Ślepe
robaki nie potrzebują oczu, by łączyć się na całe życie! —
oznajmił wesoło pergamin. — Daj szansę
randkom w ciemno!
Hermiona wykrzywiła usta z niesmakiem,
a Ginny pospiesznie zakryła to idiotyczne ogłoszenie kubkiem na wpół wypitej
kawy.
— Słuchaj — powiedziała młodsza
kobieta, siadając na skrawku zabałaganionego biurka Hermiony, obejmując jedną
ręką swój sześciomiesięczny ciążowy brzuch. — W tempie, w którym podążasz,
całkowicie zapomnisz co robić z kutasem, zanim jakiś niezły i przyjemny
wyląduje na twoich kolanach. Musisz tam iść. No wiesz, mieć rękę na pulsie. —
Uśmiechnęła się z powodu swojego żartu. — Zamierzona gra słów.
— Mam nadzieję, że to jest jak jazda
na rowerze. — Hermiona skrzywiła się, patrząc na formularz zgłoszeniowy.
— Jeśli ujeżdżasz facetów tak, jak
jeździsz na rowerze, to możesz spowodować pewne szkody.
Hermiona uniosła wzrok.
— Chodziło mi o to…
— Wiem, o co ci chodziło. — Zaśmiała
się Ginny. — Nie martw się. — Przesunęła bliżej formularz zgłoszeniowy,
zrzucając na podłogę część materiałów biurowych Hermiony. — Proszę bardzo.
Musisz tylko trochę o sobie opowiedzieć, o tym co lubisz i nie lubisz, czego
szukasz, no wiesz… wszelkie dziwne skłonności seksualne…
— Pokaż mi to! — wrzasnęła Hermiona, a
Ginny zachichotała.
— Żartuję, żartuję.
Pomimo stosów papierkowej roboty z
Ministerstwa, masy archiwalnych pism i wystarczającej ilości poobijanych i
niedomytych kubków do kawy, która podnosiła ciśnienie Hermionie, formularz
zgłoszeniowych przyciągnął jej uwagę jak podręcznik w pierwszym wydaniu. Jej
związek z Ronem skończył się około rok po tym, jak się zaczął, a przez następne
pięć lat kilka razy zakochała się bez wzajemności i była na kilku
niesatysfakcjonujących randkach, które były wszystkim, co kojarzyło się z jej
nazwiskiem. Nawet Oliver Wood rzucił ją po kilku miesiącach.
Dlatego „Metoda na ślepego robaka”
zaczęła coraz bardziej ją pociągać.
— Nie wiem. — Westchnęła, inicjując
niemal bez przekonania swoją ostatnią tarczę obronną. — A co jeśli będzie
okropnie?
— Cóż, stracisz tylko galeon. Możesz
po prostu potraktować to doświadczenie jako trening przez kolejną randką —
zaszczebiotała Ginny.
— Jeśli kiedykolwiek pójdę na „kolejną” — mruknęła Hermiona. — Nie byłam na
żadnej od dwóch lat!
— Po prostu wypadłaś z gry na zbyt
długo. Ale gdy ponownie wskoczysz na miotłę, znajdziesz na swojej drodze kilka
kafli.
— Racja — powiedziała niespokojnie
Hermiona, niechętna do oparcia swojej strategii randkowania na metaforze prosto
z quidditcha.
— Świetnie! — Wiwatowała Ginny, jakby
to było głośnie „tak”. Wzięła formularz zgłoszeniowy i przyjrzała mu się
krytycznym okiem. — Dobra — zaczęła. — Lecimy. Jaka powinna być twoja idealna
randka?
Hermiona westchnęła, podnosząc pióro i
przeżuwając je w zamyśleniu.
— Piknik w lesie — oświadczyła w
końcu.
— Nieźle — powiedziała Ginny,
zapisując to. — Co odpada?
— Głośno jedzący ludzie? Niewłaściwa
higiena. Och i mężczyźni, którzy czują się niepewnie, spotykając się z kobietą
zarabiającą więcej.
— Świetnie — przytaknęła Ginny, drapiąc
wściekle pergamin. — Dobra odpowiedź. Dobra, kolejne, jaka jest twoja
najbardziej zawstydzająca historia seksualna?
Brwi Hermiony uniosły się.
— Och, to było wtedy, gdy Oliver
poprosił mnie, żebym się dla niego przebrała, a ja… chwila. — Zauważyła złośliwy
uśmieszek na twarzy Ginny i skrzywiła się. — Ty małą czarownico! Daj mi to…
— W życiu! — Ginny zachichotała. — Za
kogo się przebrałaś? Proszę, powiedz mi, że to był ktoś, kogo znam. — Jęknęła
nagle. — Czy nie podkochiwał się w pani Hooch, gdy chodził do szkoły?
— Co?!
— Na brodę Merlina, tak było! To była
pani Hooch, prawda?!
— Nie!
Jeden ze stosów papierów runął na
podłogę, gdy Hermiona rzuciła się na Ginny, chcąc wyrwać jej pergamin z ręki.
— Nie chciałbym tego przerywać —
powiedział ktoś zadowolony z siebie, a Hermiona obróciła się, trzymając w
słabym uchwycie swoją ciężarną przyjaciółkę i zobaczyła Draco Malfoya stojącego
w drzwiach jej biura. — Ale niektórzy z nas mają pracę do wykonania i nie mogą
się skoncentrować, gdy wy dwie wrzeszczycie na siebie jak para mandragor —
dokończył.
Draco pracował w pobliskim biurze
Departamentu Regulacji i Kontroli Magicznych Stworzeń i permanentnie drażnił
Hermionę. Z kolei Ginny, która z zawodu była zawodniczką quidditcha, ale do
czasu narodzin dziecka skierowano ją do Departamentu Magicznych Gier i Sportów,
uważała, że Draco był zabawny — najprawdopodobniej dlatego, że dokuczał
Hermionie prawie tak samo jak ona.
Zdecydowanie dojrzał od czasów
Hogwartu i jeśli chodzi o papierkową robotę był świetnym kolegą, ale zachował
zamiłowanie do drwin przy każdej możliwej okazji, co zawsze doprowadzało
Hermionę do szaleństwa. Na nieszczęście Hermiony dawało im to okazję do kłótni
w sali konferencyjnej i pasywno-agresywnych liścików, przez co miała
przeczucie, że to mogłoby się przyczynić do ostatecznego uśmiercenia jej życia
uczuciowego.
Draco uśmiechnął się do nich i
skrzyżował ramiona na piersi, a jego blond włosy opadły niesfornie na czoło.
Hermiona niechętnie wypuściła Ginny,
która uśmiechnęła się zalotnie.
— Malfoy! — powiedziała, stukając w
formularz zgłoszeniowy. — Miło z twojej strony, że do nas dołączyłeś. Co według
ciebie jest najlepszą cechą Hermiony?
— To, że patrzy na mnie, jakby chciała
mnie udusić — powiedział niemal od razu.
— Nie wiedziałam, że ci się to podoba.
— Uśmiech Ginny momentalnie sprawił, że Draco spoważniał, na co parsknęła
śmiechem.
— Postarajcie się obniżyć ton krzyków
poniżej poziomu rozdzierającego uszy, dobrze? — zadrwił, odwracając się, by
wyjść, a Hermiona przejechała rękami po biurku, szukając czegoś, co mogłaby w
niego rzucić, gdy wychodził.
Jego blond włosy zniknęły za rogiem
zanim znalazła coś odpowiedniego, a mała pomarańczowa podstawka odbiła się
nieszkodliwie od futryny.
— Dupek — powiedziała zdecydowanie.
~*~*~*~*~*~*~*~
Hermionie udało się tego wieczoru
odesłać formularz zgłoszeniowy tylko dzięki pewności siebie spowodowanej
wypiciem pokaźnego kieliszka wina i niemal natychmiast tego pożałowała.
Tylko Bóg jeden wie, dlaczego
pozwoliła Ginny namówić się do tego.
Obecnie nikt nie umawiał się na randki
w ciemno. To było staromodne, prostackie i dawało jej tyle samo szans na
dopasowanie ze swoją prawdziwą miłością, co na zostanie międzynarodową
mistrzynią quidditcha (czytaj: technicznie
nie jest to niemożliwe, ale wciąż desperacko nieprawdopodobne).
Mimo to przeżyła około osiemnaście miesięcy bez dobrze znanego „do
zobaczenia” płynącego z ust przedstawiciela płci przeciwnej. Więc nie mogło być
gorzej.
I tak, gdy kilka tygodni później przez
jej okno wpadło zaproszenie na randkę, informując ją, że dzięki formularzowi
jakimś cudem została z kimś sparowana, nie mogła powstrzymać małego okrzyku
radości. Po podpisaniu dołączonej klauzuli, że zostanie w wybranym miejscu
przez co najmniej godzinę, pergamin zabłysnął złotem i pojawił się adres wraz z
numerem stolika.
Miała randkę.
Może to wyjdzie jej na dobre?
~*~*~*~*~*~*~*~
— Och, na litość boską…
— Co do diabła, Granger?
Albo nie.
Draco Malfoy ściskał oparcie krzesła
naprzeciwko niej w Chalet De L’Amour
z grymasem na twarzy, który mógłby nawet zepsuć dzień Gilderoya Lockharta.
Spojrzała na niego gniewnie.
— Co ty tutaj robisz?
— Mam nadzieję, że usiadłaś przy złym
stoliku — mruknął.
W odpowiedzi wyjęła z torebki
zaproszenie na randkę i wściekle rzuciła je na stół, ukazując numer zapisany na
dole.
— To tyle z nadziei — wymamrotał,
niemal rzucając się na siedzenie. — Wiedziałem, że nie powinienem był
podpisywać tej umowy. Przynajmniej godzinę, dobry Boże. Jakbym nie widywał cię
wystarczająco często.
Zacisnęła zęby.
— Wierz mi, to uczucie jest odwzajemnione.
Bezgłośnie poruszał szczęką, ukradkiem
rozglądając się po otoczeniu, przysunął krzesło do przodu i zdmuchnął świecę
znajdującą się na środku stolika.
Hermiona miała ochotę ponownie ją
zapalić, żeby go zdenerwować, ale zdecydowała się tego nie robić. W końcu była
tylko jedna rzecz gorsza niż przesiedzenie kolacji z Draco Malfoyem, a
mianowicie przesiedzenie romantycznej kolacji
z Draco Malfoyem.
Wierciła się na swoim miejscu.
— Dobry wieczór! — powiedział ktoś
wesoło, a Draco przekręcił się w tamtą stronę z miną kogoś, komu właśnie
powiedziano, że umrze powolną, bolesną śmiercią. — Jestem Melissa, dziś
wieczorem będę państwa kelnerką. Czy chcieliby państwo jakieś wino do…
— Tak…
— Boże, tak!
Kelnerka spojrzała na nich ze
zdumieniem, wplatając palce w fartuszek.
— W porządku. Czy jest jakieś
szczególne…?
— Obojętnie jakie, byle najtańsze —
powiedziała Hermiona.
— Wykluczone — odparł obrażony Draco.
— Wiedziałam, że będziesz okropną randką, Granger. Poproszę butelkę Pinot Noir.
Kelnerka skinęła głową i odwróciła
się, by bardzo szybko się ulotnić z pola widzenia, a Hermiona wbiła łokcie w
stół, mrużąc oczy.
— Co masz na myśli, mówiąc, że jestem
okropną randką?
— Spójrz na siebie — powiedział
drwiąco Draco. — Jesteś za mało elegancko ubrana jak na to miejsce,
przyjechałaś wcześniej niż wypada i trzymasz łokcie na stole. Nic dziwnego, że
musiałaś wziąć w tym udział.
Owinęła ramionami swoją letnią liliową
sukienkę.
— Przynajmniej nie jestem dupkiem.
— Czy nie powinnaś być grzeczna i
komplementować swojej randki?
— Nie jesteś moją randką — sapnęła.
— Śmiem się nie zgodzić — powiedział
oschle. — Zapłaciłem galeona by dostąpić tego zaszczytu.
— To pomyłka — warknęła. — Nikt przy
zdrowych zmysłach nie połączyłby nas w parę. Niewątpliwie.
— Najwyraźniej — odpowiedział
szyderczo.
Kelnerka pojawiła się ponownie, by
nalać im wina, przygryzając wargę, jakby nie chciała zwracać na siebie uwagi, a
Hermiona chwyciła swój kieliszek, gdy tylko został napełniony. Będzie potrzebowała
sporej ilości alkoholu, jeśli ma jakąkolwiek nadzieję na przetrwanie następnej
godziny.
Wokół nich znajdowały się pary w
różnym wieku, wypełniające restaurację rozmowami, śmiechem, gorącą mową ciała i
uczuciami promieniującymi na zewnątrz w jaskrawym kontraście ze skwierczącym
napięciem przy ich stoliku.
— Dlaczego tu jesteś? — zapytała
oskarżycielsko Hermiona, gdy kelnerka zniknęła, zostawiając ją i Draco, by
patrzyli na siebie znad fantazyjnego białego obrusu.
— Zapłaciłem galeona jakiemuś idiocie,
żeby wysłał mnie na randkę z Harpią — rzekł śmiertelnie poważnie.
— Zabawne — powiedziała kwaśno,
wypijając resztkę wina i sięgając, by nalać sobie kolejny kieliszek. — Nie mogę
uwierzyć, że tracę godzinę mojego życia „poznając” kogoś, kogo widuję pięć dni w
tygodniu.
— Biedaczka.
Zacisnęła palce na szklanej nóżce.
— Myślę, że mimo wszystko będę
traktowała tę randkę jako trening.
— Trening?
— Tak, Ginny zapewniała mnie, że jeśli
dzisiejszy wieczór będzie okropny, to przynajmniej może być dobre ćwiczenie
przed kolejną randką.
Jego brzmi uniosły się szyderczo.
— Masz już kolejną?
— Tak — skłamała Hermiona.
— Ach — powiedział, prześwietlając ją
na wylot. — Ważna wskazówka: nie mówiłbym o tym twojej kolejnej randce. Może
tego nie docenić.
— Przezabawne — ucięła. — Dzięki za
randkową radę.
— Zawsze do usług — powiedział.
Podniósł swój kieliszek patrząc na nią, żartobliwie się uśmiechając, a ona
poczuła lekkie trzepotanie serca w klatce piersiowej, ale szybko zrzuciła winę
na wino. Złośliwie machnęła widelcem, aż wykonało spektakularne salto na
podłogę.
— Wskazówka numer dwa — powiedział
Draco, gdy jej twarz poczerwieniała i kobieta zanurkowała na podłogę, próbując
przywrócić normalne tętno. — Nie atakuj sztućcami.
Uniosła głowę nad stół, marszcząc
brwi.
— Nie zamierzasz tego robić przez cały
wieczór, prawda?
Jego brew wystrzeliła ku górze.
— Oczywiście, że nie.
Udobruchana Hermiona uratowała
zagubiony widelec i usadowiła się z powrotem na krześle.
— Ale naturalne planuję to przez
następne pięćdziesiąt minut — dodał z uśmiechem pełnym zadowolenia i właśnie w
tym momencie Hermiona zaczęła tworzyć różne plany zamordowania go bez
naruszania etykiety restauracji.
~*~*~*~*~*~*~*~
„Randka” przebiegła tak dobrze, jak
można się było spodziewać.
Ich interakcje składały się głównie ze
spojrzeń, wyrywania się każdego z nich tylko po to, by sprzeczać się o
wszystko, od najlepszego sposobu jedzenia steków po politycznych udziałowców w
niedawnej emancypacji skrzatów domowych w Nowej Zelandii. Kelnerka pojawiła się
z koszem pieczywa w trakcie kłótni. Hermiona tak łapczywie zaczęła jeść
pierwszą bułkę, spoglądając gniewnie na kobietę, że ta uciekła zanim w ogóle
przyjęła zamówienie Draco.
Hermiona czuła się tak, jakby wszystko
ją niepokoiło, wirujący drut zaciskał się w jej brzuchu. Muzyka była zbyt
cicha, by się na niej skupić i zbyt głośna, by ją zignorować. Mężczyzna przy
sąsiednim stoliku roześmiał się, co sprawiło, że zacisnęła zęby, a jedna noga
od stołu wbijała się ostro w jej udo. Oświetlenie było niższe i łagodniejsze,
niż by sobie życzyła, a na dodatek miało frustrujący efekt uboczny, jakim był
cień pod kośćmi policzkowymi Draco i uwydatnienie lekkiego dołeczka po jednej
stronie jego ust. Nigdy wcześniej tego nie zauważyła i to była kolejna rzecz,
która powodowała, że czuła irytujący ucisk w brzuchu.
— Co wpisałeś w formularzu jako
idealną randkę? — spytała, prostując się i starając się nie myśleć o świetle,
kościach policzkowych i dołeczkach.
Posłał jej ostrożne spojrzenie.
— Spacer po plaży.
— Niedorzeczne — burknęła. — Ja wpisałam
piknik w lesie. Nie rozumiem, dlaczego sparowali tak przeciwne odpowiedzi.
— Piknik w lesie? — szydził. — Zimne
jedzenie w błotnistym lesie przepełnionym owadami? Nie, dziękuję.
— A spacer po plaży ma być o wiele
lepszy? Z tymi wszystkimi wrzeszczącymi dzieciakami, mewami i piaskiem, który
dociera wszędzie? Nie mówiąc już o
wietrze, który sieje spustoszenie we włosach.
— Naprawdę może — powiedział sucho.
Krzywiąc się, urwała kawałek bułki.
— Nie zgadzaj się ze mną.
— Dobra — uśmiechnął się, opróżniając
kieliszek. — Pikniki są nudne i przesadzone. Nic dziwnego, że nie możesz umówić
się na randkę.
— Kto to mówi — mruknęła niezrażona
Hermiona, wymierzając w niego nożem do masła — ponieważ fakt, że utknąłeś tutaj
ze mną sugeruje, że ty też nie możesz.
Odpowiedziała jej cisza. A potem jakby
udało jej się go zaskoczyć, na jego twarzy pojawił się lekki, zaintrygowany
uśmiech.
Włożyła całą resztę bułki do ust, aby
powstrzymać się do uśmiechu.
~*~*~*~*~*~*~*~
— I jeszcze jedno — Hermiona skrzywiła
się, dźgając swój stek, jakby to była tętnica udowa Draco — memorandum Pixie w
ogóle nie powinno być twoim zmartwieniem! Nie rozumiem, dlaczego Hamish
zdecydował się umieścić ciebie w zespole audytowym. To był mój projekt!
— Masz całkowitą rację — powiedział
bardzo rozbawiony Draco. — Dlatego pozwoliłem ci wziąć na siebie karę za nasz
wybuch w sali konferencyjnej.
— Ty to zacząłeś i powinieneś był
pomóc mi to skończyć — mruknęła Hermiona, wpychając do ust widelec z roszpunką
i żując wściekle, a rozdrażnienie jeszcze bardziej rozprzestrzeniło się w jej
piersi. — Cztery godziny papierkowej roboty za czterominutową kłótnię były
całkowicie nierozsądne.
— Nie kiedy kłótnia zakończyła się
groźbą transmutacji moich jąder w ślimaki — zauważył.
— Nadal to rozważam — oświadczyła
ponuro.
— Co prowadzi mnie do następnej
wskazówki…
— Och, odpieprz się — mruknęła, dźgając nasionko granatu z taką zawziętością, że
wyskoczyło spod widelca i wskoczyło do szklanki z wodą. — Nie chcę twoich
„wskazówek”.
— Naprawdę? — Uśmiechnął się, unosząc
brew. — Nie jesteś singielką od dwóch lat?
— Osiemnastu miesięcy — poprawiła go,
po czym zamarła, łowiąc ręką w szklance. — Śledziłeś mnie?
Przewrócił oczami.
— Oczywiście, że nie. Kilka dni temu
słyszałem, jak opłakiwałaś swoje życie miłosne z Weasleyem.
— Życie miłosne, które było na drodze
do poprawy, gdyby nie ty — zauważyła, wymachując uratowanym ziarnem granatu w
jego kierunku i na dokładkę spryskując talerz wodą.
— Tak jak moje — powiedział Draco. —
Niestety, oto jesteśmy.
Uśmiechnęła się ironicznie, mając usta
pełne mięsa.
— Bardzo atrakcyjne — mruknął. — Nie
zapomnij zrobić tego w biurze. Mężczyźni ustawią się w kolejce.
Jej policzki zapłonęły i szybko
przełknęła ślinę.
— Już to robią. — Naprężyła się. —
Dosłownie taplam się w zaproszeniach
na randki.
Zaśmiał się.
— Naprawdę?
— Oczywiście — skłamała, niewdzięcznie
wycierając usta serwetką. — Jestem świetną
partią. Mogę umówić się na randkę, kiedy tylko zechcę.
Draco uniósł brwi.
— Interesujące — powiedział powoli, a
zwój jeszcze mocniej owinął się na jej klatce piersiowej. — Możesz to
udowodnić?
— Co teraz?!
— Oczywiście, że nie. — Uśmiechnął
się, jakby opowiadał najzabawniejszy dowcip na świecie. — Jesteśmy na randce, nie możesz po prostu zaprosić kogoś innego.
Widzisz, właśnie dlatego potrzebujesz mojej pomocy…
— Och, na litość boską — syknęła i
gwałtownie odsunęła się od stołu.
Wiedziała, że tylko się z nią droczył,
wiedziała, że przesadziła, ale ucisk w klatce piersiowej był zbyt silny i po
prostu nie mogła siedzieć naprzeciwko Draco nawet sekundy dłużej.
— Hej — jęknął zaskoczony. — Zostało
dziesięć minut…
— W takim razie spędzę je w łazience —
warknęła. — Mam dość ciebie i twoich głupich randkowych rad jak na jeden wieczór.
Ledwo się odwróciła, by odejść, gdy
ponownie usłyszała jego głos i tym razem arogancka nuta zniknęła i przemieniła
się w coś, co było prawie… sugestywne.
— W takim razie do następnego
wieczoru.
Jej wnętrzności podskoczyły, podsycał
gniew i zamęt w jej żyłach.
W pracy wszystko było jasne.
Wiedziała, na czym stali, wiedziała, co miał na myśli z każdym dokuczliwym
komentarzem, wiedziała, jak go uciszyć. Ale tego wieczoru wszystkie granice
były zamazane, Draco wymykał się z komór, w których bezpiecznie go
przechowywała. Ten ostatni komentarz był definitywnym końcem, ponieważ brzmiał
prawie jak flirt, gdyby powiedział to ktokolwiek inny na tej planecie. I nie
wiedziała, co z tym zrobić.
Drut zaiskrzył, rozżarzony do
białości.
Ignorując spojrzenia wokół nich,
rzuciła na stół kilka galeonów i ruszyła do toalety.
Zwinęła kosmyk włosów wpadający jej do
oka, zdając sobie sprawę, że chciała wejść do męskiej toalety i wykonała
zirytowany obrót, dostrzegając przy tym rozbawioną twarz Draco. Drzwi damskiej
toalety zatrzasnęły się za nią i przez dziesięć minut morderczo wpatrywała się
w lustro nad umywalką, wymieniając wszystkie zaklęcia, jakie przyszły jej do
głowy.
Ten wieczór nie był niczym innym tylko
potworną stratą czasu.
Dobiegała druga godzina, gdy wreszcie
pozwoliła sobie opuścić lokal. Otuliła się kurtką i ruszyła do punktu
aportacji, przeklinając Draco Malfoya, Ginny Weasley, a przede wszystkim pieprzone ślepe robaki.
Och, biedny Krzywołap się nasłucha.
_________________________
Witajcie :) w to niedzielne popołudnie pojawiam się z nowym krótkim tłumaczeniem, które zapewne rozbawi wiele osób. Ta historia może być uznana za trochę przerysowaną, ale mimo wszystko bardzo fajnie mi się tłumaczyło. Mam nadzieję, że wszystko jest tak, jak powinno, ale gdybyście znaleźli jakiś błąd — dajcie znać.
Co sądzicie po pierwszym rozdziale? Zaciekawił czy zanudził? Wolałabym tę pierwszą opcję, ale wiadomo, nie wszystkim się dogodzi. Ta historia liczy tylko 5 rozdziałów, więc zapewne szybko zostaną opublikowane, być może drugi pojawi się w najbliżym tygodniu, ale zobaczę jak będzie u mnie z czasem, bo jestem na urlopie i może się zdarzyć niespodziewany wyjazd.
Wiem, że To, co najlepsze oczekuje na dalsze publikacje. Będą, już niedługo. Powoli ogarniam moje życie, zaczynam przenosić opowiadania na Ao3, jak prosiliście, a z tym troszkę schodzi. Także cierpliwości, na pewno będziecie zadowoleni.
Mam dość ambitne plany na zbliżającą się jesień, a mianowicie opublikowanie większości krótkich opowiadań na które mam zgodę do tłumaczenia. Czy się uda, ciężko stwierdzić, ale cele trzeba sobie stawiać.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego tygodnia! Enjoy!
Draco w tej historii od początku wydał mi się takim dupkiem :D Dobrze, że potem się poprawił... :D Polecam jako dość przyjemną lekturę :)
OdpowiedzUsuńJa najbardziej lubię go w takiej wersji, nie wiem, ale jakoś taki wydaje mi się najbardziej wiarygodny :D Dzięki za komentarz!
Usuń