Draco
był w ciągłym biegu przez następne kilka dni. Wciąż znajdował czas, żeby z nią
porozmawiać, idąc z nią do księgarni i uśmiechając się zalotnie przez Wielką
Salę, gdy nikt nie patrzył, ale po każdych zajęciach zawsze zdawał się gdzieś
spieszyć. Musiał gdzieś iść i coś załatwić. Hermiona przeczuwała, że coś knuje, ale nie wiedziała co.
I
tak nie miała zbyt wiele czasu, żeby o tym myśleć. Zbliżały się egzaminy
semestralne i wykorzystywała każdą wolną chwilę na powtórki i ćwiczenia.
Ale
w tych krótkich momentach, gdy byli sam na sam, kiedy Hermiona miała
świadomość, że Draco zamierza ją odzyskać, powoli zaczęła pozwalać mu się
częściej dotykać. Nie tak jak wcześniej. Jedynie okazjonalny dotyk dłoni na
plecach, gdy szli ulicą, albo muśnięcie palców nad uchem, gdy odgarniał jej
loki. Mimo to czuła, że nie może mu w pełni zaufać. Było jasne, że się stara,
okazując jej szacunek i żałując tego, co zrobił, i trudno jej było nie poddać
się jego dotykowi.
Ale
nawet gdyby chciała wrócić do ich lekcji na zapleczu księgarni, mieli zbyt
wiele do ogarnięcia. Hermiona podczas ostatnich zmian postanowiła sobie za cel
uzupełnienie niekończącego się zapasu książek, które Draco musiał katalogować.
Jednak świąteczne zakupy wciąż odciągały ją do faktycznego sprzedawania
książek. Chociaż przebywali w tym samym budynku, ona i Draco nie mieli nawet
chwili, by ze sobą porozmawiać.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
W
dniu swojego pierwszego egzaminu Hermiona obudziła się wcześnie. Za oknem wciąż
panowała ciemność i wiedziała, że nie zdoła ponownie usnąć. Westchnęła i
odsłoniła zasłony łóżka. A potem zamarła. Każdą powierzchnię jej pokoju
pokrywały kwiaty. Róże anielskie, zwane różami Hermiony, mówiąc precyzyjnie.
Zapach był niesamowity. Wazony były nimi wypełnione po brzegi.
—
Ginny! — krzyknęła Hermiona. — Co tu się dzieje?
Leżąca
na drugim łóżku jej oszołomiona przyjaciółka odsłoniła zasłony.
—
Niemożliwe, żeby była już siódma, a jeśli nie jest, to przysięgam, że cię
zamorduję.
Hermiona
przewróciła oczami.
—
Rozejrzyj się! Co tu się dzieje?!
Ginny
omiotła wzrokiem pokój, ale Hermiona nie dostrzegła w nim żadnego szoku ani
zaskoczenia.
—
Poszukaj bileciku. Wracam spać, a jeśli mnie obudzisz, umrzesz!
Po
czym mocno zaciągnęła zasłony.
Hermiona
chwyciła różdżkę.
—
Accio, bilecik! — zawołała.
Ucieszyła
się, gdy zaklęcie zrozumiało intencję, bo miała w tym pokoju niewiarygodną
ilość notatek z lekcji, ale zamiast nich do jej ręki poleciała małą karteczka
zapisana na grubym, gładkim papierze.
Loczku,
życzyłbym Ci powodzenia na
dzisiejszych egzaminach, ale najwyraźniej go nie potrzebujesz. Poradzisz sobie
znakomicie. Pomyślałem więc, że mogłabyś poświęcić chwilę dziś rano na
refleksję nad tym, jak ciężko pracowałaś, żeby dotrzeć do tej chwili i jak
bardzo powinnaś być z siebie dumna. Zachowaj spokój. Pamiętaj o oddychaniu. I
wiedz, że kiedy to wszystko się skończy, będę z Ciebie cholernie dumny.
Na zawsze Twój,
DLM
Jej
policzki były wilgotne, a po twarzy spływał cienki strumień łez. To było takie
miłe. Zawsze ją dostrzegał. Właśnie dlatego się w nim zakochała. Ostrożnie, na
paluszkach, przeszła wokół wazonów po kamiennej posadzce i przygotowała się na
ten dzień z uśmiechem, którego nic nie mogło zmyć. Wzięła jeden z kwiatów i
wplotła do w warkocz tuż za uchem — robiąc z niego talizman na szczęście.
—
O co chodzi z tym kwiatem? — zapytał Ron, patrząc na nią przez stół na
śniadaniu.
—
To róża Hermiony — odpowiedziała po prostu, zanim wróciła do jedzenia.
Lavender
spojrzała na Rona szeroko otwartymi oczami.
—
Powinnam zacząć nosić lawendę we włosach?
Ron
wzruszył ramionami.
—
Jak sobie życzysz, kochanie — odparł, po czym pocałował ją w usta. — Wyglądasz
pięknie, bez względu na wszystko.
I
po raz pierwszy Hermiona zobaczyła, jak puste były jego słowa i czyny wobec
Lavender. Może to nie Hermiona stanowiła problem w ich związku. Może on miał
problem ze szczerością. Hermionie tak naprawdę było żal Lavender. Doskonale
wiedziała, jak to jest być z nim w związku, w którym nic nie wydawało się
szczere.
Hermiona
uśmiechnęła się życzliwie do blondynki, która odwzajemniła uśmiech.
—
Powodzenia dzisiaj, Lavender.
Wyglądała
na zaskoczoną.
—
Och. Dzięki, Hermiono. I wzajemnie.
Hermiona
wzięła ostatni kęs i wstała. Zauważyła wychodzącego i zamyślonego blondyna,
więc przyspieszyła kroku, by go złapać przed egzaminami.
Podeszła
do niego od tyłu, chwyciła za rękę i wciągnęła do wnęki za gobelinem.
—
Dziękuję.
Objęła
go, a on zrobił to samo, przyciągając ją do siebie. Po prostu stali w swoich
objęciach przez długą, cudowną chwilę. Wdychała jego zapach, czuła ciepło ciała
i miękki kaszmirowy sweter.
W
końcu się odsunął, a jego dłoń powędrowała ku płatkom róży.
—
Więc ci się spodobały?
Skinęła
głową.
—
Tak. Bardzo.
—
Mogę cię pocałować?
Hermiona
zawahała się. Co by to dla nich oznaczało, gdyby powiedziała „tak”? Ale
spojrzała na niego, na wrażliwość w jego oczach, zaciśniętą szczękę i
wiedziała, jak bardzo trudno było mu zadać to pytanie, jak bardzo chciał, żeby
się zgodziła. Skinęła więc głową i wyszeptała:
—
Tak, proszę.
Draco
pochylił się i powoli ją pocałował. Wsunął się głębiej, a ona mu na to
pozwoliła, rozkoszując się smakiem porannej herbaty na jego języku. Jęknęła,
gdy poprowadził ją do ściany, przyciskając swoje ciało do jej. Przygryzła jego
dolną wargę.
Odsunął
się, jego warga pozostała przy niej jeszcze przez chwilę, zanim ją puściła.
—
Musimy iść na salę — warknął gniewnie — głupie egzaminy.
Hermiona
się roześmiała.
—
Do zobaczenia potem?
Skinął
głową.
—
Oczywiście. — Objął ją w talii, przyciągając do siebie, by pocałować ją jeszcze
raz, odchylając jej plecy do tyłu i lekko ją pochłaniając. — Potem.
Wyszli
razem z wnęki, Hermiona nie przejmowała się tym, czy ktoś może ich zobaczyć, i
skierowali się do sali egzaminacyjnej.
Pierwszy
dzień egzaminów był dość brutalny — zdawał się ciągnąć w nieskończoność,
pytania z jednego egzaminu zlewały się z pytaniami z następnego. Mieli krótką
przerwę na lunch w południe, ale nikt się nie odzywał. Wyglądało to tak, jakby cały ranek tak dużo myśleli, że sklecenie
chociaż jednego zdania stanowiło zbyt duży wysiłek.
W
pierwszej połowie dnia Hermiona zdawała pisemne egzaminy z zaklęć, transmutacji
i astronomii. Teraz oczekiwała na praktyczny egzamin z transmutacji, co
oznaczało indywidualne spotkanie z profesor McGonagall, podczas którego miała
zaprezentować swoje umiejętności. Na samą myśl o tym Hermiona miała trudności z
oddychaniem. Znała zaklęcia, a co ważniejsze, dobrze radziła sobie pod presją,
ale oczekiwanie na swoją kolej było nie do zniesienia.
Spojrzała
na drugą stronę korytarza i zobaczyła Draco uśmiechającego się do niej, i
wstrzymała oddech, ale z zupełnie innego powodu. Mrugnął do niej figlarnie,
przez co jej policzki poczerwieniały. Żałowała, że byli na widoku. Chciała móc
tak po prostu mu wybaczyć. Podejście i rzucenie mu się w ramiona, bez względu
na konsekwencje, brzmiało teraz naprawdę wspaniale.
Wiedziała,
że miał mieć zaraz praktyczny egzamin z eliksirów. Wiedziała, że będzie ciężko,
ale wyglądał na spokojnego. Wzięła głęboki oddech, próbując zaczerpnąć trochę
jego spokoju. Wstał, ponownie puścił do niej oko i wszedł do lochu.
Kiedy
skończyła dzisiejszą turę egzaminów, głowa jej pękała, a palce bolały od
pisania i ciągłego używania różdżki. Była gotowa wpełznąć do łóżka i przespać
całą noc. Obiecała jednak, że się z nim spotka, i choć zmęczenie dawało jej w
kość, wciąż chciała z nim porozmawiać, choćby tylko przez chwilę.
Siedział
przy ich stoliku, schowanym gdzieś w głębi biblioteki, z dala od wścibskich
oczu.
Uśmiechnął
się do niej, gdy podeszła, i choć wyglądał na jeszcze bardziej wyczerpanego niż
ona, to spojrzenie wciąż sprawiało, że jej serce zatrzepotało.
Usiadła,
a on położył dłoń na jej dłoni.
—
Jak poszło?
Wróciła
myślami do egzaminu praktycznego. Magia łatwo wypływała z jej różdżki, każdy
przedmiot zmieniał się dokładnie tak, jak chciała. Była bardzo skupiona; nerwy
ukryła pod pamięcią mięśniową.
Hermiona
rozważała skłamanie. Robiła to już wcześniej, gdy usłyszała to pytanie od
Harry’ego i Rona. Musiała wziąć pod uwagę ich własne, niezbyt udane
przygotowania. Ale nie chciała tak potraktować Draco, więc tego nie zrobiła.
—
Dobrze. Jestem pewna, że dostałam Wybitny.
—
Moja dziewczyna! — wiwatował cicho, nie chcąc zwrócić na nich uwagi innych.
Jego
słowa sprawiły, że motylki w brzuchu się wzmogły. Uwielbiała być jego
dziewczyną. Kochała go, lecz stłumiła tę myśl. Nadal nie wiedziała, jak mu to
powiedzieć ani jak pomóc im ruszyć naprzód. Wszystko było prawie na swoim
miejscu, prawie wróciło do normy, lecz nie do końca. Zamiast tego, zrobiła to,
co wydawało się bezpieczniejsze.
—
A tobie jak poszło? Slughorn był surowy?
Draco
wzruszył ramionami.
—
Cóż, nigdy nie był moim wielkim fanem. Ale dziś był sprawiedliwy. Wymagający,
ale sprawiedliwy. Chyba powinienem zdać.
Uśmiechnęła
się.
—
Cieszę się.
Jego
ręka powędrowała do róży, która wciąż tkwiła w jej włosach, a zaklęcie
statyczne utrzymywało ją w idealnym i lśniącym blasku przez cały dzień.
—
Lubię patrzeć, jak nosisz coś, co ci dałem. Czuję, jakbym mógł być z tobą, nawet
kiedy mnie nie ma. — Pokręcił głową. — Ale ze mnie frajer.
Pochyliła
się, opierając głowę na jego ramieniu.
—
Nie. Nie jesteś nim. To było naprawdę urocze.
Nienawidziła
myśleć o nauce w takiej chwili, ale musiała się jeszcze pouczyć. Jutro mieli
kolejny dzień egzaminów. Wyciągnęła notatki, on zrobił to samo i pracowali w
ciszy, po prostu obok siebie.
Było
późno. Hermiona była przekonana, że tylko oni zostali w bibliotece. Delikatnie
przesuwał palcami po jej ramieniu. Chciała rozpłynąć się w jego dotyku.
Powiedzieć mu, że go kocha i pragnie oddać mu się całkowicie. Musiała ugryźć
się w język, żeby nie jęknąć. Nabrał śmiałości, pocałował ją w ramię, przez co
spiorunowała go wzrokiem.
Wzruszył
ramionami.
—
Przepraszam, po prostu wyglądasz tak ślicznie.
Przewróciła
oczami; miała na sobie ten sam nudny mundurek, który nosiła każdego dnia. Loki
się poskręcały i nie zadała sobie trudu, by się pomalować.
—
Wyglądam tak samo jak zawsze.
Usta
Draco musnęły jej małżowinę uszną.
—
Zgadzam się. Oszałamiająco.
Hermiona
zadrżała na jego słowa, a ten lekki dotyk sprawił, że zrobiło jej się gorąco.
Jej ciało go pragnęło. Chciała mu wybaczyć. Przechylił jej głowę, odsłaniając
więcej szyi i pozwoliła mu na to. Musnął językiem puls. Westchnęła z rozkoszy.
—
Doszłaś ostatnio? Założę się, że nie. Byłaś tak zajęta nauką i pracą, a ja nie
mogłem cię dotknąć. Pozwól, że pomogę ci się zrelaksować. Potrzebujesz tego.
Zacisnęła
uda, a jej cipka pulsowała na jego słowa.
—
Nie powinniśmy — zaprotestowała wbrew swojemu sercu. Wiedziała, że ono chciało
ustąpić. — Wciąż jestem na ciebie zła.
—
Powiedz mi, żebym przestał, piękna dziewczyno. Powiedz tylko słowo, a się
wycofam.
Jego
dłoń sięgnęła niżej, natrafiając na jej pierś i uszczypnął już twardy sutek.
Jęk
wyrwał się z jej ust i poczuła, jak jego duża dłoń zakrywa jej usta.
—
Cicho, maleńka, nie chcemy, żeby nas przyłapano. Nie chcemy, żeby pani Pince
nas powstrzymała.
Skinęła
głową, a Draco opuścił dłoń.
—
Proszę, Draco, potrzebuję cię.
—
Oczywiście, Loczku — mruknął.
Poczuła,
jak jej ciało się rozluźnia w jego objęciach, gdy odpuściła i zaufała, że się
nią zaopiekuje. Duża dłoń przesunęła się w górę jej uda, a skóra paliła ją
wszędzie, gdzie musnął palcami. Natychmiast znalazł klin jej majtek i odsunął
bawełnę na bok, przesuwając palcami po cipce. Była już mokra dla niego; jej
ciało zawsze tak szybko na niego reagowało.
—
Kurwa — zaklął pod nosem. — Jesteś
taka gotowa. Tak bardzo za tym tęskniłem. Pozwól, że sprawię, że dojdziesz.
Pomogę ci — błagał, a Hermiona pomyślała, że nigdy w życiu nie słyszała nic
bardziej podniecającego.
—
Śmiało, Draco. Spraw, że dojdę.
Poczuła
zmysłowość. Siłę.
Wsunął
w nią dwa palce i chwyciła krawędź stołu, próbując się opanować. Zacisnął palce
i poczuła, jak szuka łechtaczki i zaczyna ją okrążać. Szybko odnalazł jej
ulubiony rytm i wbił się w nią głębiej, masując ją od środka i na zewnątrz.
—
Dobrze ci tak, kochanie? — zapytał szorstkim głosem.
Jęknęła
cicho, jej własne dłonie nigdy sprawiały, że czuła się tak niesamowicie, nigdy
jej nie rozciągały, nie drażniły, nie docierały do tego idealnego punktu.
—
Tak dobrze… tęskniłam za tym… za tobą… tak.
—
Proszę, dojdź dla mnie. Taka grzeczna dziewczynka. Wydajesz takie słodkie
odgłosy. Kurwa.
Gdy
Draco poprosił, by ofiarowała mu ten orgazm, jej ciało posłusznie wykonało
polecenie. Uda zadrżały, gdy zalała ją fala rozkoszy. Ponownie zakrył jej usta
wolną dłonią, by stłumić jęki podczas szczytowania. Zacisnęła się na jego
palcach, jej cipka wciągnęła je głębiej. Kiedy orgazm w końcu ustał, opadła na
krzesło, walcząc o oddech. Draco powoli wyciągnął palce z jej wnętrza, a
wilgotne odgłosy sprawiły, że Hermiona się zarumieniła. Uniósł palce do ust i
oblizał je, uśmiechając się przy tym.
—
Pokażę ci, że możesz mi zaufać. Wszystko w swoim czasie, Loczku. — Pocałował ją
w czubek głowy. — Idź się przespać. Jutro kolejne egzaminy i oboje potrzebujemy
odpoczynku.
Pokręciła
głową, wtulając się w niego mocniej. Jego sweter był miękki i ciepły, a ona
niczego bardziej nie pragnęła niż zwinąć się w kłębek i zdrzemnąć razem z nim,
tu, w bibliotece.
Draco
potrząsnął nią delikatnie.
—
Nie tutaj. W twoim łóżku, głuptasie.
Jęknęła.
—
Tylko kilka minut.
Objął
ją w talii, pozwalając jej się rozkoszować chwilą. Świat wydawał się być dobry,
mając go u swojego boku. Może nie musiała mówić, że mu wybaczyła. Może mogliby
po prostu iść naprzód.
Następną
świadomą myślą, jaka przyszła jej do głowy, był Draco delikatnie ściskający jej
ramię.
—
Budzimy się, Loczku. Czas spać.
Skinęła
głową.
—
U ciebie? — zażartowała.
—
Nie kuś mnie.
Jego
oczy pociemniały, a w głosie dało się wyczuć rozkoszne warknięcie. Potem jego
wzrok się wyostrzył, wstał i pomógł jej się podnieść.
—
Nie. W osobnych łóżkach. Pójdziesz prosto do wieży i spać. Zrozumiano?
Skinęła
głową.
—
Obiecuję.
—
Dobrze.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Następnego
ranka Hermiona obudziła się z myślą, czy dostanie kolejną przesyłkę od Draco.
Rozstawiła wazony na komodach, stołach i szafkach nocnych. Szczerze mówiąc, nie
miała miejsca na ani jedną różę więcej, ale i tak była nieco rozczarowana, że
nie zobaczyła niczego niezwykłego, gdy odsłoniła zasłony baldachimu.
W
Wielkiej Sali Draco uśmiechnął się do niej z drugiej strony pomieszczenia, a
jego wzrok zatrzymał się na róży, zdobiącej jej loki już drugi dzień.
Napisała
egzaminy z numerologii, starożytnych run i eliksirów, a dzień kończyła
egzaminem praktycznym z eliksirów.
Wyszła
z lochu, wyglądając na roztrzęsioną, z włosami napuszonymi od wilgoci,
pogniecionym ubraniem i palcami poplamionymi rozgniecionym bzem. Ale po drugiej
stronie drzwi stał Draco. Obgryzał paznokcia, ale przestał, gdy ją zauważył.
—
Cześć.
Niezręcznie
poklepał się po udzie.
Uśmiechnęła
się.
—
Hej.
—
Jak się czujesz, wiedząc, że zimowe egzaminy za tobą?
Hermiona
roześmiała się i podeszła bliżej. Korytarz był pusty. Jedna z ostatnich miała
egzamin praktyczny tego dnia, a po ostatnim egzaminie uczniowie mieli wolne.
—
Ty mi powiedz. Bo zakładam, że też już skończyłeś.
Skinął
głową.
—
Dobrze.
Powinien
czuć ulgę. Było po wszystkim. A tymczasem wydawał się spięty, przygryzał wargę
i zachowywał się dziwnie.
Odezwał
się ponownie:
—
Mogę cię gdzieś zabrać? Chciałem ci coś pokazać.
Pozwoliła
przez chwilę zostawić go w niepewności, po czym nie chcąc go dłużej katować
skinęła głową.
—
Jasne. Prowadź.
Poprowadził
ją po schodach, minął Wielką Salę, wszedł na główne schody i minął okno na
półpiętrze. Właśnie wtedy zdała sobie sprawę, dokąd ją prowadzi. Do klasy. Do
tej opuszczonej, gdzie poprosił ją o chodzenie. W jej klatce piersiowej wrzało.
Zatrzymał się przed drzwiami, wiedziała, że to zrobi.
—
Dobrze, zamknij oczy.
Zachichotała,
dziecięcy dźwięk wydobywał się z jej ust.
Zmrużył
oczy i pogłaskał ją po twarzy, więc posłusznie, mocno zacisnęła powieki. Wziął
ją za rękę i poprowadził do środka. Potknęła się na nierównej, kamiennej
podłodze, ale Draco ją podtrzymał, wyciągając ku niej swoją ciepłą dłoń.
Kaszlnął
i usłyszała odgłos szurania.
—
Dobrze. Możesz otworzyć.
Przed
nią wznosił się gigantyczny fort z koców, pokrywający każdy centymetr
pomieszczenia. Był zrobiony z niedopasowanych pościeli; białych w różowe
kwiaty, błękitnych w stylu Ravenclawu w brązowe paski, czarnych satynowych i
bordowych w białe kropki. Każdy kąt był podparty krzesłem, podręcznikiem, a
nawet kilkoma cegłami. Zrobił to własnoręcznie — mugolskim sposobem.
Czuła,
że policzki ją bolą od szerokiego uśmiechu. Draco pociągnął ją za rękę.
—
Chodź, pokażę ci wnętrze.
_________________
Witajcie :) w końcu nadszedł ten dzień, gdy kończymy przygodę z tym opowiadaniem. Nareszcie Draco się postarał i zrobił wrażenie na Hermionie. Mam nadzieję, że Wam też to się podobało. Od razu zapraszam na ostatni rozdział. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)