Hermiona była zdeterminowana, aby
znaleźć wyjście. Kiedy Draco udał się do swojej części dworu, Hermiona
sprawdziła każde miejsce, które mogłoby być potencjalną drogą ucieczki. W
każdym kominku próbowała — bez rezultatu — otworzyć sieć Fiuu. Dotykając drzwi
i okien prowadzących na zewnątrz, poparzyła sobie palce. Próbowała nawet
deportacji, ale poddała się, gdy i to nie przyniosło żadnego efektu. Wzdychając
cicho, wróciła na schody i wybrała pierwszy lepszy pokój, który znalazła w
skrzydle wschodnim. Dwór pogrążył się w mroku z nadejściem nocy, a Hermiona nie
czuła się komfortowo, włócząc się po korytarzach w ciemności.
Zaciekawiło ją to, że nie widziała
tutaj żadnej osoby, stworzenia czy skrzata domowego. Gdy wczołgała się na
łóżko, poczuła burczenie w brzuchu, żałując, że na lunch zjadła jedynie
sałatkę. Ułożyła się wygodnie, próbując zasnąć, ale głód nie dawał za wygraną,
dlatego ostatecznie wstała.
Wykorzystując światło księżyca, które
wpadało przez pokryte winoroślami okna, Hermiona powoli zeszła po schodach do
miejsca, gdzie znajdowała się kuchnia; pamiętała jej położenie dzięki
wcześniejszemu zwiedzaniu posiadłości.
Usłyszała głosy zza zamkniętych drzwi
kuchennych i poczuła ulgę, że nie była jedyną osobą, oprócz Draco, która tu
mieszkała. Otworzyła drzwi, spodziewając się, że zobaczy mnóstwo skrzatów
domowych, ale spotkała się z… pustką. Zdezorientowana — i nieco rozczarowana —
weszła do kuchni.
— Dzień dobry? — zawołała. — Czy ktoś
tu jest?
Usłyszała dźwięk majsterkowania
nieopodal siebie, ale na najbliższych blatach stały wyłącznie naczynia. Kolejny
szmer sprawił, że odwróciła się i znów niczego nie ujrzała.
— Okej. Co się tu wyprawia? — zapytała
głośno samą siebie.
— Czy panienka czegoś potrzebuje? —
zapytał niski, piskliwy głos.
Hermiona rozejrzała się, próbując
znaleźć skrzata domowego, ale bez skutku.
— Eee… właśnie… się zastanawiałam, czy
mogłabym coś zjeść? Może… kanapkę? — powiedziała w pustą przestrzeń.
Nagle kanapki pojawiły się znikąd,
lądując na talerzu, który wyskoczył z szafki. Hermiona patrzyła ze zdziwieniem,
jak szklanka podskoczyła na kontuarze i wypełniła się sokiem z dyni. Podeszła
powoli, próbując zrozumieć, jak to wszystko się działo, ale wtedy kielich
fiknął obok niej i spytał:
— Wszystko w porządku, panienko?
Oczy Hermiony się rozszerzyły.
— Ty… ty żyjesz?
Kielich skinął czaszą.
— Tak, panienko. Przedtem byliśmy
skrzatami domowymi.
Hermiona podniosła gotową kanapkę i
ugryzła, opierając się biodrem o blat.
— Co ci się stało? I… Malfoyowi?
— Nie rozmawiamy o tym, panienko. To
był okropny, straszny dzień w dworze Malfoyów, kiedy ta czarownica rzuciła
klątwę…
— Och, więc został przeklęty — szepnęła do siebie Hermiona.
— Wybacz, panienko, Millie nie powinna
była tego mówić.
Mały kielich przeskoczył paroma susami
w stronę pobliskiej ściany i zaczął uderzać o nią brzegiem, nabawiając się
pęknięcia.
— Nie! Nie, przestań — nakazała
Hermiona, podchodząc i unosząc Millie, zanim ta zrobiłaby sobie krzywdę.
— Millie nie posłuchała, panienko. Pan
powiedział, że nigdy nie powinniśmy mówić o tej nocy.
— Cóż, twój pan nie będzie wiedział,
że cokolwiek powiedziałaś, więc nie musisz się karać — oznajmiła, patrząc na
kielich w dłoni. — Jest lekkie pęknięcie… gdybym miała swoją różdżkę, mogłabym
to naprawić, ale Malfoy mi ją zabrał.
— Millie nic nie jest, panienko. I tak
tego nie czuje.
Hermiona zmarszczyła brwi i odstawiła
kielich na blat, po czym wróciła do jedzenia. Stołek przysunął się do
niej.Trącał jej bok, póki nie usiadła, dziękując.
— To jest… absurdalne — powiedziała,
rozglądając się.
Zauważyła jeszcze więcej poruszających
się przedmiotów. Zastanowiła się, czy wszystkie były wcześniej skrzatami
domowymi, czy jedynie te zaczarowane.
Dokończywszy kanapkę i sok, Hermiona
ziewnęła w dłoń, całkowicie wyczerpana i najedzona.
— Czy potrzebuje panienka pomocy w
drodze do pokoju? — zapytał kielich.
— Byłoby miło, dziękuję — powiedziała
Hermiona.
Millie odwróciła się i zawołała innego
skrzata domowego, Świetlika.
Świetlik, który w wyniku rzucenia
klątwy został zamieniony w świecznik, przeleciał do Hermiony z zapalonymi
świecami.
— Świetlik ci pomoże, panienko —
oświadczyła Millie.
Hermiona podniosła Świetlika za
uchwyt.
— Dziękuję za światło, Świetliku. O
tej porze w dworze jest bardzo ciemno.
— Świetlik jest szczęśliwy, że może
pomóc, panienko — zapewnił, kiedy wędrowali w kierunku pokoju, który wybrała.
— Powiedz mi, Świetliku — zaczęła,
patrząc na skrzydło Draco — czy ktoś może przebywać w pokoju Malfoya?
— O nie, panienko. Nikt nie ma tam
wstępu, oprócz Pana i Pani — wyjaśnił Świetlik.
— Pani? — zapytała.
— Świetlik nie może powiedzieć nic
więcej, panienko. To niezgodne z zasadami.
— Rozumiem. Chyba przekonam się rano —
powiedziała Hermiona, odkładając świecznik na szafkę nocną i wchodząc pod
kołdrę.
Świetlik przygasił światła.
— Dobranoc, panienko.
— Branoc, Świetliku — mruknęła
Hermiona z zamkniętymi oczami i zasnęła.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Następnego dnia Hermionę obudziło
walenie w drzwi sypialni. Spojrzała na szafkę nocną i zauważyła, że Świetlik
zniknął, prawdopodobnie chwilę po tym, jak zasnęła.
— Granger! Obudź się! — dobiegł ją
warkot po drugiej stronie drzwi.
Krzywiąc się, kobieta odrzuciła kołdrę
i podeszła do drzwi, krzyżując ręce na piersi.
— Oddasz mi różdżkę? — zażądała.
— W życiu. Prawdopodobnie przeklniesz
mi jaja, gdy tylko dostaniesz ją do ręki — powiedział.
— Należałoby ci się! — krzyknęła.
— Przyszedłem
do ciebie — kontynuował, ignorując ją — aby zapytać, dlaczego wczoraj
przeszkadzałaś moim skrzatom domowym? Co robiłaś, węsząc po dworze?
Hermiona z hukiem otworzyła drzwi i
spojrzała na bestię przed sobą.
— Zeszłej nocy „węszyłam” po dworze,
bo byłam głodna! Zostawiłeś mnie bez różdżki i jedzenia na cały wieczór, więc
musiałam coś zrobić. — Postukała stopą z irytacją. — Nie możesz mnie tu
zatrzymać, Malfoy. Może przez weekend, ale później ludzie zaczną mnie szukać.
Draco warknął i przejechał włochatą
łapą po włosach.
— Wiem.
— Ja… ty co? — zapytała, spodziewając
się ponownej kłótni.
— Słuchaj, po prostu… zjedzmy razem
śniadanie na dole, okej? Możemy… porozmawiać.
Jego nos zmarszczył się, gdy ostatnie
słowo opuściło jego usta, na co Hermiona przewróciła oczami.
— Dobrze. Będę za dziesięć minut.
Chciałabym wziąć prysznic i miło by było zmienić ubranie — zażądała.
Zamknęła mu drzwi przed nosem, zanim
zdążył cokolwiek powiedzieć i mogła przysiąc, że usłyszała, jak warczał
przekleństwa, gdy odchodził.
Uśmiechając się z satysfakcją,
otworzyła drzwi do dołączonej łazienki. Podziwiała jej ogrom.
Hm, pomyślała, w sumie może mi to zająć więcej niż dziesięć
minut. Ta wanna tak mnie kusi.
Moczyła się już co najmniej
dwadzieścia minut, kiedy usłyszała jakieś zamieszanie za drzwiami do łazienki.
Wzdychając, wyciągnęła korek i wypuściła wodę, a sama wysuszyła się jednym z
dużych, puszystych ręczników. Po ciasnym owinięciu ciała, wyszła z łazienki i
oniemiała, widząc szafę naprzeciwko drzwi.
— Eee… cześć? — zapytała mebel.
Szafa zatrzęsła się i otworzyła, kiedy
usłyszała piskliwy głos.
— Czy panienka potrzebuje ubrań? Polly
ma bogaty asortyment.
Hermiona uśmiechnęła się do skrzata
domowego przemienionego w szafę.
— Cóż, dziękuję, Polly. Co tam masz?
Polly otworzyła szuflady z ubraniami
różnych rozmiarów i stylów. Lekko się rumieniąc, Hermiona zaczęła grzebać, aż
znalazła pasujące ubrania.
— Czy Malfoy zawsze ma je pod ręką dla
każdego, kto przychodzi go odwiedzić? — zapytała.
— Pan czasami ma gości, którzy zostają
na noc i chciał się upewnić, że mają ubrania na zmianę, panienko —
poinformowała Polly.
— Rozumiem — powiedziała, przeglądając
ubrania na wieszakach i wybrała ciemnoniebieski sweter i czarne legginsy.
— Myślę, że wezmę to. Dziękuję, Polly.
Hermiona wróciła do łazienki i
zamknęła drzwi, aby się przebrać. Kiedy ponownie je otworzyła, szafa zniknęła.
Wsunęła stopy w buty, w których
przyszła, i zeszła do kuchni. Gdy minęła jadalnię, usłyszała szorstki głos,
mówiący:
— Gdzie ona jest, do diabła?
Powiedziała, że przyjdzie za dziesięć minut, a minęło prawie pół godziny.
— Spokojnie, kochanie, musisz być
cierpliwy — rozległ się głos Narcyzy Malfoy.
— Moja cierpliwość ma swoje granice.
Pójdę zobaczyć, co z…
— Ani mi się waż. Siedź i czekaj jak
dżentelmen — rozkazała matka.
Drzwi były lekko uchylone i Hermiona
podeszła do nich, patrząc przez szczelinę. Zobaczyła Malfoya siedzącego
niewygodnie na jednym z krzeseł u szczytu stołu. Wyglądał na niesamowicie
wkurzonego. Po jego prawej stronie znajdował się talerz, ale nigdzie nie
dostrzegła jego matki.
Marszcząc brwi, cofnęła się i wzięła
uspokajający oddech, zanim otworzyła drzwi na oścież.
— O wilku mowa — mruknął Draco.
Hermiona zignorowała go i podeszła do
krzesła, przy którym stał pusty talerz.
— To miejsce dla mnie?
— A dla kogo innego miałoby być? —
warknął w odpowiedzi.
— Nie wiem… może dla twojej matki? —
zasugerowała, siadając i rozkładając serwetkę, aby ułożyć ją na kolanach.
Filiżanka kręciła się przed jej
talerzem, więc podniosła ją i chwyciła rączkę od czajnika, który stał na środku
stołu.
— Witaj, panno Granger — powiedział
czajnik.
Hermiona niemal upuściła piękną
porcelanę, ale w porę ją złapała.
— Pani… Pani… Malfoy? — zapytała
Hermiona, podnosząc czajnik na wysokość oczu.
— Dobrze cię widzieć, panno Granger —
nadeszła odpowiedź.
— Naprawdę? — spytała, a jej oczy były
okrągłe jak spodki.
— Tak, oczywiście. A teraz nalejesz
sobie herbaty, czy masz zamiar trzymać mnie tak przez cały dzień?
— Och, przepraszam, ja tylko… Zrobię
to szybko.
Nalała gorący napar do filiżanki i
odstawiła czajnik na stół.
Wszyscy byli cicho, gdy dodała trochę
cukru do herbaty i upiła mały łyk.
— Cóż, skoro już wszyscy są, Draco,
może czas na jedzenie? — zaproponował czajnik.
— MILLIE! Jedzenie! — ryknął Draco, na
co Hermiona się skrzywiła.
— To nie było konieczne — upomniał
czajnik, którym była pani Malfoy.
— Cóż, gdyby ktoś nie zmarnował tyle czasu w wannie, może nie byłbym taki zły —
powiedział Draco, rzucając spojrzenie w stronę Hermiony.
— Cóż, gdyby ktoś nie trzymał mnie od wczoraj jako zakładnika, może…
Z czajnika dobiegł wysoki, gwiżdżący
dźwięk, przerywający kłótnię.
— Może po prostu zjemy posiłek? —
podpowiedziała zastawa.
— Zgoda — mruknął Draco.
— Zgoda — wypaliła zaraz po nim
Hermiona.
Momentalnie do kuchni wtoczyły się
wózki z jedzeniem, zaś wypełnione po brzegi półmiski wskoczyły na blat.
Serwujące sztućce umieszczały jedzenie na pustych talerzach. Gdy skończyły,
Hermiona cicho podziękowała, nim wzięła do ręki widelec. Spojrzała na Draco,
który dosłownie jadł z talerza. Zmarszczyła nos, zanim skosztowała posiłku.
— Przepraszam za mojego syna —
powiedziała pani Malfoy. — Stracił wszystkie maniery, odkąd został przeklęty.
— Spróbuj jeść z tymi poduszkami na
rękach — wtrącił Draco między kęsami.
— Mając na uwadze, że nie mam rąk,
którymi mogłabym jeść, nie mogę się wypowiedzieć — odgryzła się jego matka.
Draco chrząknął i trochę się opanował,
aby chociaż nie rozrzucać jedzenia po całym stole.
Po kilku minutach ciszy pani Malfoy
odezwała się ponownie:
— Draco, mam nadzieję, że masz coś, co
należy do panny Granger.
— Już ci mówiłem — jęknął, wpatrując
się w czajnik. — To nie jest dobry
pomysł…
— Draco Lucjuszu Malfoyu, proszę cię, byś natychmiast oddał różdżkę pannie
Granger! — zażądała jego matka.
Draco skrzywił się, zerkając na nią,
podczas gdy jego dłoń grzebała w kieszeni płaszcza. Wyciągnął różdżkę i pokazał
ją Hermionie.
Brunetka spojrzała na nich — bestię i
czajnik — i poczuła rozbawienie na myśl, że taki delikatny kawałek porcelany
potrafił okiełznać bestię, którą był Malfoy. Ostatkiem sił powstrzymała się od
głośnego śmiechu. Zamiast tego odchrząknęła, wyrwała różdżkę z dłoni Draco, po
czym położyła ją na kolanach. Wróciła do jedzenia.
Draco przyglądał się jej uważnie, nie
będąc przekonanym, czy nie zamierzała go zaatakować. Obserwował ją przez resztę
posiłku, ale ona wyraźnie unikała jego wzroku.
Kiedy skończyli jeść, Hermiona
delikatnie wytarła usta serwetką i uśmiechnęła się w stronę czajnika.
— Dziękuję za śniadanie, pani Malfoy,
ale po prostu muszę już iść.
Chciała wstać, ale podłokietniki z
krzesła, na którym siedziała, owinęły się wokół jej talii, skutecznie zatrzymując
ją w pozycji siedzącej.
Hermiona rzuciła Draco mordercze
spojrzenie.
— Pozwól. Mi. Odejść.
Draco wyszczerzył zęby w uśmiechu.
— Och, pozwolimy, Granger. Ale mamy
kilka warunków — oświadczył, wskazując głową matkę.
Hermiona zerknęła na czajnik i uniosła
brew.
— Warunki? Jakiego rodzaju warunki?
Czajnik zeskoczył ze stołu na pobliski
wózek.
— Chodźmy do salonu i porozmawiajmy.
Draco, proszę przynieś pannę Granger.
Draco uśmiechnął się, wstając i
podchodząc do krzesła Hermiony, ale zanim zdążył ją podnieść, chwyciła różdżkę
i wymamrotała zaklęcie, sprawiając, że więzy wokół jej talii poluźniły się,
uwalniając ją.
Wstała i spojrzała na Draco, posyłając
przeszywające spojrzenie, po czym wsunęła różdżkę w rękaw.
— Dam sobie radę, dzięki.
Po czym odwróciła się na pięcie i z
wysoko uniesioną głową podążyła za wózkiem, a oszołomiony Draco chwilę później
do niej dołączył.
______________
Witajcie :) mamy weekend, więc pora na kolejny rozdział historii. Muszę przyznać, że nieźle się ubawiłam, tłumacząc tę część. Nadal śmieje się na samą myśl o Narcyzie Malfoy aka czajnik. Wyobraźnia autorki oryginału jak widać nie ma granic. A co Wy sądzicie o tym rozdziale? Byłoby mi bardzo miło, gdybyście napisali w komentarzach.
Nie wiem, czy to odpowiednie miejsce i czas, ale muszę Wam powiedzieć, że dzięki tej historii nabrałam chęci na więcej tłumaczeń, może nawet na pisanie... Kto wie, jak się wszystko potoczy. Ja na razie wszystko układa się po mojej myśli.
Kolejny rozdział pojawi się w przyszły weekend, więc oczekujcie!
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu i tygodnia. Enjoy!
Ha, jestem na czas!
OdpowiedzUsuńCo za cudowny prezent na dzień dziecka :
autentycznie musiałam kilkukrotnie przeczytać fragment żeby dotarło do mnie, że mówiący czajniczek to Narcyza! Ale dlaczego akurat czajnik? 😂Autorce wyobraźnia dopisuje!
Draco warczy nadal, za to Hermiona zaskakuje - ja uciekłabym z wrzaskiem z domu w którym mnie więziono:D Ogólnie, rozdział był ciekawy i zaskakujący.
Nie mogę się doczekać kiedy przeczytam coś Twojego autorstwa! Myślisz że będzie to z Universum HP czy raczej chcesz od tego odbiec? Mam nadzieję że Nie! :D Pottera nigdy za wiele.
Pozdrawiam ciepło!
Chciałam Wam zrobić mały prezent na Dzień Dziecka i chyba się udało.
UsuńHaha, ja jak pierwszy raz to przeczytałam, byłam w wielkim szoku i nadal to bawi :D
Hermiona ma bojowe nastawienie, tak szybko by stamtąd nie wyszła, poza tym bywa ciekawska ;)
Mam na swoim koncie dwie dłuższe historie, jedną porzuciłam (Muzyczna misja), bo nie miałam chęci i czasu na więcej, a druga czeka na dalsze rozdziały (Last Minute Love). Właśnie przymierzam się do LML, bo ostatni rozdział opublikowałam ponad rok temu... i aż wstyd cokolwiek publikować po takiej przerwie. Czytelnicy zapewne mnie nienawidzą :(
Pozdrawiam