niedziela, 26 października 2025

[T] Rzeczy, których nie nauczysz się z książek: Rozdział 9

W ciągu następnych kilku dni stało się jasne, że coś się zmieniło. Hermiona nie wiedziała, o co chodziło, ale między nią i Draco coś było. Jego wzrok znajdował ją w każdym pomieszczeniu. Zawsze wyczuwała jego obecność. A ich „lekcje” odbywały się teraz również poza Esami i Floresami. Draco wciągał ją do wnęk, nieużywanych klas i w głąb regałów bibliotecznych. Przycisnął ją do półek w dziale o magicznym transporcie i wskoczyła mu w ramiona, oplatając nogami jego talię. Ugryzł ją w ucho.

— Taka rozpustna, Loczku. Nie mamy na to czasu.

Chciała go uderzyć. To on droczył się z nią ponad miarę. Usiadł obok niej na starożytnych runach, bawiąc się gumką jej podkolanówek.

— Przestań, nie mogę się skupić — wyszeptała, szczypiąc go w ramię.

Przerwał, ale gdy Hermiona sięgnęła po pióro, żeby zrobić notatki, przesunął dłoń wyżej, prosto na mały fragment skóry między miejscem, gdzie kończyły się jej podkolanówki, a zaczynała spódnica. Długie palce kreśliły na jej skórze koła i zawijasy. Jęknęła, ściągając na siebie zaniepokojone spojrzenia siedzących obok uczniów. Policzki Hermiony płonęły rumieńcem, ale nie prosiła go, żeby znów przestał, to było zbyt przyjemne uczucie. Jego palce zanurzyły się między jej udami, drażniąc ją. Zamarła, nie mogąc już skupić się na robieniu notatek. Jego długie palce wbijały się w materiał jej majtek i musiała przygryźć wargę niemal do krwi, żeby powstrzymać się od jęczenia na lekcji. Używał najlżejszego nacisku, ledwie zauważalnych pieszczot. Zacisnęła biodra, szukając silniejszego nacisku. Ale wtedy cofnął rękę i uniósł ją, by odpowiedzieć na pytanie profesora Babblinga, nie tracąc ani chwili. Zanim lekcja się skończyła, Hermiona nie miała żadnego wyjścia, jak zaciągnąć go do biblioteki podczas ich krótkiej przerwy i rzucić mu się na szyję.

Ugryzła go w ramię, mocząc językiem miękką jak masło tkaninę jego białej koszuli.

— To wszystko twoja wina.

Zaśmiał się.

— Kurwa, jasne, że tak. Kto sprawił, że jesteś taka mokra?

— Ty, Draco — wycedziła, a jej śliska cipka przycisnęła się do jego twardego członka.

Jeszcze go nie widziała, nie dotykała, ale ciągle o nim myślała. Ocierał się o nią, szorstki materiał spodni boleśnie wrzynał się w jej skórę. Nie obchodziło jej to. Wsunął palce pod pasek jej majtek, odnalazł łechtaczkę i okrążał ją raz po raz. Jego biodra ani na chwilę się nie zatrzymały, a gruby kutas wciskał się w nią i doprowadzał do szaleństwa. Orgazm ją przytłoczy: zbyt silny i zbyt przyjemny. Zaczęła krzyczeć i głośno jęczeć, zanim Draco zakrył jej usta dłonią. Jej cipka pulsowała, gdy podniecenie trysnęło z niej, pokrywając palce Draco.

— Właśnie tak, on należy do mnie, Hermiono. Taka grzeczna dziewczynka.

Kaszlnęła, dźwięk był stłumiony przez jego dłoń, ale nie uciszony. Kontynuowała pchnięcia w jego stronę, przedłużając orgazm i ocierając się o jego gorącego kutasa. Nagle zamarł, a z jego ust wydobył się głęboki jęk.

— Cholera.

Hermiona poczuła ciepłą, mokrą plamę na jego spodniach i zrozumiała, co się stało.

— Kurwa. Przepraszam, Hermiono.

Jego twarz była zaróżowiona i unikał jej wzroku.

— Sprawiłam, że doszedłeś? — zapytała.

Skinął głową.

— Dochodzisz i ocierasz się o mnie; to było cholernie seksowne. Nie mogłem się powstrzymać.

— Bogom niech będą dzięki, Malfoy. Zaczynałam się zastanawiać, czy jesteś uszkodzony, czy coś — powiedziała Hermiona, śmiejąc się.

— Próbowałaś mnie doprowadzić do orgazmu?

Postawił ją na ziemi, jej stopy lekko musnęły drewnianą podłogę, zanim ją puścił.

— No cóż, tak. To sprawiedliwe, że w końcu miałeś swoją kolej. Szczerze mówiąc, jestem z siebie całkiem dumna.

Wpatrywała się w ciemną plamę na jego czarnych spodniach.

Draco przewrócił oczami i wyciągnął różdżkę z rękawa koszuli.

— Loczku, mrugając, mogłabyś sprawić, że dojdę.

Usunął bałagan w spodniach i ślady na jej ciele.

— Cóż, jeszcze nie miała okazji, a chciałam, żebyś ty też czuł się dobrze.

Wspięła się na palce i pocałowała go w nabrzmiałe usta.

Pokręcił głową.

— Odpłacę ci się za to dziś wieczorem w sklepie.

— Dziś nie pracujemy. Mamy wolne, pamiętasz?

Znalazła torbę, którą rzuciła na podłogę, i zarzuciła pasek na ramię.

Zdjął torbę z jej ramienia i przerzucił na swoje, po czym uśmiechnął się do niej.

— Jeszcze lepiej. Gdzie się spotkamy? Nad jeziorem? Przemycić cię do mojego dormitorium? Albo ja do twojego?

— Przepraszam. Nie mogę. Mam spotkanie… z Seamusem dziś wieczorem.

Draco zamarł.

— Masz na myśli randkę? Spacer wokół jeziora?

Hermiona przygryzła dolną wargę.

— Tak.

Zadzwonił dzwonek i wiedziała, że mają tylko kilka chwil, żeby dotrzeć na kolejne zajęcia. Zaczęła iść, ale jego dłoń chwyciła ją i przyciągnęła do siebie. Twarz miał pustą, pozbawioną emocji.

— Nadal tam idziesz?

— No wiesz, nigdy nie odwołałam i byłoby niegrzecznie nie przyjść, a nie wiedziałam, czy cię to obchodzi, więc pomyślałam, że tak, pójdę. To nie tak, że pozwolę mu cokolwiek zrobić z uwagi na to, co… no wiesz… jest między nami.

— Najwyraźniej nie ma żadnych nas — warknął.

Puścił jej nadgarstek, oddał torbę i odszedł.

Hermionie zrobiło się niedobrze. Nie miała czasu na nic; poszedł sobie, a za chwilę miały się zacząć zajęcia. Pobiegła do klasy, ale nie zrobiła ani jednej notatki podczas zajęć z historii magii. W myślach odtwarzała sobie ich kłótnię i zastanawiała się, co zrobić. Kiedy lekcje się skończyły, wyszła i zastała Seamusa czekającego na nią, więc decyzja została podjęta za nią.

Uśmiechnął się uroczo.

— Cześć, Hermiono. Pomyślałem, że mógłbym cię odprowadzić do Sali Pojedynków.

— To bardzo miłe.

Odwzajemniła uśmiech, ale wiedziała, że nie dotarł do jej oczu. To nie było w porządku.

Zaprowadził ją do dużego pomieszczenia w lochach, przeznaczonego do pojedynków. Rozmawiali o minionych dniach, prowadząc luźną pogawędkę. Odpowiadała monosylabami, tylko gdy było to stosowne. Ale wtedy zadał pytanie, które wzbudziło jej zainteresowanie.

— A jak idzie w pracy? Strasznie się pracuje z Malfoyem?

Hermiona pokręciła stanowczo głową, a jej loki podskakiwały wokół ramion.

— Nie. Bardzo mnie szanuje. Jest dobrym współpracownikiem.

Seamus skinął głową, zachęcając ją do kontynuowania.

— Ministerstwo strasznie go oszukało. Musi sam przejrzeć wszystkie książki w księgarni Esy i Floresy, i nie brzmi to źle, ale okres próbny nie skończy się, dopóki ich wszystkich nie przejrzy, a w takim tempie, w jakim teraz idzie, nie sądzę, żeby wyszedł na wolność jeszcze przez kilka lat. Odbierają mu szansę na nowy początek po ukończeniu szkoły.

Seamus zmarszczył brwi.

— Czyż nie o to chodzi w karze? Został skazany za swoje uczynki i teraz musi za to zapłacić.

— Nie. To nie jest sprawiedliwy system. Nie zrozum mnie źle, niebezpiecznych ludzi należy izolować od społeczeństwa, ale kara nie powinna być celem humanitarnego wymiaru sprawiedliwości; to resocjalizacja. A praca społeczna, jaką wykonuje, to świetny początek, jednak skazanie go na nieokreślony okres na pracę, którą tak naprawdę powinien wykonywać opłacany pracownik Ministerstwa, jest niesprawiedliwe.

— Jasne. Rozumiem — odpowiedział Seamus, zatrzymując dłoń nad klamką do drzwi Sali Pojedynków. — Wchodzimy?

— Och. Pewnie.

Przeszedł przez drzwi, a Hermiona pokręciła głową, zawstydzona, że się tak rozgadała.

Pomieszczenie było urządzone jak studio tańca, z lustrami na ścianach. Maty i zaklęcia amortyzujące pokrywały podłogę. Kilka manekinów do ćwiczenia celności i bardziej niebezpiecznych zaklęć ustawiono wzdłuż tylnej ściany. Hermiona była pod wrażeniem. Wyglądało to na świetną przestrzeń do nauki.

Kilku członków klubu zaczęło się schodzić. Hermiona patrzyła, jak dobierają się w pary i zaczynają rozciągać przed treningiem. Uczniowie byli w różnym wieku, od trzeciego do siódmego roku.

Profesor Flitwick siedział w kącie i sprawdzał obecność. Był tu tylko „by nadzorować”, jak to wyjaśnił Seamus.

Seamus podszedł na przód sali, wyglądając na pewnego siebie i opanowanego. To było atrakcyjne.

— Dziś pracujemy nad zaklęciami blokującymi i osłaniającymi. Hermiona była na tyle uprzejma, że dołączyła do nas i podzieli się swoją wiedzą.

Kilku uczniów się uśmiechnęło i pomachało do niej.

Seamus odchrząknął.

— Zaczniemy od ćwiczenia rzucania tarczy, a potem przejdziemy do szybkich zaklęć blokujących, rzucając jednocześnie klątwy. Hermiono, czy mogłabyś zaprezentować, jak się rzuca Protego?

Hermiona podeszła, wymachując różdżką. Wspomnieniami wróciła do czasów Gwardii Dumbledore’a, kiedy nauczała swoich znajomych tego zaklęcia.

— Najtrudniejszą częścią rzucania Protego jest skupienie i intencja. Ruch różdżką i inkantacja są proste, ale jeśli się nie skupicie, stworzycie bezużyteczną tarczę. Aby być skutecznym, musicie pomyśleć o trzech głównych rzeczach. Dokładnym obszarze, który chcecie objąć polem siłowym, siłą tego pola i, co najważniejsze, jakich zaklęć od przeciwnika się spodziewacie.

Tłum obrzucił ją kilkoma zdezorientowanymi spojrzeniami. Zatrzymała się i zastanowiła, jak to lepiej wytłumaczyć.

— Podejdź bliżej, Seamusie — poleciła.

Posłuchał, przyciskając klatkę piersiową do jej pleców. Kilku uczniów zachichotało, ale Hermiona ich zignorowała. Natychmiast zdała sobie sprawę z tego, jak się dotykają. Był niższy od Draco, jego głowa znajdowała się zaledwie kilka centymetrów nad jej głową. Czuła się źle. Wzięła oddech, próbując się skupić. Miała zaklęcie do zademonstrowania.

Uniosła różdżkę i wykonała prosty ruch.

Protego — krzyknęła, intonując ostatnią sylabę zgodnie z zasadami zaklęcia. — Kiedy rzucałam tę tarczę, potrzebowałam osłonić tylko niewielki obszar, mając Seamusa tak blisko siebie. — Uderzyła w powietrze przed sobą, oświetlające granice Protego. — Dzięki tej małej tarczy mogę ją pogrubić i wzmocnić. Nie chcesz, żeby twoja tarcza była większa niż to konieczne. Chodzi o równowagę — o ochronę jak największej ilości osób, zachowując jednocześnie silną granicę magiczną. Ostatnią rzeczą, o której wspomniałam, była świadomość zaklęć, z którymi możecie się zmierzyć. Podczas rzucania zaklęć tarcza może przyjąć określone żywioły. Na przykład, walcząc z Incendio, wiecie, że wiele zaklęć ognia jest zbyt ryzykownych, więc zamiast eksplozji przygotuj się na podmuch zimna lub mocy.

Uczniowie skinęli głowami ze zrozumieniem na twarzach.

Hermiona rozpuściła tarczę i odetchnęła z ulgą, gdy Seamus się cofnął. Reszta treningu minęła szybko. Ona i Seamus rozdzielili się, prowadząc i poprawiając uczniów po przeciwnych stronach sali. Lubiła pracę — i lubiła pomagać. Ale gdy stąd wyjdzie, będzie musiała jasno określić swoje uczucia, a raczej ich brak, do Seamusa. Samo przyjście tu było błędem. Jej myśli wciąż krążyły wokół Draco. Prawdopodobnie był w swoim pokoju, niedaleko stąd. Czy mogłaby go odwiedzić? Czy to byłoby dziwne?

— Dziękuję za pomoc, panno Hermiono.

Puchonka z trzeciego roku uśmiechnęła się do niej, gdy wokół dziewczyny zamigotała silna tarcza.

— Wystarczy Hermiona. Twoja tarcza wygląda wspaniale.

Niedługo potem grupa stanęła do walki — wokół niej rozpoczęło się kilka pojedynków naraz. Hermiona lubiła je obserwować — zabawę i intensywność. Zastanawiała się, jak wyglądałoby jej życie, gdyby się nauczyła tych zaklęć w podobnych warunkach. Zamiast tego przygotowywała się do wojny. Wiedziała, że kilku starszych uczniów w sali prawdopodobnie musiało walczyć u jej boku. Opłakiwała stratę wspólnego dzieciństwa.

— Świetna robota!

Seamus dał znak uczniom, żeby schowali różdżki, i sala szybko opustoszała, a uczniowie pospieszyli do swoich kolejnych zajęć. Podszedł do niej, a Hermiona poczuła, jak serce podchodzi jej do gardła. Dlaczego randkowanie musi być takie skomplikowane?

— Wszystko w porządku?

Jego oczy się zwęziły.

Powoli wypuściła powietrze, zastanawiając się, co powiedzieć.

— Chyba nie powinniśmy iść na spacer.

Jego twarz posmutniała.

— Och. Dobra. Rozumiem.

Podniósł swoją szkolną torbę.

— Nie… nie masz żadnych pytań?

Hermiona była zszokowana jego bezproblemową akceptacją odrzucenia.

Wzruszył ramionami.

— Rozumiem. Jeszcze nie zapomniałaś o Ronie. To wymaga czasu. Może zaproszę cię na randkę za kilka miesięcy?

Posłał jej krzywy uśmiech.

— Ja i Ron? Nie. Znaczy… on jest z… nie.

Słowa popłynęły z jej ust.

Przechylił głowę.

— Och. Czyli jest ktoś inny?

Hermiona zmrużyła oczy.

— A musi być? Nie mogę po prostu powiedzieć „nie”?

Seamus skierował się do drzwi, oglądając się za siebie, gdy je otworzył.

— Chyba tak. Ale wydawałaś się zadowolona, że do mnie dołączysz, kiedy cię zaprosiłem, a teraz kilka dni później, wygłaszasz tyrady na temat systemu sądowniczego i nie chcesz spędzać ze mną czasu.

Po czym wyszedł, pozwalając drzwiom zamknąć się za sobą.

Hermiona chciała się wściec za jego zachowanie. Było niegrzeczne i aroganckie. Ale z drugiej strony miał rację. Nigdy tak naprawdę nie dała tej randce szansy, co nie było wobec niego sprawiedliwe.

Odczekała chwilę, dając mu czas na wejście po schodach, zanim podeszła do drzwi. Usłyszała hałas za sobą. Odwróciła się i zobaczyła profesora Flitwicka zbierającego papiery, które sprawdzał. Zupełnie zapomniała o jego obecności.

— No cóż, to było niezręczne! — Przeszedł przez pokój, jego drobne kroki sprawiły, że zajęło mu to sporo czasu. — Seamus zachowuje się jak dupek. — Flitwick zmarszczył nos. — Nie mów mu, że to powiedziałem.

Hermiona poczuła, jak śmiech narasta jej w piersi, łagodząc ból, który towarzyszył jej od kilku godzin.

— To zostanie między nami, profesorze — obiecała mu.

Zaśmiał się i puścił jej oko.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Tego wieczoru podczas kolacji Hermiona szukała Draco. Przeskanowała wzrokiem cały stół Ślizgonów, a kiedy go nie dostrzegła, przeszukała również pozostałe stoły. Ginny usiadła obok Hermiony i również zaczęła się rozglądać.

— Czego szukamy? — wyszeptała konspiracyjnie.

Hermiona westchnęła.

— Niczego.

Ginny uniosła brew.

— Czy nie powinnaś dziś pominąć kolacji, żeby wybrać się na piknik z Seamusem nad jeziorem?

— Odwołałam spotkanie z nim.

— Naprawdę? Wydawało mi się, że widziałam, jak idziesz z nim na zajęcia z Klubu Pojedynków.

Hermiona zagryzła wargę.

— Owszem poszłam, ale to nie była randka.

— Ooo, dlaczego? Co zrobił źle? Brzydko pachniał? Opowiedział jakiś kiepski dowcip? Powiedział coś irytującego?

Hermiona pokręciła głową.

— Nic złego nie zrobił. Był świetny. Po prostu… nic nie czułam.

— Naprawdę? Czyż nie mówisz tak o każdym? Znaczy, Hermiono, w tym momencie zaczynam się zastanawiać, czy ty w ogóle lubisz mężczyzn?

— Lubię. Chociaż wolałabym nie. Ale lubię.

Wzrok Hermiony powędrował z powrotem na zwykłe miejsce Draco.

— Ty tak na serio?

Ginny patrzyła na Hermionę, to na miejsce, na którym zatrzymał się jej wzrok i tak kilka razy.

— Cicho. Ani słowa — wyszeptała Hermiona.

Większość uczniów była zajęta jedzeniem i rozmowami, ale nie chciała ryzykować.

— Później o tym pogadamy — ostrzegła ją Ginny.

Nie, dziękuję, pomyślała.

— Cóż, po kolacji muszę się pouczyć w bibliotece, więc przełóż to na później.

Ginny przewróciła oczami.

— W końcu cię znajdę.

Hermiona była pewna, że to prawda. Skończyła posiłek i rozpoczęła długą wędrówkę po schodach do biblioteki. Powoli wchodziła po stopniach. Naprawdę miała wiele do zrobienia. Ale jej motywacja zniknęła. To był długi dzień. Musiała porozmawiać z Malfoyem, ale co powinna mu powiedzieć?

Zatrzymała się i podciągnęła, by usiąść na parapecie jednego z okien w korytarzu. Zaczynał padać deszcz, a słońce zachodziło. Nad kampusem rozciągającym się przed nią zapadł mrok. Miała wrażenie, że Hogwart pogrążył się w smutku razem z nią. Coś poruszyło się w powietrzu niedaleko okna. Hermiona nie mogła dostrzec, co to było i zniknęło w mgnieniu oka. Martwiła się, że jakieś zwierzę jest w niebezpieczeństwie — może czyjaś sowa?

Nacisnęła starą zasuwę, otwierając okno na oścież i wyciągnęła się przez szeroki otwór, połowa jej ciała była poza zamkiem.

Złapała kolejny ruch po lewej stronie. Obróciwszy głowę, zobaczyła Malfoya lecącego na miotle. Trzymał się mocno, będąc obróconym do góry nogami. Omal nie stracił chwytu. Wyprostował się, a Hermiona odzyskała zdolność oddychania. Ale wtedy zaczął spadać, ustawiając trzonek miotły pod kątem, tak by uderzyć w ziemię.

— MALFOY! — krzyknęła.

Jego głowa drgnęła, gdy odwrócił się, by ją zlokalizować, po czym natychmiast się skupił i zatrzymał tuż przed trawą.

Po czym podleciał prosto do niej, zawisając tuż przy otwartym oknie.

— Granger, mogłaś mnie zabić. Nie rozpraszaj człowieka, gdy ćwiczy zwody!

— Dlaczego ćwiczysz o tej porze? Jest ciemno, mokro i niebezpiecznie. Myślałam, że się zabijesz!

Prychnął.

— To udawane zaniepokojenie jest zupełnie niepotrzebne. Więc proszę, oszczędź mi tego.

Odwrócił się, by odlecieć, ale Hermiona nie mogła na to pozwolić. Wyciągnęła rękę, chwyciła za tył jego miotły i pociągnęła.

— Mamy do pogadania. Teraz.

____________

Witajcie :) z góry przepraszam za przerywanie w tym momencie, ale obiecuję, że na dniach opublikuję resztę rozdziałów. Jeszcze sporo się wydarzy, w tym dramy... jak to w Dramione, nigdy nie może być słodko i uroczo przez cały czas. Dajcie znać jak wrażenia.

Tak jak napisałam wyżej, kolejne rozdziały pojawią się w najbliższym tygodniu, prawdopodobnie w okolicach weekendu, a w niedzielę „Facet z sąsiedztwa”. Także trzymajcie kciuki, żeby tym razem moje plany wypaliły, abym z czystym sumieniem mogła sobie zrobić małą przerwę od publikacji w listopadzie.

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia! Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy