotarli
do jej domu wcześniej niż chciała. Draco otworzył bramę, odprowadził ją do
drzwi i zwlekał chwilę, gdy wyciągała klucze z torebki.
—
Zaprosiłabym cię do środka, ale padam z nóg — powiedziała cicho Hermiona. —
Następnym razem?
Uśmiechnął
się, a ona poczuła ciepło w brzuchu na wspomnienie, jak przygryzał jej szyję,
gdy byli zamknięci w spiżarni.
—
Na nic nie liczyłem. Chciałem tylko odprowadzić cię do domu.
Cóż, kilka minut
nie zaszkodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)