Lipiec 2004
Chociaż
Harry kazał jej odpuścić, Hermiona nie potrafiła tego zrobić, ponieważ
wiedziała, że ją okłamuje. Znała go przez większość swojego życia i była
świadoma, że jest on jednym z najgorszych kłamców na świecie — przynajmniej
względem jej osoby. Ale miał rację co do jednej rzeczy: gdyby Montague
dowiedział się, że węszyła w poufnej sprawie, wściekłby się. Więc Hermiona
musiała być kreatywna.
Przez
resztę tygodnia próbowała podsłuchiwać rozmowy — a szczególnie Gallaghera z
McLeodem — żeby sprawdzić, czy uda jej się dowiedzieć czegoś więcej. Był
gadułą, i jeśli ktoś miałby coś wyjawić, to tylko on, jednak nie pisnął nawet
słowem. Właściwie, prawie w ogóle nie spoglądał na Hermionę. Może było mu
głupio, że zostawił wniosek na jej biurku.
Naturalnie,
pomyślała o uzyskaniu informacji z pierwszej ręki, ale Malfoy był zbyt
przebiegły. Po pierwsze, zastanawiałby się, dlaczego nagle chciałaby z nim
rozmawiać, a po drugie, był zbyt sprytny, żeby mówić o tym, jak używa Czarnej
Magii, jeśli w ogóle ją stosował. W szkole mógł być wystarczająco arogancki i
zarozumiały, żeby się tym chwalić, ale teraz miał łatkę skazanego przestępcy;
chwalenie się używaniem Czarnej Magii nie byłoby dla niego zbyt strategicznym
posunięciem.
Koszmar
wciąż ją prześladował. Budziła się zdenerwowana i mokra, jakby myśl, że Malfoy był czarnoksiężnikiem, pobudzała mroczne
pragnienia jej przeklętej nieświadomości.
Więc
kiedy pomysł z rozmową nie wchodził w grę i desperacko szukała odpowiedzi,
udała się do archiwum. Znajdowały się tam nie tylko akta przestępców, ale także
wszystkich pracowników. Pod pozorem reorganizacji mogła je przeglądać, ile
tylko chciała.
Znalazła
tam informacje, które świadczyły o tym, że w ostatnim stuleciu odnotowano
jedenaście przypadków autoryzowanego użycia Czarnej Magii. Zaklęcia, klątwy i
okazjonalne przekleństwa nie były uwzględnione — nie, autoryzacja dotyczyła Czarnej Magii, w której zawarto Zaklęcia
Niewybaczalne, a także jej ciągłe używanie. Siedmiu pracowników Ministerstwa
otrzymało pozwolenie na stosowanie jej według własnego uznania — czterech
Aurorów, jeden ochroniarz Ministra Magii i dwóch Niewymownych. Ale sama myśl,
że to była Czarna Magia, denerwowała Hermionę. Siedmiu w ciągu stu lat to dość
mała liczba. Z pewnością, pomyślała, przed dojściem Voldemorta do władzy
istniały bardziej liberalne poglądy. Jeśli Aurorzy użyliby niedozwolonej
Czarnej Magii, musieliby zgłosić to Głównemu Aurorowi i poddać kontroli swoje
różdżki.
To
rutynowe działanie, które zwykle kończyło się zwykłą naganą dla Aurora —
większość przypadków użycia Czarnej Magii miała miejsce w sytuacjach życia i
śmierci — ale nie istniało coś takiego jak zezwolenie na jej stałe używanie.
Jednak wydawało się, że istnieją wyjątki dla osób ze specjalnymi zadaniami,
takich jak ochroniarz Ministra Magii. Dziwny był fakt, że ze wszystkich
pracowników Ministerstwa mniej niż jedna na dekadę miała pozwolenie na użycie
wszelkich niezbędnych środków.
I
wtedy Hermiona znalazła wyblakłe foldery. Treść została wymazana lub
zniekształcona w kilku miejscach — nazwisko, stanowisko, zdjęcie — i nawet
magia naprawcza nie mogła przywrócić tego, co zniknęło. Jednak jedną rzeczą,
która łączyła wszystkie te pliki, był tekst „Poufne”.
Hermiona
wiedziała, że w Ministerstwie jest wiele sekretów, z których większość należy
do Departamentu Tajemnic, ale w tych aktach było coś, co ją intrygowało.
Widziała poufne dokumenty z Departamentu Tajemnic i nie wyglądały tak, jak te.
Po pierwsze, jasno było napisane, że akta należą do tego departamentu i że
tylko osoby ze specjalnymi uprawnieniami mogą przeglądać ich zawartość. Pliki,
które trzymała w rękach, nie pasowały do tego opisu. Poza tym Departament
Tajemnic miał własne archiwa, do których dostęp miało niewielu. Po drugie,
schemat usuwania informacji był jasny: żadnych nazwisk, stanowisk, a zdjęcia
były rozmazywane do tego stopnia, że nie dało się ich rozpoznać. Gdyby ustawiła
dokument pod odpowiednim kątem, mogłaby rozróżnić, że na jednym ze zdjęć jest
czarodziej, ale równie dobrze mogła to być pokaźnych rozmiarów czarownica.
Wypróbowała
kilka innych zaklęć odnawiających, ale w chwili, gdy pomyślała, że magia
zadziała, ta przesiąkła przez papier i zniknęła. Przygryzając wargę, złapała
kilka akt i ruszyła ku recepcji przy wejściu.
—
Eunice? — zawołała. Staruszka nie usłyszała, więc powtórzyła: — Eunice?
Kobieta
przestraszyła się; okulary zsunęły jej się z nosa i zaplątały wokół szyi na
cienkim, złotym łańcuszku.
—
Och! Wystraszyłaś mnie, kochanie.
—
Przepraszam — mruknęła Hermiona i położyła akta na jej biurku. — Co to jest?
Eunice
zmrużyła pomarszczone oczy, drżącymi rękami zakładając okulary z powrotem na
nos.
—
Rany, wygląda na to, że w archiwach musiało dojść do jakiegoś wypadku.
—
Nie — powiedziała stanowczo Hermiona. — Zostały magicznie zmienione. Nie mogę
przywrócić brakującej zawartości.
—
Och, naprawdę? — Eunice pochyliła się bliżej, jej nos niemal dotykał papieru. —
Tylko te trzy?
—
Nie, jest ich o wiele więcej.
Stara
kobieta zamruczała pod nosem i uniosła różdżkę. Stuknęła w stos papierów i
wymamrotała zaklęcie, którego Hermiona nigdy nie słyszała, a wokół dokumentów
błysnęło czerwonym blaskiem.
—
Cóż — mruknęła Eunice ze zdziwieniem. — Wygląda na to, że poziom uprawnień
przewyższa nawet moje. Sądzę, że tylko Minister Magii może czytać te akta.
Hermiona
zmarszczyła brwi.
—
I nie pochodzą z Departamentu Tajemnic?
—
Nie — prychnęła czarownica. — Mają własne archiwum. Przecież o tym wiesz!
—
Tak, wiem, ale czy te akta mogły się gdzieś zapodziać?
—
Mało prawdopodobne. — Stara wiedźma westchnęła i spojrzała na Hermionę. — Nie,
te akta są dla Ministra. Odłóż je tam, gdzie leżały, na wypadek gdyby po nie
przyszedł.
Hermiona
zacisnęła szczękę. Wcale jej się to nie podobało.
Włożyła
je do odpowiedniego kartonu i upewniła się, że oznaczyła pudełko, zanim wróciła
do swojego gabinetu. Przez całe popołudnie myślała o tym, jakie sekrety mogą
skrywać pliki, a jeszcze bardziej, kogo
dotyczyły. Nigdy wcześniej nie widziała, żeby ktoś aż tak ukrywał
informacje, i to upewniło ją, że nie dzieje się to przez przypadek.
Podczas
popołudniowej przerwy na kawę nie powiedziała Harry’emu o swoim odkryciu,
zamiast tego siedziała cicho i słuchała dyskusji Aurorów na temat ostatniego
turnieju Quidditcha, ekonomii i polityki. Kiedy wróciła do domu tego wieczoru,
Krzywołap przywitał ją przy kominku miauczeniem i mruczeniem. Owszem, był
głodny, ale czekał cały dzień, aż wróci do domu.
Zrobiła
sobie prostą kolację — a raczej herbatę i ciasteczka, bo jej kuchenka znowu nie
działała — i przebrała się w piżamę, zanim wygodnie rozsiadła się na kanapie z
ulubioną książką. Oprawa prawie się rozpadała, a niektóre strony wisiały luźno,
ale nie przejmowała się tym. Duma i
uprzedzenie to ponadczasowa klasyka; przeczytała ją po raz pierwszy, gdy
miała dziewięć lat i od tamtej pory czytała ją kilka razy w roku. Kiedykolwiek
czuła się sfrustrowana, smutna lub przytłoczona, zawsze mogła liczyć na umysł
Austen, w którym mogła się schować na chwilę, by nie czuć się tak samotną w tym
wielkim świecie.
~*~*~*~*~*~*~*~
Kolejny
piątek. Faceci w departamencie szykowali się do wyjścia do Taczki, ale Hermiona
nie była specjalnie podekscytowana. Po pierwsze, Gallagher zachowywał się wobec
niej lekceważąco i oschle, odkąd skonfrontowała go z wnioskiem, i wiedziała na
pewno, że rozmawiał o niej McLeodem, bo nawet przyłapała go na gorącym uczynku
podczas przerwy obiadowej.
—
Nie wiem, co ona tu robi, stary — mruknął. — Założę się, że jest tu tylko
dlatego, że przyjaźni się z Potterem. On ją polecił. Pewnie mu obciągała czy
coś.
Wpadła
jak burza do pomieszczenia socjalnego i zobaczyła rumieniec rozlany na jego
policzkach, ale udawała, że nie usłyszała ani jednego słowa. Chciała powiedzieć
Harry’emu — w końcu miał zostać nowym Szefem Aurorów — że Gallagher mówił o nim
tak okropne rzeczy, ale zrezygnowała. Nie chciała być mniej lubiana przez
współpracowników i wiedziała, że był na nią zły tylko za to, że nazwała go
idiotą. Siedzenie przy stole i picie z nim drinka nie było jednak czymś, co
wydawało się szczególnie kuszące.
Hermiona
siedziała w boksie Harry’ego, czekając, aż ten skończy papierkową robotę, kiedy
wyraziła swoje wahanie.
—
Naprawdę zamierzasz to przegapić? — zapytał Harry i uniósł brew.
Hermiona
posmutniała i westchnęła.
—
Nikt mnie tam nie chce, Harry!
—
Ja chcę, żebyś tam była!
—
Będą tylko żartować, że nie pracuję w terenie. Mam tego dość.
—
To tylko dlatego, że się ciebie boją — powiedział. — Pomyśl o tym — gdybyś była
agentem terenowym, byłabyś najlepszym Aurorem w Ministerstwie, a oni o tym
doskonale wiedzą. Więc poprawiają sobie humor, poniżając cię. Słabe, ale
niegroźne. — Zmarszczył brwi i machnął ręką lekceważąco. — Znasz swoją wartość,
Hermiono. Możesz pokonać każdego z nich w pojedynku.
Przygryzła
wargę i zapadła się głębiej w fotel.
—
Nie jestem tego taka pewna.
Przypomniała
sobie pojedynek z Malfoyem sprzed kilku dni i to, jak łatwo odbijał jej
zaklęcia. Nazwał ją niechlujną,
podczas gdy sam poruszał się tak, jakby był mistrzem pojedynków. Oczywiście,
jej przegrana z Malfoyem nie wskazywała na zerowe szanse w starciu z Gallagherem — bez względu na to jak mało
była tego pewna — i miło było usłyszeć jak Harry stawał w jej obronie. Byłoby
jeszcze przyjemniej, gdyby zrobił to, stojąc twarzą w twarz z Gallagherem.
—
Cóż — mruknął Harry i wstał. — Ja jestem i…
Pukanie
w ekran rozdzielający przerwało mu i podniósł wzrok.
Hermiona
jęknęła wewnętrznie, gdy zobaczyła wchodzącego w pole widzenia wysokiego
blondyna, z idealnie ułożonymi włosami i perfekcyjnie wyprasowanym, czarnym
garniturem.
—
Malfoy — powitał go grzecznie Harry, ale było widać, że jest zaskoczony. — O co
chodzi?
—
Prosiłeś o akta sprawy Waltersa — wyjaśnił i podał mu teczkę. Nawet nie
spojrzał na Hermionę, jakby jej tam nie było. — Wpadłem we wtorek po południu,
ale już poszedłeś do domu, a wczoraj byłem trochę zajęty.
—
Och. — Harry mrugnął. — Tak, racja! Genialnie! Dzięki, stary. Tak, chciałem coś
jeszcze raz sprawdzić. — Pospieszył z powrotem do biurka, żeby przejrzeć
papiery. — Hermiono, czy akta Donovana leżą na stoliku obok ciebie?
Poruszyła
się sztywno, czując, jak na dźwięk jej imienia zimne spojrzenie Malfoya
przesunęło się prosto na nią Sztywne palce przerzuciły kilka folderów na
stoliku, dopóki ich nie znalazła.
—
Proszę.
Przeklęła
samą siebie za to, że zabrzmiała tak żałośnie, gdy podała papiery Harry’emu.
—
Dzięki — powiedział i przekartkował pliki. — Tak. Jasne. Idealnie.
Westchnął
i spojrzał na Malfoya, który uniósł brwi, trzymając ręce w kieszeniach.
—
To wszystko?
—
Tak. — Harry skinął głową. — Zrobię notatki i oddam ci je w przyszłym tygodniu.
Malfoy
przytaknął i odwrócił się, by odejść.
—
Idziemy do Taczki — rzucił Harry, a serce Hermiony stanęło. — Chcesz do nas
dołączyć?
Malfoy
zatrzymał się, zastanowił przez chwilę, zanim odwrócił się z lekkim
uśmieszkiem.
—
Czemu nie? Do zobaczenia tam, Potter. Granger.
Tylko
raz pozwolił, by jego spojrzenie przesunęło się po niej, zanim opuścił
pomieszczenie, zostawiając za sobą zapach cytrusów i drzewa cedrowego.
W
boksie zapadła cisza po jego odejściu, a Hermiona odwróciła swoją gapiąca się
twarz w stronę przyjaciela, ale ten ją uprzedził.
—
Zanim cokolwiek powiesz — zaczął i uniósł palec — to nasz kolega, Hermiono. Nie możesz wiecznie go nienawidzić.
Skrzywiła
się.
—
To dupek!
—
Tak, rozumiem — westchnął — ale proszę, przynajmniej dziś nie wszczynaj z nim
kłótni. To nie jest tego warte.
—
Ja? — parsknęła. — Mówisz, jakbym to ja wiecznie zaczynała. Jemu to powiedz!
Harry
przewrócił oczami i sięgnął po kurtkę.
—
Weź płaszcz i chodźmy.
Chciała
zaprotestować, ale pozwoliła Harry’emu zaciągnąć się ze sobą do pubu.
Perspektywa spędzenia wieczora z Gallagherem była wystarczająco zła, ale na
dodatek Malfoy? Zwłaszcza że
ostatnio, kiedy byli razem w tym pubie, uprawiali seks.
Jej
brzuch zaczął trzepotać na samo wspomnienie. Sposób, w jaki jego dłonie po
prostu obejmowały jej piersi, jak ciągnął ją za włosy, jak zacisnął dłoń wokół
gardła, jak wchodził w nią z taką bezwzględnością, te bezwstydne słowa, które
szeptał jej do ucha i to, w jaki sposób doszła — było jej tak dobrze, że
zakrawało to na niesprawiedliwość, ale nie mogła pozwolić, żeby znowu aż tak
zamącił w jej głowie. Albo przynajmniej mogła zrobić wszystko, by nie pokazać
żadnych oznak słabości przy innych.
Nie
zapomniała komentarza Gallaghera dotyczącego faktu, że ona i Malfoy bzykną się
tamtego wieczora, ale on był największym kretynem i byłaby niezła chryja, gdyby
kiedykolwiek się dowiedział, że miał rację.
Bar
powoli się zapełniał, gdy przybyli na miejsce. Strażnicy Wiedźm świętowali
schwytanie jednego ze swoich celów i w środku trwała celebracja. Harry i
Hermiona usiedli przy stole, który Perkins już zajął, czekając, aż Gallagher i
McLeod przyniosą drinki.
—
Malfoy później do nas dołączy — poinformował Harry, witając ich.
—
Och, świetnie! — Uśmiechnął się Perkins. — Może zapłaci za rachunek.
—
Nie licz na zbyt wiele — odpowiedział Harry.
—
Głodni? — zapytał Perkins. — Zamówiliśmy trochę frytek i sosu na stół.
Harry
jęknął, siadając.
—
Brzmi wspaniale.
Hermiona
lekko się uśmiechnęła, opadając obok Harry’ego. Frytki i sos na kolację nie
brzmiały zbyt apetycznie, ale była głodna i zjadłaby wszystko, co by jej podano.
Nie
minęło dużo czasu, zanim Gallagher i McLeod wrócili, lewitując kufle piwa oraz
parujące stouty, i niezgrabnie uderzyli o stolik, rozlewając napoje i prawie
się przewracając. Chwilę później frytki i sos wylądowały w tym bałaganie.
Hermiona
skrzywiła się. Przyzwyczaiła się do niechlujstwa chłopaków, ale to przekraczało
wszelkie granice. Bez widelców, bez talerzy, bez manier. Inni już zajadali,
jedząc rękoma. Nie pamiętali nawet, żeby zamówić jej piwo kremowe, wiedząc, że
nie lubi innych rodzajów czy stoutów.
Westchnęła
i wstała.
—
Zamówię kanapkę z indykiem lub coś innego.
Harry
zrobił przepraszającą minę, podczas gdy inni ją podjudzali, ale przecisnęła się
przez tłum do baru. Zamówiła sobie piwo kremowe i kanapkę, rozważając swoje
wybory życiowe w oczekiwaniu na drinka, i przecisnęła się z powrotem, uważając,
żeby nic nie rozlać.
Kiedy
wróciła, Harry przesunął się bliżej ściany, pozwalając Hermionie z łatwością
wślizgnąć się na ławę. Posprzątała bałagan przy swoim miejscu i odstawiła piwo
kremowe. Jak zwykle rozmowa przy stole dotyczyła pracy w terenie i Quidditcha,
a Hermiona westchnęła i jak zwykle słuchała tylko jednym uchem. Jej kanapkę
przyniesiono w mniej więcej tym samym czasie, gdy Malfoy stanął przy ich
stoliku, a jego twarz wykrzywiła się z obrzydzeniem, kiedy obserwował bałagan z
frytkami i sosem na wierzchu.
Hermiona
poczuła, jak jej żołądek zacisnął się brutalnie. Jedyne wolne miejsce było obok
niej i była tak ściśnięta przy mężczyznach, że ledwo mogła się ruszyć. Kelner
postawił przed nią talerz, ale nie mogła nic zrobić, tylko gapić się na niego,
gdy Malfoy wślizgnął się na miejsce obok niej, a jego ciepłe i jędrne udo
przycisnęło się do jej nogi. Serce podskoczyło jej do gardła.
—
Powinienem był przewidzieć, że dołączę dziś do dzikusów — wycedził, podnosząc
rękę, by przywołać kelnera. — Ognistą. Już. I… — Rozejrzał się po stole, a
wszyscy mężczyźni unieśli kufle z uznaniem. Malfoy przekręcił szczęką. — I
jeszcze jedną rundę tego, co piją i Gin Nigh Tide dla damy.
Hermiona
szybko na niego spojrzała, ledwo chwytając powietrze. Pamiętał. Pamiętał jej
ulubiony drink i pamiętał, by go zamówić.
Co piątek chodziła do tej speluny z Harrym, Gallagherem, McLeodem i Perkinsem.
Co piątek, a oni nigdy nie pamiętali, żeby zamówić jej kremowe piwo. Albo gin.
Albo cokolwiek innego, co wiedzieli, że jej zasmakuje.
Malfoy
wiedział. Nienawidziła go, a on jej, ale mimo to pamiętał, żeby zamówić jej
drinka innego niż pozostałe. Nie rozumiała dlaczego, ale taki mały gest
sprawił, że poczuła się roztrzęsiona.
—
Wiedziałem, że możemy na ciebie liczyć, Malfoy! — wykrzyknął Gallagher i
roześmiał się zwycięsko.
—
Nie spodziewaj się, że to stanie się nawykiem — wycedził blondyn i zaczął
bębnić palcami po stole. — I co wy, na Salazara, jecie?
—
Co? — prychnął Perkins. — Frytki! Klasyka!
Malfoy
zanucił sarkastycznie.
—
Cudnie.
Wznowiono
rozmowę o Quidditchu. Malfoy również interesował się tym sportem, a gdy
przyniesiono drinki, zaczęły padać bardzo znajome żarty.
Hermiona
nie czuła się komfortowo i chociaż wiedziała, że powinna się od niego odsunąć w
stronę Harry’ego, nie mogła. Jego gorąco zdawało się ją przyciągać, trzymać w
miejscu, a mała, ale silna część niej chciała się do niego przytulić. Oprzeć
głowę o tę umięśnioną klatkę piersiową, poczuć bicie jego serca na policzku.
Chciała, żeby przeczesał palcami jej włosy, delikatnie muskał jej ramię i
całował w czoło. Chciała poczuć się zakotwiczona, otulona i ta irracjonalna
część niej myślała, że Malfoy może to zapewnić. Ale to był Malfoy, na Merlina! Irracjonalne.
Całkowicie szalone.
Co
gorsza, chciała, żeby ją zastraszył, żeby nią kontrolował. Uświadomienie sobie
tego było jak zimny prysznic; mocno zacisnęła szczękę, a w jej brzuchu utworzył
się węzeł. Chciała poczuć strach zmieszany z pożądaniem, tak jak w zeszły
piątek. Skarciła się za to; nie chciała być bezbronna. Nie chciała być
zdominowana ani kontrolowana przez Malfoya,
byłego Śmierciożercę i prześladowcę z dzieciństwa, ale tak naprawdę tego pragnęła. I to ją zabijało.
Czując
rumieniec, wzięła duży łyk ginu, gdy wciąż nietknięta kanapka leżała przed nią.
Serce jej waliło, a nogi drżały. Toczyła wewnętrzną walkę; z jednej strony
czuła obrzydzenie, a z drugiej chciała siedzieć jeszcze bliżej. Ta dwoistość
doprowadzała ją do szału i ledwo wiedziała, co o sobie myśleć.
Po
trzecim kuflu Harry musiał skorzystać z toalety. Hermiona i Malfoy musieli
wstać ze swoich miejsc, i Hermiona, nie zastanawiając się, wślizgnęła się
pierwsza na ławę. Nie zdała sobie sprawy ze swojego błędu, dopóki Malfoy
podążył za nią, stawiając ją między sobą a ścianą. Żadnego Harry’ego. Żadnego
bezpieczeństwa.
Pozostali
nie zauważyli jej dyskomfortu. Byli zajęci upijaniem się, a gdy Harry odszedł,
ich rozmowa zeszła na bardziej prowokujące tematy, takie jak wysportowane
dziewczyny w biurze i to, co chcieliby z nimi zrobić. Oczywiście Hermiona nigdy
nie była częścią tych dyskusji, dzięki Merlinowi, ale w sumie, dlaczego nie, do
cholery? Była kobietą z zasadami, dziękuję
bardzo, ale dlaczego nie mogli jej trochę uprzedmiotowić? Była aż tak nie do zniesienia?
Cóż,
na pewno była zbyt zajęta obserwowaniem wszystkiego, co robił Malfoy, by
naprawdę przejmować się jawnym lekceważeniem jej kobiecości przez innych.
Dziwnie przycichł, gdy rozmowa zeszła na kobiety, chociaż inni patrzyli na
niego pożądliwie, bo był kawalerem czystej krwi i z pewnością największym
flirciarzem w DPPC. Nie, nie brał udziału w ich wywodach, a Hermiona widziała
na jego twarzy aż za dobrze znaną pogardę.
Gdy
wrócił Harry, rozmowa wróciła do mniej drażliwych tematów, a zabawa trwała
dalej.
—
Hej, Granger! — zawołał Perkins zza stołu. — Zamierzasz to jeść?
Wskazał
na kanapkę, której jeszcze nie tknęła.
—
Nawet nie ugryzła, a ty chcesz ją sobie przywłaszczyć? — wycedził Malfoy, w
jego głosie dało się wyczuć nutkę obrzydzenia.
—
Po prostu sobie leży! — krzyknął Perkins. — To marnowanie jedzenia!
—
Śmiało. — Westchnęła Hermiona. — Możesz ją zjeść. Już nie jestem głodna.
Perkins
zjadł zimną kanapkę z uśmiechem na twarzy.
Zazwyczaj
występujący duet wszedł na scenę i zaczął grać, jak co piątek, a przy muzyce,
cieple, drinku i Malfoyu tak niebezpiecznie blisko, Hermiona poczuła
nieprzyjemny ucisk w piersi. Była tam, ignorowana przez swoich
współpracowników, a nawet przez mężczyznę, który zaledwie tydzień wcześniej tak
bardzo nie chciał jej ignorować, że bzyknął ją przy ścianie.
Nawet
w pomieszczeniu pełnym ludzi Hermiona czuła się zupełnie sama.
Gdyby
Harry siedział u jej boku, przynajmniej spróbowałby nawiązać z nią rozmowę,
uśmiechnąłby się do niej, a nawet rzucił jej uspokajające spojrzenie, ale z Malfoyem,
jako murem między nimi, nie było to możliwe. A Malfoy, ten dupek, zachowywał
się tak, jakby jej tam w ogóle nie było. Nie żeby chciała, aby ją zauważył — no może trochę — ale jego zachowanie
było po prostu niegrzeczne. Ale z drugiej strony, kupił jej gin i to wszystko
zamieszało jej w głowie.
Jakaś
część niej, głupia, dziewczęca chciała, żeby zwrócił się do niej z tym samym
czarującym uśmiechem, który widziała u niego, gdy rozmawiał z innymi kobietami;
chciała, żeby flirtował z nią tak, jak widziała, że robił to z powodzeniem z
innymi, ale za każdym razem, gdy miał ochotę z nią rozmawiać, rzucano w nią
obelgami.
Prawdę
mówiąc, chciała po prostu pójść do domu, gdzie nikt nie musiałby jej zauważać,
podjudzać lub z niej drwić. Gdzie mogłaby zwinąć się w kłębek na swojej sofie i
płakać. Merlin jeden wiedział, że miała ochotę płakać.
Omal
jęknęła, gdy duża, ciepła dłoń delikatnie wylądowała na jej udzie, ciężka i
nieugięta, a mięśnie jej nogi się zacisnęły. To było jak prąd elektryczny
przechodzący prosto przez nią, powodujący, że gwałtownie zadrżała, niemal
tracąc zdolność do normalnego funkcjonowania. Jej oczy rozszerzyły się i bała
się, że ktoś może to zauważyć — ale nikt nie zwrócił na nią uwagi.
Spojrzała
na Malfoya, jej serce waliło w piersi, jednak był zajęty rozmową z innymi. Jego
lewa ręka spoczywała na jej udzie, pokrywając skórę tuż na kolanem i niemal
parzyła swoim ciepłem. Po prostu leżała tam jak ciężar. Kotwiczący ciężar,
trzymający ją w miejscu, aby nie odpłynęła. A on? Nie ruszył się. Po prostu…
czekał. Spokojny. Jakby chciał, żeby wiedziała, że ją zauważył.
Powiedz, żebym przestał, a zrobię
to.
Przełknęła
ślinę, a ucisk w piersi pogłębił się. Czy czekał, aż się od niego odsunie?
Odtrąci jego dłoń? Okaże swoją dezaprobatę? Ale ona… nie chciała, by ją puścił.
Gdyby to zrobił, rozpadłaby się. Zapadłaby się w sobie, pełna wątpliwości,
wstydu, dezorientacji. Jej noga zadrżała, serce zatrzepotało, gdy delikatnie
przysunęła się prosto pod jego uścisk.
Wtedy
poruszył się, zacieśniając dłoń mocniej. Przełknęła jęk, a serce podskoczyło do
gardła. Za jej zgodą celowo ściskał, pocierał, pieścił. Długie palce szukały
drogi głębiej między jej udami, delikatnie głaszcząc miękką skórę pod spódnicą,
a Hermiona gwałtownie wciągnęła powietrze i drgnęła.
Perkins
spojrzał na nią, jego wzrok był nieco podejrzliwy.
—
Wszystko w porządku, Granger? — Wskazał na swoją twarz. — Wyglądasz na trochę
zdenerwowaną.
Hermiona
mrugnęła na te słowa, podczas gdy Malfoy nadal drażnił ją, jego ręka wędrowała
w górę, rozchylając jej nogi. Jeszcze kilka cali i dotknie jej majtek.
Przełknęła ślinę, próbując zachować spokój.
—
N-nie, po prostu… mi gorąco.
—
Więc ostrożnie z piciem, dziewczyno.
Perkins
uśmiechnął się i puścił oko, zanim wrócił do rozmowy.
Malfoy
uszczypnął ją pod stołem, wystarczająco mocno, by zacisnęła zęby, ale nie na
tyle mocno, by sprawić ból, na co lekko się przesunęła, rozchylając dla niego
kolana.
Wszystko
w jej wnętrzu płonęło, jej biedne serce waliło tak szybko, że bała się, że
przestanie, i poczuła zawroty głowy. Chciała, żeby jego ręce były wszędzie, a
jednocześnie pragnęła je odciąć. Dotykał jej tak, jakby robił to już tysiące
razy, pieszcząc i chwytając z niemal ujmującą zaborczością, z chciwymi palcami,
ocierającymi się o delikatną skórę. Rysował leniwe kręgi na jej udzie,
powodując, że poczuła gęsią skórkę, jego ręka zagnieździła się między jej
nogami i była idealnie ukryta przed wszystkimi.
Próbowała
kontrolować swój oddech i była niemal obrażona, że on potrafił siedzieć tam tak
spokojny i opanowany, podczas gdy ona walczyła, by nie jęknąć. Ręką szukał
drogi w górę, przesuwając materiał spódnicy, a ona prawie trzasnęła nogami, gdy
grzbiet jego dłoni lekko musnął jej łechtaczkę, ale kolejne uszczypnięcie
szybko ją skorygowało. Och, co za diabeł, wiedział dokładnie, jaki chaos w niej
wywołuje.
Knykieć
znalazł miejsce tuż nad łechtaczką, a on przesunął nim powoli w dół, w niemal
troskliwej pieszczocie. Hermiona poczuła, jak świat powoli się wali, a ciało
płacze z pożądania, gdy węzeł w jej piersi powoli się rozluźniał. Przypomniała
sobie uczucie jego palców w sobie i ugryzła się w policzek, by nie zaskomleć;
czy mógłby rozplątać jej supeł w piersi jednym dotknięciem? Czy sprawi, że
dojdzie na oczach wszystkich? Ta myśl była podniecająca i jednocześnie upokarzająca,
i musiała walczyć ze wszystkich sił, żeby nie przycisnąć bioder do jego dłoni.
Ledwie cal pozostał, żeby wsunął opuszek w sam środek.
Ale
nigdy tam nie dotarł. Zamiast tego zrobił jeszcze dwa okrężne ruchy, bez
dotykania, i przesunął się na jej uda z powrotem w dół lekkim jak piórko
dotknięciem zmieszanym z zaborczymi uciskami. Wziął głęboki oddech i ścisnął ją
po raz ostatni w najbardziej mięsistej części uda, zanim odsunął się i splótł
palce na stole.
Hermiona
wpatrywała się w nie, w jego dłonie, które chciała objąć każdym calem swojego
ciała. Były duże, szorstkie, ale eleganckie, z równo przyciętymi paznokciami i
lekko wystającymi żyłami. Przez cały wieczór siedział obok niej, ale ani jej
nie dotykał, ani do niej nie mówił. Traktował ją tak, jakby jej tam nie było,
dopóki nie położył tej ręki na jej udzie. I to zmieniło wszystko. Teraz czuła
odciski jego palców na swoim ciele i zastanawiała się, czy niektóre z nich mogą
przemienić się w siniaki. W jakiś sposób miała nadzieję, że tak będzie.
To
ją dezorientowało i przerażało. W co pogrywał? Czego od niej chciał? Kiedy
pojedynkowali się w archiwum, była pewna, że ją skrzywdzi, jeśli mu na to
pozwoli, a teraz nie miał żadnych skrupułów, żeby ją pieścić niemal troskliwym dotykiem — a potem drażnić do
granic godności.
Czy
to przez alkohol? Czy może naszło go na zaloty po tej lubieżnej rozmowie? A
może ciągnęło go do jedynej kobiety w towarzystwie? Ostatni raz dotykali się,
gdy przypadł ją do biurka, gdzie potencjalnie ktoś mógł ich zobaczyć. Uprawiali
seks na zapleczu pubu, ale każdy mógł się na nich natknąć. Położył rękę na jej
udzie w obecności jej przyjaciela i współpracowników. Może po prostu lubił
dreszczyk emocji. Może lubił tego rodzaju niebezpieczeństwo, może nie chodziło
po prostu o nią?
Z
niemal niewytłumaczalnego powodu czuła się bardziej samotna niż kiedykolwiek.
Hałasy
wokół niej, woń alkoholu, wirowanie w żołądku od jego dotyku i nagła pustka w
piersi od myślenia sprawiły, że poczuła się jak w potrzasku. Ucisk powrócił ze
zdwojoną siłą. Odwracając się do Malfoya, mruknęła:
—
Przepuść mnie. Muszę się przewietrzyć.
Na
początku wyglądał na zdezorientowanego, zanim szturchnął Harry’ego, który
wstał, by ich wypuścić.
Hermiona
prawie spadła z siedzenia, jej kolana się trzęsły z powodu braku jedzenia zmieszanego
z kremowym piwem i ginem. Pobiegła do drzwi, przez tłum i prawie zatoczyła się
na ulicę. Noc była ciepła, a ulica na zewnątrz pełna ludzi palących papierosy
lub po prostu rozmawiających ze sobą z dala od pisku gitar. Hermiona zataczała
się po kostce brukowej z dala od ciekawskich oczu, ciężko łapiąc powietrze.
Co
się działo, do cholery? Dlaczego ten napływ uczuć tak ją dręczył? Dlaczego nie
mogła po prostu zachować spokoju i robić tego, co zawsze? Nawet nie zauważyła,
że Malfoy za nią poszedł, dopóki nie poczuła, jak jego dłoń oplata jej ramię,
tym razem znacznie delikatniej niż poprzednio, stabilizując ją, i wtedy
odwróciła się, by rzucić mu gniewne spojrzenie. To wszystko jego wina. Musiał
być wiecznym cierniem w jej boku — w tej dyscyplinie nie miałby sobie równych.
—
Granger — mruknął — wszystko w porządku?
Znowu
padło to cholerne pytanie. Szybko się od niego odsunęła i znów na niego
spojrzała. Byli wystarczająco schowani przed innymi, by nie zwracać na siebie
uwagi.
—
Czego chcesz, Malfoy? Dlaczego…
dlaczego to robisz?
Ledwo
trzymała się w sobie, nie potrafiła wyrazić wściekłości bez łez.
Zacisnął
szczękę i zrobił krok w jej stronę, patrząc na nią twardym wzrokiem.
—
Próbowałem ci pomóc, Granger.
—
Pomóc? — niemal krzyknęła. — Więc
pieszczoty pod stołem to twój pomysł na pomoc?
—
Panikowałaś — warknął. — Próbowałem rozproszyć twoją uwagę.
—
Obmacując mnie?
Malfoy
prychnął.
—
Nie udawaj, że ci się to nie podobało.
—
Nie podobało mi się! Ja… — Skrzywiła
się z bólu i cofnęła na ścianę. — Jestem po prostu zdezorientowana i… —
warknęła, przeczesując włosy dłońmi. — My się nienawidzimy, Malfoy. To… to szaleństwo!
Przestań mieszać mi w głowie, przestań pytać, czy wszystko w porządku, jakbyś
się przejmował! Wiem, że cię to nie
obchodzi, bo nikogo to nie obchodzi
i…
Niemal
w sekundę złapał ją i przycisnął do ściany, jego dotyk był zaskakująco
delikatny, ale zachowanie zdumiewająco okrutne.
—
Naprawdę, Granger, wyjdź ze swojej cholernej głowy. — Jego oczy lśniły srebrem
w słabym świetle. — Niektórzy ludzie czekają całe życie, aż ktoś ich zapyta,
czy wszystko w porządku, wiesz? — warknął przez zaciśnięte zęby. — Ale nie ty.
Och, nie Złota Dziewczyna. Ponieważ jesteś niezwyciężona, niezniszczalna. Nie
potrzebujesz nikogo, prawda? — Jego palce owinęły się wokół jej gardła, tym
razem mocno i brutalnie. — A może tak właśnie lubisz? Ostro? Bez uczuć?
Hermiona
poczuła zawroty głowy, powietrze nie docierało do jej płuc. Jednak coś w niej
tęskniło.
Jego
spojrzenie zmiękło, tylko trochę, gdy lekko rozluźnił uścisk, pozwalając jej
oddychać.
—
Może potrzebujesz złoczyńcy, który cię złamie. — Jego spojrzenie przesunęło się
na jej usta, a Hermiona poczuła, jak każde słowo rozpływa się na jej języku,
gdy jego kciuk pieścił bok jej szyi. — Mogę zagrać tego złoczyńcę, jeśli tego potrzebujesz.
Podniosła
na niego przerażony wzrok, a łzy zaszkliły jej oczy. Musiała poruszyć ustami
bez słowa przez kilka krótkich chwil, zanim syknęła:
—
Ja… ja nie rozumiem!
Oddech
Malfoya był płytki, gdy podszedł bliżej, a jego twarz zatrzymała się zaledwie
kilka cali do niej.
—
Nie musisz rozumieć. Po raz pierwszy w swoim cholernym życiu wyłącz mózg i po
prostu poczuj. — Jego usta znajdowały
się przy jej uchu, a oddech łaskotał małżowinę, gdy szepnął adres, a następnie
powiedział: — Wróć do środka i zabierz swoje rzeczy. Wymyśl wymówkę, żeby wyjść
i później przyjdź do mnie. Zostawię kominek otwarty dla ciebie.
Pocałował
ją w szyję, prawie dokładnie tam, gdzie nałożyła urok na poprzednią malinkę, i
cicho jęknął.
Odchylił
się lekko, by spojrzeć jej w oczy, a to spojrzenie ją przeraziło. Było
rozkazujące, nieustępliwe i karzące. To nie było zaproszenie, ale rozkaz — i
obiecywało jej coś, o czym do tej pory nie odważyła się nawet marzyć. Minęła
jeszcze chwila, zanim ją puścił i odszedł w stronę ciemnej uliczki.
Hermiona
stała na trzęsących się nogach i pogłaskała bolące gardło. To z pewnością
zostawi siniaki rano. Kręciło jej się w głowie, czuła, że klatka piersiowa
zaraz eksploduje, a brzuch szaleńczo wirował. Bez wątpienia będzie na nią
czekał w swoim mieszkaniu. Zamknęła
oczy, żeby odzyskać kontrolę nad ciałem, ale krew pulsowała tak gwałtownie, że
myślała, że zemdleje. Puls dudnił w uszach, głowie, a nawet między nogami. Och,
zwłaszcza tam pulsował mocno, a jej majtki robiły się wilgotniejsze z każdą sekundą.
Nie, pomyślała. To szaleństwo. Jeśli ugnie się pod
jego rozkazem, jeśli pozwoli mu wygrać, na dłuższą metę będzie tego żałować.
A może tak właśnie lubisz? Ostro?
Bez uczuć?
Dotknęła
swojej szyi, przesunęła palcami tam, gdzie wcześniej ją ścisnął. Nie powinno do
tego dojść. To było nienaturalne.
Może potrzebujesz złoczyńcy, który
cię złamie.
To
byłoby absurdalne, gdyby nie szarpnęło czegoś głęboko w niej.
Mogę zagrać tego złoczyńcę, jeśli
tego potrzebujesz.
Tak, pomyślała pokonana. Może tak było.
Minęło
kilka chwil. Odzyskała oddech, opanowanie i wróciła do pubu. Dwóch Odrażających
grało wolną piosenkę, a Hermionie tym razem znacznie łatwiej udało się
przecisnąć przez tłum. Harry, siedzący przy stole, spojrzał na nią z
niepokojem.
—
Miałem cię szukać — powiedział i zmarszczył brwi. — Wszystko dobrze?
Skinęła
głową.
—
Tak. Po prostu musiałam się przewietrzyć.
Usiadła
obok niego i wzięła głęboki oddech.
Pochylił
się i mruknął jej do ucha:
—
Coś ci zrobił?
—
Kto?
Spojrzała
na niego, starając się wyglądać tak nieświadomie, jak to możliwe.
—
Malfoy, oczywiście — prychnął. — Coś ci powiedział? Obraził cię? Zranił?
—
Och! — jęknęła i pokręciła głową, upewniając się, że włosy zasłaniają jej
gardło. — Nie. Traktował mnie tak, jakby mnie tu dziś nie było. Ale odpowiada
mi to. — Rozejrzała się dookoła. — A tak w ogóle, gdzie on jest?
—
Myślałem, że poszedł za tobą… Wyszedł — odpowiedział Harry. — Powiedział, że
był „przebodźcowany”.
Hermiona
zacisnęła szczękę.
—
Krzyżyk na drogę.
—
Zapłacił za drinki.
Harry
uśmiechnął się szeroko i uniósł kufel piwa.
Uśmiechnęła
się słabo i odchyliła. Była zmęczona. Naprawdę wyczerpana. Gallagher, McLeod i
Perkins spili się na umór — z pewnością skorzystali z hojności Malfoya — i
zawodzili w rytm muzyki, fałszując.
Hermiona
pomyślała o zaproszeniu (a raczej rozkazie) Malfoya i poczuła, że jej pierś się
zaciska wraz z żołądkiem. Przeleci ją do nieprzytomności, jeśli tam pójdzie?
Pocałuje ją? Może to nie brzmi tak źle — już wcześniej o tym rozmyślała; oboje
wiedzieli, że się nienawidzą, ale byli dorośli i mogli mieć w głowach dwie
emocje jednocześnie. W pewnym sensie nienawiść i miłość były mniej więcej
dwiema stronami tej samej monety. Oczywiście, nie kochała Draco Malfoya, ale o nim myślała. Zauważyła zmiany w
jego zachowaniu i stroju i wiedziała, że jej życie byłoby okropnie trudne bez
niego, rozpalającego jej ogień.
Po
wysłuchaniu trzech zarumienionych Aurorów bełkoczących dowcipy, których nikt
nie rozumiał i monologu o kryzysie egzystencjalnym Harry’ego dotyczącym
ojcostwa, spędzenie nocy z Malfoyem wydawało się dość kuszące. Być może nawet
pozwoliłby jej się zobaczyć, pozwoliłby jej zobaczyć ciało skrywane pod tymi
drogimi garniturami.
To
był powszechnie znany fakt, że Draco Malfoy był wysportowany. W Ministerstwie
nie było nikogo, kto nie uważałby go za atrakcyjnego. Owszem, nie wszyscy
doceniali jego wygląd, twierdząc, że jest zbyt zimny i wycofany, ale większość
przyznawała, że pomimo swojej osobowości był kusząco atrakcyjny. Gdyby nie to,
że większość ludzi się go bała — zapewne z powodu bycia byłym Śmierciożercą i
przestępcą lub dlatego, że był po prostu aroganckim bucem — miałby wszędzie
adoratorów. Nie żeby nie było grona kobiet schlebiających mu, ale za jego
plecami wciąż szeptały o dowodach jego powiązań z Lordem Voldemortem.
Hermiona
tylko raz po wojnie widziała jego Mroczny Znak. W zeszłym roku odbył się
turniej Quidditcha wśród pracowników Ministerstwa, a Malfoy grał w swojej
drużynie jako szukający. Tego dnia było ciepło, a on podwinął rękawy swojego
czarnego swetra i wtedy go zobaczyła. Pamiętała, że na początku poczuła
obrzydzenie, a potem trochę zakłopotania (bo tak, jego przedramiona, tak jak
wszystko inne w nim, były niesprawiedliwie atrakcyjne), ale przypomniała sobie,
że nie żywi już do niego takich uczuć, i poczuła obojętność. Bez zaklęć
Voldemorta Mroczny Znak był niczym więcej, jak piętnem na skórze wyglądającym
jak tatuaż na bladej ręce. Nie wyblakł jednak, co ją zdezorientowało.
Wiedziała, że Mroczny Znak z czasem powinien wyblaknąć, co było widać u innych
Śmierciożerców, ale nie u niego.
W
tym momencie poczuła chłód, a muzykę zagłuszyło niepokojące przeświadczenie.
Złapała się krawędzi stołu. Jego Mroczny Znak nie zniknął, ponieważ nadal
używał Czarnej Magii.
—
Hermiono, jesteś pewna, że wszystko dobrze?
Głos
Harry’ego słyszała jakby z oddali, a jego dotyk palił, gdy dłoń wylądowała na
jej ramieniu.
—
Muszę iść — mruknęła i szybko wstała. Sięgnęła po płaszcz i torebkę. —
Przepraszam, Harry, ale jestem po prostu zbyt zmęczona. Zobaczymy się w
poniedziałek.
Szybko
pocałowała go w policzek i pobiegła przez pub do kominka. Chwyciła garść
proszku, wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy, próbując się uspokoić.
Następnie wróciła proszek do ognia, wymamrotała adres i weszła w płomienie.
______________
Witajcie :) nadszedł czas na publikację nowego rozdziału tej historii. Można powiedzieć, że trochę się rozkręca, chociaż do punktu kulminacyjnego jeszcze daleko. Ale mimo wszystko mam nadzieję, że Wam się podoba. Dajcie znać.
U mnie ostatnio mały zastój, nie mam zbytnio czasu na tłumaczenia i publikacje, ale może pod koniec miesiąca to się zmieni. Kolejny rozdział tej historii pojawi się 31 maja.
Tyle ode mnie. Miłego weekendu. Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)