Po
uspokojeniu Harry’ego i poproszeniu go o obiecanie, że nie użyje żadnych zaklęć
niewybaczalnych, Hermiona opowiedziała o starciu z Ronem i o tym, jak Draco się
wobec niej zachował — robił uwagi na temat jej statusu krwi.
—
Ale nie rzucił obelgą na „sz”, prawda?
Harry
ściskał różdżkę w kieszeni, a Hermiona poczuła ulgę, że szczerze może
zaprzeczyć.
—
Absolutnie nie. Myślę, że gdyby to zrobił, byłoby prościej. To by było na tyle.
Skończyłabym z nim. Ale tak czy inaczej, nie wiem, co robić.
Hermiona
ugryzła jabłko; zielone, chrupiące i słodkie. Naprawdę musiała coś zjeść.
—
Mimo to, to, co zrobił, jest popieprzone. Nie mogę uwierzyć, że Ron nie
wypomniał mu tego w Hogsmeade. Jeśli Malfoy myśli, że łatwo mu to wybaczysz, to
się myli.
Hermiona
wzruszyła ramionami.
—
Nie wiem. Oczywiście to było złe i rozdarło tak wiele starych ran, ale im
więcej o tym myślę, tym bardziej to rozumiem? Musiał wymyślić jakiś sposób,
żeby zmylić Rona, kiedy zamarłam. Nie chciał nas wydać bez mojej zgody, ale
oczywiście najłatwiej było po prostu uciec się do sprawdzonego mechanizmu
obronnego, czyli poniżania innych.
—
Myślisz, że pozwoliłabyś mu na to? Żeby ujawnił was oboje jako parę?
Harry
wziął kolejny łyk z kubka, tym razem udało mu się przełknąć herbatę. Hermiona
rozważała jego pytanie. Odpowiedź była jednoznaczna. Przypomniała sobie to mdłe
uczucie, które ją ogarnęło, gdy usłyszała obrzydzenie w głosie Rona. Wcześniej
myślała, że jest gotowa. Mogła stawić czoła osądowi, walczyć o pokazanie innym,
kim naprawdę jest Draco. Ale potem… Ron się odezwał. I brzmiał tak wściekle.
Wściekły na Hermionę, na Draco i na cały świat. A ona zamarła. W tej chwili
stworzyła mu przestrzeń, by powiedział to, co powiedział i zrobił to, co zrobił.
—
Nie jestem pewna — powiedziała w końcu Harry’emu. — Naprawdę nie jestem pewna.
Harry
pochylił się, opierając łokcie na udach.
—
I myślisz, że mówił poważnie? O tej czystości krwi?
Hermiona
odrzuciła głowę do tyłu, uderzając nią o zagłówek fotela. To było pytanie,
prawda?
—
Nie… sądzę.
—
Cóż, czy w ciągu tych tygodni, odkąd z nim pracujesz, wygłosił jakieś
komentarze? Czy coś wskazuje na to, że nadal tak myśli?
Hermiona
głęboko westchnęła.
—
Szczerze? Nie?
Harry
rozluźnił się na kanapie.
—
Wygląda na to, że… na swój pokręcony sposób dokonał właściwego wyboru,
prostego, wiarygodnego kłamstwa, żeby Ron nie dowiedział się czegoś, czego nie
byłaś gotowa wyjawić. To nie znaczy, że to pochwalam. Ale rozumiem, co go
dręczy. Wiesz, okazuję mu tyle łaski tylko dlatego, że ci na nim zależy. Ale…
tak. Może jednak powinnaś go wysłuchać?
—
Nie spodziewałam się takiej rady od ciebie, Harry.
Ugryzła
kolejny kęs jabłka, a chrupkość wypełniła cichy Pokój Wspólny.
Wzruszył
ramionami.
—
Szczerze mówiąc, jak też nie, Hermiono, ale kocham cię i wiem, że nie zawsze
byłem dla ciebie najlepszym przyjacielem. Ale chcę, żeby było lepiej. A jeśli
cię uszczęśliwia i dobrze traktuje, to dobrze.
Hermiona
skinęła głową.
—
Zastanowię się nad tym.
Harry
przełknął resztki herbaty i spojrzał na zegarek.
—
Zaraz zaczynam następne zajęcia. Jestem w pobliżu, gdybyś chciała jeszcze
pogadać. I nie opuszczaj zbyt wielu lekcji. Będziesz nie do zniesienia, gdy
będziesz musiała czytać czyjeś notatki.
Pokazała
mu środkowy palec, gdy podniósł torbę, ale na jej ustach pojawił się cień
uśmiechu.
Tego
popołudnia Hermiona wysłała sowę do Stokesa, informując go, że nie może przyjść
do pracy. Nie była pewna, czy to oznaczało, że Draco zostanie poproszony o
nieprzyjście, czy też Stokes stawił czoło swoim lękom i rzeczywiście spędził
czas sam na sam z Draco. Tak czy inaczej, Hermiona mogła sobie pozwolić na
leniuchowanie, rozmyślanie i pisanie całą noc.
Spędziła
cały weekend samotnie, unikając Draco i analizując swoje uczucia. W
poniedziałek wróciła na zajęcia zgodnie z planem, bo Harry miał rację; notatki
innych uczniów po prostu nie wystarczały. Nadal nie była pewna, co czuje do
Draco, mimo że Harry przedstawił kilka argumentów na jego obronę.
Kiedy
weszła na ich pierwsze wspólne zajęcia w tym tygodniu, Draco szybko do niej
podszedł.
—
Przepraszam. Schrzaniłem. Wiem, że
schrzaniłem. Możemy porozmawiać?
Szeptał,
ale wiele oczu było w nich wpatrzonych. To oczywiste, że coś się działo.
—
Nie chcę teraz z tobą rozmawiać — odpowiedziała po prostu i była dumna z tego,
jak spokojnie brzmiał jej głos, gdy wypowiadała te słowa.
—
A później? Porozmawiamy później?
Spojrzała
na niego, w srebrzystoszare oczy mężczyzny, którego kochała, choć nie czuła się
na siłach, by mu to powiedzieć. Wyglądał na kompletnie załamanego. Pogniecione
ubranie, potargane włosy, drżące ręce, zaniepokojenie. Jej serce nie potrafiło
mu odmówić. Nie teraz, kiedy tak bardzo chciała poprawić mu humor.
—
Tak. Później.
Zastanawiała
się, czy jest głupia.
Przez
resztę dnia dał jej spokój. Często zauważała jego wzrok na sobie, przez Wielką
Salę, z drugiej strony klasy, gdy szła korytarzem, ale trzymał dystans. Nie
podszedł do niej ponownie, ufając, że dotrzyma słowa i wyciągnie do niego rękę,
gdy będzie gotowa. Zawsze w pobliżu, czekając na moment, w którym go poprosi o
rozmowę. Powinno to być duszące. Nadmiernie, a zamiast tego, przypominało
niemal czuwanie. Demonstrację jego oddania dla niej, gotowości do
posłuszeństwa, pozostania w pobliżu, ale nigdy nie przekraczania wyznaczonych
przez nią granic.
Kiedy
wyszła na tereny wokół szkoły tego popołudnia, kierując się do pracy, zobaczyła
go czekającego na nią na swoim zwykłym miejscu, opartego o bramę, ale gdy tylko
zauważył ją wychodzącą z zamku, odwrócił się i ruszył ulicą w stronę wioski.
Dawał
jej przestrzeń. Doceniała to. Pracowanie z nim dziś zapowiadało się
niezręcznie. Idąc brukowaną ulicą, jej myśli wróciły do momentu, gdy Ron ich
przyłapał. Przez krótką chwilę była tak cholernie szczęśliwa, a potem wszystko
się znowu zawaliło. Zawsze to Ron odbierał jej szczęście. Nie była pewna, czy
nadal chce go w swoim życiu, biorąc pod uwagę, jak zachowywał się ostatnio.
Stał się bigotem.
Westchnęła
głęboko. To, że Ginny i Harry byli po swojej stronie, sprawiało, że cała
sytuacja była mniej bolesna. Świadomość, że może na nich liczyć, wiele
znaczyła. Otworzyła drzwi do sklepu i zobaczyła, jak te na zaplecze się
zamykają. Tam też na nią czekał.
—
Dzień dobry, panie Stokes. Jak się pan dzisiaj miewa?
Starała
się być radosna, ale nie była pewna, czy dobrze to zinterpretował.
Zmarszczył
brwi.
—
Eee… Wszystko w porządku. A ty? Na pewno czujesz się lepiej po chorobie?
Hermiona
wiedziała, że prawdopodobnie wyglądała dość kiepsko, więc puściła mimo uszu
sugerowaną obelgę.
—
Tak, czuję się o wiele lepiej. Po prostu źle spałam. Dużo się uczyłam.
Skinął
głową.
—
Och, pamiętam te dni. Właśnie mówiłem to samo panu Malfoyowi. Musicie się
wysypiać. To pomaga jasno myśleć. Chłopak wygląda jak chodzące zombie.
Hermiona
się skrzywiła. Wiedziała, że prawdopodobnie nie radzi sobie najlepiej.
Nienawidziła jednak słuchać, że ma problemy. W takich momentach uświadamiała
sobie, że nadal jej na nim zależy. Cieszyła się, że powiedziała o tym Harry’emu.
—
Tak. No cóż, postaram się znaleźć równowagę między życiem a nauką.
Otworzyła
drzwi do pokoju na zapleczu, potrzebując zobaczyć Draco, jednocześnie się tego
bojąc.
Siedział
przy swoim zwykłym stole, pracując już nad kolejną książką ze stosu. Nie
podniósł wzroku, ale dostrzegła napinające się ramiona i zwolnienie różdżki.
Był bardzo świadomy jej obecności.
Jeśli
nie podniesie wzroku, to też nie będzie go witać. To jej odpowiadało. Mogli
pracować w ciszy. Zdjęła szalik z szyi i powiesiła go razem z płaszczem na
wieszaku przy drzwiach. Usiadła przy stole, celowo odwrócona do niego plecami.
Nie musiała obserwować każdego jego ruchu. To było zbyt rozpraszające, zbyt
kuszące. Nie, będzie stała twarzą do ściany, przeglądała książki i trzymała
język za zębami. Nadal była wściekła. Zachował się jak palant i nie pozwoli, by
jego smutne oczy czy seksowne dłonie sprawiły, że o tym zapomni.
Zrobiła
dokładnie tak, jak zamierzała… na początku. Ale słyszała, jak jego pióro
skrobało po pergaminie, słyszała szelest jego ubrań, gdy się poruszał i
przeciągał, słyszała jego uspokajający oddech, gdy metodycznie rzucał zaklęcia
wymagane przez Ministerstwo. To rozpraszało. Wbrew sobie zaczęła zerkać przez
ramię. Obserwowała go przy pracy. Zmarszczył brwi, gdy koncentrował się na
szczególnie skomplikowanym zaklęciu. Cudownie było patrzeć, jak pracuje.
Żałowała, że nie robiła tego częściej, kiedy wszystko między nimi dobrze się
układało. Z drugiej strony, wtedy zajmowali się czymś przyjemniejszym, prawda?
W
jej głowie pojawiły się obrazy. Całował ją i pieścił. Doprowadził ją do orgazmu
na tym właśnie stole. Mimowolnie jęknęła.
Uniósł
wzrok, jego pociemniałe szare oczy spotkały się z jej oczami. Uniósł brew.
Czuła, jak jej policzki robią się różowe.
—
Przepraszam — mruknęła.
Kącik
jego ust uniósł się w uśmiechu.
—
Nie masz za co przepraszać. Chcesz się podzielić tym, co ci leży na sercu?
Hermiona
nie mogła powstrzymać cichego chichotu.
—
Nie. Naprawdę nie chcę.
Wzruszył
silnym ramieniem.
—
W porządku. Jestem tutaj, jeśli zmienisz zdanie. Albo możemy porozmawiać o
czymś innym. Nie jestem wybredny; po prostu chcę być blisko ciebie.
Skóra
mrowiła Hermionę od jego słodkich słów. Nie chciała się na niego złościć.
Chciała, żeby ją dotknął. Żeby ją przytulił. Ale po prostu nic już nie było
takie samo. Zdradził jej zaufanie, złamał barierę, której nie dało się tak
łatwo odbudować. Pokręciła głową, a jej koli podskakiwały wokół ramion.
—
Nie. Nie, po prostu wrócę do pracy.
Skinął
głową.
—
Oczywiście.
Chwilę
później poczuła ciepły, intensywny zapach czarnej herbaty. Bez słowa postawił
obok niej filiżankę i wrócił na swoje miejsce kilka stolików za nią. Spojrzała
na napar. Miał idealny odcień jasnego brązu. Hermiona nie była pewna, kiedy w
ogóle miał okazję ją obserwować, jak przygotowuje herbatę. Nie piła jej często,
ale w zimie, w śnieżne dni, takie jak dzisiaj, była to jedna z jej ulubionych
rzeczy. Musiała mu to kiedyś powiedzieć. Upiła łyk. To była idealna słodycz.
Całe jej ciało rozgrzało się od tego miłego gestu. Resztę wieczoru pracowali w
nieco mniej napiętej ciszy. Hermiona była w stanie przerobić tej nocy więcej
książek niż przez wiele tygodni. To było przyjemne; metodyczna praca działała
na nią kojąco, gdy czuła się zaniepokojona. Odciągała uwagę od wielkich spraw i
skupiała się na małych, możliwych do rozwiązania problemach. Kiedy przed
wyjściem założyli na siebie płaszcze i szaliki, Hermiona czuła się w miarę
normalnie. To był relaksujący wieczór. I tego właśnie potrzebowała.
—
Mogę cię odprowadzić? Nie musimy rozmawiać. Pozwolisz mi po prostu zostać
blisko? Jest ciemno i nie lubię, gdy wracasz sama.
Westchnęła.
—
Poradzę sobie.
Skinął
głową.
—
Oczywiście, że tak, ale bezpieczeństwo w grupie to podstawa.
Był
przekonujący. Nienawidziła jego słodkości. Ale jednocześnie uwielbiała. Tak
samo jak to, gdy otwierał drzwi i je dla niej przytrzymywał, i uwielbiała
sposób, w jaki się do niej uśmiechał i zapach jego ciała, gdy go mijała. Coraz
trudniej było jej się na niego gniewać.
—
Dobrze. Możemy wrócić razem.
Uśmiechnął
się szeroko, zanim uniosła brew, a on znów przybrał wyraz skruchy.
—
To nic nie znaczy — zbeształa go.
—
Jasne. Wiem o tym.
Szli
krok w krok, znacznie zwolnił, żeby dotrzymać jej kroku. Jego długie nogi były
w stanie pokonać dystans w znacznie mniejszej liczbie kroków niż ona. Hermiona
przyłapała się na tym, że otwiera usta, mimo że sama się upierała, że ten
spacer nic nie znaczy.
—
Jak się masz?
Miała
ochotę dać sobie w twarz. Nie obchodziło jej to. Nie miało znaczenia, w jakim
był stanie. To zatwardziały palant, który nie umiał szanować kobiet i atakował
ją, gdy go zraniono, niczym dzika bestia.
Mimo
to nie cofnęła pytania. Zawisło w powietrzu. Przełknął ślinę. Obserwowała, jak
mięśnie jego gardła się kurczą.
—
Jest w porządku.
To
było oczywiste kłamstwo.
Hermiona
skinęła głową.
—
Tak? To dobrze. Dobrze.
—
A ty? — zapytał w odpowiedzi.
—
Ja… mam lepszy kontakt z Ginny i Harrym.
Prychnął.
—
Jestem pewien, że to dlatego, że wreszcie pozbyłaś się zbędnego balastu.
Hermiona
zmarszczyła brwi.
—
Balastu?
—
Balastu w postaci Śmierciożercy? — spróbował ponownie dać do zrozumienia, o co
mu chodziło.
Przewróciła
oczami.
—
Właściwie to Harry kazał mi z tobą porozmawiać.
Mrugnął
z niedowierzaniem.
—
Naprawdę?
Zwolniła
kroku jeszcze bardziej.
—
Tak. Naprawdę. Powiedziałam mu wszystko. Właściwie nie jest zbyt zadowolony z
zachowania Rona. Nie jest też dumny ze swoich czynów. Ginny z nim rozmawiała,
pomagając mu zrozumieć, jak się przez niego czuję.
—
Czas najwyższy, żeby ktoś inny niż ty pełnił rolę sumienia tych chłopaków.
Byłoby miło, gdyby znaleźli swoje własne.
Hermiona
prychnęła. To zabrzmiało złośliwie, ale nie znaczyło, że to nieprawda.
—
Ale wiesz, że to wymaga wiele wysiłku.
Zacisnął
usta.
—
Potraktuję to jako komplement.
Wzruszyła
ramionami.
—
Może i tak.
Zakaszlał.
—
Dobra. Eee… dzięki za rozmowę. Chyba powinienem podziękować Harry’emu, tak
naprawdę. Myślisz, że zemdleje?
—
Znając go, jest większe prawdopodobieństwo, że będzie się z ciebie naśmiewał do
końca życia.
Zaszurała
butem po kamieniu pod stopami. Byli blisko bramy, ale nie chciała przestać z nim
rozmawiać. To było zbyt przyjemne; nawet jeśli wciąż było czuć między nimi
napięcie i niezręczność, to był on. Tylko on kiedykolwiek sprawił, że czuła się
w ten sposób. Jakby miała motyle w brzuchu i jakby mogła wszystko. Gdyby tylko
nie sprawiał, że czułaby się brudna i gorsza od niego.
Spojrzała
mu w oczy. Widziała w nich ból, tęsknotę. Pasowały do jej własnego odbicia.
—
Powinniśmy jeszcze porozmawiać.
Kącik
jego ust uniósł się nieznacznie.
—
Jasne.
—
Po prostu rozmawiajmy — wyjaśniła.
—
Oczywiście. Wiedziałem. — Otworzył furtkę i przeszli razem w milczeniu. Kiedy
dotarli do głównych schodów, gdzie zawsze się rozdzielali, uśmiechnął się —
drobny, oszałamiający gest. — Jutro?
Skinęła
głową.
—
Tak.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Na
zapleczu księgarni wszystko powoli wracało do normalności. Nigdy nie rozmawiali
o tamtym incydencie. Rozmawiali jednak o innych sprawach. O zajęciach,
egzaminach i pracach domowych. To miejsce nie przypominało już tego, w którym
kiedyś byli, ale tliła się w nim iskierka nadziei. Że uda im się wrócić do
tego, co było między nimi. Hermiona nie wiedziała, jak mógłby odzyskać jej
zaufanie, gdyby spróbowali. Ale pewnego dnia, pod koniec semestru, właśnie o to
poprosił. Siedziała obok niego na stole, machając nogami, opowiadając mu o
incydencie przy stole Gryffindoru tego dnia podczas lunchu.
—
Więc Dean powiedział, że może jeść szybciej niż Seamus, tylko Seamus miał przed
sobą gorący gulasz, a Dean wybrał kanapkę i wkrótce Seamus oparzył sobie usta i
brodę, a Dean krztusił się chlebem, więc szybko musiałam rzucić zaklęcie, a
potem…
—
Co musiałbym zrobić, żeby ci pokazać, że nie miałem tamtego na myśli? Że
naprawdę jest mi przykro i żałuję, że cię skrzywdziłem. Zrobię wszystko, o co
poprosisz. Wszystko, czego zapragniesz. Tęsknię za trzymaniem cię w ramionach,
Hermiono. Tak się cieszę, że znów ze mną rozmawiasz, ale moje ręce pragną
dotykać twojego policzka i pogłaskać twoje udo. Chcę cię pocałować. Co mogę
zrobić, żeby odzyskać twoje zaufanie? Proszę?
Hermiona
zamarła. Nie miała pojęcia, że nadal o tym myśli. Kiedy kilka razy przyłapała
go na wpatrywaniu się w jej usta i oczywiście myślała o tym, jak bardzo jej
brakowało dotyku. Ale wszystko było wyjaśnione. Czuła, że po prostu dobrze
będzie pozostać przyjaciółmi. Założyła, że od teraz tak właśnie będzie. Jego
słowa odebrały jej mowę. Otworzyła usta, ale nie wydobyło się z nich ani jedno
słowo. Jak mogłyby? Nie miała pojęcia, co odpowiedzieć.
Zeszła
ze stołu i zaczęła chodzić obok niego analizując pytanie.
Na
jego korzyść przemawiało to, że Draco czekał cierpliwie, nie poganiając jej i
pozwalając jej robić to, co chciała. Spokojnie ją obserwował.
W
końcu odwróciła się do niego, robiąc krok, by się do niego zbliżyć.
—
Nie wiem, jak mógłbyś.
Zwiesił
głowę.
—
Bałem się, że to powiesz. Że sytuacja jest beznadziejna. Od kilku dni próbuję
zebrać się na odwagę, żeby cię o to zapytać.
Hermiona
pokręciła głową.
—
Czekaj. Wciąż mówię. Nie wiem, jak możesz to zrobić, poza czasem i staraniem
się, co już uczyniłeś. Ale może gdybyś zrobił coś, żeby pokazać mi, że się mnie
nie wstydzisz, coś, co pokaże, że potrafisz odłożyć na bok swoje ego, to by
pomogło.
Skinął
głową. Jego wzrok był nieostry, jakby głęboko zastanawiał się nad tym, co
powiedziała.
—
W każdym razie, nie rzuciłam zaklęcia wystarczająco szybko i Seamus leży w
Skrzydle Szpitalnym, gdzie leczą jego oparzenia. Paskudna sprawa.
—
Wow. Przy stole Slytherinu nigdy nie dzieje się nic tak głupiego. Hańba.
_____________
Witajcie :) wydaje się, że to koniec dramy, ale jeszcze trochę się wydarzy w tym opowiadaniu. Nie wiem jak Wy, ale ja bardzo lubię takiego Harry'ego. Przynajmniej przyznał się do błędu.
Reszta rozdziałów zostanie opublikowana w tygodniu. Zostały dwa do końca także z pewnością nie będziecie długo czekać. :)
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu. Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)