piątek, 11 marca 2022

[T] Apartament 9 i 3/4: Rozdział 10

 (Szybkie ostrzeżenie, w następnych dwóch lub trzech rozdziałach będzie wzmianka o samookaleczeniu. Możesz to pominąć, nie jest to zbyt drastyczne, ale jeśli nie czujesz się komfortowo, całkowicie to rozumiem. Dziękuję za całe wsparcie!)

 

Pięć dni później

 

Draco obudził się i natychmiast zorientował, że spóźni się do pracy. Wyskoczył z łóżka, pospiesznie zakładając fartuch. Pobiegł do kuchni i wyrwał kawałek tosta z rąk Blaise’a.

— Dzięki, do widzenia, miłego dnia i co tam sobie jeszcze chcesz! — zawołał i zbiegł na dół. Podszedł do kominka na głównym podeście i przeszedł do Świętego Munga. Kobieta przy kontuarze spojrzała na niego surowo.

— Tak, wiem, że się spóźniłem, ale już jestem, przepraszam — wybełkotał i wziął leżącą przed nią podkładkę. Ruszył korytarzem i rozpoczął niezwykle pracowity dzień pracy.

Draco właśnie skończył bandażować głowę pacjenta, który spadł ze schodów, gdy weszła praktykantka.

— Malfoy, w pokoju 34 czeka na ciebie pacjentka, panna Granger — powiedziała.

— Hermiona? Co jej dolega? — zapytał.

— Myślimy, że ma infekcję starej blizny. Znowu została pocięta — odpowiedziała i wyszła.

Po upewnieniu się, że z jego pacjentem jest wszystko w porządku, poszli korytarzem do pokoju 34.

— Co takiego się stało, panno Granger? — Uśmiechnął się.

Podniosła głowę i szybko spojrzała w dół. Siedziała na krześle z podwiniętym rękawem jednej ręki, spoczywającej na stole. Jej ramię wyglądało tak, jakby miało więcej skaleczeń i było lekko opuchnięte. Kiedy go zobaczyła, zaczęła obciągać rękaw, ale usiadł obok niej i wziął ją za rękę.

— Więc, co się stało? — zapytał ponownie.

— Ja… poślizgnęłam się. Tak, poślizgnęłam się. Dwa dni temu. A potem to się zaczęło — wybełkotała.

Draco wiedział, że kłamie.

— Znowu ją pocięłaś, prawda?

— Być może — wymamrotała.

Draco potrząsnął głową i spojrzał na nią, ale ona wciąż wpatrywała się w swoje kolana.

— Dlaczego to zrobiłaś? — zapytał, biorąc pęsetę i zaczynając badać rany.

Hermiona po prostu wzruszyła ramionami i przez resztę wizyty nic nie mówiła.

— Masz niedużą infekcję, to nic wielkiego. Nakładaj tę maść na noc — powiedział i podał jej butelkę.

— Dziękuję — mruknęła i szybko wstała, ale Draco złapał ją za rękę, by ją powstrzymać.

— Poczekaj, nie tak szybko. Dlaczego znowu się pocięłaś? — zapytał.

— Ja… nie wiem. Słuchaj, muszę iść. Możemy potem o tym porozmawiać? — wyszeptała i wybiegła z pokoju.

Draco westchnął i zajął się innymi pacjentami.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Po pracy, zamiast wracać do domu, Draco poszedł do mieszkania Luny i Hermiony. Zobaczył Lunę w kuchni, ale Hermiony nigdzie nie było.

— Hej, Odklejona. Gdzie jest Hermiona? — zapytał.

— W swojej sypialni. Od kiedy mówisz do niej po imieniu? — Uśmiechnęła się.

— Od… Chyba od poprzedniego tygodnia — mruknął.

— Racja. A rozmawiałeś z nią o tym? — spytała Luna, starając się nie śmiać.

— Oczywiście, że nie. To było głupie i przypadkowe. Ona nic do mnie nie czuje — powiedział.

— A ty?

Draco otworzył usta, by coś powiedzieć, ale nie wydobyły się z nich żadne słowa. Przez chwilę myślał o tym, że ją pocałował. Zawsze wiedział, że jest naprawdę mądra, a ostatnio dostrzegł, jaka była ładna; jej oczy stanowiły idealną kombinację miodu i karmelu, a kręcone włosy były miękkie i lśniące. Zdał sobie sprawę, że zbyt długo stał z otwartymi ustami i szybko odchrząknął, znajdując coś interesującego w deskach podłogowych.

— Cóż… Nie! To znaczy, no weź, ona jest… To Hermiona, tylko… Tylko Hermiona — mruknął. Ale nie była tylko Hermioną, ale najbardziej niesamowitą osobą, jaką kiedykolwiek spotkał.

— Skoro tak mówisz — mruknęła Luna pod nosem.

— Mogę wejść? — Draco szybko zmienił temat.

— Śmiało — odpowiedziała Luna.

Draco zapukał do drzwi pokoju Hermiony, zanim je otworzył, i znalazł ją siedzącą na łóżku i czytającą książkę. Usiadł na krańcu łóżka, a ona odłożyła książkę.

— Co tam? — zapytała, starając się brzmieć zwyczajnie i sromotnie poległa.

— Po kokardkę. — Uśmiechnął się.

— Nieważne. Przyszedłeś tutaj tylko po to, by mnie zdenerwować, czy jest jakiś powód? — Westchnęła. Wyciągnął rękę i chwycił ją za ramię, sprawiając, że upadła do przodu. — Za co to było?!

— Dlaczego to zrobiłaś? — warknął, podwijając jej rękaw i pokazując bliznę. Próbowała się wyrwać, ale zacieśnił uścisk. — Powiedz mi.

— Ja… nie wiem… To był wypadek — wymamrotała.

— Nie okłamuj mnie — syknął.

— Dlaczego tak się złościsz z tego powodu?! To nie ma znaczenia! — zawołała, chwytając go za nadgarstek i odpychając. Przypadkowo zostawił ślad na jej ramieniu.

— Oczywiście, że to ma znaczenie, Miona — odpowiedział. — Dlaczego znowu to zrobiłaś?

Wpatrywała się w swoje kolana i bawiła bransoletką na nadgarstku.

— To był wypadek — wyszeptała.

— Co właśnie powiedziałem? Nie okłamuj mnie i powiedz mi, dlaczego się pocięłaś! — warknął, wstając.

— Nie zrobiłam tego! Posłuchaj, jeżeli przyszedłeś tutaj tylko po to, żeby na mnie warczeć, możesz wyjść! — krzyknęła, otwierając drzwi i wskazując na nie.

— Hermiono, próbuję ci pomóc! — krzyknął.

— NIE CHCĘ TWOJEJ POMOCY! — wrzasnęła Hermiona, złapała go za kołnierz koszuli i wypchnęła do salonu, zanim zatrzasnęła drzwi.

Draco westchnął i odwrócił się, by zobaczyć Lunę, Rona, Ginny i Harry’ego dziwnie się na niego gapiących.

— Taa, ja po prostu… — Wskazał na drzwi i ruszył w ich kierunku.

— Czekaj, czekaj. Dlaczego cię wyrzuciła? — zapytał Harry. — Znowu?

— Po prostu… nic, nie martw się — mruknął Draco.

— Posłuchaj, ostatnim razem Hermiona była tak wściekła, gdy zostawiłem ją i Harry’ego. Uderzyła mnie wiele razy, więc bądź mądry i nam to wyjaśnij — powiedział Ron.

— Hermiona przyszła dzisiaj do Świętego Munga. Znowu pocięła bliznę i ma infekcję. Próbowałem ją zapytać, dlaczego to zrobiła — wytłumaczył.

— Czekaj, ona się tnie?! — załkała Ginny.

— Nie, nie tnie się — warknął głos i odwrócili się, by zobaczyć Hermionę opartą o framugę. — Nie pocięła się celowo, to był wypadek.

— Nie jestem głupi, Hermiono, ja…

— Proszę, wyjdź z mojego mieszkania — przerwała.

— Co? — zaszydził.

— Słyszałeś mnie. Ja i Luna jesteśmy właścicielkami tego mieszkania i mam pełne prawo poprosić cię o opuszczenie go. Jeśli nie wyjdziesz, zmuszę cię — powiedziała.

— Hermiono, nie mówisz poważnie.

— Wyjdź — syknęła.

— Hermiono, proszę, ja tylko próbuję…

Wyciągnęła różdżkę i rzuciła klątwę w jego kierunku.

— Nie boję się sprawić, że opuścisz moje mieszkanie, Fretko — powiedziała niebezpiecznym tonem. Nie zauważyła, że Ron zachodzi ją od tyłu, dopóki nie odebrał jej różdżki. — Oddaj mi moją różdżkę, Ronald.

— Hermiono, musisz się uspokoić — mruknął. — Jesteś czymś wyraźnie zestresowana, więc wyluzuj. Draco tylko próbował ci pomóc i… Co ty robisz?

Hermiona wyszła na balkon, ignorując Rona. Usiadła ze skrzyżowanymi nogami, opierając się o zimną ścianę. Poczuła łzy spływające po twarzy.

Cóż, inni nie wiedzieli, że się pocięła, i to nie raz. Nie wiedzieli także, że co noc szła do łazienki i rozcinała bliznę. Wiedziała, że to jest złe i głupie, ale nie mogła się powstrzymać przed robieniem tego. To słowo zawsze będzie częścią jej i nienawidziła go całą sobą.

Po chwili drzwi się rozsunęły i Draco ukląkł obok niej. Spojrzała na niego, po czym ukryła twarz w dłoniach. Objął ją ramionami i oparł brodę na czubku jej głowy, gdy cicho płakała. Pogładził ją po włosach i ułożył na swoich kolanach.

— Już dobrze, przepraszam. Jeśli powiedziałaś, że tego nie zrobiłaś, to ci wierzę. Nie powinienem był na ciebie naskakiwać — powiedział cicho.

Bała się komukolwiek powiedzieć. Bo chociaż kochała swoich przyjaciół, nie mogła tego zrobić.

— Dziękuję, Draco. Kocham cię — mruknęła bez zastanowienia. Draco poczuł, że żołądek podchodzi mu do gardła, gdy wypowiedziała te słowa. Oczywiście miała na myśli przyjaciela, ale poczuł ścisk w brzuchu i zakręciło mu się w głowie. To był pierwszy raz, gdy ktoś mu to powiedział. — Powinieneś odpowiedzieć tym samym. — Opierała głowę o jego klatkę piersiową, mając zamknięte oczy.

— Ja ciebie też kocham, Miona — zawahał się.

Spojrzała na niego z wyrazem twarzy, którego nie mógł rozpoznać.

— Czy kiedykolwiek to powiedziałeś? — zapytała.

— Co? Oczywiście, że powiedziałem, to znaczy… tak — paplał.

— Nie powiedziałeś, prawda?

— Nigdy — wymamrotał, odwracając wzrok i patrząc na bok. Wyciągnęła rękę i odwróciła jego twarz ku sobie. — Co?

— Słyszałeś kiedyś piosenkę „Załamany”? 

— Nie — odpowiedział.

Złapałam go za twarz i wtedy powiedziałam — Podobasz mi się, bo jesteś zepsuty, załamany, tak jak ja, może to czyni mnie głupcem. Podoba mi się to, jak jesteś samotny, samotny, tak jak ja, mogę być samotna z tobą.

— Co przez to rozumiesz? — zapytał.

— Wiem, że nie jest w porządku. Nie jestem głupia i wiem, że cierpisz w środku, ale nie musisz tego przede mną ukrywać — powiedziała i zsunęła się z jego kolan.

Po czym wytarła twarz, wyciągnęła rękę, podciągnęła go i zabrała do mieszkania.

___________

Witajcie :) w piątkowy wieczór pora na kolejną część opowiadania. Ten rozdział to zupełnie inny rodzaj emocji, ale podoba mi się. A Wy co sądzicie?

Kolejny rozdział będzie w czwartek, a w niedzielę „To, co najlepsze”.

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia! Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy