środa, 31 grudnia 2025

[T] Bezwzględna gra: Rozdział 3

Draco przesunął dłonią po twarzy, starając się uspokoić bicie serca; zmuszając umysł do przyspieszenia, by mógł zrozumieć, co się właśnie, kurwa, stało. Wpatrywał się w drzwi, przez które właśnie wybiegła Granger.

Ta, która o mało nie powaliła go na kolana, używając jedynie swoich ust. Która ujeżdżała jego dłoń i wydawała przy tym niegrzeczne jęki. Pokręcił głową. Ale dlaczego sobie poszła? Dysząc z frustracji, postanowił, że musi iść pobiegać. Musiał oczyścić umysł z tej cholernej wiedźmy.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Pierwszy łyk Ognistej Whisky boleśnie wsączył się do jej gardła, pozostawiając po sobie smugę gorąca. Lekko zadrżała. Tak jak wtedy, gdy ugryzł ją w wargę… Nie, nie analizuj tego, kurwa.

Drugi łyk zniosła lepiej, choć posmak pozostawił mrowienie na całym ciele. Jej skóra wydawała się żywa, bardzo podobna do tej na szyi, gdzie Malfoy zostawił szlak pocałunków… Na Merlina. Hermiona uderzyła głową o ladę baru, po czym opróżniła szklankę i po prosiła o kolejnego drinka.

Po prostu musiała pozbyć się jego obrazu z pamięci.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Każde uderzenie jego stóp o chodnik sprawiało, że mięśnie się zaciskały. Co sprawiło, że pomyślał o tym, jak jego uda się napinały, gdy lizała spód jego kutasa… Przestań myśleć o jej cholernych ustach.

Przyspieszył kroku, czując pieczenie w mięśniach, gdy skręcał za róg, w następną ulicę. Przez kilka błogich sekund skupiał się tylko na chłodnym powietrzu owiewającym jego skórę i dźwięku pulsu dudniącego w uszach. Ale potem kropla potu spłynęła w dół jego kręgosłupa i nagle jedyne, co mógł sobie wyobrazić, to paznokcie Granger drapiące go w tym samym miejscu.

Weź się w garść, na Merlina.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Drugą szklankę opróżniła znacznie szybciej niż pierwszą. Gorący alkohol gromadził się w dole jej brzucha; spirale wgryzały się w przestrzenie między kośćmi, rozgrzewając ją od środka. Przez jedną, błogą sekundę czuła jedynie ciche buczenie upojenia wibrujące pod skórą i cicho wypuściła powietrze.

Potem mrugnęła i przed oczami pojawił się jej obraz Malfoya; z odrzuconą do tyłu głową, gdy luźno ją trzymał, wciągając i wyciągając z niej palce. Cofnęła się, odsuwając się na krześle tak daleko, że o mało nie spadła.

— Uważaj — powiedział barman.

Zignorowała go i gestem poprosiła o kolejnego drinka, dopijając resztę obecnego. Zmrużył oczy, po czym niechętnie nalał jej kolejny.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Draco zrezygnował z prób wyrzucenia Granger z głowy. Z każdym oddechem wracała do jego głowy, a w umyśle pojawiały się obrazy jej klęczącej przed nim i westchnienia, gdy wsuwał palce w jej cipkę.

Więc poddał się i pozwolił sobie przypomnieć, jak zaciskała się wokół niego, jak jej jęki pieściły jego skórę i jak każdy pocałunek pozbawiał go tchu.

Ale tym, co go dręczyło przy każdym kroku, co zmuszało go do biegnięcia dalej i dalej, był sposób, w jaki ona po prostu… uciekła.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Hermiona przełknęła łyk whisky i miała nadzieję, że ten drink sprawi, że zapomni o tym, jak błagała go, by sprawił, że dojdzie.

Nie zrobił tego.

Zacisnęła uda na wspomnienie tego, jak dokładnie wiedział, jaki nacisk wywrzeć, gdy jego palce wpiły się w nią…

— Do cholery jasnej… — jęknęła. — Nalej mi jeszcze jednego, proszę.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Draco biegł ostatni odcinek drogi z powrotem do hotelu. Czy byłem zbyt brutalny? Był prawie pewien, że podobało jej się, gdy kazał jej błagać — czuł, jak robi się coraz bardziej mokra, czuł, jak intensywny orgazm miała dzięki niemu.

Ale może lubiła inaczej? Od kiedy w ogóle obchodzi mnie, co ona, kurwa, lubi?

Znajomy głos w jego głowie odpowiedział: Odkąd spojrzała na ciebie, gdy klęczała, a ty pomyślałeś, że wyglądała jak najwspanialsza istota, jaką kiedykolwiek widziałeś.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Barman powiedział jej dość. Stwierdził, że jest „zbyt pijana”. Idiota. Wypiłaby jeszcze trzy Ogniste Whisky, zanim przekroczyłaby granicę upojenia. Sprawdzała to. Zresztą to i tak nie miało żadnego znaczenia. Miała plan.

Podniosła się z barowego stołka i ruszyła korytarzem do ich — jej — pokoju.

— Geminio. Gem-in-io. GemINIO — mruknęła, częściowo nucąc, zataczając się. — Nie mogę uwierzyć, że my, nie, że ja nigdy — przerwała jej czkawka — nigdy nie próbowałam tego powtórzyć! Głupia Hermiona. Najbystrzejsza Czarownica Swojego Wieku — pff, najwyraźniej już nie. — Przejechała butem po dywanie i musiała przycisnąć dłoń do ściany, żeby się nie przewrócić. — Głupi, zadufany w sobie czarodziej czystej krwi jest tak przystojny i tak rozpraszający. Zły, zły człowiek.

Zamierzała powielić łóżko i od razu pójść spać. Nie chciała pod żadnym pozorem patrzeć, rozmawiać, ani nawet myśleć o tym mężczyźnie przez resztę weekendu. Absolutnie. Nie. A przede wszystkim nie rozmyślać o jego dłoniach. I o tych długich, zręcznych palcach. Ani o rozmiarze jego…

— Kurwa.

Musiała się cofnąć, gdy zdała sobie sprawę, że przeszła o dziesięć pokoi za daleko. Próbując pozbyć się mgły z oczu, a co za tym idzie, z umysłu, machnęła różdżką na drzwi. Nic się nie stało. Spróbowała ponownie.

Wciąż nie była pewna, czy poprawnie rzuciła zaklęcie, bo klamka się nie świeciła, ale drzwi i tak się otworzyły. Chciała wejść do środka, ale zamiast tego zderzyła się z twardą, ciepłą i lekko wilgotną ścianą.

Zmarszczyła brwi. Dlaczego ściana była taka blada? I dlaczego była… miękka? Szturchnęła ją. Ściana wciągnęła powietrze.

Jej mózg w końcu dogonił wzrok i powoli uniosła głowę, by zobaczyć Malfoya wpatrującego się w nią zakłopotanym i zarazem zaniepokojonym wyrazem twarzy.

Hermiona cofnęła się gwałtownie o krok i omiotła go wzrokiem. Miał nagi tors i spodnie dresowe z niskim stanem. Wilgotne włosy lekko podwijały się na końcach, a krople wody spływały na ramiona z każdym poruszeniem głowy.

Nie był wyrzeźbiony ani pełen nabrzmiałych mięśni, ale miał w sobie atletyczną szczupłość, która, co frustrujące, sprawiła, że Hermionie lekko pociekła ślinka. Lata treningów w Quidditcha i ogólny atletyzm przyczyniły się do umięśnionego brzucha i napięcia skóry na bicepsach. Pamiętała mięśnie, które wbijały się w jej palce, gdy drapała go po plecach przez koszulę; jak uwydatniały się pod opuszkami, kiedy wtulała się w niego.

Merlinie, jaki on był pociągający. Pożądanie i odraza wirowały w niej, rozpalając te części ciała, w które nie wsiąkła Ognista Whisky. Próbowała przypomnieć sobie powód powrotu do pokoju; swoją misję. Ale myślała tylko o tym, z jaką gorliwością ją całował. O tym, jak jego język wił się w jej ustach i pragnęła tylko poczuć ten wirujący język na sobie — wszędzie.

Jak pięknie wyglądał, gdy doprowadziła go do orgazmu. Jak cholernie go nienawidziła za to, że sprawił, iż tak się czuła.

— Zamierzasz stać na korytarzu całą noc…

— Och, spierdalaj — powiedziała, wchodząc do pokoju i zatrzaskując drzwi nogą.

Zanim zdążyła się zastanowić, co robi, jej dłonie uniosły się, wplatając się w jego włosy i przyciągając jego usta do swoich.

Pocałunek początkowo był niezdarny, próbował nadążyć za tym, co ona wyprawia, ale potem jego dłoń spoczęła na jej talii, palce wbiły się w ciało i przyciągnęły ją do niego.

Usta Malfoya się rozchyliły i o mało nie jęknęła, gdy jej język go posmakował, kiedy przywarła ustami do jego. Racjonalne myślenie było niczym więcej niż smugą oparów alkoholu w głębi jej umysłu.

Odepchnęła go, jej ciało przylgnęło go niego, a potem uderzył nogami o bok łóżka. Usiadła na nim okrakiem, jej cipka była mocno wciśnięta w jego twardniejącego kutasa. Automatycznie poruszyła biodrami; pragnienie tarcia przerosło ją.

Pogłębiła pocałunek, zęby i języki walczyły ze sobą, tak jak wcześniej. Hermiona usłyszała własny jęk, gdy jedna z jego dłoni przesunęła się po jej plecach. Potem odepchnął ją do siebie, kładąc ręce na jej ramionach.

Zmarszczyła brwi.

— Co ty robisz?

— Jesteś pijana.

Hermiona prychnęła.

— Wcale nie. Wypiłam tylko cztery drinki.

Próbowała przyciągnąć go do siebie, ale ręka, która trzymała ją w talii, sięgnęła w górę i owinęła się wokół jej nadgarstków, przytrzymując ją w miejscu.

— Cztery drinki czego? — zapytał z napięciem w głosie.

— Ognistej Whisky. Przestań zadawać pytania i pocałuj mnie.

— Nie — rzekł surowo, po czym podniósł ją z własnych kolan, obracając ich tak, że ona usiadła na łóżku, a on przywarł plecami do ściany obok łazienki, krzyżując ramiona.

Hermiona wiedziała, że próbuje emanować obojętnością, ale widziała, jak jego klatka piersiowa unosi się i opada, a także wyraźne wybrzuszenie w dresowych spodniach.

— Z czym masz problem? — zapytała Hermiona z oburzeniem.

— Nie będę cię pieprzył, gdy jesteś pijana.

Wpatrywała się w niego, a on w nią.

— Mówisz poważnie?

— Oczywiście.

Przewróciła oczami i przetarła twarz dłonią. Jęcząc z frustracji, zsunęła się z łóżka i szarpnęła torbę podróżną na łóżko.

Nieznośny, niedorzeczny człowiek, wrzała w duchu, zaczynając bezgłośnie przywoływać swoje rzeczy z głębi zaczarowanej torby.

— Co robisz? — zapytał.

Głos miał lekko stłumiony, jakby mówił przez zaciśnięte zęby.

Hermiona podniosła wzrok, akurat gdy kociołek wyskoczył z jej torby i wylądował na blacie obok miski na przekąski.

— Jak myślisz, ty cholerny idioto, warzę eliksir na wytrzeźwienie.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Draco tylko się na nią gapił. Kiedy Granger zdała sobie sprawę, że nie powie nic więcej, wzruszyła ramionami i zajęła się wyciąganiem góry składników, sprzętu i fiolek, rozkładając wszystko wokół siebie.

Nie poszło tak, jak chciał. Miał plan. Zamierzał przeprosić. Upewnić się, że dobrze się czuje po tym, jak ją potraktował. Może zabrać ją na kolację, jeśli wydałaby się zainteresowana. Zrobić wszystko tak, jak należy.

Albo jakkolwiek poprawnie ludzie to robią.

Ale potem ona po prostu wparowała i wszystko zepsuła swoimi uzależniającymi ustami i dość przytłaczającym smakiem whisky. Była jak toksyczna bomba.

Wymagało to mnóstwa silnej woli, żeby poruszyć jej biodrami z miejsca, w którym wbijały się w jego kutasa, żeby pozbyć się tego narastającego, wilgotnego żaru, ale nie zamierzał jej pieprzyć, gdy była pijana. Był dupkiem, ale wciąż w miarę porządnym dżentelmenem.

— Granger, po prostu napij się wody i prześpij się.

Uniosła gwałtownie głowę, a jej wyraz twarzy wyrażał szyderstwo i niedowierzanie.

— Boisz się, że nie sprostasz moim oczekiwaniom?

Draco skradał się ku niej, aż w końcu stanął przed nią. Spojrzała na niego, krzywo się uśmiechając. Uniosła brew.

— Tak ci się podobało, że chcesz to powtórzyć?

Przesunęła językiem po zębach, a on zobaczył, że jej wzrok zatrzymuje się na jego ustach. Właśnie dlatego wiedział, że jest pijana. Trzeźwa Granger nie pozwoliłaby sobie na tak oczywisty przejaw uczuć.

— Ale eliksir na wytrzeźwienie warzy się dziesięć godzin. Naprawdę myślisz, że będę tyle czekać?

Granger przewróciła oczami.

Co się stało z próbą bycia cholernie miłym, Malfoyu, zganił się w duchu.

Wyciągnęła buteleczkę czegoś, co wyglądało na odżywkę do włosów i potrząsnęła nią przed nim.

— Nie, jeśli zamiast ekstraktu z drzewa mlecznego użyjesz lakieru do włosów. Skraca to czas warzenia o połowę, a jeśli dodasz skórkę mandarynki przed obrotem licznika, przyspieszy to proces redukcji. Całość zajmuje tylko trzydzieści minut.

Granger wyjęła z fiolki skórkę mandarynki i dodała ją do mikstury, a jej zaczarowane mieszadło automatycznie obróciło się w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Draco zerknął ponad krawędzią jej kociołka i rzeczywiście mikstura zmieniła się już kolor z mulistego, szarego na perłowy. Jeśli Granger miała rację, następnym krokiem będzie zmiana koloru na blady, lśniący błękit i wtedy eliksir będzie gotowy.

Zerknął w górę i dostrzegł, że na niego patrzy. Jej oczy były lekko zamglone od whisky, ale nie dało się pomylić jej zadowolonego uśmiechu.

— To… cholernie genialny pomysł, Granger.

— Wiem — powiedziała. — To prawie tak, jakbym robiła to zawodowo.

Przyjął jej komentarz z lekkim wykrzywieniem ust. Potem przechylił głowę i jako Mistrz Eliksirów pragnął przyjrzeć się jej metodom.

— Jak to dokładnie działa? Czy to kopolimery poliwinylopirolidonu reagują z krwawnikiem? A może to proces utleniania? Zakładam, że pomaga kwas ze skórki, ale dlaczego akurat z mandarynki?

Wpatrywał się intensywnie w jej kociołek, aż chwilę zajęło mu zorientowanie się, że nie odpowiedziała. Zerknął na nią i zobaczył, że marszczy brwi.

— Co?

Zamrugała i lekko pokręciła głową. Odchrząkując, powiedziała:

— To octan poliwinylu. Tworzy powłokę wokół korzenia mandragory, dzięki czemu, gdy kwasowość skórki mandarynki przebije się przez nią, może natychmiast z nią zareagować, zamiast czekać, aż standardowe składniki rozpuszczą się w warstwach. Używam mandarynki, bo to mój ulubiony owoc, więc zawsze mam ją pod ręką. Każdy podobny cytrus powinien się sprawdzić.

To był pomysłowy eksperyment.

— Czemu tego nie opublikowałaś? To na pewno zmieni oblicze współczesnych eliksirów i… Co?

Wpatrywała się w niego z irytacją; niedowierzanie malowało się w każdej zmarszczce twarzy.

— Co ty, kurwa, myślisz, że próbuję robić przez ostatnie pięć lat? Dlaczego niby cała nasza branża uważa mnie za innowatorkę i pośmiewisko? — Granger oparła się o kredens, skrzyżowała ramiona. Nawet z wysokości kilku stóp niżej jakimś cudem potrafiła patrzeć na niego z góry. — Sam tak powiedziałeś, pamiętasz? „Chociaż ma ewidentny talent do eliksirów, jej trywialne próby wciśnięcia mugolskiej nauki w każdy aspekt pracy umniejszają jej ostateczny efekt”.

Draco poczuł okropny ucisk w piersi.

Granger wciąż patrzyła na niego jak na idiotę.

— Myślałeś, że tylko ty tak uważasz? — zapytała. — Wiesz, ile laboratoriów mnie odrzuciło, bo nie pozwalali mi eksperymentować z mugolskimi składnikami? Siedem. Odrzucili mnie w siedmiu. A potem oczywiście zyskałam reputację kapryśnej, trudnej we współpracy. Uważali, że myślałam, iż jestem dla nich „za dobra”. — Pokręciła głową, krzywiąc się na wspomnienie. — Oczywiście, to mnie nie powstrzymało. Przeważnie nie potrafię powstrzymać się od przyznania, że moje propozycje są dobre albo że moja praca jest wyjątkowa.

— Kto tak uważał?

To nie było pytanie, które powinien zadać. Właściwie wiedział, że powinien klęknąć i błagać ją o wybaczenie, próbując wymazać każde oskarżające słowo z ich ohydnej historii.

Ale jego duma zawsze stanowiła jego słabość. Była jego przewidywalną piętą achillesową.

— Brytyjskie Stowarzyszenie Eliksirów, komisja przyznająca nagrody, publikacje, konferencje. Wiesz, wszyscy ci ludzie, którzy mogą decydować o czyjejś karierze. Nie mówię tego, by umniejszać twojej pracy, Malfoy, ale jest powód, dla którego zawsze wygrywasz ze mną w każdej potyczce o nagrody. I nie zawsze chodzi o to, że jesteś lepszym Mistrzem Eliksirów.

Jakby bezwiednie wyprostował się, z cierpką ripostą, którą miał na końcu języka.

Ale potem uniosła brwi i ręce.

— No i proszę — rzuciła zrezygnowanym tonem. — Zaraz wygłosisz przemowę o tym, że jestem po prostu zazdrosna i nie umiem przegrywać, że… co mi powiedziałeś kilka lat temu? A tak, że nie potrafię zrezygnować z bycia idealną uczennicą Hogwartu i że muszę spróbować zaaklimatyzować się w prawdziwym świecie.

Każde z tych słów było jak cios prosto w serce.

— Więc dlaczego z tym nie walczysz?

Czuł, że nie spodziewała się tego pytania. Zmrużyła oczy.

— Boże, znowu to samo — zaczęła, ale zagłuszył ją.

— Dlaczego im tego nie powiesz? Jeśli jest tak, jak mówisz, to jest rażące naruszenie zasad uczciwości akademickiej. Nie mogą cię dyskryminować ze względu na twoje metody, zwłaszcza jeśli przestrzegają polityki, którą wszyscy wyznajemy.

Granger parsknęła śmiechem, zginając się wpół na kolanach. Draco tylko wpatrywał się w nią, zastanawiając się, czy whisky nie zadziałała dopiero teraz.

— Myślisz — zaczęła, ocierając oczy wierzchem dłoni — że ci ludzie byliby skłonni przyjąć ode mnie oficjalną skargę? Ode mnie? — Znów się zaśmiała, opadając na łóżko i kręcąc się, aż wpatrywała się w sufit. — Nie pozwolono by mi już niczego opublikować. Dostałabym łatkę „przyjaciółki Pottera, która próbuje utrzymać się na szczycie, gdy cień jego sławy minął” albo coś w tym stylu. — Draco skrzywił się. To była jego wypowiedź sprzed lat, którą w swoim artykule zacytowała Rita Skeeter. — I tak mało kto traktuje mnie poważnie. Jak myślisz, dlaczego, kurwa, wciąż pracuję dla takich ludzi jak Davis? Prawda jest taka, że Watson i Kirk to jedyni, którzy dali mi szansę.

Granger zdecydowanie wciąż była pijana. Nigdy nie była aż tak szczera w tej sprawie.

Potem dodała, tym razem nieco ciszej:

— Dlatego tak cię nienawidzę. Zrobiłeś z siebie Księcia Eliksirów. Po tym wszystkim, czego dokonałeś w przyszłości, to ja jestem wyrzutkiem?

Parsknęła szyderczo.

Draco schylił głowę, pocierając dłonią kark, zanim odpowiedział.

— Naprawdę nie miałem innego wyboru.

Granger uniosła głowę i przechyliła ją, patrząc na niego nieco zmrużonymi oczami.

Westchnął.

— Musiałem się płaszczyć, by znów zyskać jakiekolwiek przywileje. To zrozumiałe, oczywiście. Ale nie mogę ryzykować. Muszę się trzymać status quo, bo inaczej wylecę na zbity pysk. Grantham i Kelpie byli jednym z trzech miejsc, które raczyły zaprosić mnie na rozmowę, wiedziałaś o tym? Jakby okej, łapię, rozumiem. To konsekwencje moich działań z przeszłości. Próbuję tylko… nie wiem. Wyjaśnić, dlaczego walczyłem w ten sposób. To jedyna rzecz w moim życiu, która ma jakąkolwiek wartość.

Cisza spotkała jego słowa. Podniósł wzrok i zobaczył, że patrzy na niego nieodgadnionym wyrazem twarzy.

— Więc szargasz moje dobre imię i wkurzasz mnie przy każdej możliwej okazji, by zyskać uznanie współpracowników? To robisz?

— Co, nie…

— Naprawdę? Bo właśnie powiedziałeś, że zrobiłeś wszystko, co trzeba, by móc pozostać w miejscu, gdzie pracujesz, co obejmuje wywlekanie mojego nazwiska na światło dzienne?

Uśmiechnęła się do niego, ale jej uśmiech był ostry, krzywy i nieco groźny.

Draco jęknął i postanowił zrezygnować z dystansu, opadając na łóżko obok niej.

— Dobra, to nie brzmi dobrze, gdy tak to ujmujesz.

— To ty to powiedziałeś, nie ja.

Westchnął.

— Moja duma zawsze była moim problemem. — Prychnęła, ale zignorował ją i kontynuował: — A ty jesteś cholernie niesamowitą czarodziejką i Mistrzynią Eliksirów. Założę się, że najlepszą w naszych czasach. Nie miałem zamiaru ci umniejszać, ale potem zaczęli nas ze sobą konfrontować. — Zrobił pauzę. — Okazuje się, że ciężko jest się pozbyć starych nawyków.

Znów zapadła cisza. Draco uniósł głowę, by na nią spojrzeć i zobaczył, że Granger już nie odwraca się w jego stronę. Nie uśmiechała się, ale jej wzrok nadal był nieprzenikniony.

Potem wzruszyła ramionami.

— W porządku. Nie jest tak, że ja nie mieszałam cię z błotem.

Tym razem to Draco prychnął.

— Prawda. Szczególnie podobał mi się ten wywiad, w którym powiedziałaś, że jestem „niczym więcej niż fretką, która nauczyła się jednej sztuczki i odmawia uczenia się czegokolwiek innego”.

Granger parsknęła śmiechem.

— Rany, byłam na ciebie taka wściekła tamtego dnia. Właśnie wygrałeś ze mną w konkursie o stypendium Weathersona, a potem byłeś na tyle uprzejmy, żeby mi o tym powiedzieć. Nie wiń mnie za to, że cię obsmarowałam, ty nieznośny draniu.

Zapadła kolejna cisza, ale tym razem mniej napięta, mniej przepełniona gniewem, a bardziej podkreślona inną energią.

Draco spojrzał w sufit, rozmyślając nad jej słowami. Miała rację, stała się wyrzutkiem. Nigdy tego nie zauważył, bo nie pozwoliła, by to umniejszało jej obecność ani nastawienie. Ale im dłużej o tym myślał, tym bardziej zdawał sobie sprawę, że nigdy nie miała takich znajomości jak on czy inni w branży. Nawet jej relacje ze współpracownikami wydawały się napięte. Przypomniał sobie ich rozmowę przed śniadaniem i poczuł gorycz w żołądku.

— O co chodzi z Davisem?

Pytanie wyskoczyło z jego ust, zanim zdążył je powstrzymać.

Westchnęła.

— Nie ma o czym gadać. To palant, który myśli, że jedynym sposobem, bym mogła cokolwiek osiągnąć, jest rozłożenie nóg. — Prychnęła. — Najpierw przed Harrym… potem najwyraźniej przed każdym z moich poprzednich pracodawców, Mongomerym i połową ludzi z Departamentu Zatwierdzeń Eliksirów w Ministerstwie.

Draco aż usiadł z wrażenia.

— Co do kurwy?

Zachichotała.

— Wiem, niesamowicie okropny facet.

— Ale czemu nic z tym nie robisz?

— Za dużo zachodu, po co marnować na niego energię?

— Bo to palant?

Granger wzruszyła ramionami i miał ochotę nimi potrząsnąć.

— Nie marnuję czasu na ludzi, którzy nie są tego warci. Konflikt z nim tylko pogorszy sytuację, a nie można go zwolnić, bo jest siostrzeńcem Watsona.

— To pojebane.

— Tak, ale już mnie to specjalnie nie rusza. Po prostu się wyłączam. Wyobrażam sobie równania matematyczne, kiedy on bez przerwy na mnie gada. Z wyjątkiem sytuacji, gdy próbuje mnie obmacywać — muszę się o wiele bardziej skupić, by nie rzucić na niego klątwy.

— To ohydne. On jest ohydny.

Znów zapadła cisza, Draco analizował to, co zostało powiedziane. A potem powoli odwrócił się do Granger.

— Więc uważasz, że jestem wart twojego czasu?

— Co?

— Właśnie to powiedziałaś. Nie marnujesz czasu na ludzi, którzy nie są tego warci. Ciągle się ze mną kłócisz. Więc uważasz, że jestem tego wart. Och, Granger. — Na jego ustach pojawił się śmiały uśmieszek. Jej oczy się zwęziły. — Jesteś zauroczona.

— Cholerna jasna. Wyciągasz pochopne wnioski, Malfoy. Ja na pewno NIE jestem tobą zauroczona. Zwariowałeś?

— Czujesz się przy mnie na tyle swobodnie, że na mnie krzyczysz. Jesteś sobą przy mnie. To, nie licząc tych uroczych dźwięków, które wydawałaś, gdy trzymałem  tobie palce, oznacza, że mnie lubisz.

Granger podniosła się do pozycji siedzącej i patrzyła na niego z tak obrzydzoną miną, że wyglądała komicznie.

Uniósł brew.

Jej powieka drgnęła.

— Jesteś najbardziej aroganckim mężczyzną, jakiego spotkałam.

— Widzisz? Czujesz się tak swobodnie, że mówisz mi dokładnie, co czujesz, nawet jeśli twoja ocena mojej osoby jest nieco wypaczona. Wybaczę ci to, bo obecnie nie jesteś w pełni świadoma.

Otworzyła i zamknęła usta kilka razy. Wiedział, że jego uśmiech jest pełen samozadowolenia, bo jej powieka znów drgnęła, gdy się w niego wpatrywała.

— Wspaniała Hermiona Granger w końcu oniemiała.

Pauza. A potem zachichotała.

Szczerym chichotem Morgany. Potem kolejnym. Wkrótce śmiała się na całego, wtulając twarz w kołdrę na łóżku.

— Przestań być taki… dziwny — wydyszała między napadami śmiechu.

Uśmiechnął się szeroko, a potem wypuścił powietrze.

— Podziwiam cię, wiesz o tym, prawda? Za to, że bronisz tego, w co wierzysz. Nawet jeśli to przekreśli całą twoją karierę. — Przewróciła oczami, ale patrzyła na niego z nową intensywnością. — Jesteś lepszym człowiekiem ode mnie. — Zapadła cisza i poczuł, jak ciężar jej spojrzenia rozgrzewa jego skórę, jak drobne fale świadomości otulają go. Odchrząknął. — Nie lepszą Mistrzynią Eliksirów, oczywiście. Ale lepszym człowiekiem.

Prychnęła i wbiła piętę w jego udo.

— Spierdalaj — mruknęła żartobliwie.

Żar w jej słowach wydawał się nie mieć nic wspólnego ze złością, a raczej z czymś zdecydowanie innym. Poczuł narastające ciepło w dolnej części kręgosłupa, gdy przypomniał sobie, na co czekają.

Jego wzrok powędrował w stronę kociołka. Para unosząca się z niego miała teraz kolor białej poduszeczki i ledwo dostrzegał perłowy połysk.

Granger wstała i podeszła do kociołka.

— Gotowe.

 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

 

Hermiona nie była już tak pijana jak przedtem. Prawdę mówiąc, myślała, że już dawno otrząsnęła się z tych uczuć do niego.

Ale w miarę jak rozmawiali, pijane pożądanie nieco osłabło, a zamiast tego pozostał w niej niepokojący podziw nie tylko dla jego szczerości, ale i dla niego niezłomnej postawy, by nie pieprzyć jej, gdy jest pijana.

Chociaż nadal utrzymywała, że nie jest aż tak pijana. Mimo wszystko była pod wrażeniem.

I irytowało ją to, że jest pod wrażeniem.

Ale prawda była taka, że nawet bez seksualnego pożądania i nawykowej frustracji, dostrzegała szczegóły jego ciała, których wcześniej nie zauważała.

Zobaczyła bliznę nad lewą brwią, widoczną tylko w ostrym i jaskrawym blasku hotelowych świateł. Albo to, jak odgarniał włosy do tyłu, próbując omówić trudny temat. Sposób w jaki te włosy kręciły się na końcach, przez co w jej głowie tliła się myśl, czy przypadkiem nie używał zaklęcia do prostowania ich.

Albo sposób, w jaki jego wzrok co chwila wędrował ku jej ustom, ale nigdy niżej. Jego troska o własność, jej zdaniem nieuzasadniona, sprawiła, że poczuła się komfortowo w sposób, którego się nie spodziewała, zwłaszcza po tym, jak wcześniej zachowywał się na sali konferencyjnej.

Szybko przemieniła swoje okulary do czytania w kubek i napełniła go eliksirem, nie spuszczając wzroku z Malfoya.

Jego oczy ani na chwilę nie odrywały się od jej twarzy, gdy piła, ale kiedy przełknęła, zobaczyła, jak zerka na jej gardło i z niemałą satysfakcją dostrzegła, jak ciemnieją.

Gdy skończyła, odstawiła kubek. Powietrze w pomieszczeniu napięło się od energii, niczym wir wokół nich. Jej oddech stał się płytki.

Nie poruszył się. Hermiona zmrużyła oczy. Malfoy tylko uniósł brew.

— Czekasz, aż zrobię pierwszy krok? Serio?

Ułożył się wygodniej na poduszkach, splatając ramiona na nagiej piersi, uśmiechając się głupkowato.

Hermiona przesunęła językiem po dolnych zębach i wzruszyła ramionami.

— No dobra.

Po czym zaczęła się rozbierać, cały czas na niego patrząc. Kiedy jej koszulka opadła na podłogę, Malfoy się wyprostował. Po odpięciu stanika, głośno przełknął ślinę. Gdy rozpięła spodnie i wysunęła się z nich, tak że została w samych majtkach, usłyszała szelest pościeli. Podniosła wzrok i zobaczyła go siedzącego na brzegu łóżka, z szeroko otwartymi oczami, gdy ją obserwował.

Hermiona wiedziała, że nie wszyscy uważają jej ciało za atrakcyjne. Miała rozstępy i więcej tłuszczu niż mięśni — ale nigdy nie czuła się z tego powodu skrępowana. Jej ciało zmieniło się od czasów szkoły, dorosłość ukształtowała ją tak, jak powinna. Nie żywiła się już grzybami z lasu, ani nie spodziewała niebezpieczeństwa czyhającego za każdym rogiem.

Jej priorytetem nie było to, żeby wpasowywać się w kanon piękna. Ale czasami ludzie mieli… pewne zastrzeżenia co do jej ciała, niezbyt miłe. Starała się nie pozwalać, by te opinie na nią wpływały, ale pomimo silnej woli, te komentarze nie dawały jej spokoju.

Jednak oczy Malfoya zdawały się całkowicie czarnieć, a kutas wystawał z przodu spodni dresowych. Chciała podejść do niego, ale wyciągnął rękę; dźwięk, który wydobył się z jego gardła, był tak bliski warczenia, że gwałtownie się zatrzymała.

— Zdejmij — powiedział przez zaciśnięte zęby, wpatrując się intensywnie w jej koronkowe majtki.

Uśmiechnęła się powoli.

— Skoro tak bardzo chcesz, by były zdjęte, może sam coś z tym zrobisz?

Coś błysnęło w jego oczach i przeszedł przez pokój w niecałe dwa kroki. Jego dłonie ślizgały się po jej krągłościach, chłodne palce zostawiały po sobie gęsią skórkę, po czym wsunął je pod gumkę i pociągnął. Uderzenie pękniętej gumki sprawiło, że poczuła nagły ból, ale zaraz za nim rozkosz, która ją ogarnęła, a jej sutki drgnęły od tego uczucia.

— Na litość boską, po prostu mnie pocałuj…

Urwała, gdy jego usta w końcu dotknęły jej.

Miał miękkie i giętkie wargi. Pożądanie pulsowało w jej żyłach, gdy się całowali, każde muśnięcie jego ust rozpalało żar w jej wnętrzu. Wbiła dłonie w jego włosy, a uczucie, jak pasma przesuwają się po jej dłoniach, szybko wspięło się na szczyt doznań, od których mogła się uzależnić.

Ale czegoś brakowało.

Nie było tego żaru i ognia, który czuli wcześniej. Pomimo pokazu rozdzierania majtek, jego dłonie spoczywały nieruchomo na jej talii, palce nie badały ciała ani nie robiły siniaków na skórze, tak jak wcześniej.

Nawet jego pocałunki były łagodniejsze w porównaniu z wcześniejszą intensywnością. Czuła w nim napięcie, które powstrzymywał.

Wylądowali na łóżku, jego dłonie obejmowały jej głowę. Biodra Malfoya wtuliły się w nią i jęknęła, unosząc dłonie i przesuwając je na jego plecy. Spojrzał na nią z góry, jego wzrok był intensywny i przenikliwy. To było lekko niepokojące. Przygryzła więc jego wargę, powodując jęk.

Ale potem on po prostu… odwzajemnił pocałunek.

Pociągnęła go za włosy, zmuszając do patrzenia na nią. Przyglądała mu się, próbując rozpoznać zmianę w jego oczach, napięcie wokół ust i napinające się mięśnie szczęki.

— Co ty wyprawiasz? — zapytała.

— Co ty wyprawiasz? — wycedził.

Zmarszczyła brwi.

— Czemu się powstrzymujesz? Zachowujesz się jak… dżentelmen. — Jego grymas się jeszcze bardziej pogłębił. — Dlaczego?

— Staram się zrobić to właściwie — zaczął, po czym urwał.

Odwrócił wzrok, a ona zobaczyła, jak jego szczęka zaciska się jeszcze bardziej.

Patrzyła na niego przez chwilę, a potem odepchnęła go.

— Co do kurwy?

Spojrzał na jej dłoń, a potem w jej oczy. Nie drgnął. Zrobiła to jeszcze raz. Nadal nic.

— Granger — powiedział powoli. — Czemu mnie odpychasz?

— Chcę cię zmusić do reakcji, do cholery.

— Ale próbuję działać powoli…

— Dlaczego? — Wpatrywała się w niego, marszcząc brwi i widząc jego zdumienie. — Dlaczego, kurwa, miałbyś zwolnić?

Zacisnął zęby.

— Nie byłem… miły dla ciebie wcześniej. Próbuję to naprawić.

— Nie chcę, byś był miły, Malfoy. Nie dałeś mi zaskakująco potężnego orgazmu, będąc miłym. Więc po prostu się ogarnij i pieprz mnie.

Z satysfakcją patrzyła, jak jej słowa trafiają w niego dokładnie tak, jak przewidywała. Zobaczyła, jak zaciska szczękę, a jego oczy ciemnieją. Nagle pocałował ją brutalnymi, a zarazem wymagającymi ustami. Jego dłonie wbijały się w każdą napotkaną tkankę, zostawiając siniaki na jej ciele.

Hermiona wygięła się w łuk, gdy jego usta przesunęły się wzdłuż jej obojczyka i między piersi, zanim zaatakowały jej sutek. Wgryzł się w niego, a ona poczuła jego uśmiech, gdy jęczała.

— Właśnie tak, Malfoy. To nie było takie trudne, prawda? — Starała się brzmieć żartobliwie i rzeczywiście, nie udawała. Ale jego dłonie powędrowały w dół, na jej tors, i kreśliły lekkie jak piórko kręgi wzdłuż pępka, zbliżając się co jej cipki. — Ale wciąż za delikatnie.

Spojrzał na nią i dostrzegła wyzwanie w jego oczach, niczym błyskawica w burzowej chmurze.

Bez ostrzeżenia przerzucił ją, pociągając za biodra, aż siedziała na czworaka. Usłyszała dźwięk materiału ocierającego się o skórę, zanim nagle poczuła, jak obejmuje ją dłonią za włosy, odchylając głowę do tyłu. To było ostre, ale rozkoszowała się tym. Tego właśnie pragnęła. Dominacji; pchania i władzy.

Potem wszedł w nią. Syknęła z nagłego wypełnienia, ale pieczenie szybko ustąpiło miejsca przyjemności. Kiedy złapał ją za gardło, podciągając tak, że leżała przytulona do jego pleców, kąt zmienił się i krzyknęła.

— Tego właśnie chciałaś, Granger? Bo mogę ci to dać — wysapał jej do ucha.

Utrzymywał mordercze tempo, dźwięk mokrej od potu skóry ocierającej się o siebie wypełniał pomieszczenie, ale ledwo go słyszała przez własny jęk i szum krwi w uszach, gdy wciąż lekko ściskał jej drogi oddechowe.

Potem jego druga ręka zsunęła się w dół jej brzucha, aż do łechtaczki, naciskając gwałtownie, jednocześnie zwiększając nacisk na jej szyję. Z wypełnieniem  środku, uciskiem na gardle i ekstremalnym napieraniem na łechtaczkę poczuła, że zaczyna dochodzić.

— Właśnie tak, dojdź dla mnie. Wiem, że tego chcesz. Właśnie tak, kochanie.

Hermiona czuła się absurdalnie rozdarta między nienawiścią do jego protekcjonalnego tonu a całkowitym, totalnym i niesamowitym podnieceniem. Ale splot, który zaciskał się w jej wnętrzu, nagle eksplodował i doszła z krzykiem.

___________

Witajcie :) w ostatni dzień roku pojawiam się z nowym rozdziałem tej szalonej historii. Mieliśmy ciekawą rozmowę między naszą dwójką, prawda? I oczywiście początek niesamowicie intensywnego wieczoru. Ale o tym w kolejnym rozdziale. Dajcie znać jak wrażenia.

Komputer żyje, także wracam do tłumaczeń. Ostatni rozdział tego tłumaczenia pojawi się koło weekendu, być może w piątek, ewentualnie jutro. W Nowym Roku planuję sporo nowości, ale prawdopodobnie dopiero w okolicach marca. Muszę mieć czas, by je na spokojnie tłumaczyć na zapas. Także oczekujcie. :)

Wszystkiego dobrego w Nowym Roku! Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy