Wrzesień 2004
Hermiona
zataczała się w jakieś torturującej mgle, przeciskając się przez tłum na sali
balowej. Jej wnętrze wciąż zaciskało się na wspomnienie jego palców, a całe
ciało pulsowało z pożądania. Choć to, że ją tak zostawił, wydawało się okrutne,
obietnica dalszego ciągu rozpalała ją jeszcze bardziej.
Odnalazła
panią Crawley i postąpiła zgodnie z poleceniem Malfoya. Podziękowała jej za
miły wieczór i powiedziała, że musi wracać do domu, twierdząc, że następnego
dnia powinna wstać bardzo wcześnie. Pani Crawley była zrozpaczona — nie chciała
jej wypuścić przed główną atrakcją wieczoru — ale Hermiona nalegała.
Kilka
osób chciało się pożegnać, zanim wyszła, więc dotarcie do kominka zajęło jej
prawie trzydzieści minut. Wypowiedziała adres Malfoya i wkrótce potem pojawiła
się w jego salonie. Srebrna szczotka pofrunęła w jej stronę i oczyściła ją z
sadzy, a Hermiona przygryzła wargę, zanim przeszła do salonu. Mieszkanie było
puste i ciemne, a serce Granger biło szybko. Podbrzusze skręcało się jej z
pragnienia, sutki stwardniały, a oddech spłycił. Nie wiedziała, kiedy Malfoy
wróci, ale gdy to nastąpi…
Hermiona
jęknęła na myśl o jego dłoniach na swoim ciele. To było szalone, wiedziała o
tym, ale nie mogła dłużej zaprzeczać. Pragnęła Draco Malfoya. Nie wiedziała jak
bardzo, ale wiedziała, że chce, by ją pieprzył do nieprzytomności.
Jej
kolana drżały, gdy szła do jego sypialni. Ogromne łóżko było równie starannie
pościelone jak ostatnim razem, i z trudem przełknęła ślinę, zanim zdjęła buty.
Bolały ją stopy i miło było się ich pozbyć. To samo zrobiła z rękawiczkami i
powiesiła je na krześle obok komody, na którym położyła naszyjnik i kolczyki.
Zawahała się, zanim zdjęła sukienkę, a chłodne powietrze musnęło jej nagą
skórę.
Przełknęła
ślinę i załamała ręce. Myśl o klęczeniu na łóżku i czekaniu na niego była
upokarzająca, poniżająca, ale też ekscytująca. Wciąż była lepka i mokra od
palców Malfoya, kiedy wdrapała się na łóżko, i nie pragnęła niczego innego, jak
zaspokoić się choćby i w samotności. Powiedział jej, że nie chce, żeby to
robiła, ale przecież nie zauważy.
Powoli
pozwoliła palcom poczuć swoją wilgoć, swoje ciepło i westchnęła głęboko.
Merlinie, musiała dojść. Ale nie chciała tego robić sama, nie teraz, gdy Malfoy
miał się wkrótce pojawić.
Uklękła
na środku łóżka i czekała.
~*~*~*~*~*~*~*~
Marzec 1997
Mocno
ściskała różdżkę, przemierzając puste korytarze. Wiedziała, że nie musi się
bać, ale przez cały dzień miała dziwne przeczucie i po prostu czuła się lepiej,
będąc gotową na atak ze strony bandy Ślizgonów albo czegoś podobnego, w każdej
chwili.
Była
zmęczona i znów pokłóciła się z Ronem. Nigdy nie sądziła, że tak będzie po jego
rozstaniu z Lavender, ale napięcie między nimi wydawało się jeszcze większe.
Ron był apodyktyczny i chciał za nią wszędzie chodzić; chciał z nią rozmawiać,
gdy próbowała się uczyć i chciał, żeby chodziła z nim na każdy trening
Quidditcha, mimo że wiedział, iż Hermiona nie przepada za tym sportem.
Skonfrontowała
się z nim, mówiąc, że potrzebuje przestrzeni, a on musi znaleźć sobie jakieś
inne zajęcie, na co wybuchnął złością, obwiniając ją o rozstanie z Lavender. I
potem sytuacja się pogorszyła; popełniała błędy na lekcjach, została upokorzona
przez Ślizgona z czwartego roku i przypadkiem wpadła na rozwścieczonego
Malfoya.
Szli
właśnie do biblioteki, gdy skręciła za róg i nagle odbiła się o jego sylwetkę.
Sposób, w jaki na nią patrzył, sugerował, że jest gotowy ją skrzywdzić — i z
jakiegoś niewytłumaczalnego powodu naprawdę wierzyła, że to zrobi, gdy tylko
nadarzy się okazja — ale on tylko warknął do niej złośliwe słowa, po czym
odszedł, zastawiając Hermionę z bijącym sercem.
Nie
wiedziała dlaczego, ale wszystko, co się wydarzyło tego dnia, tylko utwierdziło
ją w przekonaniu, że coś jest nie tak. Trzymała więc różdżkę w dłoni, robiąc
obchód. Ron miał jej towarzyszyć, ale odmówił, a Hermionie to nie
przeszkadzało. Wolała zresztą robić to sama.
Na
siódmym piętrze zawsze ukrywali się uczniowie. Hermiona spotkała trzy całujące
się pary, odjęła im punkty, a potem odesłała do dormitoriów. Może nie była
przez to lubiana, ale nie przejmowała się tym. Miała swoje obowiązki i robiła
to, co do niej należało.
Zbliżając
się do drzwi pustej klasy, zauważyła, że są lekko uchylone. Ruszyła, żeby je
zamknąć, gdy usłyszała głosy dochodzące z wnętrza.
—
Draco, proszę; wiesz, że możesz mi
powiedzieć, co się dzieje.
Głos
bez wątpienia należał do Pansy Parkinson.
—
Mówiłem, że nie — mruknął ponuro
Malfoy. — Nie mogę o tym rozmawiać i nie
chcę. Więc, zrobimy to teraz, czy nie?
Pansy
westchnęła głęboko, a Hermiona bezszelestnie wślizgnęła się do sali, chowając
się w zaciemnionym kącie. Zobaczyła ich oboje — ciemnowłosą Pansy patrzącą na
Malfoya. Opierał się o biurko, a dziewczyna stała plecami do Hermiony.
—
Chciałam ci po prostu dać wybór — powiedziała Pansy. — Cokolwiek to jest, nie
musisz cierpieć sam.
—
To pomaga — rzekł nieco łagodniej Draco. — Nie chcę o tym rozmawiać, ale to
pomaga mi zapomnieć.
—
Jesteś pewien?
—
Oczywiście. A teraz, proszę, uklęknij.
—
Nie chcesz, żebym, cóż, zmieniła fryzurę? Oczy? Mogłabym, gdyby ci to pomogło.
—
Nie, w porządku.
Pansy
parsknęła śmiechem i uklękła przed nim. Hermiona przywarła do ściany, a serce
waliło jej tak głośno, że bała się, iż ją usłyszą. Po co w ogóle weszła do
środka? Co ją zmusiło do takiego wtargnięcia? Patrzyła, jak Pansy odpina mu
pasek, a jego dłoń przenosi się na jej włosy, mocno je ściskając. Musiało
boleć.
Hermiona
bezgłośnie sapnęła i zakryła usta dłonią, gdy zdała sobie sprawę, co się
dzieje. Malfoy uniósł wzrok, patrząc prosto na nią. Nie mógł jej dostrzec w
ciemności, ale spojrzał w jej stronę, prosto na nią, a jego uścisk na włosach
Pansy zacieśnił się.
Zawroty
głowy sprawiły, że Hermiona wytoczyła się z klasy i pobiegła korytarzem.
Zatrzymała się dopiero na schodach, gdzie zadyszała się i trzęsła. Nie widziała
samego aktu, ale widziała już wystarczająco dużo i nigdy więcej nie spojrzy na
Malfoya i Pansy tak, jak dotychczas. Po części dlatego, że czuła obrzydzenie, a
po części dlatego, że zastanawiała się, jak to jest czuć pożądanie.
Myślała
o Ronie, o tym, jak to będzie robić to z nim, ale nie potrafiła sobie niczego
takiego wyobrazić. Właściwie, nawet się skuliła na myśl o klęczeniu przed nim.
Nie chciała tego robić, nie z nim. Ale sposób, w jaki Malfoy zacisnął dłoń na
włosach Pansy, sprawił, że poczuła dziwny ucisk w brzuchu. To było niewłaściwe
i Hermiona domyśliła się, że to przez zmęczenie. Tak, pomyślała z ulgą, to
musiało być to.
~*~*~*~*~*~*~*~
Wrzesień 2004
Drżała
na łóżku z cierpnącymi nogami. Nie wiedziała, jak długo czekała, ale musiała
minąć co najmniej godzina. Zaczęła nawet myśleć, że ją wystawił. Może zmienił
zdanie, a może znalazł kogoś bardziej interesującego od niej? Może nawet
zapomniał o jej obecności i został na całą imprezę? Może poszedł do któregoś ze
swoich przyjaciół na drinka i będzie zaskoczony, i rozczarowany, gdy ją
znajdzie w swoim łóżku? Może nie sądził, że posłucha jego poleceń, i w ogóle,
nie spodziewał się jej obecności?
Jakikolwiek
był powód, wciąż się nie pojawił, a Hermiona zaczynała się niecierpliwić.
Wolałaby wrócić do domu i użyć jednego ze swoich wibratorów, niż czekać na
próżno cały wieczór.
Sfrustrowana
położyła się na łóżku. Kołdra grzała jej plecy, a ona powstrzymywała się przed
naciągnięciem jej na siebie. Gdyby to zrobiła, mogłaby nawet zasnąć, a to
byłoby przerażające, jeśli wróciłby i zastał ją w takim stanie. Objęła piersi
rękami. Sutki stwardniały i bolały. Spoglądając w duże okna, skupiła się na
odgłosach ruchu ulicznego; miasto tętniło życiem, a ona leżała naga w łóżku,
które nie należało do niej, czekając na mężczyznę, który mógł się nawet nie
pojawić.
Ale
czego się spodziewała? Gdyby się nie pojawił, byłby typowym Malfoyem, a
naiwnością z jej strony było sądzić inaczej. Może po prostu lubił pościg i
kiedy już złapał zdobycz, wrzucał ją z powrotem do wody.
Łzy
napłynęły jej do oczu. Nie powinna była robić sobie nadziei. Nie powinna była
mu wierzyć. Wzdychając głęboko, usiadła i zsunęła się z łóżka. Jej kończyny
były ciężkie z rozczarowania, gdy zakładała sukienkę i chwyciła buty w dłonie.
Nie zawracała sobie głowy rękawiczkami i biżuterią, wracając do salonu.
Właśnie
minęła sofę, gdy kominek ożył i wyszedł z niego Malfoy. Hermiona westchnęła i
objęła buty, gapiąc się na niego, a on odwzajemnił spojrzenie, gdy szczotka
otrzepywała go z kurzu.
—
Cóż — powiedział, prostując się. — Nie jesteś tam, gdzie się spodziewałem. —
Spojrzał na nią. — I nie w takim stanie, jak się spodziewałem.
Jej
serce zabiło mocniej, gdy ogarnął ją wstyd i oczekiwanie, ale gniew wciąż ją
przenikał.
—
Czekam już ponad godzinę, Malfoy!
Uniósł
brew i przeszedł dalej.
—
Słyszałem, że nie jesteś zbyt cierpliwa.
—
Siedziałam w sypialni, zamarzając,
czekając na ciebie!
Uśmiechnął
się ironicznie.
—
Jesteś czarownicą, prawda? Nie mogłaś rzucić zaklęcia rozgrzewającego?
Opadła
jej szczęka. Nawet o tym nie pomyślała. Rumieniec uderzył jej twarz, gdy
odwróciła wzrok.
—
Ja… nie wzięłam różdżki, więc nie.
—
Cóż, leżałaś na łóżku. Dla twojej
informacji z bardzo miękką i ciepłą kołdrą. Masz kuchnię — mogłaś sobie zrobić
herbatę. W moim gabinecie są książki.
Teraz
poczuła zażenowanie, patrząc na niego.
Malfoy
mruknął coś pod nosem i podszedł bliżej, a jego twarz stężała.
—
Muszę przyznać, że jestem tobą rozczarowany, Granger. To była prośba, którą,
jak sądzę, większość ludzi by zrozumiała. Gdybym zastał cię owiniętą kołdrą w
moim łóżku, z filiżanką herbaty w dłoni, czytającą książkę, wybaczyłbym ci. Ale
oto jesteś, szykując się do wyjścia. Co za niecierpliwość.
Otworzyła
usta, żeby coś powiedzieć, ale nic nie wydobyła z siebie. Czy on mówił
poważnie? Czekała na niego, na
Merlina! Kiedy w końcu znalazła słowa, wybełkotała:
—
Gdybyś był tu wcześniej, moglibyśmy teraz uprawiać niesamowity seks, a ty
mógłbyś dokończyć to, co zacząłeś!
Jego
oczy pociemniały, twarz stwardniała, a Hermiona instynktownie cofnęła się o
krok. Przechylił głowę.
—
Chciałaś tu przyjść, prawda?
Przełknęła
ślinę, mocniej przycisnęła buty i powiedziała:
—
Czyż nie tego właśnie chcieliśmy?
Skóra
wokół jego oczu się napięła, a on wykręcił szczękę. Wyciągnął z kieszeni
różdżkę i jednym ruchem stolik nocy zmienił się w wyścielaną, skórzaną ławkę
sięgającą mu do pasa.
—
Zdejmij ubranie i połóż się na plecach.
Hermiona
ledwo oddychała, gapiąc się na mebel.
—
Co zamierzasz zrobić?
—
Chcesz, żebym dokończył to, co zacząłem — powiedział, zdejmując płaszcz.
Rozpinając marynarkę, dodał: — Jeśli ci to nie pasuje, możesz odejść, ale nie
wracaj dziś wieczorem — i nawet nie myśl o tym, żeby skończyć samej. Ta
przyjemność należy do mnie.
—
A-ale chcę wiedzieć, co planujesz — wyszeptała.
—
Granger — zaśmiał się, rozpinając spinki do mankietów — pamiętaj, co mówiłem o
kontroli. Nie mogę jej przejąć, dopóki jej nie oddasz, całkowicie i
dobrowolnie. Nie zrobię ci krzywdy, sprawię, że dojdziesz. Możemy negocjować,
jeśli chcesz, jeśli naprawdę ci na tym zależy.
Wpatrywała
się w ławkę, czując, jak zasycha jej w ustach. Chciał, żeby położyła się na
niej naga. Czemu nie w łóżku? Czemu tam? Ale kiedy podwijał rękawy czarnej
koszuli, Hermiona postanowiła mu zaufać. Ostrożnie postawiła buty na podłodze i
zsunęła sukienkę. Skóra ją mrowiła, piersi uniosły się, a w brzuchu zawirowało.
Tak, to było podniecające, ale strach był niemal przytłaczający.
Malfoy
wpatrywał się w nią, głodne oczy błądziły po niej, a to spojrzenie dodało jej
pewności siebie. Wzięła głęboki oddech, zanim usiadła na przemienionym stoliku
nocnym i położyła się na plecach.
—
I co teraz? — zapytała potulnie.
Okrążył
ją, stukot jego butów zabrzmiał złowieszczo w cichym mieszkaniu. Jego palce
musnęły całą długość jej nogi i sapnęła, gdy jej skóra się napięła.
—
Lubiłaś być krępowana, prawda? — zapytał, a Hermiona skinęła głową. Nucąc, jego
lekkie jak piórko muśnięcia dotarły do jej kości biodrowej. — Ostatnio
związaliśmy ci tylko nadgarstki. A może tym razem zwiążemy nadgarstki i kostki?
Wypuściła
z trudem powietrze, ale w głowie usłyszała głos Ginny, niemal kpiący z jej
nijakości. Przełknęła ślinę i ponownie skinęła głową.
—
W porządku.
Źrenice
Malfoya pochłonęły srebro jego oczu. Uśmiechnął się szelmowsko, wyraźnie
zadowolony. Jego dłoń powoli musnęła jej brzuch, a potem przesunęła się po
piersiach, delikatnie masując sutki. Żar rozlał się po jej ciele od jego
dotyku, a Hermiona cicho jęknęła i przygryzła wargę. Przesunął dłońmi po jej ramionach
i uniósł je nad jej głowę. Mamrocząc to samo zaklęcie co poprzednio, związał je
razem na ławce, po czym pochylił się nad nią i delikatnie pocałował.
—
Naprawdę myślałaś, że porzuciłem cię po tym wszystkim, co zrobiliśmy? —
mruknął, jego oddech owiał jej usta gorącym oddechem.
—
Co miałam myśleć? — wyszeptała, a jej pierś się ścisnęła.
—
Dobre rzeczy przychodzą do tych, którzy czekają — wymamrotał, powtarzając swoje
wcześniejsze słowa. Pocałował ją ponownie, po czym przesunął dłońmi po jej
ciele, brzuchu i nogach. Przywiązał jej kostki do narożników ławki, zostawiając
ją z rozsuniętymi nogami. Stęknął, a jego szczęka zadrżała. — Myślałaś, że
zapomniałbym, że czekałaś na mnie w łóżku, naga i chętna? — Jego głos był inny…
mroczniejszy, bardziej ochrypły. — Próbowałem wyjść wcześniej, ale miałem
zobowiązania. Nie było chwili, żebym nie myślał o tym, co czeka mnie w domu.
Miej trochę wiary, kochanie. Ufaj, że mam wszystko pod kontrolą.
Szarpnęła
więzy. To był odruch, którego nie mogła powstrzymać, a kiedy zdała sobie
sprawę, że faktycznie jest skrępowana, jej klatka piersiowa zacisnęła się
jeszcze bardziej.
—
Malfoy, czekaj! Ja… nie podoba mi się to.
Delikatnie
pogłaskał jej udo.
—
Nie martw się, Granger. Po prostu się rozluźnij. Odpuść sobie. Nie skrzywdzę
cię. Pamiętaj, żeby poprosić o przerwę, jeśli będziesz tego potrzebować. Gdyby
to było dla ciebie zbyt ciężkie, albo gdyby ci się nie podobało, zawsze możesz
użyć hasła bezpieczeństwa i przestaniemy.
Przełknęła
ślinę i spróbowała się rozluźnić. Skrępowanie wszystkich kończyn było innym
doświadczeniem niż unieruchomienie tylko rąk, ale tak jak ostatnim razem,
narastająca panika powoli przerodziła się w coś ciepłego i miękkiego.
Pozostawiona całkowicie na jego łasce, poczuła, jak świat zewnętrzny powoli znika
w tle.
Malfoy
nadal ją głaskał, jego ruchy były powolne i miarowe; jego oddech był spokojny,
a jego niezłomna postawa sprawiała, że powoli się rozluźniała, topniała i
odetchnęła z ulgą.
—
W porządku? — zapytał cicho.
Skinęła
głową.
—
Tak.
Gdy
westchnął cicho jego dotyk nabrał badawczego charakteru.
—
Jesteś taka piękna, Granger — mruknął. — Widzieć cię taką…
Wydał
z siebie napięty dźwięk, a puls Hermiony przyspieszył. Czy naprawdę uważał ją
za piękną?
Mógł
ją tak nazwać raz czy dwa, ale rzadko używano tego słowa, by ją opisać. Mądra,
błyskotliwa, ambitna, zacięta, miła — to były pozytywne przymiotniki, których
większość ludzi używała, charakteryzując ją, ale bardzo rzadko piękna. Ładna, czasami, ale raczej w
stylu: Och, ładnie wyglądasz w tej
sukience albo Pięknie ci w tym
kolorze. Słyszeć, jak ktoś taki jak Malfoy
nazywa ją piękną — cóż, to była jedna z tych rzeczy, które trafiały prosto do
jej pudełka rzeczy nieoczywistych. Coś, czym później się ekscytowała.
—
Więc — zaczął, a jego głos stał się mroczny, a oczy jeszcze ciemniejsze —
mówiłaś, że chcesz dojść? Ile razy udało ci się to tamtej nocy?
Hermiona
przygryzła wargę, a jej policzki gwałtownie się zarumieniły.
—
Trzy razy. Z tobą.
Uśmiechnął
się ironicznie.
—
Tak. Podobało ci się, prawda? Mnie na pewno. — Wziął głęboki oddech i przeniósł
swój rodzinny sygnet z prawej dłoni na lewą. Następnie pogłaskał ją delikatnie,
jego dłoń spoczęła na jej wzgórku łonowym, a ona gwałtownie odetchnęła. — Ale
może spróbujemy dziś wieczorem czterech?
—
Aż tyle? — wychrypiała.
Zanucił.
—
Chcesz dojść. Też trochę się niecierpliwię, więc szybko sprawię, że dojdziesz
pierwszy raz. — Powoli przesunął palcami po jej wargach, rozchylając je jak
płatki kwiatu, aby odsłonić łechtaczkę. Dotknął ją tam, zręcznymi palcami i
drgnęła. — I jesteś pyskata. Nie wiem, czy pamiętasz, co ci o tym mówiłem, ale
nie zezwalam na to. Możesz to potraktować jako rodzaj kary, bo kochanie, to cię
wykończy. Powinnaś być wdzięczna, że mam dziś wieczorem dobry humor. A teraz,
kiedy o tym myślę, powinnaś mi dziękować po każdym orgazmie, jaki ci dam.
Zrozumiałaś?
Gardło
jej się ścisnęło, gdy z trudem przełknęła ślinę.
—
Tak, panie.
Z
jego gardła wydobył się dźwięk zadowolenia i delikatnie pogłaskał jej
łechtaczkę.
—
Grzeczna dziewczynka.
Hermiona
pisnęła, czując jego zimny, stanowczy dotyk. Wkrótce zrobił się cieplejszy i
zanim się zorientowała, poczuła, jak wibruje. Szeroko otworzyła oczy i
rozchyliła usta, a jej ciało zadrżało pod wpływem nagłego bodźca. Spoglądając w
dół, zobaczyła, jak po prostu trzyma dłoń przy jej łechtaczce, a jego pierścień
wibruje. Wibruje.
Kładąc
jedną dłoń na jej mostku, zdecydowanie przysunął ją do siebie, przytrzymując w
miejscu. Doznania te szarpały wszystkie jej nerwy, przywołując dawne pożądanie;
brzuch się ścisnął, ciepło napływało w dół, a oddech stał się krótki i urywany.
Poczuła, jak wilgoć sączy się z niej, narastając od wibracji pierścienia, i
jęknęła.
Nadeszło
zewsząd — z palców i ramion, piersi, brzucha, nóg i palców u stóp — i zebrało
się w jednym punkcie, ciągnąc ją ku szczytowi. Jej ciało zaciskało się wokół
czegoś, czego nie było, pragnąc się czegoś uchwycić, a Malfoy nie dawał jej
chwili wytchnienia, patrząc na nią z góry niewzruszonym wyrazem twarzy. Jedyne,
co go zdradzało, to bezdenna ciemność w jego oczach. Wszystko się zacisnęło,
rozkosz paliła, ciągnęła i rozdzierała; przycisnął pierścień do spodu jej
łechtaczki, lekko nim poruszając, rysując na nim małe kółka.
Hermiona
nie mogła oddychać. Jej usta były szeroko otwarte i jęczała, szarpiąc magiczne
więzy. Wszystko mrowiło, powietrze trzeszczało, a ona rozpaczliwie próbowała
poruszać biodrami, by poczuć tarcie o nieubłagany kawałek metalu.
Malfoy
pochylił się i przyłożył usta do jej ucha.
—
No dalej, szlamo — powiedział chłodno. — To twój pierwszy orgazm z wielu dziś
wieczorem. Im dłużej go wstrzymasz, tym bardziej bolesne będą pozostałe.
Cytrusy
i drzewo cedrowe wypełniały każdy jej wdech, ciepło jego ciała ją otulało.
Przycisnął palec mocniej, a wibracje stały się bardziej żarliwe — mocniejsze,
silniejsze.
Jej
ciało bolało z pragnienia, pulsując w rytm przyspieszonego bicia serca,
zaciskającego się. Nie mogła oddychać, usta miała otwarte, jakby chciała złapać
powietrze, które ją omijało. Była blisko i przez chwilę nie mogła zrobić nic,
tylko się poddać.
Więzy,
jego zapach, wibracje, jego ciepło i jego silna dłoń na jej mostku — wszystko
to działało, by napełnić ją niewypowiedzianą rozkoszą. Jej umysł rozpadł się na
kawałki, pozostawiając w tym pokoju tylko ich dwoje, a ona desperacko próbowała
stawić czoła nadchodzącemu orgazmowi.
Wyprężyła
biodra i zawyła, rozkosz wciągnęła ją pod wodę i runęła z długim, łamiącym się
jękiem. Ekstaza przetoczyła się przez nią, wyginając ją niczym cięciwę łuku z
ławki, jednocześnie szarpiąc więzy. Wciąż czuła dreszcze w ciele po tym, jak
cofnął dłoń; wstrząsy wtórne sprawiły, że drżała, oddech miała nierówny i
urywany. Jej uda mrowiły, brzuch się napiął, a cipka pulsowała.
—
Pięknie — powiedział Draco i delikatnie pogłaskał jej ociekające wargi. — To
nie było takie trudne, prawda?
Pochylił
się, by pocałować jej falującą klatkę piersiową, muskając językiem sterczące
sutki.
Hermiona
poczuła zawroty głowy. Cała drżała. Serce waliło jej głośno uszach, a w
ustach zaschło od ciężkiego oddechu.
Malfoy
objął ustami jeden z jej sutków i ssał delikatnie, leniwie głaszcząc go
językiem i okrążając. Wszystko wydawało się miękkie, ciepłe i wilgotne, ale
przypomniała sobie o swoim kłopotliwym położeniu, próbując przesunąć dłoń, by
dotknąć jego włosów. Więzy trzymały ją mocno. To, że nie mogła zacisnąć nóg i
zmusić ud do połączenia się, sprawiało, że jej pierś drżała w bezmyślnym
uporze, a ona wiła się na ławce, skóra na jej plecach przyklejała się do
tapicerki.
—
A teraz co powinnaś powiedzieć? — mruknął.
—
Dz-dziękuję, panie — wyszeptała.
—
Bardzo dobrze. Przejdźmy do następnego, dobrze? — zaproponował i wyprostował
się.
Spojrzał
na nią, jego oczy pociemniały z pożądania, a twarz pozostała obojętna, gdy
przełożył pierścień z palca wskazującego na kciuk. Metal ustąpił i rozciągnął
się, dopasowując do nowego palca. Na jego ustach pojawił się chytry uśmieszek.
Hermiona
nie mogła mówić, nie mogła zapytać, co zamierza zrobić, ale mimowolnie
podskoczyła, gdy jego palce poszukały drogi powrotnej do jej warg. Pocierał jej
nabrzmiałe krocze, powoli i leniwie, przesuwając palce po śliskiej skórze,
zanim wsunął je do środka. Hermiona sapnęła i uniosła biodra; miał długie palce
i przyjemnie ją rozciągały, ale gdy zaczął się w nią powoli wsuwać powolnym
rytmem, roztargniona poruszała biodrami, błagając o więcej.
Jednak
Malfoy nie odpuszczał. Utrzymywał tempo, odciągając jej ciało od szczytu.
Opuściła szczękę, a jej oddech znów stał się cięższy. Zamknęła oczy, wierciła
się i jęczała. Był ciepły i nieustępliwy, napierał długimi i zdecydowanymi
pchnięciami.
—
O, Boże — jęknęła, przygryzając wargę, szarpiąc więzy. — Proszę, szybciej.
Malfoy
wydał z siebie ciche westchnienie i nieznacznie przyspieszył, drażniąc ją. Jej
cipka zacisnęła się wokół jego palców, obejmując je, gdy starała się, jak
mogła, by jej biodra spotkały się z nim.
To,
co roztrzaskało się po ostatnim orgazmie, powoli się składało, napięcie
narastało. Mrowiło, paliło, ciepło gromadziło się w jej brzuchu — ale mięśnie
ją bolały po ostatnim i czuła się osłabiona i bezradna.
Jego
kciuk przesunął się po wrażliwej łechtaczce, zmuszając ją do krzyku, gdy
drgnęła. Ostry, lecz przyjemny ból przeszył ją niczym podpałka, naprawiając
sznur, o którym wiedziała, że wkrótce znów pęknie.
—
Gdybyś tylko mogła teraz zobaczyć swoją twarz — powiedział ochryple. — Tak
pochłonięta rozkoszą… To doprawdy arcydzieło widzieć tak bezbronną, małą
szlamę.
Zadrżała,
a jej jęk był urywany i żałosny. Tak bardzo pragnęła być z nim, tak chętnie
podporządkowywała się jego rozkazom, że nie zastanawiała się nad tym, co on
chce z tego uzyskać. Zawsze starał się ją upokorzyć, ale czy przypadkiem nie
przeniósł tego na wyższy poziom? Nazywał ją szlamą i chociaż powiedział, że to
tylko między nimi, tylko dla przyjemności, skąd miała wiedzieć, że naprawdę tak
nie myśli? Co pomyślałby szesnastoletni Malfoy o tym, że Hermiona Granger jest
przywiązana do ławki, całkowicie zdana na jego łaskę i doprowadza ją do
orgazmu, nazywając ją szlamą?
Coś
ścisnęło się w jej piersi, ciężkie i potężne, i próbowała zbudować wokół tego
mur, zbroję, by nie wyobrażać sobie chytrego, ślizgońskiego uśmieszku na jego
przystojnej twarzy, gdy wchodził w nią; byli teraz innymi ludźmi. Dorosłymi.
Zacisnął
palce, sięgając miejsca, które przyprawiało ją o zawrót głowy, a Hermiona
zawyła. Dziwna nić pociągnęła się aż do jej napiętych sutków, sprawiając, że
jej ciało zadrżało.
—
Dobrze, kochanie — powiedział. — Nie walcz z tym.
Poruszyła
udami, próbując je ze sobą połączyć. Malfoy przyspieszył, nieubłaganie
ocierając się o to konkretnie, spuchnięte miejsce, ten oślepiający punkt w jej
wnętrzu, a ona z trudem łapała oddech. Wszystko w niej płonęło. Jego kciuk znów
przesunął się po jej łechtaczce, zatrzymał się tam, a pierścień znów zaczął
wibrować. Krzyczała i miotała się.
—
O, kurwa! — zawyła, gdy wszystko
wciągnęło ją do głębi.
Wciągnęła
szyję, próbując to wszystko pojąć — przecież to wszystko było tylko złudzeniem
— i zobaczyła, jak mięśnie się napinają pod jego przedramieniem, gdy ją
stymulował, a Mroczny Znak odcisnął się czarnym atramentem na jego bladej
skórze. Ten widok sprawił, że wszystko zaczęło się kręcić szybciej, mocniej, a
ona odrzuciła głowę do tyłu z długim, głębokim jękiem.
Malfoy
mruczał z ciemnej rozkoszy, nie zwalniając tempa. Kładąc jedną dłoń na jej
podbrzuszu i lekko naciskając, drugą drażnił jej łechtaczkę, a jej jęki
rozbrzmiewały zmysłowo echem po ścianach. Była tak blisko — tak blisko — gdy doznania narastały i
wzbierały się, przepełnione potrzebą i pragnieniem, presją łaknącą wytrysku,
supeł zaciskał się coraz bardziej…
Krzyknęła,
gdy doszła, rozkosz zalewała każdą komórkę jej ciała. Ciepło napływało i
buchało zewsząd, jego pompujące palce wyciskały z niej ostatnie krople. Nawet
nie zdawała sobie sprawy, jak mocno się miotała, dopóki nie poczuła bólu w
nadgarstkach i kostkach.
Dzwoniło
jej w uszach, ciało bolało od wysiłku, a klatka piersiowa od ciężkiego oddechu.
Nawet gdy przestała się wyrywać, jej ciało nie znieruchomiało. Trzęsło się,
drgało, falowało.
Tak
mokro. Wszystko było takie mokre. Czy
ona… nie... czy ona się załatwiła? Nie, to niemożliwe! Czuła, jakby to zrobiła,
ale… nie! Nie, to był orgazm. To było uniesienie! Nie mogła… nie… Wyciągnęła
szyję, żeby spojrzeć z zażenowaniem, a Malfoy jęknął, wychodząc z niej, wciąż
masując jej obolałe ciało.
—
Przepraszam — wyszeptała, czując bolesny ucisk w piersi. — Nie chciałem…
przepraszam!
—
Za co? — mruknął, wciąż powoli masując ją dłonią. — Za spektakularny orgazm? —
Na jego twarzy pojawił się przebiegły uśmiech, gdy uderzył ją w mokrą cipkę —
raz, drugi — sprawiając, że krzyknęła. — Nigdy wcześniej nie miałaś wytrysku?
Wyglądasz przy tym tak cholernie seksownie. Teraz… — Znów ją uderzył i jęknęła.
— Co powinnaś powiedzieć?
—
Dziękuję, panie!
Nacisk
jego leniwych pieszczot dowodził jego satysfakcji.
Klatka
piersiowa Hermiony unosiła się gwałtownie, a wstyd w niej narastał. Nie
wiedziała, że w ogóle może tak dojść. Supeł nagle się rozerwał, pancerz wokół
niego rozpadł się, a coś w jej piersi się rozluźniło. Przeszło jej przez
gardło, wypełniając je łzami, a szloch wybuchł, zanim zdążyła go powstrzymać.
Oto
ona, przywiązana do skórzanej ławki, naga i drżąca, a nad nią stał Draco
Malfoy, właśnie gdy przeżywała najintensywniejszy orgazm w swoim życiu. Jego
nastoletnie ja prawdopodobnie byłoby z siebie dumne, że ma Złotą Dziewczynę na
swojej łasce, że wymusił na niej taką rozkosz — że udowodnił, iż potrafi, mimo
że się nienawidzili.
A
jej nastoletnia wersja wstydziłaby się, że w ogóle pozwoliła sobie na taki
stan.
—
Proszę — szlochała i mocno zamknęła oczy. — Proszę, już wystarczy.
Jedna
z jego dłoni, mokra i ciepła, spoczęła na jej brzuchu, bezpieczna i
uziemiająca, a ona poczuła jego oddech na twarzy.
—
Świetnie sobie poradziłaś, kochanie. Nie ma się czego wstydzić. To było
cholernie oszałamiające.
Pocałował
ją w kącik ust, jego wargi były miękkie i delikatne. Wymamrotał
przeciwzaklęcie, które uwolniło ją od więzów, a Hermiona poczuła, jak napięcie
w nadgarstkach i kostkach ustępuje. Zakryła twarz dłońmi. Malfoy delikatnie je
odsunął, całując jej łzy.
Zacisnęła
uda, walcząc ze zmęczeniem w ciele i skuliła się w kłębek.
—
Wszystko w porządku, kochanie — wyszeptał do niej. — Jesteś bezpieczna.
Świetnie sobie poradziłaś. Jesteś bardzo grzeczną dziewczynką.
Nie
wiedziała, dlaczego płacze, dlaczego targają nią tak silne emocje, ale gdy
Malfoy delikatnie wziął ją w ramiona, poczuła się bezpiecznie otulona, gdy
zaniósł ją do łóżka. Miękka kołdra owijała ją niczym chmury, a on przyciągnął
ją do siebie.
—
Wszystko w porządku, nic ci nie jest — wyszeptał i pocałował ją we włosy. —
Tylko oddychaj, Hermiono.
Wstrzymała
oddech, ciepło i chłód przeszyły jej żyły niczym nitki. Odepchnęła go drżącymi
ramionami. Spojrzała mu w oczy, jej wciąż były wypełnione łzami.
—
T-ty… — zaskomlała. — Nazwałeś mnie Hermioną.
Jego
oczy muskały jej twarz powoli i intymnie, niemal niezauważalnym ruchem odgarnął
jej włos ze skroni.
—
Mogę mówić do ciebie Granger, jeśli ci tak wygodniej.
—
Nie! — wyszeptała szybciej, niż zdołała pomyśleć, ale to była prawda. Nie
wiedziała tego, zanim to powiedziała, ale chciała, żeby mówił do niej po
imieniu. Czuła, że to właściwe. — Nie. — Przełknęła ślinę, stłumiła kolejny
szloch i zamknęła oczy. — Po prostu nigdy wcześniej nie mówiłeś do mnie po
imieniu. Nie w ten sposób. Nie intymnie.
—
Nie na głos — wyszeptał w jej włosy.
Jej
szloch ucichł, gdy rozpłynęła się w jego gorącu. Rysował palcami powolne kręgi
na jej plecach, a ona wciągnęła jego zapach. Jej ciało wciąż wibrowało od
intensywnych orgazmów, a umysł wciąż próbował zrozumieć, co się właśnie
wydarzyło.
—
Świetnie ci idzie, Hermiono — powiedział. — Ale zostały nam jeszcze dwa.
Przełknęła
ślinę i pokręciła głową.
—
Nie… nie sądzę, żebym dała radę.
—
Och, kochanie, to ty nie mogłaś się doczekać — rzekł i delikatnie uniósł jej
podbródek, by spojrzała mu w oczy. Jego szare spojrzenie było ostrzejsze, niż
się spodziewała, a za nimi kryło się coś głodnego, wilczego. Uniósł brew. —
Musisz dostać nauczkę, ale myślę, że następnym naprawdę ci się spodoba.
Mrugnęła,
rozchylając usta. Chciała zaprotestować, ale nie mogła. Nie, kiedy tak na nią
patrzył. Z chciwym uśmieszkiem pocałował jej obojczyki, piersi, brzuch i zsunął
się między jej nogi. Przełknęła ślinę i krzyknęła, wijąc się nieswojo,
odsuwając się.
—
M-może najpierw wezmę prysznic i…
—
Granger. — Spojrzał na nią surowo. Koniec z Hermioną.
Koniec z delikatnością. — Już tego wszystkiego skosztowałem. — Objął dłońmi jej
uda i przyciągnął do siebie, wydobywając z niej przerywany, zaskoczony krzyk.
Pocałował delikatną skórę jej uda, wciąż wpatrując się w nią. — A ty smakujesz
jak wiosenna rosa i zachody słońca nad morzem.
Sapnęła,
gdy pozwolił językowi sunąć po jej wnętrzu i krzyknęła, drgnęła, gdy przesunął
się po jej łechtaczce. Taka wrażliwa — była taka wrażliwa. Ale Malfoy się nie
spieszył, delikatnie głaszcząc jej nabrzmiałą cipkę językiem.
Hermiona
zamknęła oczy i odchyliła się do tyłu, rozkoszując się dotykiem jego języka i
ust, ciepłych i miękkich. Składał na jej łechtaczce pocałunki, pieszcząc ją
językiem za każdym razem; całował jej wargi, lizał wejście i ugniatał uda
dłońmi.
Wydała
z siebie serię chrapliwych jęków, zdumiona, jak podniecenie powróciło do niej
na dobre. To, pomyślała, cicho zawodząc, to niebo.
Malfoy
wydawał z siebie ciche jęki, każdy z nich dudnił w jej wnętrzu, gromadząc
rozkosz. Sięgnęła palcami do jego jedwabistych włosów, a jej biodra kołysały
się przy nim. Sznur się zacisnął, ciepło pulsowało przy każdym liźnięciu jego
języka, a kiedy objął jej łechtaczkę ssącym uściskiem, przyspieszyła ku
szczytowi, a jej ciało się napięło.
—
Och, tak — wyszeptała. — Tak, tak, tak… tak!
Warknął
przy jej ciele, zacieśniając uścisk na jej udach.
—
Oto chodzi, kochanie — mruknął między pocałunkami i liźnięciami. — Tak jest. —
Wsunął kciuki w jej wnętrze, rozchylając je szeroko, a Hermiona zawyła. Malfoy
jęknął. — Dojdź dla mnie, kochanie. Wiem, że potrafisz.
Całe
jej ciało się napięło, naciągnęło i sznur w końcu pękł. Szarpała się w jego
stronę, dochodząc, płacząc z bólu i odchylając głowę do tyłu. Zaciskała pięści
na jego włosach, ocierała się o niego i rozkosznie cieszyła orgazmem.
Gdy
napięcie w końcu ustąpiło, opadła z powrotem na materac, a jej kończyny były
jak z ołowiu. Wszystko było ciepłe i miękkie, jakby zanurzono ją w miodzie.
Malfoy dyszał, a jego usta składały mokre pocałunki na wewnętrznej stronie jej
ud.
—
Kurwa, smakujesz tak dobrze — syknął i delikatnie ją ugryzł.
Hermiona
nie mogła mówić. Drżenie sprawiało, że jej oddech się zacinał i ledwo otwierała
oczy, ale czuła, jak całuje jej skórę aż do piersi, aż w końcu położył się na
niej. Głaskał ją po włosach i całował w szczękę, a ona westchnęła cicho, gdy
jego zapach wypełnił jej nozdrza.
—
Bądź grzeczna i zrób, co ci kazałem — wyszeptał.
—
Dziękuję, panie.
Delikatne
usta musnęły kontur jej szczęki i wargi.
—
Jesteś zdolna zrobić więcej, niż myślisz — powiedział. — Trzy niesamowite
orgazmy, a przed nami jeszcze jeden.
—
Malfoy — wyszeptała i skrzywiła się. — Naprawdę nie sądzę, żebym miała na to
siłę.
—
Bez obaw — mruknął. — Mogę to robić całą noc, jeśli będzie trzeba. — Pocałował
ją w czubek głowy. — Ale dam ci chwilę odpocząć, a potem moja kolej.
Hermiona
z trudem łapała oddech, ale nie mogła odrzucić kuszącej obietnicy jego kolejki. W wirze emocji nawet o nim nie myślała, ale nie mogła pojąć,
jak miałaby mieć siłę, żeby zrobić cokolwiek innego, niż od razu zasnąć.
Malfoy
wyprostował się, klękając między jej nogami.
—
Naprawdę masz piękną cipkę, Granger, i bardzo mi się podoba taka ociekająca i
spuchnięta. — Stękał, pieszcząc jej uda. — Trudno mi uwierzyć, ale to moja
sprawka, że to ja doprowadziłem cię do takiego orgazmu.
Hermiona
otworzyła ciężkie powieki i spojrzała na niego. Siedział tam, wciąż ubrany, z
podwiniętymi rękawami na kształtnych przedramionach. Miał włosy w nieładzie,
opadały mu na oczy, usta lekko spuchnięte, a broda błyszczała, ale poza tym
wciąż wyglądał na opanowanego.
Ten
widok sprawił, że żołądek ścisnął jej się z gorąca. To właśnie zawsze uważała w
nim za pociągające — jego umiejętność ciągłego wyglądania na kogoś lepszego i
poukładanego. Cienkie obwódki jego bezdennych źrenic były srebrne jak księżyc,
włosy niemal białe w słabym świetle, a on obserwował ją wzrokiem, który czuła
głęboko w duszy — patrzył na nią, jakby był jej właścicielem, i w tej chwili
rozkoszowała się tą fantazją.
Powoli
spojrzał na nią, zaciskając szczękę.
—
Wyobraź sobie, że robilibyśmy to w szkole — powiedział, a na jego ustach
pojawił się uśmieszek. — Związałbym ci ręce za plecami krawatem i naciągnąłbym
twoją śliczną spódniczkę od mundurka na twój okrągły tyłek. — Poruszył się,
przysuwając się bliżej, rozsuwając jej nogi. — Pewnie chciałbym cię pieprzyć
codziennie; na biurku McGonagall, w schowku na miotły, lizać na Wieży
Astronomicznej.
Wsunął
wargę między zęby i jęknął, jego biodra delikatnie ocierały się o krągłość jej
pośladków.
Hermiona
poczuła wybrzuszenie jego erekcji i jęknęła z bezmyślnej potrzeby. Powinna być
wyczerpana, niechętna, ale rzeczywistość była zupełnie inna.
—
Kazałbym ci uklęknąć w pustej klasie na siódmym piętrze — mruknął, a na jego
twarzy pojawił się szerszy uśmieszek — a potem złapałbym cię za włosy i
pieprzył twoje śliczne usta.
Krew
w Hermionie zalała się lodem i gorącem jednocześnie, gdy na niego patrzyła.
Policzki jej płonęły, klatka piersiowa się zacisnęła, a on spojrzał na nią
znanym wzrokiem. Przełknęła ślinę.
—
Ja… ja nie… — wrzasnęła, gdy ją złapał i obrócił na brzuch, a kiedy pociągnął ją
na kolana, straciła mowę.
Jego
dłonie były na jej pośladkach, ugniatając je i ciągnąc. Rozsunął jej kolana
jeszcze bardziej. Jęknęła cicho, słysząc, jak rozpina zamek, i krzyknęła,
opierając się o materac, czując, jak jego ciepły i nabrzmiały kutas ślizga się
po jej wilgoci.
—
Rżnąłbym cię do nieprzytomności, Granger — warknął, przesuwając czubkiem po jej
wargach. — Jak przystało na dobrą szlamę, którą jesteś.
I
z tymi słowami wsunął się do środka.
Hermiona
krzyknęła głośno, wyginając plecy pod naciskiem. Zapomniała, jaki był duży, jak
ciasno było w jego łóżku, a on nie dawał jej chwili wytchnienia, powoli, ale
nieubłaganie zapadał się w nią na całą długość.
—
O, Boże! — wrzasnęła, zaciskając
pięści na prześcieradle.
Malfoy
stęknął i chwycił ją za nasadę włosów, przyciskając głowę i ramiona do
materaca.
—
Przyjmujesz mnie tak dobrze — mruknął, a z jego głosu zniknęła cała
delikatność. Wbił się mocno, aż zaparło jej dech w piersiach. — Tak cholernie
ciasna — warknął.
Kolejne
pchnięcie wycisnęło jej łzy z oczu, a kolejne zmusiło ją do zdławionego jęku.
Jej cipka była obolała i nadwrażliwa od jego wcześniejszych pieszczot, a jego
obwód i długość poruszały się w niej głębokimi ruchami, dotykając jej
najgłębszego punktu przy każdym pchnięciu, poddając ją osobliwej, przyjemniej
torturze, której się nie spodziewała.
Wszystko
ją bolało, ale była tak mokra, że bez trudu wsuwał się i wysuwał. Mimo to jej
ściany mocno go zaciskały, stawiając opór, gdy wchodził i przytrzymywały, gdy
się wycofywał. To sprawiło, że z trudem wydobył z siebie strzępy warczeń i
słów, jedną ręką zaciskając się na jej włosach, a drugą na pośladkach.
Hermiona
zawyła, a każda myśl z jej głowy wyparowała z każdym pchnięciem.
—
Och! — krzyknęła. — Kurwa, tak!
—
Dobra dziewczynka — warknął przez zaciśnięte zęby. — Tak cholernie dobrze mnie
przyjmujesz. — Jego dłoń opadła na jej pośladek, uderzając ją mocno, a dźwięk
odbił się szorstko od ścian, a ona zawyła. — Właśnie tak, szlamo — rzekł. —
Ugnij się przez lepszymi, ugnij się przed pieprzonym Śmierciożercą i krzycz dla
mnie.
Hermiona
z trudem łapała powietrze, gwiazdy kłuły ją w oczy. Czuła, jak wszystko ją
pali, a jej ciało ugina się pod jego nieustępliwością. Śmierciożerca. Szlama. Kochanie. Grzeczna dziewczynka. Jego uścisk na jej włosach był mocny, na
granicy bólu, a uderzenie jego bioder o nią sprawiło, że jej plecy wygięły się
pod kątem, który wcale nie był komfortowy. Jakby to wyczuwając, w samym środku
swojej gwałtownej rutyny, pozwolił jej opaść na brzuch, a ten nowy kąt sprawił,
że dotarł do bardzo wrażliwych miejsc w jej wnętrzu.
Przepełniała
ją fala rozkoszy, a sznur znów się napinał i szarpał. Spadła, leciała. Nie
potrafiła sformułować żadnej sensownej myśli; miała zatkane uszy, wzrok
pociemniał i czuła się, jakby unosiła się w nicości, podczas gdy siła jego
pchnięć i pięść we włosach trzymały ją przy nim, i tylko przy nim.
Śmierciożerca
pieprzący szlamę.
To
była rozkosz; czysta i przerażająca rozkosz.
Orgazm
był głęboki, wymagający i wstrząsnął nią do głębi. Jęknęła w materac, z oczami
zamglonymi łzami, i poczuła, jak drży wokół niego, a jej ściany ściskają się
rozpaczliwie.
Malfoy
stękał, syczał i wykonał jeszcze kilka pchnięć, aż on również doszedł z
głębokim, długim jękiem, po czym osunął się na nią, oddychając ciężko w jej
kark.
Leżeli
tak przez chwilę, łapiąc oddechy. Hermiona poczuła otępienie i powoli wróciła
do realnego świata, gdzie prześcieradło było mokre pod jej twarzą od łez. Nie
chciała nawet wiedzieć, jak bardzo było mokre od ich zbliżenia.
Malfoy
pocałował ją w ramię i delikatnie się z niej wycofał. Skrzywiła się, czując
każdy centymetr jego ciała, a jego sperma wypłynęła z niej, gdy tylko się
rozdzielili. Położył się obok niej i przyciągnął ją do siebie, przez co jej
plecy przylegały do jego piersi. Objął ją ramionami, otulając w kokon.
—
Wszystko w porządku? — zapytał cicho.
Hermiona
nie mogła mówić; jej umysł nie potrafił jeszcze wydobyć z siebie słów, a gardło
było zbyt suche, by wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk, ale skinęła słabo
głową.
Ponownie
pocałował ją w ramię.
—
Świetnie ci poszło. Cztery na cztery. Grzeczna dziewczynka.
Oddychała
ciężko, szczęka jej opadła. Nawet kości wydawały się poobijane i nie była
pewna, czy w ogóle może się ruszyć. Czy naprawdę nic jej nie jest, czy tylko
odruchowo skinęła głową? Ale nic jej nie było. Była obolała, wyczerpana i
zdezorientowana, ale czuła się bezpiecznie, leżąc tam w jego ramionach.
W
ramionach Draco Malfoya.
Pogłaskał
grzbiet jej dłoni, opierając brodę na jej ramieniu.
—
Jak się z tym czułaś?
Cmoknęła
potulnie, próbując się nawodnić.
—
Dobrze — wychrypiała, a jej głos brzmiał żałośnie słabo.
—
Powinnaś coś powiedzieć, prawda?
Przełknęła
ślinę, zbyt zmęczona, by się zawstydzić.
—
Dziękuję, panie.
Mruknął
i pocałował ją w ramię.
—
Zrobię ci herbatę. Zostań tutaj.
Zaczął
się ruszać, ale Hermiona złapała go za rękę.
—
Nie — wyszeptała. — Proszę, nie odchodź.
—
Nie odejdę — powiedział i wtulił się w nią. — Obiecuję.
—
Muszę tylko… — jęknęła niemal bezgłośnie. — Muszę… zebrać się w sobie.
—
Oczywiście. — Jego usta musnęły delikatną skórę pod płatkiem jej ucha. — Jesteś
taka odważna, Hermiono. Taka piękna.
Mogłaby
bez końca słuchać, jak wypowiada jej imię. Mogłaby zasnąć, słysząc jego
pochwały, nawet jeśli rano to wszystko miałoby być nieprawdziwe.
Leżeli
splątani, aż Hermiona zaczęła się trząść. W pełni odzyskała przytomność i teraz
doskonale czuła lepkość między nogami i ból mięśni. Przełknęła ślinę i
poruszyła się w jego ramionach. W odpowiedzi zaczął ją pieścić, czując chłód na
jej skórze.
—
Przygotuję ci gorącą kąpiel — mruknął w jej włosy.
Westchnęła
z ulgą.
—
Dołączysz do mnie?
—
Jeśli chcesz.
Zaśmiał
się cicho i nie mogła powstrzymać uśmiechu. Kim był ten troskliwy i delikatny
mężczyzna? Z pewnością nie był to znany jej Malfoy. Ale dotrzymał obietnicy i
zostawił ją, by napełnić wannę. Hermiona z trudem się poruszyła, jej ciało
głośno protestowało. Och, nie chciała wiedzieć, jak będzie się czuła rano.
Wszystko
ją bolało i była pewna, że będzie poobijana, od środka i na zewnątrz. Jęknęła,
wstając, ale musiała usiąść, żeby nie upaść.
Kiedy
Malfoy wrócił do sypialni, miał już rozpiętą koszulę, a włosy ułożone w
normalny sposób. Uniósł brew i uśmiechnął się do niej szeroko.
—
Czujesz się trochę nieswojo?
—
To twoja wina. — Zachichotała i skrzywiła się.
—
Tak, przyznaję.
Skinął
głową i pochylił się, żeby ją podnieść.
Z
jednej strony była wręcz oburzona tym, z jaką łatwością ją uniósł, jakby wcale
nie spędził nocy na wyczerpującym wysiłku; z drugiej strony, to było
ekscytujące i po prostu niesamowicie seksowne. Zaniósł ją do łazienki, gdzie
postawił filiżankę herbaty na małym stoliku obok wanny, którą napełnił gorącą
wodą z olejkami eterycznymi. Jaśmin. Westchnęła i spojrzała na niego.
—
To twój zapach — powiedział i delikatnie pomógł jej wejść do wanny. Woda miała
idealną temperaturę, niemal natychmiast kojąc jej obolałe mięśnie.
—
Nie… nie sądziłam, że coś takiego poczujesz.
Uśmiechnął
się uroczo.
—
Zawsze wiedziałem, czym pachniesz, Granger.
—
Już nie Hermiona?
Zaśmiał
się, zdejmując koszulę, odsłaniając piękną klatkę piersiową. Tatuaż smoka
wydawał się niemal żywy, gdy się poruszał.
—
Zawrzyjmy umowę — powiedział i rozpiął spodnie. — Będę nazywał cię Hermioną,
jeśli ty będziesz mówić do mnie Draco.
Przygryzła
wargę i spojrzała mu w oczy. Draco.
To było piękne imię.
—
W porządku. — Skinęła głową. — Draco.
Zatrzymał
się, z rękami zaczepionymi o pas spodni. Wpatrywał się w nią, a jego szare oczy
błyszczały. Wyglądał na niemal zszokowanego i minęła chwila, zanim zmarszczył
brwi, zacisnął szczękę i wrócił do rozbierania się.
Hermiona
przełknęła ślinę, nagle niepewna. Czy to nie był właściwy moment? Czy zdał
sobie sprawę, że nieprzyjemnie było mu słyszeć ją wypowiadającą jego imię?
Ledwo
zdążyła podziwiać jego nagie ciało, gdy wskoczył za nią i zanurzył się w
wodzie. Przyciągnął ją do siebie, a ona oparła głowę o jego pierś. Ciepła woda
i przyjemny, kojący zapach jaśminy sprawiły, że poczuła błogi relaks, leżąc
przytulona do niego, i zdołała nawet zastanowić się nad tym, jak osobliwe to
wszystko było, nie czując, jak paraliżujące wątpliwości ją ogarniają. Wszystko
to wydawało się takie… naturalne,
choć wcale takie nie było.
—
Chcesz porozmawiać o tym, co dziś robiliśmy? — zapytał cicho po wielu minutach
ciszy, muskając jej ramię delikatnymi jak piórko dłońmi. — Czy było coś, co ci
się nie spodobało i co podobało ci się bardziej od innych rzeczy?
Wsłuchiwała
się w jego miarowy oddech, czując unoszenie i opadanie klatki piersiowej, a jej
myśli powędrowały z powrotem do tego, co wydarzyło się od powrotu z balu
charytatywnego. Przygryzła wargę i poczuła, jak płoną jej policzki. Jej
pierwszym odruchem było powiedzieć mu, że wszystko jej się podobało, bo gdyby
tak nie było, prawdopodobnie pomyślałby, że jest uciążliwa i się czepia — a
Draco Malfoy miał lepsze rzeczy do roboty niż radzenie sobie z trudnymi kobietami.
Pamiętała jednak, jak Uzdrowicielka Ericson mówiła jej, że musi być bardziej
otwarta i wyrażać swoje uczucia dotyczące jej, a nie tylko sytuacji.
Przełknęła
ślinę.
—
Ja… trochę się bałam na ławce, kiedy nie wiedziałam, co zamierzasz zrobić.
Malfoy
mruknął.
—
Tak, to potrafi być przerażające. Czy to było za dużo?
—
Nie — powiedziała. — Podobało mi się. Było intensywnie, ale podobało mi się.
Więzy pomagały mi się zrelaksować.
To
była prawda, żadnych kłamstw, żeby zachować spokój.
—
Dobrze — mruknął, a słowo zawibrowało mu w piersi.
—
Nie podobało mi się czekanie na ciebie — oświadczyła, czując się nieco
odważniej.
Zaśmiał
się.
—
Tak, zauważyłem. Nie jesteś zbyt cierpliwa, co, Granger?
—
Cóż, gdybyś mnie tak nie podniecił na balu, może poszłoby mi lepiej.
—
Owszem, ale gdzie w tym zabawa?
Uniosła
głowę, żeby na niego spojrzeć z grymasem, i zobaczyła, że uśmiecha się do niej
ironicznie. Typowy Malfoy. Westchnęła i odchyliła się.
—
Nie lubię czekać.
—
W takim razie kara — powiedział poważnie, jakby coś zauważył, ale niemal
słyszała uśmiech na jego twarzy. — Coś jeszcze ci się nie podobało?
Pogłaskał
ją po włosach, po ramionach i pozwolił dłoniom wędrować wzdłuż jej rąk. Chwycił
ją za prawy nadgarstek i delikatnie obrócił; brzydka blizna znów była widoczna.
Czar musiał prysnąć, gdy straciła kontakt z rzeczywistością. Przesunął kciukiem
po bladej, lekko błyszczącej skórze, a Hermiona zadrżała.
—
To… ostatnie. Nie było dla ciebie za ostre? Zbyt brutalne?
Zastanowiła
się przez chwilę, próbując sobie to wszystko przypomnieć w odpowiedniej
kolejności. Leżała na brzuchu, z twarzą wtuloną w materac; jego dłoń tkwiła w
jej włosach, ściskając ją mocno. Wchodził w nią mocno i bezlitośnie, nazywając
ją szlamą, a siebie Śmierciożercą. Popadła w nicość i unosiła się na fali
podniecenia i strachu, rozkoszy oraz porażki. Pomyślała o jego Mrocznym Znaku,
tak głęboko czarnym na bladej skórze, a jej blizna ją zakuła.
Przygryzła
wargę, zaciskając uda i pokręciła głową.
—
Nie. Nie było za ostro. Ja…
Przełknęła
ślinę i spojrzała na jego palce, tak delikatnie pieszczące jej bliznę.
Znów
nazwał ją szlamą i zrobiło jej się… ciepło. To nie było normalne, ale patrząc,
jak ją głaszcze, czując miękkość jego dotyku, zastanawiała się, czy mówił
serio. Przecież nie byłby z nią, gdyby to zrobił? Przecież to tylko słowo,
mające wprowadzić nastrój, rodzaj odgrywania ról, i rozumiała to. Chodziło o
grę. Magiczny krąg. Scenę. Nawet to doceniała. Gdyby to była prawda.
—
Twoje poglądy na temat mugolaków —
powiedziała ostrożnie. — Jakie są teraz?
Westchnął
za nią, a jego pieszczoty zmieniły się w masaż.
—
Nie takie jak kiedyś.
—
To znaczy?
—
Zdałem sobie sprawę, jakim zarozumiałym idiotą byłem w dzieciństwie — mruknął.
Nieświadomie wodził palcami po każdej literze. — Nie jesteście gorsi, nie
jesteście złodziejami, nie jesteście błędami i przepraszam, że kiedykolwiek
sprawiłem, że tak się poczułaś.
Hermiona
przygryzła wargę. Słyszenie, jak Draco Malfoy mówi, że mylił się w kwestii
mugolaków, poruszyło ją, ale i zaciekawiło.
—
Dlaczego więc nazywasz mnie szlamą?
—
Bo to ty — odpowiedział i pocałował jej skroń. — I ja. I to scena, w której nie
musi to nic znaczyć — albo może oznaczać wszystko. Cokolwiek zechcemy.
Odwróciła
się, żeby na niego spojrzeć.
—
Co masz na myśli?
Malfoy
powoli przesunął palce w górę po jej ramieniu i w dół, poniżej obojczyka,
zanurzając się pod powierzchnią i okrążając jej sutek.
—
Jak się czujesz, kiedy cię tak nazywam? Jak kiedyś, czy może inaczej?
Hermiona
zamknęła oczy i rozluźniła szczękę, opierając się od niego. Wstrzymała oddech,
gdy lekko ją drażnił i przełknęła.
—
Inaczej.
—
Jak?
Palce
ją uszczypnęły, aż krzyknęła, a Malfoy wkrótce zaczął powoli i rozkosznie
pieścić obie jej piersi. Hermiona cicho jęknęła.
—
Ja… właściwie to mi się podobało.
Mruknął
i przesunął dłoń z jej piersi do gardła, zaciskając palce na jej szyi,
jednocześnie odwracając jej głowę do siebie.
—
Więc powtórzymy to. — Pochylił się i przyłożył usta do jej ust, całując ją.
Kiedy przerwał, delikatnie polizał i ssał jej wargi, zanim się od niej odsunął.
— Podobała ci się sama ostrość czy kontekst?
—
I to i to — przyznała, z płonącą twarzą i pożądaniem.
Pomyślała
o słowach Uzdrowicielki Ericson, o możliwości, że pociągało ją kontrolowane
niebezpieczeństwo. Może, pomyślała, udawanie, że Malfoy naprawdę jest Śmierciożercą,
zaspokoi tę potrzebę.
Malfoy
westchnął głęboko i objął ją, przyciągając do siebie.
—
Zazwyczaj nie lubię ulegać mrocznym fantazjom innych na mój temat — mruknął —
ale muszę przyznać, że… — Przełknął ślinę. — Z tobą jest inaczej. — Owinął
kosmyk jej włosów wokół palca. — To mnie nie obraża.
Hermiona
przygryzła wargę.
—
Dlaczego?
Zaśmiał
się ciepło i pocieszająco.
—
Może jestem ci coś winien za naszą historię. Nie wiem. — Westchnął i delikatnie
przesunął dłonie na jej biodra, chwytając ją, żeby ją odwrócić. Usiadła na nim
okrakiem. Wanna była wystarczająco duża dla nich obojga. Obserwował ją ze
zmarszczonymi brwiami. — Jeśli tego ode mnie potrzebujesz, Hermiono, nie bój
się zapytać.
Przełknęła
ślinę, a jej policzki zapulsowały gorącem.
—
Nie wiedziałam, że tak zareaguję. Nie myślałam… — Zacisnęła szczękę i spuściła
wzrok, skupiając się na srebrnej bliźnie na jego piersi. — Nie sądziłam, że
będę tego chciała.
Odgarnął
kosmyk włosów za jej ucho, a ona zamknęła oczy. Dotyk był delikatny, troskliwy,
a serce ją bolało. Dlaczego on? Dlaczego to musiał być on?
—
Może mechanizm obronny — mruknął, jakby odpowiadając na jej myśli. — Wszyscy
mamy mroczne myśli, nad którymi nie potrafimy zaplanować. Może w twoim
błyskotliwym umyśle jest jakiś zakątek, który zastanawia się, co by było, gdyby
wszystko potoczyło się inaczej.
Zerknęła
na niego, a jej puls przyspieszył. To była niebezpieczna rozmowa z kimś takim
jak on — ale z kim innym? Wydawał się rozumieć wystarczająco dobrze.
—
A ty? Masz jakiś mroczny zakątek w umyśle?
Napiął
się, zanim uśmiechnął się blado, a jego szare oczy musnęły jej rysy.
—
Mój jest prawdopodobnie trochę większy i mroczniejszy niż twój, bo tamta
przyszłość należała do mnie. Żyłem nią przez jakiś czas.
Hermiona
gwałtownie wciągnęła powietrze, a jej żołądek się ścisnął. Wtedy to zobaczyła —
ból w jego oczach. On również nosił blizny po wojnie, blizny niewidoczne gołym
okiem. Przełknęła ślinę i narysowała delikatne kółka na jego piersi.
—
Musiało ci być wtedy ciężko.
Zanucił,
delikatnie muskając palcami jej loki.
—
Nie chciałbym się nad tym rozwodzić.
—
Rozumiem — powiedziała i skinęła głową. — Twój dom, Hogwart… byli wszędzie.
—
Przeżyłem — odparł. — Zrobiłem to, co musiałem.
Powoli
pochyliła się do przodu, opierając dłonie na jego ciepłej piersi.
—
Wojna się skończyła, Draco — wyszeptała mu do ust. — Zostały tylko duchy.
Westchnął
głęboko i objął ją za tył głowy, przyciągając do pocałunku. Był on delikatny i
niemal pozwolił jej zapomnieć o wątpliwościach, które czuła wcześniej tego
samego wieczoru. Jej brzuch zatrzepotał, wargi zadrżały i westchnęła cicho, gdy
się odsunęli.
—
Zostaniesz na noc? — zapytał, opierając się o jej czoło. — Nie powinnaś być
sama przez kilka godzin po tym, co zrobiliśmy. — Pogłaskał ją po włosach i
przytulił. — To było intensywne i nie chciałbym tego tak zostawić jak ostatnio.
To nie było dobre rozwiązanie dla żadnego z nas.
Hermiona
z trudem przełknęła ślinę; myśl o zostaniu na noc była przerażająca, ale nie
mogła udawać, że nie chce. Uśmiechając się nerwowo, powiedziała:
—
Obiecuję, że nie będę sprawdzać twojej różdżki.
—
Możesz to zrobić, jeśli czujesz taką potrzebę. — Zaśmiał się i pocałował ją w
czoło. — Nie mam nic do ukrycia. Nie przed tobą.
Z
westchnieniem oparła głowę o jego pierś, czując się całkowicie usatysfakcjonowana
zasypianiem tu i teraz, w wannie z Draco Malfoyem — dręczycielem z dzieciństwa,
który stał się kochankiem.
________________
Witajcie :) w niedzielne popołudnie zapraszam na nowy rozdział tłumaczenia. Dziś będzie pikantnie, ale chyba lubicie takie rozdziały, prawda? Nasza dwójka powoli się do siebie zbliża, jednak jeszcze wiele się wydarzy.
Kolejny rozdział zostanie opublikowany w weekend 8-9 listopada. Jeśli chodzi o kolejne to miałam spory zastój, ale gdy skończe moje obecne tłumaczenia, zacznę tłumaczyć pełną parą, żeby chociaż pierwszą część ogarnąć w tym roku kalendarzowym. Trzymajcie kciuki, bo w pracy mam niezły sajgon i brak chęci do wszystkiego, gdy wracam do domu. Chyba jesienna chandra mnie dopadła, ale może jakiś serial w jesiennym klimacie poprawi mój nastrój.
Tyle ode mnie. Miłego tygodnia. Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)