Gdy Hermiona zbliżała się do końca
butelki wina, zdała sobie sprawę, że na żadnej z jej dwóch ostatnich
przerażających randek nie podano więcej niż danie główne i dlatego czuła się
uprawniona do zjedzenia deseru.
Na szczęście na uboczu Ulicy Pokątnej
znajdował się mały sklepik, więc poszła tam z determinacją, zmniejszając
butelkę wina i wkładając ją bezpiecznie do stanika. Wciąż głaskała się w
matczyny sposób po piersiach, gdy dotarła do drzwi sklepiku i zobaczyła w
środku nazbyt znajomą twarz. Nagle zdjęła ręce z piersi.
— Znowu ty — poskarżyła się, a Draco
skrzywił się.
— Ona mnie śledzi — powiedział
bezceremonialnie do czarownicy za ladą, która rzuciła obojgu nerwowe spojrzenie
i zniknęła za wystawą sowich smakołyków.
— Nie mogę się ciebie pozbyć, do
cholery — burknęła Hermiona, podchodząc do niego i chwytając po drodze kubełek
Nierozpuszczalnych Bombowych Lodów Jagodowych. — Co ty tutaj robisz?
— Rekonwalescencja — odpowiedział.
Wziął słoik z klastrami karaluchów i przez chwilę przyglądał im się z
niesmakiem.
— Jaki tajemniczy — mruknęła
śmiertelnie poważna. Zwróciła się do ekspedientki. — Poproszę to i jeszcze
tabliczkę jakiejkolwiek mugolskiej czekolady, jaką pani ma.
— Co, zostałaś porzucona czy jak? —
Draco zażartował, a ona posłała mu mordercze spojrzenie.
— Tak — odpowiedziała bez
zastanowienia i szybko zabrała deser na zewnątrz.
Ledwo co znalazła idealną ławkę do
schowania swoich łupów, gdy drzwi za nią otworzyły się z hukiem i odwróciła
się, by zobaczyć Draco ściskającego kubełek z lodami czekoladowymi.
— To tak jak ja. — Uśmiechnął się.
Trudno było jej się nie zaśmiać, więc
Hermiona nie miała innego wyjścia, jak tylko odwrócić się i ruszyć w stronę
ławki tak szybko, jak tylko mogła z kącikami ust uniesionymi do góry.
— Tak naprawdę nie zostałam porzucona — dodała. — Ale ktoś porzucił mnie
w połowie randki.
— Brzmi znajomo — skomentował cierpko.
Próbowała mu posłać spojrzenie, ale
wyszedł z tego uśmiech.
Szli dalej, Draco nie wykazywał
żadnych oznak na chęć zmiany kierunku, a Hermiona jedynie zmrużyła oczy.
— Mam nadzieję, że jesteś świadomy —
powiedziała — że ta ławka jest moja.
Obok niej rozległ się trzask
zniknięcia, a potem Draco pojawił się sześć stóp przed nią, by usiąść na środku
wspomnianej ławki, uśmiechając się od ucha do ucha.
— Jesteś dupkiem — mruknęła i nie
tracąc rytmu, machnęła różdżką, by odepchnąć go na bok, aby mogła usiąść na
drugim, jak najdalej od niego.
Dopiero po tym, jak usiadła, zdała
sobie sprawę, że jej zniecierpliwienie, by być o krok przed nim, uwięziło ją w
spędzaniu z nim jeszcze więcej czasu, a zakłopotanie, które wiązałoby się z
odejściem, oznaczało, że utknęła z mężczyzną.
Na dworze było ciemno, nocne powietrze
przyjemnie chłodziło jej skórę i nawet gwiazdy życzliwie mrugały nad nich
głowami. Nienawidziła tego.
Otworzyła pokrywkę swoich lodów,
wyczarowała łyżeczkę i wbiła ją zaciekle w środek, prawie zapominając o
Ślizgonie, który siedział trzy stopy od niej.
— Nie spytasz mnie, co się stało? —
zapytał.
Prawie.
Spojrzała na niego gniewnie, co oczywiście
Draco postanowił zinterpretować jako Chciałabym
wiedzieć, proszę, powiedz mi więcej.
— Astoria Greengrass powiedziała, że
nie chce iść na drugą randkę — oświadczył.
— Cóż — powiedziała stanowczo Hermiona
— to zrozumiałe…
— A potem rzuciła we mnie swoim
drinkiem.
Przerwała jedzenie, mrużąc oczy.
— Co zrobiłeś?
— Nic! — przekonywał. — Ni stąd ni
zowąd zaczęła krzyczeć, że jestem dupkiem i wybiegła z restauracji.
Hermiona ukryła uśmieszek.
— Brzmi znajomo.
Skrzywił się ironicznie i wrócili do
milczenia. Hermiona zauważyła, że szybko kończy jedzenie lodów, więc rzuciła
się na tabliczkę czekolady, starając się, aby jej rozkosz trwała dłużej.
— Granger — powiedział Draco, gdy jej
usta były pełne czekolady.
— Hm?
— Czy z twojej sukienki wystaje
butelka wina?
Podążyła za jego wzrokiem do dekoltu,
któremu przyglądał się z podejrzliwością i przełknęła ślinę.
— Rzeczywiście — odpowiedziała
defensywnie i wyjęła butelkę z biustonosza. Szybkie stuknięcie różdżką
sprawiło, że przywróciła jej normalny rozmiar, a potem była w stanie upić łyk.
Draco szybko wrócił do jedzenia
swojego deseru z rumieńcem na policzkach.
Wyczuwając jego słabość, chwyciła się
tego jak koła ratunkowego.
— Chcesz trochę? — droczyła się, a on
tylko poczerwieniał.
Aha, sukces.
— To
dlatego ludzie myślą, że się spotykamy — mruknął.
Jej triumf był krótkotrwały. Spojrzała
na niego, odsuwając butelkę.
— Wiedziałeś
o tym?!
— Nadążam za plotkami w Ministerstwie
— odpowiedział.
Wpatrywała się w niego.
— I pozwoliłeś im w to uwierzyć?!
— Myślisz, że nie próbowałem ich przekonać, że jest inaczej? — rzucił. —
Wystarczająco trudno jest znaleźć kobiety chętne do umawiania się z byłym
Śmierciożercą nawet bez tego, że wszyscy myślą, że jestem w tobie zakochany!
Coś ciepłego zadrżało w żyłach
Hermiony.
— Dobrze, że miałeś tak wiele
wspaniałych randek, aby udowodnić, że to nieprawda — mruknęła.
— Nikt nie chciał drugiej randki —
powiedział cicho Draco.
Zapadła natychmiastowa i
przygniatająca cisza.
— Co ty powiedziałeś? — zapytała, puls
nagle przyspieszył.
— Nic — wymamrotał szybko, ponownie
nurkując w swoich lodach. — Zupełnie nic.
— Draco…
— Po prostu zapomnij, że coś
powiedziałem — warknął.
Wyczuwając, że jej pierwsza miła
rozmowa z Draco może szybko się skończyć, jeśli przyspieszy, Hermiona ssała
leniwie łyżeczkę.
Zapadła długa i pełna napięcia cisza.
— Kto cię rzucił? — zapytał w końcu,
trzymając kciuki na kolanach.
— Cormac McLaggen — powiedziała.
A potem Draco prychnął cicho i
napięcie zniknęło.
— Merlinie, on nie jest wart
marnowania twojego czasu — zaśmiał się. — Zasługujesz na kogoś lepszego.
Hermiona zakrztusiła się mrożoną
jagodą, a jej serce przyspieszyło.
— Co?! — wybełkotała.
Wzruszył ramionami, uśmiechając się
nad swoją łyżeczką do lodów.
— Są inni ludzie.
— Niby kto?! — szydziła. — Każdy w biurze ucieka na milę, gdy tylko się
zbliżam! To tak, jakbym była trędowata!
Draco zastanawiał się nad tym przez
chwilę.
— Być może — powiedział szybko — nie
zdajesz sobie sprawy ze swojej biurowej osobowości.
— Moim biurowym czym?!
— Pozwól, że cię oświecę — rzekł, a
smuga czekoladowych lodów na górnej wardze była jedyną oznaką jego wyższości. —
Niektórzy uważają cię za odrobinę… przerażającą.
— Przerażającą?! — Hermiona pisnęła.
— Spokojnie. — Uśmiechnął się. —
Jesteś mądra. Jesteś autorytetem. Zawsze trzymasz się zasad. I niektórzy ludzie
uważają to za przerażające. Więc nie jesteś trędowata, ale… bardziej jak… lew.
Przez chwilę wpatrywała się w niego
oszołomiona, niepewna, czy ma się roześmiać czy poczuć urażona.
— Lew.
— Tak. Wielkie zęby. Pazury. Bardzo
straszne.
— Wiem,
czym jest lew.
— Mam nadzieję — powiedział
niezrażony. — Wystarczająco długo siedziałaś pod sztandarem Gryffindoru.
Przewróciła oczami.
— Ha, ha, bardzo śmieszne.
— Jestem, prawda? — zapytał
zadowolony.
— Och, najzabawniejszy — wycedziła. —
Może dlatego nas sparowali.
— Co, bo ty też jesteś zabawna?
— Właściwie nie — powiedziała z
uśmiechem. — Ale dzięki za komplement.
Parsknął śmiechem, zanim zdołał się
powstrzymać, a w jego ciemnoszarych oczach było coś nowego, coś, co mówiło, że
odkrył w niej coś, czego nawet nie szukał.
— Zamknij się, Grager — mruknął, ale
nie mógł ukryć wyrazu swojej twarzy.
Uśmiechnęła się nieśmiało do siebie i
wbiła łyżeczkę głęboko w deserze.
~*~*~*~*~*~*~*~
Gdy zbliżała się noc, a ilość lodów w
kubełkach malała coraz bardziej, Hermiona musiała przyznać, że naprawdę dobrze
się bawi.
Kiedy Draco nie miał ochoty jej
podjudzać, jego błyskotliwy dowcip odbijał się rykoszetem od jej własnego w
idealnej synchronii, co w miarę upływu czasu powodowało sporo rozrywki. Nawet
kiedy na dobre skończyła jeść swój deser, została tam, rzucając uwagi w tę i z
powrotem, aż oboje parskali śmiechem.
— A więc — powiedziała. — Twoja
wskazówka randkowa.
Uśmiechnął się, wyraźnie niezmiernie
dumny z siebie.
— Tak?
— Nie mogłam nie zauważyć, że chodziło
o to, co mam robić, gdy byłam na
randce — skomentowała, stawiając stopy na ławce i owijając kolana ramionami. —
Przypuszczam, że nie masz pomysłu, jak właściwie zabrać się za umawianie się na randkę?
Odwrócił się ku niej, a powolny
uśmiech pojawił się na jego twarzy.
— Chwila — mruknął. — Prosisz mnie o radę?
Z umartwieniem zmarszczyła nos.
— Cofam to…
— O nie. — Rozpromienił się,
pochylając się bliżej. — Nic nie mów, muszę się tym nacieszyć.
— Po prostu odpowiedz na pytanie. —
Skrzywiła się, a on wybuchnął śmiechem.
— Dobrze. — Uśmiechnął się. — Po
pierwsze, omijałbym ludzi takich jak McLaggen i Finch-Fletchley. Potrzebujesz
kogoś, kto nie jest onieśmielony tym, że jesteś… sobą.
— Co to ma…
— Ta sprawa z lwem, pamiętasz?
— Och, racja — prychnęła, biorąc łyk
wina. Draco wykonał ruch w kierunku butelki, a ona podała mu ją, czując, jak
jej policzki płoną, gdy przyłożył szkło do ust.
— Po
drugie — kontynuował — polecam wymyślić bardziej pomysłowe miejsce na
randkę niż wspólne wyjście na drinka.
— Ale to klasyka… — zaprotestowała.
— To nudne — wyjaśnił natychmiast. —
Nie wolałabyś zrobić czegoś nowego? Zabawnego? Co powiesz na spacer po plaży o
zachodzie słońca? Wybranie się na Pokątną na całonocny maraton? Zdobycie
ekskluzywnego świstoklika do miejsca, w którym nigdy wcześniej nie byłaś?
Serce Hermiony zatrzepotało lekko.
— Brzmi fajnie — przyznała,
przyciskając kolana bliżej piersi. — Ale dla przypomnienia, myślę, że „piknik w
lesie” zasługuje by być na tej liście.
Zaśmiał się.
— W porządku.
Zapadła rozbawiona cisza.
— Masz trzecią? — zapytała niepewnie,
a on uśmiechnął się, kręcąc głową.
— Jeszcze nie — odpowiedział.
Poczuła przyjemne mrowienie w brzuchu.
— Wiesz — powiedziała w końcu, dłubiąc
w rajstopach — nie jesteś okropny.
Patrzył na nią przez chwilę.
— Merlinie — wycedził. — Jak mogę
przyjąć tak wielki komplement?
Uderzyła go łokciem, a jego łyżeczka z
brzdękiem zsunęła się na ziemię.
— Zamknij się — powiedziała, gdy oboje
się śmiali. — Mówię serio. Gdy nie próbujesz mnie podjudzać…
— Och, nie zdałem sobie sprawy z tego,
że przestałem. Proszę, wybacz mi mój błąd w postępowaniu.
— Poddaję się — prychnęła, zwijając w
kulkę opakowanie po batonie i pokonana opierając się na ławkę. — Więc nie
przyjmuj komplementu. Nie ma sprawy.
Uśmiechnął się do niej.
I z jakiegoś powodu światło księżyca
robiło coś podobnego do tego co delikatne oświetlenie restauracji kilka tygodni
temu. Nie mogła się powstrzymać od patrzenia na linię jego oczu ukształtowaną
poprzez kształt kości policzkowych, kąt szczęki, ciemnoszare tęczówki, ten cholerny dołeczek i idealny łuk ust, gdy
się uśmiechał. Za każdym razem gdy Hermiona odwracała wzrok, ten jakby
momentalnie kierował się w jego stronę, prześwietlając go na wylot, aż była
pewna, że mogłaby zobaczyć go zamkniętymi oczami.
O Boże.
Pragnęła go.
— Nasza randka — usłyszała swój głos,
niemal pozbawiony tchu, serce łopotało jej w piersi. — Nigdy nie daliśmy temu
szansy, prawda?
Wzruszył ramionami, odwracając wzrok,
a Hermiona natychmiast zatęskniła za kontaktem wzrokowym.
— To nie była właściwa randka —
powiedział.
— Dlaczego nie? — zapytała cicho.
Przełknął ślinę, a ona poczuła się
tak, jakby nigdy nie była tak świadoma swojego ciała, tak beznadziejnie
dostrojona do odległości między jego ręką a jej własną, tak rozpaczliwie
pragnącą kontaktu.
Żałowała, że zjadła tyle lodów.
Jego palce zgięły się.
— Na właściwiej randce — powiedział —
nie byłabyś tam… wrzucona. Byłabyś tam, bo tego byś chciała.
— Więc coś podobnego do tego? —
mruknęła cicho.
Wpatrywał się w nią przez kilka
sekund, podczas których Ziemia przestała się obracać wokół własnej osi, a
żołądek Hermiony wykonał obrót godny kilku złotych medali olimpijskich.
Jej mały palec musnął bok jego dłoni.
Wzniosła
się ku niebu.
A potem Draco wstał tak nagle, że
dostała choroby lokomocyjnej.
— Nie — powiedział ostro. — Nie chcę…
nic takiego… — Odchrząknął. — Nie.
I zanim Hermiona zdążyła coś
powiedzieć, odwrócił się w miejscu i zniknął w nocnym powietrzu, jakby nigdy go
tam nie było.
Ulica Pokątna nigdy nie była tak
cicha.
Hermiona była w szoku. Tak jakby była
na przejażdżce rollercoasterem w wesołym miasteczku, który unosił ją i obracał,
zanim bez ostrzeżenia upuścił na głowę i nie miała pojęcia, co o tym myśleć.
Zrobiło jej się zimno. Deser w żołądku
nagle wydał się mdły. Została odrzucona przez dwóch mężczyzn w ciągu jednego
wieczoru.
Draco patrzył na nią, jakby była kimś genialnym, rozmawiał i śmiał się z nią
długo po tym, jak skończyli jeść. Ale gdy próbowała wyrazić słowami swoje
uczucia, wstał i zniknął.
Usunęła kubełek po lodach i wstała z
piekącymi powiekami i umartwieniem skręcającym się w żołądku.
Nienawidziła go, nienawidziła go, nienawidziła go.
Co więcej nienawidziła tego, że w
jakiś sposób była zdenerwowana. Jakby
cząstka jej liczyła na inny obrót spraw.
Wieczorem Krzywołap nie usłyszał
relacji scena po scenie. Zamiast tego Hermiona ukryła twarz w jego boku i nie
puściła, dopóki futro nie było zdecydowanie wilgotne.
Jak u licha ma kiedykolwiek stanąć
twarzą w twarz z Draco?
________
Witajcie :) Tak jak obiecałam, dzisiaj pojawia się trzeci rozdział tłumaczenia. Nie wiem jak Wy, ale z dotychczas opublikowanych rozdziałów ten lubię najbardziej. Może dlatego, że dotyczy naszej ulubionej pary? Tak czy inaczej, ich ciągłe przekomarzania to coś, co uwielbiam. Dajcie znać, co sądzicie o tej części.
Wczoraj skończyłam tłumaczyć tę historię, także kolejne publikacje planuję na wtorek i piątek. Teraz czas nadgonić To, co najlepsze. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości pojawi się nowy rozdział. Chcę także dokończyć publikowanie na Ao3 i uporządkować historie oczekujące na tłumaczenie, a wierzcie mi jest tego sporo. Być może na blogu i Wattpadzie pojawi się lista oczekujących historii, ale na razie jestem na etapie planowania.
Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu! Enjoy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✪ Dziękuję, że tu jesteś ;)
✪ Jeśli możesz, zostaw po sobie ślad. Komentarze są dla mnie napędem do dalszej pracy ;)
✪ Nie spamuj od tego jest odpowiednia zakładka (SPAM)