środa, 11 sierpnia 2021

[T] Przewodnik po randkach i miłości według Draco Malfoya: Skarpetki

 

Tak się złożyło, że Hermionie udało się tylko zrelacjonować pierwsze dziesięć minut randki, po czym Krzywołap ziewnął bezinteresownie i wybiegł z pokoju z wysoko uniesionym ogonem.

Hermiona przerwała w połowie tyrady.

— Och, wybacz, masz coś lepszego do roboty?

Miauknął lekceważąco, a następnie, sądząc po odgłosach dobiegających z kuchni, przystąpił do ataku na rybkę-zabawkę, którą nie wykazywał zainteresowania przez ostatnie sześć tygodni.

Jęknęła i opadła na sofę.

Mężczyźni.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Jej okropny nastrój utrzymywał się do poniedziałku, kiedy zaatakowała co najmniej sześciu współpracowników za niedopasowane skarpetki, przed południem złamała trzy stalówki do pióra przez agresywne bazgrolenie i doprowadziła młodego stażystę do histerii, gdy przez krótką chwilę utrzymywała z nim bezpośredni kontakt wzrokowy.

Kiedy Ginny przyszła w porze lunchu, zrobiła dwa kroki do gabinetu Hermiony, zauważyła wyraz jej twarzy i natychmiast się wycofała.

— Po namyśle — powiedziała Ginny — myślę, że Malfoy mógłby być lepszym towarzyszem podczas lunchu.

— Nigdy więcej — warknęła Hermiona — nie wypowiadaj słów Malfoy i towarzysz w jednym zdaniu.

— Och. — Westchnęła Ginny. — O nie.

— O tak. — Hermiona dźgnęła swoją sałatkę. — Możesz sobie dopowiedzieć, jak dobrze poszło.

Ginny chwyciła stołek stojący z boku biurka, usiadła na nim i wyjęła kanapkę z torby.

— Zastanawiam się, dlaczego was dopasowali?

— Bóg wie — prychnęła Hermiona. — Ale myślę, że to doszczętnie zniszczyło moją ostatnią nadzieję na życie uczuciowe. Umrę samotnie.

— Nie, nic z tych rzeczy…

— Gin, nawet mój kot się mną znudził.

Ginny stłumiła parsknięcie.

— No dobra — powiedziała. — W takim razie wystarczy, że zaprosisz kogoś innego na randkę. Wybierz kogoś z listy. Nie ma znaczenia, kto to będzie, po prostu próbuj dalej, zanim na zawsze przeklniesz mężczyzn.

— Może powinnam zostać starą panną — westchnęła Hermiona. — Albo zakonnicą.

Ginny postukała ją po głownie pilniczkiem, który wyłowiła z bałaganu na biurku Hermiony.

— Przestań — powiedziała. — Wybierz kogoś, kogokolwiek i umówimy cię na randkę.

— Książę Harry.

— Hej, nie możemy obie umawiać się z Harrymi. To byłoby zbyt zagmatwane.

— Dobrze, dobrze. W takim razie Justin Finch-Fletchley.

Ginny skrzywiła się.

— Co?

Teoretycznie z Justinem Finch-Fletchleyem nie było nic złego. Był samotny, bystry, interesował się kobietami i pracował w niedużej odległości.

— On jest tylko trochę… mokry, prawda?

— Ugh — jęknęła Hermiona. — Zapomnij o tym.

— Nie, nie! — powiedziała szybko Ginny. Wgryzła się w kanapkę, przeżuwając w zamyśleniu. — Justin. W porządku. Opracujmy plan.

— Może mogłabyś zastawić na niego pułapkę przy fontannie i jeszcze raz zbesztać go za skarpetki — powiedział ktoś rozbawionym głosem.

Hermiona odwróciła się i zobaczyła, że Draco znów stoi w jej drzwiach, uśmiechając się tak, jakby nie utknęli na najbardziej katastrofalnej randce w życiu zaledwie dwa dni temu. Zarumieniła się, jej serce zaczęło walić.

— Dzięki za twój wkład — mruknęła. — Widzę, że nie zrezygnowałeś z tego udzielania rad dotyczących randkowania.

— Rozważałem to. — Uśmiechnął się, podciągając rękawy koszuli w sposób, który przyciągał wzrok Hermiony bardziej niż chciałaby przyznać. — Ale potem zdałem sobie sprawę, że było zbyt zabawnie. Najważniejsza wskazówka: mężczyźni uwielbiają, kiedy na nich krzyczysz.

— Proszę, odpieprz się — sapnęła, starając się nie zarumienić i zdecydowanie zawiodła. — I przestań podsłuchiwać!

— A ty przestań zostawiać otwarte drzwi — skontrował i ulotnił się w samą porę, by uniknąć limonowo-zielonej podkładki rzuconej w jego kierunku.

Zapadła cisza.

— Cóż — powiedziała Ginny. — On zdecydowanie z tobą flirtuje.

Hermiona nieomal zadławiła się kawałkiem kurczaka.

— Żartujesz? Prawie zamordowaliśmy się w sobotę!

— Gra wstępna. — Ginny wzruszyła ramionami i tym razem Hermiona naprawdę się zakrztusiła, ale Ginny była zbyt zajęta rechotaniem, by jej pomóc z zadławieniem.

— Przepraszam — powiedziała nieśmiało, kiedy już się uspokoiła i drogi oddechowe Hermiony zostały udrożnione. — Pomogę ci wymyślić plan zdobycia Justina. A zasadzka przy fontannie nie jest najgorszym pomysłem.

Znowu cisza.

— Ale pomiń wątek skarpetek.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

— Hej, Justin.

Justin skoczył na jakieś trzy stopy w powietrze, oblewając się wodą.

— Hermiono! Zmieniłem skarpetki, obiecuję…

— Och, nie chodzi o skarpetki — powiedziała szybko.

— Nie? — Spojrzał na nią z powątpiewaniem.

— Nie — odparła. — No, może trochę. Chciałam przeprosić.

— Och.

— Przepraszam, że na ciebie krzyczałam — zaczęła. — Miałam okropny weekend, ale wiem, że nie powinnam wyżywać się na moich współpracownikach. Moich bardzo sprawnych współpracownikach.

Zamrugał.

— Racja. Cóż, w porządku. Nic nie szkodzi.

Odwrócił się, by odejść, ale Hermiona podniosła rękę.

— Zaczekaj — powiedziała szybko. — Chciałam zapytać czy może chciałbyś kiedyś wyskoczyć na drinka? Razem.

Przełknął powietrze jak ryba w wodzie.

— Och, ja… jestem zajęty.

Zaskoczona opuściła rękę.

— Nie powiedziałam kiedy.

— Och. — Skulił się. — Wybacz, ja… Nie, dziękuję?

Ktoś zaśmiał się głośno z dalszej części korytarza, a Hermiona spojrzała w górę, by przekonać się, kto oprócz pieprzonego Draco Malfoya przyglądał się tej scenie, jakby to była najzabawniejsza rzecz, jaką widział przez cały tydzień.

— W porządku — warknęła, a Justin odskoczył, jakby to było skierowane do niego. Uciekł w bezpieczne miejsce, jakby bał się o swoje życie, podczas gdy Draco zgiął się wpół ze śmiechu, a Hermiona kipiała złością.

— I zmień koszulę! — krzyknęła w kierunku oddalającej się postaci Justina. — Ta jest przemoczona!

Zanim Draco uspokoił się na tyle, by znów się wyprostować, Hermiona podeszła do niego z rękami na piersi, by spojrzeć mu prosto w twarz.

Co tak cię bawi? — syknęła.

Sprawni? — Uśmiechnął się. — To najlepszy komplement na jaki cię stać?

— Och, zamknij się! — warknęła, czując, że jej włosy stanęły dęba. — Ty też nie możesz umówić się na randkę.

— Och, ależ mogę. — Rozpromienił się, wyglądając na tak zadowolonego, że miała ochotę walnąć go w twarz. — I mam. W piątek wieczorem.

Hermiona odwróciła się gwałtownie na pięcie i bez słowa wróciła do swojego biura.

Choćby miała zginąć, także umówi się na randkę w piątek wieczorem.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Jednak przed piątkowym popołudniem Hermiona nadal nie była umówiona na randkę i musiała przyznać, że to być może nie był jej najmądrzejszy pomysł. Opowieści o jej coraz bardziej desperackich próbach zapraszania różnych współpracowników na kolację szybko stały się swego rodzaju biurowym folklorem, a uśmieszki i spojrzenia podążały za nią, gdziekolwiek się udała.

Co gorsza, Draco pojawiał się przy każdej możliwej okazji, by przypomnieć jej, że on ma randkę, a ona nie.

— Zawsze pozostaje metoda na ślepego robaka — drażnił ją, gdy pewnego dnia stała przy aneksie kuchennym i ściskała torebkę herbaty, jakby ta ją osobiście obraziła.

— Nie, jeśli znowu sparują mnie z takim ślimakiem jak ty — wypaliła. Torebka z herbatą rozdarła się, zalewając jej popołudniową filiżankę herbaty luźnymi liśćmi, więc zanurkowała w jej głębiny. — Wolę umrzeć samotnie, dzięki.

Tylko się uśmiechnął.

— Oto moja najnowsza wskazówka, nie porównuj swoich partnerów do mięczaków.

Nie jesteś moim partnerem!

— Najwyraźniej nikt inny także nie.

Rozdarta torebka z herbata poleciała w stronę jego głowy, ale uchylił się, wybuchając śmiechem, który do cholery sprawił, że kobieta prawie się uśmiechnęła. Wylała herbatę do zlewu i wróciła do biura w jeszcze gorszym nastroju niż wcześniej.

Gdy tylko zegary wybiły piątą, ruszyła w stronę kominków Ministerstwa, rzucając przelotne spojrzenie w kierunku gabinetu Draco. Nie mogła się doczekać weekendu dla siebie, prawdopodobnie zaczyta się w książce i nie planowała pozwalać na nic, co mogłoby odwrócić jej uwagę od tych planów.

Dlatego też była raczej zmieszana, gdy ogromna, najbardziej pompatycznie wyglądająca sowa, jaką kiedykolwiek widziała, zastukała swoim wielkim dziobem w okno jej sypialni prawie o jedenastej w nocy.

Mamrocząc z pogardą, wpuściła sowę i przyjęła list, który niosła.

Dzisiejsza randka była bardzo udana — informował ją. —Byłem grzeczny i uprzejmy, pozwoliłem mojej partnerce wybrać wino i zjadłem swój posiłek z gracją i przyzwoitością. Nie rzucałem także sztućcami na podłogę, nie wkładałem rąk do szklanki z wodą ani nie szedłem do toalety, dopóki nie skończyliśmy jeść. Mam nadzieję, że to pomoże Ci w dążeniu do życia uczuciowego. D.M.

Hermiona zacisnęła usta, próbując się nie roześmiać.

Skoro wieczór był taki udany — odpisała — dlaczego piszesz do mnie, zamiast cieszyć się pewnymi nocnymi przywilejami w towarzystwie twojej partnerki?

Kto mówi, że już tego nie zrobiłem?

Nie zajęło ci to dużo czasu — odgryzła się Hermiona.

Minęło trochę zanim nadeszła jego odpowiedź. Ale gdy to się stało, poczuła się dziwnie, jakby udało jej się mu zaimponować.

Touche, Granger.

Była zadowolona z siebie, gdy na dobre zamknęła okno i ułożyła się na łóżku.

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

Stopniowo ograniczyła próby zaproszenia kogoś na randkę w ciągu następnych kilku tygodni, aby jej obecna bezzasadna reputacja nie rozwinęła się w dobrze i naprawdę zasadną, ale to nie powstrzymywało Draco od spędzania każdej możliwej chwili na napawaniu się niedawną randką albo tą, która miała wkrótce nastąpić.

Hermiona nie mogła pojąć, jak u licha udawało mu się co tydzień zdobywać inną dziewczynę i chociaż starała się przekonywać samą siebie, że jej to nie obchodzi, ciężko było się nie przejmować, kiedy tak bardzo z niej drwił. Ich dobrze znane kłótnie w sali konferencyjnej przybrały na sile, jego niezapowiedziane wizyty w jej biurze stały się częstsze, stos podstawek rzuconych w drzwi stale się powiększał, a listy, które Draco wysyłał jej po każdej udanej randce były absurdalnie atencyjne.

 

Wskazówka numer 18: powstrzymaj się od wyzywania swojego partnera od dupków i ciot. Zobacz też: maniery.

 

Wskazówka numer 26: dziel się dowcipnymi anegdotami (nie o Twoim kocie lub pryszczatych przyjaciołach).

 

Wskazówka numer 31: zadaj swojemu partnerowi ciekawe pytanie dotyczące życia. „Co tutaj robisz?” się nie liczy i może zostać odebrane jako niegrzeczne.

 

To było ponad wszelkie wyobrażenie. A gorsze było to, że każda z nich coraz bardziej ją rozśmieszała. W piątym tygodniu Hermiona desperacko chciała coś zrobić.

A wiecie, co mówią o desperacji…

 

~*~*~*~*~*~*~*~

 

— Hermiono! Tutaj!

Wystarczyły dwa słowa, by zdała sobie sprawę, że całkowicie się przeliczyła, jakich desperackich środków to wymagało.

Cóż, trzy słowa i widok Cormaca McLaggena zrywającego się na nogi tak nagle, że rozległ się trzask sztućców. To tak bardzo wykraczało poza desperację, że mogło być uznane za szaleństwo. Hermiona zaczęła rozmyślać o możliwych drogach ucieczki, na jakie mogłaby pozwolić restauracja.

— Cormac — powiedziała słabo, próbując się uśmiechnąć, ale grymas natychmiast zniknął z jej twarzy, gdy próbował pocałować ją w policzek. Szybki unik i zamiast tego zwrócił uwagę na jej dłoń.

Wyciągnęła ją zmieszana i minęło wystarczająco dużo czasu, by ten gest stał się niekomfortowy, ale powstrzymała się od wytarcia dłoni w spódnicę.

— Tak się cieszę, że dotarłeś.

— Żartujesz? Nie mogłem przegapić drugiej szansy ze Złotą Dziewczyną! — powiedział głośno, a ona skuliła się, siadając na swoim miejscu, jakby pogodziła się z wieczornymi torturami.

W gruncie rzeczy nie pomyliła się, biorąc pod uwagę sposób w jaki zaczął opisywać każdą swoją obronę po każdym strzale, jakie miały miejsce w jego ligowym sezonie quidditcha.

— A potem tłuczek leciał prosto na mnie, ale uderzyłem go, tak, pięścią, z prawej, w taki sposób i puf pofrunął prosto na niego i — słuchaj tego — zrzucił go z miotły!

— Nie! — powiedziała Hermiona bez entuzjazmu.

— Tak! — zawołał Cormac. — Wiedziałem, że ci się spodoba.

— Mhm — odpowiedziała, opróżniając kieliszek po winie i przykuwając wzrok przechodzącej kelnerki. — Przepraszam, czy mogę prosić kolejny kieliszek…

— Przyniosę butelkę, dobrze? — zasugerowała cicho kelnerka, rzucając Cormacowi spojrzenie z ukosa, który był w trakcie monologu, a Hermiona desperacko skinęła głową.

To prawda, że ładnie dojrzał… ale niestety tylko fizycznie. Pomimo silnej szczęki, szerokich ramion i błękitnych oczu nadal posiadał umiejętności konwersacyjne na poziomie Eksplodującego Durnia i mniej więcej taką samą subtelność.

Zjedli już dwa dania, a wszystko, o czym Cormac zdecydował się mówić, dotyczyło jego drużyny quidditcha, jego przyjaciół z quidditcha, jego wyników w quidditchu i dość dziwnej wnikliwości na temat prawdopodobnej lokalizacji następnego Pucharu Świata w quidditchu. Boże, Draco przynajmniej pozwolił jej dość do słowa.

Miała nadzieję, że będzie miała coś przynajmniej częściowo fajnego, o czym mogłaby napisać Draco.

— Wiesz, naprawdę myślałem, że spieprzyłem na imprezie Klubu Ślimaka — mówił Cormac. — Wyobraź sobie moje zdziwienie, gdy dowiedziałem się, że przez te wszystkie lata skrycie coś do mnie czułaś!

Każde jej włókno rozwijało się.

— Nie nazwałabym tego tak…

— Jestem po prostu podekscytowany, że zdecydowałaś się dać mi drugą szansę! — Uśmiechnął się, nabijając widelcem kawałek kurczaka i żując z zachwytem.

— No cóż — mruknęła, biorąc duży łyk wina z nowo napełnionego kieliszka. — Wszyscy popełniamy błędy.

— Mówiąc o drugiej szansie — zapiał nagle Cormac, najwyraźniej nie słysząc jej wypowiedzi — słyszałem, że Draco Malfoy pracuje w twoim biurze!

— Właściwie trzy drzwi dalej…

— Muszę powiedzieć, że byłem zaskoczony, gdy dostałem twoją sowę, ponieważ słyszałem, że wasza dwójka jest powiązana, więc…

Wino znajdujące się w ustach Hermiony niemal wylądowało na jej kolanach.

— Słyszałeś co?!

— No tak, właśnie, phi! — parsknął. — Cóż, oczywiście wiedziałem, że to musi być plotka…

— Ludzie myślą, że jesteśmy powiązani?! Znaczy… razem?!

Cormac zachwiał się prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu.

— No tak, ale…

— Ale to niedorzeczne! — wrzasnęła. — Jesteśmy praktycznie zagorzałymi wrogami, a nie cholernymi… partnerami!

— Cóż, tak właśnie powiedziałem — odrzekł z dumą w głosie. — Wiedziałem, że od zawsze się nienawidzicie, więc za każdym razem, gdy Dav — David Nathan, wspominałem o słynnym ścigającym? Poszedł kiedyś na imprezę z Gwenog Jones, prawda? Za każdym razem, gdy o tym wspominał — to znaczy o tobie i Malfoyu — mówiłem mu „Dav, kolego, masz złe informacje” — dokładnie to i tak, że nie ma mowy, żebyś nawet rozważała umawianie się z nim, prawda? Właściwie to mam zabawną historię o Davie, raz gdy ćwiczyliśmy blokowanie kafla, powiedział, że prawdopodobnie jestem najlepszym…

— Poczekaj! — krzyknęła Hermiona, a Cormac gapił się na nią z komicznym wyrazem twarzy. — Co on — Dav — powiedział o mnie i Draco?

Cormac zamrugał.

— Tylko, że wasze kłótnie są dość znane w biurze DRiKMS — tam pracuje jego mąż, wiesz, mąż Dava, Ike? Ike Spencer? Ale hej, słuchaj, chciałem ci opowiedzieć, to ci się spodoba, kiedyś wyzwałem Dava, żeby…

— Co on powiedział?! — ryknęła Hermiona.

Cormac odłożył widelec.

— Że te wszystkie twoje kłótnie z Malfoyem to przykrywka dla faktu, że się spotykacie. I że w DRiKMS obstawiają, kiedy ujawnicie prawdę.

Hermiona miała wrażenie, że cały świat zamarł na kilka sekund, zanim eksplodowała.

— Co za dranie! Jak oni śmieją — przez te wszystkie lata w Ministerstwie nigdy nie słyszałam takich bzdur!

Brwi Cormaca uniosły się ku linii włosów.

— Właściwie mam ochotę napisać o tym Harry’emu…

— Hej! To tylko plotka.

Wpatrywała się morderczo w swoją miskę, rzucając ryż na widelec. Zapadła cisza pełna napięcia.

— W każdym razie — powiedział powoli Cormac. — W następną niedzielę mam mecz przeciwko Jeżozwierzom z Peckham. Są straszliwie dobrzy, ale oczywiście, gdy ostatnim razem graliśmy, obroniłem każdy z ich…

— Bzdury! — Hermiona znów wrzasnęła, nie mogąc dłużej tego tłumić. — Po prostu nie mogę w to uwierzyć! Czy Draco o tym wie?! Ci sprytni, wścibscy ludzie…

— Hermiono? Myślę, że już pójdę.

Spojrzała na niego, a widelec z brzdękiem wpadł do miski.

— Tak?

— Tak — powiedział. — Cała ta sprawa z Malfoyem jest… nie zrozum mnie źle, oczywiście jesteś bardzo miłą kobietą, ale po prostu… nie potrafisz rozmawiać o niczym innym.

Zdumiona Hermiona obserwowała jak Cormac McLaggen wstał od stołu z przepraszającym wyrazem twarzy i jak najszybciej skierował się do drzwi.

Zbyt zszokowana, by czuć urazę lub ulgę, spojrzała na resztę, która zostawił na stole.

Mało. Oczywiście.

Opróżniła kieliszek wina, rzuciła kilka monet na stół i wyszła z restauracji z w połowie pustą butelką wina pod pachą, postanawiając znaleźć wygodną i będącą w zaciszu ławkę, aby dopić wino do końca, nie mówiąc o Draco Malfoyu.

_______________

Hej :) tak jak informowałam wczoraj, dzisiaj pojawia się drugi rozdział tłumaczenia. Jak wrażenia? Coś się rozjaśniło czy zagmatwało? Tę historię bardzo przyjemnie mi się tłumaczy. Uwielbiam Draco w takiej wersji, chociaż Hermiona mogłaby troche wyluzować. Nie sądzicie? Dajcie znać w komentarzach.

Trzeci rozdział prawdopodobnie dodam w sobotę, gdy wrócę do Warszawy. Niestety urlop się kończy i trzeba wracać do pracy, ale mimo wszystko to były owocne dwa tygodnie, a niemal codzienne spotkania z moimi kociakami dodały mi masę energii do działania. 

Gdy skończę tłumaczyć Przewodnik wrócę do To, co najlepsze i w między czasie przygotuję kolejne krótkie 5-rozdziałowe tłumaczenie. W jakim klimacie? Cóż, możecie obstawiać.

Tyle ode mnie. Miłego końca tygodnia! Enjoy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)

Obserwatorzy